niedziela, 31 marca 2013

3. Verschlingt jede Träne die fällt.



3. Verschlingt jede Träne die fällt.

Patrzył się na mnie smutnym wzrokiem.
- Twoja matka od kiedy jest z tym Gordonem?- zapytał.
- Miałem sześć lat jak wzięli ślub, ale mieszkamy z nim tutaj odkąd pamiętam. Miałem chyba trzy lata, jak się poznali.- odpowiedziałem.
- Zazdroszczę ci tego.- oznajmił szczerze, ale bez zawiści.- Zawsze chciałem mieć udaną rodzinę. I brata.- dodał.
Jeśli chciał, żebym się wzruszył, to prawie mu się udało. Posmutniałem. Czułem się niemal winny za to, że ja mam rodzinę, a on nie. Natychmiastowo zmieniłem swój stosunek do niego.
Wpatrywaliśmy się w swoje oczy jak w lustrzane odbicia.
- Jutro na pierwszej lekcji siedzę sam, mamy chemię.- poinformowałem go.- Możesz usiąść ze mną, jeśli chcesz.- chciałem, żeby to zabrzmiało jak okazywanie łaski, ale raczej nie wyszło mi to jak zaplanowałem.
Pokiwał głową.
- Może… moglibyśmy jutro spędzić ze sobą trochę czasu, co?- zaproponował nieśmiało.
To oczywiste, że go onieśmielałem. No i oczywiście, był w domu…. cóż, obcy…
- Jutro mamy z chłopakami próbę, ale…- urwałem, czując, że zabrnąłem za daleko, jednak zignorowałem to i poszedłem dalej.
Wyciągnąłem z szafki nocnej zeszyt i nuty rozpisane na elektryka.
- Myślisz, że umiałbyś to zagrać?- zapytałem podając mu kartkę z moją (naszą) najnowszą piosenką.
Śledził zapiski wzrokiem jakiś czas, zapewne czytając przy okazji zapisany obok tekst.
- To jest świetne…- zaniemówił, czytając tekst jeszcze raz.- Kto wam pisze teksty?
Obruszyłem się trochę i napuszyłem.
- Napisałem to dziś po szkole.- odpowiedziałem.
- Wow…- wydusił z siebie z podziwem dla mojej osoby, co mi oczywiście bardzo schlebiało.- Na pewno świetnie brzmi.
Odchrząknąłem, żeby skupić na sobie jego uwagę.
- No, właśnie… Nie mamy gitary prowadzącej, więc nie mam zielonego pojęcia, jak to brzmi.- przyznałem.
Zamrugał parę razy.
- Rozpisujecie nuty bez gitarzysty?- nie krył zdziwienia.
- George gra na basie, Gus na perkusji, więc ma świetny słuch, a ja intuicję.- wytłumaczyłem.
Myślał chwilę.
- Chcesz, żebym to teraz zagrał?- zapytał.
Wstrzymałem oddech. Było wspaniale posłuchać tego tak, jak powinno brzmieć i to jeszcze pierwszemu z zespołu. I nie ważne, że jeszcze niedawno mówiłem, że nic mu nie ułatwię. Muzyka była całym moim życiem. Jak mogłem nie przytaknąć?
- Ja… Tak…- wydukałem.
Wstał i poszedł do swojego pokoju, z którego wrócił z gitarą i wzmacniaczem.
- Choć do studia.- powiedziałem i go wyminąłem.
Szedł za mną do kolejnego pokoju.
Na miejscu rozstawił sprzęt, podłączył wzmacniacz i spoglądając na nuty zaczął grać pierwsze akordy.
Siedziałem na podłodze w rogu z tekstem i od refrenu zacząłem sobie podśpiewywać pod nosem. Była taka, jaką dokładnie sobie wyobraziłem. Melodia idealnie odpowiadała temu, co leciało w mojej głowie, gdy pisałem tą piosenkę.
Uśmiechnąłem się smutno, gdy skończył.
Spojrzał na mnie pytająco, jakby prosił o ocenę.
Podniosłem się i podszedłem do niego.
- Tom, potrzebujemy gitarzysty.- oznajmiłem głośno.- Prawie wcale się nie znamy, ale może dołączysz do nas, co?- zapytałem niepewnie. Nie byłem przyzwyczajony do proszenia o cokolwiek.
- Jasne.- odpowiedział bez zastanowienia.
Odwróciłem się i podszedłem do drzwi. Cały czas czułem na sobie jego wzrok.
- Tak, wiem, że mam boski tyłek, ale nie musisz mnie rozbierać wzrokiem…- rzuciłem żartobliwym tonem, a on dosłownie zrobił się czerwony i odwrócił wzrok.
- Ja wcale nie…- próbował zaprzeczyć, ale najwyraźniej uznał, że jest bez szans bo zaprzestał prób wytłumaczenia się.
Spojrzał na mnie, w moje oczy.
Wywróciłem oczami i uniosłem brew w oczekiwaniu.
- No, zadaj to pytanie…- powiedziałem. Dziwne, że wiedziałem, o co Dred chce się zapytać i, że w ogóle chce, ale po prostu o tym wiedziałem.- Lepiej teraz niż o piątej nad ranem, gdy uznasz, że za bardzo nurtuje cię odpowiedź, żebyś mógł zasnąć.
Zarumienił się jeszcze bardziej. Nie myliłem się co do treści pytania.
- Bill, czy ty jesteś… No wiesz… Gejem?- wyjąkał w końcu.
- Czyżby teraz boski tyłek znaczył tylko homoseksualistów?- zadrwiłem.- Nie, nie jestem. Przynajmniej o tym nie wiem.- odpowiedziałem.- A ty?- uniosłem brew.
- Ja…- zająkał się.- Ja nie wiem…- wyznał.- Masz kogoś?
Pokręciłem przecząco głową.
- Ja miałem dziewczynę w Berlinie.- powiedział cicho.- Ale zdradzała mnie z moim przyjacielem.
- To chyba już nie przyjaciel.- zauważyłem, a on uśmiechnął się smutno.
- Wolałem wyjechać niż się z nimi użerać.- przyznał.- Bill,- spojrzał mi w oczy i podszedł bliżej.- przyjazd tutaj to dla mnie szansa na nowe życie. Wyrwałem się stamtąd i nie chcę tam wracać.- mówił szczerze, bo i trudnościami w kontroli głosu.- Zawsze marzyłem o rodzinie, jaką ty masz. Zawsze chciałem mieć brata, a myśl, że go mam kilkadziesiąt kilometrów dalej, ale nie mogę się z nim zobaczyć, odbijała mnie.
- A teraz jesteś rozczarowany, bo twój brat farbuje włosy, maluje się i ubiera modnie w specyficzny sposób.- podniosło mi się ciśnienie. Jakim prawem on mógł mnie oceniać?! Idiota!!!
- Nie, ja właśnie chciałem powiedzieć, że bez względu na to, kim jesteś, ja okropnie się cieszę, że w ogóle jesteś.- wyznał.- Matki nie znam w ogóle. Ojca nie chcę widzieć na oczy, bo zawsze tylko wszystko mi utrudniał. Ledwo cię znam, ale jesteś wszystkim, co mam. Jeśli i ty mnie odrzucisz, ja nie będę miał już nikogo innego.- w jego oczach ukazały się łzy.
Wstrząsnęło mnie to, jaki szczery i prawdziwy był przy mnie- osobie, której w ogóle nie znał.
Mimowolnie przytuliłem go. Moje postanowienia o ignorancji poszły spać. Ja… nie potrafiłem postąpić inaczej.
Był ciepły i miękki.
W pewnej zadumie zacząłem głaskać lekko jego dredy.
- Co on ci zrobił, Tom?- wyszeptałem całkowicie nie wiedząc, co się robi, gdy ktoś  nieznajomy wypłakuje się w twoją koszulkę.
Ale czy mogłem go nazywać nieznajomym? Był moim bratem i to nie tylko na papierze. Ja czułem tą więź, naprawdę  ją czułem.
Złapałem go za nadgarstek i zaprowadziłem do swojego pokoju.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie na łóżku. Patrzyłem w jego zapłakane oczy.
- Co ci się przydarzyło, Tom?- zapytałem ponownie.
Nie odpowiedział.
Ja nie znałem odpowiedzi na to pytanie, ale moja podświadomość tak.
- Pił?- zapytałem, a jego oczy się rozszerzyły i zaświeciły. Właściwy trop.- Bił cię?- więcej łez. Dedukcja szła mi całkiem nieźle.
Przytuliłem go do siebie.
- Wiesz, że to się skończyło, prawda?- szeptałem. I to tyle z bycia obrażoną na cały świat księżniczką.- Tutaj nic ci nie grozi. Jesteś bezpieczny.- spojrzał na mnie z wyraźną ulgą w oczach.- Dlaczego on ci to robił?- zapytałem.
Spuścił wzrok. Podążyłem za tym wzrokiem i utkwiłem na wybrzuszeniu w bokserkach.
Odsunąłem go lekko od siebie tak, żebym mógł spojrzeć w jego oczy.
- On to robił, bo jesteś gejem, prawda?- zapytałem delikatnie.
W jego oczach zobaczyłem dzikie przerażenie.
Nic nie powiedział, ale ja wiedziałem. Po prostu wiedziałem.
- Mnie nigdy nie stracisz, Tom.- ponownie go przytuliłem.- Niezależnie od tego, kim jesteś.- powiedziałem cicho.- Nie zawsze byłem gwiazdą i najpopularniejszą osobą w szkole. Wiem, jak to jest być innym. Zanim poznałem Gustava i Georga przeżyłem piekło. To oni pomogli mi się pozbierać.- wyznałem.
Niesamowita, jak mogła działać więź braterska. Bliźniacza. Byliśmy połówkami jednego.
On też mnie objął i przytulił się mocniej, a i z moich oczu popłynęły łzy. Pożeraliśmy nawzajem swoje łzy.
- Bill, dlaczego jeszcze…- do mojego pokoju weszła mama i stanęła jak wryta zastając taką scenę. Syna, które zarzekał się być nieprzyjemnym i syna, którego dopiero co poznała.- …nie śpisz…- dokończyła z szokiem wypisanym na twarzy.
Spojrzałem na nią przez łzy, a ona w jednej chwili znalazła się obok nas i mierzyła wzrokiem nasze zapłakane twarze.
- Boże, Bill, co tu się stało?- patrzyła na nas przerażona.
- Nic, mamo…- odpowiedziałem cicho, nie przestając przytulać się do Toma.- Ale nie pozwolę ci już nigdy nas rozdzielić…- wyszeptałem i także w jej oczach stanęły słone krople.
Przytuliła nas do siebie.
- Nigdy nie wybaczę sobie tego, na co się zgodziłam…- wyszeptała.

**************************************
Dorzucam trochę :) W końcu święta, nie?

2. Sagt es mir jetzt in mein Gesicht


2. Sagt es mir jetzt in mein Gesicht

Zszedłem na dół i przystanąłem na półpiętrze, skąd miałem doskonały widok na drzwi wejściowe.
Gordon wszedł do środka, niosąc dwie walizki, za nim szła moja mama z futerałem. Na końcu ujrzałem jego.
Niósł wielkie, czarne pudło i jeszcze jedną walizkę.
Miał blond dredy, przewiązane na czole bandaną, a na to wszystko jeszcze klasycznego fullcap’a. Miał szerokie, jeansowe spodnie i białą, ogromną bluzę, zakrywającą wszystko dokładnie, więc nie miałem nawet szans domyślać się jego prawdziwej sylwetki. Miał w wardze kolczyk, łudząco podobny do mojego w prawej brwi. Bliźniak? Byliśmy totalnie inni!!!
„Skajt”- pomyślałem tylko o nim.
Postawili wszystko na ziemi.
Wygiąłem swoje ciało w odpowiednia pozę. Nogi rozstawione, ręce skrzyżowanie na piersi, głowa lekko przekrzywiona w lewo, prawa brew uniesiona w pogardzie, usta troszkę wydęte. Niech nie myśli, że będzie łatwo, nawet, jeżeli nie jest to jego wina.
Podniósł wzrok do góry i nasze oczy się spotkały. Jego tęczówki również były ciemnobrązowe. Rzecz, która nas łączyła.
Uśmiechnąłem się odrobinę jadowicie i ruszyłem chodem godnym najlepszego modela (którym przecież byłem) w dół schodami.
Nie potykając się ani razu stanąłem przed nim. Byliśmy jednakowego wzrostu.
- Cześć.- odezwałem się, cały czas patrząc mu w oczy równie magnetyzujące, co moje.- Jestem Bill.- wyciągnąłem rękę.
- Tom.- uścisnął mi dłoń. Miał też, tak samo tak ja, delikatną skórę.
Nastała chwila ciszy.
- Bill, pokaż Tomowi jego pokój.- poprosiła mama.
- Jasne.- rzuciłem i odwróciłem się w stronę schodów, jednak zatrzymał mnie dzwonek do drzwi.
Uśmiechnąłem się.
„Nareszcie”- pomyślałem i podszedłem do drzwi.
Otworzyłem je, a za nimi stali Georg i Gustav.
- Myślałem, że się nie doczekam.- westchnąłem z udawaną złością
- Sorry, Gwiazdeczko, ale Gustav uparł się, żeby jeszcze zamówić pizzę…- powiedział Georg z przesadną słodkością i pomachał mi pudełkami z pizzą przed nosem.
Zmarszczyłem swój nos, czując zapach mojej ulubionej potrawy i zmrużyłem oczy.
- Jaka?- zapytałem.
- Wegetariańska.- odpowiedział Gus.
- Dobra, wybaczam wam.- uśmiechnąłem się lekko i przepuściłem w drzwiach.
Przeszli na hall i widziałem, jak się zatrzymują.
- Dobry wieczór państwu.- powiedzieli grzecznie i jednogłośnie.
- Cześć, chłopaki.- powitał ich Gordon.- Ostatnio jak sprawdzałem to coś ci szwankowało ze wzmacniaczem, George. Sprawdź to.- polecił.
- Jasne.- odpowiedział Geo.
Oboje przenieśli spojrzenia na chłopaka w dredach.
- A tak…- udałem nonszalanckość.- Gustav, George, poznajcie mojego brata bliźniaka Toma.- wskazałem na blondyna.
Ci spojrzeli po sobie, później na mnie, czy przypadkiem nie żartuję, gdy jednak nie znaleźli w mojej twarzy rozbawienia, wymienili między sobą uściski dłoni.
- Idźcie do studia.- poleciłem im.- Zaraz do was dołączę.
Bez słowa udali się na schody i zaraz zniknęli z widoku.
Również podszedłem do schodów.
- Idziesz?- rzuciłem przez ramię do chłopaka?
Ten nic nie odpowiedział, jedynie wziął to, co wcześniej niósł ze sobą plus futerał i poszedł za mną.
Skręciłem do pokoju, znajdującego się obok mojego, tak zwanego gościnnego, a on wszedł za mną.
- Masz własną łazienkę.- poinformowałem go.- Mieszkam za ścianą.- dodałem jeszcze i podszedłem do drzwi.- Kolacja będzie prawdopodobnie za godzinę.- rzuciłem na odchodne.
Już miałem zamiar wyjść z pokoju, kiedy się odezwał.
- Bill?- zatrzymał mnie jego głos.
Odwróciłem się i spojrzałem na niego.
- Co?- zapytałem znudzonym głosem.
- Chyba nie będzie wam przeszkadzać, jeśli pogram czasem na gitarze, co?- zadał pytanie, a mój wzrok automatycznie przeniósł się na instrument w futerale.
- Klasyczna?- uniosłem brew.
- Elektryczna.- odparł.
Oczy mi się zaświeciły.
- Nie.- odpowiedziałem krótko i zniknąłem.
Udałem się do studia, analizując to, co właśnie usłyszałem. Grał na gitarze elektrycznej?
Wszedłem do pomieszczenia i spoczęły na mnie dwie pary zaskoczonych, zdziwionych i pytających oczu.
- No i co się tak gapicie?- fuknąłem.- Myślicie, że jestem zadowolony z tego, że po szesnastu latach dowiedziałem się o bracie bliźniaku?- warknąłem.
Gustav zaśmiał się, a Georg wywrócił oczami.
Opowiedziałem im pokrótce to, czego dowiedziałem się od matki, czyli wszystko, co wiedziałem na temat otaczającego mnie zamieszania. W międzyczasie otworzyliśmy pudełka z pizzą i wsuwaliśmy w siebie kawałek po kawałku.
- No… i jaki on jest?- wyjąkał Gus.
- A skąd mam to wiedzieć?!- krzyknąłem.- Przyjechał dwie minuty przed wami!- zirytowałem się.
- Dobra, spokojnie, Gwiazdeczko…- zaśmiał się długowłosy Georg.- Skoro tyle dzisiaj niespodzianek cię spotkało to pokaż, co napisałeś.- niebywałe, jak dobrze mnie znał.
Zmrużyłem niebezpiecznie oczy, ale po chwili podałem im zeszyt z nową piosenką.
- Jaki tytuł?- zapytał perkusista.
- Durch den Monsun.- odpowiedziałem po chwili zastanowienia.
Nastała chwila ciszy, podczas której chłopacy uważnie analizowali tekst. Zdawali się czytać każdą linijkę po kilka razy i wymieniać w międzyczasie ukradkowe, znaczące spojrzenia.
- Możecie w końcu coś powiedzieć?- zirytowałem się w końcu.
Basista zachichotał.
- Jak masz pisać takie coś za każdym razem jak się dowiesz o bliźniaku to musimy chyba z Gustavem poszukać nowych kandydatów na twoich braci.
Uśmiechnąłem się dumny z siebie i dzieła, które stworzyłem szybciej niż którekolwiek, kiedykolwiek.
- Musimy to jeszcze rozpisać na instrumenty.- przypomniał Gus.- I co w końcu robimy z tą gitarą prowadzącą? Jak chcemy do czegoś dojść, to naprawdę powinniśmy kogoś znaleźć.
Serce zabiło mi szybciej.
- Zostawcie to mi…- rzekłem.- Ja… spróbuję to załatwić.
Pokiwali głowami na zgodę.
- To co?- George podniósł się z podłogi.- Leb’ die Sekunde na rozgrzewkę, poćwiczymy jeszcze Freunde bleiben i zajmiemy się rozpisywaniem.- zaproponował.
Zgodziliśmy się.
Przenieśliśmy się za lustro weneckie do pomieszczenia nagraniowego, George podłączył basa i zaczęliśmy próbę.
Jak zawsze nie fałszowałem, chłopacy również się nie mylili i ogólnie próbę można było zaliczyć do udanych.
Rozpisywanie nut na basa i perkusję zajęło nam jedynie dwie godziny. Najdłużej rozpisywaliśmy to na gitarę prowadzącą, ponieważ żaden z nas nie miał doświadczenia na tym polu i kierowaliśmy się jedynie słuchem Gustava, moją intuicją i wiedzą książkową Georga.
Spróbowaliśmy zagrać nową piosenkę, ale od początku stało się dla nas jasne, że nie ma w sobie tego czegoś. Charakteru... brzmienia gitary elektrycznej.
Irytowało mnie to okropnie, że tekst jest genialny, nuty rozpisane i dość szybko opanowane przez chłopaków, jednak piosenka się nie składała.
Prawie rzuciłem mikrofonem w szybę, jednak opanowałem się w dobrym momencie. Przerwaliśmy i postanowiłem, że rozpiszemy jeszcze na elektryka Lass uns hier raus. Pograliśmy to jeszcze trochę i wtedy ktoś wszedł do pomieszczenia.
Przez lustro wenecki nie mieliśmy pojęcia, kto to był. Zażyczyłem je sobie, żebyśmy mogli zamykać się tam we własnym świecie, nie widząc nikogo, nawet jeśli ktoś nas obserwował.
Drzwi się otworzyły, gdy zbieraliśmy nuty z podłogi, chcąc je uporządkować na nowo. Goergowi nie robiło to różnicy, ale ja i Gustav musieliśmy mieć wszystko poukładane, na swoim miejscu. Basista już wolał nam pomóc niż się znów o to kłócić.
- Hej.- powiedział cicho blondyn, mój brat znaczy… w sensie Tom.- Twoja mama mówiła, że tu jesteś.- mówił konkretnie do mnie.
- I co w związku z tym?- uniosłem brew i odgarnąłem włosy z lekko zroszonego potem czoła.
- Mógłbym później przyjść do ciebie, żebyś pokazał mi materiał do szkoły? Twoja mama mówiła, że jesteśmy w jednej klasie.- wytłumaczył trochę przytłoczony trzema parami oczu uważnie mu się przyglądających.
Zamrugałem parę razy.
„W jednej klasie?!!!”- wydarły się moje myśli.
- Mi mówiła, że będziemy w jednej szkole. Nie wspominała nic o wspólnej klasie.- poinformowałem go. Jego twarz wyrażała istne skonfundowanie.- Przyjdź o dwunastej.- powiedziałem.
- Jasne.- rzucił i wyszedł ze studia.
Chwilę jeszcze patrzyłem się w drzwi, które zatrzasnęły się za nim.
- Jak dwie krople wody…- zachichotał basista.
- Jeszcze słowo i wylądujesz za tamtym oknem.- wywarczałem, wskazując dłonią w kierunku, w którym znajdowało się okno w pokoju obsługi.
Nie odezwał się już, ale też nie przestał się dziko uśmiechać i wymieniać porozumiewawczych spojrzeń z Gusem.
Nie graliśmy już. Była dziesiąta w nocy i zajęliśmy się jedynie dopracowywaniem Durch den Monsun.
O jedenastej zebrali się i poszli do swoich domów. George zostawił gitarę, bo mieliśmy się jutro spotkać o tej samej porze.
Zostawiłem w studiu rękawiczki, poszedłem do pokoju i rzuciłem zeszyt oraz rozpisane nuty na łóżko.
Zabrałem czyste bokserki, czarną koszulkę i poszedłem do łazienki, połączonej z pokojem, którą miałem na własność.
Zrzuciłem z siebie rzeczy i poskładałem w kostkę. Wziąłem długi prysznic, myśląc o wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwunastu godzin.
Niebywałe, jak życie może się odwrócić o 180 stopni. Jeszcze rano byłem tylko ja. Teraz jest nas już dwóch. I do tego jesteśmy bliźniakami, wyglądającymi na kompletne przeciwieństwa.
„Nie, no, zaakceptowałbym wszystko, ale, że mój bliźniak jest skajtem?!”- prychnąłem jednocześnie krzycząc w myślach.- „Przecież te ubrania są okropne, obrzydliwe… Jak można się tak nosić…?”.
I ja mam się z nim jutro pokazać w szkole? Powiedzieć, że co? Mój odnaleziony brat bliźniak? Powiedzieć prawdę? Nic nie mówić? Przyznać się do niego i stracić reputację w szkole? Nie przyznać i mieć przerąbane w domu?
- Scheisse…- zakląłem pod nosem i otuliłem ciało puchatym, czarnym ręcznikiem.
Ubrałem się i wróciłem do pokoju. Usiadłem na łóżku i przejrzałem jeszcze raz wszystkie nuty. Poskładałem wszystko i schowałem do szafki nocnej. Włożyłem słuchawki na uszy, ułożyłem się wygodnie, zamknąłem oczy i przesłuchałem parę naszych nagrań po raz kolejny żałując, że nie mogę tego usłyszeć w pełnej krasie.
Po chwili poczułem jakiś inny zapach i automatycznie otworzyłem oczy.
Oto przede mną stał Tom. Również jedynie w bokserkach i ogromnym (a czego ja się po skajcie spodziewałem?) podkoszulku.
Zdjąłem słuchawki.
- Puka się.- zauważyłem zgryźliwie.
- Pukałem. Nie słyszałeś.- odpowiedział.
Nie skomentowałem. Wiedziałem, że miał rację i tylko zrobiłbym z siebie idiotę twierdząc inaczej.
- To co chcesz konkretnie?- zapytałem podnosząc się do siadu, aby następnie wstać z łóżka i sięgnąć po nieruszoną od powrotu ze szkoły torbę.
- To, co będzie jutro.
Wywróciłem oczami i podszedłem do półki z książkami, z której wziąłem pięć zeszytów i podałem Dredowi.
- Oddaj jutro rano.- powiedziałem.
Skinął głową i nie ruszył się z miejsca, gdy ja się pakowałem do łóżka.
Patrzył na mnie chwilę, jakby podejmował jakąś ważną decyzję.
Podszedł do mojego łóżka i stanął nade mną.
Znów poczułem zapach jego wody kolońskiej. Pachniał bardzo ładnie, musiałem przyznać. I zauważyłem też to, czego pod żadnym pozorem nie można ujrzeć widząc go w tych obrzydliwych spodniach. Był szczupły, no może nie tak jak ja, ale jednak. Był również wysportowany, czego ja o sobie powiedzieć nie mogłem. Nigdy nie lubiłem w-fu…
Uniosłem brew mierząc go wzrokiem i zastanawiając się, co on tu jeszcze robi.
- Wiesz, może byłoby fajnie, jakbyśmy się lepiej poznali…- zaproponował cicho.
Prychnąłem.
- Chyba raczej w ogóle poznali.- poprawiłem go.
Uśmiechnął się lekko.
- Jest dość późno, nie uważasz?- zapytałem.
- Rzeczywiście, jest, ale może mógłbyś chociaż powiedzieć mi coś o sobie w skrócie…?- nalegał.- O sobie opowiem ci jutro.- dodał.
Zastanowiłem się chwilę, jak postąpić i cicho mlasnąłem ustami ganiąc się za tak szybkie zgodzenie się na taki układ.
- Moje życie nie jest jakimś skrótem.- udałem trochę obrażonego.- Chyba raczej wiesz, kiedy się urodziłem…- zadrwiłem.- Podobno jesteś starszy ode mnie o 10 minut, dlatego ojciec wziął ciebie, a nie mnie.- pominąłem kwestię wagi i wielkości.- Powiedzmy tak… Jestem jedynym jasnym punktem w czarnej, szkolnej rzeczywistości.- powiedziałem skromnie o sobie.- Jestem gwiazdą naszego liceum i każdy o tym wie. Mamy z Gustavem i Georgiem mały zespół. Gramy od paru lat.
- Na czym grasz?- zapytał.
- Śpiewam.- odpowiedziałem krótko.
Pokiwał głową.
- A ty…- zacząłem.- Dobrze grasz na gitarze?
- Gram od siódmego roku życia, więc myślę, że nawet nieźle.- powiedział.
Myślałem przez chwilę, czy nie pokazać mu nutek, ale ostatecznie stwierdziłem, że jeszcze go wcale nie znam.
Wywróciłem oczami zrezygnowany. W końcu często kładę się spać jeszcze później…
- No… dobra… To opowiedz o sobie teraz.- poleciłem mu.
Uśmiechnął się. Mogę przyrzec, że to był najszczerszy i najładniejszy uśmiech, jaki w życiu widziałem.
- Ja… Mieszkałem w ojcem i jego dziewczyną przez sześć lat w Monachium, potem się rozstali, a my przenieśliśmy się do Berlina. Jak miałem osiem lat ojciec się ożenił z Norą. Była nawet miła, starała się przypaść mi do gustu, ale ja nigdy nie trawiłem tych kobiet ojca…- westchnął.- Rozwiedli się rok temu, bo ojciec znalazł sobie inną. Teraz, jak ojciec miał wypadek samochodowy i cały czas leżał w szpitalu mieszkałem jakiś czas sam. Później ojca przeniesiono do ośrodka rehabilitacyjnego.
- I wtedy kazał ci tu przyjechać?- wtrąciłem pytanie.
Zarumienił się.
- Nie, Bill… Ty nic nie rozumiesz…- pokręcił głową, a ja zmrużyłem oczy rzeczywiście próbując zrozumieć, o co tu chodzi.- Ja wiedziałem o tobie… i sam zaproponowałem, że tu przyjadę.
Zamurowało mnie. On wiedział o mnie, a ja o nim nie?! Chcę usłyszeć prawdę prosto w twarz.
Przesunąłem się, żeby mógł klapnąć. na łóżku.
Usiadł naprzeciwko mnie po turecku.
Moje ciało przeszyło coś dziwnego. Nie umiałem powiedzieć, co to było, ale zinterpretowałem informację. To był mój brat, mój bliźniak. Druga połówka mnie. Nieznajomy szukający miłości, zrozumienia i zaufania.

1. Wir kehren zum Ursprung zurück.


1. Wir kehren zum Ursprung zurück.

Siedziałem w samochodzie i zza przymrużonych oczu obserwowałem czarną rzeczywistość na około. Moja matka prowadziła. Nie miałem najmniejszej ochoty, żeby mówiła cokolwiek.
Mama spoglądała na mnie co chwilę nerwowo widocznie odczuwając skutki niewygodnej ciszy.
- Bill, kochanie…- zaczęła swój wywód, ale powstrzymałem jej wypowiedź ręką.
- Nie potrzebuję długiej historii.- odparłem.- Po prostu wróć do początku i wymień fakty.- zażądałem
Westchnęła, ale byłem pewien, że zrobi to tak, jak ja chciałem – po prostu przyzna się. Do czego? To się okaże, ale jej mina już zdradzała, że jest winna.
Zaczęła. Wiedziała, że wolę konkrety niż lanie wody.
- W roku 1989 zaszłam w ciążę mnogą.- rzuciła hasło.- Jorg rzucił mnie po paru miesiącach, jednak gdy dowiedział się, że dzieci są ją jego zażądał praw rodzicielskich. Nie zgodziłam się, aczkolwiek doszliśmy do porozumienia. On zabrał Toma a ja ciebie. Od tamtego czasu nigdy się nie kontaktowaliśmy.
- Dlaczego wziął właśnie jego?- dociekałem.
- Bo był starszy o 10 minut, większy i silniejszy.- wyjaśniła.- Ty byłeś słabszy i potrzebowałeś mojej opieki. Zawsze byłeś moją Kruszyną.- pogładziła mnie lekko po policzku.
Zacisnąłem obruszony swoje czarne od makijażu oczy i odgarnąłem sięgające do ramion, czarne włosy do tyłu.
- Miałaś tak do mnie nie mówić.- napomniałem ją przez zaciśnięte zęby.
Nic nie odpowiedziała.
- Więc, dlaczego dyrektorka mnie wezwała i skąd miała jego akt urodzenia?- zapytałem.
- Zapisałam Toma do twojej szkoły. Nie sądziłam, że dyrektorka będzie na tyle wścibska, żeby o tym z tobą rozmawiać zanim ja to zrobię.- westchnęła, zapewne wyklinając siwowłosą w myślach.
- Aa…ale jak to do mojej szkoły?- wyjąkałem, dalej nie mogąc zrozumieć, co się dzieje wokół mnie.
- Jorg miał wypadek i nie jest w stanie zapewnić opieki Tomowi. Skontaktował się ze mną z prośbą, żebym się z nim zajęła przez czas jego rekonwalescencji.
Wbiłem czarne paznokcie w skórzany fotel.
- Co na to Gordon? Wiedział o nim?- zadałem kolejne pytanie.
- Tak. Ucieszył się, że pozna twojego brata.- odparła szczerze.
Zatrzymaliśmy się przed domem.
Spojrzałem na piękną willę tak, jakby była winna temu wszystkiemu.
- Jak ty to sobie wyobrażasz?- zapytałem lekko zestresowany, patrząc jej prosto w oczy.
- Zapewniam, że dla niego to tak samo trudne, jak dla ciebie. Po prostu bądź dla niego miły…
Przerwałem jej chrząknięciem i znaczącym spojrzeniem, podkreślonym uniesioną brwią.
- Powiedzmy, że spróbuję nie wchodzić mu w drogę, jeżeli on zrobi to samo.- zaproponowałem.- Ta szkoła jest moja i nich się do tego lepiej przyzwyczai, mamo.- oznajmiłem, a ona tylko pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Przyjedzie dziś wieczorem.- dodała jeszcze i opuściła pojazd.
Ja również udałem się do domu przez wielką, mosiężną, pięknie zdobioną bramę.
W domu udałem się do swojego ogromnego pokoju w lewym – mieszkalnym – skrzydle. Rzuciłem czarną torbę Gucci na niskie łóżko z metalową obudową i uwaliłem się na fotel z komórką w ręce.
Uśmiechnąłem się, rozglądając się po pomieszczeniu urządzonym przeze mnie w stylu minimalistycznym. Tylko czerń, biel i srebro. I wielki czerwony fotel, jako widoczny akcent.
„Weźcie sprzęt i wpadajcie wieczorem. Nie ma szans, żebyście uwierzyli mi na słowo, co właśnie mi się przydarzyło”- napisałem sms do Georga i Gustava jednocześnie. Byli jeszcze w szkole i wcześniejszy powrót do domu wydawał się jedyną pozytywną stroną zaistniałej sytuacji, której byłem uczestnikiem.
Poczekałem na wiadomość zwrotną, która była pozytywna, po czym sięgnąłem po zeszyt i ołówek.


Das Fenster öffnet sich nicht mehr
Hier drin ist es voll von dir und leer
Und vor mir geht die letzte Kerze aus
Ich warte schon ne Ewigkeit
Endlich ist es jetzt soweit
Da draußen ziehn die schwarzen Wolken auf.


Słowa szybko popłynęły.
Co raz częściej ogarniał mnie niepokój. Zwykłe uczucie, powodujące, że dłużej się zastanawiałem, w którą stronę skręcić wracając do domu ze szkoły.
Ale niepokój, jak każde inne uczucie sprzyjało pisaniu – jedynemu odprężającemu zajęciu, jakie było dla mnie przeznaczone.
Zszedłem na dół na obiad. Usiadłem na swoim miejscu naprzeciw Gordona i zacząłem nakładać sobie na talerz mieszankę sałat. Z niemym obrzydzeniem odwracałem wzrok od ojczyma, pochłaniającego stek. Po chwili do jadalni weszła moja mama z miską parującego, wegetariańskiego spaghetti dla mnie i dla siebie. Nie była wegetarianką, ale za wołowiną również nie przepadała.
Przy stole panowała nienaturalna cisza. Zawsze dużo rozmawialiśmy. Traktowałem Gorgona jak ojca, mimo iż nim nie był. Pobrał się z moją mamą i adoptował mnie, gdy miałem sześć lat. Byłem jednak zbyt dumny, żeby mówić do niego „tato”. Ale on chyba i tak wiedział, ile dla mnie znaczy.
- Jak w szkole?- zapytała głowa rodziny.
- Jakbyś nie wiedział.- odparowałem.
Zachichotał i spojrzał znacząco na swoja żonę.
- Jeżeli ten Tom jest choćby w jednej setnej tak rozpieszczony, jak jego bliźniak, to ja się wyprowadzam.- zaśmiał się jedyny mężczyzna oprócz mnie.
Zrobiłem minę obrażonej księżniczki, którą w zasadzie naprawdę się czułem i wyżyłem się na niewinnym liściu sałaty, dźgając go któryś raz z rzędu.
- Gustav i Georg przychodzą do mnie.- oznajmiłem.
Mama zrobiła trochę zawiedzioną minę, a Gorgon ponownie się zaśmiał.
- Bill, nie uważasz, że trzech na jednego to trochę niesprawiedliwe?- zapytał nadal się uśmiechając.
Parsknąłem cicho śmiechem. Jak on mnie dobrze znał…
- Bill, prosiłam cię, żebyś był…- zaczęła mama, ale po chwili zmieniła sens zdania.- Mówiłeś, że nie będziesz wchodzić mu w drogę.- powiedziała niemal z wyrzutem.
- Powiedziałem tylko, że przychodzą G&G a ty od razu, że chcę komuś uprzykrzyć życie.- odpowiedziałem z udawanym wzburzeniem i puściłem oczko do Gorgona.
Ten o mało nie zakrztusił się sokiem.
- A nie mam racji?- spojrzała na mnie z powątpiewaniem.
- Oczywiście, że masz.- wyszczerzyłem się.
Gordon musiał wyjść, żeby nie opluć się piciem, cały podrygując od śmiechu. Dawno nie był w tak dobrym humorze. Moja sytuacja na pewno wydawała mu się zabawna. Ciekawe, co on by zrobił dowiadując się po szesnastu latach, że ma bliźniaka?!
Mama patrzyła na mnie uważnie. Moment, w którym skończyły się  żarty.
- Kochanie, to naprawdę poważna sprawa. Chcę, żeby było mu tu dobrze.- cały czas na mnie patrzyła, przez co i mnie udzielił się śmiertelnie poważny nastrój.- On tu będzie za dwie godziny. Będzie miał pokój obok twojego. Georg i Gustav będą musieli spać u ciebie, jeśli zostaną dłużej.- poinformowała mnie.- I naprawdę wolałabym, żebyś go zaakceptował i był miły na ile to tylko możliwe. Nie przejmuj się szkołą.- dodała.- Zawsze będziesz najjaśniejszą Gwiazdeczką.- uśmiechnęła się, a ja mimowolnie wypiąłem pierś do przodu pusząc się.
Postanowiłem zmienić temat.
- Dzwoniłaś do tego fotografa?
- A wiedziałam, że o czymś miałam ci powiedzieć…- westchnęła, krytykując w myślach swoje roztargnienie.- Tak, dzwoniłam. Powiedział, że zdjęcia, które mu wysłaliśmy są na tyle dobre, że nie trzeba robić próbnych.- uśmiechnęła się.- Masz ten kontrakt z Calvinem Kleinem.- powiedziała jakby od niechcenia.
- Ale entuzjazm…- skomentowałem, wstając od stołu.
- Skoro od początku mówiłam, że ci się uda, to nie oczekuj ode mnie zaskoczenia.- zaśmiała się.
Poszedłem do siebie, ponownie siadając w fotelu, pisząc refren i kolejną zwrotkę.


Ich muss durch den Monsun
Hinter die Welt, ans Ende der Zeit
Bis kein Regen mehr fällt
Gegen den Sturm, am Abgrund entlang
Und wenn ich nicht mehr kann, denk ich daran
Irgendwann laufen wir zusamm'
Durch den Monsun, dann wird alles Gut.

Ein halber Mond versinkt vor mir
War der eben noch bei dir?
Und hält er wirklich was er mir verspricht?
Ich weiß, dass ich dich finden kann
Hör deinen Namen im Orkan
Ich glaub, noch mehr dran glauben kann ich nich.


Gdy już uznałem, że piosenkę skończę w studiu, postanowiłem poprawić makijaż i przebrać się w oczekiwaniu na nowego mieszkańca mojego domu.
Jak powinienem zareagować?
Wyciągnąć rękę? Odezwać się? Zagrać niezadowoloną księżniczkę? Nie, wtedy pokłóciłbym się z mamą, a tego nie chciałbym ponad wszystko. Nie odzywać się? Dać popalić? Odpuścić sobie?
A co powiedzą Gustav i Georg?
- Scheisse!- zakląłem, gdy zboczyłem czarną kredką z wyznaczonego toru na powiece gdzieś w bok.
Poprawiłem wszystko jeszcze raz i podszedłem do szafy.
Wyciągnąłem szare, obcisły rurki i jakiś czarny top z nadrukami. Na nogi wsadziłem czarne worker boots i niechlujnie zawiązałem, a raczej nie zawiązałem, sznurówki.
Poszedłem do pokoju studyjnego i sprawdziłem sprzęt.
Mikrofon sprawdzony, talerze dokręcone, wzmacniacz ustawiony.
Studio nagraniowe- prezent od mamy i Gordona na piętnaste urodziny.
Graliśmy z chłopakami od trzech lat, jednak wciąż cos nam nie grało. Gdy zaczęliśmy nagrywać i odsłuchiwać nasze kawałki, przekonaliśmy się, że brakuje nam jednak gitarzysty prowadzącego, bez którego, czemu zaprzeczaliśmy na początku, sobie jednak nie radziliśmy.
Włożyłem czarne, skórzane rękawiczki bez palców, w których zawsze śpiewałem, poprawiłem trochę roztrzepane włosy na bardzo roztrzepane i wróciłem po zeszyt, którego zapomniałem wcześniej i przeniosłem do studia.
Usiadłem za wielką szybą na podłodze i podkuliłem kolana pod brodę. Oparłem na nich zeszyt i dokończyłem piosenkę.


Ich muss durch den Monsun
Hinter die Welt, ans Ende der Zeit
Bis kein Regen mehr fällt
Gegen den Sturm, am Abgrund entlang
Und wenn ich nicht mehr kann, denk ich daran
Irgendwann laufen wir zusamm'
Weil uns einfach nichts mehr halten kann
Durch den Monsun

Hey, hey!

Ich kämpf mich
Durch die Mächte hinter dieser Tür
Werde sie besiegen
Und dann führn sie mich zu dir

Dann wird alles gut
Dann wird alles gut
Wird alles gut
Alles gut

Ich muss durch den Monsun
Hinter die Welt, ans Ende der Zeit
Bis kein Regen mehr fällt
Gegen den Sturm, am Abgrund entlang
Und wenn ich nicht mehr kann denk ich daran
Irgendwann laufen wir zusamm'
Weil uns einfach nichts mehr halten kann
Durch den Monsun
Durch den Monsun

Dann wird alles gut
Durch den Monsun
Dann wird alles Gut.


Gdy kończyłem pisać ostatnie słowa usłyszałem głosy na dole.
Westchnąłem.
Oto nadszedł czas, by spojrzeć na innego człowieka i stwierdzić, że patrzy się w lustro…
Albo i nie…