poniedziałek, 31 października 2016

63. Mein Herz Kämpft,  Gegen mich,  Wie'n Alien in mir


Z okazji Halloween i pięknego święta Wszystkich Świętych, gdyż może trochę wolnego przyczyni się do zajrzenia na mojego bloga. Miłego czytania.

~ Sinni


63. Mein Herz Kämpft,  Gegen mich,  Wie'n Alien in mir



                Plaża była ciasna i zatłoczona. Prócz zwykłych turystów oczywiście towarzyszyło nam paparazzi i rzesza fanów, którzy podróżowali za nami po całym świecie, żeby uczestniczyć w każdym z koncertów. Rozłożyłem właśnie swój ręcznik i po pozbyciu się zbędnych ubrań usiadłem na nim w samych kąpielówkach. Sam nie wiedziałem, dlaczego zgodziłem się iść z bratem na plażę. Julia mnie zachęcała, miała dołączyć za dwie godziny. Siedziałem trochę na słońcu, trochę w cieniu pinii. Było cholernie gorąco. Westchnąłem patrząc na jego ciało i jak sam się mości na swoim ręczniku. Powtarzałem sobie,  że to po prostu na pokaz.. żeby paparazzi porobili zdjęcia, i żeby widzieli, że wszystko między nami w normie. Byliśmy przed ostatnim koncertem. Łapaliśmy promienie słońca w Splicie.

                Tom zerkał na mnie tak często, że aż zacząłem uznawać to za lekko podejrzane. Założyłem ciemne okulary na nos i wyciągnąłem olejek do opalania.

                - Pomóc ci? – zaoferował, odchrząkując jednocześnie.

                - Nie – odparłem krótko i sam posmarowałem swoje ciało Patrzyłem przed siebie, na wodę, do której miałem zamiar niedługo wskoczyć, aby jakoś odsunąć się od niego jak najbardziej.

                Po ciężkim westchnięciu zrozumiałem, że Tom już traci nadzieję na jakąkolwiek poprawę relacji między nami. Przysunął się jednak i złapał ukradkiem mój nadgarstek. Przeniosłem na niego ukryte za okularami badawcze spojrzenie.

                - Ona.. Julia.. naprawdę ci się podoba? – wyszeptał, bawiąc się lekko swoim kolczykiem w wardze.

                - Jakie to ma znaczenie? – odpowiedziałem, odwracając twarz od niego. – Krótko ją znam. Podoba mi się. A czy to coś więcej, to się zobaczy.

                Puścił moją rękę i bez słowa wziął olejek, żeby nasmarować mi plecy. Chciałem zaprotestować, ale odpuściłem, wiedząc, że byłoby to sprzeczne z celem naszego wyjścia na plaże.

                - Jest bardzo ładna. Nigdy nie widziałem cię z kobietą.. w swojej wyobraźni, wiesz. Ale chyba na swój sposób pasujecie do siebie – powiedział, co mnie nawet trochę zdziwiło. – Jakbyś chciał jakiejś rady czy coś, to zawsze możesz ze mną pogadać – dodał i oparł się o murek, tak jak ja.

                Podciągnąłem kolana pod brodę i słuchałem tylko dźwięku fal. Czułem jakbym chciał wyrzucić wszystko z siebie. Ale nie chciałem przerzucać się tym w miejscu publicznym. Nie byłoby to na pewno rozsądne. Tom dziwnie objął mnie ramieniem w tym momencie i przytulił do swojego boku. Już zapomniałem jak bardzo potrafił czytać w moich myślach. Jak jego ramię jest silne.. i jak bardzo uspokaja negatywne emocje.

                - O mały włos.. a zostałbym na stałe w Paryżu – mówię cicho, a brat spogląda na mnie dość zaciekawiony i na pewno nadal zbolały. – Xsavier.. zabrał mnie do siebie, gdy wyszedłem ze szpitala. Chyba naprawdę mnie pokochał. Ma dwójkę dzieci, naprawdę kochanych. To była idealna okazja, żeby się ustatkować.. w łóżku był niesamowity – dodałem, a Tomowi cała ręka zadrżała. Chyba przeszedł go dreszcz.

                - Więc, czemu wróciłeś do Hamburga? – zapytał dość cicho jakby trzymał w gardle nerwowa gulę.

                - To nie był mój czas. Dom był jak marzenie. Ale nie był jak mój. Dzieci były wspaniałe.. cudowna rodzina, ale nie moja. Może podświadomie czułem, że mimo iż jest gotowy, to nadal pamięta mocno o żonie, która zginęła w wypadku. Albo to moja podświadomość mówiła, że nigdy nie będę dla niego pierwszy, a moja egoistyczna dusza nie pozwalała mi zgodzić się na taki układ. Muszę być dla kogoś jedyny. Dzieci były wspomnieniem jej.. ona żyła w nich w tym domu. Po prostu.

                - Nie każdy człowiek jest stworzony do takiej roli. Niektórym to przeszkadza, a niektórym nie. Nie obwiniaj się za bycie egoistą – odpowiedział. – Jestem przekonany, że i nie jeden altruista miałby problem ze swoją psychiką w takiej sytuacji. – Pogłaskał moje ramię dość czule. Nie spodziewałem się usłyszeć od niego takich spokojnych i wyrozumiałych słów.

                Wziąłem w wolną dłoń kilka kamyczków i przerzucałem je to w tą to w tamtą opierając brodę o prawe kolano. Zerknąłem na niego ukradkiem. Patrzył na mnie nieprzerwanie, więc speszony odwróciłem wzrok.

                - Wiesz.. ta cała sytuacja naprawdę dała mi do myślenia – zacząłem znów. – O przyszłości, o czymś więcej niż o teraz, o dzisiaj. Leb die Sekunde już dawno należy do przeszłości, czasy młodości są w pewnej części za nami. Nasz związek.. byłby dla ciebie męką. Ukrywanie przez całe życie.. i nie mielibyśmy dzieci.. może to musiało się tak skończyć. – Wzruszyłem ramionami i westchnąłem ciężko. Tom mocniej przytulił mnie do siebie i objął obiema rękami. Gładził lekko moje włosy.. w pewnym sensie było tka jak kiedyś.

                - Mimo wszystko chciałbym żyć z tobą, Bill. Nie chcę ani jej, ani tego dziecka. Nie kocham ich. Zaczynam nienawidzić siebie, gdy coraz bardziej dochodzi do mnie to wszystko. Jak to spieprzyłem, jak ciebie skrzywdziłem. – Oparł podbródek o mój czubek głowy i cmoknął go leciutko. – Nie masz pojęcia jak za tym tęsknie.. za tobą – dodał szeptem.

                Przymknąłem oczy i pozwoliłem naszym ciałom zastygnąć w takim położeniu. Jedna skradziona chwila potrzebna i mojemu i jego ciału. Balsam dla ciała.. powolne rozdrapywanie ran dla duszy.

                - Nie potrafię sobie wyobrazić, co tobą kierowało, że to zrobiłeś, Tom. – Westchnąłem cicho i zamknąłem oczy.  – Naprawdę nie potrafisz utrzymać chuja w spodniach? To było tylko kilkanaście dni.. nie rok.. – wyszeptałem.

                - Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, Bill. Wiem, co zrobiłem i jakie są tego konsekwencje – odpowiedział. – Nie ukrywałem tego przed tobą. Mimo, że nie miałeś szans, żeby się dowiedzieć. Mogłem jej zapłacić za milczenie. Zmusić do aborcji. Mogłem to schować przed tobą tak głęboko, że byś tego nie rozbabrał. Dobrze o tym wiesz, Bill, znasz moją przeszłość, moje kontakty. Wiesz, co mógłbym z nią zrobić, żeby tylko uchronić nasz związek. Ale nie chciałem cię okłamywać, ani przeistoczyć się w gorszego potwora. Nie usprawiedliwia to mnie. Ale chciałbym, żebyś.. może potraktował to trochę jako czynnik łagodzący zarzuty, nie wiem.. wiedz, że miałem takie myśli. A wybrałem jak wybrałem, co tu więcej gadać. – Odsunął się lekko i poprawił czapkę na swojej głowie.

                Ta chwila lekkiego bólu rozchodzącego się po ciele trwała jeszcze kilkanaście sekund. W końcu sprawiła, że moja dłoń zacisnęła się w pięść i zsunęła się z kolana na ręcznik.

                - Idę do wody – powiedziałem chyba trochę ciszej niż zamierzałem i wstałem, a potem skierowałem swoje kroki do dużo chłodniejszej wody, co początkowo utrudniało wejście do niej. Gdy obmywała nogi, to było jakby milion szpilek wbijało mi się w kostki, ale dało się do tego przyzwyczaić po pewnym czasie.

                W końcu byłem już zanurzony do pasa. Po odwróceniu się widziałem, że i mój brat zmierza w moim kierunku, jednak jemu wejście do wody nie zajęło więcej niż ej jednej sekundy na całkowite zanurkowanie i podpłynięcie do mnie.

                - Delikatniś.. – zaśmiał się lekko po wypłynięciu obok mojego lewego uda, a potem ochlapał mnie całego wodą, łącznie z włosami i widać, ze dobrze bawi się przy tym, gdy ja purpurowieje ze złości, że moja cudna fryzura zostaje całkiem pokryta soloną wodą.

                Gdy zacząłem się bronić, złapał mnie za ramiona i wcisnął pod wodę nurkując jednocześnie, więc nie miałem już na sobie ani skrawka suchej skóry. Po wypłynięciu w moich myślach stwierdziłem, ze jego usatysfakcjonowana zadowolona mina nic a nic się nie zmieniła.

                Zbliżył się i patrzył się w moje lekko wściekłe i lekko rozbawione oczy.

                - Jesteś piękny jak zwykle.. nawet po ścięciu tych włosów. – Dotknął delikatnie mojej głowy. – Chociaż wyglądasz zdecydowanie inaczej – dodał i odchrząknął cicho.

                Odgarnąłem sobie z czoła oklapnięte włosy i spojrzałem w stronę słońca żeby chociaż twarz mi wyschła.

                - Nadchodzi wielka zmiana, Tom.. ogromna.. nie będzie to nic, o czym mógłbyś choćby pomyśleć. Geneza tego jest w moim śnie, w ojej głowie.. przychodzi coś tak wielkiego.. – Urwałem i poczułem jak Tom mocno mnie przytula do swojej piersi. Tak naprawdę bardzo mocno… jak kiedyś. – Nadchodzi coś dojrzałego i ciemnego, Tom.. coś całkiem obcego – szeptam spoglądając mu w oczy, a jego usta są już naprawdę całkiem blisko moich. Widzę jak się pochyla, jak chce tego pocałunku. Czuję jak sam go chcę, cholera..

                Odwracam głowę, a jego usta spoczywają na moim policzku.

                - Zwariowałeś? Wiesz, ile tu jest ludzi? – syczę odsuwając się jak najdalej od niego i kładę się na wodę. Unoszę się, aby opanować emocje. Mam nadzieje,  że nie wyczuł ich za dużo.

                - Czasem naprawdę mam to gdzieś, Bill.. nic po za tobą się dla mnie nie liczy – odparła i patrzył na mnie z góry przysłaniając lekko słońce.

                - Więc właśnie ze względu na mnie miej wzgląd na otoczenie, bo już nigdy nigdzie z tobą nie wyjdę – zagroziłem i powstrzymałem lekki uśmiech. Jego mina niewiniątka była tak samo rozbrajająca jak kiedyś. Westchnąłem lekko. – Powiedziałem Davidowi. Miałem nóż na gardle – wyjawiłem w końcu.

                - Wiem – odparł niewzruszony. – Zrobił mi taką awanturę jak nigdy.. Jakbym wciąż był nieopierzonym dzieckiem. – Zaśmiał się i pokręcił głową. Polewał lekko mój brzuch wodą. – Ale to dobrze.. w sumie wolałem dostać ten opierdol niż taka ciszę jak od ciebie. To milczenie to gorsze niż wrzaski – stwierdził zdecydowanie. Odwrócił lekko głowę. – Twoja laska idzie. Nie chcę wam przeszkadzać. – Pogłaskał mnie po włosach z lekkim bólem w oczach i poszedł na swój ręcznik pokazać jej gdzie leżymy.

Wyszedłem za nim, jednak, gdy dotarłem do ręczników, on się już zwinął, a ona usadowiła się obok i poprosiła o nasmarowanie. Miała smakowite ciało odziane tylko w bikini. Oblizałem się lekko i delikatnymi ruchami jednak zimnych dłoni zacząłem smarować jej ramiona klęcząc za jej plecami. Pochyliłem się i pocałowałem jej szyję. Kropelki z moich włosów spadły na jej dekolt i zniknęły między piersiami, dostała gęsiej skórki, a ja obserwowałem, jak jej sutki lekko odznaczają się na jej bikini. Zamruczałem cicho do jej ucha chyba w ogóle tego nie kontrolując i zsunąłem dłonie niżej na jej ciało.

- Powinienem zakazać ci zakładania bikini – szepnąłem jej niskim głosem do ucha i przesunąłem dłońmi po jej dekolcie, a potem zsunąłem na brzuch i lekko ją do siebie przytuliłem.

Oparła się o mnie pewnie i spojrzała na mnie. Pochyliłem się lekko i pocałowałem jej różowe usta. Oj tak.. jej słodkie, różowe usta. Wszystko czego wtedy potrzebowałem.

- Zakażesz ubierać mi bikini na plażę..? – Zachichotała cicho i pogłaskała moje dłonie.

Przytuliłem ją mocniej dociskając biodra do jej pleców, żeby poczuła jak w jednej chwili moje kąpielówki zaczęły skrywać pod sobą mały sekret.

- Zdecydowanie zakazuję.. – wyszeptałem znów do jej ucha dość mrucznie, a potem przechyliłem ją wygodnie w swoją stronę i całowałem ją mocno i namiętnie, badając jej usta języczkiem. Słyszałem jak robią zdjęcia, wiedziałem, ze ludzie patrzą… ale w tym momencie nie miało dla mnie nic większego znaczenia, niż zacałować Julię na śmierć.

Moje serce walczy przeciw mnie.. jakby coś obcego siedziało we mnie. Czuję, że wybaczam.. że nie powinienem, ale właśnie tak się dzieje. Ale nawet jeśli – nie pokażę tego. Nie odzyska mnie łatwo. Jeśli odzyska mnie w ogóle..

czwartek, 20 października 2016

62. Lass die Hunde los


Witam niewitanych :D  zapraszam do czytania kolejnego rozdziału i proszę o komentarz, to dzięki nim piszę.

~ Sinn

62.  Lass die Hunde los



                Spaliny, lekki pisk hamulców, dźwięk otwieranych drzwi. Zapach drogiej wody kolońskiej.

                - Witaj, David – mój głos kierowany do mężczyzny wychodzącego z naszego tourbusa.

                - Witaj, Bill – ten sam jak kiedyś nonszalancki głos, mówiący „kim to ja nie jestem”. – Kim jest ta młoda dama? – pyta od razu, zżera go ciekawość.

                Spoglądam na Julię z lekkim uśmiechem uchylając swoje ciemne okulary i łapię ją za rękę.

                - To Julia. Zabieram ją ze sobą w trasę. Jest moją inspiracją – odpowiadam śmiało. – Ma na razie wakacje – dodaję i razem z dziewczyną pakuję się do autobusu.

                Rodziców Julii nie było trudno przekonać. Jak się okazało i jej ojciec był muzykiem i tak właśnie poznali się z jej matką. Więc znali takie życie. I nie widzieli powodu, dla którego ich córka miała go nie skosztować. A ona chciała jechać. Mimo, że ta franca od Toma została. Nawet nie chciała o tym słyszeć. Wyklęła Toma za to, że jedzie. Wtedy jedynie wygarnąłem jej to, co o niej myślę, a Julia dość nieśmiało mnie poparła, czym cała nasza trójka sobie nagrabiła. Wiec ani Julia nie miała wyrzutów sumienia, że jedzie, ani też Tom.. szczególnie, że taka z niej była zołza. A ja.. ja całkowicie cieszyłem się z tej sytuacji. Julia była ze mną. I wydawała się rozumieć więcej niż ja rozumiałem. A Tom mógł się w dupę pocałować. I mimo, że był moim bratem. Był również ex. I chciałem, żeby cierpiał po tym jak mnie skrzywdził. Chciałem tego bardzo mocno, budziło to we mnie nikczemne żądze, których ujściem okazała się muzyka.

                Położyłem dłoń na jej nagim udzie, miała te seksowne shorty na sobie, a ona złapała lekko moje palce i ścisnęła swoimi. Gdy Tom wsiadał do środka nie zapomniał zaszczycić nas spojrzeniem. Położył swoją gitarę po drugiej stronie i słowem się nie odezwał. Chłopaki czuli to napięcie, którego całkiem nie rozumieli. W Paryżu jeszcze byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, a teraz on się przede mną chowa jak mysz pod miotłą, a ja – naczelny gej w zespole – mam ekstra laskę u boku i nawet nie spoglądam na brata od momentu, gdy dowiedziałem się o „incydencie”.

                W końcu tez ruszyliśmy. Musieliśmy zrobić kilka prób. Nie graliśmy już ponad miesiąc. Nie razem. Zmierzaliśmy w stronę Zurychu. To na tamtym koncercie przerwaliśmy trasę. Zurych, Londyn, Moskwa, Madryt i Zagrzeb. Pięć brakujących koncertów do końca trasy Zimmer 483. Do końca trasy, której nie miałem ochoty kończyć.  Moje myśli kłębiły się już wokół czegoś całkiem nowego, obcego i fascynującego.

                - Pokaż mi ten nowy tekst – rzuciła w trakcie jazdy Julia odrywając się od swojej gazetki. A wtedy.. piekło zstąpiło do autokaru.

                Poczułem na sobie wzrok każdego. Cztery pary oczu wpatrywały się we mnie bezwzględnie oczekując wyjaśnień. Jedna była zaintrygowana, druga podekscytowana, trzecia niedowierzająca, a czwarta… zbolała i pokrzywdzona.

                Wyjąłem zeszyt bacznie ich obserwując.

                - Nie. I ani się ważcie go dotykać – wysyczałem do nich mrużąc oczy, a zeszyt podałem dziewczynie i musnąłem jej policzek wczytując się w tekst razem z nią.

                - Bill, nalegam abyś natychmiast pokazał nam to, co masz! – powiedział Jost podchodząc do mnie i Julii bardzo szybko. – Tom mamrotał coś o jakiejś inspiracji i humanoidzie czymkolwiek on jest, ale chyba sam wiesz, że wszystkim nam przyda się twoja inspiracja. I jeśli ta myśl jest dobra, podążymy za nią tak jak wcześniej – dodał unosząc się w swojej przemowie jak zawsze. Może miało to coś wspólnego z genami wilka alfa w jego krwioobiegu.

                Westchnąłem cicho i spojrzałem przez okno.

                - Humanoid. To istota bez emocji. Gnająca przed siebie. Zautomatyzowana. Bez ograniczeń. Humanoid to ja – odparłem. – Opowiem wam. O idei.  Gdy przyjdzie na to czas. A od tekstów wara – warknąłem na ostatku i zmrużyłem oczy lekko.

                David odchrząknął po chwili ciszy i pogładził lekko moje ramię.

                - Chodź, pogadamy. – Wstał i bez czekania na moją odpowiedź poszedł na tył autobusu.

                Zerknąłem na Julię i wywróciłem lekko oczami. Zabrałem jej zeszyt delikatnie.

                - Wezmę.. bo ci siłą wyszarpią jak cię z nim tutaj zostawię  - powiedziałem i wstałem. Pogładziłem jej włosy a potem pożegnałem się na te kilka chwil czułym pocałunkiem. Ona przymknęła oczy. A ja..  całkiem automatycznie wwierciłem oczy w Toma. Patrzył. Dokładnie ka jakby wiedział, że nie ma prawa ich zamykać. Że to właśnie jego kara.

                Przeszedłem na koniec do pomieszczenia, gdzie niegdyś spaliśmy razem z Tomem. Teraz to miała być sypialnia moja i Julii. Siedział na łóżku i patrzył na mnie intensywnie. Zamknąłem drzwi i oparłem się o nie. Poklepał miejsce obok siebie i poczęstował mnie skrętem. Zdziwiło mnie to początkowo, ale odpaliłem i zaciągnąłem się. Patrzył tak na mnie w ciszy kilka chwil i sam rozkoszował się trawką.

                - Bill.. – zaczął w końcu, a ja się spiąłem, bo doskonale wiedziałem, do czego to zmierza. – Po co te szopki? Ta Julia. I te wasze złowieszcze spojrzenia. To jest zespół, my wszyscy. Powinniście albo powiedzieć nam, o co chodzi, albo wyjaśnić to między sobie i wrócić do normy. Omijacie się kilometrowym łukiem.

                - To, co jest teraz jest normą, Jost – odpowiadam odwracając twarz z zaciętą miną.

                - Bill, wykładam na was kasę, inwestuję. Jesteśmy jednym zespołem. Dopóki wasze kłótnie były wasze i nie przenosiły się na resztę, to była wasza sprawa. Ale, gdy ma to wpływ na resztę zespołu i na cały zespół razem wzięty, to moim obowiązkiem jest reagować, Bill – odparł. W jego oczach tkwiło szczere zmartwienie.

                Westchnąłem ciężko, bo w głębi siebie czułem, że ma rację. Sytuacja między nami była niemożliwa do naprawienia a wpływała negatywnie na chłopaków. Ryba psuje się od głowy. Ja jestem głową tego zespołu… Biłem się przez moment z myślami. Zaciągnąłem się parę razy w milczeniu.

                - Zacznij od tej dziewczyny. To jakaś zemsta? Ale za co? Czujesz coś do niej naprawdę? – zaczął pytać, bo nie wytrzymał już z ciekawości a może i z nerwów.

                - Julii do tego nie mieszaj. Nie miała z tym nic wspólnego – odpowiadam powoi ważąc słowa. – Chcę, żeby została. Bez niej nie napisze już nic do tej płyty. A wierz mi, warto, żebym kontynuował – ostrzegłem go i uchyliłem okno. Wyrzuciłem niedopałek ale nie zamknąłem. Szum wiatru zagłuszał naszą rozmowę jeszcze bardziej. Westchnąłem i zamknąłem oczy. – Dawid.. to, o co pytasz.. to coś, o czym nie wie nikt. I jeśli chcesz o tym rozmawiać, to będzie nam potrzebna klauzula poufności – mówię i wyciągam papierosa. A po zastanowieniu to od razu drugiego i odpalam oba na raz. Nadal stoję przy oknie tyłem do niego.

                David jest wyraźnie zaskoczony moją odpowiedzią. Milczy. Być może pierwsze o czym pomyślał, to że kogoś zabiliśmy. I może nie był tak daleko. Zabiliśmy coś. Zabiliśmy naszą miłość.

                - Sądzisz, ze pójdę rozpowiadać o tym? Na pewno nie jest to również w moim interesie. Zarabiam dzięki wam – odpowiedział po chwili zastanowienia.

                - Coś w tym jest.. – mruknąłem i usiadłem na fotelu naprzeciwko niego. Przypatrywałem się jego oczom. Byłem pewien, ze widzi jakie moje są puste, gdy o tym myślę. – Ja i Tom. Byliśmy parą, David. Prawie od początku, gdy przeprowadził się do nas i, gdy go poznałem. Prawie od tamtego czasu – powiedziałem spokojnie. Jost milczał, więc kontynuowałem.  – Zdradził nie jak leżałem w szpitalu w Paryżu. I zrobił jej dziecko. To się stało, David – odparłem i wydmuchałem dym. – I jeśli zamierzasz pytać o to, jak mogliśmy być braćmi w związku, to odpowiem, że jak widać mogliśmy…

                - Nie pytam o to – przerwał mi, choć miałem zamiar jeszcze coś dodać. – Nie ma to dla mnie znaczenia. Teraz to tłumaczy wszystko. – Westchnął i potarł lekko twarz. – To stad ten.. humanoid, tak? Skrzywdził cię.. a ty nic nie czujesz – mówił coraz ciszej. Nie pytał. Wiedział, że tak jest i się nie mylił.

                Ponownie zapadła dość nieprzyjemna cisza. Ciągnąłem raz z jednego raz z drugiego papierosa. Miałem trochę nerwa. Jednak musiałem wrócić myślami do tego, co nieprzyjemne.

                - Dlatego nie chcę śpiewać starych utworów. Bo przypominają tamte czasy. Każda z tamtych piosenek odzwierciedla pełen szczęścia moment przeżyty wspólnie z Tomem. A teraz.. jest inaczej. Teraz wszystko będzie inne – wyszeptałem.

                Jost wstał i poklepał lekko moje ramię.

                - Nikomu nie powiem – powiedział. Nigdy wcześniej nie sądziłem, ze można z nim tak rozmawiać. Wcześniej dużo się przekomarzaliśmy. Często robiliśmy sobie na złość. – 5 koncertów, Bill. Dasz radę. A potem będziesz miał czas dla siebie. Tyle, ile będziesz potrzebować. Bylebyś do końca roku dostarczył mi wszystkie teksty na nową płytę.

                - Sądzę, że to aż nadto czasu..

                - Mógłbym z nim porozmawiać ale obawiam się, że tak niczego by to nie zmieniło. Ale wyjaśnijcie sobie parę rzeczy. Albo uzgodnijcie, cokolwiek. Bo czuć niezgodę między wami i to będzie odpychać – powiedział, po czym wyszedł z pokoju.

Zostałem tam sam z myślami i nieznośnymi wspomnieniami na temat tego, co kiedyś na tym łóżku się działo między nami.

- Pierdolić to, kurwa mać.. – warknąłem sam do siebie i wyrzuciłem dwa niedopałaki za okno. Położyłem się na łóżko i myślałem.

Drzwi pokoju się otworzyły i do środka weszła Julia. Uniosłem lekko jeden kącik ust w uśmiechu i wyciągnąłem do niej dłoń. Złapała ją bez wahania i usiadła przy mnie na łóżku. – Czas wypuścić psy.. – szepnąłem gładząc jej nieskazitelny policzek. Jej skóra była taka miękka..

- Co takiego? – zapytała niepewna, czy dobrze zrozumiała.

- Czas wypuścić psy, skarbie.. czas oddać się wolności. Oddać się wenie i emocjom jednej chwili. – Przyciągnąłem ją bliżej tak, że opierała się dłońmi o mój tors. Jej włosy delikatnie łaskotały mnie po twarzy, gdy całowała moje usta.

Będziesz płakać, Tom.. nie naprawisz mnie. Nawet przez swoje słone łzy. Czas wypuścić psy. I żyć bez ograniczeń.

piątek, 23 września 2016

61. Don't you mess with my heart.


Witam wszystkich.. chyba nie uwierzycie, ale byłam święcie przekonana że wstawiłam ten rozdział XD. A on tak czekał i się kurzył i kurzył. I dzisiaj patrzę.... a go nie ma. I zdębiałam. Dlatego też bardzo Was przepraszam za swoje gapiostwo i wrzucam rozdział. A dedykuję go tym którzy tu wrócili :)

~ Sinni




61. Don't you mess with my heart.





            Po opuszczeniu stoczni zabrałem Julię do hotelu. Oboje byliśmy podekscytowani tym, co miałem w głowie,  co czekało na spełnienie i urzeczywistnienie chociażby na papierze.
Dopadłem do biurka, wyjąłem z torby zeszyt, gdzie były piosenki i otworzyłem na końcu. Wziąłem ołówek i zacząłem rysować jeszcze zanim Julia zdjęła buty. Wzięła sobie krzesło i usiadła obok pociągające jedna nogę do góry pod brodę i przyglądała się temu, co tworzę na papierze.
            - Co to, Bill? - zapytała patrząc na wielkie na całą kartkę kółko.
            Wyszczerzyłem się, a moje oczy błyszczały.

            - To.. to jest projekt sceny.. moje miasto - powiedziałem tajemniczo i dorysowałem kolejne kreski aż zaczęło to wyglądać coraz bardziej dziwnie, przynajmniej dla Julii. Ale ja miałem plan w głowie. Dodałem cienie i zaczęło to nabierać wyglądu trójwymiarowego. Wtedy wytłumaczyłem jak działa. Że się otwiera, że my bylibyśmy w środku, że na końcu znów byśmy w niej zniknęli.
            - Wow.. Bill, to jest.. - pokręciła głową ze zdumieniem. - To magiczne.. futurystyczne, to.. - Aż chyba zabrakło jej słów. - Chciałabym już pójść na wasz kolejny koncert.
            Przeniosłem na nią wzrok, byłem uśmiechnięty i zadowolony. Dość nieśmiało, bo bądź co bądź nigdy tego nie robiłem, pogłaskałem jej udo delikatnie, a ona dostała gęsiej skórki.
            - Bill.. a ty nie jesteś gejem? - zapytała i trochę zbiła mnie tym z tropu.
            - Po tym, że mi się podobasz, sądzę,  że jestem bi.. bo innego wytłumaczenia nie znajduję - odparłem, a ona.. ona totalnie mnie zaskoczyła.
            Złapała w dłonie moja twarz, przyciągnęła ja za kark do siebie i pocałowała moje usta delikatnie. Przymknęła swoje piękne oczy. Oddałem pocałunek i wsunął em dłoń w jej miękkie włosy, po czym przejąłem kontrolę i pogłębiłem pocałunek wsuwając języczek w jej usta, na co bez oporu pozwoliła. Smakowała słodyczą, jakiej próżno szukać na świecie. Złapałem ją w talii i przyciągnąłem na swoje kolana tak by usiadła okrakiem. Złapała mocno moją szyję przytuliła się do mnie, nie odrywając ust od moich.
            I kto wie jak daleko byśmy wtedy poszli, gdyby nie to, że do drzwi mojego pokoju ktoś zaczął pukać.
            - Chodź.. - powiedziałem z dużym uśmiechem i wziąłem ja na ręce pod tyłek, a ta owinęła nogi wokół moich bioder i się roześmiała.

            Podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Za nimi ujrzałem brata, który spojrzał na nas takim wzrokiem, że aż odstawiłem Julię na ziemię.
            - Czemu nie zadzwoniłeś, żebym po ciebie pojechał?  - zapytałem wciągająca bliźniaka do pokoju za nadgarstek. - Co się stało, że wróciłeś wcześniej?
            Tom spojrzał wymownie na Julię, a ta się speszyła lekko.
            - Pójdę już, Bill. Może jutro się zobaczymy. - Uśmiechnęła się. - Weź swój zeszyt z planem i przyjdź do mnie. Trochę interesuję się grafiką, chętnie ci w tym pomogę, żeby scena jaką sobie wymarzyłeś miała jakąś podstawę do projektowania przez fachowców - powiedziała ubierając jednocześnie glany.
            Podszedłem do niej z uśmiechem.
            - Chętnie przyjdę.. będę koło 10 - powiedziałem i pogłaskałem jej schylone plecki.
            Gdy się wyprostowała, przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem ją czule w usta, obejmując ją w talii.
            - Nie chcesz, żeby cię podwieźć? - zapytałem dla pewności.
            - Nie, Bill. Macie do pogadania,  a ja stąd mam kilka metrów do przystanku. - Pogłaskała mój policzek i wyszła z pokoju.
            Zamknąłem drzwi i wróciłem do środka,  spojrzałem na brata, który siedział w fotelu.
            - Miałeś.. miałeś mnie pierwszemu powiedzieć, jaki masz pomysł, a tym czasem.. tym czasem prócz pomysłu masz już projekt sceny, który ona zna a ja nie.. - powiedział smutno.
            Rzeczywiście przypomniałem sobie coś takiego. Ale to było dawno. Gdy jeszcze on nie złamał swojej obietnicy wierności.
            - Tom. Bez niej nie byłoby nawet pomysłu. Po za tym. To było dawno. I gdybyś był tu, a nie tam, też byś już go znał - odparłem i usiadłem na łóżku.
            Nastąpiła chwila dość niewygodnej ciszy.
            - Od kiedy całujesz kogoś,  kogo nie znasz? - mruknął.
            - Dokładnie od tego dnia, od którego ty zacząłeś pieprzyć kogoś,  kogo nie znasz - odpowiedziałem nie tracąc zimnej krwi.
            Podniósł na mnie wzrok. Był zły, ale po chwili złagodniał.

            Wpatrywał się we mnie. Widziałem jak jego mięśnie pracują to się spinając, to po chwili rozluźniając dłonie.
            - Co się stało, że przyszedłeś? - zapytałem w końcu, bo nie mogłem już mój brat żałośnie wyglądał.
            Zamrugał tak jakbym go wybudził z jakiegoś transu.
            - Pokłóciłem się z Wiktorią - powiedział niezadowolony. - Nie chce mi się o tym gadać - dodał, a ja postanowiłem to uszanować i nie dopytywać. Zrozumiałem, że jedyne czego Tom potrzebuje to towarzystwa. Znałem go nie od dziś.
            - To.. powiesz mi? Co to będzie?  - zapytał po jakiejś minucie, przerywając kolejna ciszę.
Wstałem, wziąłem jakiś notes i napisałem jedno słowo. Zgniotłem ja i rzuciłem kulką w dłonie brata, po czym wróciłem na łóżko i zacząłem ściągać z siebie glany.
            Rozłożył karteczkę i spojrzał na mnie zdziwiony.
            - Humanoid? Co to „humanoid”?  - zapytał, a ja się lekko uśmiechnąłem.
            - Humanoid to ja - odpowiedziałem i zniknąłem z pokoju, aby wynieść glany.
            Patrzył się jeszcze jakiś czas w kartkę i chyba próbował zrozumieć, co nie do końca mu wychodziło. Ale ja na razie nie chciałem tłumaczyć. To jeszcze było za wcześnie.
            Tom został u mnie i po prostu oglądał telewizor, a ja siedziałem na łóżku i pracowałem nad tekstami. Takie spędzanie czasu też było wspólne. Czasem coś komentował, a ja odpowiadałem. Podzielność uwagi przydawała się w takich momentach. Po za tym byliśmy tylko braćmi. Braci dużo nie rozmawiają. Kumple mówią, kiedy trzeba, a gdy nie to nie. To było całkiem inne od naszej relacji, gdy byliśmy razem.
            Pod wieczór,  gdy wróciliśmy z kolacji rozdzwonił się mój telefon. Tom robił samolocika z papieru, a ja nadal siedziałem na łóżku.

            - Tak, Jost?  - odebrałem,  widząc, że to David.
            - Bill, gdzie wy się, cholera, podziewacie? - zapytał zdenerwowany jak zawsze. Taki zawód.
            - Wiesz.. W Polsce jesteśmy. Tom przyjechał do swojej, a ja tu w towarzystwie - odparłem spokojnie. Automatycznie. Nawet to, że Tom ma "swoją" niezbyt mnie wzruszało.
            - Bill, wracaj. Z bratem, czy bez, ale wracaj. Musicie wrócić w trasę, koniec letargu. Już się wyleczyłeś z kontuzji. A dziewczyna w ciąży to nie kalectwo, żeby Tom miał wolne i się obijał. Chyba już wystarczająco dużo czasu i pieniędzy nam uciekło. Zdążył się pogodzić z losem. Pojutrze wyjeżdżamy. Masz przyjechać. A jak jego nie będzie, to szukamy nowego gitarzysty. I tyle - wydał swoje rozkazy i opinie tonem nieznoszącym sprzeciwu.
            Westchnąłem cicho nie do końca zadowolony, w końcu miałem się kolejnego dnia znów zobaczyć z Julią.
            - Dobra. Zakładam, że chłopaki już wiedzą. To przyjedziecie jak zawsze. Pogadam z Tomem - odparłem jedynie i się rozłączyłem.
            Tom podniósł na mnie swój wzrok, gdy odłożyłem telefon.
            - Jost powiedział.. - zacząłem, ale mi przerwał.
            - Słyszałem - mruknął i westchnął. - Bill, ja nie wiem, co mam robić.. ty wyjeżdżasz. Nie będę tu wciąż mieszkać w hotelu. Nie chce ciągle być w drodze między Hamburgiem a Gdańskiem. W ogóle.. nie chcę się z nią spotykać. Działa mi na nerwy, chce wszystko po staremu. Ale.. ehh.. - Westchnął i wstał z fotela. Podszedł do łóżka i sięgnął po swoją bluzę. - Pokłóciłem się z nią o to, że ona nie chce, żebym wyjeżdżał. Chce mieć mnie tutaj przy sobie. A ja.. ja chcę dalej spełniać marzenia, jechać w świat. Chcę kontynuować trasę.
            Pomyślałem chwilę i westchnąłem. Poklepałem miejsce obok siebie, a on po chwili usiadł na łóżku obok mnie.

            - Tom.. nie znasz jej. Nie wiem czy mówisz prawdę, bo sam już nie wiem, kiedy jesteś szczery, a kiedy nie, ale to że jej nie znasz wiem na pewno. To, że macie dziecko nie znaczy tak dużo jak myślisz. Nie jesteś temu winien, nie zgwałciłeś jej chyba, że czegoś mi nie powiedziałeś. Nie możesz się obwiniać i rezygnować ani przeprowadzać do niej. Tego dziecka jeszcze nie ma. To co innego, gdy było by już na świecie,  trzeba mieć z nim kontakt. Ale jeśli ciebie i jej nic nie łączy, to nie widzę powodu, żebyś rezygnował z trasy. Zobacz, Geo i Asma są już razem tak długo. On wyjeżdża, ona zostaje w domu, a jednak są razem i się kochają. Więc nawet gdybyś ją kochał, to nie byłby powód by zostać. A gdyby ona kochała ciebie i nie była samolubna, pozwoliłaby ci jechać bez żadnych afer.. w końcu musisz jakoś zrobić na alimenty. Ona nie może ci mówić, co masz robić. A ty nie możesz czuć się winny względem niej. Możesz się tak czuć tylko względem mnie. Jak już mówiłem,  nie zgwałciłeś jej. Sama rozłożyła nogi. Więc przestań się stresować - zakończyłem swoje przemówienie i pogłaskałem lekko jego ramię.
             On pokiwał głową i po chwili niespodziewanie się do mnie przytulił. Objąłem go z początku dość niepewnie, jednak po chwili już trwał w moim stalowym uścisku. Płakał - czułem i słyszałem. Nic już nie powiedziałem. Po prostu trwałem przy nim tak jak obiecałem. Sam zamknąłem oczy odprężając się trochę i leniwie głaskałem jego plecy opuszkami palców. Po kilkunastu minutach poczułem jak nagle zrobił się cięższy, więc już wiedziałem, że zasnął. Położyłem go na łóżko i ściągnąłem buty, a potem lekko go nakryłem kołdrą. Wyszedłem na balkon zapalić papierosa. Kiedyś rzadko paliłem. Teraz poczułem jak bardzo mam ochotę na papierosa. Nie odmówiłem go sobie.

            Resztę wieczoru spędziłem na fotelu, pisząc kolejną piosenkę. Zerkałem co chwilę na brata i czułem jak moje tytanowe serce drga niepewnie. Potem po prysznicu ułożyłem się spać na kanapie pod kocem. Tom.. wiem, że żałujesz. Staram się być jak najbliżej, nie dać ci odczuć zmian, opiekować się tobą i zapomnieć o tym, co było między nami. Jednak ty mi nie ułatwiasz. Bawisz się moimi uczuciami. Bawisz się moim sercem. Od samego początku.

środa, 20 lipca 2016

60. Humanoid.

Witajcie, krótka przerwa i już jestem :)  Wróciłam z Chorwacji i prezentuję kolejny rozdzialik. Proszę o komentarze i zapraszam do czytania.

~ Sinni



60. Humanoid.


Obudziłem się dość wcześnie w hotelowym łóżku. Po spojrzeniu na zegarek zdobyłem pewność, że było dopiero parę minut po 8. Wstałem bez przeciągania i zniknąłem w łazience, gdzie pogrążyłem się w swoich poranny rytuałach, a co więcej – w przemyśleniach.
Dość późno wróciliśmy. Jeszcze odwoziliśmy Julie do domu. Poprzedni wieczór w jej towarzystwie zleciał mi aż za szybko, magiczne działanie miała na mnie ta dziewczyna. Westchnąłem cicho na wspomnienie o niej.. a może bardziej na myśl o minie Toma, gdy nas wtedy ujrzał wieczorem w ogrodzie, gdy w końcu raczył się pokazać, po tym jak nagle zniknął z Wiktorią.
Ubrany w jak zwykle czarne rurki, białą koszulkę z czarnymi nadrukami i jeansową, jasną kamizelkę oraz glany, w pełnym makijażu zjechałem windą na śniadanie do hotelowej restauracji. Musiałem przyznać, że naprawdę trochę zgłodniałem, mimo że ostatnimi czasy i tak nie za wiele jadłem.
Gdy przekroczyłem próg jadalni ku wielkiemu zdziwieniu dostrzegłem Toma w kącie, siedzącego przy stoliku, tyłem do mnie. Jakim cudem wstał tak wcześnie? Tom? To niemożliwe wręcz.
Wziąłem sobie kawę, bułkę i dżem brzoskwiniowy i w sumie więcej udziwnień nie potrzebowałem. Poszedłem prosto do stolika brata trochę niepewnie.
- Aż nie wierzę, że cię widzę o tej porze na nogach.. - skomentowałem stawiając naczynia naprzeciwko niego.
Zdziwił się, nie spodziewał się mnie. Wyglądał na przestraszonego. A jeden prawie nie zauważalny gest przetarcia policzka zdradził mi, ze Tom płakał.
Usiadłem na siedzeniu i spojrzałem na niego. On odchrząknął i nie podniósł wzroku, wpatrywał się jedynie w swoją filiżankę z kawą. Dotknąłem jej i stwierdziłem, że kawa jest całkowicie zimna. Odstawiłem ją na bok i po chwili przyniosłem mu świeżą i gorącą.
- Tom, weź się w garść, co się stało? - zapytałem całkowicie nie wiedząc czego się spodziewać. Czemu mój brat płakał tak nagle?
Spojrzał na mnie.. tak jak chyba nigdy na mnie nie patrzył. Skrzywdzony..? Żadne inne określenie nie przychodziło mi do głowy.
- Podoba ci się Julia? - spytał złamanym głosem. Teraz już wiedziałem, co go bolało.
Odchrząknąłem i upiłem łyk swojej kawy.
- Nie wiem, spędziłem z nią jedynie kilka godzin. - Wzruszyłem ramionami i zacząłem robić sobie kanapkę. - Nie mów, że ryczysz dlatego, że gadałem z jakąś laską, gdy ty zniknąłeś bez słowa z tą siksą. - Odłożyłem nóż. Ciśnienie mi się lekko podniosło, ale starałem się być opanowany. - Tom, nawet nie próbuj wpędzić mnie w poczucie winy, bo z góry cie uprzedzam, że ci się to nie uda – powiedziałem krzywiąc się lekko i podałem mu serwetkę. - Wytrzyj oczy, nie maż się. To wszystko nie było i nie jest tego warte.
- Czego, Bill? Nas? - powiedział szeptem. - Nas nie jest warte? - powiedział lekko zły.
- NAS już nie ma, Tom – powiedziałem dobitnie, lecz dość cicho. - Teraz jesteś ty i Wiktoria. I wasze dziecko – dodałem. - Zapomnij, Tom. Bo się wpędzisz w chorobę i to całkiem niepotrzebnie, bo już nic nigdy się między nami nie zmieni – powiedziałem i podałem mu jedną ze swoich kanapek. - Jedz. I się nie buntuj. Musisz mieć teraz dużo siły.
Zrobił tak jak poleciłem. Nie dyskutował.

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Odwiozłem Toma do domu Wiktorii. W końcu po to tu byliśmy,  żeby spędzał z nią czas. Ale ja nie musiałem. Dlatego też tylko ze średnią przyjemnością zetknąłem na dom kochanki mojego bliźniaka i ruszyłem dalej do domu Julii. Poprzedniego wieczoru obiecała, że coś mi pokaże. Coś, co pomoże mi znaleźć to czego szukam. Odnaleźć to, co zgubiłem w swoim umyśle. W pewnym sensie zaczynałem wierzyć w to, że rzeczywiście niedługo będę wiedział, co zrobić z kolejną płytą, jaki jej nadać charakter, jaki rozmach. W jaka sferę artystyczną uderzyć. Chyba czułem, że ona może mi pomóc. Z jednego prostego powodu - przy niej wczoraj poczułem się innym człowiekiem,  z innymi pragnieniami. Poczułem, że nagle przez te parę chwil moja egzystencja była determinowana przez inne rzeczy niż dotychczas. Spodobała mi się kobieta. A żeby tego było mało - ja, romantyk, osoba, która tak patrzyła na uczucia miała największą ochotę ją przelecieć. Nie patrzyłem na jej ubrania. Patrzyłem na to, co spod nich wystaje, kręciła mnie. Nie tylko z wyglądu. To wszystko potęgował właśnie fakt, że się nie poznawałem. 
Zaparkowałem pod jej domem i wysłałem sms, że już jestem. Czekałem na nią i obserwowałem drzwi. A gdy ja zobaczyłem,  uśmiechnąłem się szeroko. Jej włosy pięknie podrygiwały na wietrze, miała lekki makijaż. Ubrała jasne jeansowe szorty, różowa koszulkę i jakiś wisiorek,  na to miała  złożoną zwiewną, błękitną koszule, a na nogach krótkie glany. Była taka.. w moim stylu. A jej nogi były fenomenalne. Oblizałem się lekko.
Wsiadła do samochodu na miejsce pasażera i od razu się do mnie przytuliła, na co się uśmiechnąłem i ją objąłem. Cieszyłem się, że jest tak ciepło i mogę oglądać jej odsłonięte ciało. Pogłaskałem lekko jej miękkie włosy i odsunąłem się.
- To gdzie jedziemy? - zapytałem w końcu,  a ona zaczęła sama ustawiać GPS. 
- Jedź tam - poleciła i tajemniczym uśmiechem. 
Skinąłem głową i spojrzałem jeszcze na nią. 
- Przepięknie wyglądasz - powiedziałem, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
W końcu odpaliłem auto i ruszyłem według wskazówek nawigacji. Ciekawy byłem gdzie mnie doprowadzą.
Po niedługiej jeździe - bo przecież przynajmniej z mojego punktu widzenia Gdańsk nie był duży - dotarli
śmy do tego miejsca. Zaparkowałem auto i Julia kazała mi wysiąść i zamknąć oczy. Zrobiłem jak mówiła. Na zewnątrz to ona zasłoniła moje oczy swoimi dłońmi. Czułem jak staje na palcach za mną. Czułem jej piersi na swoich plecach. Nie potrafiłem pohamować brudnych myśli. Ale za chwile miało się to zmienić. Ustawiła mnie odpowiednio i odsłoniła oczy. A mnie wryło w ziemię.
Zobaczyłem potężne rzeźby. Wielkie futurystyczne budowle w przedziwnym kształcie. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia. Czułem jak coś w moim mózgu budzi się do życia,  jak odszukuję zagubione fragmenty układanki. Ale jeszcze nie umiem ich poskładać.
- Co to za rzeźby?  Skąd one się tu wzięły?  - zapytałem kręcąc głową z niedowierzaniem. Jak zbudowano coś tak ogromnego?
Zaśmiała się cicho i wtuli
ła w mój bok.
- To nie rzeźby,  Bill. To dźwigi. Jesteśmy w stoczni - oznajmiła i wzięła mnie za rękę, ciągnąc bliżej w stronę bramy.
- A.. ale.. co to stocznia?  - zapytałem zdziwiony swoją pomyłką.
- Tu się buduje statki -odparła i ścisnęła moja dłoń trochę mocniej.
Dopiero wtedy na trzeźwo zauważyłem, że rzeczywiście ją trzyma. Automatycznie splotłem z nią palce, chociaż ani ona ani ja tego nie skomentowaliśmy.
- Nie można tu wchodzić, ale.. mam znajomości. - Uśmiechnęła się i po chwili jakiś mężczyzna wpuścił nas do środka. - Mój tata tu pracuje, zaraz się z nim spotkamy. Pokaże ci to, o co go prosiłam - powiedziała i poprowadziła  mnie do jakiejś budki, gdzie przywitała się z panem w średnim wieku, który był jej ojcem. Przedstawiła mnie jako kolegę, a on odparł,  że dużo mu o mnie opowiadała. Zdziwiłem się, ale było to bardzo miłe. Teraz wiedziałem na pewno, że i ona o mnie myślała. Mężczyzna podał nam kaski i zaprowadził do gigantycznego hangaru, gdzie leżało mnóstwo wielkich części podawanych dalej na suwnicach. Przeszliśmy dalej i tam ujrzałem kwintesencję całej tej wyprawy. Tam stały te ogromne żurawie. Tak powstawały wielkie statki. Teraz  na moich oczach. Rozejrzałem się,  zewsząd leciały iskry. W pewnych odległościach od siebie leżały odpady, jak na wysypisku,  co chwilę jakąś górka, której jeszcze nie zdążyła uprzątnąć koparka. Wszędzie świeciło się na złoto, jakby złoty pył w powietrzu. Zardzewiała stał,  iskry od spawania, lutowania, od wykrawania metalu według szablonów.

- Ja już tu kiedyś byłem - wyszeptałem zdumiony tym, co poczułem wewnątrz siebie.
Odszedłem na parę kroków i oglądałem wszystko z daleka. Wszystko i nic. Jeden obrazek. Czułem jak coś we mnie dojrzewa.. idea zaimplementowana, zaszczepiona w podświadomości. Jak incepcja. Czułem, że to jest już prawie gotowe wyjść i podać światu swoje imię. Czułem podniecenie. Czułem rozpierające mnie podekscytowanie. Zamknąłem oczy i zacisnąłem pięści.
- Wiem.. - odwróciłem się i spojrzałem na piękną Julię. - Wiem - powtórzyłem pewien siebie i tego, co jest w mojej głowie.
Złapała moją dłoń i przytuliła się mocno, a ja ją objąłem.
- Dziękuję.. to.. to idealne miejsce.. kiedyś o nim śniłem, Julio - wyjaśniłem.
Zrobiłem zdjęcia tego miejsca, ukazujące jego największą urodę. Iskry, stosy odpadów i te zapierające dech w piersiach kolosy. Byłem tam jak obcy. Obcy na innej planecie. Ja, nowy człowiek z tytanu. Ja, obcy wśród tych ludzi. Zmieniony i pozbawiony towarzyszących mi wcześniej uczuć. Obcy z tytanu,  który nie potrafi już kochać. Ja i tytanowe ściany mojego świata, mojego miasta. Byłem Humanoidem.

środa, 6 lipca 2016

59. Menschen suchen Menschen.

Witajcie :)  Ciekawa jestem co powiecie na taki ciąg dalszy. Kończę pisać 61 rozdział, trochę nadrobiłam, więc z największą przyjemnością wrzucam to. Komentujcie i dajcie znać, że czytacie, wasza obecność jest dla mnie bardzo ważna :*

~ Sinni



59. Menschen suchen Menschen


Bill


Spakowałem podręczną torbę i na końcu wrzuciłem do niej kosmetyczkę. Po krótkim przejrzeniu się w lustrze jeszcze raz przemyślałem, czy to dobry pomysł, ale ostatecznie stwierdziłem, że lepiej wcześniej niż później..
Westchnąłem niezmiernie tym wszystkim przytłoczony. Niedobrze mi się robiło na myśl o spotkaniu z tą wywłoką. Ale jednak była matką dziecka Toma i nie było innej możliwości. To i tak by nastąpiłoby. Teraz, czy później, jeden chuj..
Zszedłem na dół ze swoją walizką. Tom patrzył na mnie z dołu. Kiedyś on nosił moje walizki. Ale nabrałem formy, mięśni. Dorobiłem się już również lekkiego zarysu sześciopaku. Miałem wrażenie, że zaczynam się skrywać pod jakąś maską. Może było w tym trochę z tej teorii. Stawałem się innym człowiekiem. Nie tylko fizycznie. Przede wszystkim psychicznie. A ta psychika determinowała zmiany fizyczne. W tamtym momencie jeszcze nie wiedziałem jak bardzo, ale niedługo miałem się przekonać.
Postawiłem tą walizkę obok walizki brata i założyłem bluzę z kapturem, a potem również i czarne glany, w których moje nogi przyodziane w rurki wyglądały idealnie.
- Tylko jedna? - Zapytał Tom, patrząc na moją walizkę.
- Jadę tam na 2-3 dni, nie na miesiąc – odparłem biorąc kluczyki do swojego Audi A1 Sportsback z haczyka na ścianie. Zdecydowaliśmy się jechać autem po to, żeby nikogo z tamtej strony nie angażować w ten przyjazd. Mieliśmy również zarezerwowany pokój w hotelu.
- Kiedyś na jeden dzień wziąłbyś 3 walizki, bo nie byłbyś pewien, co założysz. - Pokręcił nieznacznie głową.
- Kiedyś – powtórzyłem odrobinę dobitniej i wyszedłem z walizką przejściem do garażu, gdzie wsadziłem ją jedną ręką do bagażnika.
Tom nadal przyglądał mi się, nie widząc w moich zachowaniach nic znajomego. Nic z przeszłości. To byłem nowy ja. W jakim stopniu udawany, a w jakim prawdziwy? O tym dopiero oboje mieliśmy się przekonać.
Wsiadłem do auta, za kierownicę. Tom po załadowaniu swoje walizki usiadł na miejscu pasażera, ja otworzyłem bramę garażową i wjazdową. Ledwo zamknął drzwi, a ja ruszyłem szybko przed siebie. Wyjechałem na drogę i gnałem nią w kierunku autostrady. Miałem na dłoniach stylowe rękawiczki. Makijaż jedynie dodawał mi teraz ostrzejszych rysów, nie miał w sobie nic z pedałowatości, mimo, ze wcale się nie zmienił. Mój wyraz twarzy uległ zmianie. Nie był łagodny. Moja postawa mówiła głośno, że jestem prawdziwym mężczyzną.
Założyłem na oczy okulary przeciwsłoneczne. Pasowały do mojej rozpiętej skórzanej kurtki, stylowej koszulki i całego outfitu. W kwestii mody nic się nie zmieniło, nadal musiałem idealnie wyglądać.
Dynamicznie pozmieniałem biegi i gnałem przed siebie znacznie przekraczając dozwoloną prędkość. Tom milczał, przynajmniej na razie, bowiem widziałem w jego oczach chęć zwrócenia mi uwagi.
Po kilkunastu minutach wyjechałem na autostradę i wtedy dopiero mogłem poczuć pełnie doznań płynących z posiadania samochodu sportowego. Docisnąłem gaz do dechy na szóstym biegu i wyprzedzaliśmy każdego jak leci. Uśmiechnąłem się lekko do siebie. Tom chyba to zauważył, bo powtórzył mój uśmiech.
- Znalazłeś nowy nawyk? - Zapytał, patrząc ukradkiem na licznik prędkości.
- Co masz na myśli? - dopytałem, zmieniając pas swobodnie.
- No.. prędkość. Czy teraz jesteś uzależniony od adrenaliny? - Spojrzał przed siebie na drogę.
- Czy uzależniony.. Nie wiem, Tom. Sprawia mi to przyjemność trochę większą niż ćwiczenia na siłowni – odpowiedziałem wzruszając ramionami. - Ale na pewno to nie jest uzależnienie. Mam zamiar nie uzależnić się już od niczego. I od nikogo – dodałem wyraźnie. - Odwyk za bardzo boli. A każde uzależnienie jest po prostu złe.
Myślał chwilę nad moimi słowami. Dumał i dumał jakby nie potrafił powiedzieć nic składnie i logicznie. Wyczułem, że parę razy chciał już coś powiedział, ale jednak dalej milczał.
- Bill.. ale każdy człowiek potrzebuje drugiego człowieka. Każdy szuka tego drugiego, żeby nie być samotnym – wysłowił się w końcu.
Zlustrowałem uważnie jego twarz. Przez okulary nie widział mojego badawczego wzroku. Potem znów spojrzałem na jezdnię. Nie zauważyłem nawet, że zwolniłem.
- Widzisz, Tom.. a niektórzy tacy jak ty nawet nie szukają, a znajdują – odparłem zaciskając zaraz po tym usta w cienka linię symbolizującą umiarkowaną złość. Docisnąłem znów pedał gazu przyspieszając.
Odwrócił się w stronę okna i przemilczał to. Założył ręce na piersi i „podziwiał” widoki za oknem.
- Chcę do Mc'a na śniadanie – powiedział nagle, gdy zobaczył za ile kilometrów będzie McDonald, wyjmując portfel z kieszeni swoich dość przylegających spodni. - Chcę tosta z serem i pieczarkami i kawę. Latte może być. - Wymienił, czego sobie życzy i położył portfel na środku tak, żebym zapewne miał do niego dostęp.
Bez komentarza zjechałem i zamówiłem mu to co sobie życzył. Dla siebie wziąłem jedynie kawę. Białą z cukrem. Kawa była ostatnio moim paliwem. Bez niej nie funkcjonowałem.
Mało rozmawialiśmy przez ta całą drogę. Miałem wrażenie, ze on się denerwuje nie mniej niż ja. Tak czy siak, tka dziewczyna i jej rodzina była dla niego całkowicie obca. Do tego na pewno nie był mu obojętny fakt, że ja tez tam jadę, że ją poznam. Że będzie mi sprawiało ból uściśnięcie jej dłoni, bo będę sobie wyobrażał, co wtedy razem robili w nocy, będę widział ich razem, możliwe, że również ich pocałunki. Odpędziłem od siebie te dziwne myśli. Musiałem mu pomóc, on pomagał mi wiele razy. Teraz ja byłem silniejszy. Na to, co nadejdzie byłem bardziej gotowy niż on. Ale starałem się tego nie okazywać, chciałem, żeby nadal czuł się silny. To mu mogło teraz tylko pomóc.

* * * * *

W Gdańsku byliśmy około 5 popołudniu. Ju wcześniej zadecydowaliśmy, że po zakwaterowaniu od razu podjedziemy do domu Wiktorii, bo ta się ponoć strasznie niecierpliwiła. Z resztą wydzwaniała do Toma ciągle w samochodzie. Próbował ignorować te telefony, ale i ta słyszałem wibracje.
Załatwiłem wszystko w recepcji i poszedłem w stronę windy nie czekając na ociągającego się bliźniaka, który w końcu mnie w niej dogonił. Gdy drzwi się zamknęły i winda ruszyła, zrobiło mi się jakoś strasznie niezręcznie. Oparłem się o drzwi i patrzyłem przez szklana szybę na panoramę miasta. O ironio.. ile jeszcze razy będziesz mnie wystawiać na próbę?
Przetarłem lekko twarz w próbie odparcia od siebie wspomnień pamiętnego seksu w windzie, gdy ta zatrzymała się między piętrami w hotelu w Berlinie. Niemal do moich nozdrzy powrócił zapach mojego brata, jego rozgrzanego ciała.
Spojrzałem na niego i ku zdumieniu odkryłem, że on również mnie obserwował. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że myślimy o tym samym.
Nagle, całkiem niespotykanie poczułem jego ręce przyciskające moje ciało do swojego torsu. Jego policzek dotknął mojego. Nie poruszył się, jedynie tak stał i trzymał mnie mocno. Chyba oboje uznaliśmy, ze słowa są zbędne, bo aż do czasu, gdy głos kobiety nie obwieścił nam, że znajdujemy się na dwudziestym czwartym pietrze, nie towarzyszył nam żaden dźwięk.
Sprawdziłem numer swojego pokoju na kluczu, odsuwając się od niego.
- Ja.. ja mam pokój tutaj.. - powiedziałem wychodząc z windy ze spuszczoną głową. Zerknąłem na niego jeszcze, gdy drzwi windy się już prawie zamknęły. Nie spuszczał ze mnie bolesnego wzroku. Tymi oczami mówił, że kocha..
Odszedłem w stronę swojego pokoju i już w środku umieściłem walizkę pod ścianą.
Szybkie zerknięcie na telefon i sprawdzenie godziny pomogło mi stwierdzić, że mam około 15 minut do zaplanowanej wcześniej zbiórki przy recepcji. Starczyło na załatwienie spraw fizjologicznych, poprawienie makijażu i rozejrzenie się przez okno na miasto. Westchnąłem cicho myśląc o zbliżającym się nieubłaganie spotkaniu. Złapałem za swoją torbę i założyłem na ramię. Wyciągnąłem na chwilę zeszyt i go przewertowałem. Czułem się lekko zagubiony, czegoś mi brakowało. Ale jeszcze nie umiałem sprecyzować, czego..
W recepcji byłem punktualnie. Tom spóźnił się około 10 minut. Na pytanie dlaczego, odparł jedynie, ze Wiktoria zadzwoniła i pytała, gdzie jesteśmy, bo kolacja już prawie gotowa. Nie kontrolując się do końca, wywróciłem oczami i poprawiłem rękawiczki na dłoniach, a potem bez komentarza poszedłem w stronę parkingu, gdzie zaparkowałem.
Gdy oboje siedzieliśmy, uznałem, że to idealny czas na szybkie ustalenie paru rzeczy. Spojrzałem na Toma bystrym wzrokiem, przekręcając się lekko w jego stronę również tułowiem.
- Tom – zacząłem. - Postaram się i dam z siebie wszystko, ale nie umiem obiecać, że to wytrzymam bez wyjścia, aby się przewietrzyć – powiedziałem i odchrząknąłem dziwną gulę w gardle, której wiadomość o obecności wolałem pozostawić dla samego siebie.
Pokiwał głową jakby mówiąc, że nawet i tego nigdy nie oczekiwał. Ale zrobił coś, czego się nie spodziewałem, trzymając dłoń na gałce od skrzyni biegów. Wziął ją dość niepewnie i przysunął do swojego policzka, a następnie musnął ją ustami. Dokładnie tak jakby chciał fizycznie poczuć moją obecność.
- Bill.. - powiedział wzdychając jednocześnie. - Dziękuję – powiedział jedynie i pogłaskał mnie po głowie.
Odsunąłem się nieznacznie i odpaliłem samochód. Wycofałem i pojechałem tam, gdzie prowadził GPS. Chciałem, żeby to trwało jak najdłużej, ale jak na złość wszędzie mieliśmy zielone światła. Nerwowo stukałem palcami o kierownicę. Niepocieszony zauważyłem, że kobiecy głos informuje mnie, że dotarłem na miejsce. Byliśmy przed domkiem jednorodzinnym. Dookoła pełno było takich jak ten. Odpiąłem pas i wysiadłem zanim Tom zdążył mnie zatrzymać, a wiem, że chciał to zrobić. Wziąłem swoją torbę i obszedłem samochód. Gdy Tom wysiadł, zamknąłem auto.
- Prowadź, to twoja przyszła rodzina – nakazałem nie powstrzymując złośliwego wtrącenia.
Uchylił bramkę, która jak się okazało była już otwarta.
A potem nie musiał nawet pukać do drzwi.
Drzwi się otworzyły i czarnowłosa dziewczyna od razu rzuciła mu się w ramiona. Wyglądała na stęsknioną. Odwróciłem wzrok przyglądając się kwiatom w ich ogrodzie. I zwróciłem na nią uwagę dopiero, gdy usłyszałem swoje imię.
- … Bill. Poznaj Wiktorię – powiedział, a ja stanąłem przy nim.
- Bill – mruknąłem dość wyraźnie i podałem jej dłoń. Wtedy po raz pierwszy raz na nią spojrzałem, na jej twarz, jej oczy. Były brązowe.. jak moje. I miała czarne włosy.. tak kruczoczarne jak ja.
Zamrugałem kilka razy oczami. Mieliśmy podobny wzrost, również była szczupła. Teraz zrozumiałem, dlaczego Tom na nią poleciał, gdy się nachlał.. była moim damskim odpowiednikiem.
- Wiktoria – odparła z szerokim uśmiechem.
Pokiwałem lekko głową i wszedłem za nimi do domu.
Sam się zastanawiałem jak potraktować ten fakt, że ona jest tak uderzająco do mnie podobna. Czy to był komplement..? Czy zboczenie?
Nie miałem czasu na dłuższe rozważania, bo zaraz po chwili przedstawiono mi i jej ojca i matkę oraz brata, których imiona obchodziły mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg, więc niezbyt skupiałem się na tym, co mówią. Dopóki zza rogu nie wyszła roześmiana dziewczyna, pewnie w wieku Wiktorii, czyli jakoś kolo 17 i uśmiechnęła się do mnie. Do nikogo innego tylko do mnie, w specyficzny sposób. Miała miedziane włosy, lekko kręcone, do pasa. Zielone oczy błyszczały niedawnym śmiechem. Długie rzęsy, długie nogi, lekka opalenizna widoczna na dekolcie i twarzy.
- Jestem Julia – powiedziała znów obdarzając mnie tym uśmiechem za milion dolarów. - Ty na pewno jesteś Bill. - Zachichotała i uścisnęła lekko moją wyciągniętą i jeszcze oniemiałą, jak i jej właściciel, dłoń. Ucałowała mnie w policzek i po chwili tuszując śmiechem zawstydzenie wytarła mi różową szminkę z policzka.
- No tak, właśnie. To jest moja najlepsza przyjaciółka Julia – wytłumaczyła Wiktoria, a ja skinąłem głową.
Po chwili czarna wzięła Toma za rękę i poprowadziła go w stronę (jak poprawnie mniemałem) jadalni. Julia złapała mój nadgarstek i podążyliśmy za nimi. Zostałem usadzony dość daleko od brata, ale za to obok Julii. Z drugiej strony miałem brata tej czarnej. Zdawało mi się, ze miał na imię Marcin, mniejsza z nim.
Dziwne uczucie wewnątrz mnie sprawiało, że nie mogłem odkleić wzroku od tej dziewczyny. Była piękna. Jak z okładek magazynów. Widziałem ją w milionie różnych kreacji, które widziałem na pokazach. Ale to było inne.. pierwszy raz w życiu patrzyłem na jej dekolt i zastanawiałem się jaki ma rozmiar biustu. Pierwszy raz jak prawdziwy facet ukradkiem przyglądałem się jej długim nogom w miejscu gdzie uda zaczyna okrywać spódniczka. Oblizałem się nieświadomie.
W czasie przyglądania się jej, sięgnąłem po sałatkę i sobie nałożyłem. Wziąłem widelec do dłoni i wsuwając pierwszy kęs do ust chciałem spojrzeć na brata, jednak nie było go przy stole. Umknęło mi, gdy razem z Wiktorią zniknęli z pokoju jeszcze zanim ktokolwiek ruszył jedzenie. Wiedząc, że i tak nie mam wpływu na to, co teraz robią lub mają zamiar robić sami w jakimś pokoju, zdecydowałem się korzystać z obecności pięknej młodej damy i spędzić miło ten czas na rozmowie.
Zdecydowałem się zacząć od tego czy jest w wieku Wiktorii. Dokładnie w ten sposób, bo nie wypada kobiet pytać o wiek. Odpowiedź była twierdząca tak, jak się spodziewałem. To dało mi jakiś grunt do dalszej rozmowy. A w te klocki nie byłem taki najgorszy. W końcu to niegdyś ja byłem gwiazdką mojego liceum.
- Chodzicie razem do klasy? - zapytałem popijając sok.
- Tak, w sumie to my się już od przedszkola razem trzymamy. - Uśmiechnęła się życzliwie i opowiedziała pokrótce o tym jak się poznały na placu zabaw i jak razem kontynuowały naukę. Co dziwne.. naprawdę słuchałem.
Uśmiechnąłem się, gdy opowiadała. Była taka ekspresyjna. Taka wyrazista. Nie jak niektóre, których następnego dnia się nie pamięta.
Po kolacji zaproponowała wyjście na dwór, do ogrodu. Toma nadal nie było, więc bez ogródek zgodziłem się i podążyłem za nią, gdzie usiedliśmy na huśtawce. Było już całkiem ciemno.
Zaczęła wypytywać o zespół. Jak to się stało, jak powstaliśmy. Mówiła całkiem dobrze po angielsku. Więc mogliśmy się łatwo dogadać. Potem powiedziała nawet parę zdań po niemiecku, co jakoś wewnętrznie bardzo mnie ucieszyło.
Śmiała się dużo, ale nie do przesady. Miała bardzo ładny śmiech. Ubrana była w krótką czarną sukienkę. Na szyi miała kołnierzyk z pereł. Na nogach czarne szpilki, dzięki którym prawie dorównywała mojemu wzrostowi. Wyglądała pięknie.
- A wy teraz.. pracujecie nad nową płytą? Bo Tom mówił, ze nooo.. trasa zawieszona przez tą wpadkę. - Zachichotała i założyła nogę na nogę odsłaniając jeszcze bardziej uda, co podziałało na mnie w wiadomy sposób.
- No trasa zawieszona. Bardzo żałuję, ale nie mam na to wpływu. Z resztą.. straciłem ostatnio serce do piosenek z płyty 483 – dodałem. Jedynie ja i Tom wiedzieliśmy, co się wydarzyło w pokoju 483 w berlińskim hotelu. - A nad nową płytą pracuję. Sam. To będzie coś całkowicie innego. - Spojrzałem w gwiazdy z lekkim niepokojem. - Brak mi jakoś.. inspiracji. Wiesz, mam coś na myśli.. to gdzieś jest w mojej głowie. Widzę codziennie tyle wskazówek.. ale nie umiem tego nazwać, zinterpretować. Potrzebuję czegoś, co mi pomoże..
- Albo kogoś – wtrąciła i uśmiechnęła się lekko się nade mną pochylając.
- Albo kogoś – powtórzyłem i nastała krótka cisza. Spojrzałem na to jak trzyma ręce skrzyżowane na piersi.
Wstałem, zdjąłem z siebie skórzaną kurtkę i nałożyłem na jej ramiona.
- Nie trzeba było.. - powiedziała nieco zakłopotana. Chyba dojrzałem na jej policzkach rumieńce.
- Widzę, ze ci zimno, masz gęsią skórkę – odparłem i przejechałem delikatnie dłonią po jej skórze na ręce i czułem, że jej zimno. - Chodź.. - Objąłem ją delikatnie ramieniem, a ona położyła mi głowę na ramieniu i się przytuliła.
Było to całkiem inne doznanie. Nowe. Ja się kimś zaopiekowałem. Kobietą. A ona mi się podobała.

 Odkrywałem całkiem nowego siebie, Tom. A ty nie mogłeś już nic zmienić. Każdy człowiek szuka innego człowieka.. dla samego siebie, aby nie być samotnym. Już nie mogę odnaleźć ciebie. Teraz mogę szukać już tylko kogoś innego.