Witam niewitanych :D zapraszam do czytania kolejnego rozdziału i proszę o komentarz, to dzięki nim piszę.
~ Sinn
62. Lass die Hunde los
Spaliny,
lekki pisk hamulców, dźwięk otwieranych drzwi. Zapach drogiej wody kolońskiej.
-
Witaj, David – mój głos kierowany do mężczyzny wychodzącego z naszego tourbusa.
-
Witaj, Bill – ten sam jak kiedyś nonszalancki głos, mówiący „kim to ja nie
jestem”. – Kim jest ta młoda dama? – pyta od razu, zżera go ciekawość.
Spoglądam
na Julię z lekkim uśmiechem uchylając swoje ciemne okulary i łapię ją za rękę.
- To
Julia. Zabieram ją ze sobą w trasę. Jest moją inspiracją – odpowiadam śmiało. –
Ma na razie wakacje – dodaję i razem z dziewczyną pakuję się do autobusu.
Rodziców
Julii nie było trudno przekonać. Jak się okazało i jej ojciec był muzykiem i
tak właśnie poznali się z jej matką. Więc znali takie życie. I nie widzieli
powodu, dla którego ich córka miała go nie skosztować. A ona chciała jechać.
Mimo, że ta franca od Toma została. Nawet nie chciała o tym słyszeć. Wyklęła
Toma za to, że jedzie. Wtedy jedynie wygarnąłem jej to, co o niej myślę, a
Julia dość nieśmiało mnie poparła, czym cała nasza trójka sobie nagrabiła. Wiec
ani Julia nie miała wyrzutów sumienia, że jedzie, ani też Tom.. szczególnie, że
taka z niej była zołza. A ja.. ja całkowicie cieszyłem się z tej sytuacji.
Julia była ze mną. I wydawała się rozumieć więcej niż ja rozumiałem. A Tom mógł
się w dupę pocałować. I mimo, że był moim bratem. Był również ex. I chciałem,
żeby cierpiał po tym jak mnie skrzywdził. Chciałem tego bardzo mocno, budziło
to we mnie nikczemne żądze, których ujściem okazała się muzyka.
Położyłem
dłoń na jej nagim udzie, miała te seksowne shorty na sobie, a ona złapała lekko
moje palce i ścisnęła swoimi. Gdy Tom wsiadał do środka nie zapomniał
zaszczycić nas spojrzeniem. Położył swoją gitarę po drugiej stronie i słowem
się nie odezwał. Chłopaki czuli to napięcie, którego całkiem nie rozumieli. W
Paryżu jeszcze byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, a teraz on się przede mną
chowa jak mysz pod miotłą, a ja – naczelny gej w zespole – mam ekstra laskę u
boku i nawet nie spoglądam na brata od momentu, gdy dowiedziałem się o „incydencie”.
W końcu
tez ruszyliśmy. Musieliśmy zrobić kilka prób. Nie graliśmy już ponad miesiąc.
Nie razem. Zmierzaliśmy w stronę Zurychu. To na tamtym koncercie przerwaliśmy
trasę. Zurych, Londyn, Moskwa, Madryt i Zagrzeb. Pięć brakujących koncertów do
końca trasy Zimmer 483. Do końca trasy, której nie miałem ochoty kończyć. Moje myśli kłębiły się już wokół czegoś
całkiem nowego, obcego i fascynującego.
- Pokaż
mi ten nowy tekst – rzuciła w trakcie jazdy Julia odrywając się od swojej
gazetki. A wtedy.. piekło zstąpiło do autokaru.
Poczułem
na sobie wzrok każdego. Cztery pary oczu wpatrywały się we mnie bezwzględnie
oczekując wyjaśnień. Jedna była zaintrygowana, druga podekscytowana, trzecia
niedowierzająca, a czwarta… zbolała i pokrzywdzona.
Wyjąłem
zeszyt bacznie ich obserwując.
- Nie.
I ani się ważcie go dotykać – wysyczałem do nich mrużąc oczy, a zeszyt podałem
dziewczynie i musnąłem jej policzek wczytując się w tekst razem z nią.
- Bill,
nalegam abyś natychmiast pokazał nam to, co masz! – powiedział Jost podchodząc
do mnie i Julii bardzo szybko. – Tom mamrotał coś o jakiejś inspiracji i
humanoidzie czymkolwiek on jest, ale chyba sam wiesz, że wszystkim nam przyda
się twoja inspiracja. I jeśli ta myśl jest dobra, podążymy za nią tak jak
wcześniej – dodał unosząc się w swojej przemowie jak zawsze. Może miało to coś
wspólnego z genami wilka alfa w jego krwioobiegu.
Westchnąłem
cicho i spojrzałem przez okno.
-
Humanoid. To istota bez emocji. Gnająca przed siebie. Zautomatyzowana. Bez
ograniczeń. Humanoid to ja – odparłem. – Opowiem wam. O idei. Gdy przyjdzie na to czas. A od tekstów wara –
warknąłem na ostatku i zmrużyłem oczy lekko.
David
odchrząknął po chwili ciszy i pogładził lekko moje ramię.
-
Chodź, pogadamy. – Wstał i bez czekania na moją odpowiedź poszedł na tył
autobusu.
Zerknąłem
na Julię i wywróciłem lekko oczami. Zabrałem jej zeszyt delikatnie.
-
Wezmę.. bo ci siłą wyszarpią jak cię z nim tutaj zostawię - powiedziałem i wstałem. Pogładziłem jej
włosy a potem pożegnałem się na te kilka chwil czułym pocałunkiem. Ona
przymknęła oczy. A ja.. całkiem
automatycznie wwierciłem oczy w Toma. Patrzył. Dokładnie ka jakby wiedział, że
nie ma prawa ich zamykać. Że to właśnie jego kara.
Przeszedłem
na koniec do pomieszczenia, gdzie niegdyś spaliśmy razem z Tomem. Teraz to
miała być sypialnia moja i Julii. Siedział na łóżku i patrzył na mnie
intensywnie. Zamknąłem drzwi i oparłem się o nie. Poklepał miejsce obok siebie
i poczęstował mnie skrętem. Zdziwiło mnie to początkowo, ale odpaliłem i
zaciągnąłem się. Patrzył tak na mnie w ciszy kilka chwil i sam rozkoszował się
trawką.
-
Bill.. – zaczął w końcu, a ja się spiąłem, bo doskonale wiedziałem, do czego to
zmierza. – Po co te szopki? Ta Julia. I te wasze złowieszcze spojrzenia. To jest
zespół, my wszyscy. Powinniście albo powiedzieć nam, o co chodzi, albo wyjaśnić
to między sobie i wrócić do normy. Omijacie się kilometrowym łukiem.
- To,
co jest teraz jest normą, Jost – odpowiadam odwracając twarz z zaciętą miną.
- Bill,
wykładam na was kasę, inwestuję. Jesteśmy jednym zespołem. Dopóki wasze kłótnie
były wasze i nie przenosiły się na resztę, to była wasza sprawa. Ale, gdy ma to
wpływ na resztę zespołu i na cały zespół razem wzięty, to moim obowiązkiem jest
reagować, Bill – odparł. W jego oczach tkwiło szczere zmartwienie.
Westchnąłem
ciężko, bo w głębi siebie czułem, że ma rację. Sytuacja między nami była
niemożliwa do naprawienia a wpływała negatywnie na chłopaków. Ryba psuje się od
głowy. Ja jestem głową tego zespołu… Biłem się przez moment z myślami.
Zaciągnąłem się parę razy w milczeniu.
-
Zacznij od tej dziewczyny. To jakaś zemsta? Ale za co? Czujesz coś do niej
naprawdę? – zaczął pytać, bo nie wytrzymał już z ciekawości a może i z nerwów.
- Julii
do tego nie mieszaj. Nie miała z tym nic wspólnego – odpowiadam powoi ważąc
słowa. – Chcę, żeby została. Bez niej nie napisze już nic do tej płyty. A wierz
mi, warto, żebym kontynuował – ostrzegłem go i uchyliłem okno. Wyrzuciłem
niedopałek ale nie zamknąłem. Szum wiatru zagłuszał naszą rozmowę jeszcze
bardziej. Westchnąłem i zamknąłem oczy. – Dawid.. to, o co pytasz.. to coś, o
czym nie wie nikt. I jeśli chcesz o tym rozmawiać, to będzie nam potrzebna
klauzula poufności – mówię i wyciągam papierosa. A po zastanowieniu to od razu
drugiego i odpalam oba na raz. Nadal stoję przy oknie tyłem do niego.
David
jest wyraźnie zaskoczony moją odpowiedzią. Milczy. Być może pierwsze o czym
pomyślał, to że kogoś zabiliśmy. I może nie był tak daleko. Zabiliśmy coś.
Zabiliśmy naszą miłość.
-
Sądzisz, ze pójdę rozpowiadać o tym? Na pewno nie jest to również w moim
interesie. Zarabiam dzięki wam – odpowiedział po chwili zastanowienia.
- Coś w
tym jest.. – mruknąłem i usiadłem na fotelu naprzeciwko niego. Przypatrywałem
się jego oczom. Byłem pewien, ze widzi jakie moje są puste, gdy o tym myślę. –
Ja i Tom. Byliśmy parą, David. Prawie od początku, gdy przeprowadził się do nas
i, gdy go poznałem. Prawie od tamtego czasu – powiedziałem spokojnie. Jost
milczał, więc kontynuowałem. – Zdradził
nie jak leżałem w szpitalu w Paryżu. I zrobił jej dziecko. To się stało, David –
odparłem i wydmuchałem dym. – I jeśli zamierzasz pytać o to, jak mogliśmy być
braćmi w związku, to odpowiem, że jak widać mogliśmy…
- Nie pytam
o to – przerwał mi, choć miałem zamiar jeszcze coś dodać. – Nie ma to dla mnie
znaczenia. Teraz to tłumaczy wszystko. – Westchnął i potarł lekko twarz. – To stad
ten.. humanoid, tak? Skrzywdził cię.. a ty nic nie czujesz – mówił coraz
ciszej. Nie pytał. Wiedział, że tak jest i się nie mylił.
Ponownie
zapadła dość nieprzyjemna cisza. Ciągnąłem raz z jednego raz z drugiego
papierosa. Miałem trochę nerwa. Jednak musiałem wrócić myślami do tego, co
nieprzyjemne.
-
Dlatego nie chcę śpiewać starych utworów. Bo przypominają tamte czasy. Każda z
tamtych piosenek odzwierciedla pełen szczęścia moment przeżyty wspólnie z
Tomem. A teraz.. jest inaczej. Teraz wszystko będzie inne – wyszeptałem.
Jost
wstał i poklepał lekko moje ramię.
-
Nikomu nie powiem – powiedział. Nigdy wcześniej nie sądziłem, ze można z nim
tak rozmawiać. Wcześniej dużo się przekomarzaliśmy. Często robiliśmy sobie na
złość. – 5 koncertów, Bill. Dasz radę. A potem będziesz miał czas dla siebie.
Tyle, ile będziesz potrzebować. Bylebyś do końca roku dostarczył mi wszystkie
teksty na nową płytę.
-
Sądzę, że to aż nadto czasu..
-
Mógłbym z nim porozmawiać ale obawiam się, że tak niczego by to nie zmieniło. Ale
wyjaśnijcie sobie parę rzeczy. Albo uzgodnijcie, cokolwiek. Bo czuć niezgodę między
wami i to będzie odpychać – powiedział, po czym wyszedł z pokoju.
Zostałem tam sam z myślami i
nieznośnymi wspomnieniami na temat tego, co kiedyś na tym łóżku się działo
między nami.
- Pierdolić to, kurwa mać.. –
warknąłem sam do siebie i wyrzuciłem dwa niedopałaki za okno. Położyłem się na
łóżko i myślałem.
Drzwi pokoju się otworzyły i do
środka weszła Julia. Uniosłem lekko jeden kącik ust w uśmiechu i wyciągnąłem do
niej dłoń. Złapała ją bez wahania i usiadła przy mnie na łóżku. – Czas wypuścić
psy.. – szepnąłem gładząc jej nieskazitelny policzek. Jej skóra była taka
miękka..
- Co takiego? – zapytała niepewna,
czy dobrze zrozumiała.
- Czas wypuścić psy, skarbie..
czas oddać się wolności. Oddać się wenie i emocjom jednej chwili. –
Przyciągnąłem ją bliżej tak, że opierała się dłońmi o mój tors. Jej włosy
delikatnie łaskotały mnie po twarzy, gdy całowała moje usta.
Będziesz płakać, Tom.. nie
naprawisz mnie. Nawet przez swoje słone łzy. Czas wypuścić psy. I żyć bez
ograniczeń.
Kocham 😍
OdpowiedzUsuń