66. I feed myself
lies. With words left unspoken.
Zielony
kolor, który mnie otaczał z każdej strony, zaczął mnie powoli przytłaczać.
Powietrze miało charakterystyczny zapach drewna bambusowego, a odczucia
wynikające z tak niesamowitego otoczenia były niezaprzeczalnie niesamowite,
jednak..
Zieleń
powinna koić, ale to nie działało, przynajmniej na mnie. Tom wydawał się
zrelaksowany dzięki takiemu otoczeniu. A ja – denerwowałem się z każdą chwilą
coraz bardziej. Dzisiejszy poranek utkwił mi w pamięci. Po tym, jak się
opamiętałem, zostawiłem go na swoim łóżku i zamknąłem się skutecznie w łazience
na kilka godzin. Prawdopodobnie strumieniami wody chciałem zmyć z siebie
poczucie winy. To, co się wydarzyło było złe. Postąpiłem z nim jak z dziwką, a
on.. ulegał jakby naprawdę nią był. Gubiłem się w tej sytuacji.
Nagle
poczułem jego ramię otulające mnie w talii. Wyrwał mnie tym z zamyślenia.
Spojrzałem w bok, na jego twarz. Przyglądał mi się chwilę, a drugą dłonią
założył mi kosmyk włosów za ucho. W jego oczach widziałem takie same
zagubienie, jakie czułem w sobie.
Spacer
po lesie bambusowym wpędzał mnie w melancholię.
Tom
posadził mnie na drewnianej barierce oddzielającej ścieżkę od lasu. Zaczął
padać delikatny deszcz. Naciągnął na moją głowę kaptur, a potem uczynił to ze
swoim. Objął mnie mocniej. Ludzie w kilka minut poznikali pod parasolami.
Patrzyłem prosto w jego oczy. Były przepełnione miłością i oddaniem.
-
Tom, ja.. przepraszam za rano.. – Zacząłem, aż poczułem jego palec delikatnie
głaszczący moje wargi.
Przesunął
po nich kciukiem delikatnie je rozchylając, a następnie pogładził mój policzek,
unosząc wyżej mój podbródek. Stanął pomiędzy moimi nogami i patrzył w moje oczy
jeszcze przez chwilę, a potem złożył na moich ustach delikatny i czuły pocałunek.
Deszcz nagle zaczął padać mocniej, a krople uderzały o bambusy, tworząc
przyjemne akustycznie odczucia. Jak milion bębnów w jednym miejscu. W tym
jednym momencie był dla mnie jedyny. Poczułem to.. czego dawno już nie czułem.
Gdy oderwał się od moich ust, by zobaczyć moją reakcję, chwilę później wpił się
w moje wargi jeszcze bardziej, gładząc dłońmi moje boki. Obejmował mnie mocno,
silnymi ramionami, a ja na chwilę znów poczułem się jak mały chłopiec. Młodszy
o cały ten czas, gdy działo się tyle złego. To było dobre.. takie dobre.
Chwilę
później już biegliśmy za ręce przez deszcz, uderzając stopami głośno w kałuże,
których rozchlapująca się woda moczyła nam spodnie. Tych kilka beztroskich
chwil, może nawet niecałe 3 minuty trwały dla mnie wieczność. Wieczność
przywracająca same najwspanialsze wspomnienia. Naszą niewinność, gdy się
poznaliśmy. Naszą ciekawość świata, gdy wyruszaliśmy w pierwszą trasę.
Po
chwili już siedzieliśmy w taksówce zmierzającej do naszego hotelu, którą w
którymś momencie mojego zamyślenia musiał zatrzymać Tom. Siedziałem na
siedzeniu pogrążony myślami nadal w wesołym biegu dzieci przez kałuże.. Błogość
rozlewała się po moim sercu i ciele. Poczułem jak Tom wyciera mi włosy swoją
bluzą, a po chwili lekko mnie nią otula i wtula w swoje cieple ciało. Coś
wewnątrz mnie pękło i nie mogłem się oszukiwać, twierdząc inaczej.
Milczałem.
Tak było najbezpieczniej. Moje uczucia do Toma wróciły. Niestety – w żadnym
razie nie rozwiązywało to naszych problemów. Ta dziewczyna była w ciąży.
Ta
myśl natychmiast przyćmiła wszystkie inne, a ja zwiesiłem głowę w smutku. Ta
myśl miała prześladować mnie już podczas całej drogi do hotelu. Musiałem z nim
porozmawiać. To już nadszedł ten czas.
*
W
pokoju postanowiliśmy zdjąć z siebie przemoczone rzeczy. Ja ubrałem coś suchego
i ciepłego, a Tom paradował jedynie w spodniach dresowych i zamawiał nam obiad
do pokoju z restauracji hotelowej. Usiadłem na swoim łóżku wciąż przygnębiony
swoimi przemyśleniami, dodatkowo, czułem, że mój brat również intensywnie nad
czymś myśli. Czułem to tak mocno, jak czułem własne myśli. Głęboko w sobie
zmagał się z czymś ważnym.
Przyszedł
do mnie kilka chwil po zakończeniu składania zamówienia. Jego poważna mina i
widoczny w oczach stres sprawiły, że i ja zacząłem się denerwować tym, co
leżało mu na sercu. Czy to możliwe, żeby w tym momencie, gdy jakaś część mnie
uświadomiła sobie, że kocha go tak mocno, że być może jest w stanie wybaczyć,
on chciał się poddać?
-
Bill – zaczął nagle, siadając na łóżku obok mnie. Drgnąłem na to z jaką
precyzją wymówił moje imię. Oboje czuliśmy, że nadszedł czas na poważną
rozmowę. Poczułem jak delikatnie bierze moją dłoń w swoje, moje tętno
przyspieszyło. Czy to właśnie ten moment, kiedy przyzna mi rację, że nasz
związek nie ma przyszłości? Nabrałem w płuca powietrza, czekając na
kontynuację. – To, co wczoraj powiedziałeś. – Odchrząknął. – Wiesz, kiedy cię
poznałem, byłeś bardzo nieśmiały i delikatny. Co prawda udawałeś bardzo pewnego
siebie, i to przekonująco. Mówili do ciebie „Gwiazdeczko” i tak dalej.. –
Zrobił krótką przerwę i spojrzał na mnie nagle. – Nigdy w to nie wierzyłem. W
tą grę. – Poczułem jak nerwowo głaszcze kciukiem wierzch mojej dłoni. –
Postanowiłem sobie wtedy, któregoś dnia, że sprawię, że ta pewność siebie
będzie prawdziwa. Chciałem, żebyś taki był. – Westchnął znów przerywając na
chwilę. Tak bardzo się denerwowałem, nie wiedząc, do czego prowadzi ten wywód.
– W pewnej chwili zdałem sobie sprawę, że dorośniemy. Jeśli to, o co się tak
staram rzeczywiście się urzeczywistni, to nie miałem złudzeń, że staniesz się
silniejszy ode mnie. I okłamywałbym siebie, udając, że nadal to ja jestem
starszym, silniejszym bratem i mam wyłączność na dominowanie. Spodziewałem się,
że pewnego dnia to z ciebie wyjdzie. I wyszło. – Dotknął lekko mojego policzka
i go pogłaskał. – Stałeś się silniejszy ode mnie, ból, który ci zadałem.. on to
z tobą zrobił. Nigdy tego nie planowałem, ale.. zawsze wiedziałem, Bill.
-
C-Co wiedziałeś? – wyszeptałem tak cicho jak to tylko możliwe. Nadal
paraliżował mnie strach przed jego konkluzją.
-
Że jesteś ode mnie silniejszy. Ja w twojej sytuacji.. dawno skończyłbym na
prochach. – Pokręcił głową z politowaniem dla siebie. – Bill, jeśli uważasz, że
to rozwiązuje w jakiś sposób ten.. konflikt między nami, to jestem skłonny
oddać ci się. Dominujesz mnie. Ten ból nas odmienił. Teraz ja jestem słaby. –
Skończył i przyglądał się w mojej twarzy, na której od samego początku jego
monologu strach i zdziwienie nawzajem się dominowały.
Czekał
aż coś powiem, wiedziałem o tym, ale zatkało mnie. W jednej chwili doszło do
mnie, jak bardzo się zmieniłem i jak bardzo Tom się zmienił. Obudziło to we
mnie nieopanowane poczucie winy. Przeze mnie się zmienił. Tak bardzo chciał
mnie odzyskać, że przestał być sobą.. bo będąc sobą potrafił mnie tylko tracić.
Odwróciłem
od niego twarz. Sam nie byłem pewien, czy moje wczorajsza „propozycja” wyszła
ode mnie na serio, czy tylko w wyniku nieustannego kłębienia się we mnie
negatywnych emocji. Odsunąłem od siebie jego dłoń. Potrzebowałem powietrza. Natychmiast
wstałem i wyszedłem na balkon, zabierając ze sobą papierosy. Od razu odpaliłem
pierwszego i mocno się zaciągnąłem. Oparłam się łokciami o barierkę i schowałem twarz w dłoniach. Co ja
miałem teraz zrobić? To.. nadal żadnego problemu nie rozwiązywało. Miał zostać
ojcem. To, kto by górował w naszym związku nic nie wnosiło. A z drugiej strony,
on chciał się tak poświęcić, chyba naprawdę bardziej już nie mógł.. jak mogłem
mu powiedzieć, że to nic nie znaczy? Przecież dobrze wiedziałem, że nadal go kocham.
Wróciłem
do środka po 3 papierosach, gdy usłyszałem, że w końcu dostarczyli nam
zamówiony obiad. Obserwował mnie, chciał mnie odczytać i z pewnością mógłby,
gdybym wciąż był taki jak kiedyś.. gdybym choć trochę wiedział co robić.
Usiedliśmy
przy stole. Tom ustawiał półmiski, nie zwracałam na to uwagi. Emocje buzuwały
we mnie. Byłem osobą decydującą nie tylko o swoim życiu i przyszłości, ale też
o przyszłości Toma.
-
Tom – zacząłem w takim samym tonie jak mój bliźniak kilka chwil temu. – Nie
potrafię tak – powiedziałem i w końcu podniosłem na niego wzrok. Patrzył na
mnie intensywnie. Widziałem jak nadziej gaśnie, w jego oczach. Nie wytrzymałem
i podszedłem do niego, od razu usiadłem na jego kolana. – Posłuchaj mnie, Tom.
– Westchnąłem i skierowałem jego oczy na swoje. Czułem narastające między nami
napięcie, tak jak kiedyś, za każdym razem, gdy byliśmy tak blisko. – Być może..
być może potrafiłbym wybaczyć to, co zrobiłeś. Że mnie zdradziłeś –
uszczegółowiłem dla ścisłości, dając sobie czas na dobór słów. – Ale jeśli,
jeśli to dziecko jest twoje, co w
prostym przełożeniu oznacza dla mnie, że masz dziecko z inną, że
zostałeś z ojcem, że nawet jeśli go nie chcesz, co miesiąc będę widzieć
przelewy z naszego konta o tytule „Alimenty”, to.. nie dam rady. Mówię ci to
teraz, od razu. – Westchnąłem, widząc smutek w jego oczach. Pogłaskałem go
delikatnie po dredach, a potem po policzku. – Zawsze będzie coś, o co będziemy
się kłócić, nawet, jeśli nie będę mówić tego wprost.
Pokiwał
głową na znak, że rozumie, mimo, że był załamany.
-
Co proponujesz, Bill? – zapytał najspokojniej jak potrafił.
Uśmiechnąłem
się do niego nieznacznie.
-
Proponuję zjeść obiad zanim wystygnie – powiedziałem wstając, aby usiąść na
swoim krześle, ale przytrzymał mnie na swoich kolanach.
-
Bill.. – Spojrzał na mnie błagalnie, a ton, jakim wypowiedział moje imię
łudząco przypominał ostrzeżenie.
Westchnąłem
ponownie, wiedząc, że się nie wywinę.
-
Cieszmy się Kioto. Popracujmy tu nad piosenkami, przecież właśnie po to
ciągnęliśmy tu twoje dwie gitary. Bądźmy przyjaciółmi, tylko. Braćmi. Kiedyś za
mało nimi byliśmy. Niech czas leci.. a za 8 miesięcy się okaże. Zrobisz testy..
będziemy wiedzieć, na czym stoimy. Być może do tego czasu zdążymy już zacząć
materiały na nowy krążek. – Poklepałem go po policzku z lekkim uśmiechem. –
Życie toczy się dalej. Trzeba zająć się muzyką, to nam wychodzi najlepiej.
-
To.. to brzmi jak rozstanie – wyjąkał z bólem w oczach.
Przytuliłem
go mocno do siebie i nic nie odpowiedziałem. Musiał sobie z tym sam poradzić.
Prawda była taka, że zawalił sprawę i musiał ponieść jej konsekwencje, a ja nie
byłem w stanie pomóc mu bardziej niż już to uczyniłem. Karmię się kłamstwem, że
to wystarczy, że więcej zrobić nie mogę. I choć widok mojego brata, który
przeżywa załamanie, łamie mi serce. Czuję jego emocje. Czuję jego pustkę. Czuję
utracone marzenia i utlone w zalążku nadzieje. Otwieram usta kilka razy, aby
coś powiedzieć. Ale milczałem. Te słowa nigdy nie zostaną wypowiedziane.
*****
Kochani,
tak jak obiecałam, wstawiam rozdział. Wiem, ze nie powala długością, ale czasem coś musi być akurat tak krótkie, aby podkreślić wagę tego, co jest przekazywane.
Dajcie mi znać, co myślicie w komentarzach :)
~ Sinni
Hej podoba mi się opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńhmm no dobra zaskoczyło mnie takie rozwiązanie sprawy
Myślałam że potoczy się trochę inaczej!
co do jednego Bill ma racje problem nie zniknie ...
nie wiem co jeszcze mogę napisać kurde ....
czekam na kolejny odcinek :) (liczę że będzie szybko )
galaxa2
Daj znać kiedy następny bo jestem ciekawa co będzie dalej i czy to wogole jego dziecko. Może okaże się że normalni że poroni i Bill będzie mógł być szczęśliwy z Tomem na nowo? Przecież tyle przeszli, Bill się. Tak starał a teraz by odpuścił? Nie wiem jak on wogole mógł pomyśleć o tej Julii w ten sposób i iść z nią do łóżka. Oby się nie okazało że ona zaciązy bo na początku nie mieli gumki :(
OdpowiedzUsuń