Nie bijcie! Naprawdę kompletnie nie mam czasu i ten
rozdzial pisałam długo, ale wreszcie jest. Znalazłam czas, bo… Jestem w
szpitalu. Wrzucam wam rozdział do czytania i jutro mam operację. Mam nadzieję,
że nie zapomnieliście o mnie. Tęsknie okropnie za pisanie, a brak czasu mnie
dobija. Mam nadzieję, ze choć trochę się uśmiechniecie, czytając ten
rozdzialik. Zapraszam do komentowania, bo to bardzo dla mnie ważne, każdy
komentarz to radość, że ktoś czyta. Betowała Kasia.
~Sinni
48. Ich weiß, dass keiner von uns geht. Ihr seid der
letzte Weg.
6 lat wcześniej… (czyli bliźniacy mają po 18 lat)
Tom
Siedziałem w czerwonym fotelu i
obserwowałem chłopaków. Georg wyglądał na znudzonego, Gustav jakby mógł to
uciekłby jak najdalej, a Bill… on właściwie spał… Chyba za długo w nocy „graliśmy
na PS3”, bo wyglądał na całkowicie nieprzytomnego. Do tego Jost pieprzył o
jakichś bardzo przyziemnych rzeczach, a my wszyscy bujaliśmy w obłokach.
W pewnym momencie głowa Billa
opadła mu na ramię, a ten jak na zawołanie podniósł ją z powrotem i rozejrzał
się, czy nikt nie zauważył jego nieuwagi. Uśmiechnąłem się do niego przyjaźnie,
w pełni go rozumiejąc. Czynność tę mój brat powtórzył parę razy, aż w końcu
zauważyłem, że nie podnosi głowy do pionu i po prostu zasnął.
Dobra… czas zakończyć tę
katorgę.
Odchrząknąłem, czym zwróciłem
na siebie uwagę naszego menagera.
- David… wiesz, może zrobimy
przerwę…?- zapytałem najgrzeczniej, jak umiałem.
W zamian dostałem dwa wdzięczne
i jedno wciąż nieprzytomne spojrzenie od chłopaków.
Nasz menager, widząc, że
chłopacy ochoczo podchodzą do zrobienia przerwy, zniknął z salonu w studio
nagraniowym, mówiąc krótkie „trzydzieści minut”.
Geo wstał, żeby rozprostować
kości i powiedział, że idzie po kawę dla Billa, po czym również wyparował ze
studia. Gustav, natomiast, poszedł za lustro weneckie, zasiadł za perkusją i
wypróbowywał jakiś nowy rytm, którego nie słyszeliśmy.
Podniosłem się z fotela i
podszedłem do brata. Zdecydowanym ruchem podniosłem go za bluzę i złączyłem
wargi, całując mocno. Objąłem jego szczuplutkie ciałko i przyciskałem mocno do
siebie. Zjechałem jedną dłonią i ścisnąłem pośladek, po czym dałem klapsa.
Jęknął w moje usta i przyciągnął bliżej za kark. Całowaliśmy się namiętnie.
Złapałem oba pośladki i zjechałem na uda. Podskoczył i oplątał mnie długimi
nogami. Ohh… mógłbym się z nim kochać choćby zaraz, choćby tu. Trzymałem go
mocno i znów dałem lekkiego klapsa, a potem jeszcze jednego. Po każdym z nich
Bill jęczał głośno w moje usta. Przyparłem go do ściany i patrzyłem w jego żywe
i błyszczące oczy. Cmoknąłem go.
- No, braciszku… Wreszcie się
obudziłeś. Kawa Geo nie będzie ci potrzebna…- Zaśmiałem się, a on pacnął mnie swoim
białym dredlockiem w nos.
- Ciekawe, dlaczego jestem
śpiący…? – Uniósł brew, patrząc na mnie oskarżycielsko.
- Bo graliśmy w PSP3? –
Zaśmiałem się.
- Tak, braciszku… Całą noc
usiłowałeś wepchnąć kabel od ładowarki do gniazdka…- Spojrzał na mnie znacząco.
- I uwierz, że jeszcze raz
chciałbym tę konsolę naładować…- Postawiłem go na ziemię i ścisnąłem pośladek,
pocierając dłonią „gniazdko”, czując, jak mój „kabel” twardnieje.
Zagryzł wargę w rozbawieniu.
- Nie mogę uwierzyć, że oni
przez całe dwa lata jeszcze się nie zorientowali, co oznacza gra na konsoli…-
Pokręcił głową z niedowierzaniem.
Usiadłem na sofie i wyciągnąłem
do niego rękę. Podszedł i usiadł obok z nogami na moich kolanach. Wtulił się w
mój bok, a ja zniżyłem twarz i zacząłem lizać jego wargi, upraszając się o
pozwolenie wejścia do środka. Rozchylił je, a ja wtargnąłem i zacząłem leniwie
buszować w czułym pocałunku, dłonią gładząc wnętrze jego ud i pocierając
krocze. Jęczał mi słodko w usta, a ja miałem ochotę go schrupać. A ładowarkę
włożyć do kontaktu to już na pewno.
Bill
Och.. Doskonale wiedziałem, co
on w ten sposób robił i co chciał osiągnąć. Mężczyzna z krwi i kości. Typowy
dominant. Kocham go.
Te dwa lata były najlepszym
okresem zarówno w moim, jak i jego życiu. Dlaczego…? Bo… żyliśmy. Zostawiliśmy
przeszłość w tyle i żyliśmy chwilą. Jedną sekundą. I z każdej wyciskaliśmy jak
najwięcej. Dwa i pół roku i dwa albumy nagrane w szaleńczym tempie – rok po
roku. Idealne. Dopracowane pod każdym
względem. I oddające moje emocje. Każdą
pojedynczą.
Zmieniliśmy się. On stał się
bardziej męski i perwersyjny, ja odważniejszy i wygadany. W pewnym momencie,
sami nie wiemy kiedy, odnaleźliśmy nasze braterstwo i często kłóciliśmy się ze
sobą. Ale kochałem to. I dalej lśniłem jak gwiazdka, w końcu to była
nieodłączna część mojej osobowości. Tak, zdecydowanie żyliśmy pełnią życia.
Zmieniliśmy także nasza aparycję. Wydorośleliśmy. Jednak
wciąż się malowałem. Nie wyobrażałem sobie przestać się malować. To było jak
lśnienie – nieodłączna część mnie.
A teraz siedzieliśmy na
czerwonej, skórzanej sofie w salonie studia nagraniowego i ustalaliśmy termin
imprezy na cześć wydania Durch den Monsun. Naszego pierwszego singla, od
którego wszystko się zaczęło. Świętowaliśmy urodziny tej piosenki co roku.
Celebrowaliśmy początek drogi na szczyt. Wciąż jesteśmy na tej drodze, ale
wszyscy wiemy, że jest to bliżej niż dalej na samą górę.
Tom gładził delikatnie wnętrza
moich ud i całował leniwie i mokro. Lubię, jak ślina spływa po kąciku moich
ust. Wtedy on ją zawsze zlizuję. O, właśnie tak, jak teraz to zrobił. Obejmował
mnie mocno, tuląc do siebie i całując powoli. Jego ręka zjechała z mojego uda
na krocze i masowała moją erekcję. Jęczałem słodko w jego usta i sam zacząłem
sięgać do jego spodni, gdy tu nagle…
- …tak, zaniosę mu kawę… Dobra,
nie musisz się wydzierać! – Wszedł wściekły Geo.
W tym czasie od skrzypnięcia
drzwi do jego wejścia ze świeżą kawą odsunęliśmy od siebie swoje ręce i usta,
ale nie zmieniliśmy pozycji. Nadal siedziałem z nogami na jego kolanach,
przytulony. Wyciągnąłem jedynie z kieszeni jego obszernych spodni (tej samej, w
której trzyma gumki, żeby jeszcze uzmysłowić coś tym trzem tępakom) konsolę PSP
i udawałem, że przeglądam się, jak Tom gra.
- Uzależnienie…- stwierdził Geo
i postawił mi na stoliku kawę z mlekiem.- Jak można całą noc grać na konsoli,
nie wyspać się, a teraz grać jeszcze w dzień? Jesteście chorzy…
Uśmiechnąłem się znacząco do
Toma. Oj, owszem, jesteśmy chorzy… Ale szczerze mówiąc, ja nawet nie wiem, jak
się to cholerstwo włącza, co dopiero mówić o graniu… Natomiast wiem, gdzie jest
włącznik Toma… Oj, wiem… I równie dobrze on wie, gdzie jest mój.
- Chociaż widzę, że ta gra
nawet nieźle cie rozbudziła, Bill…- Geo uniósł brew i spojrzał na mnie spod
kurtyny swoich włosów.
Oh, Geo… Gdybyś tylko wiedział…
Cisza. Było słychać tylko
klikanie klawiszy, gdy Tom udawał, ze w coś gra, choć to było wyłączone, bo jak
powiedziałem, nie wiedziałem, jak włączyć, bo się do tego nie dotykałem.
- Kurwa… Aleście gadatliwi…-
Basista wstał i wyszedł wyraźnie wkurzony. Musiał wstać lewą nogą. Czasem tak
miał. I cóż ja poradzę, że takich mam przyjaciół. Jak ma zły dzień, to wszystko
mu przeszkadza… Nawet tak mam nierówno rozdzielone na boki włosy. Wtedy
też się czepia…
Wziąłem kawę i upiłem łyka.
Wtuliłem się mocniej w brata.
- Żabciuuuuu…? – powiedział
pieszczotliwie, a ja się zaśmiałem. – Ty już o czymś myślisz, prawda?
- Co oznacza „czymś”? –
Spojrzałem na niego uważnie.
- Wiesz, co oznacza…
Zamyśliłem się. Czy już o czymś
myślałem…? Możliwe, że miałem już jakąś
myśl, że był jakiś zarys. Że coś widziałem. W mojej podświadomości zasiało się
ziarno, które miało dać nowy pomysł. Widziałem… coś innego niż do tej pory, coś
dorosłego i mocnego. Powalającego na kolana. Takie miało być.
- Mam – szepnąłem tajemniczo.
- Powiesz?
- Jak dopracuję do końca, to
powiem tobie pierwszemu. Jak zawsze, braciszku…
Położył mnie na kanapę jednym
gwałtownym ruchem i dał mi klapsa.
- Ej! – pisnąłem niezadowolony,
a on dał mi jeszcze jednego. – Co to za bicie braciszka?!
- Za karę, że masz pomysł i nie
chcesz powiedzieć jaki! – Zaśmiał się.
Przyłożył usta do moich
pośladków i wycałował miejsca, które uderzył.
- Jak dopracuje to powiem… Ale
to będzie odjechane, wiesz? Ja już to czuje, już to wiem. Zajebiste. – Oczy mi
się zaświeciły i zobaczyłem radość w oczach Toma. Kochał, gdy się uśmiechałem.
Tom
Po dwóch godzinach zostaliśmy
wypuszczeni przez Josta do domu. Pożegnaliśmy G&G i udaliśmy się do
samochodu. Naszego własnego! No normalnie mieliśmy samochód! Nasz! Własny!
Osobisty! I Gordon nas już nie woził. Sami się woziliśmy. Hah… „woziliśmy”…
Wsiadłem za kierownicę, a Billy
z przodu i odjechaliśmy w drogę powrotną. Oczywiście nie obyłoby się bez…
- Tommy, pojedziemy jeszcze na
chwilę do centrum? Tylko do jednego sklepu… - poprosił.
- Nie – odpowiedziałem krótko
jak zawsze na takie prośby.
- Ale Tommy… Ja tak ładnie
proszę… - nalegał.
- Nie.
- A jak ci zrobię dobrze?
- Nie. Nie jesteś dziwką.
- A jak…? – Nie dokończył, bo
mu przerwałem.
- Nie.
Spojrzał na mnie tak jak tylko
on potrafi. Swoimi szczenięcym spojrzeniem i błyszczącymi oczkami, za którymi
czaił się smutek. Nadął lekko policzki i wydął te swoje usteczka tylko do
całowania stworzone i wiedziałem, że jestem przegrany. Jak za każdym razem, gdy
jesteśmy w centrum. Zawsze mu ulegam. Zastanawiam się, dlaczego jeszcze się z
nim kłócę, ale stwierdzam, że pewnie po to, żeby utrzymać pozory i chociaż
samego siebie przekonać, że wcale nie myślę, którymi ulicami dojechać do
galerii, gdy tylko wsiadam do auta. Nie… i tak jestem skończony.
Billy włączył naszą nową płytę
i tak jechaliśmy co galerii. Ja podrygiwałem ręką, która sama chciała uderzać w
struny gitary, a on się darł, próbując przekrzyczeć rozpuszczone na maxa radio.
Uśmiechałem się do niego. Kochałem jak się cieszył. Kochałem jego uśmiech. I
pocieszałem się, że to ewentualnie ostatnie zakupy, bo trzeba się było spakować
i wyjeżdżaliśmy w trasę. Nareszcie. W trasę!
Wiem, że żaden z nas nie
odejdzie. Wy jesteście dla mnie, dla nas jedynym ratunkiem, jedyną drogą. Ratujemy
siebie nawzajem. Dla siebie żyjemy. Dla siebie się bawimy. Dla siebie będziemy
się zamykać i otwierać na nowo. Rozkwitać i więdnąć.
"Jęczał mi słodko w usta, a ja miałem ochotę go schrupać. A ładowarkę włożyć do kontaktu to już na pewno." dobre! W ogóle całe to z ładowarkami, kabelkami... genialne xD
OdpowiedzUsuńCieszę się, że napisałaś ten rozdział, choć nie cieszę się, że jesteś w szpitalu :( Trzymaj się, kochana!
Hm robi się gorąco i zwyczajnie, normalne życie, ale mam nadzieje, że w następnym odcinku (który dodasz szybko) będzie fajna akcja pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMarudek :)
Kochana,
OdpowiedzUsuńmasz zabójcze porównania. :D Kabelki i ładowanie... Po prostu padłam. xD
Jestem straszliwie ciekawa, co się stało, że Georg ściął włosy, nie wierząc w: ...ich powrót na scenę? Czy powrót Josta? A może jeszcze coś innego...? I tutaj tylko dodajesz napięcia, bo musimy grzecznie czekać, aż przejdziesz do dalszych (i zapewne mniej szczęśliwych, niemal sielankowych) losów naszych kochanych bohaterów, co zapewne nie nastąpi tak hop-siup!... :)
Trudno... Poczekamy :)
Takie małe pytańko: "udawałem, że przeglądam się, jak Tom gra." - specjalnie tak napisałaś? xD Bo przeglądanie się, gdy Tom gra idealnie pasowałoby do Billa. ;) Z drugiej strony raczej powinien udawać, że się przygląda... ;)
Pozdrawiam :)
Ri
"Przyłożył usta do moich pośladków i wycałował miejsca, które uderzył."
OdpowiedzUsuńPrzez spodnie?? XD
Tak, owszem :) Czemu nie?
Usuń