czwartek, 1 maja 2014

52. Love and death, don't you mess with my heart...



Stało się parę rzeczy, ze potrzebowałam duzo uczuc i tak wyszło to, co widzicie na dole. Tęsknię, Sis. Rozdział dedykowany Alexowi, który bardzo mi pomógł. Betowała Czaki - dziękuję! Zapraszam do czytania i komentowania.


~ Sinni




52. Love and death, don't you mess with my heart...

Tom

Podbiegłem do mojego brata leżącego obok samochodu. Był powyginany w dziwny sposób. Tak bardzo chciałem go dotknąć, ale jednocześnie tak bardzo bałem się, że zrobię mu krzywdę. Nie słyszałem nic dookoła. Klęczałem tylko przy Billu i błagałem, by żył. Chciałem oddać za niego własne życie.
Wziąłem jego delikatną dłoń i pogłaskałem. Była jeszcze taka ciepła... Pochyliłem się, sprawdziłem oddech i próbowałem wyczuć tętno. Poczułem słaby oddech na policzku. Tętna wyczuć nie zdołałem – ręka zbytnio mi się trzęsła.
Po chwili ktoś mnie odciągnął od mojego Billa. Nic nie słyszałem, jakbym dostał czymś w głowę, jakbym ogłuchł. Po chwili zorientowałem się, że odciągnął mnie Georg, a moje miejsce przy Billu zastąpił chłopak... Pamiętałem go z klubu... Tańczył z Billem... Taki rudy... Jednak gdy się przedstawiał nie usłyszałem imienia, nie miałem pojęcia, kim jest.
Karetka i policja przyjechały bardzo szybko, jeszcze zanim wróciły mi wszystkie zmysły. Nie byłem w stanie nic mówić, poza tym mieli kilkunastu innych świadków do przepytania, więc nie naciskali bym został, pozwolili mi jechać z bratem. Wsiadłem do karetki razem z tym rudzielcem. Nie powinienem, bo było miejsce tylko dla jednej osoby, ale rudy chyba tak coś zachachmęcił, że weszliśmy obaj. Nie wiem, kim on był, ale chyba jakaś szycha... Mówili do niego 'panie ordynatorze', więc Billy miał fachową opiekę...
- Ciśnienie 70 i spada. - Odzyskałem nagle słuch, a wzrok przestał być rozmazany i widziałem ostro.
- Miejcie przygotowane elektrowstrząsy – odpowiedział ten rudzielec i delikatnie dotykał ciała mojego brata, by zbadać obrażenia.
Przełknąłem ciężko ślinę i nie umiałem powstrzymać myśli niosących do mojej głowy przypływ zazdrości, nawet w tak ekstremalnym momencie, jakim było zagrożenie życia mojego małego braciszka.
- …krwi? - Zapytał mnie ktoś o coś.
Zamrugałem zdezorientowany.
- Skup się. - Potrząsnął mną rudy. - Macie tę samą grupę krwi?
- Tak, jesteśmy bliźniakami, mamy tę samą – potwierdziłem od razu.
- Bliźniacy? Więc macie stuprocentową zgodność tkankową. Jeśli będzie trzeba zrobić przeszczep albo oddać krew, zgodzisz się?
- Oczywiście, kocham go, zrobię co tylko będzie trzeba, żeby go uratować... - Całowałem dłoń braciszka.
- Zaintubujcie go... Dusi się... - powiedział spokojnie. - Jak ciśnienie spadnie do 30 i wpadnie w migotanie komór, użyjcie elektrod – polecił i zaczął rozcinać jego ubrania.
Przeciął koszulkę, a potem porozcinał spodnie. To samo zrobił z bokserkami i ściągnął mu buty. Patrzyłem na mojego nagiego braciszka, z którym kochałem się kilka minut wcześniej. Ciało miał całe w mały krwiakach i siniakach, porozcinane w wielu miejscach.
Lekarz zaczął badać jego brzuch i uciskał w różnych miejscach.
- Jasna cholera! Dzwoń na blok, mamy krwotok wewnętrzny w okolicy dwunastnicy i drugi przy drugim fałdzie jelita cienkiego! - Krzyknął do kierowcy, a ja zadrżałem z bólu jaki sam odczułem na myśl o tym, co dzieje się z moim braciszkiem. Czułem jego ból i byłem wręcz szczęśliwy, że Bill jest nieprzytomny i nie czuje bólu. - Jaką macie grupę krwi? - zapytał mnie.
- AB minus - wyszeptałem.
- Niech przygotują trzy jednostki AB minus i umówią rezonans po operacji, a dla brata niech przygotują łóżko w sali z naszym poszkodowanym. Możemy w każdym momencie potrzebować jego organów. Niech przygotują zestaw papierów ze zgodami na przeszczepy i transfuzje. – Wydawał polecenie za poleceniem.
Maszyna nagle zaczęła piszczeć, a ja z przerażeniem patrzyłem, jak jego ciało reaguje na uderzenia prądem. Raz, drugi, trzeci... Zaskoczył.
Otarłem pot z czoła i odetchnąłem z ulgą.
Dojechaliśmy pod szpital w centrum Paryża.
Kurwa mać... To Bill znał francuski, nie ja! Co oni do mnie gadają?!
Wyciągnęli mnie z karetki i wywieźli na łóżku Billa. Kontrolowali jego oddech i pilnowali pracy serca. Miałem nadzieje, że jest w dobrych rękach... Ja nie mogłem na razie nic zrobić.
Jakaś siostra znająca angielski zabrała mnie na salę i dała piżamę oraz przydzieliła łóżko w sali, gdzie mieli potem położyć Billa. Modliłem się, by 'potem' nastąpiło już teraz...
Przebrałem się posłusznie i chodziłem nerwowo po sali. Wyciągnąłem telefon i zobaczyłem, że mam wiadomość od Geo. Pytał w jakim jesteśmy szpitalu, odpisałem szybko po zapytaniu się siostry. Napisał, że będą niedługo. Był środek nocy, nie chciałem budzić rodziców. Ale... Zadzwoniłem do Davida. Powiedziałem o wszystkim i początkowa wściekłość spowodowana pobudką w środku nocy, a wręcz nad ranem, zamieniła się w strach i zamartwianie. Powiedział, że będzie niedługo, bo nasz hotel jest blisko szpitala. Obiecał, że zadzwoni do naszych rodziców i zajmie się wszystkim. Rozłączyłem się i znów byłem sam. Chciałem iść pod blok, ale potem stwierdziłem, że będę tam siedzieć, a jeśli stamtąd zadzwonią, że potrzebują czegoś ode mnie, a mnie tu nie będzie, bo będę się szwędać i nie będą wiedzieli, gdzie jestem i... Stwierdziłem, że lepiej zostać.
Usiadłem na łóżku, które miało być mojego bliźniaka i nagle naszły mnie takie paniczne myśli. Przecież mógł się nie obudzić ze śpiączki... Mógł zostać taki na zawsze... A jeśli będzie warzywem...? Mój egoizm zaczął się wdzierać do mojego umysłu. Co z nami...? Co ze mną...? Będę samotny? Mam znaleźć kogoś innego? Panika i obłęd brały górę. Nie potrafiłem sobie wyobrazić kolejnych godzin czekania.
Dotknąłem stojaka na kroplówki i po moim policzku spłynęła łza. Nie umiałem wyobrazić sobie tego co będzie za chwilę. Tego jak będzie wyglądać jak wróci z bloku. Jego pokiereszowanego ciała po wypadku, przed którym nie potrafiłem go ochronić... Mam nadzieję, że lekarze naprawią moje błędy... Że obejrzą dokładnie jego ciało i ulecza wszystkie rany, bym bez strachu, że coś mu zrobię, mógł wziąć go w ramionami i leczyć rany na jego duszy. Tymi chcę się zająć osobiście. Dać mu miłość.
W tym momencie wbiegła pielęgniarka, a ja zacząłem obawiać się najgorszego. Nawet chyba moje oczy nie potrafiły ukryć tego, że pomyślałem o tym, że może już nie żyć. I z przerażeniem stwierdziłem, że cząstka mnie zdążyła się z tym pogodzić właśnie w tamtej sekundzie. Pomyślałem, że nie będę cierpieć. Pomyślałem, że skoczę za nim. Umrzemy razem i będziemy razem w wiecznym świecie.
- Na bloku potrzebują pańskiej krwi – poinformowała mnie. - Upuścimy panu sporo pańskiej, aby zachować zgodność, a panu damy krew z banku. Pański brat jest słaby i lepiej, aby dostał krew od pana – wytłumaczyła.
- Tak, oczywiście, proszę wziąć najwięcej ile się da. - Wstałem od razu.
- Proszę za mną. - Wyszła z pokoju.
Poszedłem za nią szybkim krokiem.
W gabinecie zabiegowym posadzili mnie w fotelu i dali leki nasenne oraz uspokajające, bo widzieli, że nie mogę wysiedzieć na miejscu, a potrzebowali bym miał niskie tętno, aby zabieg przeszedł sprawnie i pomyślnie. Podpisałem wszystkie zgody jak leciało i odjechałem, szepcząc imię brata.


Bill

Stal. Dużo stali i innego ustrojstwa... Widziałem w nieświadomości. Powyginane rurki... Jakby rączki od parasolek. Wystające z każdej strony. Słońce jasno świeciło i raziło mnie po oczach, ale wszędzie było ciemno. Czarna kula zaczęła zakrywać słońce stopniowo i powoli. Przyglądałem się otoczeniu. Wielkiej gromadzie złomu. Stałem na ziemi obok niej. Była wielka, miała kilka metrów, ale była ułożona w pewien kształt, jednak z tego poziomu nie byłem w stanie tego odczytać. Wszedłem pomiędzy dwa oddzielne rzędy, błyszczących srebrem, odpadów. Był to pierwszy stos. Przyglądałem się dokładnie rzeczom ułożonym na wielkiej górze, aby dostrzec coś innego, niż sam metal. Widziałem jednak tylko druty i zwoje żelaza, czasem trochę miedzi. Wziąłem do dłoni połamaną płytę. Była platynowa i mocno błyszczała. Odłożyłem ją ze strachem, gdy zobaczyłem w niej swoje pokiereszowane odbicie. Odsunąłem się odruchowo, choć przecież sam od siebie nie mogłem uciec. Zobaczyłem stojące niedaleko, rozbite na milion kawałków, lustro. Słońce całkowicie zostało zasłonięte, ale było jaśniej, niż przed chwilą. Zbliżałem się do lustra, a ze stosu złomu jakby emitowało białe światło. Stanąłem przed lustrem i patrzyłem na swoje podrapane, posiniaczone ciało z dużą, podłużną blizną operacyjną pośrodku brzucha. Krwawiła i była okropna, jakbym wyrwał sobie szwy. Czerwona, gęsta i gorąca krew spływała po moim brzuchu oraz udach. Dotknąłem swoich spierzchniętych warg i oblizałem je delikatnie. Wyciągnąłem dłoń do lustra i dotknąłem go opuszkami palców, a ono rozpadło się na drobny mak, jak domek z kart za sprawą podmuchu wiatru. A odłamki lustra zamiast poranić moje stopy, tylko gdy ich dotknęły, zamieniały się w czerwono pomarańczowy pył brokatowy i wzlatywały do góry, jak zasłona dymna. Przysłoniłem lekko twarz, by drobinki nie wpadły mi do oczu. Opuściłem dłonie otwierając powieki i ujrzałem niewyraźną twarz Toma.
Wpatrywał się we mnie w sali pełnej bieli. Nie czułem dosłownie żadnego członka mojego ciała, a byłem jedynie wielkim kłębkiem bólu. Tom otarł łzę, uniósł moją dłoń do swych ust i ucałował jej wierzch. Miejsca, które dotknął od razu przestały boleć i palić. Był przy mnie, siedział tu. Ale czemu w szpitalnych ubraniach? Jemu też coś się stało...?
Zaskakująco dużo pamiętałem. Wiedziałem, ze miałem wypadek, byłem całkowicie świadomy, gdy tamto auto we mnie uderzyło. Słyszałem krzyk brata i czułem własne przerażenie.
- Spałeś trzy dni, skarbie... - Wyszeptał cicho, żeby oswoić mnie z dźwiękiem i swoim głosem.
Chciałem podnieść głowę i go ucałować, ale gdy tylko się ruszyłem, jęknąłem z bólu i czułem, że coś mnie blokuje. Nie mogłem też ruszyć obiema nogami. Przestraszyłem się okropnie i usłyszałem maszynę, która pika szybciej, bo wzrosło mi tętno. Tom jak zwykle czytał mi w myślach.
- Ciii... Spokojnie... Masz kołnierz i połamane nóżki, spokojnie... To nie jest paraliż, wyjdziesz z tego niedługo, nie ma żadnych trwałych uszkodzeń. - Sam się pochylił i musnął moje usta delikatnie.
Pogłaskał mnie po policzku i opuchniętej wardze.
- Jesteś piękny, mój ukochany... Nie bój się spojrzeć do lustra... Jesteś najpiękniejszy na świecie... Dla mnie zawsze.
Zamrugałem, nie wiedząc, o co mu chodzi. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było drugie łóżko, a na nim rzeczy Toma. Spakowane torby i ubrania koncertowe. Przełknąłem nerwowo ślinę. O co tu chodziło...?
Obejrzał się za siebie, by przekonać się, co mnie tak zainteresowało.
- Wypuszczają mnie ze szpitala, kochanie. Oddałem ci prawi całą krew, kiciu. Dali mi nową i już jestem gotowy, by wyjść. Musimy wyjechać z chłopakami i zrobić turnee z wyjaśnieniami, dlaczego nie będzie koncertów. Rodzice będą z tobą.
Spojrzałem na niego przerażony, dlaczego chce mnie zostawić. Oblizałem usta i próbowałem pozbyć się muru, który budował się powoli między nami.
- P-Przepraszam... - szepnąłem niewyraźnie.
Tom się uśmiechnął delikatnie i pocałował mnie czule.
- Nie przepraszaj, tylko zdrowiej. - Odwrócił na chwilę wzrok. - Powiem ci prawdę... Mam gdzieś przepraszanie fanów. Chcę zostać z tobą, ale nie mogę. - Zmrużyłem pytająco oczy. - Twój lekarz dokładnie oglądał twoje ciało. Znalazł moją spermę. Rodzice się dowiedzieli i uznali, że to gwałt albo nieporozumienie i chcą się dowiedzieć, kto to był i zgłosić sprawę na policję. Jeśli zostanę, bardzo możliwe, że coś spieprzę. Lekarz wie, że to moja. Rozmawialiśmy o tym wczoraj w jego gabinecie. Obiecał milczenie, jeśli zniknę, gdy tylko się obudzisz, bo nie doniesie na nas, o ile nie będę z tobą spędzać czasu w szpitalu, bo tutaj tego nie akceptuje. Gdy wyjdziesz ze szpitala po rehabilitacji, znów będziemy razem. Mamy skype'a. - Wstał i zaczął się ubierać w swoje ciuchy. Patrzyłem na niego i nadal nie mogłem pojąć, co się właśnie stało. Milczałem i wodziłem za nim wzrokiem. Zapiął pasek, włożył adidasy i podszedł do mnie. - Kocham cię, Bill. Nigdy nie przestanę, to dla naszego dobra, przyrzekam, że wrócę. Na razie lepiej, jeśli się rozstaniemy.
- C-Co to znaczy...? - wychrypiałem.
- Że do czasu aż wyjdziesz ze szpitala, będę twoim bratem. Nie powinniśmy denerwować twojego lekarza. Uratował ci życie.
- T-Tom... - Wyciągnąłem do niego dłoń.
Podszedł, ujął ją i pogłaskał.
- Tom, zwalniam cię... Z miłości do mnie... Jesteś mężczyzną... Tylko dzwoń codziennie i możesz robić, co chcesz...
Zamarł na chwilę i przytulił mnie lekko, żeby nie wyrządzić mi najmniejszej krzywdy i nie sprawić bólu.
- Będę dzwonić. Trzymaj się, mały braciszku... Kocham cię. Odbiorę cię ze szpitala za parę tygodni. - Pocałował mnie namiętnie ostatni raz i wyszedł z sali.
Spojrzałem na puste łóżko, na swoją dłoń i dotknąłem opuchniętych ust, które jeszcze czuły usta Toma na swoich.
- Ja ciebie też kocham... - wyszeptałem w powietrze i łzy spłynęły po moich policzkach.

Miłość i śmierć. Czuję, jak ktoś oddalony, wielki i wszechmogący bawi się moim życiem, łącząc jedno i drugie tak, by zrównać mnie z ziemią. Odebrać marzenia i wystawić na próbę. Czy jestem wystarczająco silny, by oprzeć się miłości darowanej, gdy mą własną mi zabrano?


8 komentarzy :

  1. co mogę napisać no co? Chyba to, że Billy będzie bardzo tęsknić za tomusiem, aż będzie musiał pocieszyć się w silnych męskich ramionach, a pan ordynator mrrrrr czekam normalnie na niego nie dość, że sexy to pan lekarz przewiduje zabawę w doktorka hihi ale ciekawe, co powiedzą rodzice bliźniaków i jak Bill wytłumaczy się ze spermy w tyłku? już widzę jego odpowiedź ,,no wiecie jestem hetero i romantykiem, ale tak mi się chciało, a same paszczury tutaj, że wziąłem sobie jakieś faceta'' czekam na next!
    Marudek

    OdpowiedzUsuń
  2. NO I SIĘ POPŁAKAŁAM ;(
    A TEGO RUDEGO NIE LUBIE
    ZNALAZŁ HAKA NA BLIŹNIAKÓW, BĘDZIE ICH TYM SZANTAŻOWAŁ I SIĘ MOŻE JESZCZE ZAKRĘCI KOŁO BILLA.
    NIE WIEM CZEMU, ALE PAN ORDYNATOR TROCHĘ NI PRZYPOMINA LUC'A (CZY JAK MU TAM BYŁO) Z WCZEŚNIEJSZYCH TOMÓW.
    A MOŻE TO ON? BYŁOBY CIEKAWIE.
    DUŻO WENY ŻYCZĘ I CZEKAM NA NASTEPNY
    KOTEK
    PS.ZAPRASZAM DO MNIE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS2. NOMINOWAŁAM CIĘ
      http://twincest-tokio-hotel-by-kotek.blogspot.com/2014/05/nominacja.html

      Usuń
  3. No, widać, że doktorek upodobał sobie Billa, bo akurat we Francji nie jest przestępstwem związek pomiędzy członkami rodziny, więc ewidentnie wkręcił Toma. Pewnie liczy na to, iż chłopcy bez siebie narobią głupot, poróżnią się i on zagarnie Billa. Mam nadzieję, że jednak nasz kochany wokalista przejrzy go, nim będzie za późno i pośle... gdziekolwiek, byle daleko od nich i ode mnie. ;)

    Podobał mi się opis "wizji" Billa przed przebudzeniem. Skojarzyłam go (no naprawdę nie wiem czemu ;) ) z wyglądem sceny w "Humanoid City". :D

    Dzięki śliczne za poinformowanie i wyłączenie playera. :)
    Weny i miłego wieczoru!
    Ri

    OdpowiedzUsuń
  4. będą kolejne odcinki? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, ze tak, czemu mialoby nie byc? Kolejny juz przygotowany, czekam na TEN ODPOWIEDNI moment, zeby go wstawic.

      Usuń
  5. Umiesz grac w szachy? Twoje opowiadanie właśnie partie szach mi przypomina. Pierwszy rozdzial, to jak kiepski ruch amatora, który bardzo szybko naprawia błąd i idealnie wykonuję, każdy kolejny. Co prawda " Prologiem" czuje sie odrobinę podtopiona zwarzając na ilość wylanych w nim łez. Pierwsza część to fajnie i smaczne napisana, obyczajówka, w ktorej jestem szczerze zachwycona budowanym, napięciem, pewnoscia i precyzją poszczególnych ruchów, zdarzeń. Druga część... O ranny to bylo cos strasznego! Zniszczyłas, nią wszystko to co zbudowalas wcześniejszymi częściami, ale musze przyznać że swietnie się z "tego czegoś" wybronilas. Wiesz czytając odnioslam wrażenie, że jako autorak posiadasz rzadką aczkolwiek przydatną ceche, uczysz sie na własnym tekście, przykladasz sie to tego, esperymentujesz co w mojej ocenie bylo totalną klapą jesli chodzi o ów II część, jednak nadało calosci swego rodzaju elastyczności. Nie panikujesz, nie cofasz wpadasz na coś piszesz, a potem, naprawiasz co sknocilas. Co do III to duży przeskok i zludna stabilność, ale to fajnie bo monotonosc i cukierkowate teksty strasznie mnie nudzą! A! Na koniec najwazniejsze! Strasznie ujęłas mnie, nie wpychaniem sorry za wyraznie" kroliczego pieprzenia" w każdy akapit. Opowiadanie az klipi, ale namiętnością, uczuciami, troską i ciepłem, i to chyba jego największy plus.:)
    Co do ostaniej notki to zgodze sie z komentarzem Ri, że francuski kodeks karny nie przewiduje przstepstwa kazieroctwa, co ciekawe, niemcy przy najblizszej nowelizacji kodeksu też zamierzaja zdjąć ta sankcje, gdyz w swietle najnowszych badań jest bezpodstawna... ale tym juz nie bede Cie zanudzac bo to dłuższe gadnie :)
    Ps. Wybacz bledy i chaotycznosc tekstu, ale moj mózg wyłączył sie po przkraoczniu drugiej doby bezsenności...
    Pozdrawiam, teoria-chwil.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, bardzo staram uczyć sie na błędach. To opowiadanie na samym początku miało być czymś, co spokojnie wpisze w ramy tradycyjnego twc, ale w międzyczasie tak się zdarzyło, że po prostu ta koncepcja mi się znudziła, więc zaczełam troche kombinować. Nie oceniem - czy udolnie czy nie - to robia za mnie czytelnicy. Jeśli chodzi o 'królicze pieprzenie' o którym wspomniałaś.. Osobiście jestem bardzo wrażliwą osobą i wczuwam sie w postać Billa mniej czy więcej, jednak obraz takiego sexu jest dla mnie okropny, dlatego jest w nim pełno uczucia, co na pewno najlepiej pokazuje scena sexu w łazience tuż przed wypadkiem. Dziękuje, ze grono czytelników sie powiększyło.

      Usuń