41.2.
Było późne popołudnie i
zaczynał się robić trochę ciemno.
Posadzono mnie na krześle,
gdzie stolika już nie było, bo zostały po nim jedynie odłamki szkła i kazano
czekać i patrzeć.
Zeszło się więcej ludzi, ale
byli oni poukrywani w czarnych pelerynach i kapturach, więc nie zobaczyłem już
żadnej innej twarzy. Czułem jedynie na sobie te wszystkie spojrzenia. Zdziwione
i zaciekawione…
W końcu podeszła do mnie Kat i
przyniosła ze sobą… czarne peleryny.
- Ubierz ją…- powiedziała i
założyła swoją.- Przyjeżdża Fabian, a on nie wie, kim jesteś. Nie powinien o
nic pytać, bo cię nie rozpozna… Ale jeśli coś się stanie… i odkryje twoją
twarz… Mów, że jesteś bratem Toma. Prawdę mów.
- Kim jest Fabian…?-
wyszeptałem jakby wstydząc się swojego pytania, bo dla niej to było takie
oczywiste.
- Dowódca naszego oddziału…-
Założyła mi kaptur na głowę.- Siedź cicho i an nie drgnij, niezależnie od tego,
co będzie się działo…
- A co będzie się działo…?-
Spojrzałem na nią.
- Zobaczysz…- wyszeptała
tajemniczo i usiadła na krześle obok.
Złapała mnie za rękę. Zapewne
miała powód, by to zrobić. Jak się później okazało, nawet dobry.
Po paru minutach, które
spędziliśmy w kompletnej ciszy, usłyszałem kroki. Dwóch mężczyzn. Jak się
okazało, Toma i… raczej zgadłem, że Fabiana…
Był to mężczyzna około
trzydziestki. Niewysoki i raczej wyglądający niegroźnie. Bystre spojrzenie
szarych oczu i przebiegły uśmiech zdradzały jednak, że ma niejedno na sumieniu
i jego obecność nie wróży nic dobrego… Był szatynem o ostrych rysach twarzy i długiej szyi.
Oboje, zarówno Tom, jak i
Fabian, nie mieli peleryn.
Fabian zatarł dłonie i podszedł
do mężczyzny w fontannie. Franco, jak już wcześnie usłyszałem.
Zaśmiał się i uderzył go z
liścia.
Zadrżałem lekko i poczułem, jak
dłoń Kat zaciska się na mojej, uspokajająco. Nie mogłem się ruszyć… W trosce o
własne bezpieczeństwo… Nie mogłem…
To, co wydarzyło się w
przeciągu kolejnej godziny, sprawiło, że głęboko myślałem nad tym, czy chcę być
z Tomem, który bil tego faceta bez żadnych uczuć. Wyłącznie na polecenie Fabiana.
Jak automat. A automatyczność jest zła, bo jest pozbawiona serca… Osoba
pozbawiona serca nie potrafi kochać…
Pytali się o coś tego biednego
mężczyzny… Dosłyszałem, że mają jego dwie córki i żonę… I że trafią one do
burdelu… Nie słuchałem reszty. Wyłączyłem się. Widziałem, oglądałem uważnie
cios za ciosem, wymierzony w faceta, który zakrwawiony leżał na podłodze, na
którą go wywleczono. Nie poruszał się i gdyby nie jęki bólu, myślałbym, że nie
żyje.
I znów bałem się Toma. Własnego
brata… przy którym jeszcze tak niedawno czułem się bezpiecznie… w jego
ramionach się chowałem. Chciał, żebym go znienawidził… i musiałem przyznać, że
zaczynałem wątpić w to, czy go kocham. Naprawdę. Podczas wszystkich ciosów… każdego
dźwięku pięści uderzającej o twarz… zastanawiałem się, czy go kocham… I bałem
się swojej odpowiedzi…
Po tym, jak Fabian odjechał, a
tłum zakapturzonych się rozszedł i Tom zniknął mi z oczu, choć chyba ciągle
miałem nadzieje, że podejdzie, przytuli i powie, ze to żart… po tym wszystkim
Kat prowadziła mnie do wyjścia.
Trzymała mnie za dłoń i
obejmowała w pasie, bo trochę kręciło mi się w głowie. Byliśmy już w recepcji,
a na dworze czekała moja taksówka. Ubierałem pasek i łańcuszek…
- Bill…- odezwała się tak nagle,
że aż podskoczyłem do góry.- Spokojnie… Bill… posłuchaj, bardzo ci dziękuję za
to, co dziś zrobiłeś… Może stawanie w obronie dziwki przed prawowitym jej
nazywaniem i bicie gościa o przezwisku „Dusiciel” nie było najmądrzejszym
pomysłem, ale… mimo wszystko dziękuję – szeptała i mnie przytuliła.- Jesteś
wspaniały, Bill…
Uśmiechnąłem się lekko.
- Miło, że tak uważasz… Miałem
dużo przyjaciółek i często chodziliśmy razem na zakupy… One zawsze broniły mnie
przed moimi oprawcami… Dlatego mam szacunek do kobiet. Wszystkich, nie zależnie
od tego, co robią… Po za tym, w tym momencie nie przejawiasz chęci uprawiania
seksu… Przynajmniej nie wyglądasz…
- Bo nie mam, Bill…- wyszeptała
smutno.- Mam, gdy jestem naćpana… Albo upita… Bill, ja… nie jestem złą osobą…
- Wiem…- Przytuliłem ja do
siebie.
Była taka krucha. Zupełnie nie
rozumiałem, jak znalazła się w tym miejscu, w którym była…
Staliśmy tak przez chwilę
wtuleni.
- Bill…- zaczęła znów.-
Jutrzejsze spotkanie… czwartkowe… Jestem ci coś winna i lubię cię, więc…
Odbędzie się również tutaj… I nie powinnam tego mówić, Bill… Gdyby Tom
wiedział, że ci powiedziałam, jestem zimnym trupem… Nie przychodź jutro, Bill…
nie dasz rady…
- A co się jutro wydarzy…?-
zapytałem.
- Gwałt, Bill… Będą gwałcić
jedną z dziewczynek Franco… One mają po siedem lat…- szeptała mi do ucha.
Zadrżałem mocno przerażony.
- Bill… Myślę, że nie masz o co
walczyć… Niepotrzebnie oglądałbyś te okropności…
- Kat… czy Tom kiedykolwiek
zabił…?- zapytałem, patrząc na nią uważnie.
- Nie mogę odpowiedzieć na to
pytanie, Bill… to ściśle tajne…
- Rozumiem…- Pokiwałem głową.
Podeszliśmy do drzwi.
- Jeśli jutro nie przyjdę… to
będzie oznaczać, że się poddałem i już nie chcę z nim być…
- Jeśli przyjdziesz, naoglądasz
się okropieństw, a on i tak już nie będzie z tobą, Bill…
Spuściłem wzrok.
- Kat… nie mów mu… Nie przyjdę
jutro… Ale możesz mu powiedzieć, że… Ja go bardzo kocham i… skoro tak bardzo
chciał, osiągnął swoje… Przestanę za nim chodzić, Kat… Dziękuję…- wyszeptałem i
opuściłem hotel.
Wsiadłem do taksówki i
pojechałem do pokoju.
Zwinąłem się w kłębek na łóżku
i płakałem. Czułem jak go straciłem… Czułem, że koniec puka do mych drzwi…
Tom
Whisky w szklance wydawała się
ciemniejsza niż zwykle. Zadrżała, gdy drzwi mojego pokoju się otworzyły i zamknęły. Katarina weszła do
środka i patrzyła na mnie z bólem.
- Wiesz, ze tak nie myślę, Kat…
nie bądź zła – zacząłem, masując skronie.
- Wiem, ale jesteś zbyt dobrym
aktorem…- Usiadł mi na kolana i się przytuliła.
Chwila ciszy, podczas której
wypiłem bursztynowy alkohol, irytowała mnie. Chciałem jak najszybciej zadać jej
to pytanie.
- Myślisz, że jeśli napiszę mu
sms, że jutro spotkanie jest w tym samym miejscu i że specjalne widowisko czeka
na niego, to przyjdzie, czy zwieje?
- Nie wiem, Tom…- wyszeptała.-
Mocno przeżył to dzisiaj… Obserwowałam go. Ściskał moją dłoń, ale patrzył na
ciebie… To, jak bardzo chciał, żebyś go przytulił sprawiało, że sama chciałam
to zrobić… Tom… nic nigdy tak na mnie nie oddziaływało… Ja czułam jego ból…
- Ale przyjdzie… przecież mnie
kocha…- Uśmiechnąłem się.
Wstała z moich kolan i podeszła
do drzwi.
- Tom, on… przeżył to mocniej
niż planowałeś, żeby przeżył… Jeśli przyjdzie jutro… zniszczysz go, nie jego
miłość do ciebie, Tom… I szczerze wątpię, że przyjdzie…
- Naprawdę sądzisz, że nie
przyjdzie?- Wyprostowałem się.
Przecież byłem pewien, ze
przyjdzie! Kocha mnie i musi! Chcę, żeby mnie znienawidził, a to miało być
dobitne pokazanie, ze ma mnie nie kochać!
- Tom… gdybym tylko mogła-
zaczęła szeptem - sama bym nie przyszła…- dokończyła boleśnie i wyszła z pokoju.
Zostałem sam z burza myśli. Z przekonaniem, że może mieć rację. I wielką chęcią, by się myliła…
No, no, no widzę, że chodzimy na temat sado maso no, no, no tommy badboy i zajebiście pociągający, a billy delikatny i taki słodki czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńBoże, kolejny gwałt dzieci... Przecież to koszmar. Dobrze, że Kat ostrzegła Billa.
OdpowiedzUsuńA Tom niech nie będzie taki pewny, że Bill przyjdzie. Niby go kocha, a niszczy go. Ech, jeszcze za nim zatęskni...
Loool sama boje się tego czwartkowego spotkania.
OdpowiedzUsuńEj czy tylko ja zauważyłam że że notki są coraz krótsze?
No nic. Czekam na kolejny rozdział.
Buziaczki i weny życzę