Hej witajcie :) Sinnlos poprosiła mnie o wstawienie odcinka, więc tutaj dla was go wstawiam i z uśmiechem na ustach zapraszam do komentowania :) Bo pewnie fajny odcinek jak cała reszta :) Zaprasza
Marudek w zastępstwie za Sinnlos
Bill
Przez kolejne dni nie robiłem
nic innego niż myślenie. Zajęcie dość męczące, gdy myśli się na taki temat, na
jaki ja myślałem.
Łzy wyschły i nie było po nich
śladu. Czułem się trochę jak wyprany z emocji mając wrażenie, że nigdy ich nie
poczuję.
Ale decyzja była podjęta. Nic
nie mogło mnie zatrzymać.
Patrzyłem na Berlin, stojąc na
balkonie hotelu. Był piątek wieczór. Miasto żyło. Wysokie szklane budynki
oświetlone były reflektorami. Ich światło we wspaniały sposób odbijało się od
szkła. Nad całym miastem rozchodziła się jasna łuna. Duże miasta były piękne
nocami. A po którejś godzinę słuchania szumu przestałem w ogóle zauważać, że
panuje zgiełk.
Minusem było to, że nie było
widać gwiazd. Chociaż… czy ja w ogóle lubiłem gwiazdy? Odzwierciedlenie marzeń?
Ich symbol? Być może kiedyś, ale już nie…
Spoglądałem na stolik i
przygotowane kartki papieru i pióro. Nie miałem zwyczaju nim pisać, ale list
miał być ważny, więc chciałem go napisać w uroczysty sposób. Obok stała lampka
białego wina. Mojego ulubionego. I mała, biała świeczka, która stała bez
podstawki na zdjęciu Toma. Wszystko było przygotowane… Byłem gotów jak nigdy…
Tom
Stukałem nerwowo palcami o blat
stołu i myślałem, co zrobić. Wysłałem bratu wiadomość o kolejnym miejscu
spotkania, choć nie powinienem. A i tak oczywistym wydawało mi się, że jeśli
nie przyszedł na gwałt, to nie przyjdzie na morderstwo…
Katarina patrzyła na mnie
zmartwionym wzrokiem i zagryzała wargi. Wiedziała, że mnie wkurwiła tym, że mu
powiedziała, ale też wiedziała, że zrobiła dobrze. A ja nie potrafiłem się na
nią gniewać. Ani na Kat, ani na Billa. Bo przecież nie byłem na niego wściekły.
Musiałem znaleźć sposób, by zostawić go, bezpiecznego w domu i nie mówić swoich
grzechów.
Czy wiedziałem, że ten
pocałunek nic nie znaczył? Byłem pewien i całkowicie o tym przekonany… Ale
potrzebowałem dowodu… Tego, że jeśli ja zniknę, on ma jeszcze szansę poukładać
sobie życie od nowa… Miał.
Dlatego byłem pewien, że sobie
poradzi.
Do tej pory nie wierzę, że byłem tak głupi…
* * * * * * * * * * * * *
Spojrzałem w lustro i
zacisnąłem wargi. Całe życie przelatywało mi przed oczami, widziałem je jak
film. Było okropne i pełne kłamstw. I sam nie wiedziałem, co było prawdą, a co
nie. Musiałem sobie wszystko poukładać, rozpisać. Życie, które wiodłem
prawdziwy ja i życie osoby, którą wymyśliłem, żeby przeżyć. Ja i moje podwójne
życie. Ja i osoby, którą nie chciałem być, ale pozwoliła mi żyć…
Punktem pierwszym było moje
dzieciństwo. Mogłem napisać książkę.. opisać dokładnie, co się działo… I, owszem,
okłamałem Billa. Nie podałem mu prawdziwych danych, bo po co? Miał się o tym
nigdy nie dowiedzieć. Ani o nich, ani o tym, kto z kim. Mogłem opisać wszystko.
Jak okłamywałem ojca i jak prosto z lania od niego leciałem lać innych. Sposób
na odreagowanie… Bo przecież, mimo tego, że on mnie bił, miałem do niego
szacunek, bo był moim ojcem. I chodźby z samej tej zasady nie mogłem go
uderzyć. Bo to była osoba, która mnie stworzyła. To była osoba, która stworzyła
mój największy skarb… mojego Billa…
Pierdolić to wszystko… Muszę
odzyskać moje życie. Karta jest już czysta. Minęły wszystkie dni, które dałem
sobie na to, by Bill mnie znienawidził… Była niedziela, a on nie dawał znaku
życia.
Ktoś zapukał do drzwi i wszedł
po moim głośnym i donośnym „wejść!”
Spojrzałem na drzwi, a do
środka weszła osoba, której najmniej się spodziewałem.
- Sebastian… co ty tu, kurwa,
robisz?!- warknąłem.
Stał zdyszany w wejściu z
kopertą w ręce i przerażonym wzrokiem.
Nie zauważyłem nawet, że był
już ranek.
* * * * * * * * * * * * * *
A jeśli marzenia są gwiazdami…
Światło gwiazd nigdy jeszcze nie sprawiało mi takiego bólu… Mrużę oczy, bo mnie
razi. I zamykam by na nie nie patrzeć. Tracę je wszystkie.
Marzenia giną pod osłoną nocy…
Gwiazdy gasną pod moimi zamkniętymi powiekami.
Tylko mi nie mów, że Bill popełnił samobójstwo, bo się zachlastam...
OdpowiedzUsuńWłaśnie mam nadzieje, ze nie umarł ! dawaj więcej ♥♥
OdpowiedzUsuńI co ja mam napisać? Czytałam ten rozdział, bo go betowałam, ale dalej wywołuje we mnie takie emocje, że... Ach. Wydaje mi się, że Bill nie umrze, bo... No nie może po prostu.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział :) I na następny do betowania!
Wybacz, że tak dawno nic nie komentowałem, ale mój komp jest taki zryty, że jak wchodzę na twojego bloga, to mi się zacina, bo jest za ciężka i po prostu... Nie chciałem się wkurwiać. -,-
OdpowiedzUsuńA co do odcinka, no cóż... Może i popełnił Bill te samobójstwo. Ale równie dobrze mogło mu się nie udać. A Tom, no cóż. Moje zdanie na temat Toma na pewno znasz. Weny życzę.
Pozdrawiam,
Illusion.