Obok zamieszczam ankietę, bo prosze o pomoc.
Wolicie, żebym zawiesiła blog od 10 sierpnia, czy dodawała notatki tak jak powinnam, ale w bardzo skróconej wersji?
Sin
Alles wird in Humanoid City sich ändern...
Alles wird in Humanoid City sich ändern...

wtorek, 30 lipca 2013
poniedziałek, 29 lipca 2013
I Nominacja ♥
Zostałam nominowana do konkursu The Versatile Blogger przez jestem karuzeela, w której stronę kieruję wielkie DZIEKUJĘ ♥
Pozwoliłam sobie skopiować zasady konkursu...
1. Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu.
2. Pokazać nagrodę The Versatile blogger u siebie na blogu.
3. Ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie.
4. Nominować 15 blogów, które na to zasługują.
5. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.
AD.1. Zadanie wypełniłam.
AD.2. Jak widać wyżej :)
AD.3. No to słuchajta..
1 FAKT - Boję się wszystkiego, co ma więcej niż cztery odnóża lun nie ma ich wcale.
2 FAKT - Lubię śpiewać i mam ładny głos. Czasem wydaje mi się, że głos Billa i mój się łączą w jeden.
3 FAKT - Nigdy nie piłam wódki i nie paliłam papierosów.
4 FAKT - Nigdy nie byłam w związku.
5 FAKT - Lubię sok pomidorowy.
6 FAKT - Kocham twincest i już chyba nie umiem bez niego żyć.
7 FAKT - Gdy byłam mała, a Tokio Hotel rozpoczynali karierę, nie rozumiałam ich muzyki, ani tekstów i teraz bardzo żałuję, ze nie byłam fanką od początku.
AD.4. Nominowanie blogów.
I hate you and yet i lovee
Kocham cię - tragedia w dwóch słowach
Ich bin nicht ich wenn du nicht bei mir bist.
Tylko przy tobie jestem sobą
Wyrwane z pamięci
Du bist nicht allein. Ich bin an deiner seite.
On the other side of rainbow we can be together
Lass dich fall'n um zu fliegen.
Tokio Hotel Twincest
Gonna be Ok, one day..
Carry me home...
Because life is a crown of thorns.
Pora na gejaWas machst du heute Abend?
Moje ostatnie dni
Upiekę dla ciebie ciasto ♥
AD.5. Powiadomione!
niedziela, 28 lipca 2013
Ważne/Przepraszam
No dobra.. Ta chwila musiała nadejść i nadeszła. Zawieszam częściowo blog. MB nie będzie się ukazywać, a SH-SWD tylko do 10 sierpnia włącznie. Nie mam czasu tu pisać. Mogę opublikować tylko to, co napisałam w domu. Do końca Tomu 2 zostało nam 5/6 odcinków. Przepraszam, ale naprawdę nie dam rady tu nic pisać. Pozdrowienia z Kołobrzegu..
~Sinnlos
~Sinnlos
piątek, 26 lipca 2013
41.1 Ich bin aus deiner Nachbargalaxie. Wo's keinen Horizont und keine Grenzen gibt.
Dzisiaj zapraszam na tak zwany odcinek pożegnalny. Bo niby
chyba biorę lapto i neta. (jeszcze nie wiem, czy na pewno) ale czy będę miała
czas pisać? Nie wiem, kochani… W każdym razie jadę tam się odchudzać i
trzymajcie za mnie kciuki. Dziś znów dedykacja dla Marudusia. Ostatnio stał się
dla mnie ogromną podporą. Dziękuję Ci!
Zapraszam do czytania i komentowania. Betowała Kasiaczek.
~Sinnlos
41.1 Ich bin aus deiner Nachbargalaxie. Wo's
keinen Horizont und keine Grenzen gibt.
Tom
Siedziałem w fotelu i myślałem
intensywnie, masując skronie. Istna masakra. Spieprzyłem wszystko jednym,
krótkim zdaniem. Kurwa mać! I jak miałem
nadal udawać, że go nie kocham, skoro właściwie mu to powiedziałem?! Dałem się
mu podejść!
- Kat!- przywołałem dziewczynę.
- Co…?- Weszła do pokoju w
skąpym bikini świeżo po solarium.- Chcesz mnie przelecieć?- Uśmiechnęła się.
Odwróciłem od niej wzrok.
- Jakby cię matka naprawdę
znała, to by się przeżegnała i wodą święconą oblała…- mruknąłem.- Jesteś zwykłą
dziwką, Kat… Chcesz tylko mieć w sobie czyjegoś penisa… Nie wierzę, że to ty
mnie w to wciągnęłaś…
Spoważniała i ubrała się.
- Ja też czasem nie wierzę w
to, kim się stałam, Tom… Kiedyś byliśmy innymi ludźmi…
Podeszła do mnie i się
przytuliła. Objąłem ją i przytuliłem.
- Czasem fajnie, jak znów
jesteś moją przyjaciółką, a nie dziwką, wiesz…?- wyszeptałem boleśnie.
- Wiem… Dobrze, że doprowadzasz
mnie do porządku…- Tuliła się mocno.
Trwaliśmy chwilę w ciszy.
- Kat… trzymaj go z dala ode
mnie…- powiedziałem w końcu.
- Dalej go kochasz…-
stwierdziła.
- Jak szalony…
- Ale przecież przespał się ze
swoja koleżanką, tak mówiłeś…- Pogłaskała mnie po plecach.
- Kłamałem – odparłem krótko.
Nastała chwila ciszy, w której
dziewczyna analizowała wszystko.
- Więc co zrobił?
- Pocałował dla żartu swojego
przyjaciela…- odpowiedziałem cicho skruszony.
- Jesteś nienormalny, Tom!-
Odepchnęła mnie.- On ci nic nie zrobił, a ty go zdradziłeś, obwiniając jego!-
krzyczała na mnie.
Spuściłem głowę i odwróciłem
wzrok.
- Nie zdradziłem go…-
wyszeptałem.
- Przecież sam mówiłeś, że on
cię widział z jakąś laską!!!- wrzeszczała, patrząc na mnie groźnym wzrokiem.
- Kłamałem… - powtórzyłem swoje
słowa.
Usiadła w fotelu i mierzyła
mnie wzrokiem, czekając na dalszą wypowiedź.
- Ja… owszem, byłem nagi… i…
ona tam leżała i jęczała, ale… Ehhh… - Spuściłem wzrok.
- Konkrety, Tom.
- Byłem najebany, owszem… Ale
nie wszedłem w nią… Powiedziałem jej, że kocham kogoś innego i poprosiła
jedynie, żeby przelecieć ją wibratorem… Co też uczyniłem.
- Skoro byłeś najebany, to skąd
o tym wiesz…?
- Bo w pokoju była kamera… I
nagrało się wszystko, jak jej mówiłem, że kocham Billa i że… ehh… że jest
miłością mojego życia i że ona mnie nie podnieca…
- A to, że widział cię nagiego
z erekcją?
- No bo widział… ale… kurwa…
było ciemno i nie widział, że za dziewczyną, na stoliku, stało jego zdjęcie… i
że to na nie patrzyłem…
- Pojebało cię, Tom… Kompletnie
– podsumowała.- W ogóle nie rozumiem, dlaczego stamtąd wyjechałeś, skoro on ci
nic nie zrobił i nie zdradził…
- Przecież to proste, Kat…
Zadzwoniłaś do mnie, że Fabian przyjechał. Miałem się rozliczyć ze służby i
odejść. I wtedy powiedział, że wyczyści całkowicie moją kartę, jeśli przyjmę
jedno zlecenie. Nie mogłem go wziąć i wyjechać, nic mu nie mówiąc…
- Więc postanowiłeś urwać z nim
kontakt, wynajdując pierwszą lepszą wymówkę, udając, że nie wiedziałeś, że ten
pocałunek to żart…?
- Co więcej… skoro już się
pogrążam… sam zapłaciłem Luc’owi, żeby go prowokował…- Patrzyłem w ziemię.
Poczułem uderzenie na policzku.
Uderzyła mnie!
- Jak mogłeś mu to zrobić…?-
wyszeptała.- Aż tak bardzo go nienawidzisz?
- Kocham go…
- To trzeba było mu powiedzieć
prawdę! Ciekawe, jak masz zamiar go odzyskać, hm?
- Nie mam… Jestem młodym
kryminalistą, który już dawno powinien siedzieć. Czyszczę kartę, żeby zacząć
życie od początku. Zniknę, Kat. Z waszego życia, z jego życia.
- I co? Założysz rodzinkę z
jakąś blondynką z południa?
Zaśmiałem się.
- Nie… Nie pokocham już nikogo
innego… nigdy…
Pogładziła moje ramię.
- Dlaczego nie chcesz z nim
być?
- Bo zasługuje na kogoś
lepszego niż ja, Kat. Na kogoś, kto nie ma na rękach krwi innych ludzi.
- Niekoniecznie niewinnych…-
przypomniała mi.
- Nieważne… zrób to, co ci mówiłem.
Trzymaj go z dala ode mnie.- Wyszedłem z pokoju, trzymając się za bolące serce.
Kurwa… jak ja go kochałem…
Bill
Wskazówki co do miejsca
spotkania były dość jasne. Był to jakiś hotel za miastem, naprzeciwko
cmentarza.
Nie miałem pojęcia, o co chodziło
Tomowi. Spotykał się ze mną, żebym go znienawidził, jednocześnie zachowując się
tak, jakbym miał go pokochać jeszcze bardziej. Co więcej, jakby to on próbował
odzyskać moje zaufanie, a nie ja jego… Koszmar…
Szedłem więc w stronę hotelu
skonsternowany. Niezbyt wiedziałem, czego się spodziewać. Oczywiście, nie
przewidziałem tego, co może się stać…
Wszedłem przez główne drzwi do
budynku i na schodach ujrzałem dziewczynę z ładną opalenizną. Uśmiechnęła się
do mnie lekko. Po wyglądzie od razu ją rozpoznałem…
Podeszła do mnie.
- Jestem Kat – zaczęła z
uśmiechem. – To wczoraj… to nienajlepszy obraz mojej osoby… wiem…- przyznała.-
Chodź za mną, Bill…
Wzięła mnie za rękę i
prowadziła.
Najpierw weszliśmy przez
recepcję do pokoju tylko dla pracowników.
- Jeśli masz jakieś metalowe
rzeczy, to zostaw… Broń, noże, agrafki… Może pasek od spodni?
- A skąd bym miał mieć broń? I
po cholerę mi nóż?!- Zdejmowałem pasek, pierścionki i łańcuszek.- Ale oddasz mi
później?- Podałem jej.
- Oczywiście… ciebie okraść nie
mogę…- Uśmiechnęła się szeroko i schowała może rzeczy do szafeczki, po czym
zamknęła na kluczyk.
Wyszliśmy znów na hall.
Prowadziła mnie do czegoś na
wzór jadalni, choć było tam ciemno. Weszliśmy do środka i przekonałem się, że
to dziwna sala, w której korytarz wytyczały zwisające płachty materiału, które
lekko falowały.
Kat odsłoniła jedną z płacht i
zobaczyłem, że takie materiały wytyczają coś na wzór pokoju, w którym mieściło
się tylko łóżko. Do niego kajdankami przykuta była dziewczynka. Mogła mieć
jakieś 12 lat. Kuliła się na łóżku wystraszona jedynie w cienkiej koszuli
nocnej.
- Tu trafiają świadkowie
naszych działań…- powiedziała Katerina.
- Co z nimi robicie?
- Zarabiają na siebie… Jako
dziwki…- Pogładziła głowę dziecka.- Linda trafiła tu w wieku 8 lat… jest
ustawiona do końca życia. Ma wszystko, czego chce, bo za jej dziewictwo dano
nam fortunę… Jedyne, co musi, to tu siedzieć i czasem kogoś przyjąć… Nie robi
nic innego…
Wyszliśmy od niej, a dziewczyna
zasłoniła prześcieradłem wejście.
- Są młodsi… Jednego chłopaka
rozdziewiczył czterdziestolatek, gdy miał pięć latek…- powiedziała cicho.-
Chodź dalej…
Pociągnęła mnie do dalszego
pomieszczenia, gdzie teoretycznie powinna znajdować się kuchnia.
Wszędzie leżała broń. Noże,
pistolety… Zauważyłem gdzieniegdzie karabiny oparte o ściany.
- To jest składownia… i zarazem
pokój strzelecki…- Wskazała dalej na porozwieszane tarcze i manekiny.- Ta jest
Toma…- pokazała na tą, która miała dziurki najbliżej środka.- Woli strzelać,
ale z nożami też sobie radzi…
- Powiedz mi, czym wy się
zajmujecie?- odezwałem się w końcu.
- Sprzątamy głównie…-
Uśmiechnęła się.
- Ludzi?- Uniosłem brew.
- Nie wszyscy z nas zabijają…
Ja jeszcze nigdy tego nie zrobiłam…- Zagryzła wargę.- Jestem tu głównie od
tortur seksualnych…
- Od czego?!- Prawie
krzyknąłem.
- Od doprowadzania mężczyzny do
tak bolesnego podniecenia, że wyśpiewuje wszystko natychmiast… Oczywiście
najpierw trzeba być hetero…- westchnęła.
Poszła dalej, a ja za nią. Wyszliśmy
do ogrodu, gdzie był basen.
- Nie dotykaj wody… To silnie
żrący kwas, który wszystko niszczy.
- Wrzucacie tu ludzi?!-
Cofnąłem się.
- Bez przesady…- Zaśmiała się.-
Mamy ich sprzątać i zadbać o to, by nic nie gadali. Lub czasem wyciągnąć parę
informacji, ale nie jesteśmy sadystami… Tu wrzucamy dowody… Jakieś papiery,
ubrania, broń… Wszystko znika po kilku sekundach i nie ma szans, by to znaleźć
czy przywrócić do tego, czym było. Rozpuszcza się.
Odszedłem od basenu na
bezpieczną odległość.
- Bill, spokojnie… -
Uśmiechnęła się.- Nie zostawiamy tego otwartego, jest przykryte szkłem… Sam
zobacz…- Weszła na szklaną powłokę, która był niezauważalna.- Widzisz?
Przespacerowała się przez
środek basenu i poszła do ogródka. Przynajmniej czegoś przypominającego ogród.
Było parę krzaczków i rosły jakieś kwiatki. Poustawiane były krzesła i stoliki.
Wyglądało jak najzwyklejszy ogródek piwny w jakimś hotelu. Oprócz tego, że na
środku stała fontanna, a w niej klęczał związany człowiek.
- Bill… usiądziemy tam.-
Wskazała na jeden ze stolików, przy którym już siedział chłopak.
Rozpoznałem w nim Stev’a, bo na
pierwszym spotkaniu widziałem kawałek jego twarzy. Miał na niej blizny i
krosty. Ostre rysy twarzy i ogólnie nie wyglądał przyjaźnie. Był wysoki, co
widziałem wcześniej i barczysty. Miał ciemne włosy i dość jasne, niebieskie
oczy, które były widoczne spod przymrużonych powiek.
- Dziś też chcesz się ze mną
pieprzyć, Kat?- zakpił.
Dziewczyna znieruchomiała i
wyprostowała się.
- Jesteś zwykłym dupkiem.-
Zmroziła go spojrzeniem.
- A ty zwykłą dziwką.-
Uśmiechnął się wyzywająco.
Zagotowało się we mnie… jak tak
można mówić do kobiety?!
- Co ty powiedziałeś…?-
wyszeptałem, ale było bardzo cicho, więc od razu usłyszeli.
Chłopak, który mógł mieć około
25 lat, spojrzał na mnie zdziwiony.
- Powiedziałem, że jest dziwką.
Głuchy jesteś czy jak?!- odparł mało inteligentnie. Przecież było jasne, że
słyszałem, co powiedział…
- Stev, zamknij się. On nie
jest naszym celem ani nie przesłuchujemy go. Jest bratem Dreda i masz go
szanować tak samo jak jego!
Przymknął się. Podszedłem do
niego i przyłożyłem mu z liścia swoja komarzą siłą, która zebrała wszystkie w
sobie i pozostawiła czerwony ślad na jego policzku. Jego głowa odskoczyła w bok
i zaraz spojrzał na mnie gniewnie.
- Ty kurwo!- krzyknął i złapał
mnie za szyję, po czym zaczął dusić.
Łapałem nerwowo powietrze, a
Kat próbowała go nieudolnie odciągnąć.
Dlatego za cud uważam, że w
tamtym momencie przyszedł nie kto inny jak Tom we własnej osobie. Przyłożył
jednym ruchem ręki chłopakowi , a ten mnie puścił. Złapałem się za szyję,
nabierając dużo powietrza, a Kat mnie przytuliła. Zerkała to na Toma, to na
mnie wymownie, rzucając mu wściekłe spojrzenia. No jak nic pomyślałem, że ona
wcale nie chciała mnie ratować. Ale po chwili usłyszałem ciche „dziękuję” przy
moim uchu i już wiedziałem, ze nie o to chodzi. Ale o co, też się nie
dowiedziałem.
Tom zadał mu parę ciosów w
brzuch.
- Co to, kurwa, miało być?!-
krzyczał na niego i popchnął do na szklany stolik, który potłukł się w drobny
mak.
Tom usiadł na jego biodrach i
podniósł do siadu szybkim ruchem, ciągnąc za czarną bluzę przy szyi.
- On mnie pierwszy uderzył!-
wrzasnął wkurwiony Stev i otarł krew z
wargi.
Tom spojrzał na mnie jakby
niechętnie i trochę kpiąco na chłopaka.
- On cię uderzył?- Zaśmiał
się.- To tu na policzku?- Przyjrzał się czerwonemu śladowi.
- Ukarz go, Tom! Nie wolno bić
ludzi z gangu, sam wiesz, co ja zrobiłem, jak ciebie dźgnęli kiedyś nożem!-
Walczył o swoje brunet.
Tom wstał i podszedł do mnie,
patrząc zimnym wzrokiem.
- Czemu go uderzyłeś?- zapytał
tak zimno jak nigdy.
Automatycznie schowałem się
bardziej w ramiona Kat. Była dziewczyną i do tego byliśmy w podobnym wieku, ale
w tamtym momencie wydawał mi się silniejsza ode mnie.
Wyprostowałem się, ale
spuściłem wzrok..
Bałem się go. Naprawdę
przerażał mnie z zakrwawionymi kłykciami od bicia chłopaka po twarzy. Do tego
miał te swoje szerokie ubrania, co sprawiało wrażenie, że jest ode mnie
większy, że silniejszy, wiedziałem na pewno. Naprawdę przez moje ciało
przechodził dreszcz strachu i przerażenia.
- Bo on…- zacząłem cicho,
mówiąc do swoich stóp.
Podniósł szybko moją twarz, a w
jego oczach była złość. Widziałem ją dokładnie. Złość na mnie? Boże… on nigdy
nie był na mnie zły…
Skuliłem się, ale on nadal
patrzył głęboko w moje oczy.
- Bo on co?!- krzyknął mi w
twarz.
Z moich oczu poleciały łzy.
- Bo on nazwał Katerinę
dziwką…- wyszeptałem cicho i odwróciłem wzrok.
Nastała chwila ciszy. Chwila
nadziei, że on mnie może przytuli i powie, że jest ze mnie dumny. Ale tego, co
powiedział, nigdy bym się po nim nie spodziewał.
- Nazwał ją tak, bo nią jest –
powiedział, patrząc jej prosto w oczy.
Ona również spuściła głowę. I
choć jej nie znałem, mogłem poczuć, jak ją to zabolało. Zadrżała. Poczułem. A
potem poczułem jej łzę na swoim ramieniu.
Obejmowała mnie. Nawet wtedy
była silniejsza ode mnie. Nie potrafiłem sobie nawet wyobrazić, jak życie
musiało ją już zahartować.
- Ukarz, go!- domagał się dalej
swojego Stev.
- Morda w kubeł!- krzyknął do
niego Tom.- To mój brat, idioto. Nawet jakby cię zabił, to bym go nie ruszył.
Zamknął się i spojrzał na mnie
gniewnie.
Tom odwrócił się do nas tyłem,
nie obdarzając mnie już żadnym spojrzeniem i poszedł do człowieka w fontannie.
Zdjął mu knebel z usta.
- No, Franco… zabawimy się
dzisiaj, nie…?- Zaśmiał się.
Jesteś z sąsiedniej galaktyki.
Nie rozumiem zasad twojego świata. Nie ma tu żadnych granic. Ani końca… bo nie
widzę horyzontu…
poniedziałek, 22 lipca 2013
Miłość Boli 1.9.2
Zastanawiacie się pewnie, dlaczego dziś pojawił się odcinek…
Ano dlatego, że chciałabym wstawić wcześniej niż w sobotę SH-SWD. Powód? Owszem
jest. Wyjeżdżam na miesiąc. Nie ma mnie w dniach 27.07 – 23.08. Tak więc…
wybaczcie, że nie będę czytać i komentować, bądźcie pewni, że nadrobię
wszystko, obiecuję! No i zawieszę na ten okres bloga… ;( Wybaczcie. Chcecie wiedzieć, gdzie jadę? Do
sanatorium… odchudzać się będę… Jak przyjadę, napiszę, ile mi się udało.
Co do odcinka na dole… Czekaliście na niego, wiem.
Przynajmniej większość czekała. A już na pewno jedna osoba, która wie, że o
niej teraz mówię… (Jak się bawisz w Pariiiżu? Napisz mi!) Tak więc teraz dedykacja tego specjalnego
odcinka, który jest bardzo długim bo zdecydowałam, że musi być i już… Dedykuję
go Alex i Alexowi, czyli Blue i Marudusiowi, bez których napisanie go byłoby
jeszcze trudniejsze niż było. DZIĘKUJĘ! ♥
Co więcej, ogromniaste DZIĘKUJĘ dla Kasiaczka, która zbetowała mi ten
odcinek w zastępstwie za Czaki. Ogromnie, ogromnie dziękuję!
Zapraszam do czytania i komentowania. Jestem bardzo ciekawa, co na to
powiecie…
~Sinnlos
Miłość Boli 1.9.2
Światło błyskawic padało na
moje ciało i przeszywał mnie przyjemny dreszcz za każdym uderzeniem.
Nagle poczułem ciepło na swoim
zimnym ramieniu, na co podskoczyłem do góry w przestrachu. Znów się zamyśliłem…
czy naprawdę przy Tomie zapominałem o bożym świecie, bo czułem się tak
bezpiecznie…?
Odwróciłem się.
Była to, oczywiście, dłoń
mojego brata. Nie było już śladów po łzach. Uśmiechał się nawet lekko i… był
piękny. Taki, jaki zawsze mi się podobał.
Był rozebrany do bokserek,
pachnący i wykapany, choć zdecydowanie nie słyszałem lejącej się wody. Było ze
mną źle.
- Billy…- wyszeptał,
przyglądając mi się uważnie. Wyraźnie ochłonął.- Jesteś wspaniały… cudowny… nie
wiem, co zrobiłbym bez ciebie…- szeptał i przybliżał się z każdym słowem. Nasze
półnagie ciała się stykały.
Wytworzyło się między nami
niesamowite napięcie, podjudzane jedynie przez błyskawice i grzmoty.
Nasze oddechy się mieszały.
Patrzyliśmy sobie w oczy. I w jego źrenicach widziałem miłość. Szczerą miłość.
- Tom… Kocham cię…-
wyszeptałem.
Lód mojego serca całkowicie się
stopił. A on stracił nad sobą kontrolę.
Pchnął mnie na ścianę i
przyparł do niej własnym ciałem, zagradzając jakąkolwiek drogę ucieczki.
Nachylił się do mojego ucha.
- Billy… kocham cię nad życie…
pragnę cię…
Zrobiło mi się gorąco na te
słowa i zadrżałem.
Po chwili już wpił się w moje
wargi. Zwinnie rozchylił je języczkiem i wtargnął do środka. Byliśmy
bliźniakami. Doskonale wiedział, że nie będę stawiać oporu. Ba, jak mogłem go
teraz zatrzymać? Pff! Jego?! Jak siebie miałem zatrzymać?! Moje ręce błądziły
po jego plecach, przyciągając bliżej do siebie.
Jęknął, gdy zacząłem pieścić
jego podniebienie kolczykiem. Walczył z moim językiem o dominację. Nie
poddawałem się i walczyłem. Oddychałem głośno i, choć w życiu bym siebie o to
nie posądzał, mruczałem w jego usta, jak prawdziwy kotek.
Tom złapał moje dłonie za
nadgarstki i uniósł nad głowę, przyciskając mnie bardziej swoim ciałem do
ściany. Warknął mi do ucha i je przygryzł. Wtargnął do niego językiem i
buszował. Moje dłonie złapał jedną ręką, a drugą ścisnął mój bok. Założyłem mu
nogę na biodro, przyciągając jego krocze do swojego. Jęknąłem, gdy poczułem, że
jest równie podniecony, co ja. Jego ręka zjechała na mój pośladek i ścisnęła,
na co jęknąłem głośno. Złapał mnie pod udem i trzymał.
Czułem jego język i usta na
szyi. Skubały moją skórę, podgryzały, lizały i ssały. Czułem, jak robi mi
intensywnie malinki, a ja jęczałem cicho, lgnąc do niego… poddając się mu w
całości… Należałem do niego. Wiedziałem to. Ale gorsze wydawało mi się to, że
Tom prawdopodobnie również to wiedział.
Podniósł mnie do góry i oplótł
wokół siebie drugą nogę.
Zaniósł mnie na łóżko i
położył, patrząc mi w oczy. Szukał w nich pozwolenia. Widziałem te wątpliwości
w jego oczach. Widziałem nieśmiałość, jak podczas pierwszego razu. Rumieńce na
twarzy. Pożądał mnie, ale jednocześnie nie chciał skrzywdzić. Kochał mnie.
Wiedziałem o tym… czułem… widziałem…
- Billy…?- wyszeptał pytająco,
patrząc w moje oczy.
Przełknąłem ślinę ciężko,
czując, jak się denerwuję.
- Braciszku…- Pogłaskał mnie po
policzku.- Kocham cię, najdroższy… Nie pragnę żadnego innego mężczyzny… Będę
delikatny i nie zrobię nic, czego nie chcesz… Dlatego teraz możemy się wycofać…
- Nie…- wszedłem mu w słowo.
Nie mogłem się teraz wycofać. I
nie chodziło o okazanie słabości. Ja po prostu nie umiałem już dłużej ukrywać w
sobie tego, jak bardzo go pragnę. Chciałem go. Wszędzie, na całym moim ciele… w
sobie…
- Chcę tego, Tom… Nie każ
czekać mi dłużej… - wyszeptałem.
Wpił się zachłannie w moje
wargi aż zakręciło mi się w głowie.
- Billy… Masz jakąś wazelinę…?
Może balsam do ciała…?- zapytał, a ja spojrzałem się na niego, jak na idiotę. -
Po co ja w ogóle pytam…- cmoknął moje usta.
Wstał i wyszedł do łazienki.
Wrócił i z wazeliną i z
balsamem.
Wywróciłem oczami.
- Weź kokosowy, Tom… Ten jest
nawilżający, tamten natłuszczający…-szeptałem zachrypniętym głosem.
Skinął głową i wymienił
balsamy. Wrócił na łóżko.
Podciągnął mnie bardziej do
tyłu, do góry i pocałował czule.
- Jesteś najważniejszą osoba w
moim życiu, braciszku… I tak chcę się z tobą kochać. Z braciszkiem, nie z
chłopakiem… Kocham cię bardziej niż powinienem…- szeptał do mojego ucha.
Wsunął dłonie pod gumkę moich
bokserek i zsunął je delikatnie.
Całował mój brzuch i ssał
sutki. Jęczałem cicho… i trochę głośniej, gdy opuszkami palców drażnił wnętrza
moich ud. Patrzyłem na niego. To w jego oczy, to na bokserki. Czułem się
niezwykle nagi, gdy on był ubrany, mimo iż był to jedynie skrawek materiału.
Tom odczytał moje myśli bezbłędnie, bo już po chwili pozbawił się bielizny i
mogłem ujrzeć jego ogromną erekcję. Zadrżałem i trochę odsunąłem w panice. Że
niby on miał się we mnie zmieścić?! Jakim cudem?!
To również odczytał z mojej
twarzy, bo przytulił mnie mocno i pocałował.
- Cii… spokojnie… Przerwiemy,
kiedy tylko będziesz chciał…- Pogłaskał mnie uspokajająco po policzku.- Wolisz
przodem czy tyłem, kochanie…?- zapytał wprost.
Zadrżałem i odwróciłem twarz,
która była cała zarumieniona.
Odwrócił ją w swoją stronę.
- Pięknie się rumienisz…-
Cmoknął mnie w nos.- Przodem…- zadecydował.- Musisz mi bardzo ufać, żeby zrobić
to tyłem…
Złapał mnie za pośladki i
masował, rozluźniając trochę.
Rozchylił moje nogi lekko, bo
były bardzo spięte. Ucałował kolana i obcałowywał wzdłuż ud. Uniósł moją lewą
nogę i ssał po kolei każdy z paluszków, aby mnie rozluźnić. Ugryzł lekko moją
piętę i pocałował kostkę. Wycałował łydkę i drażnił pod kolanem. Wiedział, że
mam tam łaskotki i że to mnie odpręży. Od razu zacząłem chichotać i odsuwać się
od niego. Trzymał mnie mocno i zaraz pocałował głęboko, uśmiechając się
szeroko.
- Czyżbym dobrze pamiętał?-
Szczerzył się.
Uderzyłem go lekko w ramię.
- Owszem!- Również się
uśmiechnąłem.
Zawisł nade mną i całował czule
i długo, głaszcząc moje biodro.
Tak się wczułem w pocałunek, że
nie poczułem, gdy jego palce zjechały po pośladku na moje wejście i je
pogładziły.
Otworzył pudełeczko z wazeliną
i nabrał dużo na palce.
Patrzył mi w oczy i zaczął
masować wejście, całując przy tym moją skroń i szepcząc do ucha, że mnie kocha
i będzie ze mną na zawsze, że nigdy więcej nie pozwoli, żebyśmy jakiś ważny
moment w naszym życiu przeżywali osobno, że wszystko mi wynagrodzi…
Wsunął jeden palec delikatnie
do środka i zaczął nim leciutko poruszać. Całował mnie czule i odciągał moją
uwagę od tego, co robi. Wsuwał palca
coraz głębiej i nie było to przyjemne uczucie. Nie bolało, ale było to po
prostu dziwne…
Po chwili zrobiło się dziwnie
pusto wewnątrz mnie i zobaczyłem, że nabiera więcej wazeliny na dwa palce.
Wsunął najpierw jeden lekko, a potem dodał drugi i krążył nimi po moim wejściu,
obkręcając je. Syknąłem cicho, gdy zaczął wchodzić głębiej i gładząc ścianki,
rozciągać mnie bardziej.
- Cii… nie zwracaj na to uwagi,
kochanie…- wyszeptał.- Wiem, że to pewnie nieprzyjemne… cii…- Pocałował mnie
czule.
Włożył je całe i masował.
Trochę piekło, ale raczej nie bolało na razie.
Uniósł do góry moje biodra i
wlał w moje wejście obficie balsamu do ciała. Wsunął jeden palec i cały czas
patrząc mi w oczy, rozprowadził dokładnie we wnętrzu.
- Teraz może zaboleć…
cichutko…- Pogłaskał mnie po głowie i znów zajął moje usta swoimi.
Wsunął dwa palce i po chwili
dodał trzeci opuszek. Zadrżałem, a on wpychał go głębiej, delikatnie i wolno.
Masował cały czas i toczył bitwę swojego języka z moim, który raczej bardziej
skłonny był się poddać. Jednak nie pozwalał mi na opuszczenie pola bitwa i
dezercję. Ciągle pobudzał do waliki i kolejnych starć, bym przestał choć
częściowo myśleć o tym, co jego palce robią w moim wnętrzu.
Wsunął całe trzy, a ja
zadrżałem mocno i jęknąłem z bólu. Poruszał nimi wolno i cały czas patrzył mi w
oczy. Odnalazł moja dłoń i splótł nasze palce.
- Jestem z tobą, braciszku… Ja
też nie chcę, żeby bolało, najdroższy…- cmoknął moje usta.- Jeszcze tylko
jeden, dobrze…?
Głaskał moje włosy i głowę.
Pokręciłem głową na znak
niezgody. Już bolało. A jeszcze jeden…? Jeszcze on cały…?!
- Muszę, kochanie…- wyszeptał.
Wsunął mały paluszek, który
dołączył do poprzednich trzech.
Pisnąłem z bólu i ponownie się
spiąłem, ściskając go mocno za rękę. Cieszyłem się, że ją trzymał. To była
oznaka czułości. Prawdziwej. Kochałem czułość. Kochałem nasze splecione dłonie…
Kochałem Toma…
Poruszał wolno czterema palcami
wewnątrz mnie, rozciągając i masując.
Polizał moje wargi i całował je
czule, nie odrywając oczu od moich. Naprawdę był ze mną. Nie tylko w słowach,
ale również w czynach… byliśmy razem.
Wyjął nagle wszystkie palce i
spiąłem się bardziej, wiedząc, na co teraz kolej.
Wylał dużo balsamu na swoją
erekcję, masując ją, aby była jeszcze twardsza.
Przytulił mnie mocno i
nakierował swoje przyrodzenie na moje wejście. Dotknął go czubkiem, a ja już
poczułem, jaki jest ogromny. Tom wiedział, że się stresuje i spinam. Zresztą
głupi by zauważył.
Masował moje pośladki.
- Cii… Billy… jeśli się
rozluźnisz, zaboli mniej, kochanie…
Patrzyłem na niego przerażony i
byłem przekonany, że w moich oczach, które przecież są odzwierciedleniem duszy
miałem niemą prośbę o to, by nie wchodził. Ale moje serce tego chciało. Serce i
umysł, choć głęboko w sobie wiedziałem, że będzie boleć.
Westchnął cicho.
- Billy… chcesz tego? Powiedz
mi szczerze, proszę…- szeptał, patrząc uważnie w moje oczy.
- Chcę – odpowiedziałem
szczerze.
Pocałował moje rozchylone usta.
- Niech ja zgadnę, co masz w
szafeczce nocnej…- Uśmiechnął się ciepło.
Nie miałem pojęcia, co on
kombinuje. Ale muszę przyznać, że bardzo dobrze mnie znał. Za dobrze. Czyli nie
zmieniłem się tak bardzo…?
Podszedł do szafeczki nocnej, a
ja złożyłem nogi. Wyjął z niej fioletowy i niebieski karton, po czym schował
ten drugi. Otworzył pudełko i porozstawiał dookoła nas fioletowe świece.
Znalazł zapalniczkę i wszystkie pozapalał. Zgasił światło, a w pokoju zaraz
zrobił się półcień i zaczęło pachnieć delikatnie lawendą. Mój ulubiony, kojący
zapach…
Podszedł do komody i włączył
wieżę stereo. Przejrzał płyty i włączył moją ulubioną piosenkę. „Little
Deschutes” śpiewaną przez Laurę Veirs. Ustawił ją tak, żeby leciała cały czas.
Wrócił na łóżko i złączył nasze
usta w długim i czułym pocałunku. Głaskał mój policzek i rozchylał nogi.
A potem zrobił coś, czego
całkowicie się nie spodziewałem. Ucałował czubek mojej męskości, po czym ją
polizał i lekko zassał. Cmoknął moje usta i się uśmiechnął.
- Nigdy nikomu… tylko tobie,
Billy…- wyszeptał.- Przepraszam cię, braciszku… ale zaboli… Spróbuj o tym nie
myśleć… Jestem z tobą…- Dla potwierdzenia swoich słów ścisnął moją dłoń i
ucałował czubki palców.
Rozchylił mocno moje nogi i
umiejscowił się między nimi, zawisając nade mną.
- Kocham cię, Billy…- wyszeptał
mi do ucha.
Ustawił się przy wejściu i
wsunął czubek.
Zarżałem lekko przestraszony.
Złapałem go w panice za ramiona.
- Cichutko…- uspokajał mnie.-
Nic się nie dzieje, kochanie…- Przytulił mnie.
Wsuwał się głębiej milimetr po
milimetrze, patrząc mi w oczy. W moich pojawiało się coraz więcej bólu, z każdą
sekundą. Pisnąłem boleśnie, gdy był już w połowie, ale on trzymał mnie mocno i
nie pozwolił się wyrwać, wsuwając dalej. Poczułem gorące łzy na swoich
policzkach i zaciskałem zęby.
- B-boli…- wyszeptałem,
zaczynając płakać.
Spojrzał na mnie smutno i
zaczął scałowywać łzy z mojej twarzy i całować usta.
- Cii… kochanie… Już… pomogę…
cichutko…
Złączył nasze usta, całując
namiętnie i dotknął mojego przyrodzenia. Zaczął poruszać na nim dłonią w górę i
w dół, zaciskając mocno dłoń. Zaczynałem się rozluźniać, a mój penis budzić się
do życia. Wtedy zaczął wsuwać się dalej.
Sam nie wiem, kiedy jęknąłem
głośno, ale tym razem nie z bólu, lecz z przyjemności. Piekło i bolało,
oczywiście, ale to, co robił Tom z moim przyrodzeniem i językiem w moich ustach
zdecydowanie umiało odwrócić od bólu moją uwagę.
Wsunął się do końca i poczułem
jego jądra, dotykające moich pośladków.
Jęknąłem głośno, a on przytulił
mnie mocniej.
- Boże… Billy… jaki jesteś
cholernie ciasny…- szeptał do mojego ucha, komplementując.- I jesteś taki
piękny, wiesz…? Masz takie jedwabiste włosy i długie nogi… Niejedna dziewczyna
ci ich zazdrości…- Głaskał mnie wszędzie, gdzie sięgnął.
Przyłożył czoło do mojego czoła
i ucałował czule moje wargi.
Zaczął się delikatnie poruszać,
ponownie masując mojego penisa i drażniąc go opuszkami palców i wolnymi
ruchami.
Uniósł moje nogi i oplątał
sobie wokół bioder.
- Tak możesz kontrolować ruchy,
kochanie… Nie chcę, żeby jeszcze bardziej bolało… Byłeś bardzo dzielny,
braciszku… Będę się tobą opiekować…- szeptał cicho, patrząc mi w oczy.
Miał dobry poślizg i wsuwał się
gładko. Jedną dłoń miał na moim przyrodzeniu, a drugą mnie mocno obejmował.
Patrzył mi w oczy i widziałem w nich cały czas niezmienną miłość.
Pozwoliłem mu przyspieszyć i
Tom zaczął jęczeć.
- Ahh… Billy… To jest
niesamowite…
Niespodziewanie zacząłem
odpowiadać na jego ruchy biodrami, unosząc je w rytmie jego pchnięć. Wchodził
we mnie głęboko i mocno. Czułem go całego.
- Tommy…- jęknąłem.- Czuję cię…
- Bo tam jestem…
- Czuję jak rośniesz…-
wyszeptałem.- To takie wspaniałe… ahh…- Drżałem pod jego dotykiem.
Uśmiechnął się i pogłaskał po
głowie.
Pocałował mnie mocno.
- Podoba ci się…- stwierdził
oczywistość.- Zamknij oczy… zobaczysz jak wspaniale…
- Boję się…- wyszeptałem
szczerze jak nigdy i swoich lękach.
- Cii… zamknij… Jak otworzysz,
moje będą otwarte. Nie zamknę swoich…- mówił do mnie czule.
Pokiwałem głową i zamknąłem
oczy, odchylając głowę do tyłu.
Czułem, jak przesuwa się w moim
wnętrzu. Tak dokładnie przylegał do moich ścianek. Był stworzony dla mnie…
idealnie dopasowany…
Tom odczytał moje myśli w
okamgnieniu. Lub też może pomyślał o tym samym…? Jednego byłem pewien. Nasze
umysły były połączone. Odgadywaliśmy swoje myśli.
- Jesteśmy połówkami jednego,
Billy…- wyszeptał.- Idealnie do siebie pasujemy…- Polizał moje wargi, a ja się
oblizałem.
Ruszał się coraz szybciej i
mocniej. Jęczałem głośno jedynie z przyjemności, a on mi równie donośnie
wtórował. I nagle… nagle wydarzyło się coś, czego w ogóle nie przewidywałem.
Krzyknąłem nagle z ogromnej
przyjemności, gdy prąd przeszedł po moim ciele. Dokładnie przez każdy nerw i
mięsień. Wygiąłem się w łuk i jęczałem głośno, zaciskając oczy.
- Cii… Billy…- Uśmiechał się.-
Trafiłem…
- W co…?- wyszeptałem, choć
brakło mi tchu.
- W prostatę…- Pocałował mnie
czule.
Przyspieszył jeszcze bardziej i
teraz bardzo szybko się poruszał i co jakiś czas trafiał w ten magiczny punkt,
a ja za każdym razem wykrzykiwałem głośno. Drapałem plecy Toma i przyciągałem
go bliżej do siebie. Całował mnie raz za razem. Jęczeliśmy nawzajem w swoje
usta.
- Tom… ja… zaraz…- szeptałem.
- Wiem… czuję, kochanie… ja
też…- jęczał.
Przyspieszył do maksimum.
Spiąłem się.
Doszliśmy jednocześnie. On
mocno we mnie, a ja nie słabiej na jego i swój brzuch. Przytulił mnie od razu
mocno, nie wychodząc ze mnie i mnie tulił do swojego torsu.
- Kocham cię, Billy…-
wyszeptał.
- Ja też cię kocham, Tom…
Zasnęliśmy wtuleni w siebie i
połączeni.
Kiedyś dwie dusze rozdzielone
na dwa ciała.
Teraz jedno ciało i jedna
dusza.
Znów byliśmy bliźniakami…
sobota, 20 lipca 2013
40. Keiner weiss, wie's dir geht. Keiner da, der dich versteht.
Drugi i ostatni odcineczek z Austrii! Pełna
czterdziesteczka za nami. Ufff… tyle pracy… Teraz kierujemy swoje kroki do
pięćdziesiąteczki, moi drodzy czytelnicy.
Lilith, parę słów do twojego komentarza… Dziękuje za
szczerą opinię. Wiem, że czytelnicy podzielili się na dwa obozy, co widać po
komentarzach. Postawiłaś twarde argumenty i być może nie będziesz zadowolona z
tego rozdziału… Hmm… Wiesz, szczerze ci powiem, że nawet nie patrzyłam na Billa
z tej perspektywy… Ale wydaje mi się, że… Charakter Billa odzwierciedla mój w
większej części… Jestem egoistką? Może tak… Ale nie gram na uczuciach innych
osób… Czy Bill to robi? Zapewne trochę tak… Sama zobaczysz…
Zapraszam do czytania i komentowania. Betowała Czaki.
~Sinnlos
40. Keiner weiss, wie's dir geht. Keiner da, der dich versteht.
Kolejnego dnia byłem już
silniejszy. Tak czułem. Nie dzwoniłem do Sebastiana, bo postanowiłem nie
kontaktować się z nikim w czasie spotkań z Tomem. Bo ja… naprawdę kochałem swojego brata… I nie
tylko po bratersku… Kochałem go całym sobą i wszystko, co powiedziałem było
prawdą… Zastanawiałem się nawet, czy, gdyby tylko nie poprosił, nie oddałbym mu
się na murku fontanny… Musiałem przemyśleć swoje zachowanie… Byłem gotów zrobić
dla niego bardzo dużo. Wszystko. Zabiłbym dla niego. Zarówno siebie, jak i
kogoś. Wiem to na pewno.
Czułem, jak szaleję. Wiedziałem
to.
Patrzyłem na pustą ścianę
hotelowego pokoju przez wiele godzin.
Z zamyślenie wyrwał mnie
dźwięk, oznaczający przyjście smsa.
Odczytałem go, wziąłem swoje
rzeczy i drżącą ręką otworzyłem drzwi.
Wyszedłem z hotelu i zmierzałem
do celu metrem.
Dotarłem do miejsca. Czułem,
jak odpycha mnie, jakbyśmy byli jednoimiennymi magnezami. Miałem dość. Byłem
wykończony. Moja psychika już sama wiedziała, że jestem u końca mojej drogi.
To był adres mieszkania.
Wszedłem do klatki, potem
odnalazłem właściwy numer i zadzwoniłem dzwonkiem.
Drzwi otworzyły się nagle i
dosłownie czarna rękawica wciągnęła mnie do środka.
W mieszkaniu panowała ciemność.
Prawie nic nie widziałem. Człowiek, który ciągnął mnie za przedramię nie był delikatny, co to to nie. Złapał mnie
tak mocno, że byłem pewien, iż będę mieć siniaki.
Wrzucił mnie do największego
pokoju. Pchnął tak mocno, że wylądowałem na kolana i łokcie z głośnym hukiem,
choć byłem lekki.
Po środku stało palenisko, ale
nie było ognia, tylko kłębił się dym.
- Steve, ty idioto, zabierz go
na balkon! Przecież Dred wyraźnie powiedział, że ma nie mieć styczności z dymem
– mówił jakiś głos. Byłem pewien, że należał do kobiety.
- Kat, zajmij się, kurwo, sobą,
co?!- odwarknął jej.
Usłyszałem szelest i głośne
ciamkanie, łudząco przypominające obciąganie. Nie miałem najmniejszego zamiaru
się odwracać, aby sprawdzić, co robią. To stało się dla mnie oczywiste…
- Ahhh… tak… kurwa! Tak!... –
wykrzykiwał chłopak.- Wracaj tu, pierdolona suko!
Usłyszałem zgłuszone jęki,
które stał się co raz głośniejsze.
- Jeb mnie… słyszysz?! Kurwa,
jeb mnie!- jęczała dziewczyna.
Skuliłem się na podłodze,
wdychając dym i zatkałem uszy. Zwinąłem się w kłębek, ale nic nie mogłem poradzić
na to, że mi stawał od ich odgłosów. I przez to zacząłem płakać. Nie mogłem
sobie po prostu zwalić… nie… nie mówię tak… A więc, nie mogłem się po prostu
masturbować… To dla mnie zdrada wobec Toma. Głupie, gdy pomyśli się o tym, że
on mnie zdradził. I to zapewne nie raz.
Tak więc, kuliłem się na
podłodze, dym szczypał mnie w oczy i zdawał się mieć właściwości kojące i
rozluźniające. Jęki były co raz głośniejsze i wręcz… zwierzęce. Płakałem
głośno, łzy spływały po mojej twarzy. Gdzie ja, kurwa, byłem?!
Nagle w pokoju zrobiło się
jasno. Drzwi się otworzyły i cienki snop światła padł na moją twarz,
oświetlając mnie i moje łzy.
Ktoś wszedł. Usłyszałem odgłosy
uderzeń i dwójka ludzi padła na podłogę obok mnie w kałuży krwi.
Zostałem podciągnięty do góry.
Sparaliżowało mnie ze strachu.
- B-błagam… n-nie bij… ja...
proszę…- płakałem i drżałem w silnych ramionach, które mnie trzymały.
Oczy miałem na pewno
zaczerwienione od płaczu i dymu, który szczypał okropnie.
Spuściłem głowę i naprawdę
czekałem na cios. Byłem gotowy. Wydawało mi się, że jestem.
Zacisnąłem mocno oczy i zęby.
Ale to nie nadeszło.
Zamiast tego zostałem
wyprowadzony na balkon.
- Oddychaj, Bill…- usłyszałem
znajomy głos osoby, która mnie trzymała.
Płakałem głośno, oczy
szczypały. Trzymał mnie prosto, żebym nie upadł i przytulał moje plecy do
torsu.
- Co za pojeby…- warknął.
Odwrócił mnie do siebie przodem
i przytulił mocno.
Otarł mi kciukiem łzy i
przyłożył mi pod oczy na chwilę kostkę lodu.
Syknąłem z zimna. Po chwili
ucałował lodowate miejsca gorącymi w porównaniu wargami.
Pogłaskał mój policzek i
założył włosy za ucho.
- Oddychaj głęboko, Billy…
oddychaj, braciszku…- mówił do mnie czule.- Zajebię skurwieli…
Oddychałem i uspokajałem się.
- T-tom…?- wyszeptałem cicho.
- Słucham, braciszku…?-
przytulił mnie mocno.
- Kim ty, kurwa, jesteś…?-
wyszeptałem to przerażająco spokojnym tonem, co myślę, że sprawiło, że ciarki
mi przeszły po plecach. I mi i jemu. Czułem.
Pocałował mnie w czoło,
zamykając oczy.
Usiadł w fotelu i posadził mnie
sobie na kolanach. Głaskał moje plecy i patrzył na moją twarz.
- Ciekawsze wydaje się, kim ty
myślisz, że jestem…- odrzekł.- Powiesz mi? Może masz rację…
Odchrząknąłem.
- Udajesz człowieka, któremu
wydaje się, że jeśli pobije na moich oczach jakiegoś chłopaka, który był moim
niby przyjacielem, i jeśli zaprowadzi do mieszkania, w którym pali się jakaś
trawka, a ludzie nie mają wstydu i pieprzą się jak zwierzęta na moich oczach,
to przestanę cię kochać.
- Udaję? Twierdzisz, że gram?
To dość ciekawe…- uśmiechnął się.
- Czy ciekawe? Być może. W
każdym razie, udajesz takiego człowieka, choć głęboko wewnątrz siebie wiesz, że
prędzej umrę niż cię znienawidzę. Bo wiesz, że cię kocham. I ciekawe w tym
momencie jest jedynie to, co jesteś w stanie zrobić, bym cię znienawidził i się
nie zabił.
Pokiwał głową.
- Nie wierzę w to, że mnie
jeszcze kochasz, Bill…
- Z jakiego innego powodu bym
tu siedział?
- Żeby mi udowodnić, że nie mam
racji, chociaż ją mam. Nie kochasz mnie.
Zaśmiałem się. Spojrzał na mnie
jak na wariata. Chyba już nim byłem.
- Tom…- nachyliłem się do jego
ucha i szeptałem.- Obaj to wiemy… i ty i ja… kocham cię do szaleństwa. I
właśnie to się teraz dzieje. Szaleję, Tom… przez miłość do ciebie.
- Ty dalej wierzysz w to, że
możemy być po tym wszystkim razem? Ta dziewczyna z salonu, która pieprzyła się
jak to ująłeś… jak zwierzę ze Steve’m ma na imię Katerina i…
- I jest córką przyjaciółki
matki Sebastiana. Słyszałem o niej.
Zrobił wielkie oczy.
- Sebastian wszystko ci
powiedział?- zapytał zdziwiony.
- Dużo. Nie wiem, czy wszystko.
Zamyślił się na chwilę.
- Więc tak naprawdę
przychodzisz tu, wiedząc, co cię czeka… a jednak tu jesteś…- patrzył w dal.
- Bo cię kocham…- wyszeptałem.
Uśmiechnął się.
- Jesteś uparty, Bill.
- Owszem, jestem. Zamierzam cię
odzyskać. Przynajmniej jako brata.
Uśmiechnął się.
- Skoro chcesz odzyskać brata,
to co się tak pieklisz o to, że kogoś przeleciałem?
- Bo to, że chcę odzyskać
brata, nie znaczy, że nie kocham cię tak jak nie powinienem – odparłem.
Spojrzał na zaklejone czarnymi
foliami okno.
- Nawdychałeś się, Billy…-
Pogłaskał moją głowę
Przytulił mnie do siebie.
Czułem się jak mały chłopiec na kolanach ojca.
Głaskał mnie po pleckach i
tulił jak małego, słodkiego kotka.
- Billy… jeśli zadasz mi jedno
pytanie, a ja bym na nie odpowiedział, odpowiedziałbyś równie szczerze na
moje?- odezwał się nagle.
- Oczywiście…- odparłem.
- Więc mi je zadaj…
- Już zadałem. Zapytałem się,
kim jesteś.
Uśmiechnął się.
- Jestem jednym z dowódców
pewnej grupy młodzieży. Jak zauważyłeś niektórzy z nas biorą narkotyki,
handlują nimi, mamy nielegalny burdel… ogólnie mówiąc dużo niedobrego,
braciszku… Napadamy na ludzi, kradniemy… zdarzają się gwałty… Jutro zabiorę cię
do naszego głównego miejsca spotkań… a na czwartek przygotowałem ci specjalne widowisko…
- Wiem o tym wszystkim, Tom.
Sebastian nie owijał w bawełnę. Niektóre sytuacje opisał bardzo dokładnie. Ale
zapytałem się, kim jesteś, a nie, co robisz.- Spojrzałem na niego uważnie.
- Jestem jednym z dowódców tej
organizacji… Odszedłem i powróciłem.
- Nadal mi nie odpowiedziałeś i
doskonale o tym wiesz… Ale skoro odszedłeś, to po co wróciłeś?
- Nie chciałem wracać.
Poprosili mnie o pomoc przy jednym facecie, którego trzeba załatwić. Później
będę mógł odejść. Jestem wolny, nic mnie tu nie trzyma.
Pokiwałem głową i umilkłem,
czekając na jego pytanie. I szczerze się go nie spodziewałem…
- Gdybym poprosił, oddałbyś mi
się teraz?- zapytał.
Zakrztusiłem się własną śliną.
Spojrzałem na niego zdziwiony. Do wyboru miałem tylko dwie odpowiedzi…
- Pod pewnymi warunkami…-
zacząłem.
- Bez żadnych warunków.- Uniósł
brew.
Przełknąłem nerwowo ślinę.
- Tak…- odszepnąłem szczerze.
Otworzył szeroko oczy,
marszcząc czoło.
- Billy…- szepnął i przytulił
mnie mocno.- Dlaczego?
- Bo cię kocham i wiem, że ty
mnie kochasz, i że byś mnie nie wziął – szeptałem.
- Pewny?
- Pewny.
Zbliżył swoje wargi do moich.
Czułem na swoich ustach jego słodki oddech.
- No i masz rację…- wyszeptał.
Nikt nie wie, co czuję… Nie ma nikogo, kto by mnie zrozumiał… Ja po prostu
będę walczyć… Wierząc, że nie wszystko stracone…
Jaki ja byłem głupi…
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)