sobota, 20 lipca 2013

40. Keiner weiss, wie's dir geht. Keiner da, der dich versteht.

Drugi i ostatni odcineczek z Austrii! Pełna czterdziesteczka za nami. Ufff… tyle pracy… Teraz kierujemy swoje kroki do pięćdziesiąteczki, moi drodzy czytelnicy.

Lilith, parę słów do twojego komentarza… Dziękuje za szczerą opinię. Wiem, że czytelnicy podzielili się na dwa obozy, co widać po komentarzach. Postawiłaś twarde argumenty i być może nie będziesz zadowolona z tego rozdziału… Hmm… Wiesz, szczerze ci powiem, że nawet nie patrzyłam na Billa z tej perspektywy… Ale wydaje mi się, że… Charakter Billa odzwierciedla mój w większej części… Jestem egoistką? Może tak… Ale nie gram na uczuciach innych osób… Czy Bill to robi? Zapewne trochę tak… Sama zobaczysz…

Zapraszam do czytania i komentowania. Betowała Czaki.

~Sinnlos

40. Keiner weiss, wie's dir geht. Keiner da, der dich versteht. 

Kolejnego dnia byłem już silniejszy. Tak czułem. Nie dzwoniłem do Sebastiana, bo postanowiłem nie kontaktować się z nikim w czasie spotkań z Tomem.  Bo ja… naprawdę kochałem swojego brata… I nie tylko po bratersku… Kochałem go całym sobą i wszystko, co powiedziałem było prawdą… Zastanawiałem się nawet, czy, gdyby tylko nie poprosił, nie oddałbym mu się na murku fontanny… Musiałem przemyśleć swoje zachowanie… Byłem gotów zrobić dla niego bardzo dużo. Wszystko. Zabiłbym dla niego. Zarówno siebie, jak i kogoś. Wiem to na pewno.
Czułem, jak szaleję. Wiedziałem to.
Patrzyłem na pustą ścianę hotelowego pokoju przez wiele godzin.
Z zamyślenie wyrwał mnie dźwięk, oznaczający przyjście smsa.
Odczytałem go, wziąłem swoje rzeczy i drżącą ręką otworzyłem drzwi.
Wyszedłem z hotelu i zmierzałem do celu metrem.
Dotarłem do miejsca. Czułem, jak odpycha mnie, jakbyśmy byli jednoimiennymi magnezami. Miałem dość. Byłem wykończony. Moja psychika już sama wiedziała, że jestem u końca mojej drogi.
To był adres mieszkania.
Wszedłem do klatki, potem odnalazłem właściwy numer i zadzwoniłem dzwonkiem.
Drzwi otworzyły się nagle i dosłownie czarna rękawica wciągnęła mnie do środka.
W mieszkaniu panowała ciemność. Prawie nic nie widziałem. Człowiek, który ciągnął mnie za przedramię  nie był delikatny, co to to nie. Złapał mnie tak mocno, że byłem pewien, iż będę mieć siniaki.
Wrzucił mnie do największego pokoju. Pchnął tak mocno, że wylądowałem na kolana i łokcie z głośnym hukiem, choć byłem lekki.
Po środku stało palenisko, ale nie było ognia, tylko kłębił się dym.
- Steve, ty idioto, zabierz go na balkon! Przecież Dred wyraźnie powiedział, że ma nie mieć styczności z dymem – mówił jakiś głos. Byłem pewien, że należał do kobiety.
- Kat, zajmij się, kurwo, sobą, co?!- odwarknął jej.
Usłyszałem szelest i głośne ciamkanie, łudząco przypominające obciąganie. Nie miałem najmniejszego zamiaru się odwracać, aby sprawdzić, co robią. To stało się dla mnie oczywiste…
- Ahhh… tak… kurwa! Tak!... – wykrzykiwał chłopak.- Wracaj tu, pierdolona suko!
Usłyszałem zgłuszone jęki, które stał się co raz głośniejsze.
- Jeb mnie… słyszysz?! Kurwa, jeb mnie!- jęczała dziewczyna.
Skuliłem się na podłodze, wdychając dym i zatkałem uszy. Zwinąłem się w kłębek, ale nic nie mogłem poradzić na to, że mi stawał od ich odgłosów. I przez to zacząłem płakać. Nie mogłem sobie po prostu zwalić… nie… nie mówię tak… A więc, nie mogłem się po prostu masturbować… To dla mnie zdrada wobec Toma. Głupie, gdy pomyśli się o tym, że on mnie zdradził. I to zapewne nie raz.
Tak więc, kuliłem się na podłodze, dym szczypał mnie w oczy i zdawał się mieć właściwości kojące i rozluźniające. Jęki były co raz głośniejsze i wręcz… zwierzęce. Płakałem głośno, łzy spływały po mojej twarzy. Gdzie ja, kurwa, byłem?!
Nagle w pokoju zrobiło się jasno. Drzwi się otworzyły i cienki snop światła padł na moją twarz, oświetlając mnie i moje łzy.
Ktoś wszedł. Usłyszałem odgłosy uderzeń i dwójka ludzi padła na podłogę obok mnie w kałuży krwi.
Zostałem podciągnięty do góry.
Sparaliżowało mnie ze strachu.
- B-błagam… n-nie bij… ja... proszę…- płakałem i drżałem w silnych ramionach, które mnie trzymały.
Oczy miałem na pewno zaczerwienione od płaczu i dymu, który szczypał okropnie.
Spuściłem głowę i naprawdę czekałem na cios. Byłem gotowy. Wydawało mi się, że jestem.
Zacisnąłem mocno oczy i zęby. Ale to nie nadeszło.
Zamiast tego zostałem wyprowadzony na balkon.
- Oddychaj, Bill…- usłyszałem znajomy głos osoby, która mnie trzymała.
Płakałem głośno, oczy szczypały. Trzymał mnie prosto, żebym nie upadł i przytulał moje plecy do torsu.
- Co za pojeby…- warknął.
Odwrócił mnie do siebie przodem i przytulił mocno.
Otarł mi kciukiem łzy i przyłożył mi pod oczy na chwilę kostkę lodu.
Syknąłem z zimna. Po chwili ucałował lodowate miejsca gorącymi w porównaniu wargami.
Pogłaskał mój policzek i założył włosy za ucho.
- Oddychaj głęboko, Billy… oddychaj, braciszku…- mówił do mnie czule.- Zajebię skurwieli…
Oddychałem i uspokajałem się.
- T-tom…?- wyszeptałem cicho.
- Słucham, braciszku…?- przytulił mnie mocno.
- Kim ty, kurwa, jesteś…?- wyszeptałem to przerażająco spokojnym tonem, co myślę, że sprawiło, że ciarki mi przeszły po plecach. I mi i jemu. Czułem.
Pocałował mnie w czoło, zamykając oczy.
Usiadł w fotelu i posadził mnie sobie na kolanach. Głaskał moje plecy i patrzył na moją twarz.
- Ciekawsze wydaje się, kim ty myślisz, że jestem…- odrzekł.- Powiesz mi? Może masz rację…
Odchrząknąłem.
- Udajesz człowieka, któremu wydaje się, że jeśli pobije na moich oczach jakiegoś chłopaka, który był moim niby przyjacielem, i jeśli zaprowadzi do mieszkania, w którym pali się jakaś trawka, a ludzie nie mają wstydu i pieprzą się jak zwierzęta na moich oczach, to przestanę cię kochać.
- Udaję? Twierdzisz, że gram? To dość ciekawe…- uśmiechnął się.
- Czy ciekawe? Być może. W każdym razie, udajesz takiego człowieka, choć głęboko wewnątrz siebie wiesz, że prędzej umrę niż cię znienawidzę. Bo wiesz, że cię kocham. I ciekawe w tym momencie jest jedynie to, co jesteś w stanie zrobić, bym cię znienawidził i się nie zabił.
Pokiwał głową.
- Nie wierzę w to, że mnie jeszcze kochasz, Bill…
- Z jakiego innego powodu bym tu siedział?
- Żeby mi udowodnić, że nie mam racji, chociaż ją mam. Nie kochasz mnie.
Zaśmiałem się. Spojrzał na mnie jak na wariata. Chyba już nim byłem.
- Tom…- nachyliłem się do jego ucha i szeptałem.- Obaj to wiemy… i ty i ja… kocham cię do szaleństwa. I właśnie to się teraz dzieje. Szaleję, Tom… przez miłość do ciebie.
- Ty dalej wierzysz w to, że możemy być po tym wszystkim razem? Ta dziewczyna z salonu, która pieprzyła się jak to ująłeś… jak zwierzę ze Steve’m ma na imię Katerina i…
- I jest córką przyjaciółki matki Sebastiana. Słyszałem o niej.
Zrobił wielkie oczy.
- Sebastian wszystko ci powiedział?- zapytał zdziwiony.
- Dużo. Nie wiem, czy wszystko.
Zamyślił się na chwilę.
- Więc tak naprawdę przychodzisz tu, wiedząc, co cię czeka… a jednak tu jesteś…- patrzył w dal.
- Bo cię kocham…- wyszeptałem.
Uśmiechnął się.
- Jesteś uparty, Bill.
- Owszem, jestem. Zamierzam cię odzyskać. Przynajmniej jako brata.
Uśmiechnął się.
- Skoro chcesz odzyskać brata, to co się tak pieklisz o to, że kogoś przeleciałem?
- Bo to, że chcę odzyskać brata, nie znaczy, że nie kocham cię tak jak nie powinienem – odparłem.
Spojrzał na zaklejone czarnymi foliami okno.
- Nawdychałeś się, Billy…- Pogłaskał moją głowę
Przytulił mnie do siebie. Czułem się jak mały chłopiec na kolanach ojca.
Głaskał mnie po pleckach i tulił jak małego, słodkiego kotka.
- Billy… jeśli zadasz mi jedno pytanie, a ja bym na nie odpowiedział, odpowiedziałbyś równie szczerze na moje?- odezwał się nagle.
- Oczywiście…- odparłem.
- Więc mi je zadaj…
- Już zadałem. Zapytałem się, kim jesteś.
Uśmiechnął się.
- Jestem jednym z dowódców pewnej grupy młodzieży. Jak zauważyłeś niektórzy z nas biorą narkotyki, handlują nimi, mamy nielegalny burdel… ogólnie mówiąc dużo niedobrego, braciszku… Napadamy na ludzi, kradniemy… zdarzają się gwałty… Jutro zabiorę cię do naszego głównego miejsca spotkań… a na czwartek przygotowałem ci specjalne widowisko…
- Wiem o tym wszystkim, Tom. Sebastian nie owijał w bawełnę. Niektóre sytuacje opisał bardzo dokładnie. Ale zapytałem się, kim jesteś, a nie, co robisz.- Spojrzałem na niego uważnie.
- Jestem jednym z dowódców tej organizacji… Odszedłem i powróciłem.
- Nadal mi nie odpowiedziałeś i doskonale o tym wiesz… Ale skoro odszedłeś, to po co wróciłeś?
- Nie chciałem wracać. Poprosili mnie o pomoc przy jednym facecie, którego trzeba załatwić. Później będę mógł odejść. Jestem wolny, nic mnie tu nie trzyma.
Pokiwałem głową i umilkłem, czekając na jego pytanie. I szczerze się go nie spodziewałem…
- Gdybym poprosił, oddałbyś mi się teraz?- zapytał.
Zakrztusiłem się własną śliną. Spojrzałem na niego zdziwiony. Do wyboru miałem tylko dwie odpowiedzi…
- Pod pewnymi warunkami…- zacząłem.
- Bez żadnych warunków.- Uniósł brew.
Przełknąłem nerwowo ślinę.
- Tak…- odszepnąłem szczerze.
Otworzył szeroko oczy, marszcząc czoło.
- Billy…- szepnął i przytulił mnie mocno.- Dlaczego?
- Bo cię kocham i wiem, że ty mnie kochasz, i że byś mnie nie wziął – szeptałem.
- Pewny?
- Pewny.
Zbliżył swoje wargi do moich. Czułem na swoich ustach jego słodki oddech.
- No i masz rację…- wyszeptał.

Nikt nie wie, co czuję… Nie ma nikogo, kto by mnie zrozumiał… Ja po prostu będę walczyć… Wierząc, że nie wszystko stracone…


Jaki ja byłem głupi…

5 komentarzy :

  1. Jeju, aż mam łzy w oczach. Po ostatnim zdaniu wiem, że Tom nadal kocha Billa. Tylko czemu tak bardzo dąży do tego, by Bill go znienawidził? Boję się tego "specjalnego widowiska"...
    Czekam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na 28 rozdział: http://ty-i-ja-to-my.blogspot.com :)

      Usuń
    2. Odpisałam na Twój komentarz :)

      Usuń
  2. . . . WRÓCIŁEM!!!!!!!!!! Tatuś przyleciał i dał laptopa zamiast do niego to się przytuliłem do laptopa :) A teraz co do odcinka :) Coraz bliżej sexsu, sexsu i sexsu :) :) :) :) :) Tom jest taki . . . dziwny raz słodki i przesłodzony bleeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee, a innym razem zły i gorzki . . . niech ten chłopak się wreszcie zdecyduje, albo niech ta roczna miesiączka mu minie no poważnie nie zbyt go lubię, bo sam nie wie czego chce jak moja szwagierka i jej ślub . . . o mamo najgorsza rzecz na świecie dla tego nie chce się żenić, bo zwariuje jeden ślub mi wystarczy :) No i :* Hm . . . dym, sex i zapłakany Bill jak ta scena mi się podobała jestem prawdziwym sadystą hihi :) Ja też lubię jak Bill jest ofiarą, ale tylko w tedy, kiedy ktoś pisze, bo sam bardzo dowartościowuje Billa :) To chyba wszystko pozdrawiam Marudek :)
    WRÓCIŁEM!!!!!!!!!!!!!! Hahahahahahahahahaha :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i nie wiem co napisać. ;-; Nie rozumiem Toma, ni cholery. Co on... ma rozdwojenie jaźni? o,O XD Raz jest milusi i w ogóle, a później się okazuje, że należy do jakiegoś popieprzonego gangu. xD Ja nie mogę. xD Czekam na dalszą część. I jak coś, to skomentowałem ostatni rozdział MB. ;)

    Pozdrawiam,
    Illusion.

    OdpowiedzUsuń