środa, 3 lipca 2013

Miłość Boli 1.7

Witam wszystkich! Na wstępie pragnę gorąco podziękować za tak czyny udział w ankiecie! Naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyliście. Kasiaczek i Guren bardzo dziękuję, że czytacie! Illusion, zniknąłeś mi jakoś :) Nikola, wiem, że ciężko przebrnąć przez tyle rozdziałów, więc cierpliwie czekam na Twoją opinię. Zapraszam do czytania, kochani! I komentowania, chociaż wiem, że ciężko Wam komentować to opowiadanie. Betowała Czaki.

~Sinnlos

Miłość Boli 1.7

Aaaa – teraźniejszość
Bbb – parę dni wcześniej
Cccc – wspomnienie


Usiadłem przy stole po powrocie z agencji. Spojrzałem niespokojnie na całkowity porządek w kuchni. Że niby Tom sprząta? Do reszty zwariował?
Musiałem się spakować na wyjazd do cholernych Indii. I podjąć jeszcze jedną decyzję. I to dość szybko. W końcu, jeśli chciałem go zabrać ze sobą, musiałem powiedzieć mu wcześniej, niż godzinę przed wylotem… Kurwa!
A właściwie, to czemu tak nie zrobić? Powiedzieć i udać głupiego, że nie wiedziałem, która godzina… Nie, to głupie… W końcu troszkę chciałem, żeby pojechał ze mną… No, troszkę więcej… Dobra, kurwa, no aż mnie nosiło! Byłem gotów sam go spakować i wcisnąć do taksówki, gdyby chociaż zaczął kręcić nosem!
Nie! Wróć! Przecież to on chciał zawsze ze mną być. Czyli to on powinien mnie błagać, żebym go zabrał! Ale przecież nie podejdę o niego i nie powiem coś w stylu: ‘Mogę (i cholernie chcę) cię zabrać do Indii, ale musisz mnie błagać na kolanach’.
Bezsens.
Tom wyszedł z łazienki, wycierając w ręcznik warkoczyki, a w biodrach przepasany innym.
Kurwa… No i co ja mam teraz zrobić?
Przełknąłem ślinę i przygryzłem wargę, mierząc dokładnie całe jego ciało. Idealne. Moje. I znałem je na pamięć. Choć poznawałem zaledwie jedną noc…


Weszliśmy do agencji ramię w ramię i poszliśmy do windy.
Nad ranem żaden z nas nie skomentował wydarzeń z nocy. Ani mojej pobudki na nim, ani jego śmiałej propozycji. Za to doskonale pamiętał o tym, co mam mu udowodnić. A i ja pamiętałem swoje obawy…
Gdy wysiedliśmy z windy, od razu wpadł ktoś na mnie.
- I jak, kurwa, leziesz?! - warknąłem i odepchnąłem od siebie chłopaka, który nosił kawę.
Ten się poryczał i uciekł z miejsca zdarzenia. Dobrze, że nie niósł gorącego, czarnego napoju! Rozszarpałbym go normalnie… Miałem swoje ulubione spodnie!
Tom nie skomentował, jedynie przyglądał się z uśmiechem.
- Zawsze tak gadałeś do ludzi… - powiedział w końcu. - To jesteś stary ‘ty’…
Taa… To byłem stary ‘ja’…

Otarłem krew z wargi i wyszedłem z łazienki, aby podążyć na lekcje.
Wychodziłem akurat zza rogu i wpadłem na kogoś.
- I jak, kurwa, leziesz?! - warknąłem i podniosłem z ziemi zeszyt od biologii.
Podniosłem wzrok na dziewczynę, która na mnie wpadła.
- Sorry… - uśmiechnęła się. - Jestem tu nowa i szukam klasy… Mógłbyś mi powiedzieć, gdzie się znajduje?
Westchnąłem.
- Gdzie masz lekcje? - zapytałem w końcu.
- Biologia w 39…
Wywróciłem oczami.
- Jesteśmy razem w klasie… - Westchnąłem ponownie i zacząłem iść.
Poszła za mną.
- A… jak masz na imię? - zadała pytanie.
- Bill. Bill Kaulitz – odpowiedziałem.
- Ja jestem Roxann Schmerz. - Uśmiechnęła się.
Uścisnęliśmy sobie dłonie i podążyliśmy do klasy.
Roxy była ode mnie (od nas) młodsza dokładnie o jeden miesiąc. Miała długie włosy. Były pokręcone w pierścionki i miały barwę orzecha laskowego. Lśniły złoto w słońcu i śmiesznie podrygiwały, gdy się poruszała. Były jak sprężynki. Opadały jej na twarz, gdy się śmiała. Miała zielone oczy. Ale takie… inne zielone… Były jakby trochę szarawe i zawsze błyszczały. Często zdawało się, że są szkarłatne, albo że są koralikami, a nie oczami. Była niższa ode mnie o głowę i nosiła o jeden większy rozmiar ode mnie. Miała jasną karnację i gładką skórę, delikatną w dotyku. Na policzkach miała po kilka piegów, które dodawały jej uroku. Wiecznie się uśmiechała i wprowadzała pozytywną energię do pomieszczenia.
I miała tylko jedną poważną wadę…

Zmrużyłem oczy i podążyłem do studia fotograficznego, które należało tylko do mnie i mojej ekipy. Mój kawałek całej agencji, w którym to ja ustalałem zasady i to mnie się słuchano, a nie ja kogoś.
Wszedłem z rozmachem i z przyzwyczajenia trzasnąłem drzwiami, więc Tom może się cieszyć, że nimi nie dostał…
Wpadłem do kuchni, gdzie wszyscy siedzieli.
Wyciągnąłem delikatną dłoń, a Carlos od razu podał mi świeżą kawę. Tak, ten asystent fotografa, którego oblałem czarnym napojem był zdecydowanie pomocny.
- To samo dla mojego bliźniaka… - Wskazałem podbródkiem na brata. - To jest Tom.
Moja makijażystka – Nancy – zmierzyła go wzrokiem od góry do dołu.
- To ten, co tak opowiadałeś, że tęsknisz za nim? - zapytała w końcu.
Nie no, dzięki, Nancy! Jesteś bardzo pomocna, nie ma co!
Zmroziłem ją wzrokiem i chyba sama zrozumiała, że trzeba było siedzieć cicho.
- To jest Nancy, makijażystka. Obok niej siedzi Anna, moja stylista. To jest Carlos, asystent fotografa. A tam na kanapie ci, co się tak miziają, po lewej to Herman, mój fotograf, a po prawej mój agent – Chris. Są razem od pięciu lat… - doszły nas odgłosy cmokania. - Kurwa, Chris! - wrzasnąłem. Natychmiast się obudzili. - Niech Herman zajmie się Carlosem. Biednemu stoi dęba. - Spojrzałem na krocze asystenta, a ten się spalił ze wstydu.
- Kurwa, Bill… - mruknął Herman. - Toż to mój brat! - obruszył się.
Uśmiechnąłem się znacząco do Toma.
- Co chyba nie znaczy, że braciszek Carlos nie ma ochoty na braciszka Hermana… Co nie? - Podszedłem do asystenta i przyłożyłem rękę do jego krocza, patrząc prosto w oczy Tomowi.
Ścisnąłem, a Carlos jęknął. Tom ciężko przełknął ślinę.
Anna i Nancy wyszły przygotować kreacje. Została piątka facetów.
- Zostaw go, kurwo! - krzyknął Herman.
Usłyszałem dziwny, głuchy odgłos, więc odwróciłem się, aby zobaczyć, co się stało.
Tom pocierał pięść, a Herman trzymał się za szczękę. Fakty razem szybko się poskładały.
- T - Tom… - wyszeptałem zaskoczony. Zostawiłem Carlosa i podszedłem do brata. - Dlaczego go uderzyłeś…?
- To za ‘kurwę’… - mruknął rozeźlony.
Poczułem ciepło w serduchu. Bardzo przyjemnie i znajome.
Złapałem jego dłoń i przyłożyłem do ust, całując lekko zaczerwienione kostki.
- Tu większość mnie tak nazywa, Tommy… - szepnąłem.
- Ja na to nie pozwolę – powiedział i pociągnął mnie do bocznego pomieszczenia, w którym była garderoba.
Posadził mnie na kanapie i usiadł obok mnie.
- Przestań odwalać te szopki, Bill… Jestem twoim bratem, czy ci się to podoba, czy nie i mnie nie okłamiesz… Przecież wiesz… - Splótł palce naszych dłoni.
Zamilkłem i nie zaprotestowałem nawet, gdy objął mnie ramieniem i przytulił.
Pocałował mnie w skroń.
- Przyznaj, że udajesz… Chociaż w części… Że jest tam mój Billy… - dotknął mojego serca.
- Jest… - wyszeptałem cichutko.
Uśmiechnął się i wziął mnie na ręce, aby posadzić sobie na kolana okrakiem.
Połączył nasze usta w czułym pocałunku.
Pogłaskał mój policzek i ucałował czoło.
- Co cię najbardziej zabolało przez te wszystkie lata…? - zapytał.
- Ty… - odpowiedziałem szczerze.
Przełknął ciężko ślinę.
- A oprócz mnie? Jaki moment najbardziej zapadł ci w pamięć?

- Gdy straciłem Roxann… - wyszeptałem bez zastanowienia. Najszersza prawda.

4 komentarze :

  1. to będzie fajny komentarz, bo . . . słucham czarnej mszy i jest u nas sąsiadka czyli u mnie, a teraz komentarz . . . to było przecudowne, niesamowite, ulubione, zakochałem się w tym, a ta gejowska para jest taka sweet ulalala robi się gorąco :D ciekaw jest co z tą roxsi i kiedy seksik? Pytam się kiedy będzie coś gorącego? Czekam! Pozdrawiam
    Marudek:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie dziękować nie musisz :) Od razu pokochałam Twoje opowiadanie i niecierpliwie czekam na kolejne rozdziały :)
    A co do tego odcinka, to jak zwykle cudowny. Bill chyba zaczyna się tak jakby otwierać i być szczerym wobec Toma. Tylko Tom nie da w mordę każdemu, kto źle odezwie się do Billa. Ale i tak podobało mi się to :D
    Co znaczy, że stracił Roxann?
    Czekam. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Na blogu mała informacja: http://ty-i-ja-to-my.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jako, że czytanie SH-SWD na pewno zajmie mi więcej czasu, bo raz, że jest dłuższe, a dwa, że ostatnio kompletnie nie mam czasu na czytanie, postanowiłam przeczytać i skomentować MB. Poszło mi bardzo szybko i przede wszystkim muszę powiedzieć, że... dostrzegam u Ciebie talent do pisania. Duży talent i wspaniałą wyobraźnię. To, co piszesz, Sinnlos, jest przemyślane i dopracowane. Czytelnik poznaje wydarzenia nie tylko z wypowiedzi bohaterów czy opisów, ale też pozwalasz na cofnięcie się w czasie i przeżycie wszystkiego tak, jakby miało to miejsce tu i teraz. Bardzo cenię sobie teksty, w których bohaterowie mają przeszłość. Wtedy wiadomo, że nie pojawili się znikąd, a ich teraźniejszość wynika z tego, co przeżyli kiedyś. U Ciebie, tutaj w MB, jest to idealnie zarysowane.
    Ponadto podoba mi się narracja. Jest konkretna, przemyślana, uczuciowa tam gdzie trzeba, ale i zimna w odpowiednich miejscach. Świetnie radzisz sobie z kreowaniem postaci Billa (mówię tu o Billu, ponieważ jest najbardziej wyrazistym charakterem i wszystko dzieje się z jego punktu widzenia). Oprócz tego całość przesycona jest delikatną tajemniczością. Do uczuć bohaterów czytelnik musi podejść z dystansem, a cała akcja jest spójnie i logicznie zbudowana.
    Chwalę sobie takie opowiadania i autorów z talentem, wyobraźnią i pasją. Ty należysz do takich autorów i Twoja twórczość wciąga. To ogromny atut! Wzruszasz, powodujesz uśmiech na twarzy i skłaniasz do refleksji Czego chcieć więcej? Chyba tylko tego, byś nigdy nie przestawała.
    Dziękuję Ci za to, co stworzyłaś do tej pory. Miej siłę i wenę, by pisać jak najwięcej, a ja będę Cię w tym wspierać, bo widzę potencjał nieprzeciętny! Jesteś świetna w tym, co robisz, Sinnlos. Mogę Ci też powiedzieć na ucho, że powoli kradniesz mi serce. Gratuluję. Niewielu się to udało ;)

    Pozdrawiam z głębi serducha,
    Nikola.

    P.S. Dziękuję za cudowne słowa pozostawione przez Ciebie u mnie. Uśmiech nie potrafi zejść z mojej twarzy. Jesteś kochana!

    OdpowiedzUsuń