Dobra…
Jestem szalona i w ogóle, wiem… Z okazji dnia dziecka [ choć dzieci, oczywiście nie powinny tego czytać ;) ] wrzucam oba opowiadania.
Ale, jak pod oboma nie zobaczę komentarzy, to przez tydzień nie macie tu po co
zaglądać! Hihi… Nie, na serio mówię. Mam kamienny wyraz twarzy i w ogóle. Ten
odcinek z dedykacją dla Illusion, żeby się nie złościł, ze taki krótkie
odcinki. Betowała Czaki.
~Sinnlos
33. Der Blick zurück ist
Schwarz.
Następnego
dnia wstałem o piątej rano. Ogarnąłem się w ciągu pół godziny. Na śniadanie
zjadłem jednego tosta. Wziąłem wcześniej przygotowaną walizkę i wyszedłem przed
dom, gdzie właśnie podjeżdżał samochód Geo. Miałem ze sobą wszystkie dokumenty,
jakie mogły być potrzebne, w tym akt urodzenia. Gordon odblokował mi kartę,
żebyśmy mogli mieszkać w jakimś hotelu. Pożegnałem się z mamą i ojczymem
poprzedniego dnia wieczorem. Teraz byłem gotowy na podróż.
Wsiadłem
do samochodu z tyłu i od razu ruszyliśmy w drogę.
Gus
jeszcze trochę spał i ja również uciąłem komara. Takiego na pół godzinki.
Mimo
wczesnej pory zdecydowaliśmy się skontaktować się z Jostem. Oczywiście, byliśmy
przygotowani na to, że nas zabije za zbudzenie. Geo zadzwonił wykorzystując
zestaw głośnomówiący.
-
Hmm… - mruknął nasz zaspany menager.
Teraz
to się zacznie…
-
David, mamy sprawę - zacząłem, wiedząc, że to ja mam gadać.
-
Kurwa, Bill! - Ożywił się nagle. - Wiesz, która godzina?! - Westchnął. - No
dobra… I tak miałem wam powiedzieć, żebyście przyszli dzisiaj do studia…
- Nie
przyjdziemy - odpowiedziałem pewnym siebie głosem.
- Jak
to NIE przyjdziecie?! - Nie ukrywał irytacji i zdziwienia.
No i
opowiedziałem mu o wszystkim. Od początku do końca. O całym lipcu, który był
jak wyjęty z najkoszmarniejszego horroru.
- I
dopiero teraz mi mówicie, że Tom wyjechał? Po trzech tygodniach?! - Wkurzył
się.
-
Dobra, David, uspokój się. - Włączył się Georg. - Doskonale wiesz, że to nie
było dla Billa łatwe. Mocno schudł i do nikogo się nie odzywał. Odpuść już. -
Jost jakby usłuchał i nic nie powiedział. - Masz może adres ojca Toma?
Myślał
przez chwilę i szeleścił jakimiś papierami.
-
Niestety nie… - powiedział w końcu. - Postaram się wpaść na jakiś trop… -
westchnął. - Uważajcie na siebie i powodzenia. Jakby co, dzwońcie. - Rozłączył
się.
Nastała
chwila ciszy, którą przerwałem.
-
Nawet nieźle to przyjął.
-
Wydaj mi się, że się o nas martwi… - Gus się zamyślił.
- W
każdym razie, musimy ustalić, gdzie zaczniemy poszukiwania - wtrącił Geo.
Trochę
myśleliśmy, ale ostatecznie zgodziliśmy się, że najpierw znajdziemy jakiś
hotel. W sumie, to zdecydowaliśmy się na ten, w którym zawsze spałem, gdy
miałem kilkudniowe sesje.
Zajechaliśmy
pod budynek i chłopacy zajęli się bagażami, a ja poszedłem załatwić pokoje.
Dwie dwójki. Jedna dla chłopaków, druga dla mnie, bo nie było jedynek.
Rozpakowaliśmy
swoje rzeczy, jakby przeczuwając, że zostaniemy tu na dłużej.
Georg
chciał odpocząć chwilę po jeździe, w czego rezultacie zasnął, ale ja nie mogłem
czekać. Złapałem za torebkę, okulary przeciwsłoneczne i o dziewiątej rano
wyszedłem z hotelu.
Znałem
Berlin dość dobrze, więc nie miałem żadnego problemu w odnalezieniu się.
Komunikacja miejska posłużyła mi za transport i w ten sposób dostałem się do
centrum miasta, gdzie…
…
spotkało mnie coś dziwnego, miłego i zaskakującego.
Poczułem
pukanie w ramię, co sprawiło, że się odwróciłem i zdjąłem jednocześnie okulary.
-
Jjjeejjj… - wyjąkała jakaś blondynka, która na pewno nie miała więcej, niż
piętnaście lat. - Ty jesteś Bill Kaulitz? - zapytała.
-
Tak. - Uniosłem brwi w skonsternowaniu.
Skąd
ona mnie znała? Taaa… Moje pierwsze myśli były dość naiwne. Przecież to oczywiste,
że mogła mnie znać.
-
Dasz mi autograf? - zadała kolejne pytanie z ogromną nadzieją. Zarówno w głosie,
jak i w błękitnych oczach.
-
Jasne. - Uśmiechnąłem się przyjaźnie.
Poczułem
się taki… doceniony. To było to, na co pracowaliśmy od początku gimnazjum. Na
sławę.
Podała
mi długopis i wyciągnęła jakiś pomarańczowy notes.
Złożyłem
tam (jeszcze) niewyćwiczony podpis, a ona się uśmiechnęła.
- I
jeszcze… mógłbyś jeszcze tu? - Wyciągnęła z torebki naszą płytę Schrei.
Ponownie
się podpisałem, a ona wyglądała na wdzięczną, szczęśliwą i onieśmieloną.
Rany…
Mój pierwszy autograf…
-
Dzięki… - wyszeptała. - Macie świetne piosenki i… i kocham twój głos… i… i w
ogóle to wspaniała fryzura… - Uśmiechnęła się szeroko i odeszła.
WOW…
Tylko to przychodziło mi do głowy. Cieszyłem się w środku jak małe dziecko.
Chciałem natychmiast powiedzieć o tym Geo i Gustavowi i…
Taaa…
Właśnie. Tomowi. A więc dobry nastrój wyleciał ze mnie równie szybko, co się
pojawił dokładnie wtedy, gdy przypomniałem sobie, co robię w Berlinie.
Stałem
na środku jakiegoś placu i myślałem,
gdzie iść.
Kurwa,
no, zajebię kiedy tego Luc’a, no!!!
Znów
poczułem złość. Na siebie, nie niego, na cały świat. Że się na mnie cholernie
uwziął.
-
Scheisse… - mruknąłem pod nosem i rozłożyłem, zakupioną w kiosku, mapę Berlina.
Gdzie
powinienem zacząć?
Ojciec
Toma (no bo przecież nie powiem, że mój, czy nasz… no, nie?) miał być na
jakiejś rehabilitacji po tym swoim wypadku. Może, gdybym trafił do właściwego
ośrodka, on by tam jeszcze był, albo przynajmniej mieliby jego dane osobowe,
czy coś…
Udałem
się więc do najbliższej kafejki internetowej, gdzie wyszukałem i wypisałem
wszystkie ośrodki rehabilitacyjne. Nie miałem pojęcia, co dokładnie było
Jorgowi (chyba mogę go nazywać po imieniu, nie?) i do jakiej specjalistycznej
kliniki się udał.
Miałem
jakieś osiem adresów, porozrzucanych po całym mieście. Do wszystkich musiałem
dotrzeć.
Zadzwonił
telefon. Gustav. Odebrałem.
-
Bill, gdzie ty jesteś? Nie ma cię w pokoju? - Zaczął jak zawsze od pytań i
troskliwego głosu.
-
Spokojnie, Gus - powiedziałem cicho, nie chcąc przeszkadzać innym internautom. -
Jestem w… - zastanowiłem się. - No w każdym razie nie ma mnie w hotelu. Jestem
gdzieś w mieście. Próbuję złapać trop.
- I
jak ci idzie?- Raczej powątpiewał w jakiekolwiek postępy.
-
Zebrałem adresy jakichś klinik rehabilitacyjnych. Sprawdzę je wszystkie. Być
może Jorg jeszcze nie wyszedł. Co prawda minęły cztery miesiące, ale może jest
jeszcze jakaś szansa… - westchnąłem. - Jesteśmy w Berlinie. Nie można się tu po
prostu rozpłynąć. Każdy zostawia ślady.
-
Prześlij nam połowę z tych adresów i weźmiemy je na siebie.
-
Dobra, zaraz wam wyślę. Cześć.
Wyłączyłem
się i wysłałem im cztery adresy, które znajdowały się najdalej od centrum.
Na
celownik wziąłem klinikę, która znajdowała się jedynie parę przecznic dalej.
W
środku pachniało tym specyficznym, szpitalnym zapachem. Był okropny.
Podszedłem
do recepcji, a młoda blondynka dziwnie zmierzyła mnie wzrokiem.
-
Dzień dobry - zacząłem. - Mam na imię Bill Kaulitz. Mój ojciec znajduje się lub
przebywał w jednej z klinik rehabilitacyjnych. Miał wypadek pod koniec marca i
chciałem go znaleźć. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że jest moim ojcem.
- Jak
się nazywa?
-
Jorg Kaulitz.
Wpisała
coś do komputera.
Przekrzywiła
lekko głowę.
- Nie
było go u nas - powiedziała. - Ale jestem w stanie powiedzieć, gdzie jest -
dodała.
Oczy
mi zabłysły.
-
Potrzebuję tylko potwierdzenia, że jest pan osobą, za którą się podaje.
Pokiwałem
lekko głową.
Wyjąłem
z torebki swój akt urodzenia i położyłem na ladzie.
Przeleciała
szybko wzrokiem po nazwiskach i uśmiechnęła się przyjaźnie.
Zapisała
coś na karteczce i mi ją podsunęła.
-
Proszę bardzo. Tam jest pana ojciec.
-
Bardzo pani dziękuję. - Oczy mi iskrzyły.
- Nie
ma za co. - Uśmiechnęła się ponownie.
Schowałem
wszystko do torby i wyjąłem telefon. Wybrałem numer Geo.
- No
co tam? - Odebrał.
-
Znalazłem go! - wykrzyknąłem. - Zaraz wyślę wam adres i spotkamy się na
miejscu.
- Nie
no, ty chyba żartujesz… - Zaśmiał się.
-
Nie, kurwa, nigdy nie będę żartować na ten temat. - Mój ton zmienił się
diametralnie.
-
Spokojnie, Gwiazdeczko… Podjedziemy po ciebie, Bill. Gdzie jesteś?
Podałem
mu adres i wyszedłem na parking, gdzie czekałem po latarnią.
Tupałem
nerwowo nogą, nieświadomie w rytm Der letzte
Tag. Oddychałem szybko, nie mogąc się uspokoić.
W
życiu się tak nie denerwowałem. Za chwilę miałem spotkać ojca Toma (no,
poniekąd też mojego).
Kurwa
mać!
Spoglądam
za siebie. Jest tam czarno. Teraz może być już tylko lepiej.
Z ojcem Toma? Kurwa Bill ty leć do Toma po sex . . . A no tak pokłócili się . . . nie fajnie :( Naprawić i dodać odcinek miłości :) Pozdrawiam hihi
OdpowiedzUsuńHmm... Ciekawe, co wyniesie z tego spotkania z ojcem... Obawiam się najgorszego, uch. Ale ja jak zwykle przed oczami mam czarne scenariusze, modlę się teraz, by się one nie spełniły.
OdpowiedzUsuńUch, chciałabym, żeby było z powrotem dobrze, cho niestety obawiam się, że to niemożliwe, skoro mówiłaś, że Tom się zmieni... Tej zmiany boję się chyba najbardziej. Och...
Weny i daj nam szybciutko kolejne rozdziały, bo ja bez tego opowiadania nie przeżyję! ♥
Hahahah, dziękuję, za dedykację. :D Ale i tak nie przestanę narzekać, że jest za krótko. No bo jest! xDD Fajnie, że Bill znalazł adres kliniki do ojca, może w ten sposób uda mu się także odnaleźć Toma, o ile ten wrócił do swego domu... Swoją drogą, Bill dziwnie się trochę zachowuje. o.O I ten... I nie wiem co jeszcze napisać. xD Dawaj szybko następną notkę! Weny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Illusion.