No i…
spóźniony prezent z okazji Dnia Dziecka… Bardzo was przepraszam, gapa ze mnie.
Odcinek dedykowany… Największej Marudzie świata. Już ty wiesz, że to o Tobie ;*
Dziękuję za komentarze pod wszystkimi postami, bo to cholernie miłe, naprawdę…
A teraz zapraszam do lektury. Betowała Czaki.
Miłość Boli 1.4
Aaaa - teraźniejszość
Bbb – parę dni
wcześniej
Cccc – wspomnienie
Wyszedłem spod lodowatego
prysznica.
Przejechałem palcami po lustrze
w łazience. Obrysowałem kształt własnej twarzy. Twarzy idealnej, wyćwiczonej,
bez skazy. Twarzy mistrza aktorstwa, kombinatorstwa, złośliwości. Twarzy
zmęczonej życiem, które i tak nie trwało długo do tej pory.
Twarz człowieka
dwudziestoczteroletniego powinna tryskać szczęściem, optymizmem, a nie
sarkazmem i cynizmem.
Moje usta… całowały go… z
miłością… Moje oczy… wpatrywały się w niego… z miłością… Mój nos… wdychał jego
zapach… i robił to… z miłości…
Zobaczyłem go z odbiciu
lustrzanym. Stał, opierając się o futrynę i obserwował mnie. Jego wzrok był
smutny, jakby wiedział, o czym myślę. A może wiedział? Przecież nie tak trudno
z moich oczu wyczytać, że myślę o błędzie… Który mógł nim być lub nie…
I to właśnie nad tym myślałem.
Poprzez odbicie lustrzane patrzyłem prosto w jego oczy. Były identyczne, jak
moje… Płynna czekolada, od której byłem uzależniony… I w obliczu tego faktu
moje rozmyślenia stały się nieważne. Jakie miało znaczenie, czy popełniłem
błąd, czy nie, skoro i tak byłem od niego uzależniony… Nie umiałem się uwolnić…
I co gorsze… chyba nie chciałem…
- Bill…?- szepnął i sprowadził
mnie tym samym na ziemię.
Odwróciłem się i spojrzałem w
jego oczy teraz bez żadnych pośredników.
- Wracaj do łóżka… jest bardzo
wcześnie…- Na potwierdzenie swoich słów ziewnął.
Pokręciłem przecząco głową.
- Pracuję, Tom…- odpowiedziałem
i wyminąłem go w drzwiach, kierując się do garderoby.
Otworzyłem ogromną szafę i nie
patrzyłem nawet na to, co ubieram. Wszystko zawsze jakoś do siebie pasowało.
Nigdy nie zwracałem większej uwagi na kolory… Zawsze wyglądałem idealnie…
Zawsze w to wierzyłem… Dopóki się nie sparzyłem…
Przemierzałem nowe rurki,
oglądając się z każdej strony w lustrze. Były cudowne, bardzo mi się podobały i
leżały na mnie idealnie. Uśmiechałem się delikatnie do swojego odbicia i
trzymając za wieszaki, przymierzałem w powietrzu koszulki. Wtedy kolory były
ważne.
Nagle do mojego pokoju wpadła
Margaret. Śmierdziała i była zalana w trupa. Była ubrana w… Albo raczej była
rozebrana do bielizny w cekiny, która błyszczała brokatem. Wyzywająco czerwona.
Czy to był dzień, w którym znienawidziłem ten kolor? Całkiem możliwe…
Szybko wybrałem wtedy koszulkę.
Ubrałem czarną, żeby nie wybrać czerwonej.
Zamknąłem oczy i nie odwróciłem
się w jej kierunku.
- Co, pedale…?- Zaśmiała się i
zatoczyła na mój fotel.- Stroisz się jak baba… Widzisz? Ja nie mam problemu z
ubraniem się.- Wskazała na siebie.
- Raczej z rozebraniem się –
poprawiłem ją.- Jesteś prawie naga i pijana.
Prychnęła.
- To chyba oczywiste, Billy…-
Uśmiechnęła się złośliwie.- Pewnie już się o tym, pedale, dowiedziałeś, albo
dopiero dowiesz, ale bez ubrań łatwiej rozkłada się nogi…- Zachichotała, a mnie
wywróciło się w żołądku.
Spojrzałem na nią wściekle.
- Jak w ogóle masz czelność
przychodzić do Toma prosto od niego?!- warknąłem.
- Zamknij się, kurwo! Tom ma
dużo kasy i dach nad głową… To Jason ma większego…- Zachichotała, a ja
odwróciłem głowę, słuchając tego. Mówiła o moim bracie… Wstała i podeszła do
mnie chwiejnym krokiem.- Każda dziwka jest suką, Bill… Nie każda suka jest
dziwką… Ty jesteś posłuszną suczką, pedałku.- Uśmiechnęła się szeroko.- Ale
sądząc po twoim ubiorze, do dziwki też już ci niedaleko.- Zaskrzeczała.-
Jasonowi byś się spodobał… Byłabym trochę zazdrosna… ale ostatecznie, chętnie
bym popatrzyła, jak jego ogromny penis zanurza się w twoich ciepłych
zwieraczach…- wysyczała mi do ucha.
Zrobiłem się cały czerwony, a
ona wyparadowała z mojego pokoju kręcąc tyłkiem w skąpych stringach.
Rozpłakałem się wtedy… Ona
właśnie powiedziała, że chce zobaczyć, jak jej alfons będzie mnie gwałcić…
Psychopatka… I miała Toma po swojej stronie…
Ściągnąłem z siebie szybko
ubranie i założył jakieś ogromne dresy…
Położyłem
się do łóżka i powiedziałem, że ma sobie przynieść drugą kołdrę z hallu. Nie
śmiał protestować.
Przytulił
się do moich pleców, a ja zgasiłem lampkę.
-
Opowiedz mi, co robisz, Billy… Jak żyjesz…- wyszeptał.
Dlaczego
miałem mu opowiadać? Mogłem być cały czas złośliwy i mówić, że gdyby nie
odszedł, to by wiedział. Czy rzeczywiście chciałem to odbudować? Zapewne… tak…
-
Jestem modelem – odparłem krótko.
-
Zawsze interesowałeś się modą…- stwierdził.- To dla kogo pracujesz? Znany jakiś
przynajmniej?
Zmrużyłem
oczy. Jakiś znany… Już ja mu pokarzę!
-
Zanim dzisiaj wtargnąłeś do mojego życia, zastanawiałem się, czy wolę otwierać,
czy zamykać pokaz dla Dior’a… Ale teraz tak myślę… Napiszę do agenta, że jednak
otworzę…- Myślałem na głos.
Zamilkł.
To oczywiste. Tego oczekiwałem.
Złapałem
za telefon u wystukałem maila.
-
Odsuń się ode mnie, Tom – powiedziałem.
Czy
przeszkadzała mi jego obecność? Chyba… tak. Nie czułem już obrzydzenia, ale za
to urazę. Gardziłem nim. Zmieniłem się przez niego. I nigdy mnie nie odzyska w
takiej formie, w jakiej mnie zostawił. Miłość boli… trzeba płacić za swoje
błędy.
Odsunął
się, ale nie wytrzymał z trzymaniem gęby na kłódkę.
-
Dlaczego…?- zapytał szeptam.
- Bo
mnie wkurwiasz – odpowiedziałem. Może nie dokładnie to, co miałem na myśli, ale
to i tak jedno i to samo…
-
Bill, przepraszam cię, no… Nie mam możliwości cofnięcia czasu… gdybym miał, na
pewno postąpiłbym inaczej…
- A
ja nie. Nigdy nie cofnąłbym czasu. Dzięki temu wiem, jakim jesteś skurwysynem,
Tom – powiedziałem spokojnym, lodowatym głosem.
Zamilkł.
Znowu. I co innego miał zrobić? Był moim bliźniakiem i doskonale wiedział, że
moje serce w połowie go kocha, a w połowie nienawidzi. Tylko, że ta pierwsza
połowa siedzi bardzo głęboko we mnie i jej głosik jest za cichy, bym mógł go
usłuchać.
Odwrócił
się na drugi bok i wtulił w poduszkę.
-
Dobranoc, Bill… - wyszeptał nie kryjąc bólu w głosie.
I
gówno mnie to obchodzi!
Noc
minęła spokojnie. Nie dręczył mnie żaden koszmar. I podświadomie czułem, że to
dlatego, iż on jest obok mnie. Że jeden z moich koszmarów przeszedł do
rzeczywistości i już nie musi nękać mnie w nocy. Sen na jawie…
Obudził
mnie zapach tostów i jajek. Zwlekłem się z łóżka i naciągnąłem na siebie
szlafrok z jedwabiu, po czym podążyłem w stronę kuchni.
-
Świeża kawa, książę…- podał mi kubek z gorącą, czarną cieczą.
-
Dziękuję – odrzekłem i usiadłem przy jednym ze stołków barowych przy ladzie.
-
Podziękowałeś mi… - zauważył.
-
Zrobiłeś mi kawę, choć nie musiałeś, więc uznałem, że należy podziękować –
odparłem, patrząc na niego uważnie.- Jeśli masz zamiar być taki podejrzliwy,
następnym razem pięć razy się zastanowię…
- Nie
ma za co.- Poklepał mnie po ramieniu i postawił talerz z jajecznicą.- Wciąż
jesteś wegetarianinem?
Zmarszczył
brwi.
-
Oczywiście, że tak! A ty?- zapytałem obawiając się odpowiedzi. Że niby miałem
całować człowieka, który jadł… mięso?
- Ja
też… ile to już będzie? Z jakieś piętnaście lat, nie?
- Um…
chyba tak…- Wzruszyłem ramionami i wgryzłem się w tosta.
Usiadł
obok mnie i oparł się o blat, przyglądając mi się.
-
Czuję się, jakbym musiał uczyć się ciebie od nowa…- Westchnął.
Prychnąłem
i pokręciłem z niedowierzaniem głową.
-
Jakbyś nie zauważył, co całkiem możliwe, nie widziałeś mnie sześć lat…- Popiłem
kawą.
Zamilkł.
Chyba się zamyślił. Nieważne…
Spojrzałem
na zegarek. Idealnie.
Bez
słowa wyszedłem do garderoby i ubrałem jakieś ciuchy. Obcisłe, jak zawsze.
Lubiłem takie rzeczy. I były one czarne… lubiłem czarny. Czarny i srebrny…
Nosiłem tylko srebrną biżuterię… albo z białego złota…
Nie
malowałem się, ani nie układałem włosów. Zaraz i tak wszystko zrobiliby po
swojemu, w końcu czekały mnie dzisiaj dwie sesje…
Niespodziewanie
pojawił się w moim królestwie.
-
Bill… czy… czy ja… bo…?- Zawahał się.
-
Wysłów się wreszcie, Tom!- rozkazałem mu.- Nie mam całego dnia.
-
Mogę… przynieść tu rzeczy z hotelu?- zapytał w końcu.
-
Wydaje mi się, że pozwoliłem ci tu zostać. Czyżby pamięć mi szwankowała?- Utrzymywałem
zimny ton.
Zamilkł.
Chyba miałem jakiś talent w przymykaniu go.
Zgarnąłem
torbę i ruszyłem do drzwi wyjściowych, zabierając po drodze komórkę.
Dwie
sesje, kawa wylana na asystenta fotografa i kłótnia z agentem, z której
oczywiście ja wyszedłem zwycięsko.
Byłem
w domu po dwudziestej. Wykończony, jak zawsze…
Wszedłem
do środka, posługując się kluczem. Dosłownie rzuciłem torbą o ścianą i
wkurwiony nalałem sobie soku pomarańczowego. Wypiłem do końca i rzuciłem
szklanką o ścianę.
-
KURWA MAĆ!!!- wrzasnąłem i oparłem się rękoma o blat.
-
Bill, co się stało…?- Do kuchni wtargnął Tom, o którym… całkowicie zapomniałem.
Spojrzał
nerwowo na szkło na kafelkach i poobijaną ścianę.
- I
ja się zastanawiałem, od czego jest poobdzierana z farby…- Westchnął.- Co się
stało?- Podszedł do mnie.
- Nic
się nie stało. Co się miało stać?- zapytałem z uniesioną wysoko brwią.
-
Rozumiem, że codziennie rzucasz szklankami i jest to normalne?- Uśmiechnął się
lekko.
-
Skoro cały dzień jestem bezuczuciową suką, musze się gdzieś wyżyć –
odpowiedziałem szczerze.
- A
jesteś?- Zdziwił się.
-
Dużo się zmieniło, Tom. Jestem najlepszym modelem w agencji i nie mogą pozwolić
mi odejść. I najbardziej wkurwia ich to, że ja o tym wiem… I, że umiem to
wykorzystać…- Uśmiechnąłem się wrednie.
- To
co dzisiaj odwaliłeś?- Zainteresował się.
- Do
kampanii Armaniego mieli zatrudnić pięciu modeli. W tym mnie. Powiedziałem im,
że albo dadzą mi do zrobienia całą kampanię, albo mogą się ze mną pożegnać.
- A
oni na to?- Uśmiechnął się szeroko.
- Że
nie dam rady sam, bo oni to potrzebują na następny miesiąc, a to będzie około
pięćdziesięciu sesji… No i do tego wszystkie te, które są już dawno
zaplanowane… i jeszcze cztery pokazy… Na to ja trzepnąłem filiżanką gorącej
kawy w asystenta fotografa i powiedziałem, że natychmiast wracam do domu i
wysyłam im wymówienie.
- Na
to oni…?- Ciągnął dalej.
- Na
to oni, że mam się pakować. Jadę w przyszłym tygodniu do Indii na te sesje… Tak
więc… Jak masz zamiar kogoś przyprowadzić, to wara od moje łóżka.- Zmroziłem go
spojrzeniem i wyciągnąłem z zamrażarki pizzę, po czym wsadziłem ją do
mikrofali.
Milczał
przez chwilę, po czym spuścił wzrok i podszedł do mnie.
-
Bill… nigdy… nikogo… obiecuję… Kocham tylko ciebie…- wyszeptał i przytulił
mnie.
Prychnąłem.
- A
jej ile razy to powiedziałeś?! Ile razy ona tobie?!- podniosłem głos.
Spuścił
wzrok.
- Za
dużo o te wszystkie razy…- wyjąkał.- Czyli mi nie wierzysz?
-
Oczywiście, że nie!- Wstałem po jedzenie.
Zamilkł.
Kurwa, znowu?!
- Od
kiedy nie masz języka w gębie, Tom? Już nie umiesz mi odpowiedzieć tak, że mi w
pięty pójdzie?- Zaśmiałem się.- A tak się tym kiedyś szczyciłeś…- zadrwiłem.
- Nie
drwij z moich uczuć, Bill…- wyszeptał.
-
Pff… Tak jak ty nie drwiłeś z moich?- zaśmiałem się gorzko i wyszedłem z
kolacją do salonu.
Wierzyłem,
ale nie pójdzie mu ze mną łatwo.
OOOOOOOOOO Dziękuje za dedykacje :D Ej . . . ja w cale nie jestem takim marudą na całym świecie . . . żartuje dobra jestem i do tego MEGA Narcyzem kocham to słowo, bo wkurwia ludzi, a ja to lubię :D Ale wracając do opowiadania to . . . Zajebiście, a ten moment, kiedy ta margaret przyszła do Billa, był najlepszy ooooo mi się tak podoba ta kobieta kiedy się pojawi? JA CHCE WIEDZIEĆ o i jeszcze czy Bill przespał się kiedyś z mężczyzną, ale to mnie interesuje w tym opowiadaniu plose odpowiedz, a teraz . . . co ja chciałem . . . a no tak! Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńDo tego, czy się przespał... Było powiedziane, że miał tylko własną rękę, więc... nie. Co do Margaret... sama jeszcze nie wiem, czy w ogóle sie pojawi.
Usuń~ Sinnlos