piątek, 31 maja 2013

Miłość Boli 1.3

Dzień dobry Aliens!  A dzisiaj tak jakoś z rana wstawiam kolejną część. No i… widziałam, że niektórzy mają problem z napisaniem komentarza… hi hi… Spokojnie, może wystukacie coś pod końcowym odcinkiem. A na razie… zapraszam do czytania i komentowania odcinka 3. Betowała Czaki.

Miłość Boli 1.3

Aaaa - teraźniejszość
Bbb – parę dni wcześniej
Cccc - wspomnienie



Ale… miałby teraz wyjść? Znów zniknąć? Zostawić mnie ponownie? Samego? Znów?
- Jeśli mnie skrzywdzisz… - zacząłem, ale mi przerwał.
- Nie skrzywdzę, obiecuję. Już nigdy… - Pogłaskał mnie po głowie.
Ale ja kontynuowałem.
- Jeśli mnie skrzywdzisz, Tom, choćby raz… Już nigdy mnie nie zobaczysz – powiedziałem.
- Zawsze cie znajdę, Billy…
- Nie znajdziesz mnie, Tom. Zabije się – dopowiedziałem jak najbardziej poważnie.
- Nigdy na to nie pozwolę – wyszeptał.
Wpił się w moje wargi, popychając na ścianę.
Jego ręce błądziły po moich biodrach, coraz mocniej je ściskając i dopychając do ściany.
Obudziłem się, gdy dotknął mojego uda.
Złapałem go za ramiona i odepchnąłem, choć z trudem.
- Nie, Tom… - szepnąłem. - Nie może być tak, że przychodzisz i robisz to wszystko bezkarnie.
Spojrzał na mnie, nie rozumiejąc, o czym mówię.
Wyszedłem spod prysznica i ubrałem się w bokserki oraz jakąś wielką koszulkę. Była bardzo stara. Sam nie wiedziałem, skąd ją miałem.
Usiadłem po turecku na łóżku, bawiąc się końcówkami mokrych włosów. Miałem jakby… deja vu…

Siedziałem na łóżku po turecku i bawiłem się kosmykiem moich czarnych włosów. Patrzyła na mnie jakbym był największym złem, a jednocześnie bogiem seksu. Tom brał prysznic, a ja byłem skazany na jej towarzystwo, ponieważ nie chciał, żeby się sama nudziła.
Obserwowałem ją wyzywająco wściekłym wzrokiem spod przymrużonych powiek.
- Wiesz, że on woli mnie od ciebie, prawda? - Zapytała nagle. Zanim się połapałem, że ona mówi do mnie i zanim zdążyłem zareagować, ona już dośpiewała sobie resztę. - Tak myślałam, że wiesz… W końcu to ze mną spędzi święta i sylwestra. Pewnie wyjedzie ze mną do Monachium już na zawsze… - Zaśmiała się.
- Nie zostawi mnie dla ciebie, Margaret! - Warknąłem i zmrużyłem niebezpiecznie oczy. - Tom nigdy mnie nie zostawi!
Zostawił…

Tom wszedł do sypialni ubrany w bieliznę i przyjrzał się mi.
- Trzymasz tę koszulkę…? - wyszeptał zawstydzony i pełen bólu.
- A to jakaś specjalna koszulka? Nie mam pojęcia, skąd się wzięła w moich rzeczach, ale ją mam. - Odpowiedziałem, wzruszając ramionami.
- Ja… - zaczął. - Szukałem jej po przeprowadzce… - dokończył.
- Mam ci ją oddać? - Zacząłem ją z siebie zdejmować wściekły.
- Nie! - Dopadł mnie i obciągnął koszulką z powrotem w dół. - Świetnie w niej wyglądasz… - powiedział.
- Wyglądam żałośnie, Tom. Ż-A-Ł-O-Ś-N-I-E - dodałem dobitniej. - Jakbym przez sześć lat myślał tylko o tobie…
Zasmucił się.
- A nie myślałeś?
- Wybacz, że robię karierę i nie myślałem o tym, jak zdradziecki bliźniak zostawił mnie dla dziwki – skłamałem dość wiarygodnie i na pewno ze złością.
Uklęknął przy mnie.
- Ja o tobie myślałem. Codziennie…
- Nie pieprz! - przerwałem mu. - Wyniosłeś się do Monachium, kończąc naszą znajomość słowami ‘nie jesteś nic wart’ i teraz chcesz mi wmówić, że o mnie myślałeś?! - Prychnąłem.
- Ja… - Spuścił wzrok. - Żałowałem tych słów zaraz po tym, jak skończyłem je wypowiadać, ale…
- Ale twoja męska duma, ta sama, która kazała ci ratować dziwkę przed alfonsem, nie pozwalała ci nic cofnąć… - Ponownie mu przerwałem.
Zamilkł. Trafiłem w dziesiątkę. Hmmm…. No oczywiście, że trafiłem, w końcu to był mój bliźniak!
- Musimy ustalić zasady – zacząłem w końcu.
- Co tylko chcesz… - Spojrzał mi w oczy.
- Możesz tu zamieszkać pod paroma warunkami.
- Zgadzam się na wszystkie! - Usiadł obok mnie, obejmując.
- Nigdy nie wspomnisz o Margaret, ani o ostatnich sześciu latach swojego życia. Tak jakby ich nie było… Chyba, że ja cię o coś zapytam…
- Zgoda…
- Urwiesz kontakt z rodziną. Zmienisz numer i nie odezwiesz się.
Kiwnął niepewnie głową.
- Nie zmusisz mnie do niczego i nie wykorzystasz…
- Nigdy, Billy…
- Nie obrazisz i nie podniesiesz głosu…
Kiwnął na znak zgody.
- Złamiesz jedną z zasad, to wywalę cię bez tłumaczenia dlaczego.
Przycisnął czoło do mojej skroni.
- Zgadzam się na wszystko, Billy… Kochanie… Skarbie…


środa, 29 maja 2013

32. World behind my wall.


No i zaczynamy II część. Wiem, że dziś powinno się pojawić Miłość Boli, ale jako że ostatni rozdział był króciutki, postanowiłam wrzucić kolejny. Wielbicieli Toma przepraszam… kilka odcinków bez niego… Proszę o komentarze! Betowała Czaki.

32. World behind my wall.

Podniosłem się z ziemi i poszedłem do łazienki.
Wszedłem na wagę. Schudłem sześć kilogramów. Prawie mnie nie było, a przecież musiałem być silny. Dla Toma. Dla nadziei, że jeszcze nie wszystko stracone.
Z przerażeniem spojrzałem w lustro i szybko wziąłem prysznic.
Wyszykowałem się jak kiedyś. Nastroszone włosy, czarny makijaż.
W pokoju wcisnąłem w siebie dwie, czy trzy łyżki tego ryżu z czerwonym sosem. Musiałem jeść. Musiałem mieć siłę walczyć. Nagle wszystko nabierało sensu.
Potrzebowałem pomocy.
Odnalazłem telefon, który nadal był w nierozpakowanej torbie, więc się rozładował. Odnalazłem ładowarkę i podpiąłem ją do gniazdka. Telefon włączył się już po dwóch minutach, więc zostawiając go nadal ładującego się, napisałem dwa smsy do G&G. Kazałem im przyjść do mnie najszybciej jak to możliwe. W natychmiastowej odpowiedzi dostałem tylko, że będą za dziesięć minut.
Niepokoili się, wiedziałem o tym. Ale ja po prostu nie potrafiłem postąpić inaczej, niż się odizolować. Potrzebowałem czasu, aby dojrzeć i stwierdzić, że potrzebuję pomocy, że muszę walczyć, że jest jeszcze szansa.
Ubrałem się w czarne rurki, czarny podkoszulek i założyłem czarne tenisówki. Czarna skórzana kurtka i wsadziłem jeszcze w spodnie pasek z ćwiekami, bo zjeżdżały mi z tyłka. Naprawdę straciłem na wadze…
Otworzyłem drzwi z cichym skrzypnięciem i zabierając talerz z jedzeniem zszedłem na dół, nie wiedząc jakiej reakcji ze strony moich opiekunów się spodziewać.
Wszedłem do kuchni i napotkałem dwie, niedowierzające pary oczu.
- Bill, ty… - Mama ucięła. - Wyszedłeś z pokoju… - Dokończyła szeptem.
Spojrzałem na nich hardo i ostro.
- Dość użalania się nad sobą - powiedziałem z bólem. - Muszę go odzyskać. - Przełknąłem gulę w gardle.
Pierwszy raz się odezwałem od trzech tygodni.
Mama dopadła mnie w mgnieniu oka i przytuliła najmocniej, jak się da. Potem zrobił to samo Gordon, który równie mocno co mama przejmował się moim stanem. Nic nie powiedział, ale wiedziałem, że odczuwa ulgę.
Dzwonek do drzwi, a potem ich skrzypnięcie, oznajmiające, że goście sami weszli do środka.
Wyszedłem na korytarz, a w oczach moich przyjaciół ujrzałem iskierki radości.
Rzucili się na mnie obaj i przytulili mocno. Nawet Geo, który raczej unikał takich sytuacji, ściskał mnie tak mocno, że brakowało mi powietrza.
- Bill, ale ty schudłeś… - skomentował basista.
- Jadłeś coś, prawda? - Przyjrzał mi się Gus.
Nie odpowiedziałem, co od razu zrozumieli jako: ”nie jadłem prawie nic od trzech tygodni”.
- Zamówię pizzę… - Gustav odwrócił się i zadzwonił do pizzerii.
Przeszliśmy do studia, gdzie uwaliliśmy się na podłogę, jak zawsze.
Jedzenie przyniósł nam Gordon i uśmiechnął się do chłopaków, jakby dodawał im otuchy przed rozmową ze mną.
Milczałem. Chłopacy jedli w ciszy i spoglądali to na siebie, to na mnie.
- Kurwa, Bill! - Geo nie wytrzymał i podsunął mi kawałek pizzy. - Bill, musisz jeść. Sam do nas zadzwoniłeś, a teraz się nie odzywasz.
Westchnąłem z rezygnacją i wziąłem od niego pizzę, którą niechętnie ugryzłem. Skonsumowałem pierwszy kęs powoli, jakby na nowo poznając jej wyśmienitość.
Cała pizza zjedzona. Wmusili we mnie potem jeszcze jeden kawałek.
Patrzyli się na mnie wyczekując mojego głosu.
Cóż… czas się odezwać.
- Ja… - zacząłem mało inteligentnie. - Ja muszę o niego walczyć - powiedziałem cicho.
Gus objął mnie ramieniem i pozwolił bym kontynuował.
- Proszę, pomóżcie mi go znaleźć i… przekonać, żeby wrócił - wyszeptałem.
Uśmiechnęli się do siebie.
- Bill… Powiedz nam, co tam się stało… - poprosił Geo. - Przecież wszyscy wiemy, że nie kochasz Luc’a, że nawet ci się nie podoba i że nie jesteś…
- Jestem gejem - przerwałem mu.
Patrzyli na mnie dziwnie mrugając oczami.
- No… Bill… - zaczął nieśmiało Gus. - Przecież my o tym zawsze wiedzieliśmy…
Westchnąłem zrezygnowany. W sumie, to chyba każdy o tym wiedział.
- Złapał mnie na emocje - rzuciłem hasło. - Zapytał, dlaczego go nie chcę i zagrał mi na emocjach - wytłumaczyłem. - Chciałem go pocałować, żeby nie było mu przykro. Umowa była taka, że po wyjeździe już nigdy się nie spotkamy i nikt się nie dowie… Dlaczego przyjechaliście? - Spojrzałem na Geo.
- Tom nagle wyrwał z siedzenia i siłą zaciągnął do samochodu. Wprowadził adres i kazał jechać. Jak zapytałem się, co się stało rzucił tylko jedno hasło: „burza”.
Coś mnie ukuło w sercu. Chciał być ze mną. Ochronić mnie, a zastał coś takiego…
- Pomożecie mi?
- Oczywiście, że tak! - Prawie wykrzyknął Gus. - Jesteśmy zespołem. Znajdziemy go w tym Berlinie.
- Nie będzie chciał ze mną rozmawiać - zauważyłem.
- Wkręcimy go w spotkanie - powiedział Geo. - Damy radę. - Położył mi rękę na ramieniu.
- Tylko jak go znaleźć w stolicy?
- Twoja mama nie ma adresu? - zapytał perkusista.
Pokręciłem głową na „nie”.
- Sama się go pytała o adres, gdy wyjeżdżał. Powiedział, że nie będzie jej potrzebny. I wyszedł. Gordon go odwiózł.
Chwila ciszy.
- Musimy powiedzieć Jostowi. - Ciszę przerwał Gustav. - Nie możemy mu ciągle wciskać, że potrzebujemy wolnego. Minął już miesiąc od naszej ostatniej próby. Trzeba mu przedstawić sytuację.
Pokiwałem przytakująco głową.
- Bill… Ale jednego nie mogę zrozumieć… - powiedział Georg zamyślony. - Dlaczego on się tak na ciebie wkurzył o ten pocałunek?
Zamarłem.
Bo go zdradziłem, do cholery!
Moje myśli wrzeszczały coś, czego nie mogłem powiedzieć na głos. Mój kochany Tom…
Podciągnąłem kolana pod brodę i westchnąłem.
- Złamałem obietnicę - wyszeptałem, kłamiąc tylko odrobinę. - Obiecałem tego nie robić, nie podejść się, nie dać się ponieść… - Poczułem gorącą łzę na policzku. - Tak bardzo tego żałuję… Oddałbym wszystko, by cofnąć czas… - Ukryłem głowę między kolanami, nakrywając ją rękami.
Poczułem, jak Gus uspokajająco gładzi moje plecy, przytulając mnie do siebie.
- Bill, z tego, co mówiła Asma… - zaczął basista.
- Podrywałem go, kurwa, dobra?!!! - wydarłem się przez łzy, przerywając mu. - Kusiłem, ubierałem jak męska dziwka, dotykałem go ażeby wiedział, czego nigdy nie będzie mieć. Po powrocie chciałem całkowicie zerwać z nimi kontakt i pokazać, że Tom zawsze będzie dla mnie najważniejszy. - Wziąłem oddech. - Nie chciałem pozwolić im, aby nas rozdzielili. Tymczasem to się im udało…
Cisza po moim wybuchu.
- Asma powiedziała mi o tym wszystkim - przyznał Geo. - Znajdziemy go. I wszystko się wyjaśni.

Czas odwiedzić świat za moją ścianą.

poniedziałek, 27 maja 2013

31. Kämpf der Liebe.


Dzisiaj bardzo krótko. Zakończenie I części II Tomu, czyli punkt zwrotny. Zapraszam do lektury i komentowania! Betowała Czaki.


31. Kämpf der Liebe.

Fioletowa…
Fioletowa…
Fioletowa…
Fioletowa…
Każda z czterech ścian mojego pokoju była tego samego koloru.
A co to? Jakaś rysa…?
Siedziałem na podłodze swojego pokoju z nogami podkulonymi pod siebie.
Nie mogłem patrzeć na nic innego niż na ściany. Wszystko przypominało mi Toma. Fotel, łóżko, kabina prysznicowa, biurko, wanna, pokój obok, studio, krzesło w jadalni… Wszystko.
Mrugam, bo zaschły mi oczy. Na policzkach czuję jakąś substancję, która ściąga mi skórę. Zapewne sól. Od hektolitrów łez.
Toma nie było od trzech tygodni. Wyjechał następnego dnia, gdy tylko tamtego feralnego wieczora nad jeziorem Georg wpakował mnie i Asmę do samochodu oraz przywiózł z powrotem do domu.
Trzy tygodnie… Kończył się zatem pierwszy tydzień sierpnia.
Żadnego kontaktu z nikim. Tylko ja i moje cztery ściany. Fioletowe ściany.
Byłem obolały, bo spałem na podłodze, nie mając odwagi wejść do łóżka.
Byłem wychudzony, bo nic nie jadłem.
Użalałem się nad sobą przez trzy tygodnie.
Spojrzałem w lustro i zobaczyłem strasznego siebie. Jakby nie siebie.
Chciałem pozbyć się emocji. Chciałem pisać, ale… Nie miałem siły utrzymać ołówka w ręce dłużej, niż minuty, bo ponownie się rozklejałem.

Powinienem był coś zrobić.
Ale stałem i patrzyłem. Patrzyłam, jak się pakował i wyprowadzał. Z mojego domu, z mojego życia. Jak wyrzuca mnie ze swojego serca.
Znów przeszył mnie ból i fala wspomnień.
Ale lubiłem ten ból.
Dzięki niemu wiedziałem, że żyję. Byłem masochistą? Zapewne.
Przestałem zadawać sobie pytanie, co ja zrobiłem. Przecież to było oczywiste. Pocałowałem Luc’a nieświadomie na oczach Toma i zraniłem go bardziej, niż myślałem, że to możliwe.
Z nikim nie rozmawiałem. Ani z Gustavem, ani Georgiem, ani z mamą, czy Gordonem. Nawet sam ze sobą, choć miałem zwyczaj mówić do siebie.
Bałem się własnego głosu. Bałem się go usłyszeć. Tego, jakby drżał. Teraz nawet nie pamiętałem, jak brzmi.

Siedziałem na podłodze w samych bokserkach i koszulce, którą kupiłem wtedy dla Toma. Nie wychodziłem z pokoju. Ani razu nie wyszedłem od powrotu. Moja walizka była nierozpakowana. Gdzieś obok mnie stał talerz z dzisiejszym obiadem. Kiedyś to była moja ulubiona potrawa. Mogłem jeść ryż z truskawkami cały dzień. Codziennie. Teraz obrzydzał mnie sam widok jakiegokolwiek jedzenia.

Zacisnąłem nagle dłonie w pięści i grzmotnąłem nimi o podłogę.
To była pierwsza emocja jaką poczułem od trzech tygodni. Złość.
Byłem wyprany z emocji, a teraz obudziła się we mnie właśnie złość. Na własną głupotę, oczywiście. Przecież to jasne, że Luc chciał mnie podejść i mu się udało. Sam zainicjowałem pocałunek, pakując mu się na kolana.

Nie wiedziałem nawet, po co Tom przyjechał wtedy nad jezioro.

Znów walnąłem rękami o podłogę.

Nie ma mowy, kurwa jebana mać, że się poddam!!!
Będę walczyć! Do samego końca…
Będę walczyć o mojego brata… kochanka… ukochanego…

Będę walczyć o Toma. Już dawno powinienem był zacząć.

sobota, 25 maja 2013

Miłość Boli 1.2


A więc… Druga część miniaturki… Trochę wykorzystałam motyw krwi z Makbeta, ale jakoś mi to pasowało… Zapraszam do czytania i komentowania! Betowała Czaki.


Miłość Boli 1.2

Aaaa - teraźniejszość
Bbb – parę dni wcześniej
Cccc - wspomnienie



Chciałem go odepchnąć, ale był silniejszy. Pchnął mnie na ścianę, przygwożdżając własnym ciałem i nie dając mi tym samym szans na ucieczkę.
Jednym ruchem stopy rozsunął moje nogi i naparł kolanem na moje krocze.
To przestało być dla mnie śmieszne.
Wymierzyłem i uderzyłem go pięścią w twarz.
Złapał się za policzek i spojrzał na mnie niezidentyfikowanym spojrzeniem.
- Przyszedłeś powiedzieć, że dla ciebie wciąż jestem podczłowiekiem gorszym od dziwki?! - warknąłem wściekły. - Dla mnie już nie istniejesz… - wyszeptałem i czując łzy spływające po moich policzkach, zniknąłem w kuchni.
Słyszałem, że drzwi się zamknęły. Przez chwilę naprawdę uwierzyłem w to, że wyszedł. I nie wiem, czy świadomość tego, że ponownie mnie olał, nie zabolała bardziej, niż wszystko to, co kiedyś powiedział.
Ale po chwili również pojawił się w pomieszczeniu kuchennym.
- Przepraszam, Bill… - wyszeptał, a mnie zadrżało serce.
Już nie trzymałem w sobie łez. Na to za późno. I tak już je widział.
- I co ty sobie, kurwa, wyobrażasz?! - krzyknąłem. - Że przyjedziesz, a ja wlecę ci w ramiona mimo straty sześciu lat życia? - Podszedł do mnie. - Pieprz się! - Odepchnąłem go. - Z kogo ty się uważasz, co?!
Byłem już bardziej, niż wściekły. To było jakieś apogeum mojej wściekłości i bezradności.
- Za największego skurwiela na świecie – powiedział cicho.
- Pfff… No i masz rację. Jesteś nim.
- Billy… - Zapłakał. - Co mam zrobić, żebyś mi wybaczył…?
Prychnąłem.
- Na łzy to ty mnie nie weźmiesz. Ludzie codziennie lepsze i wiarygodniejsze szopki mi odstawiają i jakoś podobnie jak ty, nie chcą uwierzyć, że ktoś może być taką zimną suką, jak ja.
Kłamałem. Jego łzy sprawiały, że krajało mi się serce, ale… Nie umiałem mu wybaczyć.
- Billy, przepraszam… - szeptał.
- Nienawidzę cię, nie rozumiesz?! - krzyknąłem prosto w jego twarz. - Nienawidzę… - Zacząłem dygotać i drżeć na całym ciele. Objął mnie mocno, nie pozwalając się wyrwać. - Nienawidzę… - powiedziałem cicho do jego ucha, gdy tulił mnie mocno.
Trzymał mnie tak, nie mam pojęcia ile czasu. Jego ramiona były silne, jego ciało było ciepłe. Pachniał tak samo jak pamiętałem…
- Kocham cię – wyszeptał do mojego uszka. – Pozwól mi wrócić do swojego życia. Chcę być jego częścią…
Odsunąłem się od niego.
- Już dawno zadecydowałeś, Tom – powiedziałem. – Już nigdy nią nie będziesz. Nigdy ci tego nie wybaczę… - wyszeptałem i rozpłakałem się bardziej.
- Tak bardzo się myliłem, braciszku… Ty we wszystkim miałeś rację… We wszystkim… Margaret to zwykła dziwka, która nigdy nie uwolni się od alfonsa i tylko czekała na takiego frajera jak ja, który zrobi dla niej wszystko… Nie mogę uwierzyć w to, co zrobiłem… - Ponownie mnie do siebie przygarnął. - Kocham cię, Billy…
- I choose to be lonely than live without your attention, Tom – odpowiedziałem smutnym głosem i zrzuciłem maskę. - I nigdy nie zamierzam już żyć z tobą. - Spojrzałem mu w zapłakane oczy.
- Byłem ślepy, Billy… Tak bardzo ślepy na to, co mówiło mi serce. Umysł nie pozwalał mi w to uwierzyć. Nie pozwalał zrozumieć, że kocham brata mocniej, niż powinienem. Męska duma kazała mi pomóc kobiecie w potrzebie…
Prychnąłem.
- Że niby mnie kochasz? - wyszeptałem. - Więc możesz już przestać. Tamten „ja” nie istnieje. Teraz jestem wrakiem człowieka, Tom. Więc, przestań kochać. Teraz co najwyżej możesz czuć się winny temu, że mnie zniszczyłeś.
Złapał mnie za ramiona i spojrzał w moje oczy.
- Kocham każdego ciebie, Billy. A ten „mój” jest w tobie. Na pewno… - szeptał.
Szczęka mu drżała, gdy słuchał tego wszystkiego.
- A pamiętasz nasz szesnaste urodziny, Bill…? - zaczął wspominać, ścierając delikatnie moje łzy. - Byliśmy nad jeziorem. Sami. Tylko ty i ja. Była okropna burza… Zawsze bałeś się burzy… Przytuliłeś się do mnie i powiedziałeś, że mnie kochasz. Nie pamiętasz? Wiem, że masz to teraz przed oczami, bo ja też…
- Po co tu przyszedłeś? - zapytałem, pociągając nosem.
- Chcę cię odzyskać, Billy… - Przytulił mnie mocno, a ja nie miałem już siły się opierać. Było mi przy nim tak dobrze… I bezpiecznie…
Moje łzy wsiąkały w jego koszulkę. A najbardziej w materiał na ramieniu.
Tęskniłem za nim. Tak bardzo tęskniłem… A gdyby teraz mnie zostawił… Zabiłbym się, niezdolny do niczego innego…
- Kocham cię… - szepnąłem wbrew swojemu umysłowi. Nie umiałem nie kierować się sercem.
Spojrzał na mnie, w moje oczy i wpił się w moje wargi, całując delikatnie i czule.
Płakałem cały czas, głaszcząc jego policzki i przyciągając za kark.
Odsunąłem się nagle od niego, a on zerknął na mnie zdziwiony.
- Dotykałeś tej dziwki… - powiedziałem o co mi chodzi.
Pokiwał głową zasmucony i cofnął się.
Patrzyłem na niego jakby… z obrzydzeniem? Tak, to dobre określenie. Z obrzydzeniem i miłością zarazem.
Wycofałem się i uciekłem do sypialni, gdzie usiadłem na łóżku i rozpłakałem się jeszcze bardziej.
Drzwi skrzypnęły i pojawił się w nich mój brat.
- Brzydzę się tobą, nie rozumiesz?! - krzyknąłem.
W jego oczach również błyszczały łzy.
- Nie miałem nikogo oprócz niej… - powiedział cicho.
- A ja nikogo prócz własnej ręki! - odpowiedziałem wściekły. - Kogo ona miała oprócz ciebie, co?! Brzydzę się tobą i twoim dotykiem… Jakbym wciąż czuł jej duszące perfumy… Jej wysoki głos i skrzekliwy śmiech… Widzę ją, patrząc na ciebie… - dosłownie czułem, jak wpadam w histerię. Wspomnienia i ból powróciły mocne jak nigdy i nie umiałem sobie z nimi poradzić. Drżałem na całym ciele. - Wszędzie widzę jej biżuterię… Tę plastikową, nic nie wartą… Walała się po naszym domu… Jej kosmetyki… W twojej, w mojej… W każdej łazience. - Spojrzałem na swoje dłonie. - Miała takie czerwone paznokcie… Takie jak krew… - Uniosłem swój wzrok pełen obłędu na Toma.
Płakał rzewnie i patrzył na mnie z bólem.
- Bill… - Upadł na kolana tuż przy mnie, na co się wzdrygnąłem. - Tak bardzo… Tak bardzo cię przepraszam… - szeptał i łkał jednocześnie.
Odsunąłem się od niego.
- Czuję się… Taki brudny… - spojrzałem na swoje ręce i widziałem jakie są ohydne. Czarne i brązowe… Jakbym się babrał w ziemi…
Wstałem natychmiast i pomimo tego, że dopiero co wyszedłem spod prysznica, ruszyłem do łazienki, wchodząc od razu pod gorący strumień. Złapałem za gąbkę, obficie polałem płynem i zacząłem się mocno szorować, aż pozostawały czerwone ślady od ostrzejszej strony. Najchętniej zdjąłbym z siebie skórę, włożył do pralki na najdłuższy program i dopiero wtedy na siebie założył.
Płakałem cały czas, stałem tam już przynajmniej pół godziny i cały czas czułem na sobie jego brudny dotyk.
Usłyszałem jak drzwi łazienki się otwierają. Wszedł do środka. Jak gdyby nigdy nic. Mój brat bliźniak, dla którego nic nie znaczę, wszedł do łazienki, gdy się kąpałem!
- Billy… Co ty robisz…? - zapytał.
- Jestem brudny, Tom… Cały brudny… Twój bród przeszedł na mnie… - Panikowałem i mówiłem dość nieskładnie.
Kątem oka zauważyłem, że zdejmuje ubrania, ale zignorowałem to, próbując pozbyć się brązowych plam na przedramieniu.
Wszedł pod prysznic i stanął obok mnie.
- Daj… - powiedział cicho i zabrał gąbkę, którą już ledwo co trzymałem w ręce. - Ja cię umyję, Bill… - jego głos był przeraźliwie smutny i pełen bólu.
Wzdrygnąłem się, gdy splótł nasze palce, unosząc moja rękę do góry, aby gładzić ją gąbką, rozprowadzając płyn. Później to samo zrobił z drugą. Odgarnął moje długie włosy i trzymając je, zaczął masować gąbką mój kark, potem mył mi całe plecy. Odwrócił mnie przodem do siebie i dolał płynu na gąbkę. Miał cała mokrą twarz, ale widziałem, że płakał. Z resztą, tak jak ja… Przeszedł na moją klatkę piersiową. Okrężnymi ruchami czyścił moje ramiona, a potem zataczał kręgi wokół sutków. Jedną rękę przeniósł na moje ramię, ściskając, jakby robił masarz, a gąbką gładził mój brzuch. Uklęknął przy mnie i zaczął myć moje uda, omijając strategiczne miejsca. To samo z pośladkami.
- Billy… - wyszeptał, a ja spojrzałem na niego, na dół. - Jesteś cały czysty, braciszku…
Drżałem… Czułem to… W moich oczach było przerażenie.
Wyciągnął rękę i dotknął mojego policzka, a za chwilę podniósł się do pionu.
Złapał moja twarz w dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Kocham cię, Billy… Bardziej, niż po bratersku… Jesteś całym moim światem, tylko… Za późno to zrozumiałem… - szeptał.
- Jesteś brudny – stwierdziłem, tępo wpatrując się w niego.
Pokiwał głową ze zrozumieniem i podał mi gąbkę.
- Jestem – potwierdził. - Umyj mnie według własnego uznania…
Ręka mi drżała, gdy wlewałem płyn na gąbkę. Musiałem go umyć… Musiałem… Bo był brudny, a ja go kochałem… Nie mogłem kochać kogoś brudnego…
Zacząłem go szorować. Mocno… Aż nie widziałem żadnych brązowych, ani czarnych plam. Gładziłem potem oszołomiony jego ciało dłońmi. Delikatnie wodziłem nimi po czerwonych śladach szorowania.
Wyjrzałem z kabiny i sięgnąłem po żyletkę. Na swoim lewym nadgarstku zacząłem wypisywać wyraz „MIŁOŚĆ”. Złapałem rękę Toma i zacząłem wycinać bolesne litery na jego prawym nadgarstku. Woda zmywała, wypływającą krew. Złączyłem nasze na nadgarstki i pokazałem mu, co jest napisane. „MIŁOŚĆ BOLI”.
Złapał mnie mocno i przytulił do siebie. I… był już czysty… Nie czułem obrzydzenia… Był… czysty…
Pogładził kciukiem mój policzek i pocałował czule moje usta.
- Kocham cię… - wyszeptał.
- Ja ciebie też – odpowiedziałem.
- Wybaczysz mi kiedyś? - zapytał z nadzieją.
- Nie – odparłem zgodnie z prawdą.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Nigdy? - upewnił się.
- Nigdy - potwierdziłem.
- A wpuścisz mnie do swojego życia? - Patrzył prosto w moje oczy.
- Sam do niego wszedłeś – odszepnąłem.
- A czy pozwolisz mi zostać?
Zamyśliłem się.

Czy pozwolić mu zostać? W moim osobistym życiu, które od lat prowadzę sam? Porzucił mnie, a teraz znów miałby w nim być? 

czwartek, 23 maja 2013

30. Ich fühl mich claustrophobisch eng.

A oto i prawie-zakończenie I części II Tomu. Mam nadzieję, że mnie nie rozszarpiecie na strzępy… Ale już od dawna ostrzegałam, jaki charakter będzie miał II Tom. Czytajcie i komentujcie, zapraszam!!! Betowała Czaki.

~Sinnlos

30. Ich fühl mich claustrophobisch eng.

Dzień IV

Kolejny dzień zapowiadał się po prostu źle. Już od rana ciemne chmury krążyły nad naszymi głowami. Więc siedzieliśmy w domku, ażeby nas deszcz nie złapał. Dodatkowo ja chodziłem poddenerwowany, jak bomba zegarowa. Nie mam nawet słów, które oddałyby to, co czułem w sobie. Przerażała mnie myśl, że nadejdzie burza, a ja będę tu, a nie obok Toma.
Graliśmy najpierw w pokera, potem w monopoly… Wieczorem było już postanowione, że obejrzymy jakieś filmy.
Wszyscy siedzieli już w salonie i uruchamiali dvd, ale ja jeszcze chciałem na moim odtwarzaczu przesłuchać do końca nasze nagrane piosenki. Okropnie chciałem już wracać!
Moja playlista się skończyła, a ja już trochę w lepszym humorze, zszedłem na dół.
Mel i Asma zajmowały kanapę, gdzie było jeszcze miejsce dla mnie, a Luc rozwalił się na ogromnym fotelu swojego ojca.
O nie!!! Tak to się bawić nie będziemy!
- Spadaj - mruknąłem do Luc’a.
Ten uśmiechnął się szeroko i nawet się nie ruszył.
- Nie to nie… - odrzekłem obojętnym tonem i wpakowałem się mu na kolana.
Zrobił zdziwioną minę, ale zaraz uśmiechnął się zadziornie.
Film się zaczął, a dziewczyny nie za bardzo zwróciły uwagę na to, że siedzę u Rudego na kolanach.
Miała to być jakaś komedia, ale już chyba po raz setny pokazywali scenę łóżkową… Dziewczyny się rumieniły, ale było ciemno, przez co nie było tego tak bardzo widać.
W pewnym momencie Luc nachylił się nad moim uchem.
- Jak się choćby raz poruszysz, to dojdę w spodniach, więc siedź spokojnie… - Wyszeptał perwersyjnym tonem.
Uśmiechnąłem się lekko, ale wrednie.
Złapałem się za podłokietniki fotela i kręcąc tyłkiem mościłem się na jego kolanach.
Westchnął nagle przeciągle i zacisnął ręce na moich udach.
Dziewczyny nie zwróciły na to najmniejszej uwagi.
- Dzięki, Bill… - szeptał dalej. - Przynajmniej teraz mogę powiedzieć, że sam mnie doprowadziłeś do orgazmu…
Zaśmiałem się cicho, wiedząc, że nie ma w tym tak naprawdę żadnej mojej zasługi. Za chwilę i tak by doszedł.
- Wolałem to, niż szpilkę wbijającą mi się w udo… - Odpowiedziałem równie cicho i złośliwie.
- Dobrze wiesz, ze nie mam małego! - Oburzył się.
- A skąd mam to wiedzieć…? - Wzruszyłem ramionami.
- Wstawaj, musze do łazienki… - powiedział głośno neutralnym tonem, jakby przed chwilą wcale nie spuścił się w spodnie.
- Zatrzymać film? - zapytała Mel.
- Nie - odparł. - Widziałem go już milion razy…
Ja się podniosłem i usadowiłem wygodniej, a Luc wyszedł do łazienki… i już nie wrócił do końca filmu.
 Gdy po jeszcze jednym filmie, tym razem horrorze psychologicznym, szliśmy spać na górę, trzymając się za ręce z Asmą, bo ona okropnie się bała po takich filmach, zobaczyliśmy, ze Luc w piżamce już chrapie w łóżeczku.
Asma pierwsza poszła się kąpać, potem przepuściłem Mel i ja ruszyłem na końcu.
Biorąc prysznic i gładząc swoje ciało, cały czas myślałem o tym, że za dwa dni tę czynność będzie wykonywać Tom. Mój Tommi…


Dzień V

Obudziłem się z myślą, że już następnego dnia wracamy.
Zboczenie Luc’a powoli nie tylko mnie nudziło, ale także irytowało. Bo ile można słuchać o jednym i tym samym? „Jak się poruszysz, to dojdę.”, „Nie wypinaj się tak.”, „Chcesz, żebym cię zgwałcił?”, „Kusisz…”. Zawsze, gdy byliśmy sami. Czyli dość często, bo Mel zdawała się odciągać Asmę ode mnie tak często, jak to było możliwe.
Wszyscy jeszcze spali. Nawet Luc, który przecież położył się najwcześniej. A oto ja, który zasnąłem ostatni, obudziłem się pierwszy!
Westchnąłem i powlokłem się do łazienki z całym zestawem ubrań.
Nałożyłem jasne jeansy, który odstawały od moich nóg tylko trochę. Narzuciłem bordowy, obcisły podkoszulek z nazwą jakiegoś metalowego zespołu. Na nogi założyłem tenisówki. Włosy jak zawsze nastroszyłem. Jaszcze makijaż i byłem gotowy.
Opuściłem wykafelkowane pomieszczenie i z ulgą stwierdziłem, że dalej śpią.
Myślałem przez chwilę, czy nie zgarnąć swojego telefonu z szafki nocnej Luc’a, albo komórki Asmy, ale się opanowałem i ostatecznie opuściłem po cicho dom z zeszytem oraz długopisem w ręce i udałem się na pomost. Była jakaś siódmo rano i było bardzo cicho, a tafla wody była bardzo spokojna.
Już wiedziałem, że jest za spokojnie. Było parno i duszno, choć było wcześnie rano. Wczoraj obawiałem się burzy, ale teraz wiedziałem, że nadejdzie dopiero dziś. I to sprawiło, że serce zabiło mi szybciej ze zdenerwowania i obawy.
No, ale nic… Przeżyję tak jak za każdym razem, gdy jeszcze nie było Toma. Choć, szczerze powiem, trudno było mi sobie przypomnieć tamte czasy, bo czułem, jakbym był z Tomem od zawsze i od zawsze go znał.
Przysiadłem na skraju drewnianego pomostu, spuściłem nogi w dół i zacząłem czytać od początku mój zeszyt. Te wszystkie piosenki… Leb’ die Sekunde, którą napisałem w wieku dziewięciu lat… Pamiętałem każdą z nich… I te napisane dla Toma, gdy go nie było… To jedynie utwierdziło mnie, że podjąłem dobrą decyzję. Wybrałem bliźniaka i nikt nigdy tego nie zmieni, bo kocham go podwójną miłością. Czystą, braterską i tą niemoralną, lecz ekscytującą.
- Bill! - Usłyszałem głos Asmy.
I to tyle ze świętego spokoju i chwili ciszy…
Odwróciłem głowę w jej stronę. Podbiegła do mnie i usadowiła obok. Schowałem zeszyt pod swoje plecy i patrzyłem na nią wyczekująco.
- Trzeba obmyślić plan działania - oznajmiła.
- To znaczy? - Uniosłem brew.
Co ona chrzani?!
- No, wiesz… Zamierzasz po prostu jutro wrócić do Hamburga i już nigdy się do niech nie odezwać?
- Właśnie tak. - Wzruszyłem ramionami. - Jeszcze się trochę pobawię, a potem… Niech znają swoje miejsce w szeregu… Tom zawsze będzie dla mnie najważniejszy.
Westchnęła.
- Uważaj na siebie, Bill - powiedziała cicho. - Mam złe przeczucia. Nie przesadź z tym kuszeniem Luc’a. Wiesz, że jest dość porywczy… - Odgarnęła mi włosy z czoła w geście troski o mój osobę.
Zamyśliłem się na chwilę. Cichy i delikatny szum wody był kojący.
- Dzwonił wczoraj Georg? - zapytałem w końcu.
- Tak, dzwoni codziennie. I dam sobie rękę uciąć, że wczoraj słyszałam ciche: „Geo, zapytaj co z Billy’m”.
Zachichotałem.
- Cieszę się, że się martwi i troszczy - powiedziałem. - Cieszy mnie to, bo wiem, że na jego miejscu robiłbym to samo.
Milczeliśmy przez chwilę.
- Dzisiaj idziemy na ryby - oznajmiła.
- Tak, wiem… - Wypuściłem powietrze.
- Myślałam, że… - zaczęła, ale jej przerwałem.
- Tak, tak… Myślisz, że jak rozmawialiście o planach na dziś to słuchałem muzyki, ale tak naprawdę miałem tylko słuchawki w uszach. Chciałem mieć chwilę spokoju.
Zaśmiała się.
- Widzę, że tę chwilę spokoju również ci przerwałam… Pójdę już. - Podniosła się.
A ja nie protestowałem, bo naprawdę chciałem pobyć sam na sam ze sobą samym… Coś się zakręciłem…
Leżałem tak i nie myślałem dosłownie o niczym innym, jak o Tomie. Miałem go przed oczami jak żywego. Uśmiechnąłem się mimowolnie na myśl o zabawie jego kolczykiem…
Nie wiem, ile tam tak przebywałem. To znaczy, dowiedziałem się, że dwie godziny, gdy wróciłem do domku.
Poszliśmy na te cholerne ryby. Chociaż tak właściwie, to tylko Luc łowił. Dziewczyny się opalały na łódce, a ja… nic nie robiłem. Siedziałem i leżałem na przemian, zakrywając sobie twarz przed promieniami słońca. Nie miałem najmniejszego zamiaru się opalić.
Tak więc tkwiliśmy na środku tego jeziora z dobre trzy godziny, a Luc i tak złapał tylko dwie ryby.
No, ale nieważne… W końcu nadszedł wieczór. I ognisko.
Była już jakaś dwudziesta, gdy Rudy poszedł podpalić gałęzie. Mieli piec kiełbaski, ale ja zjadłem wcześniej tosty z serem, bo przecież mięsa nie zjem, nie?
Dziewczyny wzięły sobie krzesła, a ja z Luc’iem przynieśliśmy sobie dość stabilną ławę.
- Nie wiem, po co to robimy, skoro zaraz będzie burza… - Westchnąłem ze znudzeniem, siadając obok chłopaka, trzymającego w ręce już kijek z nadzianą nań kiełbasą. Jak to można jeść…?
Odpowiedzieli mi tylko, że nie każda burza niesie ze sobą deszcz.
Przekonali mnie (choć sam nie wiem w sumie jakim cudem), żebym zaśpiewał a capella parę piosenek z naszej płyty.
Znacznie się ochłodziło. A ja coraz to bardziej stawałem się poddenerwowany.
Około dziewiątej dziewczyny wróciły do domku. To po coś na komary, to do łazienki i w ogóle po coś cieplejszego.
Luc przysunął się do mnie i objął ręką, kładąc sobie moją głowę na ramieniu.
- Bill… - zagaił.
- Hmm…?
- Dlaczego mnie nie chcesz? - zapytał smutnym głosem z pewnym wyrzutem.
Spojrzałem na niego uważnie.
- Przecież jesteś gejem, nie? - Zerknął na mnie.
- Jestem - potwierdziłem po raz pierwszy w życiu.
- Co ci się we mnie nie podoba? - Jeszcze bardziej posmutniał.
Oderwałem się od niego i wpakowałem okrakiem na kolana. Naprawdę zrobiło mi się go szkoda.
Przytrzymałem jego twarz, aby patrzył mi w oczy.
- Jesteś naprawdę fajnym chłopakiem, Luc - powiedziałem szczerze. - Ale nie można zmusić kogoś do pokochania. Albo do znienawidzenia… - dodałem sugerującym głosem.
Westchnął.
- To było strasznie głupie próbować rozdzielić cię z Tomem… - przyznał. - Na pewno lepiej byś się bawił, gdyby tu był… - Spuścił wzrok.
Pierwszy raz w życiu widziałem go w takim smutnym, melancholijnym i nostalgicznym wydaniu. To zdecydowanie nie był ten tętniący życiem Luc, którego znałem.
- Pocałuj mnie - poprosił. - A po powrocie już nigdy się nie spotkamy, obiecuję - wyszeptał.
Zatkało mnie. Co miałem zrobić?
Ale było mi tak strasznie szkoda, że się we mnie nieszczęśliwie zakochał, że…
…ująłem jego twarz w dłonie i spojrzałem w oczy.
- Już nigdy się nie spotkamy - powtórzyłem tonem, jakim wypowiadałem zazwyczaj żądania. - I  nikt się nie dowie?
- Przyrzekam. - Uśmiechnął się słabo i smutno.
Przysunąłem swoją twarz do jego. Nie potrafiłem mu odmówić. Musiałem chociaż tak wynagrodzić mu cierpienie.
Musnąłem jego wargi swoimi. Po chwili owinął swoje ręce wokół mojego pasa, przyciągając mnie bliżej, pogłębiając jednocześnie pocałunek. Rozchylił mi językiem usta i zaczął go wsuwać do środka.
Oświeciły mnie nagle jakieś światła.
Jakiś samochód, czy coś…
- Bill…?! - Usłyszałem podłamany głos, który rozpoznałbym wszędzie.
Oderwałem się od Luc’a schodząc z jego kolan.
- Tom…? - wyszeptałem przerażony.
Zagrzmiało, a ja zadrżałem.
Luc spojrzał za siebie i teraz też mógł już zobaczyć załamaną i cierpiącą twarz Toma oraz wielkie zaskoczenie malujące się na twarzy Georga.
Cholerny błysk i kolejny grzmot.
Upadłem na ziemię na kolana i z moich oczy poleciały łzy.
- Bill… - Luc dotknął mojego ramienia, ale je odepchnąłem.
- Zostaw mnie… - wyszeptałem sparaliżowany. On się nie ruszył. - Spierdalaj! - Warknąłem, a ten od razu podążył w kierunku domku.
Zapłakałem i podniosłem wzrok na bliźniaka, wyglądającego jak upiór.
Georg wściekły i z ciętą miną pobiegł do domku, skąd wyprowadził zdziwioną Asmę i zaciągnął do lasu. Słyszałem, że krzyczał, ale nie miałem pojęcia, co…
Tom stał dalej. Miałem wrażenie, że nie oddycha.
Boże, co ja zrobiłem…? Było mi żal Luc’a? Teraz było mi jedynie żal tego, że było mi go żal.
Podniosłem się. Musiałem być silny.
Przeszedł mnie kolejny dreszcz, gdy trzasnęło, ale szedłem w kierunku Toma.
- Tom… - Wyszeptałem. - To nie tak… - Spojrzałem mu w oczy.
- A, KURWA, JAK?!!! - wydarł się, a do moich oczu napłynęło jeszcze więcej słonych łez.
- Nie tak… - wychlipałem. - … jak… myślisz… - Spuściłem wzrok. - Zabierz mnie stąd - poprosiłem, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
Chciałem się do niego przytulić, ale mnie odepchnął, co zabolało bardziej, niż wtedy, gdy mnie ignorował.
- Nie chcę cię znać - warknął. - Byłeś jedynym powodem, dla którego przyjechałem do Hamburga. Zdradziłeś mnie. Ja… - Po jego policzkach popłynęły łzy. Najboleśniejsze łzy, jakie przyszło mi kiedykolwiek oglądać. - Wracam do Berlina.

Było mi tak duszno… Czułem się jak w zamkniętym pomieszczeniu… Klaustrofobicznie…