Ależ mnie napadło! 8 stron
A4!!! Zapraszam do czytania i komentowania! Rozdział niesprawdzony.
25. Wie lange ich noch kämpfen
kann?
Pobudka,
jaką mi zaserwowano była najmniej przyjemną, z jaką kiedykolwiek miałem do
czynienia.
Ktoś
się na mnie rzucił i zaczął śmiać na głos. I nie ktoś, a ona. To był
zdecydowanie dziewczęcy głos.
Otworzyłem
powoli oczy i zobaczyłem twarz brunetki.
Melania.
Mruknąłem
głośno, wyrażając swoje niezadowolenie.
-
Złaź!- warknąłem, ale ona tylko bardziej się roześmiała.
Podniosłem
się do siadu i przetarłem twarz. W drzwiach stała Asma.
-
Hej, Bill - odezwała się, nie mogąc również powstrzymać śmiechu.
Luc’a
nie było w pokoju.
Spojrzałem
na zegarek. Prawie równo południe. Nie ma to jak spać dwanaście godzin. Tak się
odbijają noce spędzone z chłopakami w studiu, podczas których pracowaliśmy nad
piosenkami.
-
Ubieraj się. Mamy genialny pomysł i nie możesz nam odmówić!- Mel poklepała mnie
po ramieniu i razem z przyjaciółką opuściły pomieszczenie.
Co
oni znowu, do cholery, wymyślili?!
Ociągając
się trochę poczłapałem do łazienki, gdzie ubrałem czyste rzeczy, zabrane z domu
i zaopiekowałem się zarówno włosami, jak i twarzą.
Spakowałem
torbę i napisałem do Toma, że Gordon może już po mnie przyjechać. Tak, wiem…
Powinienem był napisać do ojczyma, ale jako, że Tommi był pierwszy na liście…
Zszedłem
do kuchni, gdzie trójka moich przyjaciół popijała pepsi.
Luc
postawił mi przed nosem talerz z kanapkami. Oczywiście, z dżemem
brzoskwiniowym, żeby nie było niedomówień.
Złapałem
za jedną z kanapek i zacząłem w ciszy konsumować.
- To
powiedzie mi, co znowu za plan uknuliście?- mruknąłem, przypatrując się uważnie
każdemu z nich.
Zachichotali.
Wszyscy razem. Dwie szatynki i rudy.
-
Mamy propozycje nie od odrzucenia, Bill - oznajmiła Asma.
- To
się zaraz okaże…- odpowiedziałem chłodem na ich nadmiar ekscytacji.
-
Proponujemy wyjazd nad jezioro - powiedział Luc.- Tylko nasza czwórka, na tydzień.
No
tym to mnie zaskoczyli. Chcieli odbudować relacje, wiedziałem to. Ale czy ja
mogłem sobie pozwolić na choćby tydzień wakacji? Z daleka od muzyki, piosenek,
zespołu… TOMA?!
Zmierzyłem
ich wzrokiem.
- Ale
chyba moglibyśmy wziąć Toma…-zacząłem, ale Rudy mi przerwał. Był jakby…
wściekły?
- A
nie możemy spędzić czasu razem tylko MY? Tak jak kiedyś, gdy nie było twojego
brata. Na pewno wspominasz te czasy…- Spojrzał na mnie i odznaczył w pamięci
mój spuszczony wzrok i brak jakiegokolwiek potwierdzenia.- Acha… Czyli jednak
zapomniałeś o nas…- żachnął się i chciał wyjść z pokoju, ale zatrzymałem go,
łapiąc za nadgarstek.
To
znaczy, dla ścisłości, miałem zamiar złapać go za nadgarstek, jednak w rękę
wpadła mi jego dłoń.
-
Wcale, że nie zapomniałem!- zaprzeczyłem jego słowom.- Pojadę - zgodziłem się.
- I
oddasz nam telefon - powiedziała Melania.
-
Co?!- warknąłem.
-
Straciliśmy cię i chcemy odzyskać, Bill. Nic ci się nie stanie, jak odetniesz
się od świata na tydzień - wytłumaczyła.
Zastanowiłem
się. Nie chciałem wyjść na bezdusznego wystawiacza przyjaciół. W końcu
przeżyliśmy razem te parę lat. Podziwiali mnie i zawsze byli na moje zawołanie.
Chyba… Chyba mogłem się na to zgodzić.
- No
dobra - mruknąłem trochę obrażony, że śmią mi jeszcze stawiać warunki.- Ale
tylko tydzień.- Pogroziłem im palcem.- Tam gdzie zawsze?- zapytałem i
odpowiedziały mi skinięcia głów.- OK. To kiedy wyjazd?
-
Jutro!- zaświergotała Melania i mnie przytuliła.
-
Dobra… Niech wam będzie… Z kim jedziemy?- Zadałem ostatnie pytanie, bo już
zauważyłem samochód Gordona na pojeździe.
- Z
moim ojcem - odpowiedziała Asma.
-
Będę gotowy na jedenastą - oznajmiłem napuszony i wstałem od stołu.- I
zostawcie mi dużo miejsca w bagażniku, w przeciwnym razie będziecie jechać z
walizkami na kolanach - dodałem i zgarnąłem torbę.- Cześć.- Opuściłem dom, nie
czekając aż ktoś mi odpowie.
Skierowałem
się w stronę samochodu.
Wsiadłem
i opowiedziałem o swoich planach Gordonowi, który również stwierdził, że to
doskonały pomysł wyjechać na kilka dni i się odizolować od rzeczywistości.
Pozostawało
tylko obwieścić to bratu.
W
domu była jakaś dziwna cisza. Mama jak zawsze w pracy. Gordon z powrotem zaszył
się w projektach willi z basenami.
Udałem się, więc od razu do pokoju Toma, gdzie ze zdziwieniem stwierdziłem, że
go nie ma. Potem poszedłem do studia, myśląc, że może coś sobie przygrywa,
jednak i tam było pusto. Czyżby wyszedł z domu?
Zrezygnowany
skierowałem się do swojego pokoju.
Otworzyłem
drzwi i na widok, jaki zastałem, torba wypadła mi z ręki, a szczęka opadła,
pozostawiając moje usta rozdziawione. Zamrugałem parokrotnie, aby upewnić się,
że to co widzę to jawa, a nie sen.
Kopnąłem
pospiesznie torbę do środka, zamknąłem drzwi i przekręciłem w nich klucz, a
potem oparłem się o nie całą powierzchnią pleców. Teraz mogłem dokładniej
przyjrzeć się temu, co wydawało się bardziej nierealne niż śnieg 23 czerwca.
Na
moim łóżku leżała lekko opalona osoba z blond dredami, które mogły należeć
tylko do jednej osoby. Tom był nagi, o czym świadczyły ubrania porozwalane
dookoła, a czego bym się sam nie domyślił, bo całe jego, idealne dla mnie,
ciało było przykryte lśniącą chmurką bitej śmietany. W życiu nie widziałem na
jego twarzy takiego ogromnego uśmiechu i tylu iskierek radości w oczach. Tak…
dokładnie zdawałem sobie sprawę z tego, że jedną ich połowę wywołały jego wizje
na temat, co miało zamiar się wydarzyć, a drugą moja, na pewno bezbłędna, mina,
gdy otworzyłem drzwi do pokoju.
Gdy
już otrząsnąłem się z tego szoku…
Parsknąłem
śmiechem i uśmiechnąłem na widok jego erekcji, całej w bitej śmietanie,
oczywiście.
Zaśmiałem
się ponownie, bardzo głośno. Spojrzał na mnie z zawstydzeniem, pewnie myślał,
że z nie go się nabijam.
-
Spokojnie, Tom…- Złapałem się za brzuch, bo nie mogłem złapać tchu.- Właśnie
zobaczyłem minę Gordona, który wszedł tu zamiast mnie. Hahaha….
Zmarszczył
czoło i po chwili również zachichotał.
-
Lubisz bitą śmietanę.- Było to raczej stwierdzenie niż pytanie.
-
Oczywiście…- potwierdziłem.
- No
to podano do stołu…- Uśmiechnął się niegrzecznie, pociągająco i łobuzersko
jednocześnie.
Oddech
mi przyspieszył.
W
jednej sekundzie pozbyłem się butów, jeszcze szybciej koszulki. Spodnie zajęły
mi odrobinę więcej twarzy ze względu na swoją obcisłość. Skarpetki, bokserki i…
… i
stanąłem nad Tomem, oblizując wargi na ten niesamowity widok.
Wdrapałem
się na łóżko, klękając przy nim. Pochyliłem się nad jego twarzą i pochłaniając
pierwszą porcję bitej śmietany, wpiłem się w jego wargi, od razu rozsuwając
jego usta swoim zwinnym języczkiem i razem z nim konsumując biały puch.
Spojrzałem
zadowolony w jego oczy.
- Co
ci strzeliło do głowy, wariacie?- Zaśmiałem się.
-
Trzeba było cię jakoś powitać, nie…?- Uśmiechnął się niewinnie.
Prychnąłem
i pochyliłem się nad jego szyją, gdzie pochłonąłem kolejne kalorie, wysysając
śmietankę z jego z jego skóry.
Z
początku miał jedynie przyspieszony oddech i pomrukiwał, jednak, gdy wytyczyłem
sobie dalszą ścieżkę, czyszcząc jego barki i docierając do sutków, jęknął
przeciągle. Zafascynowany jego podniecającym odgłosem ugryzłem go tam jeszcze
raz, zaraz zastępując zęby językiem i wargami. Wymęczyłem najpierw prawy, potem
lewy sutek.
Zszedłem
w dół, zajmując się należycie jego brzuchem, na którym było zdecydowanie
najwięcej śmietany. Co chwilę powracałem z tą magiczną bitą śmietaną na wargach
do jego ust, aby również mógł ją smakować, a przy okazji mogłem skraść kilka
głębokich pocałunków.
Gdy
doszedłem do podbrzusza, jego penis stał całkowicie na baczność, zresztą
podobnie jak i mój.
Jednak
ominąłem to miejsce, chcąc pomęczyć go jeszcze bardziej i uklęknąłem między
jego nogami i zająłem kolanami, gdzie kończyły się ślady bitej śmietany.
Zbliżałem
ponownie ku podbrzuszu, jednak jeszcze wolniej niż przedtem po brzuchu.
-
Bill…- jęknął głośno, gdy polizałem wnętrze jego ud.- Błagam…
Uśmiechnąłem
się i spojrzałem, na jego zaciśnięte z podniecenia i przyjemności oczy.
Powędrowałem
do góry i pocałowałem policzek, a potem jeszcze raz usta. Oddał pocałunek z
zaangażowaniem, ale ciągle miał zamknięte oczy.
-
Otwórz oczy, kochanie…- wymruczałem mu do ucha.- Chcę widzieć w nich rozkosz,
gdy dojdziesz…
Od
razu podniósł powieki i spojrzał na mnie rozszerzonymi źrenicami i płynną
namiętnością w czekoladowych tęczówkach.
Powróciłem
„na dół” i złapałem jego biodra, wbijając w nie paznokcie, aż syknął, jednak
nie odnalazłem w tym dźwięku ani grama bólu czy protestu.
Patrząc
cały czas w jego oczy, objąłem ustami końcówkę jego penisa i zacząłem ssać. Był
słodki i taki… taaa…. śmietankowy… hihi…
Wziąłem
go głębiej i lizałem. Rękoma pracowałem w górę i dół u nasady, a potem
pieściłem jądra, biorąc go tak głęboko, że dotykał tylnej ściany mojego gardła,
powodując lekki odruch wymiotny, przez co byłem zmuszony trochę się wycofać.
Ani
razu nie spuściłem wzroku z jego oczu, a i on patrzył tylko w moje tęczówki.
Jego oddech był urywany, serce biło jak szalone. Wiedziałem to, bo jego penis
pulsował mocno w moich ustach i drgał, dając znak, że mój brat zaraz dojdzie.
Słonawy płyn sączył się już na mój język. Ręce Toma powędrowały na moją głowę,
wplatając się w moje włosy i przyciskając mnie jeszcze bardziej do siebie. Jego
biodra pracowały, unosząc się w rytm sunięcia moich ust po penisie.
-
Ahh… Billy… Ja…
Nie
dokończył mówić, bo doszedł w moich ustach, nieposłusznie zamykając oczy.
Pogłaskałem
jogo policzek, a jego oczy się otworzyły. Przełknąłem jego spermę. Ta czynność
byłaby bezsensowną, gdyby nie patrzył.
Przytulił
mnie do siebie, całując głęboko, penetrując moje usta swoim językiem i
głaszcząc po karku i głowie.
Dochodził
do siebie po jednym z najmocniejszych orgazmów, jakie dzięki mnie osiągnął.
-
Teraz ty, Billy…- wyszeptał.
Bez
problemu położył mnie pod sobą i usiadł okrakiem na moich biodrach.
Pochylił
się, żeby mnie pocałować, ale zakryłem jego usta dłonią. Odsunął się zdziwiony.
-
Muszę ci coś powiedzieć, Tom…- zacząłem, dalej pamiętając o tym, by przekazać
mu wiadomość o moich, konkretniej już Melanii, Asmy i Luc’a, planach.
- Co
się stało?- Jego głos zdradzał zmartwienie.- Luc coś ci zrobił?!- wzburzył się
i zaczął jakby… dygotać ze złości…
-
Nie!- Złapałem go za ramiona, próbując natychmiast uspokoić.- Spokojnie. Nic mi
nie zrobił.- Swoją drogą podobało mi się, jak się o mnie martwi.- Po prostu
wyjeżdżam na tydzień, Tom, i nie będziemy mieli kontaktu - obwieściłem.
- Z
kim? Gdzie? Kiedy? Dlaczego? Jak to bez kontaktu?- Posypały się pytania.
Obserwował mnie uważnie.
-
Asma, Melania i Luc chcą odbudować naszą więź i zaproponowali tygodniowy wyjazd
nad jezioro, do domku rodziców Mel i Luc’a. Jedziemy tylko w czwórkę. Chcą,
żeby było jak za dawnych czasów.
-
Czyli beze mnie…- burknął i zszedł ze mnie.
-
Nie… Tom… to nie tak…- zaprzeczyłem, choć doskonale wiedziałem, że ma rację.
Złapałem jego twarz w dłonie.- Nikt mnie tobie nie odbierze, Tommi. Jestem
tylko twój…- wyszeptałem mu do ucha, całując zaraz jego pełne wargi.-
Wyjeżdżamy jutro. Szybciej wrócimy. Będę się tam bez ciebie cholernie nudził,
ale oni się uparli. Dam im te ostatnie chwile nadziei, że nasz przyjaźń
przetrwa próbę czasu - szeptałem.- Jeśli zaczniemy trasę koncertową, to będzie
definitywny koniec naszej przyjaźni. Niech się tydzień pocieszą - przekonywałem
go.- Zabiorą mi telefon, żebym odciął się od rzeczywistości, więc nie pisz
sprośnych smsów.
Prychnął.
I przyjrzał mi się uważnie.
- I
dziewczyna Georga tam będzie?- zapytał.
-
Tak, Asma jedzie z nami.
- I
tylko tydzień?- upewnił się.
-
Tak.- Kiwnąłem głową.
- Ale
chcę mieć dokładny adres tego miejsca - zażądał.
-
Oczywiście. Napiszę ci później na kartce - obiecałem.
- No…
dobra… z niechęcią… ale… niech już będzie - zgodził się w końcu całkowicie
niezadowolony.
Pogładził
mojego penisa.
- Tak
się tobą dzisiaj zajmę, że przez kolejny tydzień, nie będziesz miał siły myśleć
o seksie - obiecał ze sprośną miną.- O ile twoje mięśnie nie rozpłyną się
wcześniej z rozkoszy…- dodał, szepcząc do mojego uszka.- Ten zakochany w tobie
idiota niech sobie nie myśli, że będziesz jego. Jesteś tylko mój.
Zachichotałem.
Szybko
znalazł się między moimi nogami, pochylając nad moim przyrodzeniem w stanie
bolesnej erekcji.
Polizał
końcówkę miękkim i wilgotnym językiem, na co jęknąłem przeciągle.
-
Ohhh… Tom… Ahhhh…- Wczepiłem ręce w jego blond dredy i ścisnąłem.
Wsadził
go sobie do budzi mrucząc cicho i zaczynając ssać i obciągać na przemian.
-
Błagam… Tom…- jęczałem.- Szybciej…ahh… szybciej….
Tom
się uśmiechał z moim penisem w ustach i wyglądało to kurewsko podniecająco i
niegrzecznie.
Zajął
się moimi jądrami, głaszcząc je i co jakiś czas całując.
Nie
potrzebowałem wiele, żeby dojść, tak więc niecałe dwie minuty później spuściłem
się w usta Toma. Strużka mojej spermy wypłynęła mi z kącika ust, gdy przełykał.
Pociągnąłem go za kark i przyciągnąłem do siebie, zlizując biały płyn i od razu
pogłębiając pocałunek. Nasze nasienia mieszały się teraz na naszych językach w
dzikim tańcu.
Opadł
obok mnie i przytulił do siebie mocno.
-
Cały się kleisz…- zamruczałem mu do ucha, a potem zniżyłem na wysokość klatki
piersiowej, aby ponownie ucałować słodkie ciało.
-
Mogę sobie iść…-droczył się.
-
Primo jeden, doskonale wiesz, że mnie nie zostawisz, primo dwa, zapewne już
zaplanowałeś sposób pozbywania się tego cukru z ciała…
Zaśmiał
się.
-
Wspólna kąpiel?- zapytał z nadzieją.
-
Uhm…- potwierdziłem, że właśnie o to mi chodziło.
Podniósł
się i wziął mnie na ręce. Mówił, że lubił mnie nosić, bo byłem taki leciutki i
kruchutki. A mnie się to podobało, więc nie protestowałem.
Cały
czas trzymając mnie na rękach odkręcił wodę w wannie (taaa… wreszcie się na coś
przydała…) i wsadził mnie do środka zaraz dołączając do mnie i siadając za mną
w rozkroku. Wpasowałem się tyłkiem między jego nogi i oparłem plecami o jego
klatkę piersiową. Objął mnie rękami i przytulił do siebie.
Uwielbiałem
te momenty. Cisza, ciepło i bliskość naszych ciał. Nie potrzeba było nic
innego. Żadnych zbędnych słów. Ale czasami uwielbialiśmy także rozmawiać. Nie o
niczym. Na konkretne tematy. Najczęściej rozmawialiśmy o swojej przeszłości.
-
Bill…- mruknął mi do ucha, a ja otworzyłem oczy, które zamknąłem na czas
marzenia.
-
Uhm…- potwierdziłem, że go słucham.
Chwila
przerwy. Pewnie zastanawiał się, czy dobrze zrobi, jeśli zapyta.
-
Podoba ci się Luc?- Zadał w końcu pytanie.
Odwróciłem
się natychmiastowo i usiadłem okrakiem na jego kolanach, ujmując jego twarz w
dłonie. Zajrzałem głęboko w jego oczy.
-
Tom, ile razy mam ci mówić, że nie podobają mi się chłopcy?- zapytałem tak
naprawdę nie oczekując odpowiedzi.- Ani dziewczyny. Przecież wiesz. I George
też na pewno ci opowiadał, pod jakim kątem na nie patrzę.- Skinął lekko głową.-
Nie umiem tego racjonalnie wyjaśnić, Tom, ale podobasz mi się tylko ty, jako
jedyny człowiek na ziemi, tylko ty…- Pocałowałem go czule.- Co mam zrobić, żeby
ci to udowodnić?
-
Nic, Billy…- wyszeptał wzruszony.- Wierzę ci, braciszku…- Pogłaskał mnie po
głowie.
Naburmuszyłem
się i zawstydziłem.
- Nie
nazywaj mnie tak, gdy znajdujemy się w takiej sytuacji…- burknąłem.- Już i tak czuje
się jak ostatni zbok, nie musisz mi o tym przypominać…- Spuściłem wzrok.
Ujął
mój podbródek i sprawił, że spojrzałem mu w oczy.
-
Mimo wszystko, wydaje mi się, że lepiej mieć świadomość naszego pokrewieństwa,
gdy to robimy, niżeli spotkać się, jak już o tym mówiliśmy w Berlinie za kilka
lat, zakochać się i odkryć korzenie po paru latach.- Uśmiechnął się.-
Kochanie…- dodał.
Przytulił
mnie do siebie i już nie puścił.
Leżeliśmy
tak dopóki nie ostygła woda. Potem przenieśliśmy się pod gorący prysznic, gdzie
umyliśmy się nawzajem i przy okazji po raz drugi sobie ulżyliśmy.
Wyszliśmy
z łazienki po około dwóch godzinach, a w pokoju od razu dopadło nas szarpanie
za klamkę.
Spojrzałem
przerażony na Toma, który migiem zaczął zbierać ubrania i się ubierać. Ja
zdążyłem jedynie dorwać bokserki.
-
Bill! Otwieraj, kurwa!- Usłyszeliśmy wściekłe wrzaski George’a. Zastanawiałem
się, ile już tam stali.
Naciągnąłem
koszulkę. Z rezygnacją spojrzałem na spodnie, z którymi nie miałem szans w tak
krótkim momencie.
Podszedłem
do drzwi i upewniając się, że Tom siedzi już gotowy w fotelu z miną obojętności,
a nie odczuwanej jeszcze przyjemności, przekręciłem kluczyk, a G&G od razu
wpadli do środka.
Basista
spojrzał na mnie wściekle, potem przeniósł wzrok na Toma.
- Po
co się, kurwa, zamykacie, przecież nikogo nie ma w domu!- krzyknął.
Wziąłem
spodnie z krzesła i kontynuowałem czynność ubierania się.
- Co
wy tu wyprawiacie?- dalej pytał długowłosy szatyn.- Może się pieprzycie, co?!-
Zaśmiał się, dalej będąc wściekłym.
Spojrzałem
na niego jednocześnie z przestrachem w oczach, co jednak musiał odebrać za
złość.
-
Pojebało cię, kurwa?!!- wrzasnął Tom.- Już oprócz tego, że to obrzydliwe to
nielegalne!- Był naprawdę przekonujący, a mnie coś ukłuło w sercu.- Toż to
tylko popaprani napaleńcy mogą iść na taki układ! Do reszty oszalałeś!
George
został wbity w ziemię.
Tom
zauważył moją niewyraźną minę, która mogła zwiastować płacz.
Mój
brat rozłożył ręce.
-
Chodź do mnie, Billy…- wyszeptał, ale ja się nie ruszyłem.- Widzisz, idioto?!-
znów krzyczał na i tak czującego się głupio basistę.- Jak możesz mówić tak
okropne rzeczy i żartować z naszej więzi?
Wstał,
wziął mnie za rękę i powrócił na fotel, usadawiając mnie sobie na kolanach i
przytulając do siebie mocno. Zakryty moimi włosami wyszeptał mi do uszka:
„przepraszam”. Było szczere, nie tak jak tamte kłamstwa, które wyszły z jego
cudnych ust tylko po to by nas nie wydać.
-
Wypierdalać!- warknął i ukrył mnie w swoich ramionach.- Zaraz przyjdziemy do
studia…- dodał.
Gustav
spoglądał na George’a surowym wzrokiem i raczej też się na niego obraził, bo
odwrócił się na pięcie i na nic nie patrząc, zniknął z pokoju.
-
Sorry…- wydusił z siebie długowłosy i również uciekł, zatrzaskując za sobą
drzwi.
Zostaliśmy
sami.
-
Wiem, że kłamałeś, „popaprany napaleńcu”, ale zabolało…- Pociągnąłem nosem i
trochę się zaśmiałem.- Przepraszam…- wyszeptałem i spojrzałem w jego oczy.
Pocałował
mnie czule parę razy, a potem scałował moje łzy.
- Nie
zostawisz mnie, prawda, braciszku… kochanie….- zapytał.
- Tak
jak ty mnie nie zostawisz - obiecałem.
Opuściliśmy
pokój i udaliśmy się do studia, gdzie wspólnie zadecydowaliśmy, że dla dobra
zespołu zapomnimy o całym incydencie. Zrobiliśmy krótką próbę i powiedziałem,
że wyjeżdżam na tydzień. Mieli ćwiczyć codziennie z Tomem i wymyślać jakie nowe
riffy.
Około
dwudziestej spakowałem się w dwie walizki (nigdy nic nie wiadomo… ja muszę się
czasem przebierać w trzy różne komplety dziennie) i udałem się do Toma,
zamkniętego w pokoju.
Otworzyłem
drzwi jego sypialni i wróciłem do siebie. To był znak, że możemy już ponownie
być razem.
Dużo
rozmawialiśmy, potem po raz ostatni tamtego dnia oddaliśmy się przyjemności
seksu oralnego, a następnie zasnąłem, wtulony w Toma jak mały kotek.
Jak
długo mógłbym walczyć o Toma i tą miłość? Przez całą wieczność. Dopóki bym ich
nie dostał.
Mówiłam już, że uwielbiam Ciebie i to opowiadanie? Nie? To teraz mówię! KOCHAM TO! <333333
OdpowiedzUsuńDAWAJ SZYBKO KOLEJNY ROZDZIAŁ BO NIE WYTRZYMAM <3
uzależniłam się od tego opowiadania... :3
Weny!