piątek, 27 grudnia 2013

49. Alien sucht Liebe

Moi Kochani!

Przepraszam za tak strasznie długa nieobecność, jednak okazało się, że czas nie stoi po mojej stronie. Mam dla was gorące życzenia, choć spóźnione, na święta i ładnie opakowany w srebrny papier z czerwoną kokardką prezencik, czyli nowiutki rozdział, który szybko naskrobałam. Przepraszam jeszcze raz, nie wiem jak będzie dalej.

Co do rozdziału… Chcę podkreślić i zarysować obecną sytuację pomiędzy bliźniakami i między Billem a twórczością i jego weną. Pierwszy raz chce na samym wstępie powiedzieć, na co powinniście zwrócić swoja uwagę w ciągu czytania tego i następnych rozdziałów, gdyż inaczej mogą one wydać wam się bezsensowne i bezcelowe, niewnoszące nic do opowiadania. Mogłam od razu przejść do tego, co planuję, jednak zdecydowałam się na powolne podgrzewanie atmosfery. Tak, tak.. Sinni postanowiła się poznęcać J

Betowała Kasia, za co bardzo dziękuję  i zapraszam do czytania i komentowania.

~ Sinni


49. Alien sucht Liebe

Chichocząc, zapakowałem ubrania do walizki. Kompletnie nie wiedziałem, czego się spodziewać. Zielonego pojęcia nie miałem, jak nas przyjmą. Ale już tyle ćwiczyliśmy, tyle graliśmy… Musiało być idealnie. To był początek naszej pierwszej trasy koncertowej. Zimmer 483.
Postawiłem walizkę na korytarzu. Nasz podbój świata zaczynał się w Berlinie. Patriotycznie.
- Tommy! – krzyknąłem do brata, który już był na dole. – Kochanie, pomóż mi z walizką! – poprosiłem i dostawiłem drugą walizkę.
Wszedł po schodach z uśmiechem na twarzy. Kochał, jak tak do niego mówiłem. A że rodziców nie było, to mogłem.
- Boże święty, Bill! – Spojrzał na moje bagaże. – Toż to są dwa fortepiany! Co ty tam masz?! – Poniósł walizki i obie zniósł na dół.
Patrzyłem na niego, zagryzając wargę seksownie, z uśmiechem. Mój siłacz…
Zbiegłem do niego z torebką i skoczyłem na niego już z wolnymi dłońmi. Złapał mnie mocno i ścisnął za pośladki. Owinąłem nogi wokół jego bioder i przytuliłem się mocno.
- Tuliłem cię cała noc – powiedział. – Jeszcze ci mało? – Zaśmiał się.
- Ja nigdy nie mam dość – wyszeptałem.
- To akurat wiem. – Pocałował mnie czule.
Posadził mnie na blacie kuchennym i pogłaskał mój policzek, całując mnie w czoło. Przesunął dłonią po moim czarno-białym natapirowanym łepku.
- Wyruszamy w podróż, braciszku… - wyszeptał. – Ty, ja i reszta świata…
- Für immer zusammen?
- Für immer zusammen, mein Schatz…
A mnie od razu zrobiło się gorąco.

* * *

Wsiedliśmy do tourbusa, który przyjechał pod nasz dom i od razu wzięliśmy sobie w nim wspólny pokój na końcu. Tom wniósł walizki, a ja siedziałem już na… dużym łóżku, które okazało się jedyne w tym pokoju. Poruszyłem sugestywnie brwiami. Tom się zaśmiał cicho i zaczął awanturę.
- Jost, ty idioto! – wrzasnął i poszedł do naszego managera, a Geo i Gus, którzy już mieli swoje pokoje osobno bliżej wyjścia zerwali się, nie wiedząc, o co chodzi.
- Ach, Thomas… I tobie też dzień dobry – odpowiedział mężczyzna, a wszyscy się zaśmiali.
- Co to ma być w naszym pokoju?! Ja wiem, że my z Billem dzielimy się wszystkim i jesteśmy bardzo blisko, ale kołderką się z nim nie podzielę! Moja! – Uśmiechnął się sam na swoją tyradę.
Jost tylko pokręcił z niedowierzaniem głową, westchnął i poszedł do jakiejś szafy, z której wyciągnął dodatkową kołdrę i rzucił nią w Toma.
- No! I tak powinno być. – Tom poszedł zanieść kołdrę cały w udawanych skowronkach.
Pozory.
Pomachaliśmy domkowi na do widzenia i odjechaliśmy prosto w stronę autostrady. Podekscytowani, poddenerwowani i wyczekujący nowej przygody. W jej stronę jechaliśmy. Do Berlina.
W tourbusie mieliśmy wszystko. Zaczynając od we wszystko wyposażonej łazienki, idąc przez 4 sypialnie, salon i kończąc na kuchni. Siedzieliśmy właśnie w tym przed ostatnim i Tom brzdąkał na gitarze coś Metallici, a ja cieszyłem się jak dziecko i już po chwili zacząłem to śpiewać i wyszło nam Nothing Else Matters, za co potem dostaliśmy brawa od chłopaków.
Po drodze musieliśmy bardzo zboczyć z drogi, żeby dojechać do domu Josta i zabrać jego bagaże, przez co gdy dotarliśmy do Berlina, było już ciemno.
Zajechaliśmy przed hotel, w którym nocowałem zawsze podczas sesji zdjęciowych i przywitałem się ze znanym mi personelem. David rozdał nam klucze i nakazał zwrócić następnego dnia rano, żebyśmy nie zgubili. Gustav i Georg wzięli swoje bagaże i razem z Jostem pojechali jedną windą, a ja i Tom wsiedliśmy do drugiej. Mieliśmy pokój na samym szczycie 30-piętowego hotelu, czyli tam, gdzie zawsze nocowałem, właściwie, to w „moim” pokoju.
Winda się zamknęła, ruszyła i od razu wpadłem w ramiona brata, tak bardzo za nimi tęskniłem przez ten cały dzień. Przytulił mnie mocno, wyraźnie dając znać, że i on od paru godzin nie marzył o niczym innym.
- Tommy… Boże, co to będzie na tych trasach… - Westchnąłem i połączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku.
Pchnął mnie na ścianę i zaczął całować jeszcze mocniej, wkładając prawie język do gardła.
- Bill… ahhh… ty moja mała kurwo… - Złapał mnie za tyłek i ścisnął mocno.
- Hahaha… - Roześmiałem się cicho. – Chcesz się bawić…? Może w ucznia i profesora…? – Zachichotałem.
- Po to musielibyśmy iść do sexshopu, a w naszej sytuacji najlepiej zamówić te rzeczy w necie na adres Georga… - powiedział wyszczerzony.
Roześmiałem się jeszcze głośniej i dałem mu klapsa w tyłek.
- Ała! Modliszko ty… - Zaczął mnie podgryzać po szyi i… nagle winda stanęła i nic nie zapowiadało na to, ze ruszy. Wszystkie ikonki zaczęły mrugać i wyłączać się na zmianę. Wyglądało na to, że stanęliśmy między 16 a 17 piętrem.
- T-Tom… - szepnąłem cicho, co było w sumie absurdalne. – Tom, jesteśmy uwięzieni! – pisnąłem i zacząłem naciskać wszystkie przyciski po kolei, zaczynając od dzwonka. – Bożebożebożebożeboże… - szeptałem  pod nosem jak modlitwę i przyciskałem wszystko jak leciało. – Tom, zrób coś! – Przytuliłem się do niego mocno.
Mój brat wywrócił oczami i usiadł na podłodze.
- Coś – mruknął zadowolony z siebie.
- Głupek… - Zacząłem walić w drzwi windy, jednak po 5 minutach stwierdziłem, że warto było by zadzwonić do Josta.
Gdy tylko wziąłem telefon do dłoni, okazało się, że on dzwoni. Odebrałem.
- Bill, jak będziecie iść do nas na 24 piętro, żeby omówić jutrzejszy dzień, to nie jedźcie windą, bo w jednej jacyś kretyni się zatrzymali i szybko ich nie wydostaną, więc zejdźcie po schodach, dobrze?
Odpowiedziała mu cisza, a moja dłoń jeszcze bardziej zaciskała się na aparacie telefonicznym.
- Bill, jesteś tam…? – zawołał.
Znów cisza, nawet nie oddychałem.
- Jesteście w tej windzie, prawda…? – powiedział w końcu David i westchnął. Nic nie odpowiedziałem, nie było potrzeby. A pewnie, gdybym zaczął, to nie skończyłbym wrzeszczeć, a trzeba było oszczędzać tlen, więc nic nie powiedziałem. – Posłuchaj, wyciągnę was jak najszybciej, nie rozmawiajcie dużo i leżcie na podłodze jak się zrobi duszno. Będę dzwonić co jakiś czas, a ty odpowiadaj tylko „tak” lub „nie”, dobrze?
 - Tak – powiedziałem krótko jak kazał, bo wiedziałem, że ma rację i się rozłączyłem.
Usiadłem przy bracie i podciągnąłem kolana pod brodę, patrząc na drzwi mając nadzieje, że może wystraszą się mojego wzroku i się zaraz otworzą.
- Mamy przerąbane, prawda? Jest 23 i dopiero będą szukać specjalisty? – zapytał Tom.
- Dokładnie… - odpowiedziałem cicho po poskromieniu swojego wybuchowego temperamentu.
Siedzieliśmy kilka minut w ciszy i w końcu usiedliśmy oparci o drzwi, aby patrzeć przez szklaną od połowy ścianę na ciemne niebo z gwiazdami. Oparłem głowę o jego ramię i wzdychałem.
- Czekolady…? – zapytał nagle ni z tego, ni z owego i wyjął całą tabliczkę czekolady i butelkę wódki z walizki.
Uśmiechnąłem się.
- Na ciebie zawsze można liczyć… - Pocałowałem go i wziąłem czekoladę i łamałem na kawałki, a on odkręcał wódkę. – Z gwinta?
- A masz kieliszki? – Uniósł brew.
Otworzyłem walizkę i szperałem aż wyjąłem dwa kieliszki i podałem mu jeden.
- Nie mówiłem ci, że biorę wódkę… - zauważył, przyglądając mi się podejrzanie.
- Człowieku, wiem, co zjesz jutro na śniadanie, a mam nie wiedzieć, że weźmiesz wódkę…? Jesteśmy braćmi od dwóch lat, nie od godziny… - prychnąłem.
W odpowiedzi polał tylko do kieliszków.
- Czekaj… mam popitkę… - Przypomniałem sobie i wyjąłem z walizki sok jabłkowy, otworzyłem i postawiłem po środku.
Wlałem na raz ostrą ciecz do gardła i popiłem dwoma łykami soku.
- No, no… braciszku… wkurwiłeś się, co? – Tom się zaśmiał.
- Wkurwię się dopiero jak wychlejemy prawie dwa litry picia i będzie mi się chciało sikać… - mruknąłem. – Zapaliłbym… Masz fajki?
- Mam, ale jak zapalimy, to… - Usłyszeliśmy jakiś pisk i coś na wzór wiatraka. Włączył się i poczuliśmy dopływ świeżego powietrza - …nie będziemy mieli czym oddychać… - dokończył zrezygnowany i podał mi fajki i zapalniczkę.
Odpaliłem jednego i zaciągnąłem się.
- Wiesz… boję się, że nie mam już pomysłów… - powiedziałem po dobrych 10 minutach ciszy.
- Co masz na myśli, skarbie…? – Objął mnie mocno i całował po skroni, biorąc mnie na kolana.
- Boje się, że się wypaliłem… - szepnąłem i wypiłem kolejny, trzeci, kieliszek.
- Bo nie napisałeś żadnej piosenki? – Głaskał mnie po włosach i tulił do piersi.
- Tak…
- Nie przejmuj się, czasem długo nic nie piszesz. To tylko chwilowe. Na pewno… - mówił z ustami w moich włosach i przeczesywał je, niszcząc mi nastroszoną fryzurę. – No, ale mówiłeś już, że o czymś myślałeś przecież…
- Ale to jednak tak beznadziejne, że nawet nie chcę o tym mówić… To kompletnie nie pasuje do naszego stylu… i w ogóle. Nie pytaj, bo i tak ci nie powiem…
 Westchnął bezradnie i napił się z gwinta wódki. Wziąłem kostkę czekolady i zjadłem oblizując się, po czym pocałowałem brata głęboko, przekazując mu ten słodki smak, by zrównoważył go z gorzkim.
Minęło 20 minut w ciszy, które spędziliśmy, słuchając jedynie swoich serc i oddechów. Cisze ową przerwał telefon, a konkretniej David.
- Halo…? – Odebrałem.
- Słuchajcie, nie mam dobrych wieści… Jedyny technik tego hotelu jest na urlopie na Seszelach. Szukają innych specjalistów od tego typu wind, będziecie musieli się uzbroić w cierpliwość. Nie jest wam słabo?
- Nie, włączyli klimę i mamy świeże powietrze – odpowiedziałem znudzony.
- Macie coś do jedzenia, albo do picia?
- Jasne… kanapki i soczek – odparłem i westchnąłem cicho.
- Bill, wiem, że jesteście wściekli, ale to nie moja wina…
- Nasza też nie, więc daruj sobie… Po prostu jutrzejszy koncert zaśpiewamy chyba z windy. A próba? Jasna cholera, to nasz pierwszy koncert na pierwszym tournee, a my jesteśmy uwięzieni w windzie na 17 piętrze!
- Bill, uspokój się. Macie zgaszone światło, ładny widok, idźcie spać, a jak się obudzicie, już będziemy was wynosić z windy…
- Uważasz, że przed nagrywanym na DVD koncertem, noc na podłodze to najlepsze, co może zrobić na postawę?!
- Bill, nic ci na to nie poradzę… Co w takim razie proponujesz, co?
Uśmiechnąłem się diabelnie do telefonu.
- Ja, Tom i 3 godziny SPA jutro przed koncertem.
Jost chyba zaniemówił, powiedział coś chyba do Geo i Gustava, ale nie usłyszałem.
- Dobra. A teraz się uspokój i idźcie spać grzecznie… no jak z dziećmi po prostu…
- Dobranoc, David – powiedziałem i się rozłączyłem, nie czekając na odpowiedź.
Odłożyłem telefon i wstałem, by patrzeć na Berlin.
- Chcę czegoś nowego, Tom… Gdy skończymy tę trasę, musimy spróbować z czymś innym, odmienionym… Mamy prawie 18 lat, nie możemy wciąż udawać zbuntowanych dzieciaków…
- Wiem, Billy, powiedz mi nad czym myślisz – poprosił Tom.
- Nie, za wcześnie. Jeszcze nie dopracowałem. I jeszcze… Jeszcze muszę przemyśleć, czy to dobre posunięcie. Czy fani to zaakceptują.
- Bill, oni kochają wszystko, co im dasz, co my damy… Jesteśmy unikalni po prostu. Nie rób tego pod nich. Róbmy to po prostu dla siebie jak do tej pory.
- Po prostu… robiąc to dla siebie, gramy dalej rozwydrzonych nastolatków, którzy mają wszystko gdzieś. Nie mam wszystkiego gdzieś. Chcę, żeby się podobało. Potrzebuję tego. Jak tlenu. – Zagryzłem wargę i wypiłem dwa łyki z butelki.
- Żeby cię uwielbiali?
- I żebym błyszczał. Chcę błyszczeć, Tom.
- Błyszczysz… - Westchnął i wziął mnie na kolana znowu. – Śpij, kochanie… - wyszeptał.
Uśmiechnąłem się na to i natychmiast uspokoiłem nerwy.
- Umiem błyszczeć… - szepnąłem. – W twoim cieniu… - Zasnąłem momentalnie, mocno wtulony.

Miałem kryzys wiary w siebie. Czy to dlatego, że nie umiałem już pisać o bolesnej miłości? Czułem się jak Obcy szukający miłości pomiędzy słowami.

3 komentarze :

  1. Och jak długo cie nie było! Ale z odcinkiem wróciłaś! Zajebistym! Kocham czytać takie zwariowane opowiastki,.lekkie i przyjemne, ech myślałem, że Tom i Bill w windzie małe co nie co ale bywa cóż czekam na 50 odcinek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie piszesz, dobrze się to czyta i zawsze poprawia humor. :) Czekam na następny odcinek. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń