niedziela, 14 stycznia 2018

Miłość Boli 2.2

Witajcie,

dzisiaj krótko tylko wprowadzam, mam zawaloną głowę projektami, zbliża się sesja. Wrzucam to co mam na stanie, byście nie pomyśleli, że o Was zapomniałam.

Sinnlos



Miłość Boli 2.2

                Stojąc na balkonie jej pokoju i paląc papierosa miałem ochotę zapomnieć, że żyję wraz ze wszystkimi problemami, z którymi przyszło mi się zmierzyć. Analizowałem to wszystko, drogę od samego początku do tego hotelowego balkonu w środku Paryża.
                Odwróciłem się w końcu i spojrzałem na dziewczynę. Trzymała w rękach znajomo wyglądającą, czarną teczkę. Podawała mi ją. Niechętnie wyrzuciłem niedopałek i wziąłem teczkę, wracając do pokoju. Usiadłem tam, gdzie wcześniej i otworzyłem ją.
                - Przecież znam te dokumenty – powiedziałem w końcu, przeglądając papiery. – Ale naprawdę nie rozumiem, w czym mógłbym ci pomóc. – Wzruszyłem ramionami.
                Spojrzała na mnie tak, jakby nie wiedziała, czy udaje, czy jestem naprawdę taki głupi. Wyszperała jakiś dokument z dna teczki, który okazał się dobrze mi znaną, kilkustronicową umową między Margaret a Paulem – jej.. alfonsem.
                Przetarłem twarz ze zmęczenia tymi emocjami.
                - Wiesz jakie są warunki umowy, Tom – powiedziała, przyglądając mi się. Czułem się strasznie niekomfortowo, gdy wywiercała we mnie dziurę. – Chcę zacząć normalnie żyć. Naprawdę. Po tym jak odszedłem, uświadomiłam sobie, że nie mogę tak dłużej. Na tych zdjęciach, które miał, nikt by już Roxann nie poznał. Ile można w tym tkwić?
                - Nie masz jeszcze 30 lat – zauważyłem. Wiedziałem, że umowa przestawała obowiązywać w jej 30 urodziny. Podrapałem się po głowie. Ręka mi znieruchomiała, gdy zrozumiałem, czego ona ode mnie chce. – Zapomnij. – Spojrzałem na nią z kurwikami w oczach. – Nie zniszczysz mi znów życia.
                - Tom. – Podała mi sporych rozmiarów kopertę.
                Nie chciałem jej wcale brać. Bałem się tego, co może tam być. Ona była za sprytna.
                Sama ją otworzyła i wysypała na łóżko spory pliczek zdjęć. Na każdym z nich były okna.. a w nich obrazu dokumentujące to, co robiłem z Billem w ubiegłym tygodniu. Dokładnie wszystko.
                Przełknąłem ciężko ślinę. Jak ona mogła.. po tym wszystkim.
                - Nie chcesz już nigdy zobaczyć rodziny? Nie mieć wstępu do Niemiec? – Uniosła brew. – Chcesz tego pozbawić Billa? – pytała, ale nie mogłem skupić się na jej głosie.
                Miałem  ochotę ukryć twarz w dłoniach i gorzko zapłakać. Jak mogłem choć na chwilę pomyśleć, że wyjazd od niej z Monachium w celu poszukiwań brata uwolni mnie choć trochę? Kontrolowała mnie. Dokładnie tak, jakby każdy mój ruch był przez nią dokładnie zaplanowany. Jak mogła mi to robić?
                - Tyle lat dla ciebie poświęciłem.. poświęciłem swojego brata.. A tobie, kurwo, nadal jest mało – powiedziałem cicho, spoglądając na nią i pokręciłem głową. – Przyczepiłaś się do mnie i nie mogę się ciebie pozbyć.
                - Nie zapominaj, kto, do kogo się przyczepił.. – parsknęła z drwiącym uśmieszkiem na ustach.

                Gdy tylko wróciłem do domu, nie mogłem przestać o niej myśleć. Bill chciał coś razem robić, ale zamknąłem się u siebie. Kładąc się na łóżku, złapałem w rękę telefon i wyciągnąłem z kieszeni serwetkę. Napisałem do niej, nie mogłem się powstrzymać. Wciąż miałem w głowie jej obraz.. jej obnażone uda i gardło drgające przy przełykaniu wina.
                Odpisała.
                A potem pisaliśmy całą noc. I cały dzień. I wkrótce staliśmy się nierozłączni.
                Kołysałem się z nią w klubie przy wolnej piosence. Widziałem ją wtedy po raz pierwszy od czasu, gdy jadłem z chłopakami w restauracji.
                Oplatała moje szyję ramionami. Była ode mnie tylko trochę niższa, gdy miała obcasy. Kręciło mnie, gdy kobieta nosiła szpilki, to było strasznie seksowne. Ona taka była. Wpisała się w moje senne marzenie o kobiecie całkiem nieświadomie. Prawdopodobnie było to strasznie głupie, ale wtedy pomyślałem, że skoro spotkałem kobietę ze snów, prawdopodobnie jest mi ona właśnie pisana. Spędziliśmy tak prawie całą noc. Tańcząc, przytulając się i całując.. Jej usta były słodkie jak miód. Delikatne. I całowała wspaniale. Czułem, jak mocno moje ciało na nią reaguje.
                Wtedy nie zwróciłem uwagi na to, że woli jechać taksówką sama, niż, żebym ją odprowadził do domu. Na to, że zamiast taksówki podjechało inne auto z ciemnymi szybami.. Na to.. że Bill czekał na mnie w moim pokoju i wyglądał, jakby przed chwilą płakał. Zauważyłem tylko jego uśmiech i pytanie o to, jak było. A ja opowiadałem.. Ślepy byłem na ból w jego oczach.

                - Margaret.. – Ponownie pokręciłem głową i roześmiałem się w najlepsze, czując, jakbym był w ukrytej kamerze. – Nie ma takiej cholernej możliwości, żebym cię poślubił, tylko po to, żebyś uwolniła się od alfonsa. Nie stracę dla ciebie po raz kolejny swojego życia. Wysyłaj to sobie na policję, chuj mnie to naprawdę obchodzi.
                Patrzyła na mnie jak zwykle pewna siebie. Westchnęła i pozbierała zdjęcia do koperty.
                - Na policję? Nie mam zamiaru mieć nic wspólnego z policją. Zdecydowanie bardziej wolałabym to powysyłać do wszystkich znajomych Billa.. do waszych rodziców.. do jego pracodawcy i przyszłych pracodawców.. – Zaczęła wymieniać, a ja zacząłem blednąć na twarzy.
                Jak mógłbym być tak głupi, myśląc, że to mnie będzie chciała udupić. Na szali ważyło się normalne życie Billa i stracenie go znów.. Wbiłem wzrok w ziemię i miałem ochotę wyć do księżyca.
                Opadłem na łóżko i ukryłem twarz w rękach, opartych o kolana. Ona go nienawidziła, naprawdę go nienawidziła. Od samego początku do końca chciała zniszczyć jego, nie mnie. Ja byłem ofiara pośrednią.
                - Jak ty to sobie, kurwa, wyobrażasz? – wyszeptałam, wcale na nią nie patrząc.
                - Pójdziemy do urzędu i weźmiemy ślub, ot co. Wyślę akt ślubu do Paula, a w zamian dostanę teczkę. – Wzruszyła ramionami, głupi się uśmiechając.
                - Pytam o te małżeństwo. Jak ty to sobie wyobrażasz, że będę twoim mężem i cię nie zabiję? – Spojrzałem na nią nieobecnym wzrokiem. Myślami byłem przy Billu. Daleko w Indiach.
                - Za 4 lata skończę 30 lat. Będziemy mogli się rozwieść i..
                - 4 lata! – Przerwałem jej. – Byliśmy razem osiem lat. Na OSIEM lat straciłem swojego brata, nienawidząc go tylko za to, że ty go nienawidziłaś, nie wiedząc nawet, za co go nienawidzisz! A wtedy.. wtedy, gdy się dowiedziałem, kurwo.. – Zatrząsłem się cały z nerwów. – Nie masz żadnych praw do mojego życia, ani życia Billa. Jesteś zepsuta do szpiku kości, chcąc zniszczyć to, co zostało z niego.. ze mnie. Zabrać mi 12 lat. – Podszedłem do drzwi, czując, że długo nie wytrzymam bez przypierdolenia jej w twarz. Nacisnąłem klamkę i odwróciłem się na chwilę. – Zadzwonię – rzuciłem bezuczuciowo.
                - Mam czas do środy. W sobotę musze wracać. Papiery muszą dojść do piątku do Paula – odparła jedynie. Dokładnie tak jakbym się zgodził.
                Tak jakby wiedziała, że się zgodziłem.. bo przecież nie miałem wyjścia.. nie widziałem go.
                Wyszedłem stamtąd jak najszybciej.


                Przełożyłem sobie przez ramię torbę i chodziłem po mieście bezczynnie, próbując poukładać to sobie w głowie. Potrzebowałem pomocy, potrzebowałem Billa. Nigdy w życiu nie potrzebowałem go tak bardzo jak teraz.. Szkoda, że tak późno to zauważyłem.
                Jednocześnie chciałem i nie chciałem mu o tym mówić. Potrzebowałem pomocy . Tej kobiecie całkiem odbiło. Od tylu lat mściła się na Billu za coś.. czego w ogóle nie był winien.
                Pokręciłem głową. Potrzebowałem kawy i prawnika. Cholernie dobrego prawnika. To miasto wydawało się już całkowicie kojarzyć z tym, co na świecie najgorsze.
                Bill.. jego imię brzmiało w moich myślach bez przerwy.

                - Kto to jest? – zapytała Margaret jakby od niechcenia, gdy stanęła w drzwiach mojego pokoju, zapewne wpuszczona przez moją mamę.
                Patrzyła się na kupkę nieszczęścia, ubraną w moją dużą, czarną bluzę, z długimi czarnymi włosami, które zasłaniały twarz. Patrzyła na Billa, który wtulał się w mój bok i płakał akurat wtedy, gdy weszła do środka. W szkole nie dawali mu spokoju. Tulił się i opowiadał, jak znów ktoś go zwyzywał i uderzył w twarzy, gdy ja nie mogłem przy nim być. Oni czaili się na wszystkie te momenty, gdy szedłem do łazienki lub przebierałem się na wf, żeby go dorwać.
                Zacisnąłem usta w wąską linię. To był najgorszy moment ze wszystkich, żeby przyszła. Nie chciałem, żeby znała Billa od tej strony. Wrażliwej i bezbronnej. Tej jego pedalskiej strony. Tak chyba wszyscy na niego mówili, że jest pedałem. Makijaż całkiem mu się rozmazał, a na oczach miał czarne kólka jak oczy u pandy. Pocierał je piąstkami jak dziecko.
                Westchnąłem, gdy zauważyłem, że przepiękna blondynka patrzy na mnie wyczekująco. Pierwszy raz była u mnie w domu, a tu taki wstyd. Podrapałem się lekko między dredami. Naprawdę tak pomyślałem? Że się go wstydzę? Źle z tobą, Tomie Kaulitz. Bardzo źle.
                - To.. to mój brat. Wspominałem, że mam brata bliźniaka – odparłem w końcu, chcąc go jakby schować za sobą. – Słuchaj, poczekaj tu chwilę, ja zaraz wrócę.
                Nie czekając na odpowiedź, złapałem Billa na ręce jak dziecko, pod tyłek i ruszyłem z nim do jego pokoju. To był zdrowy szesnastolatek, a ja się nim zajmowałem bardziej niż wtedy, gdy miał lat pięć.
                Usadziłem go na jego łóżku i uklęknąłem u jego nóg. Miałem ochotę westchnąć, ale wiedziałem, że Bill jest przeczulony na punkcie bycia dla mnie ciężarem. A ja próbowałem przekonać go, że jest inaczej, żeby dodać mu pewności siebie, ale teraz.. teraz naprawdę przeszkadzał. Chciałem zająć się Margaret i porządnie się z nią przelizać.
                - Bill.. – zacząłem nie wiedząc do końca, co powiedzieć, żeby zrozumiał, ale, żeby nie było mu przykro. – Bill, przyszła moje koleżanka. Muszę zając się gościem – wyraziłem się w końcu najdelikatniej jak mogłem. – Porozmawiamy o tym jak pójdzie, dobrze? Zrób lekcje. Przyjdę do ciebie w nocy – obiecałem.
                Pokiwał głową strasznie niepewnie. Władował się cały na łóżko nie zdejmując nawet butów. Trząsł się. Płakał niemo, wiedziałem to.
                Zrezygnowany wyszedłem z jego pokoju i wróciłem do siebie. Przed wejściem potarłem twarz i westchnąłem ciężko. Miał przesrane od początku gimnazjum. Ale przez niego ja też miałem. Nie mogłem się oddalić, musiałem wszędzie z nim chodzić, zabierać na pizze i do kina, bo nie miał innych znajomych. Przez to ja zbytnio tez ich nie miałem. Ze mną chcieliby wychodzić, ale gdy mówiłem, że Bill też idzie, kończyło się zwykle na nieszczerych uśmiechach i rezygnacjach z wyjścia godzinę przed umówionym spotkaniem.
                Wszedłem do środka. Dziewczyna siedziała na moim łóżku, tam, gdzie przed chwilą siedział Bill. Pokręciłem głową, chcąc, żeby nie pytała. Ale ona chyba tego nie zrozumiała.
                - Co mu? – zapytała zimno. – To facet, czy baba, że się tak maże? Chyba wstyd gdziekolwiek z nim wyjść – stwierdziła. Patrzyłem na nią zdziwiony.
                - Jakbyś czytała mi w myślach – szepnąłem.
                Wtedy dałem jej przewagę. Wtedy już wiedziała, w co uderzać i co mówić. A ja.. przecież wcale tak nie myślałem. Kochałem brata najbardziej na świecie. Wtedy jeszcze tak. Dopóki nie zaczęła mi mieszać w głowie. A potem było tylko gorzej.


                - Dzień dobry – powiedziałem, wchodząc do dość ładnie urządzonego gabinetu.
Wszystkie meble były z drogiego drewna i pachniały starością. Regały wypełnione były książkami z zakresu prawa i przeróżnych jego odłamów. Na środku leżał bordowy dywan. Mężczyzna po 50 siedział za biurkiem i lustrował mnie wzrokiem, poprawiając swoje okulary, które widocznie zjechały mu z nosa.
- Dzień dobry, panie Kaulitz. – Wstał i uścisnęliśmy sobie dłonie na przywitanie. Wskazał mi ręką fotel naprzeciwko niego, abym usiadł, co od razu uczyniłem. – Dobrze, że pan zadzwonił. Gdyby nie telefon, z pewności byśmy się minęli. Za pół godziny powinienem wychodzić do sądu, więc przejdźmy do meritum – postanowił. – W czym rzecz? – zapytał i dodając sobie wyglądu człowieka naprawdę skupionego na rozmowie, wziął pióro, aby pisać notatki, a głowę podparł na wolnej, lewej ręce, opartej łokciem o kant mahoniowego biurka.
- Potrzebuję.. Pewnej porady prawnej i.. i przedstawicielstwa, gdyby rzeczywiście doszło do czegoś. – Odchrząknąłem. – Nie wiem jak to powiedzieć. Potrzebuję porady, jak mogę się najlepiej zabezpieczyć przed.. ewentualnym małżeństwem.
- Chodzi panu o intercyzę? – dopytał.
- Nie tylko. O zablokowanie wszystkich możliwości ingerencji tej kobiety w moje życie. Poczynając od dokumentacji medycznej, listach, dostępie do kont w banku, a kończąc na spisaniu warunków rozwodu. Jeśli to ma sens.
Mężczyzna z początku patrzył na mnie jak na UFO. Analizował.
- Wie pan.. – zaczął mało odważnie. – W takim przypadku najlepszym wyjściem jest nie zawieranie małżeństwa. – Nie wiem, czy chciał być zabawny, czy nadać temu sarkastyczny oddźwięk, ale mnie nie było do śmiechu.
Zsunąłem się na brzeg fotela, przybierając w pewnym sensie pozycję do ataku.
- Proszę pana, w żadnym wypadku nie jest to dla mnie temat do żartów. Chcę, aby zabezpieczył pan mnie i moją prywatność w każdym możliwym aspekcie. Nawet takim, o którym myśli pan, że nie ma sensu. Nie musi pan rozumieć tej sytuacji. Wystarczy, że zapobiegnie pan jej następstwom. Proszę przygotować papiery i podać kwotę – rzuciłem bezuczuciowo.
Rozmowa na ten temat była dla mnie koszmarem. A to jeszcze nie była rozmowa z Billem. Miałem ochotę uciec i nigdy mu nie mówić.
Wyszedłem z gabinetu z kartką w ręce. Facet chciał 4 tysięcy. Teraz musiałem się zastanowić, skąd wziąć taką kasę na już. Żaden z moich znajomych w Niemczech nie dysponował takimi środkami. Z resztą po przebojach ze mną, nikt nie miał chęci o mnie słyszeć. Tylko Georg się ze mną kontaktował. Jednak wiedziałem doskonale, że on ma na utrzymaniu siostrę i chorą mamę. Ja byłem spłukany. Nigdy nic nie miałem. Wszystkie graty, które kiedyś zabrałem z domu, sprzedałem, żeby kupować biżuterie dla Margaret. A na co dzień nic nie było nam potrzebne. Ona coś zarabiała w nocy, a ja.. piłem, by o tym nie myśleć. Nikt nie brał pod uwagę oszczędzania. Nie miałem pojęcia jak potoczą się nasze losy. Ostatnie pieniądze wydałem na samolot do Paryża i taksówkę do Billa, gdy końcu go odszukałem. Nie było to łatwe. On potrafił się ukryć.
Bill.. Zaśmiałem się gorzko. Tylko on miał pieniądze, tylko on mógł mi je pożyczyć. Ale był daleko. Jak mógłbym rozmawiać z nim o tym przez telefon? Nie chciałem mówić mu wcale. Ale musiałem. Potrzebowałem prawnika i zabezpieczenia. Potrzebowałem jego pieniędzy.
Zwiesiłem głowę i poszedłem do kawiarni. Potrzebowałem sporo kawy. Jak ja mu to powiem? Nie miałem pojęcia co dalej. Co po ślubie, jakie są warunki. I czy to koniec warunków, czy dopiero początek. Ta kobieta była największym błędem w moim życiu. Największą jego zmorą.

Tak bardzo.. bardzo cię przepraszam, Bill.. wyłkałem w myślach, powstrzymując łzy bezsilności.

wtorek, 9 stycznia 2018

Info

Kochani,

podjęłam decyzję nie kontynuować IV Tomu od razu, gdyż nie był on planowany i uważam, że powinien być wyjątkowo przemyślany. Myślę, że się pojawi, gdy wszystko mi się w głowie ułoży. Natomiast już mogę powiedzieć, że pojawi się kolejne moje wymarzone opowiadanie (realizuje tu swoje pisarskie fantazje)  który będzie łączyć twincest, yaoi i hentai. Wszystko w jednym i kilka głównych postaci. A całość osadzona w świecie Potterowskim, konkretniej w Hogwardzie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

Są wśród Was fani potterowskich fanficków?

Do następnego :)

Sinnlos

sobota, 6 stycznia 2018

66. I feed myself lies. With words left unspoken.

66. I feed myself lies. With words left unspoken.

                Zielony kolor, który mnie otaczał z każdej strony, zaczął mnie powoli przytłaczać. Powietrze miało charakterystyczny zapach drewna bambusowego, a odczucia wynikające z tak niesamowitego otoczenia były niezaprzeczalnie niesamowite, jednak..
                Zieleń powinna koić, ale to nie działało, przynajmniej na mnie. Tom wydawał się zrelaksowany dzięki takiemu otoczeniu. A ja – denerwowałem się z każdą chwilą coraz bardziej. Dzisiejszy poranek utkwił mi w pamięci. Po tym, jak się opamiętałem, zostawiłem go na swoim łóżku i zamknąłem się skutecznie w łazience na kilka godzin. Prawdopodobnie strumieniami wody chciałem zmyć z siebie poczucie winy. To, co się wydarzyło było złe. Postąpiłem z nim jak z dziwką, a on.. ulegał jakby naprawdę nią był. Gubiłem się w tej sytuacji.
                Nagle poczułem jego ramię otulające mnie w talii. Wyrwał mnie tym z zamyślenia. Spojrzałem w bok, na jego twarz. Przyglądał mi się chwilę, a drugą dłonią założył mi kosmyk włosów za ucho. W jego oczach widziałem takie same zagubienie, jakie czułem w sobie.
                Spacer po lesie bambusowym wpędzał mnie w melancholię.
                Tom posadził mnie na drewnianej barierce oddzielającej ścieżkę od lasu. Zaczął padać delikatny deszcz. Naciągnął na moją głowę kaptur, a potem uczynił to ze swoim. Objął mnie mocniej. Ludzie w kilka minut poznikali pod parasolami. Patrzyłem prosto w jego oczy. Były przepełnione miłością i oddaniem.
                - Tom, ja.. przepraszam za rano.. – Zacząłem, aż poczułem jego palec delikatnie głaszczący moje wargi.
                Przesunął po nich kciukiem delikatnie je rozchylając, a następnie pogładził mój policzek, unosząc wyżej mój podbródek. Stanął pomiędzy moimi nogami i patrzył w moje oczy jeszcze przez chwilę, a potem złożył na moich ustach delikatny i czuły pocałunek. Deszcz nagle zaczął padać mocniej, a krople uderzały o bambusy, tworząc przyjemne akustycznie odczucia. Jak milion bębnów w jednym miejscu. W tym jednym momencie był dla mnie jedyny. Poczułem to.. czego dawno już nie czułem. Gdy oderwał się od moich ust, by zobaczyć moją reakcję, chwilę później wpił się w moje wargi jeszcze bardziej, gładząc dłońmi moje boki. Obejmował mnie mocno, silnymi ramionami, a ja na chwilę znów poczułem się jak mały chłopiec. Młodszy o cały ten czas, gdy działo się tyle złego. To było dobre.. takie dobre.
                Chwilę później już biegliśmy za ręce przez deszcz, uderzając stopami głośno w kałuże, których rozchlapująca się woda moczyła nam spodnie. Tych kilka beztroskich chwil, może nawet niecałe 3 minuty trwały dla mnie wieczność. Wieczność przywracająca same najwspanialsze wspomnienia. Naszą niewinność, gdy się poznaliśmy. Naszą ciekawość świata, gdy wyruszaliśmy w pierwszą trasę.
                Po chwili już siedzieliśmy w taksówce zmierzającej do naszego hotelu, którą w którymś momencie mojego zamyślenia musiał zatrzymać Tom. Siedziałem na siedzeniu pogrążony myślami nadal w wesołym biegu dzieci przez kałuże.. Błogość rozlewała się po moim sercu i ciele. Poczułem jak Tom wyciera mi włosy swoją bluzą, a po chwili lekko mnie nią otula i wtula w swoje cieple ciało. Coś wewnątrz mnie pękło i nie mogłem się oszukiwać, twierdząc inaczej.
                Milczałem. Tak było najbezpieczniej. Moje uczucia do Toma wróciły. Niestety – w żadnym razie nie rozwiązywało to naszych problemów. Ta dziewczyna była w ciąży.
                Ta myśl natychmiast przyćmiła wszystkie inne, a ja zwiesiłem głowę w smutku. Ta myśl miała prześladować mnie już podczas całej drogi do hotelu. Musiałem z nim porozmawiać. To już nadszedł ten czas.

                 *
               
                W pokoju postanowiliśmy zdjąć z siebie przemoczone rzeczy. Ja ubrałem coś suchego i ciepłego, a Tom paradował jedynie w spodniach dresowych i zamawiał nam obiad do pokoju z restauracji hotelowej. Usiadłem na swoim łóżku wciąż przygnębiony swoimi przemyśleniami, dodatkowo, czułem, że mój brat również intensywnie nad czymś myśli. Czułem to tak mocno, jak czułem własne myśli. Głęboko w sobie zmagał się z czymś ważnym.
                Przyszedł do mnie kilka chwil po zakończeniu składania zamówienia. Jego poważna mina i widoczny w oczach stres sprawiły, że i ja zacząłem się denerwować tym, co leżało mu na sercu. Czy to możliwe, żeby w tym momencie, gdy jakaś część mnie uświadomiła sobie, że kocha go tak mocno, że być może jest w stanie wybaczyć, on chciał się poddać?
                - Bill – zaczął nagle, siadając na łóżku obok mnie. Drgnąłem na to z jaką precyzją wymówił moje imię. Oboje czuliśmy, że nadszedł czas na poważną rozmowę. Poczułem jak delikatnie bierze moją dłoń w swoje, moje tętno przyspieszyło. Czy to właśnie ten moment, kiedy przyzna mi rację, że nasz związek nie ma przyszłości? Nabrałem w płuca powietrza, czekając na kontynuację. – To, co wczoraj powiedziałeś. – Odchrząknął. – Wiesz, kiedy cię poznałem, byłeś bardzo nieśmiały i delikatny. Co prawda udawałeś bardzo pewnego siebie, i to przekonująco. Mówili do ciebie „Gwiazdeczko” i tak dalej.. – Zrobił krótką przerwę i spojrzał na mnie nagle. – Nigdy w to nie wierzyłem. W tą grę. – Poczułem jak nerwowo głaszcze kciukiem wierzch mojej dłoni. – Postanowiłem sobie wtedy, któregoś dnia, że sprawię, że ta pewność siebie będzie prawdziwa. Chciałem, żebyś taki był. – Westchnął znów przerywając na chwilę. Tak bardzo się denerwowałem, nie wiedząc, do czego prowadzi ten wywód. – W pewnej chwili zdałem sobie sprawę, że dorośniemy. Jeśli to, o co się tak staram rzeczywiście się urzeczywistni, to nie miałem złudzeń, że staniesz się silniejszy ode mnie. I okłamywałbym siebie, udając, że nadal to ja jestem starszym, silniejszym bratem i mam wyłączność na dominowanie. Spodziewałem się, że pewnego dnia to z ciebie wyjdzie. I wyszło. – Dotknął lekko mojego policzka i go pogłaskał. – Stałeś się silniejszy ode mnie, ból, który ci zadałem.. on to z tobą zrobił. Nigdy tego nie planowałem, ale.. zawsze wiedziałem, Bill.
                - C-Co wiedziałeś? – wyszeptałem tak cicho jak to tylko możliwe. Nadal paraliżował mnie strach przed jego konkluzją.
                - Że jesteś ode mnie silniejszy. Ja w twojej sytuacji.. dawno skończyłbym na prochach. – Pokręcił głową z politowaniem dla siebie. – Bill, jeśli uważasz, że to rozwiązuje w jakiś sposób ten.. konflikt między nami, to jestem skłonny oddać ci się. Dominujesz mnie. Ten ból nas odmienił. Teraz ja jestem słaby. – Skończył i przyglądał się w mojej twarzy, na której od samego początku jego monologu strach i zdziwienie nawzajem się dominowały.
                Czekał aż coś powiem, wiedziałem o tym, ale zatkało mnie. W jednej chwili doszło do mnie, jak bardzo się zmieniłem i jak bardzo Tom się zmienił. Obudziło to we mnie nieopanowane poczucie winy. Przeze mnie się zmienił. Tak bardzo chciał mnie odzyskać, że przestał być sobą.. bo będąc sobą potrafił mnie tylko tracić.
                Odwróciłem od niego twarz. Sam nie byłem pewien, czy moje wczorajsza „propozycja” wyszła ode mnie na serio, czy tylko w wyniku nieustannego kłębienia się we mnie negatywnych emocji. Odsunąłem od siebie jego dłoń. Potrzebowałem powietrza. Natychmiast wstałem i wyszedłem na balkon, zabierając ze sobą papierosy. Od razu odpaliłem pierwszego i mocno się zaciągnąłem. Oparłam się łokciami o  barierkę i schowałem twarz w dłoniach. Co ja miałem teraz zrobić? To.. nadal żadnego problemu nie rozwiązywało. Miał zostać ojcem. To, kto by górował w naszym związku nic nie wnosiło. A z drugiej strony, on chciał się tak poświęcić, chyba naprawdę bardziej już nie mógł.. jak mogłem mu powiedzieć, że to nic nie znaczy? Przecież dobrze wiedziałem, że nadal go kocham.
                Wróciłem do środka po 3 papierosach, gdy usłyszałem, że w końcu dostarczyli nam zamówiony obiad. Obserwował mnie, chciał mnie odczytać i z pewnością mógłby, gdybym wciąż był taki jak kiedyś.. gdybym choć trochę wiedział co robić.
                Usiedliśmy przy stole. Tom ustawiał półmiski, nie zwracałam na to uwagi. Emocje buzuwały we mnie. Byłem osobą decydującą nie tylko o swoim życiu i przyszłości, ale też o przyszłości Toma.
                - Tom – zacząłem w takim samym tonie jak mój bliźniak kilka chwil temu. – Nie potrafię tak – powiedziałem i w końcu podniosłem na niego wzrok. Patrzył na mnie intensywnie. Widziałem jak nadziej gaśnie, w jego oczach. Nie wytrzymałem i podszedłem do niego, od razu usiadłem na jego kolana. – Posłuchaj mnie, Tom. – Westchnąłem i skierowałem jego oczy na swoje. Czułem narastające między nami napięcie, tak jak kiedyś, za każdym razem, gdy byliśmy tak blisko. – Być może.. być może potrafiłbym wybaczyć to, co zrobiłeś. Że mnie zdradziłeś – uszczegółowiłem dla ścisłości, dając sobie czas na dobór słów. – Ale jeśli, jeśli to dziecko jest twoje, co w  prostym przełożeniu oznacza dla mnie, że masz dziecko z inną, że zostałeś z ojcem, że nawet jeśli go nie chcesz, co miesiąc będę widzieć przelewy z naszego konta o tytule „Alimenty”, to.. nie dam rady. Mówię ci to teraz, od razu. – Westchnąłem, widząc smutek w jego oczach. Pogłaskałem go delikatnie po dredach, a potem po policzku. – Zawsze będzie coś, o co będziemy się kłócić, nawet, jeśli nie będę mówić tego wprost.
                Pokiwał głową na znak, że rozumie, mimo, że był załamany.
                - Co proponujesz, Bill? – zapytał najspokojniej jak potrafił.
                Uśmiechnąłem się do niego nieznacznie.
                - Proponuję zjeść obiad zanim wystygnie – powiedziałem wstając, aby usiąść na swoim krześle, ale przytrzymał mnie na swoich kolanach.
                - Bill.. – Spojrzał na mnie błagalnie, a ton, jakim wypowiedział moje imię łudząco przypominał ostrzeżenie.
                Westchnąłem ponownie, wiedząc, że się nie wywinę.
                - Cieszmy się Kioto. Popracujmy tu nad piosenkami, przecież właśnie po to ciągnęliśmy tu twoje dwie gitary. Bądźmy przyjaciółmi, tylko. Braćmi. Kiedyś za mało nimi byliśmy. Niech czas leci.. a za 8 miesięcy się okaże. Zrobisz testy.. będziemy wiedzieć, na czym stoimy. Być może do tego czasu zdążymy już zacząć materiały na nowy krążek. – Poklepałem go po policzku z lekkim uśmiechem. – Życie toczy się dalej. Trzeba zająć się muzyką, to nam wychodzi najlepiej.
                - To.. to brzmi jak rozstanie – wyjąkał z bólem w oczach.
                Przytuliłem go mocno do siebie i nic nie odpowiedziałem. Musiał sobie z tym sam poradzić. Prawda była taka, że zawalił sprawę i musiał ponieść jej konsekwencje, a ja nie byłem w stanie pomóc mu bardziej niż już to uczyniłem. Karmię się kłamstwem, że to wystarczy, że więcej zrobić nie mogę. I choć widok mojego brata, który przeżywa załamanie, łamie mi serce. Czuję jego emocje. Czuję jego pustkę. Czuję utracone marzenia i utlone w zalążku nadzieje. Otwieram usta kilka razy, aby coś powiedzieć. Ale milczałem. Te słowa nigdy nie zostaną wypowiedziane.


*****

Kochani,
tak jak obiecałam, wstawiam rozdział. Wiem, ze nie powala długością, ale czasem coś musi być akurat tak krótkie, aby podkreślić wagę tego, co jest przekazywane.
Dajcie mi znać, co myślicie w komentarzach  :)

~ Sinni 

środa, 3 stycznia 2018

Pytanie

Pod poprzednim postem z informacjami padło pytanie o ilość odcinków dzielących nas od zakończenia SH-SWD. I prawdę powiedziawszy zostało ich kilka do końca III Tomu. A reszta chyba zależy od Was. Na samym początku planowałam 3 tomy. Ale jeśli pamiętacie prolog III Tomu, jest możliwość rozwinięcia historii do Tomu IV.

Pod koniec tygodnia możecie spodziewać się kolejnego odcinka.

Dajcie mi znać, co o tym myślicie o kontynuacji lub zakończeniu opowiadania w komentarzach  :)

Serdecznie pozdrawiam,

~ Sinnlos

poniedziałek, 1 stycznia 2018

Informacje

Kochani,

z racji tego, że chciałabym się dowiedzieć, ile Was jest i z którym opowiadaniem powinnam się sprężyć bardziej - bardzo, bardzo proszę o pisanie komentarzy lub wypełnienie ankiety po prawej stronie. Gdyż na razie wiem, ze dwie osoby powróciły na mój blog. Nie wiem, którym opowiadaniem jest większe zainteresowanie, a jako że mam wiele zobowiązań, a chciałabym powrócić do pisania tego bloga (ponownie), zachęcam do ułatwienia podjęcia mi decyzji  :)

Pozdrawiam z głębi serca i proszę o wsparcie.
Brak komentarzy pod rozdziałem to ból w sercu autorki.

Sinnlos

niedziela, 31 grudnia 2017

Miłość Boli 2.1


Miłość Boli 2.1

                Bill wyjechał. Na tydzień.
                Początkowo chciałem z nim jechać. Nawet się zgodził, gdy go o to zapytałem. Wydawał się być.. zadowolony? Być może liczył na to, że sprawy właśnie tak się potoczą. A jednak. Część mnie postanowiła inaczej. Margaret wróciła do mojego życia.
                Siedząc w pustym mieszkaniu, w pełni ubrany, obracałem w dłoni pudełeczko tic-taców. Z tego nie mogło być nic dobrego. Przetarłem twarz dłońmi. Powiedziałem Billowi, że chcę zostać, wykorzystać ten czas, żeby znaleźć jakąś pracę. Nie wiedziałem, czy to kupił, czy podejrzewał, że muszę rozprawić się z przeszłością, ale nic nie powiedział. Równie dobrze, gdzieś w środku w nim, mogło mu być najzwyczajniej przykro, że nie chce z nim jechać. W każdym razie nie dał po sobie niczego poznać. Był dla mnie totalną zagadką. Kiedyś go znałem.. teraz był inny. Być może uaktywniłem u niego kilka emocji, jakiś uczucia.. ale właśnie – nie wiedziałem. A kiedyś było inaczej. Wiedziałem, o czym myśli i, co czuje. Znałem na pamięć jego gesty, każdy z wyrazów twarzy i uniesień brwi. Teraz nie wyrażał nic. Nie potrafiłem już go czytać.
                Westchnąłem i w końcu dokończyłem wiązanie butów. Gdy wstałem, przejrzałem się w lustrze. Warkoczyki zastąpiły rozpuszczone włosy, które umyłem dwukrotnie i rozprostowałem, korzystając z prostownicy Billa, a następnie zwinąłem w kucyka. Musiałem koniecznie wybrać się do fryzjera. Miałem na sobie granatową koszulkę, opinającą moje ciało. Sporo ćwiczyłem. Margaret lubiła wysportowanych. Na nogach miałem ciemne jeansy, na nogach casualowe półbuty. Założyłem czarną, skórzaną kurtkę. Po za dużych kilka rozmiarów ubraniach nie było śladów. Zmieniłem się tak jak Bill. Dotknąłem policzka i wyczułem dość gęsty zarost. Z moich ust wyrwało się kolejne westchnienie. Wyglądałem jak przedstawiciel Al-Kaidy.
                Złapałem w rękę uszykowaną wcześniej torbę i nałożyłem okulary przeciwsłoneczne. Wyszedłem z mieszkania Billa i zamknąłem drzwi na klucz. Na dole czekała już na mnie taksówka. Wsiadłem do niej i poleciłem, żeby na razie poczekał. Wyjąłem komórkę i wybrałem odpowiedni numer.
                - Gdzie jesteś? – zapytałem, gdy połączyło mnie z drugą stroną.
                - Hotel Nova – odpowiedział przesłodzony, kobiecy głos. – Pokój 502.
                Rozłączyłem się, a kierowcy wskazałem miejsce docelowe.
                Zamykając oczy w czasie jazdy zastanawiałem się, czemu to robię. Jaka niewidoczna siła kazała spakować mi odmówić wyjazdy z bratem, spakować manatki i jechać spotkać się z koszmarem mojego życia. W uszach słyszałem wciąż głos Billa.. Czy możliwe było, aby ona mnie kochała? Czego tak naprawdę chce?
                Połknąłem dwie tabletki na ból głowy. Przez ostatni tydzień mój świat ponownie stał na głowie, a ta z kolei pękała od nadmiaru wrażeń. Bałem się tego spotkania. Nie tylko ze względu na to, czego ona mogła ode mnie chcieć. Odkąd poznałem Margaret, nie poznawałem siebie. Wyzwalała we mnie zarówno to, co najlepsze, jak i to, co najgorsze. I mimo tego, jaka była i jak potoczyło się moje życie, straciłem przez nią Billa, kontakt z rodziną, której nie mogłem spojrzeć w oczy.. w końcu zrozumieli, co robiłem Billowi. W końcu przejrzeli na oczy. Mimo tego wszystkiego.. przeżywałem z nią także masę dobrych chwil, o których wiedzieliśmy tylko ja i ona. Naprawdę była dla mnie wszystkim i naprawdę kiedyś ją kochałem. A może jakaś część, ta niechcąca tego przyznać, nadal ją kochała? Gdyby naprawdę mnie kochała, a jej zamiary były szczerze.. prawdopodobnie nigdy bym jej nie zostawił. I tu dałem się łapać – nikt o szczerych zamiarach nie rozdziela braci dla swojej sadystycznej przyjemności.
                Hotel wyrósł przede mną zdecydowanie za szybko. Zanim się zorientowałem już zapłaciłem zbliżeniowo taksówkarzowi i stałem przed wejściem do hotelu. Patrzyłem w górę, widząc nazwę hotelu, migającą, jakby świetlówki były bliskie przepaleniu się. Zacisnąłem dłoń mocniej na rączkach torby sportowej i wszedłem do środka, kierując się od razu do windy.
                Droga na 5 piętro była zdecydowanie za krótka. Serce waliło mi mocno. Po raz ostatni sprawdziłem telefon przed wejściem do pokoju i od razu go wyłączyłem. Rozejrzałem się dookoła, chcąc sprawdzić, czy ktoś mnie widzi. Zabieg był bezsensowny – dookoła wszędzie były kamery.
Uniosłem dłoń i zapukałem w drzwi. Uchyliły się. W nich stała Margaret. Jej piękne włosy w kolorze miodu były pofalowane i ułożone w perfekcyjną fryzurę. Makijaż wykonany był wprawną ręką. Wpatrywała się we mnie zielonymi oczami, podkreślonymi brązowymi cieniami. Miała na sobie niebieską sukienkę na ramiączka z dużym dekoltem. Widziałem wystający spod niej czarny stanik z charakterystyczną koronką. Znałem tą sukienkę i znałem tą bieliznę. Pamiętałem.

Biorąc kieliszek pochyliła się nad stolikiem, dzięki czemu mogłem lepiej obserwować jej dekolt, a biust miała fenomenalny. Zamieszała płynem i upiła łyk białego wina. Uśmiechnęła się cudownie, gdy odstawiała kieliszek na stolik. Miała na ustach czerwoną szminkę. Przy niej, jej żeby wydawały się być śnieżnobiałe. Miała na sobie niebieską sukienkę na ramiączka, spod której widać było czarny koronkowy stanik. Była krótka. Gdy siedziała, widziałem prawie jej całe uda. Stopy uwolniła z czarnych szpilek, które przewrócone leżały pod stolikiem. Rozmawiała z mężczyzną, który siedział tyłem do mnie. Na pierwszy rzut oka widać było, że był dużo starszy od niej. Ze swojego stolika miałem na nią doskonały widok. Już dawno zamiast słuchać dyskusji Gustava i Billa na temat zadanych referatów, wpatrywałem się w to, jak ta dziewczyna pociągająco nawija spaghetti carbonara na widelec, a potem wsuwa go do ust. Gorączkowo przełykałem ślinę i popijałem colę. Czekanie na zamówienie ani trochę mi się nie dłużyło.
W pewnym momencie znów wzięła do dłoni kieliszek. Jej skóra była promienista, lekko opalona. Nabrał płynu w usta i spojrzała na mnie. Prosto w moje oczy. Sparaliżowany strachem, że zostałem przyłapany na bezczelnym gapieniu się, zastygłem w bezruchu. Przełknęła wino, patrząc głęboko w moje oczy. Poczułem gorąco, które mnie oblewa. I męskość, która i tak obudzona już do życia, robi się całkiem twarda. Przytrzymała spojrzenie, a potem odwróciła wzrok, kontynuując rozmowę z towarzyszem. Miałem nieomylne wrażenie, że dokładnie wiedziała, co mi zrobiła. A ja prawdopodobnie sam się o to prosiłem, bezwstydnie ja lustrując.
Gdy dostałem swoją pizzę, zaprzestałem chwilowo obserwacji, spuszczając wzrok na swój talerz. Gdy brałem do ust pierwszy kawałek posmarowany sosem pomidorowym, poczułem powiew słodkich, kobiecych perfum. Unosząc wzrok, kątem oka zobaczyłem podrygujące miodowe włosy, które znikają w drzwiach. Gdy znów spojrzałem na pizzę, leżała na niej serwetka z numerem telefonu.
Byłem zbyt zdekoncentrowany, by cokolwiek zauważyć. Schowałem serwetkę. Była kobieta z moich snów. Była cudowna, już to wiedziałem, czułem. Serwetka wylądowała w kieszeni moich spodni. Tego dnia mój świat zmienił się bezpowrotnie.

- Tom? – zapytała, unosząc brew i przypatrując mi się dokładnie.
Wyrwała mnie tym z głębokiego, dalekiego wspomnienia. Znów widziałem ją taką jak tam, w restauracji. Słodką i bezbronną. Przymknąłem na chwilę oczy, chcąc oprzytomnieć i wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi. Z wyglądu.. to ona była aniołem.
Zdjąłem z siebie kurtkę, chcąc odrobinę ochłonąć. 8 lat minęło od naszego pierwszego spotkania. Byłem 16-letnim gówniarzem. Ona była dwa lata starsza. Zawsze kręciła mnie jej dojrzałość. I fizyczna i psychiczna. Z resztą starsze kobiety zawsze były modne.
Usiadłem w końcu w fotelu przy stoliku. Pokoik był mały, ale mieściło się w nim łóżko małżeńskie, szafki nocnie, plazma i wcześniej wspomniane fotel i stolik. Kolory był delikatne, kremowe. Wystrój standardowy dla każdego hotelu oferującego średnie warunki zakwaterowania.
Ona przysiadła na łóżku i założyła nogę na nogę. Uwielbiałem, gdy tak robiła. Szczególnie w krótkich sukienkach, wtedy widziałem jeszcze więcej. A miałem obsesję na punkcie kobiecego ciała. Długie nogi nie były wyjątkiem. Kochałem na nie patrzeć i ich dotykać.
Przyglądała mi się uważnie.
- Ładnie ci w tej nowej fryzurze – odezwała się po chwili z lekkim uśmiechem.
- Darujmy sobie gierki. Mów, czego chcesz – odparłem natychmiast i wlepiłem wzrok w drzwi wejściowe, aby nie przyłapała mnie ani razu na patrzeniu na jej ciało.
- Potrzebuję twojej pomocy. I mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia – powiedziała. Spojrzała na mnie dziwnie. Nigdy nie widziałem u niej takiego spojrzenia, a naprawdę wiele u niej widziałem. Bała się? Czego? Kogo? – Możemy sobie.. wzajemnie pomóc.
Jej propozycje nigdy nie kończyły się dobrze. Nie miałem pojęcia, co mogła wymyślić tym razem. Patrzyłem w jej oczy. Była inna. Spokojniejsza. Jakby zniknęła jej cała zawiść do świata. Nie byłem tylko pewien, czy to gra, czy w jej życiu przez kilka ostatnich miesięcy, pod moją nieobecność, stało się coś, co ją zmieniło.
Pewien byłem tego, że jak słodka i pokorna by nie była, tej kobicie nie można było pod żadnym pozorem ufać.

****************************

Witajcie kochani!

Pragnę z całego serducha złożyć wam życzenia i życzyć, aby w nowym roku spotkało was dużo więcej szczęścia, miłości i zdrowa niż spotkało w tym. 
Dołączyłam również pierwszą notkę Sezonu II bardzo długo zawieszonego, a wiem, że przynajmniej kiedyś wyczekiwanego opowiadania. Wiem, że jest krótka, ale chciałam dać wam przedsmak tego, jak będzie wyglądać Sezon II i czego będziemy się w nim dowiadywać, a mianowicie drugiej strony medalu. Jednocześnie chciałam również zorientować się, ile z Was czeka na to opko i jest nim zainteresowanych. 
Bardzo proszę o komentarze, to będzie taki mój prezent noworoczny :)

~ Pozdrawiam, Sinni <3


poniedziałek, 25 grudnia 2017

65. Heut' ist dein Glückstag

Witajcie, kochani!

Wraz z życzeniami świątecznymi, przybywam z nowym rozdziałem po praktycznie roku przerwy. Nie jest łatwo godzić studia z weną, a ta przybyła, gdy po raz enty czytałam niedawno stare opowiadanie mistrzyni obsesji. Rozdział dedykuję Tobie, Czytelniku. Tobie, któremu chciało się zajrzeć w stare kąty i zdmuchnąć kurz ze zdecydowanie za długo pisanego opowiadania.

Zapraszam do lektury i życzę pogodnych świąt w rodzinnym gronie, udanej sesji dla studentów, zdanego semestru dla innych oraz zdrowia, dużo zdrowia.

Rozdział niesprawdzony i +18

~ Sinni


65. Heut' ist dein Glückstag

                - Wiesz.. życie to chyba taka mściwa kurwa, który daje wszystkim, tylko nie mi.. – mruknąłem w róg kołdry, przypatrując się oczom bliźniaka.
                Uśmiechnął się tak, jakby się z tym zgadzał. Dobrze więc, zgadzaliśmy się oboje.
                Julia była już w domu. Musiała iść do szkoły. My.. też byliśmy w domu. Trasa zakończona. Teraz trochę relaksu dla innych, a my mieliśmy posiedzieć trochę nad przyszłą płytą. Nad tekstami. Stworzyć jakąś melodię. Cokolwiek.
                Księżyc oświetlał jego twarz. Jego oczy błyszczały. Przypatrywał się mi. Z miłością. Zagubioną miłością. Gdzieś w tej galaktyce były odpowiedzi na pytania, które zadawały w tym momencie jego oczy.
                Uniosłem lekko dłoń i pogłaskałem jego policzek delikatnie. Uniósł jeden kącik ust w uśmiechu i pocałował czule jej środek.
                Chciałbym poznać te pytania.
                - Wyjedźmy gdzieś – powiedział nagle. – Jost nie powiedział, że musimy pracować w domu. A ja mam dość matki, która patrzy na mnie jak na męczennika. I ojca. Który wciąż pyta o coś, o czym chcę zapomnieć.
                - Chyba raczej o kimś – poprawiłem go odrobinę złośliwie i westchnąłem. – Dokąd niby chcesz jechać?
                - Tam, gdzie będziesz miał najwięcej inspiracji. Ja nadal nie wiem, o czym ma być ta płyta, bo nie byłem wystarczająco godny tych informacji – wypomniał mi trochę nadąsany.
                - Jest o mnie, Tom. I o tym, co ze mną zrobiłeś – odparłem i usiadłem na łóżku. Spojrzałem na zegarek. Było w pół do czwartej. Potarłem twarz. – Czemu ja jeszcze nie śpię? – Westchnąłem i wstałem. Podszedłem do okna i wyjrzałem przez nie. Przymknąłem oczy na chwilę. Odwróciłem się i oparty o parapet popatrzyłem na niego. – Japonia.. – szepnąłem, a wszystko w mojej głowie zaczęło układać się w jedną całość.
                Każda myśl, wszystko co w mojej głowie powoli prowadziło mnie to kraju mangi, innowacji, techniki i dziwactwa. To było to miejsce.
                - Wiesz.. liczyłem bardziej na jakieś Karaiby, czy Miami.. – Tom podrapał się po głowie lekko kręcąc nosem.
                - Ja ci nie każę ze mną jechać – odparowałem pewny siebie. – Możesz jechać do Miami, na plażę i ruchać tam każdą, która ci się spodoba. JA jadę do JAPONII – zaznaczyłem i zmrużyłem oczy.
                Tom potarł twarz i położył się na plecach, jakby się poddał.
                - Długo zamierzasz mi to jeszcze wypominać? – mruknął ciszej. – Wiem, że dla ciebie to nie jest przyjemne, ale zapewniam, że dla mnie to też nie jest szczyt rozkoszy słuchać ciągle o największym błędzie w życiu. I to jeszcze od osoby, którą przez ten błąd straciłem. – Westchnął smutno i odwrócił się tyłem do mnie.
                Skrzywiłem się lekko. Aż tak go to bolało?
                Westchnąłem i usiadłem w swoim ulubionym fotelu. Wziąłem swój zeszyt z piosenkami i zacząłem coś tam kreślić. Zerkałem co chwilę na brata. Czy kiedykolwiek mogłoby jeszcze być tak jak kiedyś?

* * *
               
                Rzuciłem torbę na ziemie, a potem rzuciłem się na łóżko. Odsłoniłem pilotem rolety. A moim oczom ukazał się wspaniały nocny widok na miasto. Światła błyszczały, mnóstwo neonów i przezabawnych znaczków, których za groma bym nie rozszyfrował.
                Tom wtarabanił się w końcu z walizkami przy pomocy boya hotelowego i również oczarowany panoramą, po wydaniu napiwku, podszedł do okna. Nasz apartament miał dwie sypialnie, dwie łazienki, gabinet, salon i jadalnię. Był tak wielki, że mogliśmy się cały dzień nie widzieć. Ale coś podpowiadało mi, że on i tak wślizgnie się do mojego łóżka. Złapie, ściśnie i nie puści. A jak tak zaśnie, to do rana się nie obudzi.
                Czułem się, jakby światła Kioto zwrócone były tylko na mnie.

                Nie, nie chciałem jechać do Tokio. Byliśmy tam już przy okazji trasy koncertowej. Było tam tłoczno, miasto było za popularne, a prawdziwych zabytków po prostu tam nie było, gdyż pierwszą stolicą Japonii było właśnie Kioto i całe dziedzictwo kulturowe znajdowało się tutaj.
                Oboje byliśmy zmęczeni podróżą i zmianą czasu. Wylatywaliśmy w nocy, a gdy dolecieliśmy, tu znów była noc. By zminimalizować skutki tej zmiany zaproponowałem profilaktyczne położenie się do łóżek i próbę przespania jak najwięcej. Tom się zgodził. Każdy poszedł wykąpać się do swojej łazienki, po chwili leżałem już pod hotelową kołdrą i ze zgaszoną lampką. Napisałem jeszcze smsa do Julii, że dojechaliśmy i kładę się spać. Nie odpisała.
Tom nie przyszedł do mnie tej nocy, to mnie bardzo zdziwiło. Być może postanowił dać mi trochę przestrzeni, której nie dostałem zmuszony do wznowienia trasy właśnie wtedy, gdy nie chciałem przebywać z bratem w jednym pokoju.
Nie spałem długo. Obudziłem się po dwóch godzinach całkiem wyspany, mimo, że był środek nocy. Odbijało się przespanie praktycznie całego lotu. Zerknąłem na telefon, ale Julia nadal nie odpisywała, mimo, że u niej już dawno było południe i powinna być w szkole. Westchnąłem jedynie zrezygnowany.
Wiedząc, że próby uśnięcia i tak skończą się fiaskiem, wstałem z łóżka i ubrałem na siebie dość przylegające spodnie dresowe i jakiś podkoszulek oraz rozpinaną bluzę z kapturem, telefon wcisnąłem do kieszeni. Zajrzałem do sypialni Toma, lekko uchylając drzwi. Spał jak zabity. Być może on nie spał w samolocie tyle co ja.
Postanowiłem wyjść na miasto. Późna pora ani trochę mi nie przeszkadzała. Wręcz cieszyłem się, że nie musze się przeciskać w tłumie. Powietrze było rześkie i było dość chłodno. Ciężko było jednak zauważyć, że jest noc. Miasto było tak oświetlone, że wręcz było jasno. Łuny świateł odznaczały się wysoko na niebie. Szklane wieżowce pięły się w górę, jakby nie miały końca, a szkło jeszcze bardzie potęgowało światło. Wszechobecny metal, szkło, elektryczność. Potęga futurystycznych marzeń dziadków.
Zarzuciłem na głowę kaptur i założyłem ciemne okulary, czując się dzięki temu jeszcze bardziej anonimowo. Zatrzymując się na chwilę, wyjąłem z kieszeni fajki i zapalniczkę, a chwilę później wdychałem trujący dym, który agresywnie wypełniał moje płuca.
Kawałek dalej przystanąłem przy ścianie jednego z licznych wieżowców i rozglądałem się, chłonąc wszystko, co mnie otacza z taką determinacją i dokładnością, jakbym miał to zaraz odwzorować na płótnie z zawiązanymi oczami.
Spacerując tak dalej, spostrzegłem się, że coraz bardziej oddalam się od nowoczesnym budynkom, które ustępują prostopadłym do siebie wąskim uliczkom, które widziały historię tego miasta, odkąd miasto to było zwykłą wioską. Z daleka widziałem zamek otoczony zielenią, jednak spacer w tamtą stronę niedużo po 3 nad ranem i tak nic by mi nie dał. Zamiast tego znalazłem mały bar, w którym jako jeden z niewielu gości mogłem sączyć sake i da upływ emocjom, bazgrząc na barowej serwetce zwiniętym przypadkiem z recepcji hotelowej długopisem.
Dokładnie byłem w połowie słowa, gdy ktoś zaczepił mnie wymawiając sylaby z taką szybkością, że nie byłem w stanie ich rozróżnić. Mężczyzna tez wcześniej siedział w koncie i był już zdecydowanie po 40. Z całej tej paplaniny zrozumiałem jedynie „Tokio Hotel”. Uśmiechnąłem się lekko, mimo, że kompletnie go nie rozumiałem. Ten od razu, w reakcji na mój uśmiech podsunął mi jakiś notesik i pokazał dłonią gest pisania. Podpisałem się od razu, wiedząc że jakiekolwiek pytania o imię i inne duperele ni miały sensu, a potem z trochę szerszym uśmiechem oddałem mu notesik. Usłyszałem tylko kilkakrotnie powtórzone „arigato”. Przynajmniej to zrozumiałem, po prostu mi podziękował.
Przy piątej kolejce słowa na serwetce kleiły się już całkiem nieźle. Czytałem je już któryś raz z rzędu. Przekrzywiając głowę wlałem w siebie kolejną porcję alkoholu i otarłem usta wierzchem dłoni. Po wyciągnięciu telefonu zobaczyłem kilka nieodebranych połączeń od Toma i trzy razy więcej smsów. Wszystkie w stylu „gdzie ty się chuju podziewasz, jak cię dorwę, to ci przypierdolę”. Zignorowałem go, na niego przyjdzie czas w hotelu. Julia nadal nie odpisała. Zadzwoniłem, ale miała wyłączony telefon. Westchnąłem i przetarłem twarz dłońmi.
Kogo ja chciałem okłamać? Chyba tylko siebie samego. Czy kiedykolwiek pokocham kogoś tak mocno jak kochałem Toma? To pytanie nie było tak istotne jak te, czy ktoś pokocha mnie tak bardzo jak Tom kochał mnie.
Prawda była bardziej zawiła i nawet ja sam nie potrafiłem siebie do końca zrozumieć. Na własne życzenie uwikłałem się w coś, z czego ciężko się wyplątać. I to drugi raz. Związek z Tomem był pierwszy. I do końca życia będę czuć skutki tej decyzji. Do końca życia będę patrzeć na brata, który znaczył dla mnie więcej niż ktokolwiek, którego kochałem pierwszą, najmocniejszą miłością bez opamiętania, z którym łączyła mnie dzika namiętność i bliźniacza więź, potęgująca doznania. Do końca życia będę patrzeć w oczy człowieka, który umożliwił mi wspięcie się na szczyt swoich uniesień i możliwości. Człowieka, który brutalnie sprowadził mnie na samo dno.
Wpakowałem się w związek z dziewczyną. Piękną, nie można było jej tego ująć. Jednocześnie w brew sobie jak i zgodnie z moja wolą. Tom miał rację, ale nie mógł się o tym dowiedzieć. Chciałem ją pieprzyć, pociągała mnie, bo moje zwykle kruche ciało zostało skrzywdzone i zostało wyposażone w podskórny tytanowy pancerz. Z zewnątrz się nie zmieniłem, ale w środku.. to już nie byłem ten sam ja. A ona.. może po prostu to wyczuła. A może pasowała jej rola dupy koncertowej, ciężko powiedzieć. Jednak, gdyby jej zależało, zadzwoniłaby z pytanie o lot. Nawet nie odpisała. To dobrze. W takim razie jej też nie zależało, przynajmniej nie mocno. Więc było nas dwoje.
Droga powrotna do hotelu ciągnęła się w nieskończoność. Słońce zaczęło wstawać, a jego promienie odbijające się uparcie od szklanych witryn sklepowych i wieżowców biurowych zmusiły mnie do ponownego założenia okularów. Miałem lekko w czubie, ale moje umiejętności topograficzne połączone z umiejętnością obsługiwania Google Maps doprowadziły mnie do celu. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego jak daleko zaszedłem. Spaliłem przed wejściem ostatnią fajkę i zgasiłem w popielniczce, a potem przemierzając recepcję udałem się w stronę windy.
Gdy męski głos w niezrozumiałym dla mnie języku poinformował mnie, że jestem już na odpowiednim piętrze, wyjąłem kartę magnetyczną i po szybkim przejściu korytarza, włożyłem je do drzwi, a potem je pchnąłem, wchodząc do środka.
Tom siedział na fotelu naprzeciwko drzwi, również ubrany w dresy i bluzę, dosłownie jakbyśmy się zgadali. Miał też na nogach buty. Patrzył na mnie przez chwilę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Mierzyliśmy się wzrokiem w bezruchu.
Pierwszy wykonałem krok, zdejmując bluzę i idąc w stronę sypialni, której drzwi były zaraz obok fotela okupowanego przez mojego bliźniaka. Gdy go mijałem, złapał mnie za dłoń i ścisnął, zatrzymując. Spojrzałem na niego pytająco, mimo, że dokładnie wiedziałem, co chciał powiedzieć.
- Nie rób mi tego więcej, Bill – powiedział słabym głosem. Miał jakby chrypkę i brzmiał jakby płakał. Wzrok nadal miał utkwiony w drzwiach wejściowych do pokoju. – Wyzywaj się w inny sposób, ale nie znikając w środku nocy w obcym mieście, bez żadnej wiadomości.
Wywróciłem oczami.
- Dobrze, następnym razem zostawię liścik..  mruknąłem na odczepne, próbując wyrwać dłoń, ale nic z tego.
- Bill – powtórzył stanowczo, tonem ostrzegawczym. Spojrzał wtedy na mnie. Oczy miał podkrążone i zaczerwienione. Rzeczywiście musiał płakać.
Westchnąłem jedynie, odwracając wzrok i wszedłem do swojej sypialni. Nie zatrzymywał mnie już. Kiedy to się stało, że on był ciepłą kluchą, a ja olewałem zasady bezpieczeństwa i miałem wszystko w dupie? To raczej tylko pytanie retoryczne. Nocnemu spacerowi towarzyszyło podniecenie i adrenalina i nie mogłem temu zaprzeczyć.
Z kieszeni bluzy wyjąłem wszystko, co miałem przy sobie, czyli długopis, serwetkę, telefon i portfel i położyłem na swoim stoliku nocnym, natomiast serwetkę od razu schowałem do ukrywanego w walizce zeszytu.
Walnąłem się na łóżko i dopiero wtedy zdjąłem buty, rzucając nimi w stronę drzwi. Tym drugim glanem Tom dostałby po głowie, gdyby się nie uchylił w odpowiednim momencie, gdyż znów postanowił przerwać moją samotnię i mnie odwiedzić.
Wyciągnąłem się, wkładając ręce pod głowę.
- Mogę? – zapytał tak karnym głosem, że aż przewróciło mi się w brzuchu od nadmiaru usłużności.
Głos w mojej głowie odpowiadał mu już zgryźliwie, ze przed zruchaniem tamtej laski tez mógł zapytać, ale z moich ust nic się nie wydobyło. Pokiwałem jedynie twierdząco głową, a on trochę pewniej wszedł dalej i usiadł z drugiej strony mojego łóżka. Po chwili zastanowienia zmienił jednak pozycję i położył się na boku, wtulając głowę w poduszkę. Jego wzrok utkwił w mojej twarzy. Patrzyłem zawzięcie w sufit.
- Bill.. proszę.. porozma.. – urwał, gdyż mu przerwałem niezbyt grzecznie, swoją drogą.
- Nie jestem już taki sam, Tom. – Spojrzałem na niego uważnie. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Próbował wyczytać coś z mojej twarzy, ale jestem pewien, że nie widział na niej żadnej wskazówki. – Nie potrafię być.. uległy. Sprawiłeś, że się tego boję. Nie będę tego ukrywać, sądzę, że zasługujesz na tę szczerość z mojej strony.
Patrzył jeszcze chwilę w bezruchu, a potem przysunął się znacznie bliżej i wsparł głowę na zgiętej ręce. Położył mi delikatnie palec na usta, zdecydowanie prosząc o tym bym milczał.
- Wiem, Billy – wyszeptał, zaglądając w moje oczy. Słowo daję, że widziałem jak jego łzy mają ochotę po prostu otulić się łzami. – Zniszczyłem twoją wrażliwą stronę, zawiodłem twoje zaufanie. Zbudowałem w tobie coś i brutalnie to odebrałem. Tamtego dnia wyrwałem tobie kawałek serca, kawałek duszy.. Sam też je straciłem. – Westchnął. Pojedyncza łza wylądowała na mojej koszulce. – Dobrze wiem, że jesteś inny. Jesteś jak robot. Potrafisz być bezwzględny. Nie porusza cię mój żal i smutek, bawisz się tą dziewczyna i, nie zaprzeczaj – dodał, gdy widział, jak zrywam się by wybić mu z głowy to, że może mieć rację. Choć miał po części. – Widzę, jaki jesteś bezduszny.. brak ci empatii. Byłeś taki i dla rodziców i chłopaków. Być może tylko ta Julia doznała dobroci z twojej strony, bo chciałeś ją zaliczyć.
- Ja nie wrócę – odparłem. – Stałem się..
- Humanoidem – znów mi przerwał. – Stałeś się tym, kim chciałeś się stać, by siebie chronić. Ale to nie jesteś prawdziwy ty. To tylko pancerz. Oboje o tym wiemy. Jesteś tam, w środku. Delikatny i wrażliwy. – Nachylił się nade mną bardziej i pogłaskał mój policzek, a jego usta dotknęły mnie.
Mieszanka jego wody kolońskiej i ilości alkoholu w moim organizmie sprawiły, że oddając z początku delikatny pocałunek, szybko zmieniłem go w bardziej namiętny, wsuwając w jego usta język, a dłonią, przyciągając go za kark jeszcze bliżej. Zachęcony, po prostu nakrył mnie sobą i całował szybko i zachłannie. Jego dłoń błądziła delikatnie po moim brzuchu, a palec od czasu do czasu kręcił kółeczka wokół sutka. Pamiętałem jego zapach, gdy był podniecony. Jego erekcja wbijała mi się lekko w biodro. Szybko mu stanął, ja nie byłem w resztą gorszy, pomimo ilości sake, jakie w siebie wlałem.
Obejmowałem go. Nie wiem nawet kiedy, a już był miedzy moimi nogami, a nasze prężące się przyrodzenia oddzielały od siebie jedynie dwie pary bokserek. Spodnie dawno leżały na ziemi, choć sam nie wiem, który z nas zainicjował zdejmowanie ich. Przyssał się do mojej szyi i pieścił ją językiem. Zawsze była moim słabym punktem, a pod jakimkolwiek dotykiem na niej wyginałem się w łuk i wierciłem, jęcząc do jego ucha. Tak dobrze mnie znał. Podniecał mnie cholernie. Podniecał mnie tak jak kiedyś, na tym polu nic się nie zmieniło.
Gdy pozbył się już mojej koszulki, całował moją klatkę, kierując się nieustannie w dół. Potarł moją męskość dłonią, a ja jęknąłem głośno. Brakowało mi tam JEGO dotyku. On wiedział jak to robić, aby dać mi największą rozkosz.
W momencie, gdy zaczął pozbywać się moich bokserek, spoglądałem na niego, lubieżnie oblizując usta.
- Powiedz mi, Tom.. – wymruczałem zmysłowo, a on zerknął na mnie, jednocześnie przeciągając językiem wzdłuż mojego penisa, na co znów jęknąłem przeciągle. Złapałem jego głowę i wsunąłem palce w jego włosy. – Co niby ma być teraz powodem a..ahh – Przerwałem na chwilę, gdy wziął mojego penisa do ust i zacząłem rytmicznie nadawać mu tempo swoją ręką. Nigdy tak nei robiłem, był zdziwiony, a ja po prostu musiałem to zrobić, tak bardzo chciałem, żeby mi obciągał jak jakaś pieprzona dziwka. -  żebym to ja tobie dawał dupy? Nie jestem ani trochę mniej silny od ciebie, a wręcz rzekłbym, że jestem silniejszy..
Podniósł na mnie zaskoczony wzrok. Zabrałem dłoń, pozwalając mu odpowiedzieć, ale chyba naprawdę nie spodziewał się takiego zagrania z mojej strony, bo dosłownie go zatkało.
Usiadłem i pogłaskałem go po policzku, mrużąc drapieżnie oczy.
- Chcę cię przerżnąć, „kochanie”.. – zaakcentowałem ostatnie słowo dozą ironii.
Zamrugał, kompletnie nie wiedząc, co ma teraz zrobić. Chciał być ze mną blisko, ale chyba nie spodziewał się, że zmieniłem się do tego stopnia, że nie dość, że uległość jest we mnie głęboko zakopana, to strona dominująca będzie mocniejsza od niego. W jego oczach widziałem tą uległość przed moją osobą, silną osobą. To kiedy przyjdzie na kolanach błagać, żebym go zerżnął, było tylko kwestią czasu.


Dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień. Zboczyłem ze swojego kursu. Podejdź i powiedz, czego chcesz. Twoje oczy zaślepione pożądaniem i przerażeniem, wpatrzone we mnie jak w obrazek. Mrugam kilkakrotnie i przytulam cię do siebie, jak ty kiedyś zwykłeś przytulać mnie. Jestem jeszcze bezdusznym humanoidem, czy już zmieniłem się w mściwego potwora? Nie chciałem znać odpowiedzi.

poniedziałek, 2 stycznia 2017

64. Und noch´n Stich ins Glück


Razem z odrobinę spóźnionymi życzeniami noworocznymi powracam z nieco dłuższym rozdziałem. Życzę wam zdrowia i spełnienia marzeń. Oraz biletów na koncert TH w tym roku. Sadząc po piosence "What if" myślę, ze będzie to dość udana płyta, jestem ciekawa efektów pracy naszych chłopców (kurczę, może już bardziej mężczyzn niż chłopców). Proszę o wspierające moją twórczość komentarze, które naprawdę bardzo motywują mnie do pisania dalej.  
~ Sinni

edit:  Aha, zapomniałam dodać :D  Rozdział +18

64. Und noch´n Stich ins Glück



                Do ostatniego koncertu został już tylko kilka godzin wylegiwania się w Splicie. Już po śniadaniu będziemy jechać na miejsce, aby przygotowywać się w swoich garderobach przed koncertem. Wdychając zapach pinii, stojąc na pomoście, który wychodził z ogrodu naszej willi kilka merów w głąb morza obserwowałem wschód słońca. Nie mogłem spać. Przetarłem lekko zaspane oczy i po chwili poczułem jak ktoś przytula mnie od tyłu.

                - Czemu nie śpisz? – usłyszałem w uchu kobiecy szept.

                - Materac.. jakiś nie taki.. – odparłem odwracają na chwilę wzrok od góry zza której wyłaniało się słońce.

                - Materac, mówisz? – Julia stanęła obok mnie i założyła dłonie na piersiach. Miała na sobie tylko figi i jakąś koszulkę. – A przypadkiem ten materac nie ma na imię Tom i nie jest twoim bratem? – Uniosła lekko brew.

                Poczerwieniałem lekko na policzkach. Rzeczywiście był kiedyś taki epizod.

                Westchnąłem cicho i odwróciłem od niej wzrok. Znów wyglądała mega seksownie. Szczególnie w tych potarganych rudych włosach.

                - Możliwe.. – mruknąłem zrezygnowany i podniosłem ją, sadzając ją na poręcz. Objąłem ją rękami i stanąłem między jej nogami. Przytuliłem ją do siebie i zamknąłem oczy.

                - Bill. – Podniosła mój podbródek tak, żebym popatrzył jej w szmaragdowe oczy. – Ja wiem, że ty i Tom.. byliście kiedyś razem. I, że cię zdradził – powiedziała, a ja odskoczyłem od niej prawie jak oparzony. – Cii.. – Złapała moją dłoń i przyciągnęła bliżej siebie. – Nie powiedział mi. Ja po prostu wiem. Zauważyłam po waszym zachowaniu. – Wzruszyła ramionami i zeskoczyła z barierki. – I wiem tez, że powinieneś mu wybaczyć, bo go kochasz.. tak naprawdę, w głębi siebie – dodała i skierowała się w stronę naszej willi.

                Złapałem jej dłoń i przyciągnąłem ją do pocałunku. Objąłem ja mocno, nie chciałem, aby odeszła. Życie z nią obok było jakieś.. inne, ciekawe na swój sposób. Trochę zakazane, pociągające. Jej włosy cudnie pachniały jaśminem.

                - Nie chcę, żebyś odchodziła. Chcę, żebyś została ze mną. Jakie my mamy szanse z Tomem? Żyć normalnie? Prawie żadne. Zostań. To rozstanie było potrzebne, żebyśmy oboje zobaczyli jak bardzo nasza sytuacja była beznadziejna, rozumiesz? Razem nie mamy szans na rodzinę. A ja jego dziecka nigdy nie zaakceptuję i nie chce go nawet znać. To dziecko ze zdrady – dodałem ostrzej i odgarnąłem jej włosy z twarzy.

                - A co jeśli to dziecko nie jest jego? – zapytała cicho i odsunęła się. Odeszła w stronę domu, a ja zostałem zdębiały na środku ogrodu.

                Zasiała we mnie ziarno wątpliwości. Ale musiałem przemyśleć, czy zasiewać je w bracie.

                Ruszyłem za nią i zamknąłem drzwi do jej pokoju po wejściu do niego. Leżała w łóżku. Właśnie przykrywała się kołdrą. Wsunąłem się obok i przytuliłem ją mocno do siebie. Pocałowałem jej czoło i głaskałem lekko po głowie.

                - Wtedy.. nic by to nie zmieniło, Julio. Nadal nie moglibyśmy założyć rodziny – odpowiedziałem cicho ważąc każde słowo.

                - Ale nie nienawidziłbyś go już tak bardzo..

                - Zdrada to zdrada – przerwałem jej. – Czy wyszedł z tego bachor czy nie. Zdradził mnie i już. Nie potrafił utrzymać chuja w spodniach. Skąd mam wiedzieć, że znów mnie nie skrzywdzi? Gdybyś znała i jego i naszą wspólną przeszłość, wiedziałabyś, że nie mam na to żadnej gwarancji – burknąłem przypominając sobie to wszystko co działo się w Berlinie.

                Oboje cicho westchnęliśmy i leżeliśmy chwilę w milczeniu.

                - Więc to nie jego dziecko? – zapytałem w końcu, bo nie wytrzymałem.

                Julia uśmiechnęła się lekko, jakby spodziewała się tego pytania.

                - Wiktoria miała kogoś przed Tomem. To może być równie dobrze dziecko jej byłego. Ale nie potrafię ci zagwarantować, że tak jest. A ona.. albo nie wie, albo nie mówi. – Wzruszyła ramionami i odchrząknęła cicho. – Bill..? – zagaiła nieśmiało.

                - Hm..?

                - Co będzie jak trasa się skończy? Wrócę do domu i już nigdy się nie zobaczymy? – zapytała.

                Usiadłem prosto i wziąłem ją na kolana. Okryłem prześcieradłem i głaskałem po boku i brzuszku.

                - To zależy od tego, co chcesz, żeby było. – Uśmiechnąłem się rozbrajająco, a ona się zarumieniła i spuściła wzrok.

                Pochyliłem się lekko i pocałowałem czule jej usta. Były miękkie i słodkie.. ona cała była delikatna. Pogładziłem jej policzek i pogłębiłem pocałunek bardziej. Po chwili nasze języczki tańczyły ze sobą, a ona bardziej się przytuliła i mocno zamknęła oczy, obejmując mnie za szyję.  Po chwili usłyszałem cichy jęk wychodzący z jej ust, co w wiadomy sposób jeszcze bardziej mnie podnieciło. Złapałem mocno jej biodra i przyciągnąłem do ciebie tak, żeby usiadła okrakiem.

                - Hej ty.. – wymruczałem jej do ucha. – Moja mała obca, nieznajomo.. zaraz zrobię ci coś bardzo, bardzo złego.. – Polizałem jej ucho, a ona znowu tak słodko westchnęła.

                Julia cicho zachichotała i mocno mnie ścisnęła znów pogłębiając pocałunek. Po chwili znalazła się pode mną, a ja leżałem miedzy jej nogami i ściskałem jej biodra i pośladki. Odgarnąłem jej włosy z twarzy i znów ją  całowałem.

                - Po trasie.. chcę kupić dom.. – szeptałem w jej usta i powoli wsuwałem dłonie pod jej bluzkę. – W którym będziesz mogła ze mną zamieszkać, jeśli będziesz chciała.. – Podciągnąłem bluzkę całkiem i wygłodniałym wzrokiem spojrzałem na jej piersi. Na pewno poczuła jak coś raz po raz lekko dźga ją w udo, tam gdzie dotykało go moje krocze. Zarumieniła się bardzo zawstydzona i odwróciła wzrok. – Jesteś taka piękna.. – wyszeptałem szczerze zdumiony tym, że jestem pod takim wrażeniem.

                Przytknąłem swoje usta do jej sutka i zacząłem go lizać. Drugiego drażniłem powoli kciukiem, a do moich uszu doszły jej ciche westchnienia i pojękiwania, więc byłem pewien, że jest jej dobrze. Całowałem ja po chwili niżej, po brzuszku zostawiając na nim lekkie malinki. Nie mogłem się przed nimi powstrzymać. Gdy doszedłem do linii jej majteczek, zatrzymała mnie nagle i sprawiła, że na nią spojrzałem.

                - Ja.. jeszcze nie.. wiesz – wybąkała cicho i się słodko speszyła.

                - Wiesz.. ja też jeszcze nigdy.. – Odchrząknąłem cicho. – Powiedz, a przestanę. Nie zmuszam cię do niczego, skarbie.

                - Nie, Bill.. ja chcę.. chciałam tylko, żebyś był delikatny – powiedziała, a ja się uśmiechnąłem.

                - Oczywiście, że będę.. jesteś moim delikatnym kwiatem wiśni.. – odparłem i ucałowałem jeszcze raz jej usta.

                Po chwili zsunąłem jej majteczki bez problemu i rozsunąłem nogi, choć oponowała, była zawstydzona i prawie że sparaliżowana przez to.

                - Kochanie.. nie wstydź się – przekonywałem ją. – Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widziałem – dodałem szczerze i mocno ją przytuliłem. Uśmiechnąłem się nagle. – Wyjdź za mnie – powiedziałem w przypływie adrenaliny. – Nie mam pierścionka, nic nie mam.. dostaniesz, obiecuję, ale wyjdź za mnie.. – wyszeptałem do zdziwionej dziewczyny, która patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.

                Zamurowało ją, widziałem. Myślała. Chwile, dwie, trzy. A potem pocałowała mnie mocno i namiętnie.

                - Raz się żyje, prawda? – Uśmiechnęła się szeroko i znów nad nią zawisłem.

                - Mmm.. teraz to mam ochotę cię zjeść.. – powiedziałem dość mrucznie, a ona zachichotała.

                Znów wróciłem na dół i zacząłem całować jej kobiecość. Czułem, że niedługo wybuchnę. Już dawno nie byłem tak podniecony. Czubek penisa wystawał mi za gumkę bokserek. Naprawdę BARDZO chciałem poczuć jak to jest być w środku.. i BARDZO chciałem się kochać z Julią.

                Zacząłem poruszać języczkiem tak jak wydawało mi się, że będzie dobrze. Chciałem sprawić jej przyjemność, a fakt faktem, że jedyne hetero pornosy jakie oglądałem to te, gdy przyłapałem Toma, że takie ogląda. Naprawdę chciałbym móc być dla niej lepszym kochankiem. Ale chyba nie byłem taki najgorszy.. słyszałem jak cicho pojękuje. Złapała moją głowę i ciągnąc za włosy (co odhaczyłem jako kurewsko przyjemne) nakierowywała mnie w odpowiednie miejsce, przez co jej jęki były jeszcze głośniejsze. Naśliniłem palce i pogłaskałem jej dziurkę. Była taka naturalna. Jeszcze bardziej mnie to w niej zauroczyło. Polizałem ją jeszcze raz i wróciłem do ssania łechtaczki, a do jej wnętrza wsuwałem powoli pół paluszka i wysuwałem, żeby się przyzwyczaiła. W końcu trochę przyspieszyłem.. moje podniecenie stawało się już powoli bolesne. Dodałem drugi palec i patrzyłem na jej reakcje. Zauważyłem lekki grymas bólu, ale gdy poruszałem nimi nadal, zniknął. Oblizałem palce smakując jej soczków. Wydały mi się naprawdę rozkoszne. Przymknąłem na chwilę oczy i pozbyłem się również swojej bielizny, żeby poczuć trochę swobody. Zerknęła na mnie lekko przestraszona.

                - Chcę.. chcę dotknąć.. – wyszeptała cicho między jękami i wtedy z kolei ja się trochę zawstydziłem, ale jakże mógłbym odmówić mojej księżniczce? Księżniczce.. jeszcze tak niedawno ja byłem czyjąś księżniczką.

                Uklęknąłem tak, żeby ona nie musiała się zbytnio podnosić i po chwili poczułem jej dotyk na swoim penisie. Odchyliłem głowę i aż zadrżałem. Zdecydowanie za długo nikt go nie dotykał.

                Uśmiechnąłem się do niej, gdy mnie tak powoli pieściła swoją dłonią. Ja moją też powędrowałem między jej uda i masowałem jej łechtaczkę widzą jej emocje na twarzy. Przygryzała lekko wargę i się uśmiechała. Widziałem, że była szczęśliwa. Widziałem to..

                Po chwili już mój członek ocierał się o jej łono. Ślizgał się delikatnie, aby być bardziej nawilżonym. Wtopiłem usta w jej wargi i zacząłem wsuwać w nią główkę penisa. Patrzyłem nieprzerwanie w jej oczy i głaskałem ja po włosach. Pocałunki były bardzo namiętne. Zatapiałem się w jej wnętrze z atencją. Chciałem zapamiętać każdy milimetr jej skóry, jej zapach, każde westchnienie. W końcu oboje poczuliśmy, że napotkałem lekki opór. Nie wiem czemu, ale myśl, że jestem jej pierwszym podnieciła mnie do granic możliwości. Przytuliłem ją do siebie bardzo mocno i przebiłem się przez jej błonę wchodząc w nią po same jądra. Jęknęła cicho z bólu i zadrżała. Czułem to wszystko każdą ciarkę na jej ciele.

                - Cii.. już dobrze.. przepraszam skarbie.. – wyszeptałem do jej ucha delikatnie kołysząc jej ciałem i czekałem aż jej przejdzie, choć uczucie jakie mnie otaczało.. mokro i ciepło.. i tak cholernie ciasno.. myślałem, że nie wytrzymam tego potrzebnego jej zawieszenia.

                Po chwili wróciłem do delikatnego kołysania biodrami. Leżałem nad nią i obejmowałem mocno. Całowałem po twarzy. Gdy usłyszałem jej pojękiwanie ponownie zacząłem przyspieszać. Wyprostowałem się, żeby móc na nią patrzeć, zatapiać się w jej słodkim wnętrzu i jednocześnie pieścić kciukiem jej kobiecość. Widziałem, że jej się to spodobało, bo jęki stały się donośniejsze. Uśmiechnąłem się i uniosłem jej jedną wyprostowaną nogę. Moje ruchy stały się coraz szybsze. Kilka sekund później jednak zakląłem w myślach.

                - Skarbie.. czekaj.. musze kurczę skoczyć po gumkę, przepraszam.. – pocałowałem ją czule, a ona się uśmiechnęła. Przykryłem ją na chwile prześcieradłem. Nie było krwi, z czego się ucieszyłem, bo nie przepadałem za jej widokiem.

                Nie było sensu przeszukiwać szafek w mojej sypialni, bo przecież ja takich rzeczy nigdy nie nosiłem. Wątpię, żeby Georg miał, skoro nie ma tu jego dziewczyny no i.. a Gus.. czy on w ogóle używa gumek? Wywróciłem oczami i pobiegłem do pokoju Toma. Niechętnie, ale jednak nie miałem wyboru.

                Na górze zapukałem i wszedłem do środka bez czekania na ‘proszę’. Leżał na łóżku ze słuchawkami na uszach i grał na PSP, więc i tak nie słyszał pukania. Podniósł na mnie wzrok i zanotowałem, że w jego bokserkach coś się obudziło. Zrobił wielkie oczy i zdjął słuchawki. Chyba w tym całym zamieszaniu i podnieceniu zapomniałem się ubrać idąc do napalonego na mnie brata z erekcją, ale trudno.

                - Pożycz gumkę – powiedziałem. Kurczę, nigdy nie myślałem, że powiem do niego coś takiego.

                Chyba westchnął, nie jestem pewien. Otworzył szufladę i rzucił mi cała paczkę kondomów.

                - Wiesz.. wolę ci je dać, niekoniecznie chcę, żebyś je oddawał – mruknął pod nosem, gdy ja łapałem cały kartonik prezerwatyw. – No leć, zanim ci suczka ucieknie.. – rzucił.

                - Nie mów tak o mojej narzeczonej i lepiej zadzwoń do swoje suczki zapytać czy bachor jest twój a nie innego naiwniaka – warknąłem i korzystając z tego, że go zamurowało, wybiegłem z pokoju trzaskając drzwiami.

                Wpadłem do Julii w biegu nakładając gumkę. Dziewczyna się zaśmiała.

                - Spokojnie, Billy, jestem tu i nigdzie nie uciekam. – Skomentowała mój pośpiech.

                Odkryłem prześcieradło i znów wróciłem do pocałunków. Jeśli to w ogóle możliwe, byłem jeszcze bardziej spragniony. Wszedłem delikatnie do środka i znów zacząłem się poruszać, co natychmiast zaczęło sprawiać i mnie i jej niesamowitą przyjemność. Poruszałem się coraz szybciej, biodra mnie prowadziły. Ona zaciskała nogi wokół mojego pasa popędzając mnie jeszcze bardziej.

                - Boże, jaka ty jesteś.. cholernie.. ciasna.. – wyjęczałem. Czułem jak robi mi się ciemno przed oczami. Ona zaczęła się dociskać, przez co czułem, a raczej przeczuwałem, że zaraz dojdzie. Krzyczała i jęczała tak głośno, ze na pewno każdy w domu słyszał, a ja pieprzyłem już ją, naprawdę pieprzyłem mocno, a po chwili oboje dochodziliśmy w jękach rozkoszy. Najpierw ona. A gdy już się zacisnęła, nie mogłem się powstrzymać i również wystrzeliłem.

Opadłem prawie na nią i mocno ją pocałowałem. Głaskałem ją po twarzy i szeptałem, że jest najcudowniejsza.. o właśnie taka była. Moim małym obcym w życiu, małą nieznaną.. i cholernie kusiła żeby poznać ją jeszcze bardziej.

Gdy weszliśmy do salonu o 10 na śniadanie wszyscy się na nas gapili. Geo z Gusem oczywiście chichotali – tego się raczej spodziewałem. A Tom spojrzał przelotnie i zmienił obiekt zainteresowań. Widocznie kanapka.. z (a jakże) dżemem brzoskwiniowym była bardziej interesująca.

Usiedliśmy przy oknie, by łapać trochę świeżego powietrza i nalałem nam soku pomarańczowego.

- Trzymaj. – David położył mi obok mój zeszyt z piosenkami. Zajął swoje miejsce naprzeciwko i patrzył na mnie badawczo. – Powiem ci, Bill.. że to może być najlepsza płyta w waszej historii. Na pewno lepsza od poprzednich. I z pewnością będzie ciężko ją przebić. Jutro kończymy w trasę. Chłopcy mają wolne. Twoja mała musi na razie wracać do szkoły. Czeka ją ostatnia klasa. A ty i Tom macie pół roku, żeby to dopracować – powiedział zdecydowanie.

- Julia jest pełnoletnia. Jeśli by chciała może skończyć ostatnią klasę w Niemczech. Mogę jej załatwić indywidualny tok nauczania. Decyzja należy do niej. Ja nie wracam do rodziców. Nie wiem czy Tom nie będzie chciał tam mieszkać ze swoją rodzinką. Pewnie wyprowadzę się do Berlina. Mam tam starych znajomych.. – Uśmiechnąłem się złośliwie. – Sebastian z chęcią by mnie przenocował. – Zerknąłem na brata, a on w odpowiedzi zmrużył oczy.

- Chyba nie przyszłość twojej NARZECZONEJ jest tu przedmiotem rozmów, a przyszła płyta – odparł i przeniósł wzrok na Davida.

Nastała cisza, której raczej się spodziewałem po takim komentarzu Toma.

- Gratulacje! – powiedział od razu Gustav i uśmiechnął się szczerze.

Georg mu zawtórował. David chyba nie wiedział, co powiedzieć i musiał to chwile pomyśleć.

- Nie mówcie jeszcze nikomu, to.. powinno być bardziej przemyślane, wiecie. Po prostu.. powoli, znaczy.. wolniej. – Potarł sobie skronie jakby jego ogromne plany zostały właśnie zrujnowane.

Oparłem się wściekle o krzesło.

- Nie możesz rządzić moim życiem, David. – Zmrużyłem oczy wściekle.

- Jestem twoim menadżerem, twoja osoba jest wizytówką i własnością naszej wytwórni i jako dobry przyjaciel troszczący się o twoją przyszłość radzę ci na razie tego nie robić. Nie w ogóle. Po prostu na razie – dodał. Raczej chciał mnie uspokoić.

Odwróciłem od niego wzrok. Wziąłem tosta i przeczesałem swoje włosy. Ugryzłem kawałek i popiłem sokiem. Po chwili w złości odłożyłem wszystko i wstałem.

- Idę się ubierać. Chcę syć sam – oznajmiłem i ulotniłem się z jadalni.

Poszedłem do swojego pokoju. Otworzyłem walizkę i zacząłem przeglądać rzeczy, zastanawiając się, co mogę dziś ubrać na koncert. Klęczałem tak bez celu i szperałem w pogniecionych już mocno ciuchach. Ostatni koncert, ostatni.. koniec piosenek przypominających mi o Tomie i naszym związku, koniec..

- Bill.. – Usłyszałem głos Toma tuż za uchem.

                Odwróciłem się gwałtownie, nie słyszałem, kiedy wchodził.

                Złapał mnie mocno i przytulił. Nie pozwolił mi spojrzeć na siebie, tylko ściskał mnie od tyłu i przesuwał nosem po mojej szyi, przez co mimowolnie przeszły mnie ciarki. Zaniemówiłem. Czułem jak powoli całuje moją szyję i obejmuje w pasie jak swoją własność.

                - Tom.. co ty..? – Zacząłem mówić, ale odwrócił mnie jednym ruchem, posadził sobie na kolana okrakiem i całował czule i delikatnie moje usta, wciąż trzymając mnie blisko przy sobie.

                Gładził mnie po biodrach i pośladkach. Ale tak, ze ledwo to zauważałem. Nie był nachalny. Był delikatny i jakby chciał mi dać do zrozumienia, że szanuje moją wrażliwość, moje rozterki, ale naprawdę bardzo tego potrzebuje. Objąłem go lekko i niepewnie za szyję.

                - Julia.. – zacząłem cicho szeptem, nie chcąc, żeby ona nas nakryła, ale on przyłożył palec do moich ust.

                - Zamknąłem na klucz – przerwał mi szybko. – Chcę być przy tobie, gdy czuję, że twoje serduszko tak walczy. I, gdy czuję, że już czasem nie potrafisz być tak silny, jaki chciałbyś być. – Uśmiechnął się lekko i spojrzał w moje oczy. Pogładził kciukiem mój policzek, a potem przeczesał moje włosy. Pomyślałem nawet, że jakby poznaje na nowo moje ciało.

                Zamknąłem oczy i oparłem czoło o jego czoło, pozwalając sobie na tę chwilę słabości. Dosłownie przez chwilę myślałem o tym, czy będę tego żałować, czy nie. On trzymał tak mocno. A ja mogłem być trochę tym małym dzieckiem, za którym tak tęsknił. Za którym ja tęskniłem..

                Wstał trzymając mnie pod tyłkiem i oparł mnie o ścianę. Ściskał moje pośladki i zaczął mnie namiętnie całować. Dość wyraźnie czułem, że jest podniecony i jedno mu w tej chwili w głowie. Oddawałem te pocałunki niepewnie z wyczuwalnym z pewnością wahaniem.

                - Pozwól mi wrócić.. – szeptał między pocałunkami. – Proszę.. chcę znów budzić się przy tobie każdego ranka.. głaskać twoje włosy i tulić do siebie.. proszę, Billy.. – mówił, a ja odwróciłem głowę od niego.

                Zszedłem z jego rąk, ale nie odsunąłem się bardziej.

                - Tom.. zdradziłeś mnie, to nie jest takie proste jak myślisz. Może dla ciebie jest. Dla mnie nie. – Westchnąłem cicho i spuściłem głowę. Teraz, gdy przypomniałem sobie jak było z nim cudownie, gdy całował.. poczułem nic innego jak smutek, że tak mnie skrzywdził.

                On również westchnął i zapadła krótka cisza.

                - Czemu wykorzystujesz bogu ducha winną dziewczynę, żeby się na mnie zemścić? – zapytał w końcu, opierając ręce o ścianę po bokach mojej głowy. Pochylał się lekko nade mną.

                - Ani się nie mszczę, ani jej nie wykorzystuję – odparłem. – Poczułem coś do niej. To coś.. innego, wiesz.. może przez to, ze nigdy nie byłem z kobietą. Lubię na nią patrzeć. I słuchać, gdy się śmieje. Jest piękna. I ma te rude włosy.. – Westchnąłem. – Nie wiem, czy to miłość. Ale na pewno warto to sprawdzić.

                - A ja? – Zmarszczył swoje brwi.

                - A ty.. masz dziecko, którego nigdy nie zaakceptuje, bo jest oznaką zdrady. A jeśli nie jest twoje, to nie zmienia to postaci rzeczy, ze mnie zdradziłeś. A ja o tym pamiętam i mnie to boli po prostu. – Wzruszyłem ramionami i spuściłem głowę ponownie. – A ona.. co oczywiste, oboje nie jesteście w stanie mi dać wszystkiego. Ale może jako facet w związku nie poczuję się kolejny raz wychujany.. a nawet jeśli, to może wtedy będzie mniej boleć. – Odsunąłem się i wróciłem do walizki, żeby wybrać w końcu jakieś rzeczy.

                Tom usiadł na łóżku i patrzył na mnie, jakby bardzo intensywnie nad czymś myślał.

                - Ubierz tą.. lubię cię w niej. – Odezwał się w końcu, gdy przekładałem w dłoniach chyba 50 koszulkę.

                Bez słowa odłożyłem ją na bok i wyjąłem pasujące spodnie w wojskowy wzór kamuflujący. Do tego glany, trochę biżuterii i będzie okej.

                Usiadłem przy lustrze i zacząłem się malować, a Tom stanął za mną i bawił się moimi krótkimi jak na mnie włosami. Przypatrywał się wszystkiemu, co robiłem.

                - Nie wiem jak możesz mieć cierpliwość do nakładania tylu warstw codziennie.. mnie by cholera wzięła. – Pokręcił lekko głową.

                - Jak się chce ładnie wyglądać.. – Wzruszyłem ramionami. – Ja bym nie mógł siedzieć na siłowni – prychnąłem ciszej, a on uśmiechnął się lekko rozbawiony. – Idź się ubierać. Zaraz jedziemy – powiedziałem jeszcze, a on skinąwszy głową wyszedł z pokoju. Wcale nie zamknął ich na klucz.. oszust jeden.

                * * *

                Ciemno dookoła. Tylko światła na scenie. Tylko nasza czwórka i Julia wyglądająca zza kulis. Ja stojący przy mikrofonie, trzymając go w ręce. Moje zamknięte oczy. Ostatni koncert podczas tej trasy. Lekki żal, ze coś się kończy. Nieśmiała radość i podekscytowanie tym, co nadchodzi.

                - Jak wiecie.. – Mój głos zaczyna nieznacznie drżeć. – Jest to ostatni koncert tej trasy. Kończymy ją właśnie tutaj, z wami, w Splicie – mówiłem do fanów machających plakatami i transparentami wyrażającymi miłość do nas, mnie i Toma. – Na zakończenie chcielibyśmy.. w ramach prezentu zaśpiewać piosenkę, którą wy wybierzecie. – Uśmiechnąłem się, a tłum rozszalał się z krzykami, z których ciężko było cokolwiek zrozumieć.

                Wziąłem mikrofon i podszedłem bliżej ludzi. Pochylałem się przy kilku osobach pozwalając powiedzieć im wybrany tytuł.

                - Durch den Monsun!

                - In die Nacht!

                - Schrei!

                Różne osoby krzyczały nasze najbardziej znane przeboje. Ale najczęściej powtarzało się jedno.

                -  Tom.. – spojrzałam na brata mówiąc wciąż przez mikrofon. – In die Nach.. – ogłosiłem, a tłum krzyczał z podekscytowania.

                Brat zmienił gitarę i podszedł do mnie z uśmiechem.. wzruszenia? Cicho w sobie myślałem, ze nie mogli wybrać gorszej piosenki. Ale fani to fani, trzeba ich usatysfakcjonować. Zerknąłem lekko w stronę Julii, ale musiała zmienić miejsce obserwowania, bo już jej tam nie było.

                Usłyszałem pierwsze dźwięki gitary.. A głos sam wydostał się z moich ust.

                - In  mir.. wird es langsam kalt.. Wie lang könn’ wir beide hier noch sein? – słowa popłynęły same. Patrzyłem na Toma z bólem i wzruszeniem. To była nasza piosenka. Piosenka o naszej miłości. Napisana wtedy, gdy ta miłość była najsilniejsza.

                Nie wiem czy kiedykolwiek uczucie, którym kogoś obdarzę będzie choć trochę zbliżone do tamtego, którym darzyłem Toma. Kolejne ukłucie w szczęście, rana która pozostaje. Jedna złota chwila, która za każdym razem boli coraz bardziej. Światło i cień odbierają mi perspektywę. Nie wiem, czy jeszcze powrócę.