poniedziałek, 31 października 2016

63. Mein Herz Kämpft,  Gegen mich,  Wie'n Alien in mir


Z okazji Halloween i pięknego święta Wszystkich Świętych, gdyż może trochę wolnego przyczyni się do zajrzenia na mojego bloga. Miłego czytania.

~ Sinni


63. Mein Herz Kämpft,  Gegen mich,  Wie'n Alien in mir



                Plaża była ciasna i zatłoczona. Prócz zwykłych turystów oczywiście towarzyszyło nam paparazzi i rzesza fanów, którzy podróżowali za nami po całym świecie, żeby uczestniczyć w każdym z koncertów. Rozłożyłem właśnie swój ręcznik i po pozbyciu się zbędnych ubrań usiadłem na nim w samych kąpielówkach. Sam nie wiedziałem, dlaczego zgodziłem się iść z bratem na plażę. Julia mnie zachęcała, miała dołączyć za dwie godziny. Siedziałem trochę na słońcu, trochę w cieniu pinii. Było cholernie gorąco. Westchnąłem patrząc na jego ciało i jak sam się mości na swoim ręczniku. Powtarzałem sobie,  że to po prostu na pokaz.. żeby paparazzi porobili zdjęcia, i żeby widzieli, że wszystko między nami w normie. Byliśmy przed ostatnim koncertem. Łapaliśmy promienie słońca w Splicie.

                Tom zerkał na mnie tak często, że aż zacząłem uznawać to za lekko podejrzane. Założyłem ciemne okulary na nos i wyciągnąłem olejek do opalania.

                - Pomóc ci? – zaoferował, odchrząkując jednocześnie.

                - Nie – odparłem krótko i sam posmarowałem swoje ciało Patrzyłem przed siebie, na wodę, do której miałem zamiar niedługo wskoczyć, aby jakoś odsunąć się od niego jak najbardziej.

                Po ciężkim westchnięciu zrozumiałem, że Tom już traci nadzieję na jakąkolwiek poprawę relacji między nami. Przysunął się jednak i złapał ukradkiem mój nadgarstek. Przeniosłem na niego ukryte za okularami badawcze spojrzenie.

                - Ona.. Julia.. naprawdę ci się podoba? – wyszeptał, bawiąc się lekko swoim kolczykiem w wardze.

                - Jakie to ma znaczenie? – odpowiedziałem, odwracając twarz od niego. – Krótko ją znam. Podoba mi się. A czy to coś więcej, to się zobaczy.

                Puścił moją rękę i bez słowa wziął olejek, żeby nasmarować mi plecy. Chciałem zaprotestować, ale odpuściłem, wiedząc, że byłoby to sprzeczne z celem naszego wyjścia na plaże.

                - Jest bardzo ładna. Nigdy nie widziałem cię z kobietą.. w swojej wyobraźni, wiesz. Ale chyba na swój sposób pasujecie do siebie – powiedział, co mnie nawet trochę zdziwiło. – Jakbyś chciał jakiejś rady czy coś, to zawsze możesz ze mną pogadać – dodał i oparł się o murek, tak jak ja.

                Podciągnąłem kolana pod brodę i słuchałem tylko dźwięku fal. Czułem jakbym chciał wyrzucić wszystko z siebie. Ale nie chciałem przerzucać się tym w miejscu publicznym. Nie byłoby to na pewno rozsądne. Tom dziwnie objął mnie ramieniem w tym momencie i przytulił do swojego boku. Już zapomniałem jak bardzo potrafił czytać w moich myślach. Jak jego ramię jest silne.. i jak bardzo uspokaja negatywne emocje.

                - O mały włos.. a zostałbym na stałe w Paryżu – mówię cicho, a brat spogląda na mnie dość zaciekawiony i na pewno nadal zbolały. – Xsavier.. zabrał mnie do siebie, gdy wyszedłem ze szpitala. Chyba naprawdę mnie pokochał. Ma dwójkę dzieci, naprawdę kochanych. To była idealna okazja, żeby się ustatkować.. w łóżku był niesamowity – dodałem, a Tomowi cała ręka zadrżała. Chyba przeszedł go dreszcz.

                - Więc, czemu wróciłeś do Hamburga? – zapytał dość cicho jakby trzymał w gardle nerwowa gulę.

                - To nie był mój czas. Dom był jak marzenie. Ale nie był jak mój. Dzieci były wspaniałe.. cudowna rodzina, ale nie moja. Może podświadomie czułem, że mimo iż jest gotowy, to nadal pamięta mocno o żonie, która zginęła w wypadku. Albo to moja podświadomość mówiła, że nigdy nie będę dla niego pierwszy, a moja egoistyczna dusza nie pozwalała mi zgodzić się na taki układ. Muszę być dla kogoś jedyny. Dzieci były wspomnieniem jej.. ona żyła w nich w tym domu. Po prostu.

                - Nie każdy człowiek jest stworzony do takiej roli. Niektórym to przeszkadza, a niektórym nie. Nie obwiniaj się za bycie egoistą – odpowiedział. – Jestem przekonany, że i nie jeden altruista miałby problem ze swoją psychiką w takiej sytuacji. – Pogłaskał moje ramię dość czule. Nie spodziewałem się usłyszeć od niego takich spokojnych i wyrozumiałych słów.

                Wziąłem w wolną dłoń kilka kamyczków i przerzucałem je to w tą to w tamtą opierając brodę o prawe kolano. Zerknąłem na niego ukradkiem. Patrzył na mnie nieprzerwanie, więc speszony odwróciłem wzrok.

                - Wiesz.. ta cała sytuacja naprawdę dała mi do myślenia – zacząłem znów. – O przyszłości, o czymś więcej niż o teraz, o dzisiaj. Leb die Sekunde już dawno należy do przeszłości, czasy młodości są w pewnej części za nami. Nasz związek.. byłby dla ciebie męką. Ukrywanie przez całe życie.. i nie mielibyśmy dzieci.. może to musiało się tak skończyć. – Wzruszyłem ramionami i westchnąłem ciężko. Tom mocniej przytulił mnie do siebie i objął obiema rękami. Gładził lekko moje włosy.. w pewnym sensie było tka jak kiedyś.

                - Mimo wszystko chciałbym żyć z tobą, Bill. Nie chcę ani jej, ani tego dziecka. Nie kocham ich. Zaczynam nienawidzić siebie, gdy coraz bardziej dochodzi do mnie to wszystko. Jak to spieprzyłem, jak ciebie skrzywdziłem. – Oparł podbródek o mój czubek głowy i cmoknął go leciutko. – Nie masz pojęcia jak za tym tęsknie.. za tobą – dodał szeptem.

                Przymknąłem oczy i pozwoliłem naszym ciałom zastygnąć w takim położeniu. Jedna skradziona chwila potrzebna i mojemu i jego ciału. Balsam dla ciała.. powolne rozdrapywanie ran dla duszy.

                - Nie potrafię sobie wyobrazić, co tobą kierowało, że to zrobiłeś, Tom. – Westchnąłem cicho i zamknąłem oczy.  – Naprawdę nie potrafisz utrzymać chuja w spodniach? To było tylko kilkanaście dni.. nie rok.. – wyszeptałem.

                - Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, Bill. Wiem, co zrobiłem i jakie są tego konsekwencje – odpowiedział. – Nie ukrywałem tego przed tobą. Mimo, że nie miałeś szans, żeby się dowiedzieć. Mogłem jej zapłacić za milczenie. Zmusić do aborcji. Mogłem to schować przed tobą tak głęboko, że byś tego nie rozbabrał. Dobrze o tym wiesz, Bill, znasz moją przeszłość, moje kontakty. Wiesz, co mógłbym z nią zrobić, żeby tylko uchronić nasz związek. Ale nie chciałem cię okłamywać, ani przeistoczyć się w gorszego potwora. Nie usprawiedliwia to mnie. Ale chciałbym, żebyś.. może potraktował to trochę jako czynnik łagodzący zarzuty, nie wiem.. wiedz, że miałem takie myśli. A wybrałem jak wybrałem, co tu więcej gadać. – Odsunął się lekko i poprawił czapkę na swojej głowie.

                Ta chwila lekkiego bólu rozchodzącego się po ciele trwała jeszcze kilkanaście sekund. W końcu sprawiła, że moja dłoń zacisnęła się w pięść i zsunęła się z kolana na ręcznik.

                - Idę do wody – powiedziałem chyba trochę ciszej niż zamierzałem i wstałem, a potem skierowałem swoje kroki do dużo chłodniejszej wody, co początkowo utrudniało wejście do niej. Gdy obmywała nogi, to było jakby milion szpilek wbijało mi się w kostki, ale dało się do tego przyzwyczaić po pewnym czasie.

                W końcu byłem już zanurzony do pasa. Po odwróceniu się widziałem, że i mój brat zmierza w moim kierunku, jednak jemu wejście do wody nie zajęło więcej niż ej jednej sekundy na całkowite zanurkowanie i podpłynięcie do mnie.

                - Delikatniś.. – zaśmiał się lekko po wypłynięciu obok mojego lewego uda, a potem ochlapał mnie całego wodą, łącznie z włosami i widać, ze dobrze bawi się przy tym, gdy ja purpurowieje ze złości, że moja cudna fryzura zostaje całkiem pokryta soloną wodą.

                Gdy zacząłem się bronić, złapał mnie za ramiona i wcisnął pod wodę nurkując jednocześnie, więc nie miałem już na sobie ani skrawka suchej skóry. Po wypłynięciu w moich myślach stwierdziłem, ze jego usatysfakcjonowana zadowolona mina nic a nic się nie zmieniła.

                Zbliżył się i patrzył się w moje lekko wściekłe i lekko rozbawione oczy.

                - Jesteś piękny jak zwykle.. nawet po ścięciu tych włosów. – Dotknął delikatnie mojej głowy. – Chociaż wyglądasz zdecydowanie inaczej – dodał i odchrząknął cicho.

                Odgarnąłem sobie z czoła oklapnięte włosy i spojrzałem w stronę słońca żeby chociaż twarz mi wyschła.

                - Nadchodzi wielka zmiana, Tom.. ogromna.. nie będzie to nic, o czym mógłbyś choćby pomyśleć. Geneza tego jest w moim śnie, w ojej głowie.. przychodzi coś tak wielkiego.. – Urwałem i poczułem jak Tom mocno mnie przytula do swojej piersi. Tak naprawdę bardzo mocno… jak kiedyś. – Nadchodzi coś dojrzałego i ciemnego, Tom.. coś całkiem obcego – szeptam spoglądając mu w oczy, a jego usta są już naprawdę całkiem blisko moich. Widzę jak się pochyla, jak chce tego pocałunku. Czuję jak sam go chcę, cholera..

                Odwracam głowę, a jego usta spoczywają na moim policzku.

                - Zwariowałeś? Wiesz, ile tu jest ludzi? – syczę odsuwając się jak najdalej od niego i kładę się na wodę. Unoszę się, aby opanować emocje. Mam nadzieje,  że nie wyczuł ich za dużo.

                - Czasem naprawdę mam to gdzieś, Bill.. nic po za tobą się dla mnie nie liczy – odparła i patrzył na mnie z góry przysłaniając lekko słońce.

                - Więc właśnie ze względu na mnie miej wzgląd na otoczenie, bo już nigdy nigdzie z tobą nie wyjdę – zagroziłem i powstrzymałem lekki uśmiech. Jego mina niewiniątka była tak samo rozbrajająca jak kiedyś. Westchnąłem lekko. – Powiedziałem Davidowi. Miałem nóż na gardle – wyjawiłem w końcu.

                - Wiem – odparł niewzruszony. – Zrobił mi taką awanturę jak nigdy.. Jakbym wciąż był nieopierzonym dzieckiem. – Zaśmiał się i pokręcił głową. Polewał lekko mój brzuch wodą. – Ale to dobrze.. w sumie wolałem dostać ten opierdol niż taka ciszę jak od ciebie. To milczenie to gorsze niż wrzaski – stwierdził zdecydowanie. Odwrócił lekko głowę. – Twoja laska idzie. Nie chcę wam przeszkadzać. – Pogłaskał mnie po włosach z lekkim bólem w oczach i poszedł na swój ręcznik pokazać jej gdzie leżymy.

Wyszedłem za nim, jednak, gdy dotarłem do ręczników, on się już zwinął, a ona usadowiła się obok i poprosiła o nasmarowanie. Miała smakowite ciało odziane tylko w bikini. Oblizałem się lekko i delikatnymi ruchami jednak zimnych dłoni zacząłem smarować jej ramiona klęcząc za jej plecami. Pochyliłem się i pocałowałem jej szyję. Kropelki z moich włosów spadły na jej dekolt i zniknęły między piersiami, dostała gęsiej skórki, a ja obserwowałem, jak jej sutki lekko odznaczają się na jej bikini. Zamruczałem cicho do jej ucha chyba w ogóle tego nie kontrolując i zsunąłem dłonie niżej na jej ciało.

- Powinienem zakazać ci zakładania bikini – szepnąłem jej niskim głosem do ucha i przesunąłem dłońmi po jej dekolcie, a potem zsunąłem na brzuch i lekko ją do siebie przytuliłem.

Oparła się o mnie pewnie i spojrzała na mnie. Pochyliłem się lekko i pocałowałem jej różowe usta. Oj tak.. jej słodkie, różowe usta. Wszystko czego wtedy potrzebowałem.

- Zakażesz ubierać mi bikini na plażę..? – Zachichotała cicho i pogłaskała moje dłonie.

Przytuliłem ją mocniej dociskając biodra do jej pleców, żeby poczuła jak w jednej chwili moje kąpielówki zaczęły skrywać pod sobą mały sekret.

- Zdecydowanie zakazuję.. – wyszeptałem znów do jej ucha dość mrucznie, a potem przechyliłem ją wygodnie w swoją stronę i całowałem ją mocno i namiętnie, badając jej usta języczkiem. Słyszałem jak robią zdjęcia, wiedziałem, ze ludzie patrzą… ale w tym momencie nie miało dla mnie nic większego znaczenia, niż zacałować Julię na śmierć.

Moje serce walczy przeciw mnie.. jakby coś obcego siedziało we mnie. Czuję, że wybaczam.. że nie powinienem, ale właśnie tak się dzieje. Ale nawet jeśli – nie pokażę tego. Nie odzyska mnie łatwo. Jeśli odzyska mnie w ogóle..

czwartek, 20 października 2016

62. Lass die Hunde los


Witam niewitanych :D  zapraszam do czytania kolejnego rozdziału i proszę o komentarz, to dzięki nim piszę.

~ Sinn

62.  Lass die Hunde los



                Spaliny, lekki pisk hamulców, dźwięk otwieranych drzwi. Zapach drogiej wody kolońskiej.

                - Witaj, David – mój głos kierowany do mężczyzny wychodzącego z naszego tourbusa.

                - Witaj, Bill – ten sam jak kiedyś nonszalancki głos, mówiący „kim to ja nie jestem”. – Kim jest ta młoda dama? – pyta od razu, zżera go ciekawość.

                Spoglądam na Julię z lekkim uśmiechem uchylając swoje ciemne okulary i łapię ją za rękę.

                - To Julia. Zabieram ją ze sobą w trasę. Jest moją inspiracją – odpowiadam śmiało. – Ma na razie wakacje – dodaję i razem z dziewczyną pakuję się do autobusu.

                Rodziców Julii nie było trudno przekonać. Jak się okazało i jej ojciec był muzykiem i tak właśnie poznali się z jej matką. Więc znali takie życie. I nie widzieli powodu, dla którego ich córka miała go nie skosztować. A ona chciała jechać. Mimo, że ta franca od Toma została. Nawet nie chciała o tym słyszeć. Wyklęła Toma za to, że jedzie. Wtedy jedynie wygarnąłem jej to, co o niej myślę, a Julia dość nieśmiało mnie poparła, czym cała nasza trójka sobie nagrabiła. Wiec ani Julia nie miała wyrzutów sumienia, że jedzie, ani też Tom.. szczególnie, że taka z niej była zołza. A ja.. ja całkowicie cieszyłem się z tej sytuacji. Julia była ze mną. I wydawała się rozumieć więcej niż ja rozumiałem. A Tom mógł się w dupę pocałować. I mimo, że był moim bratem. Był również ex. I chciałem, żeby cierpiał po tym jak mnie skrzywdził. Chciałem tego bardzo mocno, budziło to we mnie nikczemne żądze, których ujściem okazała się muzyka.

                Położyłem dłoń na jej nagim udzie, miała te seksowne shorty na sobie, a ona złapała lekko moje palce i ścisnęła swoimi. Gdy Tom wsiadał do środka nie zapomniał zaszczycić nas spojrzeniem. Położył swoją gitarę po drugiej stronie i słowem się nie odezwał. Chłopaki czuli to napięcie, którego całkiem nie rozumieli. W Paryżu jeszcze byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, a teraz on się przede mną chowa jak mysz pod miotłą, a ja – naczelny gej w zespole – mam ekstra laskę u boku i nawet nie spoglądam na brata od momentu, gdy dowiedziałem się o „incydencie”.

                W końcu tez ruszyliśmy. Musieliśmy zrobić kilka prób. Nie graliśmy już ponad miesiąc. Nie razem. Zmierzaliśmy w stronę Zurychu. To na tamtym koncercie przerwaliśmy trasę. Zurych, Londyn, Moskwa, Madryt i Zagrzeb. Pięć brakujących koncertów do końca trasy Zimmer 483. Do końca trasy, której nie miałem ochoty kończyć.  Moje myśli kłębiły się już wokół czegoś całkiem nowego, obcego i fascynującego.

                - Pokaż mi ten nowy tekst – rzuciła w trakcie jazdy Julia odrywając się od swojej gazetki. A wtedy.. piekło zstąpiło do autokaru.

                Poczułem na sobie wzrok każdego. Cztery pary oczu wpatrywały się we mnie bezwzględnie oczekując wyjaśnień. Jedna była zaintrygowana, druga podekscytowana, trzecia niedowierzająca, a czwarta… zbolała i pokrzywdzona.

                Wyjąłem zeszyt bacznie ich obserwując.

                - Nie. I ani się ważcie go dotykać – wysyczałem do nich mrużąc oczy, a zeszyt podałem dziewczynie i musnąłem jej policzek wczytując się w tekst razem z nią.

                - Bill, nalegam abyś natychmiast pokazał nam to, co masz! – powiedział Jost podchodząc do mnie i Julii bardzo szybko. – Tom mamrotał coś o jakiejś inspiracji i humanoidzie czymkolwiek on jest, ale chyba sam wiesz, że wszystkim nam przyda się twoja inspiracja. I jeśli ta myśl jest dobra, podążymy za nią tak jak wcześniej – dodał unosząc się w swojej przemowie jak zawsze. Może miało to coś wspólnego z genami wilka alfa w jego krwioobiegu.

                Westchnąłem cicho i spojrzałem przez okno.

                - Humanoid. To istota bez emocji. Gnająca przed siebie. Zautomatyzowana. Bez ograniczeń. Humanoid to ja – odparłem. – Opowiem wam. O idei.  Gdy przyjdzie na to czas. A od tekstów wara – warknąłem na ostatku i zmrużyłem oczy lekko.

                David odchrząknął po chwili ciszy i pogładził lekko moje ramię.

                - Chodź, pogadamy. – Wstał i bez czekania na moją odpowiedź poszedł na tył autobusu.

                Zerknąłem na Julię i wywróciłem lekko oczami. Zabrałem jej zeszyt delikatnie.

                - Wezmę.. bo ci siłą wyszarpią jak cię z nim tutaj zostawię  - powiedziałem i wstałem. Pogładziłem jej włosy a potem pożegnałem się na te kilka chwil czułym pocałunkiem. Ona przymknęła oczy. A ja..  całkiem automatycznie wwierciłem oczy w Toma. Patrzył. Dokładnie ka jakby wiedział, że nie ma prawa ich zamykać. Że to właśnie jego kara.

                Przeszedłem na koniec do pomieszczenia, gdzie niegdyś spaliśmy razem z Tomem. Teraz to miała być sypialnia moja i Julii. Siedział na łóżku i patrzył na mnie intensywnie. Zamknąłem drzwi i oparłem się o nie. Poklepał miejsce obok siebie i poczęstował mnie skrętem. Zdziwiło mnie to początkowo, ale odpaliłem i zaciągnąłem się. Patrzył tak na mnie w ciszy kilka chwil i sam rozkoszował się trawką.

                - Bill.. – zaczął w końcu, a ja się spiąłem, bo doskonale wiedziałem, do czego to zmierza. – Po co te szopki? Ta Julia. I te wasze złowieszcze spojrzenia. To jest zespół, my wszyscy. Powinniście albo powiedzieć nam, o co chodzi, albo wyjaśnić to między sobie i wrócić do normy. Omijacie się kilometrowym łukiem.

                - To, co jest teraz jest normą, Jost – odpowiadam odwracając twarz z zaciętą miną.

                - Bill, wykładam na was kasę, inwestuję. Jesteśmy jednym zespołem. Dopóki wasze kłótnie były wasze i nie przenosiły się na resztę, to była wasza sprawa. Ale, gdy ma to wpływ na resztę zespołu i na cały zespół razem wzięty, to moim obowiązkiem jest reagować, Bill – odparł. W jego oczach tkwiło szczere zmartwienie.

                Westchnąłem ciężko, bo w głębi siebie czułem, że ma rację. Sytuacja między nami była niemożliwa do naprawienia a wpływała negatywnie na chłopaków. Ryba psuje się od głowy. Ja jestem głową tego zespołu… Biłem się przez moment z myślami. Zaciągnąłem się parę razy w milczeniu.

                - Zacznij od tej dziewczyny. To jakaś zemsta? Ale za co? Czujesz coś do niej naprawdę? – zaczął pytać, bo nie wytrzymał już z ciekawości a może i z nerwów.

                - Julii do tego nie mieszaj. Nie miała z tym nic wspólnego – odpowiadam powoi ważąc słowa. – Chcę, żeby została. Bez niej nie napisze już nic do tej płyty. A wierz mi, warto, żebym kontynuował – ostrzegłem go i uchyliłem okno. Wyrzuciłem niedopałek ale nie zamknąłem. Szum wiatru zagłuszał naszą rozmowę jeszcze bardziej. Westchnąłem i zamknąłem oczy. – Dawid.. to, o co pytasz.. to coś, o czym nie wie nikt. I jeśli chcesz o tym rozmawiać, to będzie nam potrzebna klauzula poufności – mówię i wyciągam papierosa. A po zastanowieniu to od razu drugiego i odpalam oba na raz. Nadal stoję przy oknie tyłem do niego.

                David jest wyraźnie zaskoczony moją odpowiedzią. Milczy. Być może pierwsze o czym pomyślał, to że kogoś zabiliśmy. I może nie był tak daleko. Zabiliśmy coś. Zabiliśmy naszą miłość.

                - Sądzisz, ze pójdę rozpowiadać o tym? Na pewno nie jest to również w moim interesie. Zarabiam dzięki wam – odpowiedział po chwili zastanowienia.

                - Coś w tym jest.. – mruknąłem i usiadłem na fotelu naprzeciwko niego. Przypatrywałem się jego oczom. Byłem pewien, ze widzi jakie moje są puste, gdy o tym myślę. – Ja i Tom. Byliśmy parą, David. Prawie od początku, gdy przeprowadził się do nas i, gdy go poznałem. Prawie od tamtego czasu – powiedziałem spokojnie. Jost milczał, więc kontynuowałem.  – Zdradził nie jak leżałem w szpitalu w Paryżu. I zrobił jej dziecko. To się stało, David – odparłem i wydmuchałem dym. – I jeśli zamierzasz pytać o to, jak mogliśmy być braćmi w związku, to odpowiem, że jak widać mogliśmy…

                - Nie pytam o to – przerwał mi, choć miałem zamiar jeszcze coś dodać. – Nie ma to dla mnie znaczenia. Teraz to tłumaczy wszystko. – Westchnął i potarł lekko twarz. – To stad ten.. humanoid, tak? Skrzywdził cię.. a ty nic nie czujesz – mówił coraz ciszej. Nie pytał. Wiedział, że tak jest i się nie mylił.

                Ponownie zapadła dość nieprzyjemna cisza. Ciągnąłem raz z jednego raz z drugiego papierosa. Miałem trochę nerwa. Jednak musiałem wrócić myślami do tego, co nieprzyjemne.

                - Dlatego nie chcę śpiewać starych utworów. Bo przypominają tamte czasy. Każda z tamtych piosenek odzwierciedla pełen szczęścia moment przeżyty wspólnie z Tomem. A teraz.. jest inaczej. Teraz wszystko będzie inne – wyszeptałem.

                Jost wstał i poklepał lekko moje ramię.

                - Nikomu nie powiem – powiedział. Nigdy wcześniej nie sądziłem, ze można z nim tak rozmawiać. Wcześniej dużo się przekomarzaliśmy. Często robiliśmy sobie na złość. – 5 koncertów, Bill. Dasz radę. A potem będziesz miał czas dla siebie. Tyle, ile będziesz potrzebować. Bylebyś do końca roku dostarczył mi wszystkie teksty na nową płytę.

                - Sądzę, że to aż nadto czasu..

                - Mógłbym z nim porozmawiać ale obawiam się, że tak niczego by to nie zmieniło. Ale wyjaśnijcie sobie parę rzeczy. Albo uzgodnijcie, cokolwiek. Bo czuć niezgodę między wami i to będzie odpychać – powiedział, po czym wyszedł z pokoju.

Zostałem tam sam z myślami i nieznośnymi wspomnieniami na temat tego, co kiedyś na tym łóżku się działo między nami.

- Pierdolić to, kurwa mać.. – warknąłem sam do siebie i wyrzuciłem dwa niedopałaki za okno. Położyłem się na łóżko i myślałem.

Drzwi pokoju się otworzyły i do środka weszła Julia. Uniosłem lekko jeden kącik ust w uśmiechu i wyciągnąłem do niej dłoń. Złapała ją bez wahania i usiadła przy mnie na łóżku. – Czas wypuścić psy.. – szepnąłem gładząc jej nieskazitelny policzek. Jej skóra była taka miękka..

- Co takiego? – zapytała niepewna, czy dobrze zrozumiała.

- Czas wypuścić psy, skarbie.. czas oddać się wolności. Oddać się wenie i emocjom jednej chwili. – Przyciągnąłem ją bliżej tak, że opierała się dłońmi o mój tors. Jej włosy delikatnie łaskotały mnie po twarzy, gdy całowała moje usta.

Będziesz płakać, Tom.. nie naprawisz mnie. Nawet przez swoje słone łzy. Czas wypuścić psy. I żyć bez ograniczeń.