niedziela, 14 stycznia 2018

Miłość Boli 2.2

Witajcie,

dzisiaj krótko tylko wprowadzam, mam zawaloną głowę projektami, zbliża się sesja. Wrzucam to co mam na stanie, byście nie pomyśleli, że o Was zapomniałam.

Sinnlos



Miłość Boli 2.2

                Stojąc na balkonie jej pokoju i paląc papierosa miałem ochotę zapomnieć, że żyję wraz ze wszystkimi problemami, z którymi przyszło mi się zmierzyć. Analizowałem to wszystko, drogę od samego początku do tego hotelowego balkonu w środku Paryża.
                Odwróciłem się w końcu i spojrzałem na dziewczynę. Trzymała w rękach znajomo wyglądającą, czarną teczkę. Podawała mi ją. Niechętnie wyrzuciłem niedopałek i wziąłem teczkę, wracając do pokoju. Usiadłem tam, gdzie wcześniej i otworzyłem ją.
                - Przecież znam te dokumenty – powiedziałem w końcu, przeglądając papiery. – Ale naprawdę nie rozumiem, w czym mógłbym ci pomóc. – Wzruszyłem ramionami.
                Spojrzała na mnie tak, jakby nie wiedziała, czy udaje, czy jestem naprawdę taki głupi. Wyszperała jakiś dokument z dna teczki, który okazał się dobrze mi znaną, kilkustronicową umową między Margaret a Paulem – jej.. alfonsem.
                Przetarłem twarz ze zmęczenia tymi emocjami.
                - Wiesz jakie są warunki umowy, Tom – powiedziała, przyglądając mi się. Czułem się strasznie niekomfortowo, gdy wywiercała we mnie dziurę. – Chcę zacząć normalnie żyć. Naprawdę. Po tym jak odszedłem, uświadomiłam sobie, że nie mogę tak dłużej. Na tych zdjęciach, które miał, nikt by już Roxann nie poznał. Ile można w tym tkwić?
                - Nie masz jeszcze 30 lat – zauważyłem. Wiedziałem, że umowa przestawała obowiązywać w jej 30 urodziny. Podrapałem się po głowie. Ręka mi znieruchomiała, gdy zrozumiałem, czego ona ode mnie chce. – Zapomnij. – Spojrzałem na nią z kurwikami w oczach. – Nie zniszczysz mi znów życia.
                - Tom. – Podała mi sporych rozmiarów kopertę.
                Nie chciałem jej wcale brać. Bałem się tego, co może tam być. Ona była za sprytna.
                Sama ją otworzyła i wysypała na łóżko spory pliczek zdjęć. Na każdym z nich były okna.. a w nich obrazu dokumentujące to, co robiłem z Billem w ubiegłym tygodniu. Dokładnie wszystko.
                Przełknąłem ciężko ślinę. Jak ona mogła.. po tym wszystkim.
                - Nie chcesz już nigdy zobaczyć rodziny? Nie mieć wstępu do Niemiec? – Uniosła brew. – Chcesz tego pozbawić Billa? – pytała, ale nie mogłem skupić się na jej głosie.
                Miałem  ochotę ukryć twarz w dłoniach i gorzko zapłakać. Jak mogłem choć na chwilę pomyśleć, że wyjazd od niej z Monachium w celu poszukiwań brata uwolni mnie choć trochę? Kontrolowała mnie. Dokładnie tak, jakby każdy mój ruch był przez nią dokładnie zaplanowany. Jak mogła mi to robić?
                - Tyle lat dla ciebie poświęciłem.. poświęciłem swojego brata.. A tobie, kurwo, nadal jest mało – powiedziałem cicho, spoglądając na nią i pokręciłem głową. – Przyczepiłaś się do mnie i nie mogę się ciebie pozbyć.
                - Nie zapominaj, kto, do kogo się przyczepił.. – parsknęła z drwiącym uśmieszkiem na ustach.

                Gdy tylko wróciłem do domu, nie mogłem przestać o niej myśleć. Bill chciał coś razem robić, ale zamknąłem się u siebie. Kładąc się na łóżku, złapałem w rękę telefon i wyciągnąłem z kieszeni serwetkę. Napisałem do niej, nie mogłem się powstrzymać. Wciąż miałem w głowie jej obraz.. jej obnażone uda i gardło drgające przy przełykaniu wina.
                Odpisała.
                A potem pisaliśmy całą noc. I cały dzień. I wkrótce staliśmy się nierozłączni.
                Kołysałem się z nią w klubie przy wolnej piosence. Widziałem ją wtedy po raz pierwszy od czasu, gdy jadłem z chłopakami w restauracji.
                Oplatała moje szyję ramionami. Była ode mnie tylko trochę niższa, gdy miała obcasy. Kręciło mnie, gdy kobieta nosiła szpilki, to było strasznie seksowne. Ona taka była. Wpisała się w moje senne marzenie o kobiecie całkiem nieświadomie. Prawdopodobnie było to strasznie głupie, ale wtedy pomyślałem, że skoro spotkałem kobietę ze snów, prawdopodobnie jest mi ona właśnie pisana. Spędziliśmy tak prawie całą noc. Tańcząc, przytulając się i całując.. Jej usta były słodkie jak miód. Delikatne. I całowała wspaniale. Czułem, jak mocno moje ciało na nią reaguje.
                Wtedy nie zwróciłem uwagi na to, że woli jechać taksówką sama, niż, żebym ją odprowadził do domu. Na to, że zamiast taksówki podjechało inne auto z ciemnymi szybami.. Na to.. że Bill czekał na mnie w moim pokoju i wyglądał, jakby przed chwilą płakał. Zauważyłem tylko jego uśmiech i pytanie o to, jak było. A ja opowiadałem.. Ślepy byłem na ból w jego oczach.

                - Margaret.. – Ponownie pokręciłem głową i roześmiałem się w najlepsze, czując, jakbym był w ukrytej kamerze. – Nie ma takiej cholernej możliwości, żebym cię poślubił, tylko po to, żebyś uwolniła się od alfonsa. Nie stracę dla ciebie po raz kolejny swojego życia. Wysyłaj to sobie na policję, chuj mnie to naprawdę obchodzi.
                Patrzyła na mnie jak zwykle pewna siebie. Westchnęła i pozbierała zdjęcia do koperty.
                - Na policję? Nie mam zamiaru mieć nic wspólnego z policją. Zdecydowanie bardziej wolałabym to powysyłać do wszystkich znajomych Billa.. do waszych rodziców.. do jego pracodawcy i przyszłych pracodawców.. – Zaczęła wymieniać, a ja zacząłem blednąć na twarzy.
                Jak mógłbym być tak głupi, myśląc, że to mnie będzie chciała udupić. Na szali ważyło się normalne życie Billa i stracenie go znów.. Wbiłem wzrok w ziemię i miałem ochotę wyć do księżyca.
                Opadłem na łóżko i ukryłem twarz w rękach, opartych o kolana. Ona go nienawidziła, naprawdę go nienawidziła. Od samego początku do końca chciała zniszczyć jego, nie mnie. Ja byłem ofiara pośrednią.
                - Jak ty to sobie, kurwa, wyobrażasz? – wyszeptałam, wcale na nią nie patrząc.
                - Pójdziemy do urzędu i weźmiemy ślub, ot co. Wyślę akt ślubu do Paula, a w zamian dostanę teczkę. – Wzruszyła ramionami, głupi się uśmiechając.
                - Pytam o te małżeństwo. Jak ty to sobie wyobrażasz, że będę twoim mężem i cię nie zabiję? – Spojrzałem na nią nieobecnym wzrokiem. Myślami byłem przy Billu. Daleko w Indiach.
                - Za 4 lata skończę 30 lat. Będziemy mogli się rozwieść i..
                - 4 lata! – Przerwałem jej. – Byliśmy razem osiem lat. Na OSIEM lat straciłem swojego brata, nienawidząc go tylko za to, że ty go nienawidziłaś, nie wiedząc nawet, za co go nienawidzisz! A wtedy.. wtedy, gdy się dowiedziałem, kurwo.. – Zatrząsłem się cały z nerwów. – Nie masz żadnych praw do mojego życia, ani życia Billa. Jesteś zepsuta do szpiku kości, chcąc zniszczyć to, co zostało z niego.. ze mnie. Zabrać mi 12 lat. – Podszedłem do drzwi, czując, że długo nie wytrzymam bez przypierdolenia jej w twarz. Nacisnąłem klamkę i odwróciłem się na chwilę. – Zadzwonię – rzuciłem bezuczuciowo.
                - Mam czas do środy. W sobotę musze wracać. Papiery muszą dojść do piątku do Paula – odparła jedynie. Dokładnie tak jakbym się zgodził.
                Tak jakby wiedziała, że się zgodziłem.. bo przecież nie miałem wyjścia.. nie widziałem go.
                Wyszedłem stamtąd jak najszybciej.


                Przełożyłem sobie przez ramię torbę i chodziłem po mieście bezczynnie, próbując poukładać to sobie w głowie. Potrzebowałem pomocy, potrzebowałem Billa. Nigdy w życiu nie potrzebowałem go tak bardzo jak teraz.. Szkoda, że tak późno to zauważyłem.
                Jednocześnie chciałem i nie chciałem mu o tym mówić. Potrzebowałem pomocy . Tej kobiecie całkiem odbiło. Od tylu lat mściła się na Billu za coś.. czego w ogóle nie był winien.
                Pokręciłem głową. Potrzebowałem kawy i prawnika. Cholernie dobrego prawnika. To miasto wydawało się już całkowicie kojarzyć z tym, co na świecie najgorsze.
                Bill.. jego imię brzmiało w moich myślach bez przerwy.

                - Kto to jest? – zapytała Margaret jakby od niechcenia, gdy stanęła w drzwiach mojego pokoju, zapewne wpuszczona przez moją mamę.
                Patrzyła się na kupkę nieszczęścia, ubraną w moją dużą, czarną bluzę, z długimi czarnymi włosami, które zasłaniały twarz. Patrzyła na Billa, który wtulał się w mój bok i płakał akurat wtedy, gdy weszła do środka. W szkole nie dawali mu spokoju. Tulił się i opowiadał, jak znów ktoś go zwyzywał i uderzył w twarzy, gdy ja nie mogłem przy nim być. Oni czaili się na wszystkie te momenty, gdy szedłem do łazienki lub przebierałem się na wf, żeby go dorwać.
                Zacisnąłem usta w wąską linię. To był najgorszy moment ze wszystkich, żeby przyszła. Nie chciałem, żeby znała Billa od tej strony. Wrażliwej i bezbronnej. Tej jego pedalskiej strony. Tak chyba wszyscy na niego mówili, że jest pedałem. Makijaż całkiem mu się rozmazał, a na oczach miał czarne kólka jak oczy u pandy. Pocierał je piąstkami jak dziecko.
                Westchnąłem, gdy zauważyłem, że przepiękna blondynka patrzy na mnie wyczekująco. Pierwszy raz była u mnie w domu, a tu taki wstyd. Podrapałem się lekko między dredami. Naprawdę tak pomyślałem? Że się go wstydzę? Źle z tobą, Tomie Kaulitz. Bardzo źle.
                - To.. to mój brat. Wspominałem, że mam brata bliźniaka – odparłem w końcu, chcąc go jakby schować za sobą. – Słuchaj, poczekaj tu chwilę, ja zaraz wrócę.
                Nie czekając na odpowiedź, złapałem Billa na ręce jak dziecko, pod tyłek i ruszyłem z nim do jego pokoju. To był zdrowy szesnastolatek, a ja się nim zajmowałem bardziej niż wtedy, gdy miał lat pięć.
                Usadziłem go na jego łóżku i uklęknąłem u jego nóg. Miałem ochotę westchnąć, ale wiedziałem, że Bill jest przeczulony na punkcie bycia dla mnie ciężarem. A ja próbowałem przekonać go, że jest inaczej, żeby dodać mu pewności siebie, ale teraz.. teraz naprawdę przeszkadzał. Chciałem zająć się Margaret i porządnie się z nią przelizać.
                - Bill.. – zacząłem nie wiedząc do końca, co powiedzieć, żeby zrozumiał, ale, żeby nie było mu przykro. – Bill, przyszła moje koleżanka. Muszę zając się gościem – wyraziłem się w końcu najdelikatniej jak mogłem. – Porozmawiamy o tym jak pójdzie, dobrze? Zrób lekcje. Przyjdę do ciebie w nocy – obiecałem.
                Pokiwał głową strasznie niepewnie. Władował się cały na łóżko nie zdejmując nawet butów. Trząsł się. Płakał niemo, wiedziałem to.
                Zrezygnowany wyszedłem z jego pokoju i wróciłem do siebie. Przed wejściem potarłem twarz i westchnąłem ciężko. Miał przesrane od początku gimnazjum. Ale przez niego ja też miałem. Nie mogłem się oddalić, musiałem wszędzie z nim chodzić, zabierać na pizze i do kina, bo nie miał innych znajomych. Przez to ja zbytnio tez ich nie miałem. Ze mną chcieliby wychodzić, ale gdy mówiłem, że Bill też idzie, kończyło się zwykle na nieszczerych uśmiechach i rezygnacjach z wyjścia godzinę przed umówionym spotkaniem.
                Wszedłem do środka. Dziewczyna siedziała na moim łóżku, tam, gdzie przed chwilą siedział Bill. Pokręciłem głową, chcąc, żeby nie pytała. Ale ona chyba tego nie zrozumiała.
                - Co mu? – zapytała zimno. – To facet, czy baba, że się tak maże? Chyba wstyd gdziekolwiek z nim wyjść – stwierdziła. Patrzyłem na nią zdziwiony.
                - Jakbyś czytała mi w myślach – szepnąłem.
                Wtedy dałem jej przewagę. Wtedy już wiedziała, w co uderzać i co mówić. A ja.. przecież wcale tak nie myślałem. Kochałem brata najbardziej na świecie. Wtedy jeszcze tak. Dopóki nie zaczęła mi mieszać w głowie. A potem było tylko gorzej.


                - Dzień dobry – powiedziałem, wchodząc do dość ładnie urządzonego gabinetu.
Wszystkie meble były z drogiego drewna i pachniały starością. Regały wypełnione były książkami z zakresu prawa i przeróżnych jego odłamów. Na środku leżał bordowy dywan. Mężczyzna po 50 siedział za biurkiem i lustrował mnie wzrokiem, poprawiając swoje okulary, które widocznie zjechały mu z nosa.
- Dzień dobry, panie Kaulitz. – Wstał i uścisnęliśmy sobie dłonie na przywitanie. Wskazał mi ręką fotel naprzeciwko niego, abym usiadł, co od razu uczyniłem. – Dobrze, że pan zadzwonił. Gdyby nie telefon, z pewności byśmy się minęli. Za pół godziny powinienem wychodzić do sądu, więc przejdźmy do meritum – postanowił. – W czym rzecz? – zapytał i dodając sobie wyglądu człowieka naprawdę skupionego na rozmowie, wziął pióro, aby pisać notatki, a głowę podparł na wolnej, lewej ręce, opartej łokciem o kant mahoniowego biurka.
- Potrzebuję.. Pewnej porady prawnej i.. i przedstawicielstwa, gdyby rzeczywiście doszło do czegoś. – Odchrząknąłem. – Nie wiem jak to powiedzieć. Potrzebuję porady, jak mogę się najlepiej zabezpieczyć przed.. ewentualnym małżeństwem.
- Chodzi panu o intercyzę? – dopytał.
- Nie tylko. O zablokowanie wszystkich możliwości ingerencji tej kobiety w moje życie. Poczynając od dokumentacji medycznej, listach, dostępie do kont w banku, a kończąc na spisaniu warunków rozwodu. Jeśli to ma sens.
Mężczyzna z początku patrzył na mnie jak na UFO. Analizował.
- Wie pan.. – zaczął mało odważnie. – W takim przypadku najlepszym wyjściem jest nie zawieranie małżeństwa. – Nie wiem, czy chciał być zabawny, czy nadać temu sarkastyczny oddźwięk, ale mnie nie było do śmiechu.
Zsunąłem się na brzeg fotela, przybierając w pewnym sensie pozycję do ataku.
- Proszę pana, w żadnym wypadku nie jest to dla mnie temat do żartów. Chcę, aby zabezpieczył pan mnie i moją prywatność w każdym możliwym aspekcie. Nawet takim, o którym myśli pan, że nie ma sensu. Nie musi pan rozumieć tej sytuacji. Wystarczy, że zapobiegnie pan jej następstwom. Proszę przygotować papiery i podać kwotę – rzuciłem bezuczuciowo.
Rozmowa na ten temat była dla mnie koszmarem. A to jeszcze nie była rozmowa z Billem. Miałem ochotę uciec i nigdy mu nie mówić.
Wyszedłem z gabinetu z kartką w ręce. Facet chciał 4 tysięcy. Teraz musiałem się zastanowić, skąd wziąć taką kasę na już. Żaden z moich znajomych w Niemczech nie dysponował takimi środkami. Z resztą po przebojach ze mną, nikt nie miał chęci o mnie słyszeć. Tylko Georg się ze mną kontaktował. Jednak wiedziałem doskonale, że on ma na utrzymaniu siostrę i chorą mamę. Ja byłem spłukany. Nigdy nic nie miałem. Wszystkie graty, które kiedyś zabrałem z domu, sprzedałem, żeby kupować biżuterie dla Margaret. A na co dzień nic nie było nam potrzebne. Ona coś zarabiała w nocy, a ja.. piłem, by o tym nie myśleć. Nikt nie brał pod uwagę oszczędzania. Nie miałem pojęcia jak potoczą się nasze losy. Ostatnie pieniądze wydałem na samolot do Paryża i taksówkę do Billa, gdy końcu go odszukałem. Nie było to łatwe. On potrafił się ukryć.
Bill.. Zaśmiałem się gorzko. Tylko on miał pieniądze, tylko on mógł mi je pożyczyć. Ale był daleko. Jak mógłbym rozmawiać z nim o tym przez telefon? Nie chciałem mówić mu wcale. Ale musiałem. Potrzebowałem prawnika i zabezpieczenia. Potrzebowałem jego pieniędzy.
Zwiesiłem głowę i poszedłem do kawiarni. Potrzebowałem sporo kawy. Jak ja mu to powiem? Nie miałem pojęcia co dalej. Co po ślubie, jakie są warunki. I czy to koniec warunków, czy dopiero początek. Ta kobieta była największym błędem w moim życiu. Największą jego zmorą.

Tak bardzo.. bardzo cię przepraszam, Bill.. wyłkałem w myślach, powstrzymując łzy bezsilności.

wtorek, 9 stycznia 2018

Info

Kochani,

podjęłam decyzję nie kontynuować IV Tomu od razu, gdyż nie był on planowany i uważam, że powinien być wyjątkowo przemyślany. Myślę, że się pojawi, gdy wszystko mi się w głowie ułoży. Natomiast już mogę powiedzieć, że pojawi się kolejne moje wymarzone opowiadanie (realizuje tu swoje pisarskie fantazje)  który będzie łączyć twincest, yaoi i hentai. Wszystko w jednym i kilka głównych postaci. A całość osadzona w świecie Potterowskim, konkretniej w Hogwardzie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

Są wśród Was fani potterowskich fanficków?

Do następnego :)

Sinnlos

sobota, 6 stycznia 2018

66. I feed myself lies. With words left unspoken.

66. I feed myself lies. With words left unspoken.

                Zielony kolor, który mnie otaczał z każdej strony, zaczął mnie powoli przytłaczać. Powietrze miało charakterystyczny zapach drewna bambusowego, a odczucia wynikające z tak niesamowitego otoczenia były niezaprzeczalnie niesamowite, jednak..
                Zieleń powinna koić, ale to nie działało, przynajmniej na mnie. Tom wydawał się zrelaksowany dzięki takiemu otoczeniu. A ja – denerwowałem się z każdą chwilą coraz bardziej. Dzisiejszy poranek utkwił mi w pamięci. Po tym, jak się opamiętałem, zostawiłem go na swoim łóżku i zamknąłem się skutecznie w łazience na kilka godzin. Prawdopodobnie strumieniami wody chciałem zmyć z siebie poczucie winy. To, co się wydarzyło było złe. Postąpiłem z nim jak z dziwką, a on.. ulegał jakby naprawdę nią był. Gubiłem się w tej sytuacji.
                Nagle poczułem jego ramię otulające mnie w talii. Wyrwał mnie tym z zamyślenia. Spojrzałem w bok, na jego twarz. Przyglądał mi się chwilę, a drugą dłonią założył mi kosmyk włosów za ucho. W jego oczach widziałem takie same zagubienie, jakie czułem w sobie.
                Spacer po lesie bambusowym wpędzał mnie w melancholię.
                Tom posadził mnie na drewnianej barierce oddzielającej ścieżkę od lasu. Zaczął padać delikatny deszcz. Naciągnął na moją głowę kaptur, a potem uczynił to ze swoim. Objął mnie mocniej. Ludzie w kilka minut poznikali pod parasolami. Patrzyłem prosto w jego oczy. Były przepełnione miłością i oddaniem.
                - Tom, ja.. przepraszam za rano.. – Zacząłem, aż poczułem jego palec delikatnie głaszczący moje wargi.
                Przesunął po nich kciukiem delikatnie je rozchylając, a następnie pogładził mój policzek, unosząc wyżej mój podbródek. Stanął pomiędzy moimi nogami i patrzył w moje oczy jeszcze przez chwilę, a potem złożył na moich ustach delikatny i czuły pocałunek. Deszcz nagle zaczął padać mocniej, a krople uderzały o bambusy, tworząc przyjemne akustycznie odczucia. Jak milion bębnów w jednym miejscu. W tym jednym momencie był dla mnie jedyny. Poczułem to.. czego dawno już nie czułem. Gdy oderwał się od moich ust, by zobaczyć moją reakcję, chwilę później wpił się w moje wargi jeszcze bardziej, gładząc dłońmi moje boki. Obejmował mnie mocno, silnymi ramionami, a ja na chwilę znów poczułem się jak mały chłopiec. Młodszy o cały ten czas, gdy działo się tyle złego. To było dobre.. takie dobre.
                Chwilę później już biegliśmy za ręce przez deszcz, uderzając stopami głośno w kałuże, których rozchlapująca się woda moczyła nam spodnie. Tych kilka beztroskich chwil, może nawet niecałe 3 minuty trwały dla mnie wieczność. Wieczność przywracająca same najwspanialsze wspomnienia. Naszą niewinność, gdy się poznaliśmy. Naszą ciekawość świata, gdy wyruszaliśmy w pierwszą trasę.
                Po chwili już siedzieliśmy w taksówce zmierzającej do naszego hotelu, którą w którymś momencie mojego zamyślenia musiał zatrzymać Tom. Siedziałem na siedzeniu pogrążony myślami nadal w wesołym biegu dzieci przez kałuże.. Błogość rozlewała się po moim sercu i ciele. Poczułem jak Tom wyciera mi włosy swoją bluzą, a po chwili lekko mnie nią otula i wtula w swoje cieple ciało. Coś wewnątrz mnie pękło i nie mogłem się oszukiwać, twierdząc inaczej.
                Milczałem. Tak było najbezpieczniej. Moje uczucia do Toma wróciły. Niestety – w żadnym razie nie rozwiązywało to naszych problemów. Ta dziewczyna była w ciąży.
                Ta myśl natychmiast przyćmiła wszystkie inne, a ja zwiesiłem głowę w smutku. Ta myśl miała prześladować mnie już podczas całej drogi do hotelu. Musiałem z nim porozmawiać. To już nadszedł ten czas.

                 *
               
                W pokoju postanowiliśmy zdjąć z siebie przemoczone rzeczy. Ja ubrałem coś suchego i ciepłego, a Tom paradował jedynie w spodniach dresowych i zamawiał nam obiad do pokoju z restauracji hotelowej. Usiadłem na swoim łóżku wciąż przygnębiony swoimi przemyśleniami, dodatkowo, czułem, że mój brat również intensywnie nad czymś myśli. Czułem to tak mocno, jak czułem własne myśli. Głęboko w sobie zmagał się z czymś ważnym.
                Przyszedł do mnie kilka chwil po zakończeniu składania zamówienia. Jego poważna mina i widoczny w oczach stres sprawiły, że i ja zacząłem się denerwować tym, co leżało mu na sercu. Czy to możliwe, żeby w tym momencie, gdy jakaś część mnie uświadomiła sobie, że kocha go tak mocno, że być może jest w stanie wybaczyć, on chciał się poddać?
                - Bill – zaczął nagle, siadając na łóżku obok mnie. Drgnąłem na to z jaką precyzją wymówił moje imię. Oboje czuliśmy, że nadszedł czas na poważną rozmowę. Poczułem jak delikatnie bierze moją dłoń w swoje, moje tętno przyspieszyło. Czy to właśnie ten moment, kiedy przyzna mi rację, że nasz związek nie ma przyszłości? Nabrałem w płuca powietrza, czekając na kontynuację. – To, co wczoraj powiedziałeś. – Odchrząknął. – Wiesz, kiedy cię poznałem, byłeś bardzo nieśmiały i delikatny. Co prawda udawałeś bardzo pewnego siebie, i to przekonująco. Mówili do ciebie „Gwiazdeczko” i tak dalej.. – Zrobił krótką przerwę i spojrzał na mnie nagle. – Nigdy w to nie wierzyłem. W tą grę. – Poczułem jak nerwowo głaszcze kciukiem wierzch mojej dłoni. – Postanowiłem sobie wtedy, któregoś dnia, że sprawię, że ta pewność siebie będzie prawdziwa. Chciałem, żebyś taki był. – Westchnął znów przerywając na chwilę. Tak bardzo się denerwowałem, nie wiedząc, do czego prowadzi ten wywód. – W pewnej chwili zdałem sobie sprawę, że dorośniemy. Jeśli to, o co się tak staram rzeczywiście się urzeczywistni, to nie miałem złudzeń, że staniesz się silniejszy ode mnie. I okłamywałbym siebie, udając, że nadal to ja jestem starszym, silniejszym bratem i mam wyłączność na dominowanie. Spodziewałem się, że pewnego dnia to z ciebie wyjdzie. I wyszło. – Dotknął lekko mojego policzka i go pogłaskał. – Stałeś się silniejszy ode mnie, ból, który ci zadałem.. on to z tobą zrobił. Nigdy tego nie planowałem, ale.. zawsze wiedziałem, Bill.
                - C-Co wiedziałeś? – wyszeptałem tak cicho jak to tylko możliwe. Nadal paraliżował mnie strach przed jego konkluzją.
                - Że jesteś ode mnie silniejszy. Ja w twojej sytuacji.. dawno skończyłbym na prochach. – Pokręcił głową z politowaniem dla siebie. – Bill, jeśli uważasz, że to rozwiązuje w jakiś sposób ten.. konflikt między nami, to jestem skłonny oddać ci się. Dominujesz mnie. Ten ból nas odmienił. Teraz ja jestem słaby. – Skończył i przyglądał się w mojej twarzy, na której od samego początku jego monologu strach i zdziwienie nawzajem się dominowały.
                Czekał aż coś powiem, wiedziałem o tym, ale zatkało mnie. W jednej chwili doszło do mnie, jak bardzo się zmieniłem i jak bardzo Tom się zmienił. Obudziło to we mnie nieopanowane poczucie winy. Przeze mnie się zmienił. Tak bardzo chciał mnie odzyskać, że przestał być sobą.. bo będąc sobą potrafił mnie tylko tracić.
                Odwróciłem od niego twarz. Sam nie byłem pewien, czy moje wczorajsza „propozycja” wyszła ode mnie na serio, czy tylko w wyniku nieustannego kłębienia się we mnie negatywnych emocji. Odsunąłem od siebie jego dłoń. Potrzebowałem powietrza. Natychmiast wstałem i wyszedłem na balkon, zabierając ze sobą papierosy. Od razu odpaliłem pierwszego i mocno się zaciągnąłem. Oparłam się łokciami o  barierkę i schowałem twarz w dłoniach. Co ja miałem teraz zrobić? To.. nadal żadnego problemu nie rozwiązywało. Miał zostać ojcem. To, kto by górował w naszym związku nic nie wnosiło. A z drugiej strony, on chciał się tak poświęcić, chyba naprawdę bardziej już nie mógł.. jak mogłem mu powiedzieć, że to nic nie znaczy? Przecież dobrze wiedziałem, że nadal go kocham.
                Wróciłem do środka po 3 papierosach, gdy usłyszałem, że w końcu dostarczyli nam zamówiony obiad. Obserwował mnie, chciał mnie odczytać i z pewnością mógłby, gdybym wciąż był taki jak kiedyś.. gdybym choć trochę wiedział co robić.
                Usiedliśmy przy stole. Tom ustawiał półmiski, nie zwracałam na to uwagi. Emocje buzuwały we mnie. Byłem osobą decydującą nie tylko o swoim życiu i przyszłości, ale też o przyszłości Toma.
                - Tom – zacząłem w takim samym tonie jak mój bliźniak kilka chwil temu. – Nie potrafię tak – powiedziałem i w końcu podniosłem na niego wzrok. Patrzył na mnie intensywnie. Widziałem jak nadziej gaśnie, w jego oczach. Nie wytrzymałem i podszedłem do niego, od razu usiadłem na jego kolana. – Posłuchaj mnie, Tom. – Westchnąłem i skierowałem jego oczy na swoje. Czułem narastające między nami napięcie, tak jak kiedyś, za każdym razem, gdy byliśmy tak blisko. – Być może.. być może potrafiłbym wybaczyć to, co zrobiłeś. Że mnie zdradziłeś – uszczegółowiłem dla ścisłości, dając sobie czas na dobór słów. – Ale jeśli, jeśli to dziecko jest twoje, co w  prostym przełożeniu oznacza dla mnie, że masz dziecko z inną, że zostałeś z ojcem, że nawet jeśli go nie chcesz, co miesiąc będę widzieć przelewy z naszego konta o tytule „Alimenty”, to.. nie dam rady. Mówię ci to teraz, od razu. – Westchnąłem, widząc smutek w jego oczach. Pogłaskałem go delikatnie po dredach, a potem po policzku. – Zawsze będzie coś, o co będziemy się kłócić, nawet, jeśli nie będę mówić tego wprost.
                Pokiwał głową na znak, że rozumie, mimo, że był załamany.
                - Co proponujesz, Bill? – zapytał najspokojniej jak potrafił.
                Uśmiechnąłem się do niego nieznacznie.
                - Proponuję zjeść obiad zanim wystygnie – powiedziałem wstając, aby usiąść na swoim krześle, ale przytrzymał mnie na swoich kolanach.
                - Bill.. – Spojrzał na mnie błagalnie, a ton, jakim wypowiedział moje imię łudząco przypominał ostrzeżenie.
                Westchnąłem ponownie, wiedząc, że się nie wywinę.
                - Cieszmy się Kioto. Popracujmy tu nad piosenkami, przecież właśnie po to ciągnęliśmy tu twoje dwie gitary. Bądźmy przyjaciółmi, tylko. Braćmi. Kiedyś za mało nimi byliśmy. Niech czas leci.. a za 8 miesięcy się okaże. Zrobisz testy.. będziemy wiedzieć, na czym stoimy. Być może do tego czasu zdążymy już zacząć materiały na nowy krążek. – Poklepałem go po policzku z lekkim uśmiechem. – Życie toczy się dalej. Trzeba zająć się muzyką, to nam wychodzi najlepiej.
                - To.. to brzmi jak rozstanie – wyjąkał z bólem w oczach.
                Przytuliłem go mocno do siebie i nic nie odpowiedziałem. Musiał sobie z tym sam poradzić. Prawda była taka, że zawalił sprawę i musiał ponieść jej konsekwencje, a ja nie byłem w stanie pomóc mu bardziej niż już to uczyniłem. Karmię się kłamstwem, że to wystarczy, że więcej zrobić nie mogę. I choć widok mojego brata, który przeżywa załamanie, łamie mi serce. Czuję jego emocje. Czuję jego pustkę. Czuję utracone marzenia i utlone w zalążku nadzieje. Otwieram usta kilka razy, aby coś powiedzieć. Ale milczałem. Te słowa nigdy nie zostaną wypowiedziane.


*****

Kochani,
tak jak obiecałam, wstawiam rozdział. Wiem, ze nie powala długością, ale czasem coś musi być akurat tak krótkie, aby podkreślić wagę tego, co jest przekazywane.
Dajcie mi znać, co myślicie w komentarzach  :)

~ Sinni 

środa, 3 stycznia 2018

Pytanie

Pod poprzednim postem z informacjami padło pytanie o ilość odcinków dzielących nas od zakończenia SH-SWD. I prawdę powiedziawszy zostało ich kilka do końca III Tomu. A reszta chyba zależy od Was. Na samym początku planowałam 3 tomy. Ale jeśli pamiętacie prolog III Tomu, jest możliwość rozwinięcia historii do Tomu IV.

Pod koniec tygodnia możecie spodziewać się kolejnego odcinka.

Dajcie mi znać, co o tym myślicie o kontynuacji lub zakończeniu opowiadania w komentarzach  :)

Serdecznie pozdrawiam,

~ Sinnlos

poniedziałek, 1 stycznia 2018

Informacje

Kochani,

z racji tego, że chciałabym się dowiedzieć, ile Was jest i z którym opowiadaniem powinnam się sprężyć bardziej - bardzo, bardzo proszę o pisanie komentarzy lub wypełnienie ankiety po prawej stronie. Gdyż na razie wiem, ze dwie osoby powróciły na mój blog. Nie wiem, którym opowiadaniem jest większe zainteresowanie, a jako że mam wiele zobowiązań, a chciałabym powrócić do pisania tego bloga (ponownie), zachęcam do ułatwienia podjęcia mi decyzji  :)

Pozdrawiam z głębi serca i proszę o wsparcie.
Brak komentarzy pod rozdziałem to ból w sercu autorki.

Sinnlos