piątek, 28 czerwca 2013

37. Willst du dich fliegen sehen im Licht der Dunkelheit.

I chyba mamy wreszcie to, na co wszyscy czekali. Ankiety jeszcze nie zamykam, gdyż dotyczy ona głównie II Tomu… To smutne, ale cóż… Odcinek, który widnieje na dole był dla mnie trudny, naprawdę. Nie będę ukrywała, że nie. I właśnie od tego momentu każdy kolejny odcinek jest jeszcze trudniejszy… Bo… nie lubię takich sytuacji. Bo wczuwam się w postać Billa i to okropnie boli, gdy on cierpi… No, ale nie będę nic zdradzać więcej. Wiele osób na ten rozdział czekało  i oto, proszę bardzo… jest! Zapraszam do czytania i komentowania (linczowania ewentualnie też)! Betowała Czaki.

~Sinnlos

37. Willst du dich fliegen sehen im Licht der Dunkelheit.

Wściekły wróciłem do pokoju hotelowego, nie mając nawet siły pomyśleć o tym, co dalej.
Podsumowałem wszystko, co wiedziałem i… nie wiedziałem nic.
Siedziałem na łóżku już drugą godzinę. Telefon wyłączyłem, żeby mnie nie kusiło dzwonić co minutę do chłopaków.
Tupałem nogą jedną naszą piosenkę, ale nie mogłem sobie przypomnieć, co to był za utwór… Było już bardzo źle…
Ktoś zapukał do drzwi.

wtorek, 25 czerwca 2013

Zadecydujcie o losach bohaterów SH - SWD !!!

Kochani, jak już zdążyliście zauważyć, jestem bardzo niezdecydowaną osobą... I tym razem nie jest inaczej. Nie wiem, co zrobić z Tomem. Chciałam, żeby był inny. I miałam cholernie dobry plan, ale ostatnio zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze zrobię, gdy go w życie wprowadzę. Tak więc... umieściłam obok ankietę.                                    
                                                                                                                       ------->

Proszę, zagłosujcie. A jeśli żadna z opcji wam nie odpowiada, to zdecydowanie  wezmę pod uwagę komentarze... Tak więc pomóżcie waszej wiecznie niezdecydowanej Sinnlos...

~Sinnlos

P.S. Jak juz sluszno zauwazono, nie podalam do ktorego opowiadania odnosi sie pytanie.. Gapa ze mnie, wiem. Chodzi o SH - SWD.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Miłość Boli 1.6


No tak.. Miało być pojutrze, jest dzisiaj.. No bo pomyślałam, ze skoro mam, to czemu by nie pokazać? Jakoś tak.. nie rozpisuję się dzisiaj.. No nie wiem. O! już wiem! Nudzi mi się.. dlatego zaczynam MB 7 pisać.. I jeszcze.. co ja chciałam? A tak… Mazo.. dziękuję. Teraz wiem na pewno, że czytasz. Jakoś tak.. po prostu dalej mi samotno… Zparaszam do czytania i komentowania. Naprawdę.. bardzo proszę o komentarze.. Bo mam takie nieprzyjemne uczucie, że zostały mi trzy osoby… A może… może zawiesić bloga? Zamknąć, czy coś… bo skoro nikt nie czyta, to… po co on jest? No i się rozpisałam… Kurwa mać…! Betowała Czaki.


Miłość Boli 1.6

Aaaa - teraźniejszość
Bbb – parę dni wcześniej
Cccc - wspomnienie


Wszedłem do szkoły, nie wiedząc kompletnie, czego się spodziewać. Zawsze się ze mnie śmiali i popychali… Ale tego dnia, gdy przekroczyłem szkolne mury… dobiegł mnie chichot. Ze wszystkich stron… I wtedy je zobaczyłem. Zdjęcia, na który całowałem się z jakimś chłopakiem. Z Tomem… Na każdej ścianie. Dookoła.
Tom podszedł do mnie zadowolony. Zniszczył mnie tym uśmiechem.
- I jak ‘kochanie’? - zaśmiał się.
Nie odpowiedziałem, będąc w szoku. Ogarniał mnie z każdej strony.
Poczułem popchnięcie i upadłem.

sobota, 22 czerwca 2013

36. ’Tschuldigung du stehst im Weg. Und wir müssen hier vorbei...

Witam po tym, jak mnie nie było. Okazało się, że Internet BYŁ i czytałam Wasze blogi bez problemu oraz z chęcią wielką komentowałam. Powracam z rozdziałem. MB prawdopodobnie z środę, jak ustaliłam. Illusion, cieszę się, że wróciłeś. Marudek, dziękuję, że czytasz. Znów zostaliśmy chyba sami… Mazohyst, tęsknie… Gdzie ty się podziewasz, dziewczyno? Anonimy… wróćcie… Przejadłam się Wam…? Przepraszam… i wiem, że część czeka na sex… Będzie, obiecuję! Wróćcie, kochani! Betowała Czaki.

~Sinnlos

36. ’Tschuldigung du stehst im Weg. Und wir müssen hier vorbei...

Również drugiego dnia nie poszedłem do ojca. Nie mogłem się kompletnie skupić. Cały czas w myślach miałem kłamstwa Toma. Bo skoro przyrzekał Sebastianowi wieczność, to musiał go kochać. A nie można po prostu przestać kochać z dnia na dzień. Nawet, jeśli on go zdradził.
Gus i Georg byli wściekli, że nie chciałem im nic powiedzieć o tym… czego się dowiedziałem. A nie chciałem, bo… jak miałbym wytłumaczyć swoją wściekłość?! Jestem zły, bo mój brat, który kocha mnie tak, jak nie powinien, oszukał mnie, bo nie powiedział, że kocha kogoś innego? Taa… Na pewno…
Rozpoczynał się trzeci dzień i teraz nie było już żadnego „ale”.
Wyszedłem z hotelu równo o dziewiątej i skierowałem swoje kroki do metra, którym dojechałem na odpowiednie miejsce.

sobota, 15 czerwca 2013

35. Ich fühl mich besessen. Und verlorn.

Witam wszystkich serdecznie! Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą. Pierwsza dobra. Oficjalnie informuję, że mam wakacje, bo… / i tu wchodzi zła wiadomość /  jadę na wycieczkę klasową i nie będzie mnie od poniedziałku do piątku włącznie. Tak więc z tego miejsca przepraszam, ale w tą środę nie pojawi się MB. I jeszcze przepraszam za to, że nie będę w stanie skomentować nowych odcinków, ale nadrobię po przyjeździe, obiecuję. Tak więc… Proszę o komentarze i żegnam się z wami na tydzień. W sobotę po moim powrocie od razu nowy odcinek! Betowała Czaki.

~Sinnlos


35. Ich fühl mich besessen. Und verlorn.

Obudziłem się w pokoju hotelowym. Rozpoczynałem drugi dzień pobytu w Berlinie. To dziś miałem iść do kliniki i zobaczyć „ojca”. Nie powiem, żebym był podekscytowany tym faktem, ale to był jedyny sposób na odnalezienie Toma. A to było bezcenne.
Usłyszałem pukanie do drzwi.
Nie myśląc za długo (czyli za krótko, jak zwykle) otworzyłem drzwi. Sądziłem, że to Gustav i George chcą mnie obudzić.
Po drugiej stronie stał wysoki szatyn. Dopiero się obudziłem i chwilę mi to zajęło, zanim skojarzyłem, że chłopak, którego teraz widzę i chłopak, który poprzedniego dnia zgwałcił mi usta, to ta sama osoba.
Cofnąłem się odruchowo w obawie, że znów mnie zaatakuje.

środa, 12 czerwca 2013

Miłość Boli 1.5

Hmm.. cóż.. Nie będę ukrywać, że ten tydzień nie należy do najłatwiejszych. Wcześniejsze dwie notki mówią, dlaczego. Dlatego cieszę się, że rozdział napisałam w weekend.. Dziękuję bardzo za słowa otuchy i dedykuję ten rozdział właśnie tym osobom, które wsparły mnie w poniedziałek D-Z-I-Ę-K-U-J-Ę : Forever or Never, anonimowej osobie, Marudkowi oraz Mazohyst. Jesteście wspaniali   Zapraszam na rozdziała i do komentowania!

~Sinnlos

Miłość Boli 1.5

Po prysznicu walnąłem się na łóżko i wtuliłem się w pościel. To był cholernie wkurwiający dzień. I jeszcze Tom uważający się za najważniejsza osobę w moim życiu… No dobra… był nią… Ale nie musi o tym wiedzieć. Jeszcze nie. O ile w ogóle…
Poczułem, jak materac ugina się gdzieś za mną.  Domyśliłem się, ze Tom się wpakował do łóżka.
- Kupiłbym drugie łóżko, ale nie mam gdzie go postawić…- mruknąłem.
- Nie potrzeba… lubię spać z tobą…- odpowiedział cicho.
- Pff…- prychnąłem.- Myślałem o sobie. To ja nie lubię spać z kimś. Wolę się rozłożyć na łóżku – powiedziałem całkiem szczerze.
Zdębiał. Wiedziałem, że tak.
- Mogę… mogę spać na kanapie…- wyjąkał.

wtorek, 11 czerwca 2013

Zapach

Mówcie, co chcecie… że nie mogę tu zamieszczać czegoś takiego, że to blog twincest itd…  Ale dedykuję ten one shot mojemu kochanemu psinkowi, który znaczył dla mnie bardzo wiele, a ja nie miałam odwagi jechać z nim… Można go różnie interpretować. Samemu wybrać, kto jest właścicielem, a kto pacjentem. Bill… czy… Tom…

~Sinnlos

Zapach

I znalazłem się nagle w takim dziwnym miejscu. Znałem je. Było tam biało I pachniało innymi pacjentami.

Widziałem mojego właściciela. Rozmawiał z jakimś facetem w fartuchu. Stoję struchlały na stole. Nie… siedzę… Tak jest wygodniej.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Smutna wiadomość...

Dzisiaj... Odszedł mój ukochany piesek... Wabił się Nobi i był jamnikiem...


* 03.05.2004 r. - 10.06.2013 r. *
Kocham cię bardzo mocno...


sobota, 8 czerwca 2013

34. Augen zu und durch!

Po dłuższej przerwie jestem z kolejnym rozdziałem. Dedykuję go wszystkim, którzy czekali, odezwijcie się w komentarzu ; )  Przemyślałam te dni ukazywania się opowiadań i zdecydowałam zrobić tak, jak pewien Anonim polecił (błagam, popisujcie się!). Wiem, jestem bardzo niezdecydowana… Rozkład jazdy z boczku, po prawej w Achtung, fertig, los und lauf. A teraz zapraszam do czytania i komentowania. Betowała Czaki.

34. Augen zu und durch!

Wsiadłem do auta i ani słowem się nie odezwałem, podając tylko siedzącemu z przodu perkusiście adres. Wpisali to do GPS’a i jechaliśmy w ciszy.
Tyle czasu przesiedziałem milcząc i jedynie gapiąc się w ściany, a teraz aż mnie nosiło! Chciałem coś powiedzieć, nie – błąd – chciałem wrzeszczeć z radości! Tylko jeszcze nie wiedziałem, co miałbym wrzeszczeć. Że zaraz odnajdę brata? To wcale nie jest pewne. Że pogadam z ojcem, który jest homofobem? Szczerze, z uwagi na moją homoseksualność, obyłoby się. A może wcale nie będzie chciał mi powiedzieć, gdzie jest Tom? Albo powie, że nic go nie obchodzę i mam wracać, skąd przyszedłem?
Moje palce nerwowo podskakiwały na oparciu siedzenia Geo. Kolanami machałem na boki, jakby to miało pomóc. Ale nie pomagało.

środa, 5 czerwca 2013

Info

Tak, wiem... nie było wczoraj notki... Problem w tym, że jest koniec roku szkolnego i nie za bardzo mam kiedy pisać. MB 5 jeszcze nie powstało, a nie chcę tez się wypstrykać z rozdziałami SH-SWD... Musze ograniczyć dodawanie notek. Wybierzcie jakieś dni. Jeden na każde z opowiadań ( w sensie jeden na jedno, jeden na drugie ), żebym je dodawała według tego. Nie wiem, czy wolicie w tygodniu, czy w weekend, więc... sami zdecydujcie, ponieważ piszę dla Was i chciałabym, żeby wam pasowało czytać moje wypociny. Tak więc, proszę o propozycje dni w komentarzach.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Miłość Boli 1.4

No i… spóźniony prezent z okazji Dnia Dziecka… Bardzo was przepraszam, gapa ze mnie. Odcinek dedykowany… Największej Marudzie świata. Już ty wiesz, że to o Tobie ;* Dziękuję za komentarze pod wszystkimi postami, bo to cholernie miłe, naprawdę… A teraz zapraszam do lektury. Betowała Czaki.

Miłość Boli 1.4

Aaaa - teraźniejszość
Bbb – parę dni wcześniej
Cccc – wspomnienie

Wyszedłem spod lodowatego prysznica.
Przejechałem palcami po lustrze w łazience. Obrysowałem kształt własnej twarzy. Twarzy idealnej, wyćwiczonej, bez skazy. Twarzy mistrza aktorstwa, kombinatorstwa, złośliwości. Twarzy zmęczonej życiem, które i tak nie trwało długo do tej pory.
Twarz człowieka dwudziestoczteroletniego powinna tryskać szczęściem, optymizmem, a nie sarkazmem i cynizmem.
Moje usta… całowały go… z miłością… Moje oczy… wpatrywały się w niego… z miłością… Mój nos… wdychał jego zapach… i robił to… z miłości…
Zobaczyłem go z odbiciu lustrzanym. Stał, opierając się o futrynę i obserwował mnie. Jego wzrok był smutny, jakby wiedział, o czym myślę. A może wiedział? Przecież nie tak trudno z moich oczu wyczytać, że myślę o błędzie… Który mógł nim być lub nie…
I to właśnie nad tym myślałem. Poprzez odbicie lustrzane patrzyłem prosto w jego oczy. Były identyczne, jak moje… Płynna czekolada, od której byłem uzależniony… I w obliczu tego faktu moje rozmyślenia stały się nieważne. Jakie miało znaczenie, czy popełniłem błąd, czy nie, skoro i tak byłem od niego uzależniony… Nie umiałem się uwolnić… I co gorsze… chyba nie chciałem…
- Bill…?- szepnął i sprowadził mnie tym samym na ziemię.
Odwróciłem się i spojrzałem w jego oczy teraz bez żadnych pośredników.
- Wracaj do łóżka… jest bardzo wcześnie…- Na potwierdzenie swoich słów ziewnął.
Pokręciłem przecząco głową.
- Pracuję, Tom…- odpowiedziałem i wyminąłem go w drzwiach, kierując się do garderoby.
Otworzyłem ogromną szafę i nie patrzyłem nawet na to, co ubieram. Wszystko zawsze jakoś do siebie pasowało. Nigdy nie zwracałem większej uwagi na kolory… Zawsze wyglądałem idealnie… Zawsze w to wierzyłem… Dopóki się nie sparzyłem…

Przemierzałem nowe rurki, oglądając się z każdej strony w lustrze. Były cudowne, bardzo mi się podobały i leżały na mnie idealnie. Uśmiechałem się delikatnie do swojego odbicia i trzymając za wieszaki, przymierzałem w powietrzu koszulki. Wtedy kolory były ważne.
Nagle do mojego pokoju wpadła Margaret. Śmierdziała i była zalana w trupa. Była ubrana w… Albo raczej była rozebrana do bielizny w cekiny, która błyszczała brokatem. Wyzywająco czerwona. Czy to był dzień, w którym znienawidziłem ten kolor? Całkiem możliwe…
Szybko wybrałem wtedy koszulkę. Ubrałem czarną, żeby nie wybrać czerwonej.
Zamknąłem oczy i nie odwróciłem się w jej kierunku.
- Co, pedale…?- Zaśmiała się i zatoczyła na mój fotel.- Stroisz się jak baba… Widzisz? Ja nie mam problemu z ubraniem się.- Wskazała na siebie.
- Raczej z rozebraniem się – poprawiłem ją.- Jesteś prawie naga i pijana.
Prychnęła.
- To chyba oczywiste, Billy…- Uśmiechnęła się złośliwie.- Pewnie już się o tym, pedale, dowiedziałeś, albo dopiero dowiesz, ale bez ubrań łatwiej rozkłada się nogi…- Zachichotała, a mnie wywróciło się w żołądku.
Spojrzałem na nią wściekle.
- Jak w ogóle masz czelność przychodzić do Toma prosto od niego?!- warknąłem.
- Zamknij się, kurwo! Tom ma dużo kasy i dach nad głową… To Jason ma większego…- Zachichotała, a ja odwróciłem głowę, słuchając tego. Mówiła o moim bracie… Wstała i podeszła do mnie chwiejnym krokiem.- Każda dziwka jest suką, Bill… Nie każda suka jest dziwką… Ty jesteś posłuszną suczką, pedałku.- Uśmiechnęła się szeroko.- Ale sądząc po twoim ubiorze, do dziwki też już ci niedaleko.- Zaskrzeczała.- Jasonowi byś się spodobał… Byłabym trochę zazdrosna… ale ostatecznie, chętnie bym popatrzyła, jak jego ogromny penis zanurza się w twoich ciepłych zwieraczach…- wysyczała mi do ucha.
Zrobiłem się cały czerwony, a ona wyparadowała z mojego pokoju kręcąc tyłkiem w skąpych stringach.
Rozpłakałem się wtedy… Ona właśnie powiedziała, że chce zobaczyć, jak jej alfons będzie mnie gwałcić… Psychopatka… I miała Toma po swojej stronie…
Ściągnąłem z siebie szybko ubranie i założył jakieś ogromne dresy…

Położyłem się do łóżka i powiedziałem, że ma sobie przynieść drugą kołdrę z hallu. Nie śmiał protestować.
Przytulił się do moich pleców, a ja zgasiłem lampkę.
- Opowiedz mi, co robisz, Billy… Jak żyjesz…- wyszeptał.
Dlaczego miałem mu opowiadać? Mogłem być cały czas złośliwy i mówić, że gdyby nie odszedł, to by wiedział. Czy rzeczywiście chciałem to odbudować? Zapewne… tak…
- Jestem modelem – odparłem krótko.
- Zawsze interesowałeś się modą…- stwierdził.- To dla kogo pracujesz? Znany jakiś przynajmniej?
Zmrużyłem oczy. Jakiś znany… Już ja mu pokarzę!
- Zanim dzisiaj wtargnąłeś do mojego życia, zastanawiałem się, czy wolę otwierać, czy zamykać pokaz dla Dior’a… Ale teraz tak myślę… Napiszę do agenta, że jednak otworzę…- Myślałem na głos.
Zamilkł. To oczywiste. Tego oczekiwałem.
Złapałem za telefon u wystukałem maila.
- Odsuń się ode mnie, Tom – powiedziałem.
Czy przeszkadzała mi jego obecność? Chyba… tak. Nie czułem już obrzydzenia, ale za to urazę. Gardziłem nim. Zmieniłem się przez niego. I nigdy mnie nie odzyska w takiej formie, w jakiej mnie zostawił. Miłość boli… trzeba płacić za swoje błędy.
Odsunął się, ale nie wytrzymał z trzymaniem gęby na kłódkę.
- Dlaczego…?- zapytał szeptam.
- Bo mnie wkurwiasz – odpowiedziałem. Może nie dokładnie to, co miałem na myśli, ale to i tak jedno i to samo…
- Bill, przepraszam cię, no… Nie mam możliwości cofnięcia czasu… gdybym miał, na pewno postąpiłbym inaczej…
- A ja nie. Nigdy nie cofnąłbym czasu. Dzięki temu wiem, jakim jesteś skurwysynem, Tom – powiedziałem spokojnym, lodowatym głosem.
Zamilkł. Znowu. I co innego miał zrobić? Był moim bliźniakiem i doskonale wiedział, że moje serce w połowie go kocha, a w połowie nienawidzi. Tylko, że ta pierwsza połowa siedzi bardzo głęboko we mnie i jej głosik jest za cichy, bym mógł go usłuchać.
Odwrócił się na drugi bok i wtulił w poduszkę.
- Dobranoc, Bill… - wyszeptał nie kryjąc bólu w głosie.
I gówno mnie to obchodzi!

Noc minęła spokojnie. Nie dręczył mnie żaden koszmar. I podświadomie czułem, że to dlatego, iż on jest obok mnie. Że jeden z moich koszmarów przeszedł do rzeczywistości i już nie musi nękać mnie w nocy. Sen na jawie…
Obudził mnie zapach tostów i jajek. Zwlekłem się z łóżka i naciągnąłem na siebie szlafrok z jedwabiu, po czym podążyłem w stronę kuchni.
- Świeża kawa, książę…- podał mi kubek z gorącą, czarną cieczą.
- Dziękuję – odrzekłem i usiadłem przy jednym ze stołków barowych przy ladzie.
- Podziękowałeś mi… - zauważył.
- Zrobiłeś mi kawę, choć nie musiałeś, więc uznałem, że należy podziękować – odparłem, patrząc na niego uważnie.- Jeśli masz zamiar być taki podejrzliwy, następnym razem pięć razy się zastanowię…
- Nie ma za co.- Poklepał mnie po ramieniu i postawił talerz z jajecznicą.- Wciąż jesteś wegetarianinem?
Zmarszczył brwi.
- Oczywiście, że tak! A ty?- zapytałem obawiając się odpowiedzi. Że niby miałem całować człowieka, który jadł… mięso?
- Ja też… ile to już będzie? Z jakieś piętnaście lat, nie?
- Um… chyba tak…- Wzruszyłem ramionami i wgryzłem się w tosta.
Usiadł obok mnie i oparł się o blat, przyglądając mi się.
- Czuję się, jakbym musiał uczyć się ciebie od nowa…- Westchnął.
Prychnąłem i pokręciłem z niedowierzaniem głową.
- Jakbyś nie zauważył, co całkiem możliwe, nie widziałeś mnie sześć lat…- Popiłem kawą.
Zamilkł. Chyba się zamyślił. Nieważne…
Spojrzałem na zegarek. Idealnie.
Bez słowa wyszedłem do garderoby i ubrałem jakieś ciuchy. Obcisłe, jak zawsze. Lubiłem takie rzeczy. I były one czarne… lubiłem czarny. Czarny i srebrny… Nosiłem tylko srebrną biżuterię… albo z białego złota…
Nie malowałem się, ani nie układałem włosów. Zaraz i tak wszystko zrobiliby po swojemu, w końcu czekały mnie dzisiaj dwie sesje…
Niespodziewanie pojawił się w moim królestwie.
- Bill… czy… czy ja… bo…?- Zawahał się.
- Wysłów się wreszcie, Tom!- rozkazałem mu.- Nie mam całego dnia.
- Mogę… przynieść tu rzeczy z hotelu?- zapytał w końcu.
- Wydaje mi się, że pozwoliłem ci tu zostać. Czyżby pamięć mi szwankowała?- Utrzymywałem zimny ton.
Zamilkł. Chyba miałem jakiś talent w przymykaniu go.
Zgarnąłem torbę i ruszyłem do drzwi wyjściowych, zabierając po drodze komórkę.
Dwie sesje, kawa wylana na asystenta fotografa i kłótnia z agentem, z której oczywiście ja wyszedłem zwycięsko.
Byłem w domu po dwudziestej. Wykończony, jak zawsze…
Wszedłem do środka, posługując się kluczem. Dosłownie rzuciłem torbą o ścianą i wkurwiony nalałem sobie soku pomarańczowego. Wypiłem do końca i rzuciłem szklanką o ścianę.
- KURWA MAĆ!!!- wrzasnąłem i oparłem się rękoma o blat.
- Bill, co się stało…?- Do kuchni wtargnął Tom, o którym… całkowicie zapomniałem.
Spojrzał nerwowo na szkło na kafelkach i poobijaną ścianę.
- I ja się zastanawiałem, od czego jest poobdzierana z farby…- Westchnął.- Co się stało?- Podszedł do mnie.
- Nic się nie stało. Co się miało stać?- zapytałem z uniesioną wysoko brwią.
- Rozumiem, że codziennie rzucasz szklankami i jest to normalne?- Uśmiechnął się lekko.
- Skoro cały dzień jestem bezuczuciową suką, musze się gdzieś wyżyć – odpowiedziałem szczerze.
- A jesteś?- Zdziwił się.
- Dużo się zmieniło, Tom. Jestem najlepszym modelem w agencji i nie mogą pozwolić mi odejść. I najbardziej wkurwia ich to, że ja o tym wiem… I, że umiem to wykorzystać…- Uśmiechnąłem się wrednie.
- To co dzisiaj odwaliłeś?- Zainteresował się.
- Do kampanii Armaniego mieli zatrudnić pięciu modeli. W tym mnie. Powiedziałem im, że albo dadzą mi do zrobienia całą kampanię, albo mogą się ze mną pożegnać.
- A oni na to?- Uśmiechnął się szeroko.
- Że nie dam rady sam, bo oni to potrzebują na następny miesiąc, a to będzie około pięćdziesięciu sesji… No i do tego wszystkie te, które są już dawno zaplanowane… i jeszcze cztery pokazy… Na to ja trzepnąłem filiżanką gorącej kawy w asystenta fotografa i powiedziałem, że natychmiast wracam do domu i wysyłam im wymówienie.
- Na to oni…?- Ciągnął dalej.
- Na to oni, że mam się pakować. Jadę w przyszłym tygodniu do Indii na te sesje… Tak więc… Jak masz zamiar kogoś przyprowadzić, to wara od moje łóżka.- Zmroziłem go spojrzeniem i wyciągnąłem z zamrażarki pizzę, po czym wsadziłem ją do mikrofali.
Milczał przez chwilę, po czym spuścił wzrok i podszedł do mnie.
- Bill… nigdy… nikogo… obiecuję… Kocham tylko ciebie…- wyszeptał i przytulił mnie.
Prychnąłem.
- A jej ile razy to powiedziałeś?! Ile razy ona tobie?!- podniosłem głos.
Spuścił wzrok.
- Za dużo o te wszystkie razy…- wyjąkał.- Czyli mi nie wierzysz?
- Oczywiście, że nie!- Wstałem po jedzenie.
Zamilkł. Kurwa, znowu?!
- Od kiedy nie masz języka w gębie, Tom? Już nie umiesz mi odpowiedzieć tak, że mi w pięty pójdzie?- Zaśmiałem się.- A tak się tym kiedyś szczyciłeś…- zadrwiłem.
- Nie drwij z moich uczuć, Bill…- wyszeptał.
- Pff… Tak jak ty nie drwiłeś z moich?- zaśmiałem się gorzko i wyszedłem z kolacją do salonu.

Wierzyłem, ale nie pójdzie mu ze mną łatwo.


sobota, 1 czerwca 2013

Info z przeprosinami.

Tak jak przed dosłownie paroma sekundami napisałam... miałam wrzucić oba odcinki. Problem polega na tym, ze śmiertelnie zapomniałam o tym, iż MB 4  znajduje się aktualnie u  mojej Bety, więc... siłą rzeczy nie mogę go wrzucić... Tak, jestem głupia, więc przepraszam i... hmm przepraszam jeszcze raz.

~ Sinnlos

33. Der Blick zurück ist Schwarz.

Dobra… Jestem szalona i w ogóle, wiem… Z okazji dnia dziecka [ choć dzieci, oczywiście nie powinny tego czytać ;) ] wrzucam oba opowiadania. Ale, jak pod oboma nie zobaczę komentarzy, to przez tydzień nie macie tu po co zaglądać! Hihi… Nie, na serio mówię. Mam kamienny wyraz twarzy i w ogóle. Ten odcinek z dedykacją dla Illusion, żeby się nie złościł, ze taki krótkie odcinki. Betowała Czaki.

~Sinnlos



33. Der Blick zurück ist Schwarz.

Następnego dnia wstałem o piątej rano. Ogarnąłem się w ciągu pół godziny. Na śniadanie zjadłem jednego tosta. Wziąłem wcześniej przygotowaną walizkę i wyszedłem przed dom, gdzie właśnie podjeżdżał samochód Geo. Miałem ze sobą wszystkie dokumenty, jakie mogły być potrzebne, w tym akt urodzenia. Gordon odblokował mi kartę, żebyśmy mogli mieszkać w jakimś hotelu. Pożegnałem się z mamą i ojczymem poprzedniego dnia wieczorem. Teraz byłem gotowy na podróż.
Wsiadłem do samochodu z tyłu i od razu ruszyliśmy w drogę.
Gus jeszcze trochę spał i ja również uciąłem komara. Takiego na pół godzinki.
Mimo wczesnej pory zdecydowaliśmy się skontaktować się z Jostem. Oczywiście, byliśmy przygotowani na to, że nas zabije za zbudzenie. Geo zadzwonił wykorzystując zestaw głośnomówiący.
- Hmm… - mruknął nasz zaspany menager.
Teraz to się zacznie…
- David, mamy sprawę - zacząłem, wiedząc, że to ja mam gadać.
- Kurwa, Bill! - Ożywił się nagle. - Wiesz, która godzina?! - Westchnął. - No dobra… I tak miałem wam powiedzieć, żebyście przyszli dzisiaj do studia…
- Nie przyjdziemy - odpowiedziałem pewnym siebie głosem.
- Jak to NIE przyjdziecie?! - Nie ukrywał irytacji i zdziwienia.
No i opowiedziałem mu o wszystkim. Od początku do końca. O całym lipcu, który był jak wyjęty z najkoszmarniejszego horroru.
- I dopiero teraz mi mówicie, że Tom wyjechał? Po trzech tygodniach?! - Wkurzył się.
- Dobra, David, uspokój się. - Włączył się Georg. - Doskonale wiesz, że to nie było dla Billa łatwe. Mocno schudł i do nikogo się nie odzywał. Odpuść już. - Jost jakby usłuchał i nic nie powiedział. - Masz może adres ojca Toma?
Myślał przez chwilę i szeleścił jakimiś papierami.
- Niestety nie… - powiedział w końcu. - Postaram się wpaść na jakiś trop… - westchnął. - Uważajcie na siebie i powodzenia. Jakby co, dzwońcie. - Rozłączył się.
Nastała chwila ciszy, którą przerwałem.
- Nawet nieźle to przyjął.
- Wydaj mi się, że się o nas martwi… - Gus się zamyślił.
- W każdym razie, musimy ustalić, gdzie zaczniemy poszukiwania - wtrącił Geo.
Trochę myśleliśmy, ale ostatecznie zgodziliśmy się, że najpierw znajdziemy jakiś hotel. W sumie, to zdecydowaliśmy się na ten, w którym zawsze spałem, gdy miałem kilkudniowe sesje.
Zajechaliśmy pod budynek i chłopacy zajęli się bagażami, a ja poszedłem załatwić pokoje. Dwie dwójki. Jedna dla chłopaków, druga dla mnie, bo nie było jedynek.
Rozpakowaliśmy swoje rzeczy, jakby przeczuwając, że zostaniemy tu na dłużej.
Georg chciał odpocząć chwilę po jeździe, w czego rezultacie zasnął, ale ja nie mogłem czekać. Złapałem za torebkę, okulary przeciwsłoneczne i o dziewiątej rano wyszedłem z hotelu.
Znałem Berlin dość dobrze, więc nie miałem żadnego problemu w odnalezieniu się. Komunikacja miejska posłużyła mi za transport i w ten sposób dostałem się do centrum miasta, gdzie…
… spotkało mnie coś dziwnego, miłego i zaskakującego.
Poczułem pukanie w ramię, co sprawiło, że się odwróciłem i zdjąłem jednocześnie okulary.
- Jjjeejjj… - wyjąkała jakaś blondynka, która na pewno nie miała więcej, niż piętnaście lat. - Ty jesteś Bill Kaulitz? - zapytała.
- Tak. - Uniosłem brwi w skonsternowaniu.
Skąd ona mnie znała? Taaa… Moje pierwsze myśli były dość naiwne. Przecież to oczywiste, że mogła mnie znać.
- Dasz mi autograf? - zadała kolejne pytanie z ogromną nadzieją. Zarówno w głosie, jak i w błękitnych oczach.
- Jasne. - Uśmiechnąłem się przyjaźnie.
Poczułem się taki… doceniony. To było to, na co pracowaliśmy od początku gimnazjum. Na sławę.
Podała mi długopis i wyciągnęła jakiś pomarańczowy notes.
Złożyłem tam (jeszcze) niewyćwiczony podpis, a ona się uśmiechnęła.
- I jeszcze… mógłbyś jeszcze tu? - Wyciągnęła z torebki naszą płytę Schrei.
Ponownie się podpisałem, a ona wyglądała na wdzięczną, szczęśliwą i onieśmieloną.
Rany… Mój pierwszy autograf…
- Dzięki… - wyszeptała. - Macie świetne piosenki i… i kocham twój głos… i… i w ogóle to wspaniała fryzura… - Uśmiechnęła się szeroko i odeszła.
WOW… Tylko to przychodziło mi do głowy. Cieszyłem się w środku jak małe dziecko. Chciałem natychmiast powiedzieć o tym Geo i Gustavowi i…
Taaa… Właśnie. Tomowi. A więc dobry nastrój wyleciał ze mnie równie szybko, co się pojawił dokładnie wtedy, gdy przypomniałem sobie, co robię w Berlinie.
Stałem na środku jakiegoś placu i  myślałem, gdzie iść.
Kurwa, no, zajebię kiedy tego Luc’a, no!!!
Znów poczułem złość. Na siebie, nie niego, na cały świat. Że się na mnie cholernie uwziął.
- Scheisse… - mruknąłem pod nosem i rozłożyłem, zakupioną w kiosku, mapę Berlina.
Gdzie powinienem zacząć?
Ojciec Toma (no bo przecież nie powiem, że mój, czy nasz… no, nie?) miał być na jakiejś rehabilitacji po tym swoim wypadku. Może, gdybym trafił do właściwego ośrodka, on by tam jeszcze był, albo przynajmniej mieliby jego dane osobowe, czy coś…
Udałem się więc do najbliższej kafejki internetowej, gdzie wyszukałem i wypisałem wszystkie ośrodki rehabilitacyjne. Nie miałem pojęcia, co dokładnie było Jorgowi (chyba mogę go nazywać po imieniu, nie?) i do jakiej specjalistycznej kliniki się udał.
Miałem jakieś osiem adresów, porozrzucanych po całym mieście. Do wszystkich musiałem dotrzeć.
Zadzwonił telefon. Gustav. Odebrałem.
- Bill, gdzie ty jesteś? Nie ma cię w pokoju? - Zaczął jak zawsze od pytań i troskliwego głosu.
- Spokojnie, Gus - powiedziałem cicho, nie chcąc przeszkadzać innym internautom. - Jestem w… - zastanowiłem się. - No w każdym razie nie ma mnie w hotelu. Jestem gdzieś w mieście. Próbuję złapać trop.
- I jak ci idzie?- Raczej powątpiewał w jakiekolwiek postępy.
- Zebrałem adresy jakichś klinik rehabilitacyjnych. Sprawdzę je wszystkie. Być może Jorg jeszcze nie wyszedł. Co prawda minęły cztery miesiące, ale może jest jeszcze jakaś szansa… - westchnąłem. - Jesteśmy w Berlinie. Nie można się tu po prostu rozpłynąć. Każdy zostawia ślady.
- Prześlij nam połowę z tych adresów i weźmiemy je na siebie.
- Dobra, zaraz wam wyślę. Cześć.
Wyłączyłem się i wysłałem im cztery adresy, które znajdowały się najdalej od centrum.
Na celownik wziąłem klinikę, która znajdowała się jedynie parę przecznic dalej.
W środku pachniało tym specyficznym, szpitalnym zapachem. Był okropny.
Podszedłem do recepcji, a młoda blondynka dziwnie zmierzyła mnie wzrokiem.
- Dzień dobry - zacząłem. - Mam na imię Bill Kaulitz. Mój ojciec znajduje się lub przebywał w jednej z klinik rehabilitacyjnych. Miał wypadek pod koniec marca i chciałem go znaleźć. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że jest moim ojcem.
- Jak się nazywa?
- Jorg Kaulitz.
Wpisała coś do komputera.
Przekrzywiła lekko głowę.
- Nie było go u nas - powiedziała. - Ale jestem w stanie powiedzieć, gdzie jest - dodała.
Oczy mi zabłysły.
- Potrzebuję tylko potwierdzenia, że jest pan osobą, za którą się podaje.
Pokiwałem lekko głową.
Wyjąłem z torebki swój akt urodzenia i położyłem na ladzie.
Przeleciała szybko wzrokiem po nazwiskach i uśmiechnęła się przyjaźnie.
Zapisała coś na karteczce i mi ją podsunęła.
- Proszę bardzo. Tam jest pana ojciec.
- Bardzo pani dziękuję. - Oczy mi iskrzyły.
- Nie ma za co. - Uśmiechnęła się ponownie.
Schowałem wszystko do torby i wyjąłem telefon. Wybrałem numer Geo.
- No co tam? - Odebrał.
- Znalazłem go! - wykrzyknąłem. - Zaraz wyślę wam adres i spotkamy się na miejscu.
- Nie no, ty chyba żartujesz… - Zaśmiał się.
- Nie, kurwa, nigdy nie będę żartować na ten temat. - Mój ton zmienił się diametralnie.
- Spokojnie, Gwiazdeczko… Podjedziemy po ciebie, Bill. Gdzie jesteś?
Podałem mu adres i wyszedłem na parking, gdzie czekałem po latarnią.
Tupałem nerwowo nogą, nieświadomie w rytm Der letzte Tag. Oddychałem szybko, nie mogąc się uspokoić.
W życiu się tak nie denerwowałem. Za chwilę miałem spotkać ojca Toma (no, poniekąd też mojego).
Kurwa mać!


Spoglądam za siebie. Jest tam czarno. Teraz może być już tylko lepiej.

Mam pytanko, Aliens.

No a więc... jak wyżej, mam pytanko... Dość ważne, bo... Powinnam dzisiaj coś wstawić i mam taki zamiar, ale... hmm... nie wiem, co. Więc sami zadecydujcie, co  mam wstawić. Jeśli nie będzie żadnego odzewu to wstawię dopiero w poniedziałek... tak, jestem dość niezdecydowaną osobą. Więc proszę o odpowiedź SH-SWD  czy MB  .   Proszę o pomoc!

~ Sinnlos