niedziela, 28 kwietnia 2013

19. Epilog.


Dobra, dobra… Znajcie dobre serce moje. Zakończenie I Tomu. Za niedługo ruszamy dalej. Jak tylko wrócę, tak sądzę. Proszę o komentarze!

~Sinnlos

19. Epilog


Kolejne dni mijały równie spokojnie. Chodziliśmy do wytwórni we wtorki, czwartki i soboty. W poniedziałki spotykaliśmy się u nas w studiu. W niedziele zazwyczaj wyjeżdżałem do Berlina lub leciałem gdzieś dalej na jakieś sesje zdjęciowe. Parę piątków wypadło mi także z powodu jakichś pokazów, na które leciałem razem z Tomem. Wkręciłem go nawet do paru sesji zdjęciowych. Nieźle się uśmialiśmy.
W szkole (jeżeli w ogóle udało nam się do niej w tygodniu pójść) wszyscy już wiedzieli, dlaczego nas ciągle nie ma. Najpierw przychodzili słuchać nas do klubu, jednak potem musieliśmy zrezygnować z grania tam z powodu zwykłego braku czasu i siły. Dziewczyny patrzyły na nas pożądliwym wzrokiem, na mnie i Toma również… ekhm… chłopcy. Mieliśmy już fanów, którzy śpiewali nasze piosenki, nagrane dyktafonem słabej jakości. Rozdawaliśmy autografy, robiono nam zdjęcia. Kochałem to. Zawsze. Podobało mi się bycie w centrum uwagi. Jednak, jeśli chodzi o naukę, kompletnie się opuściliśmy. Jost już powiedział, że musimy wybrać, że nie damy rady działać na dwa fronty. Wybraliśmy. To był nasz ostatni rok w zwykłej szkole, jeżeli płyta odniesie sukces. Taki był warunek naszych rodziców.
Tom nie kontaktował się z ojcem, ani odwrotnie. Prawdą było, że chciał zapomnieć o przeszłości i spalił za sobą wszystkie mosty.
A my… żyliśmy nocą i tylko nią, bo tylko ona była nam dozwolona. Żaden z nas ani razu nie wspomniał o kroku naprzód w kierunku prawdziwego seksu, nie tylko oralnego. A ja się cieszyłem, bo nie miałem wątpliwości, kto byłby na dole… a tego z kolei bardzo się bałem.
Była już końcówka czerwca. Ledwie co pozdawaliśmy do następnej klasy…
Piosenki były nagrane (jednak uznaliśmy, że nie chcemy wydawać jeszcze In die Nacht), a premiera płyty zbliżała się dużymi krokami. Jost porządnie postarał się o reklamę i nasze piosenki można było usłyszeć już w radio. Album zatytułowaliśmy Schrei, co oczywiście, było moim pomysłem. Jostowi oraz G&G powiedziałem, że to dlatego, że najlepsze piosenki napisałem w okresie „kłótni” z Tomem, podczas którego chciałem krzyczeć z bezsilności. Tom widział drugie dno. Samotna łza spłynęła po jego policzku, gdy o tym opowiadałem. Ale to już był koniec.
Zapraszano nas na wywiady do różnych programów, w końcu zainteresowało się nami MTV, gdzie zaśpiewaliśmy parę piosenek na żywo, co było przeplecione rozmową o naszym dotychczasowym życiu. Mówiliśmy prawdę. Bo niby czemu nie? Za dużo ludzi wiedziało, że nie byliśmy z Tomem razem od początku. Na pewno bolało to mamę, ale w sumie… no… sama była sobie winna, ot co! Było nas nie rozdzielać, ha!
I jedyną rzeczą, jaka mnie męczyła było ciągłe ukrywanie się z Tomem. Ale ostatecznie wolałem to, niż całkowicie go stracić, czym prawdopodobnie zakończyło się powiedzenie o „nas” Gordonowi i mamie. Na pewno odesłaliby go do ojca, a mnie zapisali na terapię, czy coś… Nie… zdecydowanie tego NIE chciałem!
Jednak oboje postanowiliśmy, że musimy powiedzieć chociaż Georgowi i Gustavowi. Spędzaliśmy razem całe dni i nie mogliśmy więcej udawać. Byliśmy przyjaciółmi i, chociaż nie chcieliśmy zostać nazwani psycholami, nie mogliśmy ich oszukiwać. Ani się kryć z uczuciami.
Zdecydowaliśmy, że zaczniemy ich przygotowywać. Powoli dążyliśmy do celu.

Ogłoszenie.

Moim drodzy Aliens!!

Zawiadomuję, ze przez kolejny tydzień może nie ukazać się żadna notka.
Wyjeżdżam do Berlina i nie wiem jak będzie z dostępem do internetu. 
Jeśli tylko będzie taka możliwość, wrzucę w tym tygodnia Tom I już do końca a kolejny tydzień rozpoczniemy II Tomem.  Już jestem podekscytowana!!!
Mam nadzieję, że po tygodniu (być może przerwy) dalej będziecie wpadać, czytać i komentować.
A może spotkam w Berlinie KOGOŚ fajnego, kto wie? :) 

~Sinnlos

18. Werd ich ein Engel sein - für dich Allein.


Kolejny rozdział, który za dużo nie wnosi i nie jestem z niego do końca zadowolona, ale skoro już powstał, to go wstawiam. Zapraszam do komentowania.

~Sinnlos

18. Werd ich ein Engel sein - für dich Allein.

Siedzieliśmy z Tomem na białej, skórzanej kanapie w studiu nagraniowym, możliwie jak najbliżej siebie, choć miejsca było dużo. George i Gustav spóźniali się już dziesięć minut. Jost przemierzał pokój w tą i we wtą wściekły, dzwoniąc do nich co chwila. Utknęli w jakimś przeogromnym korku w centrum i raczej nie zapowiadało się na ich szybkie przybycie.
W końcu nasz menager nie wytrzymał i przestał cierpliwie czekać.
Kazał jakiemuś asystentowi lecieć z buta, znaleźć ich, wsiąść do ich samochodu, a ich wysłać tutaj piechotą. Chłopak był z deka niezadowolony, ale praca to praca, więc poleciał.
Jost obserwował przez okno jeszcze chwilę swojego pracownika, po czym odwrócił się w naszą stronę i zmrużył oczy.
- Pogodziliście się w końcu?- mruknął zdenerwowany na G&G.
Uśmiechnąłem się i zerknąłem na Toma, który również się szczerzył. Odgarnął mi kosmyk włosów za ucho i objął ramieniem, dzięki czemu mogłem ułożyć się na jego ramieniu.
- Widzę, że tak…- westchnął David.- Jakieś nowe piosenki?
Spojrzałem porozumiewawczo na Toma, a ten po sekundowej analizie mojego spojrzenia poderwał się do góry i zgarnął ze stojaka gitarę klasyczną.
Wyjąłem zeszyt, w którym miałem zapisaną piosenkę.
Jost obserwował nas zaciekawiony.
- Tylko, żeby sprawa był jasna na samym początku.- powiedziałem.- Ta piosenka to In die Nacht i dotyczy tylko nas. Mnie i Toma.- zaznaczyłem.
- Co oznacza, że…?- podsunął menager.
- Że będziemy ją grać wyłącznie my i nie naniesiemy żadnych poprawek.- odpowiedział Tommi.- Została napisana w najwspanialszym momencie mojego życia.
- Mojego też.- dodałem.- Odzyskaliśmy siebie.- wyjaśniłem.
Tom trącił struny i po chwili zacząłem śpiewać, patrząc prosto w oczy siedzącego obok mnie brata. Cała miłość, wszystkie uczucia… a to wszystko w moich oczach. I w jego oczach skierowanych na mnie. Uśmiechał się seksownie i oblizywał co jakiś czas usta. I nie ukrywam, znów miałem na niego ochotę… Haha… brat uzależnił mnie od seksu…
Jost wydawał się być oczarowany napięciem pomiędzy nami i słowami piosenki, dodatkowo wspomaganymi niesamowitą melodią.
- I jak?- spojrzeliśmy na mężczyznę.
- Idealnie…- mruknął cicho i wyszedł bez słowa z pomieszczenia.
Takie słowa nieczęsto wychodziły z jego ust. Zawsze się czegoś przyczepił. Zawsze coś mu nie grało, a teraz było, tak po prostu, idealnie…
Spojrzeliśmy po sobie, nie wiedząc, czego się spodziewać, jednak po chwili nasze wątpliwości zostały rozwiane i Jost wrócił w towarzystwie specjalistów i techników. Przekaz był jasny.
Przenieśliśmy się za szybę, do pomieszczenia nagrań. Podłączono Tomowi wzmacniacz, a  mnie ustawiono słuchawki i mikrofon.
Nagraliśmy In die Nacht tylko raz. Od początku nie robiliśmy żadnych błędów. G&G zdążyli prawdopodobnie usłyszeć jedynie końcówkę, bo zażyczyli sobie, by puścić im nagranie od początku (oczywiście, gdy David zakończył już swój wykład na temat spóźniania się podczas wydawania płyty).
Nawet nie protestowali, gdy dowiedzieli się, że nie będą mieli swojego wkładu w najnowszą piosenkę. Od razu zaczęliśmy nagrywanie reszty, co jednak oznaczało śpiewanie jednej piosenki piętnaście razy, nagrywanie oddzielnie każdego instrumentu, później mojego głosu… Podsumowując, wypełzliśmy ze studia wykończeni, jak po maratonie, trzymając się barierek na schodach i ścian przy wyjściu. Gdy zobaczyliśmy samochód Gordona nawet nie mieliśmy siły się do niego uśmiechnąć. Oczywiście po raz kolejny olałem protesty Georga i usiadłem na miejscu pasażera. Jego samochód odstawił do domu asystent Josta.
Porozwoziliśmy ich do domów i wreszcie mogliśmy wrócić do siebie.
Po cichej kolacji, w czasie której oszczędzałem swoje, i tak już nadwyrężone, struny głosowe, poszedłem do siebie. Nie miałem pojęcia, kiedy znalazłem się w łóżku i kiedy zasnąłem, ale w życiu nie byłem tak wykończony.

Obudziłem się z krzykiem, jednak w tym samym momencie, w którym otworzyłem oczy, zapomniałem, co mi się śniło. Pozostało jedynie dziwne uczucie po przebytym koszmarze.
Unosząc swoje ciało na łokciach przetarłem oczy, by zauważyć, że jestem kompletnie ubrany. Po chwili dobiegło do mnie skrzypnięcie drzwi. Ukazał się w niech nie kto inny, jak mój Jedynie-W-Bokserki-Ubrany Brat-Bliźniak-Kochanek.
Wszedł po cichu i przysiadł na łóżku ze zmartwioną miną.
- Co się stało, Billy?- zapytał zaspanym głosem.- Krzyczałeś…- wyjaśnił powód swojej troski.
- Coś mi się przyśniło…- odpowiedziałem, a on się uśmiechnął.
- Co takiego?- usiadł wygodniej i pogładził po policzku. Miał taki ciepły i delikatny głos…
- Nie… nie pamiętam, Tommi…- przyznałem szczerze.- Która godzina?- zapytałem, bo ostatnia rzecz, jaką pamiętałem, a było ty wyjście z kuchni po kolacji, odbyła się około siódmej wieczorem.
- W pół do…- ziewnął.- …trzeciej…- dokończył.
- Przepraszam, Tom…- dotknąłem jego ramienia, siadając prosto. Spojrzał na mnie wzrokiem, mówiącym dokładnie: ”za co?”.- Obudziłem cię, prawda?- zapytałem niepewnie.
Nie lubiłem być budzonym w środku nocy i nie miałem pojęcia, jak on zareaguje na coś podobnego. Nie chciałem, żeby się gniewał.
Zaśmiał się cicho.
Wziął w swoją dłoń moją i przyłożył do swoich ust, a po chwili pocałował czubki moich palców z idealnie pomalowanymi na czarno paznokciami.
- Nic się nie stało, kochanie…- szepnął.
On powiedział… że… kochanie…? że co?!
- Ko-kochanie?- wyjąkałem.
Uśmiechnął się czule.
- Skoro cię kocham, to chyba mogę tak do ciebie mówić, prawda?- uniósł jedną brew. Na pewno nie czekał na odpowiedź.- Połóż się spać, Billy. Jesteś naprawdę zmęczony…- ponownie ziewnął.
Podniosłem się z łóżka i skierowałem do łazienki.
- Najpierw muszę wziąć prysznic.- powiedziałem.
- Dobranoc.- rzucił i zniknął w drzwiach.
Podążyłem do celu, zabierając czystą bieliznę i zmywając makijaż. Prysznic brałem jakieś 15 minut, ale ten zdołał mnie wybudzić i nie miałem najmniejszej ochoty spać, choć wiedziałem, że powinienem, bo nadal odczuwałem zmęczenie.
Jednak, gdy położyłem się do łóżka, zgasiłem lampkę, ułożyłem się w swojej najwygodniejszej pozycji i zapatuliłem kołdrą… nie mogłem usnąć…
Szlak by te koszmary!!! Teraz nie mogłem spać!
Patrzyłem co jakiś czas na zegar, który uparcie przedłużał każdą minutę, jakby była godziną. Pięć minut… dziesięć… kolejne piętnaście… i jeszcze sześć i pół i…
Nie wytrzymałem! Zerwałem się z łóżka i wiele nie myśląc, zabrałem swoją poduszkę i kołdrę i wyszedłem na korytarz w kierunku sypialni Toma.
Leżał na łóżku oddychał miarowo. Dwa ciemne, błyszczące punkciki były we mnie intensywnie wlepione.
- Tom?- szepnąłem.- Nie śpisz?- nie kryłem zdziwienia.
Pokręcił głową na „nie”.
- Czekam aż zorientujesz się, że nie możesz usnąć i do mnie przyjdziesz.- odpowiedział cicho i zgodnie z prawdą.
- Mogę?- podszedłem do jego łóżka.
- No jasne, że tak!- odparł.- Czekałem na ciebie.- powiedział dobitnie.
Uśmiechnąłem się i ułożyłem swoją pościel.
Wróciłem przekręcić klucz w zamku od drzwi i wsunąłem się w wygrzane łóżko Toma.
Rozłożył ręce, a ja wtuliłem się w jego klatkę piersiową. Jego serce biło powoli, całkowicie zrelaksowane i spokojne.
- Tom?- zagadnąłem cichutko, czując, że (na właściwym miejscu) w końcu zasnę.
- Hm…?- mruknął prawdopodobnie też odchodząc w krainę marzeń.
- Kocham cię.- podniosłem się by pocałować jego lekko rozchylone wargi i wróciłem na „poduszkę”.
- Ja ciebie też, Billy…- odpowiedział mi prawie już nieświadomy świata wokół niego.
Obaj udaliśmy się w objęcia Morfeusza.
Dla ciebie będę aniołem, Tom. Tylko dla ciebie.

piątek, 26 kwietnia 2013

17. Jetzt sind wir wieder hier - bei dir oben auf'm Dach.


Jak widzicie, wszystko w I Tomie zmierza ku happy endowi.  Lubię powspominać te rozdziały, bo to, co się wyprawia dalej aż mnie boli. No, nic… nie opowiem, co będzie po 29, rozdziale, który właśnie zakończyłam. Miłej lektury!!!

~ Sinnlos

17. Jetzt sind wir wieder hier - bei dir oben auf'm Dach.

- Billy…- obudził mnie cichy szept przy uchu i głaskanie po policzku.
Uchyliłem powieki i od razu napotkałem ciemnobrązowe tęczówki brata. Przepełnione troską i czułością.
Uniosłem się na łokciach i wpiłem w wargi, nachylonego nade mną Toma.
Uśmiechnął się i z lubością mi się przypatrywał, gdy odsunąłem się od niego.
- Dzieńdoberek!- zachichotał, co sprawiło, że i mi kąciki ust uniosły się do góry.
- Która godzina, Tom?- zapytałem zaspanym głosem, zauważając, że jest jeszcze ciemno.
- Czwarta nad ranem.- jego uśmiech się poszerzył.
- Co?!- na pewno byłby to krzyk, gdyby tak bardzo nie chciało mi się spać.
Objął mnie i ułożył tak, że górował nade mną, prawie na mnie leżąc.
- Doskonała godzina na poranny seks…- wymruczał mi do ucha i przyssał się do moich ust.
Opierałem się, mówiąc, że chce mi się spać, ale tylko przez chwilkę. Tak naprawdę uśmiech cisnął mi się na usta. Doprawdy mógłbym się tak budzić już zawsze.
Poczułem, jak zsuwa moje bokserki, jednocześnie nie odrywając pocałunków od mojej wyciągniętej szyi. Ujął w dłoń mojego penisa i zaczął go drażnić delikatnym dotykiem, na który moje ciało zareagowało bardzo szybko.
Gdy poczułem, że twardnieję, złapałem jego dłoń i nie pozwoliłem na dalsze ruchy.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Teraz ja, Tommi…- wyszeptałem zestresowany  i jeszcze bardziej zawstydzony.
- Nie, Bill, mówiłem ci już, że…- zaczął oponować, ale sprawnie zająłem jego usta swoimi.
Gdy stwierdziłem, że jest już za bardzo pochłonięty pocałunkami i nie będzie już zbytnio protestować, sprawiłem, że znalazł się pode mną, a ja siedziałem okrakiem na jego udach.
Pochyliłem się i zacząłem swoją wilgotną drogę pocałunków od jego prawego płatka ucha. Ciągnąłem ją wzdłuż szyi, gdzie zrobiłem kilka dorodnych malinek (ja nigdy nie zapominam!! a teraz to on będzie musiał iść do szkoły w takim stanie…) i skierowałem się na jego klatkę piersiową. Najbardziej zaintrygowały mnie jego sutki, tak więc, pamiętając, jaką to przynosi przyjemność, ssałem, podgryzałem i głaskałem oba na zmianę. Najlepszą nagrodą były ciche jęki i co raz szybszy oddech Toma. Poszedłem dalej, a na drodze stanął mi mały pępek mojego brata. Głaszcząc całe ciało, wymęczyłem także i tamto zagłębienie.
Ostatnią przeszkodą były czerwone bokserki.
Uniosłem głowę i spojrzałem w jego zamglone przyjemnością oczy. Uśmiechnąłem się zadowolony, że oto ja jestem autorem jego stanu uniesienia.
Dotknąłem gumki od dolnej garderoby mojego Toma i zacząłem ją ściągać, ciekawy widoku. Choć w zasadzie było to absurdalne, bo byliśmy bliźniakami, więc powinniśmy wyglądać co najmniej podobnie w tamtych okolicach.
Nagle jego dłonie oplotły moje nadgarstki i zatrzymały.
- Bill…- wyszeptał, a ja podniosłem głowę by ponownie na niego spojrzeć.- Nie obudziłem cie po to, żebyś to ty mi robił dobrze.- wydyszał.- Nie musisz…- zapewniał.
Uśmiechnąłem się.
- Ale ja chcę…- powiedziałem najciszej jak tylko mogłem, oblewając się rumieńcem.
Puścił moje ręce i dał wybór, jednak ja już podjąłem decyzję.
Dokończyłem czynność rozbierania Toma i pogładziłem jego penisa, przekonując się, że rzeczywiście pod tym względem jesteśmy podobni.
Wciągnął powietrze i zamknął oczy.
Nachyliłem się nad jego twarzą i pocałowałem głęboko.
- Tylko bądź wyrozumiały…- szeptałem mu do ucha.- Nigdy nie robiłem nikomu loda…- czułem się różowy jak nigdy w życiu.
Zanim zdążył przeanalizować moje słowa i powiedzieć, dość trzeźwo, trzeba przyznać, że mogę ręką, ja już dawno całowałem jego penisa.
Jedną ręką pieściłem u nasady, a drugą wnętrze jego ud. Otworzyłem usta i czubkiem wilgotnego języka przeciągnąłem delikatnie po całej jego długości. Nie smakował źle. W sumie to nawet nie przeszkadzał jego smak. Wsadziłem sobie główkę do buzi i zacząłem delikatnie ssać, przy okazji pieszcząc go językiem i jeżdżąc w górę i dół ręką. Potem szybko zastąpiłem rękę ustami i teraz brałem go najgłębiej jak umiałem.
Tom przysunął moją głowę bliżej, ale nie naciskał, dzięki czemu się nie dławiłem.
- Bill… oh… Billy… - jęczał cały czas.- Bill… ja zaraz… - ledwie co mógł mówić.- Odsuń się…- szept połączył się z jękiem i prawie nie mogłem usłyszeć, o co mu chodzi.
Cóż, usłyszeć nie mogłem, ale wiedziałem, że zaraz dojdzie. Czułem to co on, a i ja miałem stojący problem.
Poczułem jak drga mi w ustach i sączy się słony płyn. Bezsilne z przyjemności ręce Toma próbowały mnie odsunąć, ale nie dałem się. Za bardzo chciałem poznać jego smak.
Wystrzelił dość dużą ilością spermy, która spływała mi po brodzie. Była gorzka i słonawa. No, najlepiej to nie smakowała…
Gdy już otworzył oczy po spełnieniu, przyjrzał mi się uważnie.
- Idź do łazienki…- polecił cicho z zażenowaniem.
Nie, no, Tom Kaulitz jest zażenowany!!!
Spojrzałem głęboko w jego oczy i przełknąłem, wiedząc, że sprawię mu tym samym większą przyjemność.
Ten otworzył szeroko oczy i nie mógł uwierzyć w to, co zrobiłem.
Podniósł się do siadu, ujął moją twarz w dłonie i przyssał się do moich warg, zlizując resztki siebie z mojej bródki i smakując swój smak prosto z moich ust.
- Jesteś niesamowity, Billy…- wyszeptał.- Kocham cię.
- Ja też ciebie kocham. Bez względu na to, czy przełykasz, czy nie…- zaśmiałem się.
Dostałem sójkę w bok.
- Ty mały perwersie! Dobrze wiesz, że kocham cię bez względu na wszystko!- zaśmiał się, udając trochę oburzonego.
Pocałował mnie jeszcze raz, a potem znalazł się nade mną tak szybko, że nie miałem szans zorientować się, kiedy moja góra robi się dołem.
Widząc, że i tak jestem naprawdę podniecony, od razu zajął się moim przyrodzeniem. Nie potrzebowałem nawet dwóch minut, żeby dojść.
Dopiero, gdy zobaczyłem (zaraz po tym, gdy zdołałem otworzyć oczy po zaciskaniu ich podczas orgazmu) jak jabłko Adama mojego brata się porusza zrozumiałem na czym polega przyjemność z widoku osoby przełykającej. I ta świadomość, że teraz najbardziej intymna część mnie jest w środku w nim… tak jak jego we mnie…
Wyszedł do łazienki i przemył twarz i usta.
Skuliłem się w sobie i spojrzałem na niego odrobinę zasmucony i czując dziwną potrzebę czegoś, czego nie potrafiłem zidentyfikować.
Usiadł na skrawku łóżka i obserwował mnie z czułością.
A i tym razem nasza więź nie zawiodła.
- Przepraszam, Billy…- wyszeptał i zaraz położył się obok mnie i przytulił mnie do siebie.
- Za co?- zapytałem.
- Jesteś taki delikatny…- pogłaskał mnie po głowie.- Potrzebujesz jeszcze więcej czułości.- dalej mruczał mi do ucha, a ja wtulałem się w niego ufnie.- Jak kobieta…- zaśmiał się cichutko.- One zawsze potrzebują zwykłej bliskości po spełnieniu.- przycisnął mnie do siebie najmocniej jak mógł, a ja oplotłem jego biodra nogami.- Kocham cię…- pocałował mnie czule.
- Ja ciebie też, Tommi.- odpowiedziałem cichutko i oboje ponownie tej nocy udaliśmy się w objęcia Morfeusza.
Na te trzy godzinki…

- BILL, NA MIŁOŚĆ BOSKĄ, DLACZEGO ZAMYKACIE DRZWI NA KLUCZ!!!???
 Obudził nas taki krzyk Gordona, że oboje, zaplątanie w siebie nawzajem wylądowaliśmy na podłodze w dzikim pośpiechu szukając części swojej bielizny.
Musiałem nago, z wystawionym tyłkiem, na czworaka drałować na drugi koniec pokoju by w kącie znaleźć bokserki.
Również na kolanach podreptałem do drzwi i otworzyłem, gdy stwierdziłem, że oboje jesteśmy już ubrani.
- Bill…?- ojczym spojrzał na mnie z góry, a potem zerknął na Toma, również siedzącego na podłodze.- Tom…?- znów przeniósł wzrok na mnie.- Dlaczego siedzicie na ziemi?- trzeba było widzieć jego minę…
- Taki wrzask to by zmarłego z grobu obudził.- odpowiedziałem z sarkazmem.- Zwaliłeś nas z łóżka.- dodałem niezadowolony z bolącego tyłka.
Gordon wszedł do środka i spojrzał badawczo na mojego brata.
- Tom, co ty masz na szyi…?- Gordon dotknął czerwonych punkcików.
Tom spojrzał na mnie morderczym wzrokiem, a ja tylko się uśmiechnąłem z miną wygranego.
- Pewnie komary go pogryzły…- postanowiłem stanąć w jego, tym samym swojej, obronie.
Tom przejrzał się w lustrze.
- Naprawdę ogromne musiały być te PIJAWKI…- rzucił mój brat sugerującym tonem w moją stronę, ale dla potwierdzenia kłamstwa podrapał się po czerwonych śladach.- Trochę swędzi.- skłamał Gordonowi w żywe oczy.
- Powiem Simone, żeby poszukała jakiejś maści na te ugryzienia…- zamyślił się.- Dzwonił Jost.- oznajmił.- Zbierajcie się, macie być w wytwórni za godzinę. G&G już wiedzą.- poinformował nas i wyszedł z pokoju.
Tom rzucił się na mnie, gdy tylko drzwi się zamknęły.
- Tego to ci nie daruję…- przyrzekł i zaczął mnie łaskotać po brzuchu i po nogach.- Słowo daję…
- To….- śmiałem się.- To ty…. Hahaha…. Zacząłeś…..- udało mi się dokończyć zdanie.
- Jedna.- powiedział i wystawił jeden palec- Jedna malinka, a nie sześć!- oburzył się.- Jak ja stąd wyjdę…?!- usiadł na fotelu i zaczął myśleć.
Podniosłem się do pionu i zaraz zająłem miejsce na kolanach Toma.
Podniósł na mnie tyle samo rozbawiony, co wściekły wzrok.
Objąłem go i wtuliłem głowę w zagłębienie w szyi, a on odruchowo zaczął głaskać mnie po plecach.
- Powiesz im?- zapytałem, gdy emocje opadły.
- Chyba muszę.- odgadnął moje myśli.- Chociaż wizja powiedzenia G&G, że jestem gejem wcale nie sprawia mi radości.- wyznał.
- Gdybyś nim nie był, nie było by nas…- zauważyłem trochę zasmucony jego słowami.
Uniósł moją brodę i spojrzał mi w oczy.
- Ty nie jesteś gejem.- przypomniał mi.- A jednak jesteśmy razem.
- Nie jestem ani homo, ani hetero, ani Bi.- odparłem.- Ty przynajmniej możesz określić swoją orientację.- zezłościłem się.- Ja im nie powiem, że moją orientacją jest mój brat bliźniak.- warknąłem, na co przytulił mnie do siebie mocniej.
Pocałował czubek mojej głowy i zaczął lekko kołysać. Słowa nie opiszą tego, jak bezpiecznie czułem się w jego ramionach.
- Myślisz, że zauważą?- kolejne ciche pytanie z mojej strony.
- Jeszcze dwa dni temu zabijaliśmy się wzrokiem…- prychnął.- Nie dam rady ciebie ignorować. Ani trzymać łap z daleka…- dodał i dla potwierdzenia ścisnął moje pośladki.
Zaśmiałem się.
- Zdajesz sobie sprawę, że gdybyśmy im powiedzieli, wysłaliby nas na leczenie? To kazirodztwo, Tom.- powiedziałem na głos.- To nielegalne, nieetyczne i niemoralne.- podsumowałem.
- I jakie dobre…- westchnął.
- Cholernie dobre…- zamruczałem.
Uniosłem się i usiadłem okrakiem na jego kolanach.
Przybliżyłem swoją twarz i zacząłem bawić się językiem jego kolczykiem w wardze. Westchnął cicho, co potwierdziło, że to dobra miejsce na pobudzanie go. Po chwili wpiłem się w jego wargi i szybciej niż zwykle mój język znalazł się wewnątrz jego ust, penetrując je dokładnie.
W tym momencie usłyszeliśmy kroki na schodach, co sprawiło, że odskoczyłem jak oparzony od Toma, kierując swoje kroki do łazienki.
Naprawdę dobrze, że to zrobiłem.
Zamknąłem drzwi i po chwili usłyszałem, jak ktoś wchodzi do pokoju.
- Proszę, Tom, to ta maść.- usłyszałem głos mojej mamy, która równie szybko, co weszła, wyszła z mojego pokoju.
Wyściubiłem nos przez drzwi.
- Ale było blisko…- powiedział Tom, patrząc na mnie sparaliżowany. Z ciągle przyspieszonym oddechem od intensywnego pocałunku.
Zniknąłem ponownie w łazience, rozpoczynając rytuał i zanotowując, że i Tom opuścił mój pokój.
Znów byliśmy razem. Czułem, że możemy patrzeć na cały świat, który pozostał na dole, jak byśmy stali na dachu.

czwartek, 25 kwietnia 2013

16. In unserem Traum die ersten sein. Halt' uns nicht auf - das ist unser Traum.


Kolejny rozdzialik na poprawę humoru.  Dedykuję go Blue, ażeby nie uschła i dalej tak wspaniale komentowała, a jednocześnie sprawiała, że trzęsę się ze śmiechu DZIĘKUJĘ! Zapraszam do wyrażania swojej opinii za pomocą tzw. komentarzy. J

16. In unserem Traum die ersten sein. Halt' uns nicht auf - das ist unser Traum.

Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi.
- Tak, tak!- poczułem wibracje i głos swojego „materaca”.- Już idziemy!
Otworzyłem powoli oczy i od razu napotkałem wlepiony we mnie, ciemny wzrok Toma.
Uśmiechnął się, jakby coś mu się przypomniało.
- No co?- mruknąłem.
Pogładził mnie po głowie. Leżałem na nim praktycznie całym ciałem.
- Nic…- zaśmiał się.- Wreszcie mogłem zobaczyć, jak otwierasz swoje piękne ślepka.- dodał czułym tonem.
Uniosłem się i pocałowałem go w usta.
- Hmmm… widzę, że nie zapomniałeś, co się wczoraj wydarzyło.- uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Wyszczerzyłem się.
- Mógłbym się tak budzić codziennie.- wyszeptałem, chowając głowę w zgłębieniu jego szyi.
Mruknął na potwierdzenie, jakby mówił: „ja też”.
Przeczesywał moje włosy.
- Billy, musimy wstać.- powiedział cicho. Jasne było, że i on nie chciał się podnosić.- Ja też wolałbym tu przeleżeć cały dzień, ale musimy iść do szkoły.- żaden z nas się nie poruszył, ale ostatecznie stwierdziłem, że i tak i tak będę musiał wstać, a im dłużej poleżę w łóżku, tym mniej czasu będę miał na doprowadzenie siebie do stanu używalności.
Zanim jednak zniknąłem w łazience moje usta ułożyły się w chytry uśmieszek. Popatrzyłem na niego, leżącego jeszcze w łóżku i bezczelnie oblizującego się, lustrując mój tyłek.
- Tak, tak, Tom…- pokręciłem z rozbawieniem głową.- Wiem, że mam seksowny tyłek. Już to ustaliliśmy…
- Oj, masz…- mruknął nie przestając pożerać mnie wzrokiem.
- Założysz kiedyś rurki?- zapytałem prosto z mostu.- Masz takie szczupłe nogi…
Prychnął.
- Założę.- skinął głową.- Jeśli ty pójdziesz do szkoły w moich spodniach i bez makijażu.- zaśmiał się.
Obruszyłem się i zatrzasnąłem w łazience.
Sam nie wiedziałem, czy gorzej byłoby ubrać te ogromne spodnie, czy pokazać się bez makijażu… Ostatecznie stwierdziłem, że ani jednego ani drugiego bym nie zrobił.
Tradycyjne rytuały zajęły mi 20 minut, jednak wcześniej wziąłem jeszcze 5- minutowy prysznic dla odświeżenia po niecodziennej nocy. Z szafy wygrzebałem granatowe rurki i koszulkę w czarno – pomarańczową kratę. Na nogi wsunąłem swoje czarne, ukochane 12- centymetrowe koturny i byłem gotowy. Ostatnim punktem do wypełnienia w mojej sypialni było przepakowanie zeszytów i zabranie torby. Dzisiaj miały przyjść moje garnitury. Miałem zrobić dla nich miejsce w szafie…
Wyszedłem z pokoju i już wiedziałem, że ten dzień będzie najlepszym dniem od… od pewnego czasu w każdym razie. Lepiej nie mówić głośno, że od zawsze.
Zszedłem na dół, gdzie mama i Gordon już jedni grzanki. Tom też siedział gotowy do posiłku, najwyraźniej na mnie czekał.
- Smacznego!- przywitałem się.
Gordon spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
- Już… wszystko w porządku, Bill?- zapytał delikatnie, patrząc znacząco na mojego bliźniaka, gdy ten był zajęty smarowaniem tosta.
Uśmiechnąłem się.
- Tak, Gordon. W jak najlepszym.
- To o co żeście się tak śmiertelnie pokłócili, co?- ojczym nie dawał za wygraną, jednak wątpiłem, by cokolwiek mogło zepsuć mi ten dzień.
Tom nerwowo podniósł wzrok. Potem przeszył nim moje oczy.
Zmarszczyłem czoło, potem wzruszyłem ramionami, a na końcu wywróciłem oczami i podałem Tomowi swoją kromkę.
- Było się rozejrzeć, a nie…- pokręciłem głową z rozbawieniem.
Gordon nadal oczekiwał odpowiedzi, a teraz i mama domagała się wyjaśnienia tej zamiany na kanapki.
- No, trzeba wspomóc brata, skoro jest gapą.- zaśmiałem się do mamy, jednak ona nadal nie rozumiała.- No, bo, Tom zrobił sobie kanapkę z dżemem brzoskwiniowym, ale nie zauważył, że tam stoi truskawkowy, który lubi bardziej, więc chciał się zamienić, bo i tak wie, że będę robić sobie tosta z dżemem brzoskwiniowym.- wytłumaczyłem słowo po słowie.
Moja rodzicielka nadal nie mogła się nadziwić naszym umiejętnościom porozumiewania się bez słów.
- To jak? Dowiemy się, o co poszło, chłopaki?
Gordon jak chciał, potrafił być naprawdę uparty.
Westchnąłem. I weź teraz myśl nad powodem trzytygodniowej kłótni…
- Nie, Tom…- odezwałem się nagle, a on uniósł brew.- Aaaa… no, chyba, że tak…- zaśmiałem się, a mama tylko wywróciła oczami w stronę Gordona.
Myślałem jeszcze przez chwilę.
- O Melanię.- odparłem w końcu.
- Obojgu wam się podoba?- Gordon wciągnął powietrze ze zdumieniem.
- Mnie się nie podoba, ale to moja przyjaciółka i nie miała dla mnie czasu, bo Tom cały czas z nią przebywał.- odpowiedziałem.
- I jak to rozwiązaliście?- kontynuował przesłuchanie.
Tym razem odpowiedzi udzielił Tom. Na pewno wiedział, że z tym pytaniem to już sobie nie poradzę, bo tak naprawdę nic nie ustaliliśmy w sprawie Melanii.
- Rozstanę się z nią dzisiaj.- to mnie zaskoczyło.- Nikt nie stanie pomiędzy mną i Billem.- dodał, a ja się uśmiechnąłem dla potwierdzenia jego słów, chociaż były niespodziewane.
Mój ojczym westchnął.
- Niema to jak braterska miłość…- uśmiechnął się do nas serdecznie.
Parsknąłem cicho śmiechem i w zachowaniu spokoju wcale nie pomagała obecność dłoni Toma na moim kolanie, jeżdżąc w górę i w dół. I jeszcze te jego prowokujące spojrzenie… Miałem wielką ochotę się na niego rzucić.
Po dziesięciu minutach mama pojechała do pracy, a Gordon oświadczył, że poczeka w samochodzie, więc zostaliśmy z Tomem sami. To były nasze dwie minuty na ustalenie, co dalej z Melanią.
Spojrzałem na niego pytająco, a on już wiedział, o co chodzi.
- To, co powiedziałem to prawda, Bill.- odpowiedział.
- Tom, doskonale wiesz, jak to ją zaboli. A w ogóle, to jak się jej wytłumaczysz?- pytałem dalej.- Już nie wspominając o tym, że przecież chciałeś utrzymywać pozory. Skoro już powiedziałem im, że zerwałeś z tą dziewczyną z Berlina, to co teraz wymyślisz?
- Słuchaj, Billy.- nakrył moją dłoń swoją.- Czy zaboli ją bardziej niż ciebie, gdy dalej będę się z nią spotykać i całować?- przeszył wzrokiem moje oczy.- Wiem, co wtedy czułeś, braciszku.- wyszeptał i gestem wskazał, żebym usiadł mu na kolanach, co z ogromną chęcią uczyniłem i objąłem jego szyję.- Wiem, ze płakałeś. A to, na co pozwoliłem w pokoju nagraniowym… Gdy całowaliśmy się z Melanią na twoich oczach…- przymknął oczy.- Widziałem, twój smutek, gdy cię odpychałem i poczułem się wtedy jak ostatni skurwysyn…- powiedział przez zaciśnięte zęby.
Przyłożyłem palca do jego warg.
- Ćśsiiii…- swój palec zastąpiłem ustami i pocałowałem czule.- Zrób, co chcesz. Jeśli uważasz, że będziesz miał później nieprzyjemności związane z nieposiadaniem dziewczyny, to ja ci ufam, że nie zrobisz nic złego.
Uśmiechnął się słabo.
- Bill, czy ty jesteś gejem?- zapytał w końcu. Nie mogę powiedzieć, że nie czekałem na to pytanie.
Pokręciłem głową na boki, zaprzeczając i od razu wziąłem się za wyjaśnianie.
- Nie podobają mi się dziewczyny. Ani chłopacy.- dodałem.- Ty mi się podobasz.- wyszeptałem zawstydzony, a on mnie przytulił, żebym nie czuł się speszony.
Później wstaliśmy od stołu i skierowaliśmy swoje kroki do samochodu.
Drogę do szkoły spędziłem opieraniu głowy o ramię Toma i wyobrażanie sobie tego, co będzie dalej. Byłem czułym Billem, prawdziwym sobą. Ale w szkole znów budziło się moje drugie oblicze, który wyćwiczyłem na tyle, by stało się nieodłączną częścią mojej osobowości.  Wraz z przekroczeniem progu placówki budziła się we mnie „Gwiazdka”. I uwielbiałem ją w sobie czuć.
Weszliśmy do klasy. Była środa, więc dziś znów pierwszą lekcję mogłem spędzić w jednej ławce z Tomem.
Melania wyglądał na niepocieszoną, gdy Tom się z nią nie przywitał.
Nie miałem zielonego pojęcia, jak mój bliźniak rozwiąże tą sprawę, ale skoro powiedział, że to załatwi, to załatwi. Mogłem mieć jedynie nadzieję, że Melania nie będzie za bardzo cierpieć.
Podczas lekcji Tom podsunął mi kartkę z informacją, żebym na razie zachowywał pozory wcześniejszej niechęci między nami, więc posłusznie odsunąłem się bardziej w stronę okna i spojrzałem na niego przymrużonymi oczami, na co o mało nie parsknął śmiechem. Byłem szczerze ciekawy, co on planował.
Po dzwonku, na korytarzu, brązowowłosa od razu dopadła moje brata i się na niego rzuciła. Stałem wtedy przy oknie pod klasą obok. Mimo tego, że wiedziałem, że to niedługo się skończy (mogłem sobie mówić, że mogą być razem i, że mu ufam – bo ufam – ale nie było możliwości, żebym nie odczuwał bólu) poczułem ukłucie w sercu.
Tom patrzył na mnie, odsuwając od siebie jednocześnie dziewczynę, która była zawiedziona.
- Mel, ja…- zaczął. Byłem w odpowiednim miejscu, żeby obserwować ich oboje i słyszeć, co mówią.- To koniec.- powiedział bez ogródek.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Też wolał konkrety. Jednak nie byliśmy aż tak różni…
- Aaallee, Tom…- jej twarz zmieniła się w przeciągu sekundy. Była skrzywdzona.
- Nie, Mel.- powiedział stanowczo.- Szanuję cię, dlatego nie pozwoliłem na nic więcej. I z tego samego powodu nie będę cię okłamywał i wciskał kitu, że moja była jest w ciąży, czy coś… Po prostu kocham kogoś innego.
Po jej policzkach popłynęły łzy.
- Kim ona jest…?- wychlipała.
- On.- poprawił ją Tom, na co ja wyprostowałem się zaskoczony tym, co mój brat powiedział, a co przy okazji słyszała cała klasa.
Niby zajęci swoimi sprawami, ale słuchali tak samo jak ja, udając, że piszą smsy.
Podniosłem wzrok i moje oczy przeszyło spojrzenie Toma.
- Jak to „on”…?- Mel nic nie mogła zrozumieć.- Jesteś…?- urwała, nie chcąc wypowiedzieć tego słowa.- Kto to jest, Tom?- zapytała hardo.
- Jestem Bi.- obwieścił. Małe kłamstewko, a mogło uratować dziewczynę od wielu upokorzeń.- Nie znasz go.- mówił to patrząc prosto w moje oczy.- Jest całkowicie inny niż ktokolwiek, kogo znasz. Kocham go.- uśmiechnąłem się lekko, słysząc to ciepłe wyznanie.- Po za tym, przez nasz związek rozpadała się moja i twoja więź z Billem. Nie mogę stracić brata, Melanii.- położył jej rękę na ramieniu.- Chciałbym, żeby chociaż między wami było po staremu.- wyraził swoje nadzieje.
Kiwnęła niepewnie głową i odwróciła się w moją stronę.
- Wolę wierzyć, że to ze względu na brata, Tom.- mruknęła i odeszła w stronę łazienki z Eriką.
Odetchnąłem z ulgą. Przyjęła to lepiej niż się spodziewałem, jednak nie wierzyłem w to, że pomiędzy mną i Mel będzie po staremu. Jak się okazało, wcale się nie myliłem.
Tom również podążył w stronę łazienek, więc poszedłem jego śladem.
Pomieszczenie było puste, a Tom stał przodem do okna, tyłem do drzwi.
- Pocałuj mnie.- wyszeptał, a ja zatrzymałem się w pół kroku.
Naprawdę to powiedział na głos w miejscu publicznym? Serio był taki nierozważny?
- Skąd wiedziałeś, że to ja?- zapytałem i podszedłem do niego
- Wdycham twoje podniecające perfumy codziennie, przez cirka osiem godzin w nocy. Raczej umiem je rozpoznać.- uśmiechnął się.
Moja prawa brew podjechała na samą górę mówiąc proste „co?!”.
- Spryskałem sobie swoją koszulkę twoją wodą kolońską, gdy przestałem się do ciebie odzywać. Spałem z nią codziennie.- wyjaśnił zawstydzony.
Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową z politowaniem.
- Mogłeś mnie mieć cały czas, co noc ze mną spać, a ty wolałeś tulić do siebie podkoszulek z moimi perfumami…- westchnąłem, a on jeszcze bardziej się zawstydził. Wyciągnąłem do niego dłoń.- Chodź.
Niepewnie ujął moją rękę.
- Ale gdzie?- zapytał zdziwiony, gdzie ja mogę chcieć iść, trzymając go za rękę.
Zaśmiałem się. Jego mina była bezbłędna.
- Po pierwsze, mamy jeszcze pięć minut przerwy. Żal by było gdyby się zmarnowała. Po drugie, miałeś przed chwilą jakieś życzenie. A po trzecie, skoro już jesteśmy w łazience, to, przyznasz mi rację, że można te życzenie spełnić porządnie…- dodałem prowokującym tonem.
Widziałem, jak się ożywił i sam tak naprawdę wciągnął mnie do jednej z kabin.
W środku, on usiadł na toalecie, a ja okrakiem na jego kolanach, po czym od razu przystąpiłem do łapczywego całowania jego warg, które szybko rozchylił, abym mógł poznawać wnętrze jego ust metalową kuleczką w języku. Mruczał, gdy pieściłem tak jego podniebienie. Ścisnął moje pośladki, na co cicho jęknąłem, a on przeniósł się z pocałunkami na moją szyję, o której nigdy wcześniej bym nie pomyślał, że może być aż tak erogenną sferą  ciała człowieka.
- Tylko…- wyszeptałem z trudnością.- Bez malinki…- poprosiłem.
Odsunął się nagle.
- Z późno.- wyszczerzył się.
- Tom!- walnąłem go w ramię.- Jak ja się ludziom pokarzę?!
Wstałem czym prędzej z jego kolan i wyleciałem z kabiny przed lustro, by przyjrzeć się dokładniej czerwonemu śladowi.
- Grrr…- warknąłem w stronę brata, opierającego się o futrynę drzwi od kabiny.
- No powiedz, że nie masz pudru.- zaśmiał się.
Spojrzałem w mgnieniu oka na torbę i zacząłem wyciągać kosmetyczkę.
Zadzwonił dzwonek.
- Idź już.- poleciłem mu wściekły.- Cudów nie zdziałam, i tak będzie widać. Nie możemy wrócić razem.
- OK.- odpowiedział.
Podszedł do mnie, cmoknął w policzek i zniknął z łazienki.
Gdy już zostałem sam, wielki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Ależ on całował… Czerwony punkt był idealnie dopracowany…
- Ech…- westchnąłem i zacząłem nakładać warstwy pudru na szyję, żeby jakoś zniwelować ostrość malinowego koloru.
Teraz mieliśmy niemiecki, więc nie za bardzo mi się spieszyło.
Ostatecznie uznałem, że nie mam najmniejszej ochoty iść na tą lekcje, więc zostałem w łazience. W tym czasie intensywność różu się opamiętała.
Pod klasę poszedłem dopiero przed trzecia lekcją, gdzie spotkałem się z chichoczącym na mój widok Tomem. Po Mel nie było śladu.
Dałem mu sójkę w bok. Chyba już nie udawaliśmy, nie?
- Chce ci się uczyć?- zapytałem go.
- Żartujesz?!- obruszył się, jak mogę zadawać tak idiotyczne pytanie.
- To chodź.- rzekłem i odszedłem od niego, kierując się w stronę drzwi wyjściowych.
Opuściliśmy szkołę. Dzień był za piękny na naukę.
Szliśmy chwilę w ciszy. Dawno, jak na mnie, nie zrywałem się z lekcji.
- Gdzie idziemy, Billy?- zapytał w końcu mój bliźniak.
- A która godzina?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Dochodzi 10.
- DOCHODZI mówisz…- zachichotałem.- Hmmm…- zamyśliłem się.- A na co masz ochotę?- zadałem kolejne pytanie, wyjmując komórkę z torebki.
- Na to, co ty…- uśmiechnął się i objął mnie w pasie.
Jakaś babcia dziwnie się na mnie spojrzała.
- Tom!- oburzyłem się i wyplątałem z uścisku.- Może ty jesteś Bi, ale ja nic takiego głośno nie deklarowałem.- przypomniałem mu.
- Nie jestem Bi.- zaśmiał się.- Prawda, zdeklarowałeś jedynie, że ze wszystkich ludzi na ziemi podnieca cię jedynie twój brat bliźniak.- odpowiedział nieco zgryźliwie.
- Hej!- przyłożyłem mu w bok.- Nie życzę sobie takich tekstów.- udałem obrażonego i wybrałem numer, z którym się połączyłem.
- Do kogo dzwonisz?- zapytał, ale nie zdążyłem mu odpowiedzieć, bo mój „cel” odebrał.

- Hej, Gordon.- przywitałem się.- Odblokujesz mi kartę? Proszęęęę…….- zrobiłem swoje najładniejsze „proszę”, jakiego się nauczyłem.
- Bill, nie mów mi, że znów zwiałeś ze szkoły…- zaśmiał się.
- Nic takiego nie powiedziałem.- odwzajemniłem śmiech.- No, weź… To były ciężkie dni… Musimy się trochę wyluzować.
- Czyli już zdeprawowałeś Toma… No, dobra, ale ani słowa Simone.- postawił warunek.
- Dzięki!- rzuciłem i się rozłączyłem.

Złapałem Toma za nadgarstek i zaciągnąłem w stronę centrum handlowego.
Spędziliśmy tam resztę czasu, która powinniśmy byli zmarnować w szkole i byliśmy tam jeszcze do wieczora, korzystając z faktu, że nie było tamtego dnia próby. Nakupowałem sobie obrzydliwie dużo rzeczy. Oczywiście, nie zapomniałem o Tomie, więc razem z moim bliźniakiem ledwo co zabraliśmy się z reklamówkami do taksówki, która zawiozła nas do domu.
Gordon nie mógł uspokoić śmiechu, gdy nas takich obładowanych zobaczył.
Zanieśliśmy wszystko do swoich pokoi i zeszliśmy na kolację.
Potem mieliśmy czas na lekcje, które odrobiłem zgodnie ze wskazówkami Luc’a, które przekazał mi smsem, tego natomiast przesłałem też Tomowi.
Później poczytałem trochę zaczątki tekstów w zeszycie, ale ostatecznie nie chciało mi się pisać. Nie miałem nastroju i byłem zmęczony zakupami, więc rozpakowałem torby z ubraniami, butami i dodatkami. Tak… bycie modelem i zarabianie własnej kasy było fenomenalne… Powiesiłem też garnitury, które przyszły pocztą około południa.
Około jedenastej udałem się do łazienki, gdzie zmyłem z siebie nieświeżość po całym dniu w ruchu.
Ubrany w bokserki i z mokrymi włosami, z których woda kapał mi na ramiona, wyszedłem do pokoju. Jakże NIE zdziwił mnie widok równie, co ja, nagiego Toma na moim łóżku, bawiącego się kluczem.
Na mój widom uśmiechnął się prowokująco i oblizał usta i odłożył klucz na szafkę nocną.
Podniósł się i podszedł do mnie wolnym krokiem.
- Masz na sobie zdecydowanie za dużo ubrań…- wymruczał mi do ucha, ściskają oba moje pośladki i dobierając się do moich ust.
Tej nocy również nie pozwolił mi siebie tknąć. Zasnęliśmy gdzieś po drugiej po moim trzecim orgazmie. Nawet nie wiedziałem, że tyle można… Jednak przy Tomie wszystko STAWAŁO się możliwe.
Spełnialiśmy nasze marzenie. Z dużym prawdopodobieństwem jako pierwsi przenieśliśmy więź bliźniaczą na całkowicie inny – zły i niemoralny – poziom. Ale, co my poradzimy, że to było takie cholernie dobre…? Po za tym, oprócz więzów krwi, tak naprawdę nic nas nie łączyło. Nie wychowywaliśmy się razem. To było tak samo, jakbyśmy za kilka lat przypadkowo spotkali się w Berlinie i zakochali się w sobie, nie wiedząc o pokrewieństwie.