wtorek, 23 kwietnia 2013

Nach dir kommt nichts – Ich hasse dich [1/1]


Dobra… powiem tak… skończyłam pisać 25. rozdział i naskrobałam tą miniaturkę. Wstawiam właśnie ją, bo okropnie boję się przedstawić Wam 15. rozdział.
                                    
Mam nadzieję, że choć trochę spodoba, bo jak to wczoraj pisałam, to padałam twarzą na klawiaturę… Choć może trochę za szybko rozwinęła się akcja…? No nic! Czekam na krytykę w komentarzach…!


Nach dir kommt nichts – Ich hasse dich

Tom… Tom… Tom…
Słyszę kroki. Mnóstwo nóg. Mnóstwo kroków. Słyszę je, ale nie słyszę siebie.  Ani ciebie.
Może dlatego, że ciebie nie ma.
Otwieram oczy. Przeczucie okazało się trafne. Nie ma cię. Jestem sam.
Białe pomieszczenie. Za miękkie łóżko. Pulsujący ból głowy i te wkurwiające kroki.
Tom… Tom… Tom…
Drzwi się uchyliły. Zajrzał jakiś chłopak. Miał krótkie blond włosy i zmartwioną minę. Zaraz za nim pojawił się wysoki, długowłosy szatyn. Ale ciebie nie było.
Weszli do środka i zamknęli za sobą drzwi. Mieli za razem cięte, jak i zatroskane miny. Patrzyli na mnie tak, jakby chcieli coś ukryć.
Obserwowałem ich zadając sobie pytanie, kim są, że tak po prostu weszli i usiedli po obu stronach mojego łóżka. Taaa… zdążyłem się już raczej zorientować, że jestem w szpitalu – miałem podłączona do ręki kroplówkę, a przy mojej głowie pikała jakaś aparatura, wydając się jeszcze bardziej irytująca niż kroki.
Tom… Tom… Tom…
Mierzyliśmy się wzrokiem. Kim oni, kurwa, byli?! Nie odzywali się, a ja mnie miałem najmniejszego zamiaru mówić nic pierwszy. To oni do mnie przyszli?
- Jak się czujesz, Bill?- zapytał krótkowłosy.
Bill? Ja mam na imię Bill…?
Tom… Tom… Tom…
Pieprzone szepty w mojej głowie. Starałem się je ignorować, ale ile można!!!
- Kim jest Tom?- zapytałem. Może oni będą wiedzieć.
Spojrzeli na siebie zmieszani, zasmuceni i zdezorientowani.
- Nie wiesz?- dalej mówił blondyn. Wyglądał na tego łagodniejszego.
Pokręciłem głową na „nie”.
- A nas pamiętasz?- zadał kolejne pytanie.
Powtórzyłem ruch głową.
Blondyn ukrył twarz w dłoniach i cicho zapłakał.
- To nasza wina…- spojrzał z wyrzutem na szatyna i rozpłakał się na dobre.
Długowłosy położył mu rękę na ramieniu i ścisnął lekko, uspokajając. Przeniósł wzrok na mnie.
- Jestem Gerorge, a to Gustav.- odezwał się po raz pierwszy.- Ale mówiłeś na nas raczej Geo i Gus, albo G&G…- dodał.
Czas przeszły… „Mówiłem”? Ale kiedy? Przecież ja ich nie znam.
- Wiesz, co się stało?- zapytał.- Wiesz kim jesteś?
- Nie.- odpowiedziałem z prawdziwą pustką w głowie
Tom… Tom… Tom…
Kolejna dawka szeptów w zakamarkach mojego mózgu. To był mój głos.
- Byłeś wokalistą jednego z najpopularniejszych zespołów świata – Tokio Hotel.- wytłumaczył. Oczywiście, nie uszło mojej uwadze ponowne zastosowanie czasu przeszłego.
- Już nie jestem?- zapytałem zdziwiony.
Wierzyłem mu. Nie miał powodu by kłamać. Wokalista zespołu? Całkiem możliwe. Lubiłem śpiewać. Zawsze śpiewałem gdy…
Tom… Tom… Tom…
… grał.
A więc Tom to osoba? Kim jest Tom?
- Zespół już nie istnieje.- wyjaśnił Goerge ze smutkiem.
- Dlaczego?- wpatrywałem się w niego uważnie.
- Nie mógł funkcjonować bez dwóch członków.- odrzekł.- Była nas czwórka.- wyciągnął zdjęcie z kieszeni i mi wręczył.
Czwórka chłopaków. Oni, ja i jakiś w ciemnych warkoczykach.
- Dlaczego „była”?- nie odpowiedział.- To jest Tom?- wskazałem na tego podobnego do mnie chłopaka, stojącego obok mnie.
- To BYŁ Tom.- odpowiedział drżącym głosem, a jedna, pojedyncza łza spłynęła mu po policzku.
- Dlaczego „był”?- ponownie nie odpowiedział.
Tom… Tom… Tom… mój braciszku… braciszku… braciszku…
- Kim był Tom?- zadałem inne pytanie.
- Gitarzystą w naszym zespole. I… i twoim bratem bliźniakiem…- spuścił wzrok.
Mój brat? Bliźniak? Miałem brata bliźniaka?! To by tłumaczyło szepty?
- Wygląda na to, że straciłeś pamięć, Bill…- westchnął rozemocjonowany Geo. Gustav milczał jak zaklęty, wypłakując łzy we własne dłonie.- Porozmawiamy innym razem, musisz odpoczywać.
Chciał wstać, ale powstrzymałem go.
- Gdzie on jest? Chcę się z nim spotkać.- zażądałem.- Jak ja się tu znalazłem?- pytałem bez przerwy.
Szatyn westchnął i powrócił na miejsce. Gustav patrzył na mnie ze współczuciem.
- Spadliście razem z piątego piętra.- zaczął wyjaśniać całą sytuację.- W ostatnim momencie przyciągnął ciebie do siebie i w ten sposób wylądowałeś na nim, a nie na ziemi. Skończyło się złamaniem prawej nogi, dwóch żeber, wstrząsem mózgu i utratą pamięci.- wyrecytował diagnozę lekarską.- Tom…- zawahał się, a na jego policzku pojawiła się kolejna łza.- Tom nie przeżył tego upadku…- wyszeptał i spuścił wzrok.
Patrzyłem na niego tępo, nie mogąc zrozumieć, dlaczego mój brat nie żyje.
- Jak?- wyszeptałem cichutko.
- Byłeś pijany, Bill i chciałeś  przejść z balkonu na balkon. Nie wiem, jak mogliśmy na to pozwolić… Też byliśmy pijani…- pokręcił głową z niedowierzaniem.- Zaczepiłeś nogą o barierkę. Poleciałeś, łapiąc się za podłogę balkonu. Tom chciał cię wciągnąć do góry, ale…- zrobił pauzę, aby przełknąć łzy.- Ale również się potknął i wypadł za balkon, łapiąc ciebie za rękę, jak ostatnią deskę ratunku. Nie miałeś szans utrzymać was obojga, więc oboje spadliście na dół…
Poczułem ukłucie w sercu. Silniejsze od tego bólu w głowie, żebrach i nodze. Silniejsze od czegokolwiek na ziemi.
- Jak blisko byliśmy?- zapytałem.
Gustav spojrzał na mnie zdziwiony.
- Kochałem go?
- Jak nikogo innego.- odpowiedział mi zapłakany blondyn.- Był twoim bliźniakiem. Starszym o 10 minut. Zawsze się tym wszystkim chwalił.- uśmiechnął się lekko.- Łączyła was naprawdę specjalna więź.- spojrzał sugerująco na szatyna.
- Czyli go kochałem.- stwierdziłem, a głęboko w sobie poczułem to uczucie miłości. I czegoś jeszcze, czego przez pierwsze sekundy nie umiałem zinterpretować.- Kochałem się z nim?
To pytanie sprawił, że spojrzeli na mnie z przerażeniem i rezygnacją.
- Co noc…- mruknął Geo.- Byliście dla siebie stworzeni…
Zapatrzyłem się w okno.
- Gdzie jesteśmy?
- W Berlinie. Odział intensywniej terapii. Piętro piąte. Sala…- zamilkł.
- 483…- dokończyłem za niego, a oni spojrzeli na moją osobę z zaskoczeniem.
Nie mam pojęcia, skąd znałem numer sali. Jednak byłem pewien, że ma taki numer.
- Jak nazwa naszej płyty…- wyszeptał cichutko Gus.
- Kiedy pogrzeb?- odłączyłem od siebie te wszystkie kabelki i wstałem, chwiejąc się, z łóżka i podszedłem do uchylonego okna.
- Jutro.- odpowiedział krótko Gus, obserwują mnie.
Ciepła, a jednocześnie gorzka i nieprzyjemna substancja rozpływała się po moim ciele. Miłość do osoby, która odeszła…
Po moich policzkach popłynęły przezroczyste łzy.

Krzyk.
Wrzask.
Miękkie ciało.
„Kocham cię”.
„Ja ciebie też”.
Gasnące czekoladowe oczy.

Otworzyłem na oścież okno i wszedłem na stojące obok krzesło.
Patrzyli na mnie, ale nie odezwali się ani słowem.
- Odszedł beze mnie…- załkałem.- Nienawidzę go…- wyszeptałem, patrząc prosto w oczy Geo.- Zostawił mnie, a po nim nie ma już nic…- wszedłem na parapet, ale żaden z nich nie zareagował. Patrzyli na mnie tępo i z rozżaleniem.- Kupcie jeszcze jedną trumnę…- uśmiechnąłem się do nich lekko.
I skoczyłem. Leciałem, patrząc na zieloną trawę przede mną.
Cichy trzask.
I leciałem dalej. Piękna łąka. Ciepło. Promienie słońca.
Wylądowałem w czyichś silnych ramionach.
Podniosłem głowę i spojrzałem w czekoladowe tęczówki.
- Zostawiłeś mnie.- powiedziałem z wyrzutem, automatycznie wiedząc, że osoba, które mnie trzyma to Tom.
- Ale mnie odnalazłeś.- uśmiechnął się i czule pocałował w usta, co bardzo mi się spodobało.
- Kocham cie, Tom…- wyszeptałem.
- Ja ciebie też, Bill.- odpowiedział.- Zostawiłem cię przy życiu, bo wiedziałem, ze masz wystarczająco dużo odwagi by mnie odnaleźć…
Postawił mnie na ziemi i ujął moją dłoń.
- Zobaczymy nasz pogrzeb?- zapytałem z nadzieją w oczach.
- Usiądziemy w pierwszym rzędzie…- obiecał i wpił się w moje wargi.

2 komentarze :

  1. O jakie to słodkie, a ja właśnie muszę iść do kościoła pomodlę się za ich duszę :) Świetny odcinek dawaj następny D-Z-I-Ę-K-U-JE !!! :) Supcio :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O jaaa. Bardzo fajne.Takie inne. Miałaś super pomysł z tym wszystkim.
    Na prawdę genialne:)

    OdpowiedzUsuń