środa, 17 kwietnia 2013

Spring nicht [1/1]

Tak mnie jakoś naszło na przedsiębiorczości :) Musiałam w coś wpakować wszystkie emocje. Zapraszam do czytania i komentowania
* * * * * * * * * * * * * * *

Spring nicht

W moich ramionach możesz się ukryć. Zawsze cie obronię. Tu jesteś bezpieczny. Razem pokonaliśmy ten popieprzony świat. Nie pozwolę ci odejść z mojej własnej głupoty. Nigdy nie pozwolę na to, by ktoś cię skrzywdził.
Masz rację, już cierpisz – przeze mnie.
Nie chciałem tego. To nie byłem ja. To było moje alter ego.
To nie byłem ja… Nie! Pieprzenie!
To byłem ja i nie mogę temu zaprzeczyć. W głębi siebie spełniłem swoje pragnienie, do którego nie przyznałbym się za dnia.
Nocą… To co innego.
 Ale wiem, że za dnia bym cię nie skrzywdził. Nie ciebie.

Otwierasz oczy. Delikatne powieki z czarnym cieniem rozmazanym po policzkach od twoich słonych i gorzkich łez. Odzyskujesz przytomność. Leżysz skulony, nie masz siły się podnieść.
Obserwuję to z drugiego końca pokoju, bojąc się ciebie dotknąć. Tak delikatny… Tak kruchy…
Zauważyłeś mnie. Jęknąłeś z bólu, ale jeszcze bardziej schowałeś się w kącie i skuliłeś.
Poczułem przeraźliwy ból w sercu. Myśl, że to ja doprowadziłem cię da takiego stanu zabija mnie.
Twoje czekoladowe oczy błyszczą w ciemności jak czarne węgielki. Oddychasz wolno, jakbyś wcale tego nie robił. Mierzysz mnie wzrokiem, żeby nie uszedł ci żaden mój ruch. Boisz się i to boli. Ale tak powinno być. Ciebie bolało bardziej.
Twoje nagie ciało zajmuje najmniej powierzchni jak się da. Jest blade, gładkie i byłoby nieskazitelne, gdyby nie te siniaki, rozcięcia i krew.
Zadrżałeś. Zapewne z zimna.
Wstałem a ty jeszcze bardziej wepchnąłeś się w kąt. Na pewno poczułeś strach.
Gdy podszedłem do ciebie zasłoniłeś twarz przed ciosem i zauważyłem na twoim policzku srebrną łzę. Jestem pewien, co myślałeś. Bałeś, że znów cię uderzę, a potem jeszcze raz zgwałcę.
Serce biło mi jak oszalałe. Nie mogłem znieść tej myśli o swoim czynie. Wszystko pamiętałem dokładnie. Urywki twojego szlochu, krzyków, błagać, wyrywania się… to wszystko gnało przez moją głowę.
Wziąłem koc z łóżka i okryłem cię. I tak już wystarczająco cie upokorzyłem, właściwie, to bardziej już nie można było.
Podniosłeś trochę zdziwiony wzrok.
Podszedłem do okna i otworzyłem je na oścież, wpuszczając do środka lodowate powietrze. Spojrzałem w dół z dwudziestego piętra  i oceniłem szanse na przeżycie. Zerowe. Wspaniale.
Wdrapałem się na parapet. Złapałem ramy okna i ponownie spojrzałem w przepaść. Strach złapał mnie za gardło.
Byłem zwykłym tchórzem. Bałem się zostać i patrzeć codziennie w twoją twarz. Bałem się koszmarów, które z pewnością by mnie nękały nawet, gdybym wyjechał.
- Tom…- usłyszałem nagle cichutki głos Billa.
Odwróciłem się. Podniósł się trochę, chociaż nie mógł usiąść na tyłku.
- Spring nicht…- wyszeptał, a ja podniosłem na niego zdziwiony wzrok.- Dann spring ich für dich…
Kompletnie zdrętwiałem. Pomimo tego, co mu zrobiłem, on jeszcze był w stanie powiedzieć coś takiego?
- Mieliśmy umrzeć razem…- przypomniał mi szeptem.
- Ty już nie żyjesz.- wyszeptałem i po policzkach spłynęły mi łzy.
Pokiwał głową na „nie”.
- Żyję. Dopóki jesteś przymnie.- wyłkał, dławiąc się swoimi łzami.
Zszedłem z okna i zamknąłem je. Jednak, gdy podszedłem do niego on się cofnął, co zbiło mnie z tropu. Ale po chwili już zrozumiałem.
Usiadłem na podłodze tak, gdzie wcześniej i obserwowałem jak oddycha z ulgą.
Zapatulił się bardziej kocem i nie spuszczał ze mnie wzroku.
Musiałem tam siedzieć i cierpieć, patrząc jak cierpi on. To była moja kara.
W pewnym momencie usnął ponownie.
Ułożyłem się na podłodze i również pogrążył mnie sen. A raczej koszmar. Tylko jego krzyki, tylko błagania. Tak jak podejrzewałem.
Obudziłem się zlany zimnym potem. Dalej było ciemno, więc spałem co najwyżej dwie godziny.
Nie było go. W kącie leżał tylko zwinięty, czarny kocyk.
Podniosłem go i powąchałem. Pachniał nim. Moim Billem. Moim braciszkiem. Moją drugą połówką…
Gdzie był?
Drzwi od łazienki były lekko uchylone. W środku było ciemno.
Wszedłem tam po cichu.
Siedział w łazience, obracając w dłoni żyletkę, kalecząc sobie tym samym palce, czego zdawał się nawet nie zauważać.
Podszedłem do niego, na co zasłonił swoje w dalszym ciągu nagie ciało rękami i nogami.
- Nie bij mnie, proszę…- wyszeptał przerażony ze spuszczoną w dół głową. Na pewno dlatego, że zauważył moja złość w oczach.
Sparaliżowało mnie natychmiastowo. Bał się mnie tak bardzo… to było jak kolejny kubeł zimnej wody.
Podszedłem do niego i wziąłem na ręce, wyrywając jednocześnie żyletkę i odkładając na półkę. Nie miał siły się wyrywać. Wyszedłem z nim z łazienki.
- Nie, błagam nie…- rozpłakał się, gdy położyłem go na łóżku.
A czego się spodziewałem? Na pewno kojarzyło mu się tylko z jednym. Bólem, cierpieniem i poniżeniem.
- Ćśssiii…- pogładziłem go po włosach.
Wyciągnąłem z szafy bokserki, spodnie dresowe, podkoszulek i bluzę. Wszystko parę rozmiarów za duże. W końcu to były części mojej garderoby.
Ubrałem na niego bieliznę, potem wciągnąłem spodnie i na końcu naciągnąłem na niego podkoszulek. Na siebie włożyłem ogromną bluzę i położyłem się obok niego.
Wziąłem go w swoje ramiona i na przemian głaskałem i całowałem jego główkę. Był małą, zwiniętą kuleczką.
Zadrżał i na jego ciele pojawiła się gęsia skórka. Było mu zimno.
Ułożyłem go sobie na torsie, a on przyłożył ręce do mojego ciała, przytulając się niepewnie. Objąłem jego ciało swoją bluzą i zapiąłem ją na nas obojgu.
Płakałem. Pierwszy raz płakałem otwarcie. Moje łzy wsiąkały w jego włosy. Jego czarne, śliczne ślepka wpatrywały się we mnie w obawie, że coś mu zaraz zrobię.
- Przepraszam.- wyszeptałem, a on zadrżał również płacząc.- Nigdy nie pozwoliłem by ktoś cię skrzywdził, Billy… Nigdy nie wybaczę sobie, że zrobiłem to ja…- pociągnąłem nosem.- Dlaczego nie pozwoliłeś mi skoczyć?
- Dlaczego nie pozwoliłeś mi się pociąć?- odpowiedział pytaniem na pytanie smutnym głosem.
- Bo cię kocham.- powiedziałem bez chwili zwątpienia.- Chociaż wiem, że moje czyny tego nie odzwierciedliły.- przyznałem ze skruchą i rozpaczą.
- Ja też ciebie kocham, Tom…- wyszeptał.
Potrafiłem w to uwierzyć. Kocha mnie? Po tym jak go zgwałciłem niejednokrotnie i pobiłem do nieprzytomności w akcie szału i żądzy poalkoholowej?
- Gdybyś skoczył, skoczyłbym za tobą.- wyznał rozżalony.- No bo kto by mnie teraz przytulił?

2 komentarze :

  1. Jejku piękne ;*
    Uwielbiam takie smutne opowiadania ;-)
    Aż się wzruszyłam... biedny Billy ;c
    Naprawdę masz talent :)
    Pozdrawiam i życzę Ci dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę brutalne ale piękne.
    Bardzo mi się podoba:)
    Końcówka bardzo romantyczna.
    Buziaczki

    OdpowiedzUsuń