niedziela, 14 kwietnia 2013

10. Ich merk, dass ich lauf.


10. Ich merk, dass ich lauf.

Bill

Zauważyłem, że na łóżku leży reklamówka z centrum handlowego. Zapomniałem całkowicie o koszulce dla Toma, ale uznałem, że jest już późno i pewnie, wykończony całym dniem, już śpi.
Zgarnąłem kołdrę, poduszkę i iPoda wraz ze słuchawkami. Powędrowałem do łazienki i zamknąłem drzwi. Wczłapałem się do wanny i ułożyłem pościel (miałem i wannę i prysznic, ale jakoś nie przepadałem za długimi kąpielami). Sięgnąłem do wyłącznika światła i zapanowała ciemność.
Przez chwilę myślałem, że pogoda się uspokoiła, ale po chwili znów grzmotnęło. Byłem zmuszony wsadzić sobie słuchawki do uszu, jednak miałem już dość muzyki na dziś i nie doszedłem nawet do połowy piosenki.
Wtuliłem się w kołdrę i próbowałem zasnąć, ale całkowicie mi nie szło. Moje zmysły były wyczulone i wręcz czekały na kolejne przerażające uderzenie. Po paru minutach dodatkowo zaczęło lać.
Waliło nawet parę razy w ciągu minuty. Zupełnie, jakby burza stała w miejscu i to nad moim domem. Cieszyłem się, że chociaż nie widzę błyskawic.
- Bill…?- usłyszałem po piętnastu minutach trwania w bezruchu i płakaniu z bezsilności.
Okropnie się bałem.
- Bill, gdzie jesteś?- tym razem byłem pewien, że to Tom.
Ale jak ja mógłbym mu się pokazać w takim stanie.
Drzwi do łazienki się uchyliły a na mnie padło światło błyskawicy, przez co rozpłakałem się jeszcze bardziej.
- Boże, Bill…- Tom znalazł się przy mnie w paru krokach i uklęknął przy wannie.
Zobaczył mnie najbardziej bezsilnego, jakiego można mnie zobaczyć. Nikt mnie takiego nie widział. Nikt nie wiedział, że boje się burzy aż tak, że jestem skamieniały ze strachu.
Wziął mnie w swoje ramiona o nic nie pytając. Wtuliłem się w jego ciepłe ciało. Takie opanowane i nie drżące na dźwięk grzmotu, ale na widok mnie.
- Bill, co się dzieje…- był przerażony. Mogłem sobie tylko wyobrazić, że wyglądam, jakbym uciekał przed mordercą przez całą noc.
- Boję… boje się burzy…- wyszeptałem łkając.
Wyraźnie się uspokoił.
Wziął mnie na ręce razem z kołdrą i poduszką. Był bardzo silny.
Położył się ze mną w łóżku, przytulając do siebie jeszcze mocniej i próbując uspokoić mój płacz.
Nakrył nas kołdrą i głaskał po głowie, przeczesując pasma włosów.
- Ciii… jestem przy tobie, Billy…- szeptał mi do ucha.- Nic ci nie grozi… Jesteś bezpieczny, Piękny…
Podniosłem na niego zapłakane oczka. Czy on właśnie nazwał mnie „Piękny”?
Przejechał palcem po moim policzku. Miałem wrażenie, że on czuje wszystko to co, ja.
Spojrzałem głęboko w jego oczy, martwiące się o mnie. Byłem częścią niego.
Przesunął powoli swoją twarz i musnął swoimi wargami moje. Tak delikatnie…
Osłupiałem, nie wiedziałem, co się dzieje. I w szczególności nie rozumiałem, dlaczego mi się to, do cholery, podoba.
Przesunąłem się trochę bliżej, a on zaczął mnie całować. Ssał najpierw moją dolną wargę, potem górną i tak na zmianę. Zdziwiło mnie, że odwzajemniłem pocałunek, chociaż nie miałem pojęcia, jak to się robi. Przyszło samo.
Głaskałem jego policzek i cicho mruczałem. On jęknął co jakiś czas nie przerywając pocałunku.
Po chwili złapałem jego kark i przysunąłem bliżej. On wysunął język i rozsunął nim moje wargi. Pocałował mnie tak bardzo głęboko!  To było tak cholernie przyjemne tańczyć swoim językiem z jego.
Nagle poczułem jak coś twardego wbija mi się udo.
Szybko poskładałem fakty i odsunąłem się od niego zawstydzony, jednak nie bardziej niż on.
Spuścił wzrok.
- Przepraszam…- wycedził.- Poniosło mnie.- przyznał się do błędu.- Przykro mi, braciszku.- wyszeptał i zaczął wstawać, jednak zatrzymałem go, kuląc się ze strachu przed kolejnym grzmotem.
Podczas pocałunku zapomniałem. Nie wiedziałem, co jest wokół mnie. Nie wiedziałem o burzy. Tam były tylko ciepłe, różowe, pełne wargi Toma.
„Boże, Bill, nie pogrążaj się… Właśnie cholernie podobało ci się całowanie się z bratem bliźniakiem! … I to Patrika nazywasz zboczeńcem…”- zganiłem siebie w myślach.
- Nie zostawiaj mnie, proszę…- wyszeptałem na skraju rozpaczy.
- Ale to, co zrobiłem…- zaczął.
- Było złe.- przerwałem mu.- Ale podobało ci się.- bardziej stwierdziłem fakt niż zapytałem.
Zarumienił się w blasku błyskawicy, oświetlającej jego twarz.
- Po prostu nie rób tak więcej.- powiedziałem.
Pociągnąłem go na łóżko i wtuliłem się w niego, a on mnie objął i gładził włosy dopóki nie zasnąłem.

Tom

„Idiota” – pomyślałem.
Jak ja mogłem tak po prostu go pocałować? Jak mogłem w ogóle go pocałować?
Obejmowałem go i gładziłem po włosach dopóki nie poczułem jak jego ciało staje się bezwładne, a jakiekolwiek napięcie znika.
Położyłem go delikatnie i przykryłem po samą szyję kołdrą jeszcze mokrą od jego słonych łez.
Wstałem myśląc, jak bardzo żałuję, że nie będę mógł zobaczyć jak otwiera rano swoje śliczne ślepka.
Wyszedłem po cichu z jego pokoju i poszedłem do siebie. Rzuciłem się na łóżko i złapałem za głowę, nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło.
- Ty zboczeńcu…- mruknąłem do siebie.- Zakochałeś się we własnym bracie…
Przymknąłem oczy i poczułem jak wypływają z nich łzy.
„Nigdy go nie skrzywdzę… Nigdy nie pozwolę na to by cierpiał przeze mnie… dlatego muszę usunąć się w cień… tak będzie dla niego najlepiej… i najbezpieczniej…”- przyrzekłem sobie w duchu.
Następnego dnia wprowadziłem ten plan w życie.

Bill

Obudziłem się z uczuciem, że jestem sam, więc nie zdziwiłem się, gdy nie zobaczyłem obok siebie Toma, a pustą przestrzeń.
Dotknąłem swoich ust, przypominając sobie, co się wydarzyło. Tom mnie pocałował, a ja oddałem ten pocałunek.
Poczułem zawstydzenie i szybko wstałem by ostudzić rumieńce zimną wodą.
Ręka trzęsła mi się, gdy malowałem kreski na powiekach. Nie umiałem znieść myśli, że zaraz będę musiał spojrzeć bliźniakowi prosto w oczy.
Po tradycyjnych porannych czynnościach łazienkowych stanąłem przed szafą z codziennym dylematem, co na siebie włożyć.
Założyłem więc nowe spodnie, granatową, obcisłą koszulkę i czarne tenisówki. Włożyłem malutkie, srebrne kolczyki – kółka i po stwierdzeniu, że po burzy musiało się ochłodzić, nałożyłem na siebie jeszcze szarą, skórzaną kurteczkę, sięgającą do pasa. Wziąłem tą samą torbę i zmieniłem tylko zeszyty.
Przejrzałem się w lustrze, jak to miałem w zwyczaju. Czy wyglądałem na geja? Obróciłem się parę razy, stwierdzając, że rzeczywiście mam seksowny tyłek. Ale, czy byłem homoseksualistą? Pocałunek Toma mi się podobał, chociaż, oczywiście, nie powinien, bo Tom to mój brat, ale jednak… mężczyzna? Czy ja go kręciłem w ten sposób? Nie, nie mogłem… Jesteśmy braćmi i zrobił to tylko dlatego, że było mu mnie żal. Że chciał odwrócić moją uwagę od burzy. Na pewno. W końcu jesteśmy braćmi…
Spojrzałem na koszulkę dla Toma, ale ostatecznie stwierdziłem, że dam mu ją po szkole. Och… Jak bardzo się wtedy myliłem…
Zszedłem na dół i zastałem wszystkich już przy stole. Tom siedział na swoim miejscu ze spuszczoną głową i konsumował kanapkę z serem.
- Cześć.- odezwałem się, gdy go mijałem i powiodłem delikatnie dłonią po jego łopatkach.
Wzdrygnął się na to.
- Cześć.- odpowiedział mruknięciem, więc uznałem, że się po prostu nie wyspał.
Sam sobie zrobiłem bułkę z dżemem brzoskwiniowym i zjadłem, popijając herbatą.
Tom w tym czasie dokończył i wyszedł z domu rzucając jedynie coś w stylu: „Poczekam w samochodzie.”.
Zdziwiło mnie jego zachowanie, ale uznałem, że pewnie przesadzam.
Również wyszedłem, kierując się do pojazdu.
Wsiadłem i zastałem Toma ze słuchawkami w uszach, więc postanowiłem mu nie przeszkadzać. Na pewno mu przejdzie…
W szkole nie odzywał się do mnie, a na żadnej lekcji nie siedzieliśmy razem, więc nie mogłem z nim pogadać. Na przerwach mnie unikał.
Ale co ja mu takiego zrobiłem do jasnej cholery?!
Na ostatnie lekcji, fizyce, siedziałem z Melanią. Weszliśmy jeszcze na przerwie i zajęliśmy miejsca.
Wyglądałem przez okno na świat, gdy nagle poczułem zapach znajomych perfum.
Tom stał przy naszej ławce.
Melania, która wesoło trajkotała od pięciu minut zamknęła się i uniosła głowę ku górze.
Miałem nadzieje, że wreszcie mu przeszło, ale…
- Hej. Melania, tak?- zapytał, a ona skinęła głową. Patrzyłem na niego uważnie.- Tak sobie myślałem, czy nie wyszłabyś gdzie ze mną?- zaprosił ją na randkę, a ja poczułem się jakby oblał mnie ktoś kubłem zimnej wody.
… się pomyliłem.
Jestem pewien, że musiał zobaczyć ból w oczach. Nie mógł po prostu go nie dostrzec. Przecież on czuł wszystko, co ja czułem!
Dziewczyna uśmiechnęła się ładnie.
- Jasne. Byłoby fajnie.- odparła szczęśliwa.
Wymienili się numerami telefonów, a ja poczułem jak ściana oddziela mnie od nich. Wielka, ogromna, sprawiająca, że poczułem się obcy, ściana.
Nawet na mnie nie spojrzał. Odszedł do swojej ławki zupełnie, jakbym nie istniał.
Przeniosłem oczy na okno i dzielnie przełknąłem łzy.
Poczułem szturchnięcie i odwróciłem się w stronę dziewczyny.
- Pójdziesz ze mną do galerii, nie…?- zapytała z nadzieją.
- Nie.- odparłem twardo, co ją trochę zdezorientowało.- Mam napięty grafik do wtorku włącznie.- wyjaśniłem, nie chcąc stracić i jej.
Bo tak się poczułem. Jakbym stracił Toma.
Odpowiedziała mi tylko cichym „acha”. Wiedziałem, że jest zawiedziona.
Po lekcjach podszedłem do samochodu Gordona i powiedziałem mu jedynie, że dzisiaj wrócę do domu sam i nie będzie mnie na obiedzie. Skłamałem, że idę do koleżanki.
Zobaczyłem zbliżającego się do auta Toma, gdy znikałem za rogiem bocznej uliczki.
Gdzie szedłem? Przed siebie.
Nagle, całkiem niespodziewanie spostrzegłem się, że biegnę, a łzy bez mojego przyzwolenia spływają mi po policzkach.
Co ja mu, do cholery, takiego zrobiłem?

2 komentarze :

  1. Tak! No w końcu do tego doszło ;-)
    Tylko szkoda, że Tom uznał, że takie zachowanie będzie dobre ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Tom został mianowany dupkiem roku <3

    OdpowiedzUsuń