niedziela, 7 kwietnia 2013

6. Es ist gegen meinen Willen. Es ist gegen jeden Sinn



6. Es ist gegen meinen Willen. Es ist gegen jeden Sinn.

- Co ty tu robisz?- zapytałem od razu, nie mając jak się nawet zakryć.
Podszedłem najszybciej jak to było możliwe do szafy i wyciągnąłem pierwsze lepsze spodnie (granatowe rurki) i pierwszy lepszy top (biały z czarnymi nadrukami). To, że byłem na boso już mi nie przeszkadzało.
- Nie dokończyliśmy rozmowy.- oznajmił.
- Której?- zadałem kolejne pytanie, jakbyśmy mieli dwa miliony nie dokończonych konwersacji. W rzeczywistości doskonale wiedziałem, o którą mu chodzi.
Usiadłem po turecku na łóżku i przytuliłem poduszkę. Przysunął się do mnie i również usiadł w podobny sposób.
- Najpierw mi powiedz, dlaczego chciałeś zerwać się z w-fu.- patrzył na mnie badawczo.
Uśmiechnąłem się jadowicie.
- Nic ci nie powiem dopóki czegoś nie zjem.- zażądałem.- Zrób coś dobrego.
Pstryknął palcami i wyciągnął zza siebie jogurt brzoskwiniowy.
- Skąd wiedziałeś, że…- nie mogłem wyjść z podziwu.
- Masz brzoskwiniowy błyszczyk, więc uznałem to za wskazówkę.- przerwał mi i wcisnął jedną łyżeczkę jogurtu do ust.
Pomlaskałem parę razy i przełknąłem. Przejąłem pudełeczko i wciągnąłem zawartość w niecałą minutę.
- Teraz mów.- nakazał.
- Nie chciałem się potłuc. No i nie chciało mi się.- odrzekłem wzruszając ramionami.
- W drugie jestem w stanie uwierzyć, ale powiedz mi, dlaczego, skoro nie chciałeś się potłuc, się wywaliłeś?- zrobił minę niedowiarka.
- No bo nie miałem zamiaru się wywracać, tylko powiedzieć, że źle stanąłem, czy coś. Wywaliłem się niezaplanowanie.- wytłumaczyłem.
- OK. Więc, dlaczego nie chciałeś się potłuc?- patrzył mi w oczy.
Westchnąłem.
- Mam w niedzielę sesje zdjęciową dla Calvina Kleina.
- Jesteś modelem?- wydawał się być zaskoczony.
- W wolnej chwili.- odrzekłem.- Średnio jedna sesja tygodniowo.
- Wow.- pokiwał głową.- Rzeczywiście jesteś Gwiazdeczką.- uśmiechnął się słodko.
Czekaj, jak?!!! Słodko? Od kiedy określam tak uśmiech mężczyzny?!!!
- Raczej zasłużyłem na ten tytuł.- napuszyłem się.
Zaśmiał się.
- A teraz to drugie.- zażądał.
Spuściłem wzrok. Mogę się założyć, że spłonąłem rumieńcem.
- Daj spokój, Billy.- zdrobnił moje imię.- Powiedziałem ci, że ojciec mnie bił, bo jestem gejem. Co może być bardziej upokarzającego?- uśmiechnął się zachęcając mnie do wypowiedzi.
- Ja…- zawahałem się. No, dawaj, przecież to twój brat!- Ja nigdy nie miałem dziewczyny, Tom…- wyznałem szeptem.- Nigdy nikogo nie całowałem, z nikim nigdy… no wiesz…- nie dokończyłem. Czułem się cały różowy ze wstydu.
Tom mnie mocno przytulił.
- No i czego się tu wstydzić?- zapytał.- Po prostu jesteś taki bezpośredni w tych rozmowach, szczególnie z tym całym Luc’iem… Pomyślałem, że masz niezły bagaż doświadczenia.- zapauzował.- Sorry… Tu dokładnie nada się powiedzenie: ”nie oceniaj książki po okładce”.- odsunął się i spojrzał mi w oczy.- A nie przeszkadza ci to, że się tak do ciebie otwarcie przystawiają?
Prychnąłem.
- Musiałbym się do nikogo nie odzywać.- odpowiedziałem.- Nie znam w szkole osoby, która by chociaż raz ze mną nie flirtowała, czy nie zarywała do mnie bardziej jednoznacznie.
- I chłopacy i dziewczyny?- uniósł obie brwi, a ja skinąłem tylko głową.- To ty się lepiej dookreśl. Będziesz miał o połowę mniej problemów.- zaśmiał się.
-  I jak mam to niby sprawdzić twoim zdaniem?- naburmuszyłem się.
- No, mogę cię pocałować.- palnął bez zastanowienia, ale chyba szybko zrozumiał swój błąd, bo zaczął się wycofywać.- Znaczy… ja…
Tak, zdecydowanie był słodki, gdy się jąkał.
Na jego propozycję poczułem ukłucie w podbrzuszu. Czyżby to był znak?
Zarumieniłem się i wstałem z łóżka. Dosłownie jak oparzony.
- Przepraszam… To było głupie.- wyszeptał, a ja skinąłem jedynie głową, przyznając mu rację.
- Pozwól, że sam to ustalę.- powiedziałem próbując ukryć jakiekolwiek oburzenie i usiadłem na fotelu, zakładając nogę na nogę.
- Jasne…- odrzekł i zapadła nieprzyjemna cisza.
Wpatrywałem się w niego intensywnie, a on jakby uciekał wzrokiem od moich oczu, jednak, gdy tylko w nie spojrzał, to ja spuściłem wzrok i role się odwróciły.
Nie potrafiłem zrozumieć, jaki impuls kazał mu powiedzieć coś takiego. Bo przecież byliśmy rodzeństwem, a ja nie byłem gejem. No nie?
Wyszedł z pokoju bez słowa, a ja zająłem się odrabianiem lekcji. Miałem do napisania jakieś wypracowanie na niemiecki, więc wolałem się za nie od razu wziąć, wiedząc, że nie będę miał czasu w weekend. Wrzuciłem temat do Googli i ściągnąłem jakąś pracę. Pozmieniałem trochę konteksty zdań, dorzuciłem inny wstęp i po dwóch godzinach udoskonalania ideału miałem gotową pracę domową na poniedziałek. Aż dziwne, że chciało mi się za nią zabierać już w środę. Pewnie zrobiłem to podświadomie, żebym nie musiał myśleć o Tomie i tej cholernie dziwnej sytuacji.
Przez dwie godziny jakoś mi się udało, ale był czas obiadu i musiałem zejść już na dół.
Zebrałem w sobie całą odwagę, żeby spojrzeć bliźniakowi w oczy i wyszedłem z pokoju, kierując się do jadalni.
Gordon, który pracował w domu siedział przy stole. Mama też musiała niedawno wrócić, bo słyszałem jak nuci jakąś piosenkę w kuchni, krojąc warzywa. Tom również czekał już na posiłek. Siedział w tym samym miejscu, co na śniadaniu – najbliżej mnie.
Uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył. Byłem zbyt zaskoczony jego reakcją by wywołać jakąkolwiek u siebie. I chyba stwierdził, że jestem zły, bo posmutniał.
- Nie złość się, Billy. Przepraszam…- wyszeptał, nachylając się do mojego ucha.- Nie miałem nic złego na myśli.
Gordon był zbyt pogrążony w czytaniu gazety, żeby nas słyszeć.
- Wiem.- odpowiedziałem.- Nie jestem zły.- dodałem szczerze i kontynuowałem.- Po prostu aż tak bezpośrednio nikt mi nic nie zaproponował.
Tom mnie przytulił, a ja wtuliłem się w jego zagłębienie w szyi.
- Wy naprawdę dobrze się dogadujecie.- stwierdził mój ojczym, co sprawiło, że się od siebie odsunęliśmy.
Kompletnie o nim zapomnieliśmy.
- No… no tak.- wyjąkałem jakąś odpowiedź.- W końcu jesteśmy braćmi, nie?
- Bliźniakami.- uzupełnił wyszczerzony Tom.
Gordon się zaśmiał.
- A zarzekałeś się, że uprzykrzysz mu życie.- westchnął rozbawiony.
Oczy tajemniczo mi rozbłysły.
- Skąd wiesz? Może to część planu?- powiedziałem z taką dozą ironii, że nawet idiota by się domyślił.
- Prawdą jest, że jesteś mistrzem intrygi, Bill…- chichotał.
Tom spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami, a ja się zaśmiałem. Wyglądał bardzo zabawnie, gdy miał minę niedowiarka żądającego wyjaśnień.
Wtedy weszła mama z miską sałaty, a zaraz przyniosła również ziemniaki, ryż, półmisek z pieczenią, sosy: brzoskwiniowy i truskawkowy i dwa kartony soków: pomidorowy i multiwitamina.
Rozejrzałem się po stole myśląc, co by sobie zjeść. Poczułem piekące pragnienie…
Tom zerknął w moją stronę wyraźnie myśląc o tym samym.
- Co ci podać Bill?- zapytał, ale nie zdążyłem odpowiedzieć.- No już dobra, wiem, że chce ci się pić.- nalał mi multiwitaminy i pochwycił miskę z ryżem.- Nie musisz tak patrzeć, wiem, że trzy łyżki.- nałożył, jak zapowiedział i sięgnął po pomarańczowy sos.- Na środek, czy obok?- zapytał. Uniosłem brew, a on wzniósł ręce w obronie.- Dobra, dobra. Tak się tylko drażnię.- zaśmiał się i polał po środku, układając ślad w uśmiechniętą minkę z oczami.
Uśmiechnąłem się.
- Dziękuję.- powiedziałem grzecznie i podniosłem wzrok. Mama i Gordon patrzyli na nas nie tylko z niedowierzaniem. Widelec ojczyma zawisł dziesięć centymetrów przed jego otwartymi ustami, a mama lała sos mięsny na ziemniaki nawet  nie zdając sobie sprawy z tego, że zaraz wyleje się z jej talerza.- No co?- mruknąłem, a oni jakby się opanowali i włączyli u siebie opcję „play”.
Mama zamrugała parę razy oczami.
- Tom, przecież Bill się słowem nie odezwał…- powiedziała dalej w szoku.
- Nie?- udał zdziwionego.- Ja tam się czułem, jakby doskonale słyszał jego odpowiedzi.
Gordon tez doszedł do siebie.
- Boże, chłopcy, jak wy to robicie?- zadziwił się.- I to działa w dwie strony?
Pokiwałem uśmiechnięty głową.
Po policzkach mamy spłynęły łzy. Łzy szczęścia i nieszczęścia.
Gordon objął ją, czekając aż wszystko wyjaśni, dlaczego płacze.
- Nigdy sobie tego nie wybaczę i wam też zabraniam tego mi wybaczać.- wychlipała.- Jesteście jednością. Rozdzielenie was było wbrew wszystkiemu. Wbrew mojej woli, choć za przyzwoleniem. Wbrew każdemu zmysłowi i racjonalnemu myśleniu. Nie jesteście zwykłymi braćmi. Jesteście bliźniakami.- podeszła do nas i przytuliła do siebie nas obojga, po czym dała po całusie w czoło.- Kocham was…- rozpłakała się jeszcze bardziej.- Cieszę się, że znów jesteście razem…

2 komentarze :

  1. Fajne i zabawne, oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przy takich wpisach żałuję, że nie mam myślącej podobnie jak ja bliźniaczki O.o choć znając moje podejście, pewnie byśmy się pożarły xd rozdział już kolejny niezwykle świetny ;)

    OdpowiedzUsuń