środa, 20 lipca 2016

60. Humanoid.

Witajcie, krótka przerwa i już jestem :)  Wróciłam z Chorwacji i prezentuję kolejny rozdzialik. Proszę o komentarze i zapraszam do czytania.

~ Sinni



60. Humanoid.


Obudziłem się dość wcześnie w hotelowym łóżku. Po spojrzeniu na zegarek zdobyłem pewność, że było dopiero parę minut po 8. Wstałem bez przeciągania i zniknąłem w łazience, gdzie pogrążyłem się w swoich poranny rytuałach, a co więcej – w przemyśleniach.
Dość późno wróciliśmy. Jeszcze odwoziliśmy Julie do domu. Poprzedni wieczór w jej towarzystwie zleciał mi aż za szybko, magiczne działanie miała na mnie ta dziewczyna. Westchnąłem cicho na wspomnienie o niej.. a może bardziej na myśl o minie Toma, gdy nas wtedy ujrzał wieczorem w ogrodzie, gdy w końcu raczył się pokazać, po tym jak nagle zniknął z Wiktorią.
Ubrany w jak zwykle czarne rurki, białą koszulkę z czarnymi nadrukami i jeansową, jasną kamizelkę oraz glany, w pełnym makijażu zjechałem windą na śniadanie do hotelowej restauracji. Musiałem przyznać, że naprawdę trochę zgłodniałem, mimo że ostatnimi czasy i tak nie za wiele jadłem.
Gdy przekroczyłem próg jadalni ku wielkiemu zdziwieniu dostrzegłem Toma w kącie, siedzącego przy stoliku, tyłem do mnie. Jakim cudem wstał tak wcześnie? Tom? To niemożliwe wręcz.
Wziąłem sobie kawę, bułkę i dżem brzoskwiniowy i w sumie więcej udziwnień nie potrzebowałem. Poszedłem prosto do stolika brata trochę niepewnie.
- Aż nie wierzę, że cię widzę o tej porze na nogach.. - skomentowałem stawiając naczynia naprzeciwko niego.
Zdziwił się, nie spodziewał się mnie. Wyglądał na przestraszonego. A jeden prawie nie zauważalny gest przetarcia policzka zdradził mi, ze Tom płakał.
Usiadłem na siedzeniu i spojrzałem na niego. On odchrząknął i nie podniósł wzroku, wpatrywał się jedynie w swoją filiżankę z kawą. Dotknąłem jej i stwierdziłem, że kawa jest całkowicie zimna. Odstawiłem ją na bok i po chwili przyniosłem mu świeżą i gorącą.
- Tom, weź się w garść, co się stało? - zapytałem całkowicie nie wiedząc czego się spodziewać. Czemu mój brat płakał tak nagle?
Spojrzał na mnie.. tak jak chyba nigdy na mnie nie patrzył. Skrzywdzony..? Żadne inne określenie nie przychodziło mi do głowy.
- Podoba ci się Julia? - spytał złamanym głosem. Teraz już wiedziałem, co go bolało.
Odchrząknąłem i upiłem łyk swojej kawy.
- Nie wiem, spędziłem z nią jedynie kilka godzin. - Wzruszyłem ramionami i zacząłem robić sobie kanapkę. - Nie mów, że ryczysz dlatego, że gadałem z jakąś laską, gdy ty zniknąłeś bez słowa z tą siksą. - Odłożyłem nóż. Ciśnienie mi się lekko podniosło, ale starałem się być opanowany. - Tom, nawet nie próbuj wpędzić mnie w poczucie winy, bo z góry cie uprzedzam, że ci się to nie uda – powiedziałem krzywiąc się lekko i podałem mu serwetkę. - Wytrzyj oczy, nie maż się. To wszystko nie było i nie jest tego warte.
- Czego, Bill? Nas? - powiedział szeptem. - Nas nie jest warte? - powiedział lekko zły.
- NAS już nie ma, Tom – powiedziałem dobitnie, lecz dość cicho. - Teraz jesteś ty i Wiktoria. I wasze dziecko – dodałem. - Zapomnij, Tom. Bo się wpędzisz w chorobę i to całkiem niepotrzebnie, bo już nic nigdy się między nami nie zmieni – powiedziałem i podałem mu jedną ze swoich kanapek. - Jedz. I się nie buntuj. Musisz mieć teraz dużo siły.
Zrobił tak jak poleciłem. Nie dyskutował.

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Odwiozłem Toma do domu Wiktorii. W końcu po to tu byliśmy,  żeby spędzał z nią czas. Ale ja nie musiałem. Dlatego też tylko ze średnią przyjemnością zetknąłem na dom kochanki mojego bliźniaka i ruszyłem dalej do domu Julii. Poprzedniego wieczoru obiecała, że coś mi pokaże. Coś, co pomoże mi znaleźć to czego szukam. Odnaleźć to, co zgubiłem w swoim umyśle. W pewnym sensie zaczynałem wierzyć w to, że rzeczywiście niedługo będę wiedział, co zrobić z kolejną płytą, jaki jej nadać charakter, jaki rozmach. W jaka sferę artystyczną uderzyć. Chyba czułem, że ona może mi pomóc. Z jednego prostego powodu - przy niej wczoraj poczułem się innym człowiekiem,  z innymi pragnieniami. Poczułem, że nagle przez te parę chwil moja egzystencja była determinowana przez inne rzeczy niż dotychczas. Spodobała mi się kobieta. A żeby tego było mało - ja, romantyk, osoba, która tak patrzyła na uczucia miała największą ochotę ją przelecieć. Nie patrzyłem na jej ubrania. Patrzyłem na to, co spod nich wystaje, kręciła mnie. Nie tylko z wyglądu. To wszystko potęgował właśnie fakt, że się nie poznawałem. 
Zaparkowałem pod jej domem i wysłałem sms, że już jestem. Czekałem na nią i obserwowałem drzwi. A gdy ja zobaczyłem,  uśmiechnąłem się szeroko. Jej włosy pięknie podrygiwały na wietrze, miała lekki makijaż. Ubrała jasne jeansowe szorty, różowa koszulkę i jakiś wisiorek,  na to miała  złożoną zwiewną, błękitną koszule, a na nogach krótkie glany. Była taka.. w moim stylu. A jej nogi były fenomenalne. Oblizałem się lekko.
Wsiadła do samochodu na miejsce pasażera i od razu się do mnie przytuliła, na co się uśmiechnąłem i ją objąłem. Cieszyłem się, że jest tak ciepło i mogę oglądać jej odsłonięte ciało. Pogłaskałem lekko jej miękkie włosy i odsunąłem się.
- To gdzie jedziemy? - zapytałem w końcu,  a ona zaczęła sama ustawiać GPS. 
- Jedź tam - poleciła i tajemniczym uśmiechem. 
Skinąłem głową i spojrzałem jeszcze na nią. 
- Przepięknie wyglądasz - powiedziałem, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
W końcu odpaliłem auto i ruszyłem według wskazówek nawigacji. Ciekawy byłem gdzie mnie doprowadzą.
Po niedługiej jeździe - bo przecież przynajmniej z mojego punktu widzenia Gdańsk nie był duży - dotarli
śmy do tego miejsca. Zaparkowałem auto i Julia kazała mi wysiąść i zamknąć oczy. Zrobiłem jak mówiła. Na zewnątrz to ona zasłoniła moje oczy swoimi dłońmi. Czułem jak staje na palcach za mną. Czułem jej piersi na swoich plecach. Nie potrafiłem pohamować brudnych myśli. Ale za chwile miało się to zmienić. Ustawiła mnie odpowiednio i odsłoniła oczy. A mnie wryło w ziemię.
Zobaczyłem potężne rzeźby. Wielkie futurystyczne budowle w przedziwnym kształcie. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia. Czułem jak coś w moim mózgu budzi się do życia,  jak odszukuję zagubione fragmenty układanki. Ale jeszcze nie umiem ich poskładać.
- Co to za rzeźby?  Skąd one się tu wzięły?  - zapytałem kręcąc głową z niedowierzaniem. Jak zbudowano coś tak ogromnego?
Zaśmiała się cicho i wtuli
ła w mój bok.
- To nie rzeźby,  Bill. To dźwigi. Jesteśmy w stoczni - oznajmiła i wzięła mnie za rękę, ciągnąc bliżej w stronę bramy.
- A.. ale.. co to stocznia?  - zapytałem zdziwiony swoją pomyłką.
- Tu się buduje statki -odparła i ścisnęła moja dłoń trochę mocniej.
Dopiero wtedy na trzeźwo zauważyłem, że rzeczywiście ją trzyma. Automatycznie splotłem z nią palce, chociaż ani ona ani ja tego nie skomentowaliśmy.
- Nie można tu wchodzić, ale.. mam znajomości. - Uśmiechnęła się i po chwili jakiś mężczyzna wpuścił nas do środka. - Mój tata tu pracuje, zaraz się z nim spotkamy. Pokaże ci to, o co go prosiłam - powiedziała i poprowadziła  mnie do jakiejś budki, gdzie przywitała się z panem w średnim wieku, który był jej ojcem. Przedstawiła mnie jako kolegę, a on odparł,  że dużo mu o mnie opowiadała. Zdziwiłem się, ale było to bardzo miłe. Teraz wiedziałem na pewno, że i ona o mnie myślała. Mężczyzna podał nam kaski i zaprowadził do gigantycznego hangaru, gdzie leżało mnóstwo wielkich części podawanych dalej na suwnicach. Przeszliśmy dalej i tam ujrzałem kwintesencję całej tej wyprawy. Tam stały te ogromne żurawie. Tak powstawały wielkie statki. Teraz  na moich oczach. Rozejrzałem się,  zewsząd leciały iskry. W pewnych odległościach od siebie leżały odpady, jak na wysypisku,  co chwilę jakąś górka, której jeszcze nie zdążyła uprzątnąć koparka. Wszędzie świeciło się na złoto, jakby złoty pył w powietrzu. Zardzewiała stał,  iskry od spawania, lutowania, od wykrawania metalu według szablonów.

- Ja już tu kiedyś byłem - wyszeptałem zdumiony tym, co poczułem wewnątrz siebie.
Odszedłem na parę kroków i oglądałem wszystko z daleka. Wszystko i nic. Jeden obrazek. Czułem jak coś we mnie dojrzewa.. idea zaimplementowana, zaszczepiona w podświadomości. Jak incepcja. Czułem, że to jest już prawie gotowe wyjść i podać światu swoje imię. Czułem podniecenie. Czułem rozpierające mnie podekscytowanie. Zamknąłem oczy i zacisnąłem pięści.
- Wiem.. - odwróciłem się i spojrzałem na piękną Julię. - Wiem - powtórzyłem pewien siebie i tego, co jest w mojej głowie.
Złapała moją dłoń i przytuliła się mocno, a ja ją objąłem.
- Dziękuję.. to.. to idealne miejsce.. kiedyś o nim śniłem, Julio - wyjaśniłem.
Zrobiłem zdjęcia tego miejsca, ukazujące jego największą urodę. Iskry, stosy odpadów i te zapierające dech w piersiach kolosy. Byłem tam jak obcy. Obcy na innej planecie. Ja, nowy człowiek z tytanu. Ja, obcy wśród tych ludzi. Zmieniony i pozbawiony towarzyszących mi wcześniej uczuć. Obcy z tytanu,  który nie potrafi już kochać. Ja i tytanowe ściany mojego świata, mojego miasta. Byłem Humanoidem.

środa, 6 lipca 2016

59. Menschen suchen Menschen.

Witajcie :)  Ciekawa jestem co powiecie na taki ciąg dalszy. Kończę pisać 61 rozdział, trochę nadrobiłam, więc z największą przyjemnością wrzucam to. Komentujcie i dajcie znać, że czytacie, wasza obecność jest dla mnie bardzo ważna :*

~ Sinni



59. Menschen suchen Menschen


Bill


Spakowałem podręczną torbę i na końcu wrzuciłem do niej kosmetyczkę. Po krótkim przejrzeniu się w lustrze jeszcze raz przemyślałem, czy to dobry pomysł, ale ostatecznie stwierdziłem, że lepiej wcześniej niż później..
Westchnąłem niezmiernie tym wszystkim przytłoczony. Niedobrze mi się robiło na myśl o spotkaniu z tą wywłoką. Ale jednak była matką dziecka Toma i nie było innej możliwości. To i tak by nastąpiłoby. Teraz, czy później, jeden chuj..
Zszedłem na dół ze swoją walizką. Tom patrzył na mnie z dołu. Kiedyś on nosił moje walizki. Ale nabrałem formy, mięśni. Dorobiłem się już również lekkiego zarysu sześciopaku. Miałem wrażenie, że zaczynam się skrywać pod jakąś maską. Może było w tym trochę z tej teorii. Stawałem się innym człowiekiem. Nie tylko fizycznie. Przede wszystkim psychicznie. A ta psychika determinowała zmiany fizyczne. W tamtym momencie jeszcze nie wiedziałem jak bardzo, ale niedługo miałem się przekonać.
Postawiłem tą walizkę obok walizki brata i założyłem bluzę z kapturem, a potem również i czarne glany, w których moje nogi przyodziane w rurki wyglądały idealnie.
- Tylko jedna? - Zapytał Tom, patrząc na moją walizkę.
- Jadę tam na 2-3 dni, nie na miesiąc – odparłem biorąc kluczyki do swojego Audi A1 Sportsback z haczyka na ścianie. Zdecydowaliśmy się jechać autem po to, żeby nikogo z tamtej strony nie angażować w ten przyjazd. Mieliśmy również zarezerwowany pokój w hotelu.
- Kiedyś na jeden dzień wziąłbyś 3 walizki, bo nie byłbyś pewien, co założysz. - Pokręcił nieznacznie głową.
- Kiedyś – powtórzyłem odrobinę dobitniej i wyszedłem z walizką przejściem do garażu, gdzie wsadziłem ją jedną ręką do bagażnika.
Tom nadal przyglądał mi się, nie widząc w moich zachowaniach nic znajomego. Nic z przeszłości. To byłem nowy ja. W jakim stopniu udawany, a w jakim prawdziwy? O tym dopiero oboje mieliśmy się przekonać.
Wsiadłem do auta, za kierownicę. Tom po załadowaniu swoje walizki usiadł na miejscu pasażera, ja otworzyłem bramę garażową i wjazdową. Ledwo zamknął drzwi, a ja ruszyłem szybko przed siebie. Wyjechałem na drogę i gnałem nią w kierunku autostrady. Miałem na dłoniach stylowe rękawiczki. Makijaż jedynie dodawał mi teraz ostrzejszych rysów, nie miał w sobie nic z pedałowatości, mimo, ze wcale się nie zmienił. Mój wyraz twarzy uległ zmianie. Nie był łagodny. Moja postawa mówiła głośno, że jestem prawdziwym mężczyzną.
Założyłem na oczy okulary przeciwsłoneczne. Pasowały do mojej rozpiętej skórzanej kurtki, stylowej koszulki i całego outfitu. W kwestii mody nic się nie zmieniło, nadal musiałem idealnie wyglądać.
Dynamicznie pozmieniałem biegi i gnałem przed siebie znacznie przekraczając dozwoloną prędkość. Tom milczał, przynajmniej na razie, bowiem widziałem w jego oczach chęć zwrócenia mi uwagi.
Po kilkunastu minutach wyjechałem na autostradę i wtedy dopiero mogłem poczuć pełnie doznań płynących z posiadania samochodu sportowego. Docisnąłem gaz do dechy na szóstym biegu i wyprzedzaliśmy każdego jak leci. Uśmiechnąłem się lekko do siebie. Tom chyba to zauważył, bo powtórzył mój uśmiech.
- Znalazłeś nowy nawyk? - Zapytał, patrząc ukradkiem na licznik prędkości.
- Co masz na myśli? - dopytałem, zmieniając pas swobodnie.
- No.. prędkość. Czy teraz jesteś uzależniony od adrenaliny? - Spojrzał przed siebie na drogę.
- Czy uzależniony.. Nie wiem, Tom. Sprawia mi to przyjemność trochę większą niż ćwiczenia na siłowni – odpowiedziałem wzruszając ramionami. - Ale na pewno to nie jest uzależnienie. Mam zamiar nie uzależnić się już od niczego. I od nikogo – dodałem wyraźnie. - Odwyk za bardzo boli. A każde uzależnienie jest po prostu złe.
Myślał chwilę nad moimi słowami. Dumał i dumał jakby nie potrafił powiedzieć nic składnie i logicznie. Wyczułem, że parę razy chciał już coś powiedział, ale jednak dalej milczał.
- Bill.. ale każdy człowiek potrzebuje drugiego człowieka. Każdy szuka tego drugiego, żeby nie być samotnym – wysłowił się w końcu.
Zlustrowałem uważnie jego twarz. Przez okulary nie widział mojego badawczego wzroku. Potem znów spojrzałem na jezdnię. Nie zauważyłem nawet, że zwolniłem.
- Widzisz, Tom.. a niektórzy tacy jak ty nawet nie szukają, a znajdują – odparłem zaciskając zaraz po tym usta w cienka linię symbolizującą umiarkowaną złość. Docisnąłem znów pedał gazu przyspieszając.
Odwrócił się w stronę okna i przemilczał to. Założył ręce na piersi i „podziwiał” widoki za oknem.
- Chcę do Mc'a na śniadanie – powiedział nagle, gdy zobaczył za ile kilometrów będzie McDonald, wyjmując portfel z kieszeni swoich dość przylegających spodni. - Chcę tosta z serem i pieczarkami i kawę. Latte może być. - Wymienił, czego sobie życzy i położył portfel na środku tak, żebym zapewne miał do niego dostęp.
Bez komentarza zjechałem i zamówiłem mu to co sobie życzył. Dla siebie wziąłem jedynie kawę. Białą z cukrem. Kawa była ostatnio moim paliwem. Bez niej nie funkcjonowałem.
Mało rozmawialiśmy przez ta całą drogę. Miałem wrażenie, ze on się denerwuje nie mniej niż ja. Tak czy siak, tka dziewczyna i jej rodzina była dla niego całkowicie obca. Do tego na pewno nie był mu obojętny fakt, że ja tez tam jadę, że ją poznam. Że będzie mi sprawiało ból uściśnięcie jej dłoni, bo będę sobie wyobrażał, co wtedy razem robili w nocy, będę widział ich razem, możliwe, że również ich pocałunki. Odpędziłem od siebie te dziwne myśli. Musiałem mu pomóc, on pomagał mi wiele razy. Teraz ja byłem silniejszy. Na to, co nadejdzie byłem bardziej gotowy niż on. Ale starałem się tego nie okazywać, chciałem, żeby nadal czuł się silny. To mu mogło teraz tylko pomóc.

* * * * *

W Gdańsku byliśmy około 5 popołudniu. Ju wcześniej zadecydowaliśmy, że po zakwaterowaniu od razu podjedziemy do domu Wiktorii, bo ta się ponoć strasznie niecierpliwiła. Z resztą wydzwaniała do Toma ciągle w samochodzie. Próbował ignorować te telefony, ale i ta słyszałem wibracje.
Załatwiłem wszystko w recepcji i poszedłem w stronę windy nie czekając na ociągającego się bliźniaka, który w końcu mnie w niej dogonił. Gdy drzwi się zamknęły i winda ruszyła, zrobiło mi się jakoś strasznie niezręcznie. Oparłem się o drzwi i patrzyłem przez szklana szybę na panoramę miasta. O ironio.. ile jeszcze razy będziesz mnie wystawiać na próbę?
Przetarłem lekko twarz w próbie odparcia od siebie wspomnień pamiętnego seksu w windzie, gdy ta zatrzymała się między piętrami w hotelu w Berlinie. Niemal do moich nozdrzy powrócił zapach mojego brata, jego rozgrzanego ciała.
Spojrzałem na niego i ku zdumieniu odkryłem, że on również mnie obserwował. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że myślimy o tym samym.
Nagle, całkiem niespotykanie poczułem jego ręce przyciskające moje ciało do swojego torsu. Jego policzek dotknął mojego. Nie poruszył się, jedynie tak stał i trzymał mnie mocno. Chyba oboje uznaliśmy, ze słowa są zbędne, bo aż do czasu, gdy głos kobiety nie obwieścił nam, że znajdujemy się na dwudziestym czwartym pietrze, nie towarzyszył nam żaden dźwięk.
Sprawdziłem numer swojego pokoju na kluczu, odsuwając się od niego.
- Ja.. ja mam pokój tutaj.. - powiedziałem wychodząc z windy ze spuszczoną głową. Zerknąłem na niego jeszcze, gdy drzwi windy się już prawie zamknęły. Nie spuszczał ze mnie bolesnego wzroku. Tymi oczami mówił, że kocha..
Odszedłem w stronę swojego pokoju i już w środku umieściłem walizkę pod ścianą.
Szybkie zerknięcie na telefon i sprawdzenie godziny pomogło mi stwierdzić, że mam około 15 minut do zaplanowanej wcześniej zbiórki przy recepcji. Starczyło na załatwienie spraw fizjologicznych, poprawienie makijażu i rozejrzenie się przez okno na miasto. Westchnąłem cicho myśląc o zbliżającym się nieubłaganie spotkaniu. Złapałem za swoją torbę i założyłem na ramię. Wyciągnąłem na chwilę zeszyt i go przewertowałem. Czułem się lekko zagubiony, czegoś mi brakowało. Ale jeszcze nie umiałem sprecyzować, czego..
W recepcji byłem punktualnie. Tom spóźnił się około 10 minut. Na pytanie dlaczego, odparł jedynie, ze Wiktoria zadzwoniła i pytała, gdzie jesteśmy, bo kolacja już prawie gotowa. Nie kontrolując się do końca, wywróciłem oczami i poprawiłem rękawiczki na dłoniach, a potem bez komentarza poszedłem w stronę parkingu, gdzie zaparkowałem.
Gdy oboje siedzieliśmy, uznałem, że to idealny czas na szybkie ustalenie paru rzeczy. Spojrzałem na Toma bystrym wzrokiem, przekręcając się lekko w jego stronę również tułowiem.
- Tom – zacząłem. - Postaram się i dam z siebie wszystko, ale nie umiem obiecać, że to wytrzymam bez wyjścia, aby się przewietrzyć – powiedziałem i odchrząknąłem dziwną gulę w gardle, której wiadomość o obecności wolałem pozostawić dla samego siebie.
Pokiwał głową jakby mówiąc, że nawet i tego nigdy nie oczekiwał. Ale zrobił coś, czego się nie spodziewałem, trzymając dłoń na gałce od skrzyni biegów. Wziął ją dość niepewnie i przysunął do swojego policzka, a następnie musnął ją ustami. Dokładnie tak jakby chciał fizycznie poczuć moją obecność.
- Bill.. - powiedział wzdychając jednocześnie. - Dziękuję – powiedział jedynie i pogłaskał mnie po głowie.
Odsunąłem się nieznacznie i odpaliłem samochód. Wycofałem i pojechałem tam, gdzie prowadził GPS. Chciałem, żeby to trwało jak najdłużej, ale jak na złość wszędzie mieliśmy zielone światła. Nerwowo stukałem palcami o kierownicę. Niepocieszony zauważyłem, że kobiecy głos informuje mnie, że dotarłem na miejsce. Byliśmy przed domkiem jednorodzinnym. Dookoła pełno było takich jak ten. Odpiąłem pas i wysiadłem zanim Tom zdążył mnie zatrzymać, a wiem, że chciał to zrobić. Wziąłem swoją torbę i obszedłem samochód. Gdy Tom wysiadł, zamknąłem auto.
- Prowadź, to twoja przyszła rodzina – nakazałem nie powstrzymując złośliwego wtrącenia.
Uchylił bramkę, która jak się okazało była już otwarta.
A potem nie musiał nawet pukać do drzwi.
Drzwi się otworzyły i czarnowłosa dziewczyna od razu rzuciła mu się w ramiona. Wyglądała na stęsknioną. Odwróciłem wzrok przyglądając się kwiatom w ich ogrodzie. I zwróciłem na nią uwagę dopiero, gdy usłyszałem swoje imię.
- … Bill. Poznaj Wiktorię – powiedział, a ja stanąłem przy nim.
- Bill – mruknąłem dość wyraźnie i podałem jej dłoń. Wtedy po raz pierwszy raz na nią spojrzałem, na jej twarz, jej oczy. Były brązowe.. jak moje. I miała czarne włosy.. tak kruczoczarne jak ja.
Zamrugałem kilka razy oczami. Mieliśmy podobny wzrost, również była szczupła. Teraz zrozumiałem, dlaczego Tom na nią poleciał, gdy się nachlał.. była moim damskim odpowiednikiem.
- Wiktoria – odparła z szerokim uśmiechem.
Pokiwałem lekko głową i wszedłem za nimi do domu.
Sam się zastanawiałem jak potraktować ten fakt, że ona jest tak uderzająco do mnie podobna. Czy to był komplement..? Czy zboczenie?
Nie miałem czasu na dłuższe rozważania, bo zaraz po chwili przedstawiono mi i jej ojca i matkę oraz brata, których imiona obchodziły mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg, więc niezbyt skupiałem się na tym, co mówią. Dopóki zza rogu nie wyszła roześmiana dziewczyna, pewnie w wieku Wiktorii, czyli jakoś kolo 17 i uśmiechnęła się do mnie. Do nikogo innego tylko do mnie, w specyficzny sposób. Miała miedziane włosy, lekko kręcone, do pasa. Zielone oczy błyszczały niedawnym śmiechem. Długie rzęsy, długie nogi, lekka opalenizna widoczna na dekolcie i twarzy.
- Jestem Julia – powiedziała znów obdarzając mnie tym uśmiechem za milion dolarów. - Ty na pewno jesteś Bill. - Zachichotała i uścisnęła lekko moją wyciągniętą i jeszcze oniemiałą, jak i jej właściciel, dłoń. Ucałowała mnie w policzek i po chwili tuszując śmiechem zawstydzenie wytarła mi różową szminkę z policzka.
- No tak, właśnie. To jest moja najlepsza przyjaciółka Julia – wytłumaczyła Wiktoria, a ja skinąłem głową.
Po chwili czarna wzięła Toma za rękę i poprowadziła go w stronę (jak poprawnie mniemałem) jadalni. Julia złapała mój nadgarstek i podążyliśmy za nimi. Zostałem usadzony dość daleko od brata, ale za to obok Julii. Z drugiej strony miałem brata tej czarnej. Zdawało mi się, ze miał na imię Marcin, mniejsza z nim.
Dziwne uczucie wewnątrz mnie sprawiało, że nie mogłem odkleić wzroku od tej dziewczyny. Była piękna. Jak z okładek magazynów. Widziałem ją w milionie różnych kreacji, które widziałem na pokazach. Ale to było inne.. pierwszy raz w życiu patrzyłem na jej dekolt i zastanawiałem się jaki ma rozmiar biustu. Pierwszy raz jak prawdziwy facet ukradkiem przyglądałem się jej długim nogom w miejscu gdzie uda zaczyna okrywać spódniczka. Oblizałem się nieświadomie.
W czasie przyglądania się jej, sięgnąłem po sałatkę i sobie nałożyłem. Wziąłem widelec do dłoni i wsuwając pierwszy kęs do ust chciałem spojrzeć na brata, jednak nie było go przy stole. Umknęło mi, gdy razem z Wiktorią zniknęli z pokoju jeszcze zanim ktokolwiek ruszył jedzenie. Wiedząc, że i tak nie mam wpływu na to, co teraz robią lub mają zamiar robić sami w jakimś pokoju, zdecydowałem się korzystać z obecności pięknej młodej damy i spędzić miło ten czas na rozmowie.
Zdecydowałem się zacząć od tego czy jest w wieku Wiktorii. Dokładnie w ten sposób, bo nie wypada kobiet pytać o wiek. Odpowiedź była twierdząca tak, jak się spodziewałem. To dało mi jakiś grunt do dalszej rozmowy. A w te klocki nie byłem taki najgorszy. W końcu to niegdyś ja byłem gwiazdką mojego liceum.
- Chodzicie razem do klasy? - zapytałem popijając sok.
- Tak, w sumie to my się już od przedszkola razem trzymamy. - Uśmiechnęła się życzliwie i opowiedziała pokrótce o tym jak się poznały na placu zabaw i jak razem kontynuowały naukę. Co dziwne.. naprawdę słuchałem.
Uśmiechnąłem się, gdy opowiadała. Była taka ekspresyjna. Taka wyrazista. Nie jak niektóre, których następnego dnia się nie pamięta.
Po kolacji zaproponowała wyjście na dwór, do ogrodu. Toma nadal nie było, więc bez ogródek zgodziłem się i podążyłem za nią, gdzie usiedliśmy na huśtawce. Było już całkiem ciemno.
Zaczęła wypytywać o zespół. Jak to się stało, jak powstaliśmy. Mówiła całkiem dobrze po angielsku. Więc mogliśmy się łatwo dogadać. Potem powiedziała nawet parę zdań po niemiecku, co jakoś wewnętrznie bardzo mnie ucieszyło.
Śmiała się dużo, ale nie do przesady. Miała bardzo ładny śmiech. Ubrana była w krótką czarną sukienkę. Na szyi miała kołnierzyk z pereł. Na nogach czarne szpilki, dzięki którym prawie dorównywała mojemu wzrostowi. Wyglądała pięknie.
- A wy teraz.. pracujecie nad nową płytą? Bo Tom mówił, ze nooo.. trasa zawieszona przez tą wpadkę. - Zachichotała i założyła nogę na nogę odsłaniając jeszcze bardziej uda, co podziałało na mnie w wiadomy sposób.
- No trasa zawieszona. Bardzo żałuję, ale nie mam na to wpływu. Z resztą.. straciłem ostatnio serce do piosenek z płyty 483 – dodałem. Jedynie ja i Tom wiedzieliśmy, co się wydarzyło w pokoju 483 w berlińskim hotelu. - A nad nową płytą pracuję. Sam. To będzie coś całkowicie innego. - Spojrzałem w gwiazdy z lekkim niepokojem. - Brak mi jakoś.. inspiracji. Wiesz, mam coś na myśli.. to gdzieś jest w mojej głowie. Widzę codziennie tyle wskazówek.. ale nie umiem tego nazwać, zinterpretować. Potrzebuję czegoś, co mi pomoże..
- Albo kogoś – wtrąciła i uśmiechnęła się lekko się nade mną pochylając.
- Albo kogoś – powtórzyłem i nastała krótka cisza. Spojrzałem na to jak trzyma ręce skrzyżowane na piersi.
Wstałem, zdjąłem z siebie skórzaną kurtkę i nałożyłem na jej ramiona.
- Nie trzeba było.. - powiedziała nieco zakłopotana. Chyba dojrzałem na jej policzkach rumieńce.
- Widzę, ze ci zimno, masz gęsią skórkę – odparłem i przejechałem delikatnie dłonią po jej skórze na ręce i czułem, że jej zimno. - Chodź.. - Objąłem ją delikatnie ramieniem, a ona położyła mi głowę na ramieniu i się przytuliła.
Było to całkiem inne doznanie. Nowe. Ja się kimś zaopiekowałem. Kobietą. A ona mi się podobała.

 Odkrywałem całkiem nowego siebie, Tom. A ty nie mogłeś już nic zmienić. Każdy człowiek szuka innego człowieka.. dla samego siebie, aby nie być samotnym. Już nie mogę odnaleźć ciebie. Teraz mogę szukać już tylko kogoś innego.

piątek, 1 lipca 2016

58. Ich mach die Augen zu.

Witajcie, dzisiaj znów złapała mnie niespodziewana wena :)  Dlatego też wstawiam kolejny rozdział. Wydał mi się jakiś bardzo bliski. I dość smutny. Zdecydowanie bardziej smutny niż bym po raz kolejny opisywała złość, kłótnie i tak dalej. Zapraszam do lektury i zachęcam do komentowania, to taka gaża od czytelnikow dla autorki ;)  Rozdział dedykuję tearsinvegas oraz fanceyaoi. Dopóki będzie choć jedna osoba, która to czyta, będę pisać. 

~ Sinni


58. Ich mach die Augen zu.


Tom


Taksówką z lotniska pojechałem od razu do domu w Hamburgu. Wróciłem. Chociaż nikomu o tym nie mówiłem. Bałem się wrócić, wstydziłem się tego wszystkiego, co zaszło, spojrzeć mamie w oczy, Gordonowi… Powiedzenie, że będą dziadkami miałem już za sobą, ale… teraz spojrzeć im w oczy to co innego.
Wysiadłem z samochodu i podszedłem do drzwi z walizką, wszedłem do środka. Zauważyłem, że akurat Gordon schodził po schodach. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Tom..? - powiedział cicho jakby się upewniając, że ten zbiór pierwiastków i białek z iskierką życia w sobie to ja. Zszedł czym prędzej na dół i przytulił mnie do siebie. - Chodź, mama kończy robić obiad, zaraz zjesz z nami – dodał odciągając moją walizkę na bok. Chyba zauważył, że nienajlepiej wyglądam i poklepał mnie po plecach jakby chcąc dodać otuchy.
Ściągnąłem z siebie skórzaną kurtkę i powiesiłem na haczyk przy wejściu. Gordon prawie zniknął na schodach, chcąc zanieść moją walizkę do mojego pokoju.
- Gordon..? - zagadnąłem dość nieśmiało. Ten odwrócił się i czekał na dalszą część pytania. - Macie jakieś wieści od Billa? - Nie podnosiłem głowy. Chciałem zniknąć ze wstydu, że to wszystko się tak potoczyło, że wszystko zepsułem. Nie tylko związek z Billem, o czym Gordon nie wiedział, ale przede wszystkim plany zespołu.
- Siedzi w studiu na piętrze – odparł ku mojemu wielkiemu zdziwieniu. Spojrzał na mnie tak troskliwym i zmartwionym wzrokiem, że zrozumiałem, jak wielki błąd popełniłem przyjeżdżając tu. Martwiłem ich swoją sytuacją… i na pewno byli zmartwieni tym wszystkim, co się dzieje z Billem. Czymkolwiek to coś było…
Gordon w końcu zniknął na schodach. A ja myślałem, co zrobić. Od czego zacząć? W końcu decyzja padła na przywitanie się z matką. Dlatego też po zdjęciu butów poszedłem do kuchni praktycznie bezszelestnie. Stanąłem w futrynie i byłem niechcący świadkiem sceny, której zapewne widzieć nie powinienem. Mama stała oparta o szafkę i płakała bezdźwięcznie. Widziałem łzy na jej policzkach.
- Mamo… - szepnąłem w obawie, żeby jej nie przestraszyć. Nie czekając aż kobieta zrozumie, ze ja to ja i co ja tu robię, podszedłem do niej szybko i przytuliłem ją mocno do siebie. Teraz to ja byłem starszym synem i ja musiałem dać jej ciepło. - Tęskniłem, mamo… Przepraszam… - dodałem i nic więcej nie mówiłem. Ona przytuliła mnie równie mocno i gładziła plecy.
- Tom, dziecko… - zaczęła cicho i pokręciła głową. - Nie mnie przepraszaj. - Westchnęła cicho i otarła łzy odsuwając się w końcu. - Nie chcę żadnych wyjaśnień. Są zbędne w tej sytuacji. I nie mnie się one należą.
- Mamo, ja wiem, ze zniszczyłem marzenia Billa… że ta płyta, koncerty… i teraz nagle to wszystko, ja spieprzyłem, wiem. - Otarłem również łzę z kącika oka i spuściłem wzrok na podłogę.
- Czyżby tylko to, Tom..? - szepnęła wracając do krojenia ogórków na mizerię.
- C-Co masz na myśli..? - zapytałem niepewnie. Słowo, dałbym sobie rękę uciąć, że po jej słowach poczułem się tak,jakby wiedziała o tym wszystkim między mną i Billem.
Nie odpowiedziała jednak. Chwila milczenia nie ułatwiła niczego.
- Mamo…? - Ponagliłem ją. Moje serce przyspieszyło, nie miałam pojęcia o czym mówi. I miałem nadzieje, ze to nie to, o czym myślę.
Simone spojrzała na mnie odkładając nóż. Wytarła ręce w ściereczkę
- Lekarz.. z Francji.. zadzwonił i powiedział, że.. - Wyraźnie było widać, ze nie czuje się swobodnie w tym temacie. - Że to twoja sperma znajdowała się w.. no w twoim bracie. - Wydusiła w końcu, a mnie sparaliżowało kompletnie. - Ja już zrozumiałam wszystko, Tom.. Gordon nie wie. Bill też nie. I niech tak zostanie.. - dodała i znów zapauzowała, a ja nadal nie wiedziałem, co powiedzieć. - Jeśli prawdziwie go kochałeś, to naprawdę.. naprawdę bardzo mocno go skrzywdziłeś tym, co uczyniłeś. - Spojrzała na mnie dość surowo.
Oprałem się o szafkę obok niej i patrzyłem pustym wzrokiem przez okno.
- Wiem, mamo.. wiem o tym aż za bardzo.. - wyszeptałem, a twarz przysłoniły mi warkoczyki.
Stałem tam tak nieruchomo. Mama też. Zastygliśmy w zamyśleniu. Bill nie powinien na razie wiedzieć, ze mama wie. Narazie jeszcze nie wiedziałem, w jakim on jest stanie. Bałem się to sprawdzić, ale wiedziałem, że pójście na górę, gdzie będziemy sami jest rozsądniejsze niż czekanie aż on zejdzie na dół na obiad i mnie zobaczy.
Wyszedłem z kuchni i poszedłem powoli na górę. Minąłem jego i swój pokój i stanąłem przed drzwiami studia. Wziąłem oddech i po chwili wszedłem do środka bojąc się tego co zobaczę..
Bill siedział za lustrem. Na ziemi z gitarą klasyczną w dłoniach. Wyglądało to trochę tak jakby uczył się grać. Ściął włosy, od razu to zauważyłem. Teraz były naprawdę króciutkie jedynie z czuprynka na górze. Widziałem jego oczy. Były puste. Patrzył się na mnie, choć dobrze wiedziałem, że mnie nie widzi. Zaczął coś śpiewać. Nigdy nie słyszałem tej piosenki. Musiała być nowa. Brzdąkał coś nieskładnie na gitarze i próbował to poskładać w jedno. Od razu uznałem, ze próbuje sam jakoś napisać muzykę do piosenki, rozpisać ją na instrumenty. Usiadłem za konsolą i przysłuchiwałem się cichemu głosowi brata.

Jesteś automatyczny.. twoje serce jest jak maszyna, umieram z każdym uderzeniem. Jesteś automatyczny.. a twój głos elektryczny, dlaczego wciąż wierzę? To automatyczne.. każde słowo w twoim liście, kłamstwo, które sprawia, ze krwawię. Automatycznie mówisz.. że wszystko będzie dobrze, ale tka nigdy nie będzie. Nie ma w tobie prawdziwej miłości.. czemu wciąż cię kocham..?”

Przerwał w tym momencie i zaczął coś kreślić w swoim zeszycie przy słowach piosenki. I po chwili zaczął od początku i próbował dobrać najlepsze akordy, które wypróbowywał z wydrukowanej kartki chwytów leżącej obok niego.
Ścisnęło mi serce. Przyglądałem się najpiękniejszej istotce, jaką kiedykolwiek widziałem. Taki kruchy, znów schudł. Pewnie najpierw w szpitalu, a teraz w domu nic nie jadł. Westchnąłem cicho, wiedząc, że to całkowicie moja wina. On kiedyś o mnie walczył. Ale czy ja teraz miałem w ogóle szanse by choćby stanąć do walki? Przecież niedługo miałem zostać ojcem. Co gorsza, ojciec Wiktorii dał mi do zrozumienia, że nie widzi innego wyjścia niż ślub. Zestresowałem się jeszcze bardziej i potarłem twarz. Im dłużej to odkładałem, tym było gorzej.
Wstałem i stanąłem przy drzwiach za lustro. Nacisnąłem klamkę i otworzyłem je powoli. Niemal od razu Bill podniósł na mnie twarz, a muzyka i jego śpiew ucichły. Zamknąłem drzwi za sobą. Podszedłem do ściany i usiadłem obok niego.
- Hej, Bill.. - powiedziałem w końcu po chwili ciszy.
Nie odpowiedział, patrzył na mnie wciąż. Na pewno nie przewidywał takiej sytuacji, był chyba z lekka przerażony. Przetarłem lekko spocone ze stresu dłonie o spodnie i przysunąłem mu gitarę bliżej.
- Łokieć.. łokieć powinieneś trzymać w ten sposób.. - powiedziałem cicho jedynie na niego zerkając. Dotknąłem jego ręki, ale odsunął ją lekko jakby obawiając się tego dotyku.
Spojrzałem się przed siebie i ukryłem twarz w dłoniach. Co ja mogłem mu powiedzieć? Żadne słowa nie wyrażały tego co czułem, ani nie były adekwatne do tego co on czuł.
- Bardzo podoba mi się twoja nowa piosenka.. - powiedziałem w końcu by przerwać bolesną ciszę. W tym momencie chyba stwierdziłem, że 1000 razy bardziej wolałbym, żeby wstał, zaczął mnie kopać i przezywać, żeby pokazał jakiekolwiek emocje. Taki z nich wysnuty był takim Billem , którego żaden z nas nigdy nie chciał oglądać.
Wziąłem z podłogi kostkę i mu podałem, chyba musiała mu wypaść z dłoni, gdy zobaczył mnie w drzwiach.
Zamknąłem oczy. Chyba naprawdę musiałem powiedzieć coś więcej niż tylko kilka tych słów nie mających nic wspólnego z ostatnimi wydarzeniami. Powinienem, ale on mnie ubiegł.
- Wyprowadzasz się teraz do Polski? - zapytał dość cichym, ale jednak silnym głosem. Z pozoru był moją dawną kruszynką. Ale wydarzenia, przez które tak niedawno go przeciągnąłem chyba zbudowały w nim jakąś siłę.
- Nie wiem.. ojciec Wiktorii chce, żebym ja poślubił – odpowiedziałem. Nie zamierzałem kłamać, nawet jeśli miało go to jeszcze bardziej boleć.
- Kochasz ją? - zapytał po chwili. Jestem pewien, ze gdybym tylko odwrócił głowę w jego stronę, zobaczyłbym jego oczka i jego intensywne spojrzenie wiercące dziurę w moim policzku.
Uśmiechnąłem się lekko i pokręciłem głowa na boki.
- Nawet jej nie lubię, Bill.. Jest.. - zacząłem, ale nic oprócz słów „nie jest tobą” nie przychodziło mi do głowy. - W pewien sposób bardzo mnie irytuje – odparłem zrezygnowany. - Nie wiem, co dokładnie, Bill.. nie jest tobą, po prostu sądzę, że to przez to.. i przez to, że winię ją za wszystko, podświadomie jej nienawidzę. Mimo, że nie jest winna, zdaje sobie z tego sprawę.
Bill patrzył się jeszcze chwile na mnie, a potem podał mi gitarę, która spoczęła ostatecznie na moich kolanach.
- Wiesz.. myślę, ze bardzo wydoroślałeś przez te kilka dni, Tom – powiedział nagle. W ogóle się tego nie spodziewałem. - Myślę, ze będziesz bardzo dobry ojcem. Pamiętam jak troszczyłeś się o mnie. - Pogładził lekko moje ramię. W jakimś stopniu byłem mu za ten gest bardzo wdzięczny. Uśmiechnąłem się jedynie lekko do niego i założyłem kosmyk jego włosów za ucho. - Pomogę ci, gdy tylko będziesz tego potrzebować – zadeklarował nagle coś, o czym mi się nawet nie śniło. - Zawsze będziesz mógł liczyć na swojego brata, zawsze nim będę – obiecał, ale nie uśmiechnął się choć na to trochę liczyłem.
Był poważny. Również dojrzał, dorósł. Albo bym przygnieciony częścią moich problemów. Mógł je przejąć w jakiś sposób bliźniaczą więzią. Nie chciałem by jeszcze dorastał. Nie przeze mnie.
- Chcesz poćwiczyć ze mną tą nową piosenkę? - zapytałem patrząc na jego zeszyt.
Jednak w odpowiedzi wziął go do dłoni i zamknął.
- Nie jest gotowa.. nie chcę – odparł. - To na razie.. tylko gryzmoły. Próbuję ułożyć coś w swojej głowie w całość – wyjaśnił.
Myślałem chwilę i w końcu postanowiłem się zapytać.
- Kiedy wróciłeś z Paryża? I.. i jak sobie tam sam poradziłeś? - Przyjrzałem się mu. Był piękny, choć jego twarzy nie zdobił makijaż. - I.. i ściąłeś włosy – zauważyłem.
Pokiwał lekko głową i westchnął prawie niezauważalnie.
- Xsavier wziął mnie na noc do siebie – odpowiedział. - A następnego dnia rano po rozmowie z Jostem.. chciałem wrócić do domu. Zrozumiałem, że to nie moje.. nie mój dom, nie moje dzieci, on nie był mój. Ani ja nie potrafiłem być jego. Tutaj mi dobrze – zrelacjonował wydarzenia w pigułce. - A włosy ściąłem.. w dzień po tym jak mi wysłałeś smsa – dodał jedynie bez szczegółów i wstał, po czym podciągnął lekko za duże spodnie i wyciągnął do mnie dłoń, aby pomóc mi wstać. Miało ty chyba dla mnie jakieś znaczenie symboliczne.
Złapałem jego dłoń mocno i się podniosłem. Zauważyłem, ze jego ręka jest bardziej umięśniona. Nabrała kształtów, za które na pewno odpowiedzialne były ciężarki. Był silniejszy nie tylko psychicznie.
- Długo jesteś w domu? - zapytałem w końcu, wciąż nie mogąc wyjść z podziwu jak to wszystko szybko się pozmieniało. On przede wszystkim.
- Dwa tygodnie będą – odparł krótko i odstawił gitarę na stojak.
Był zimny. Automatyczny. Był jak maszyna, wyzuta z emocji. A jednocześnie taka, która nie chce zawieść brata w trudnym momencie pomimo własnego cierpienia. Swoją pracą musiał zrezygnować z brata kochanka, a pozostać bratem bratem. I mnie to bolało, bo nadal go kochałem. Ale wiedziałem, że koniec z tym wszystkim, z nami. To dziecko przypieczętowało wszystko. Na myśl, ze spał z tym Francuzem, ścisnęło mnie serce, ale z drugiej strony nie miałem żadnego prawa się o to złościć. Ja go zdradziłem. Nie on mnie. To ja, nie on wszystko zniszczyłem.
- Tom, przestań już rozmyślać – poprosił przyglądając mi się. - Żyjmy dalej. Mogłem być zły, obrazić się i schować tam, gdzie byś mnie nie znalazł. Ale chyba spotkała cię już wystarczająco bolesna kara. I będzie ci ona towarzyszyć już całe życie, po co mam ci to dodatkowo utrudniać? Chyba tylko prawdziwy łajdak by tak postąpił, a ja jestem twoim bratem. Potrzebujesz mnie i ci pomogę. Pomimo tego wszystkiego, będę przy tobie – powtórzył obietnicę, a ja poczułem jak moje serce po raz kolejny się zaciska. Tym razem ze wzruszenia.
Poczułem jak przytula mnie do siebie mocno. Nigdy tak nie robił. Nawet jeśli rzeczywiście mnie przytulał, to nigdy w taki sposób, teraz było inaczej. Mniej intymnie, po bratersku, po przyjacielski. Czułem się trochę zagubiony.

 Biała mgła.. światło księżyca.. świeca tak jasno jak ty, gdy śpisz. Chcę iść za tobą.. Poszedłbym, gdyby rzeczywistość była dla mnie bardziej przychylna. Gdybym nie popełnił błędów.. które są niewybaczalne, nieodwracalne.. Chcę znów w śnie być z tobą. Zamykam oczy.