niedziela, 31 grudnia 2017

Miłość Boli 2.1


Miłość Boli 2.1

                Bill wyjechał. Na tydzień.
                Początkowo chciałem z nim jechać. Nawet się zgodził, gdy go o to zapytałem. Wydawał się być.. zadowolony? Być może liczył na to, że sprawy właśnie tak się potoczą. A jednak. Część mnie postanowiła inaczej. Margaret wróciła do mojego życia.
                Siedząc w pustym mieszkaniu, w pełni ubrany, obracałem w dłoni pudełeczko tic-taców. Z tego nie mogło być nic dobrego. Przetarłem twarz dłońmi. Powiedziałem Billowi, że chcę zostać, wykorzystać ten czas, żeby znaleźć jakąś pracę. Nie wiedziałem, czy to kupił, czy podejrzewał, że muszę rozprawić się z przeszłością, ale nic nie powiedział. Równie dobrze, gdzieś w środku w nim, mogło mu być najzwyczajniej przykro, że nie chce z nim jechać. W każdym razie nie dał po sobie niczego poznać. Był dla mnie totalną zagadką. Kiedyś go znałem.. teraz był inny. Być może uaktywniłem u niego kilka emocji, jakiś uczucia.. ale właśnie – nie wiedziałem. A kiedyś było inaczej. Wiedziałem, o czym myśli i, co czuje. Znałem na pamięć jego gesty, każdy z wyrazów twarzy i uniesień brwi. Teraz nie wyrażał nic. Nie potrafiłem już go czytać.
                Westchnąłem i w końcu dokończyłem wiązanie butów. Gdy wstałem, przejrzałem się w lustrze. Warkoczyki zastąpiły rozpuszczone włosy, które umyłem dwukrotnie i rozprostowałem, korzystając z prostownicy Billa, a następnie zwinąłem w kucyka. Musiałem koniecznie wybrać się do fryzjera. Miałem na sobie granatową koszulkę, opinającą moje ciało. Sporo ćwiczyłem. Margaret lubiła wysportowanych. Na nogach miałem ciemne jeansy, na nogach casualowe półbuty. Założyłem czarną, skórzaną kurtkę. Po za dużych kilka rozmiarów ubraniach nie było śladów. Zmieniłem się tak jak Bill. Dotknąłem policzka i wyczułem dość gęsty zarost. Z moich ust wyrwało się kolejne westchnienie. Wyglądałem jak przedstawiciel Al-Kaidy.
                Złapałem w rękę uszykowaną wcześniej torbę i nałożyłem okulary przeciwsłoneczne. Wyszedłem z mieszkania Billa i zamknąłem drzwi na klucz. Na dole czekała już na mnie taksówka. Wsiadłem do niej i poleciłem, żeby na razie poczekał. Wyjąłem komórkę i wybrałem odpowiedni numer.
                - Gdzie jesteś? – zapytałem, gdy połączyło mnie z drugą stroną.
                - Hotel Nova – odpowiedział przesłodzony, kobiecy głos. – Pokój 502.
                Rozłączyłem się, a kierowcy wskazałem miejsce docelowe.
                Zamykając oczy w czasie jazdy zastanawiałem się, czemu to robię. Jaka niewidoczna siła kazała spakować mi odmówić wyjazdy z bratem, spakować manatki i jechać spotkać się z koszmarem mojego życia. W uszach słyszałem wciąż głos Billa.. Czy możliwe było, aby ona mnie kochała? Czego tak naprawdę chce?
                Połknąłem dwie tabletki na ból głowy. Przez ostatni tydzień mój świat ponownie stał na głowie, a ta z kolei pękała od nadmiaru wrażeń. Bałem się tego spotkania. Nie tylko ze względu na to, czego ona mogła ode mnie chcieć. Odkąd poznałem Margaret, nie poznawałem siebie. Wyzwalała we mnie zarówno to, co najlepsze, jak i to, co najgorsze. I mimo tego, jaka była i jak potoczyło się moje życie, straciłem przez nią Billa, kontakt z rodziną, której nie mogłem spojrzeć w oczy.. w końcu zrozumieli, co robiłem Billowi. W końcu przejrzeli na oczy. Mimo tego wszystkiego.. przeżywałem z nią także masę dobrych chwil, o których wiedzieliśmy tylko ja i ona. Naprawdę była dla mnie wszystkim i naprawdę kiedyś ją kochałem. A może jakaś część, ta niechcąca tego przyznać, nadal ją kochała? Gdyby naprawdę mnie kochała, a jej zamiary były szczerze.. prawdopodobnie nigdy bym jej nie zostawił. I tu dałem się łapać – nikt o szczerych zamiarach nie rozdziela braci dla swojej sadystycznej przyjemności.
                Hotel wyrósł przede mną zdecydowanie za szybko. Zanim się zorientowałem już zapłaciłem zbliżeniowo taksówkarzowi i stałem przed wejściem do hotelu. Patrzyłem w górę, widząc nazwę hotelu, migającą, jakby świetlówki były bliskie przepaleniu się. Zacisnąłem dłoń mocniej na rączkach torby sportowej i wszedłem do środka, kierując się od razu do windy.
                Droga na 5 piętro była zdecydowanie za krótka. Serce waliło mi mocno. Po raz ostatni sprawdziłem telefon przed wejściem do pokoju i od razu go wyłączyłem. Rozejrzałem się dookoła, chcąc sprawdzić, czy ktoś mnie widzi. Zabieg był bezsensowny – dookoła wszędzie były kamery.
Uniosłem dłoń i zapukałem w drzwi. Uchyliły się. W nich stała Margaret. Jej piękne włosy w kolorze miodu były pofalowane i ułożone w perfekcyjną fryzurę. Makijaż wykonany był wprawną ręką. Wpatrywała się we mnie zielonymi oczami, podkreślonymi brązowymi cieniami. Miała na sobie niebieską sukienkę na ramiączka z dużym dekoltem. Widziałem wystający spod niej czarny stanik z charakterystyczną koronką. Znałem tą sukienkę i znałem tą bieliznę. Pamiętałem.

Biorąc kieliszek pochyliła się nad stolikiem, dzięki czemu mogłem lepiej obserwować jej dekolt, a biust miała fenomenalny. Zamieszała płynem i upiła łyk białego wina. Uśmiechnęła się cudownie, gdy odstawiała kieliszek na stolik. Miała na ustach czerwoną szminkę. Przy niej, jej żeby wydawały się być śnieżnobiałe. Miała na sobie niebieską sukienkę na ramiączka, spod której widać było czarny koronkowy stanik. Była krótka. Gdy siedziała, widziałem prawie jej całe uda. Stopy uwolniła z czarnych szpilek, które przewrócone leżały pod stolikiem. Rozmawiała z mężczyzną, który siedział tyłem do mnie. Na pierwszy rzut oka widać było, że był dużo starszy od niej. Ze swojego stolika miałem na nią doskonały widok. Już dawno zamiast słuchać dyskusji Gustava i Billa na temat zadanych referatów, wpatrywałem się w to, jak ta dziewczyna pociągająco nawija spaghetti carbonara na widelec, a potem wsuwa go do ust. Gorączkowo przełykałem ślinę i popijałem colę. Czekanie na zamówienie ani trochę mi się nie dłużyło.
W pewnym momencie znów wzięła do dłoni kieliszek. Jej skóra była promienista, lekko opalona. Nabrał płynu w usta i spojrzała na mnie. Prosto w moje oczy. Sparaliżowany strachem, że zostałem przyłapany na bezczelnym gapieniu się, zastygłem w bezruchu. Przełknęła wino, patrząc głęboko w moje oczy. Poczułem gorąco, które mnie oblewa. I męskość, która i tak obudzona już do życia, robi się całkiem twarda. Przytrzymała spojrzenie, a potem odwróciła wzrok, kontynuując rozmowę z towarzyszem. Miałem nieomylne wrażenie, że dokładnie wiedziała, co mi zrobiła. A ja prawdopodobnie sam się o to prosiłem, bezwstydnie ja lustrując.
Gdy dostałem swoją pizzę, zaprzestałem chwilowo obserwacji, spuszczając wzrok na swój talerz. Gdy brałem do ust pierwszy kawałek posmarowany sosem pomidorowym, poczułem powiew słodkich, kobiecych perfum. Unosząc wzrok, kątem oka zobaczyłem podrygujące miodowe włosy, które znikają w drzwiach. Gdy znów spojrzałem na pizzę, leżała na niej serwetka z numerem telefonu.
Byłem zbyt zdekoncentrowany, by cokolwiek zauważyć. Schowałem serwetkę. Była kobieta z moich snów. Była cudowna, już to wiedziałem, czułem. Serwetka wylądowała w kieszeni moich spodni. Tego dnia mój świat zmienił się bezpowrotnie.

- Tom? – zapytała, unosząc brew i przypatrując mi się dokładnie.
Wyrwała mnie tym z głębokiego, dalekiego wspomnienia. Znów widziałem ją taką jak tam, w restauracji. Słodką i bezbronną. Przymknąłem na chwilę oczy, chcąc oprzytomnieć i wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi. Z wyglądu.. to ona była aniołem.
Zdjąłem z siebie kurtkę, chcąc odrobinę ochłonąć. 8 lat minęło od naszego pierwszego spotkania. Byłem 16-letnim gówniarzem. Ona była dwa lata starsza. Zawsze kręciła mnie jej dojrzałość. I fizyczna i psychiczna. Z resztą starsze kobiety zawsze były modne.
Usiadłem w końcu w fotelu przy stoliku. Pokoik był mały, ale mieściło się w nim łóżko małżeńskie, szafki nocnie, plazma i wcześniej wspomniane fotel i stolik. Kolory był delikatne, kremowe. Wystrój standardowy dla każdego hotelu oferującego średnie warunki zakwaterowania.
Ona przysiadła na łóżku i założyła nogę na nogę. Uwielbiałem, gdy tak robiła. Szczególnie w krótkich sukienkach, wtedy widziałem jeszcze więcej. A miałem obsesję na punkcie kobiecego ciała. Długie nogi nie były wyjątkiem. Kochałem na nie patrzeć i ich dotykać.
Przyglądała mi się uważnie.
- Ładnie ci w tej nowej fryzurze – odezwała się po chwili z lekkim uśmiechem.
- Darujmy sobie gierki. Mów, czego chcesz – odparłem natychmiast i wlepiłem wzrok w drzwi wejściowe, aby nie przyłapała mnie ani razu na patrzeniu na jej ciało.
- Potrzebuję twojej pomocy. I mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia – powiedziała. Spojrzała na mnie dziwnie. Nigdy nie widziałem u niej takiego spojrzenia, a naprawdę wiele u niej widziałem. Bała się? Czego? Kogo? – Możemy sobie.. wzajemnie pomóc.
Jej propozycje nigdy nie kończyły się dobrze. Nie miałem pojęcia, co mogła wymyślić tym razem. Patrzyłem w jej oczy. Była inna. Spokojniejsza. Jakby zniknęła jej cała zawiść do świata. Nie byłem tylko pewien, czy to gra, czy w jej życiu przez kilka ostatnich miesięcy, pod moją nieobecność, stało się coś, co ją zmieniło.
Pewien byłem tego, że jak słodka i pokorna by nie była, tej kobicie nie można było pod żadnym pozorem ufać.

****************************

Witajcie kochani!

Pragnę z całego serducha złożyć wam życzenia i życzyć, aby w nowym roku spotkało was dużo więcej szczęścia, miłości i zdrowa niż spotkało w tym. 
Dołączyłam również pierwszą notkę Sezonu II bardzo długo zawieszonego, a wiem, że przynajmniej kiedyś wyczekiwanego opowiadania. Wiem, że jest krótka, ale chciałam dać wam przedsmak tego, jak będzie wyglądać Sezon II i czego będziemy się w nim dowiadywać, a mianowicie drugiej strony medalu. Jednocześnie chciałam również zorientować się, ile z Was czeka na to opko i jest nim zainteresowanych. 
Bardzo proszę o komentarze, to będzie taki mój prezent noworoczny :)

~ Pozdrawiam, Sinni <3


poniedziałek, 25 grudnia 2017

65. Heut' ist dein Glückstag

Witajcie, kochani!

Wraz z życzeniami świątecznymi, przybywam z nowym rozdziałem po praktycznie roku przerwy. Nie jest łatwo godzić studia z weną, a ta przybyła, gdy po raz enty czytałam niedawno stare opowiadanie mistrzyni obsesji. Rozdział dedykuję Tobie, Czytelniku. Tobie, któremu chciało się zajrzeć w stare kąty i zdmuchnąć kurz ze zdecydowanie za długo pisanego opowiadania.

Zapraszam do lektury i życzę pogodnych świąt w rodzinnym gronie, udanej sesji dla studentów, zdanego semestru dla innych oraz zdrowia, dużo zdrowia.

Rozdział niesprawdzony i +18

~ Sinni


65. Heut' ist dein Glückstag

                - Wiesz.. życie to chyba taka mściwa kurwa, który daje wszystkim, tylko nie mi.. – mruknąłem w róg kołdry, przypatrując się oczom bliźniaka.
                Uśmiechnął się tak, jakby się z tym zgadzał. Dobrze więc, zgadzaliśmy się oboje.
                Julia była już w domu. Musiała iść do szkoły. My.. też byliśmy w domu. Trasa zakończona. Teraz trochę relaksu dla innych, a my mieliśmy posiedzieć trochę nad przyszłą płytą. Nad tekstami. Stworzyć jakąś melodię. Cokolwiek.
                Księżyc oświetlał jego twarz. Jego oczy błyszczały. Przypatrywał się mi. Z miłością. Zagubioną miłością. Gdzieś w tej galaktyce były odpowiedzi na pytania, które zadawały w tym momencie jego oczy.
                Uniosłem lekko dłoń i pogłaskałem jego policzek delikatnie. Uniósł jeden kącik ust w uśmiechu i pocałował czule jej środek.
                Chciałbym poznać te pytania.
                - Wyjedźmy gdzieś – powiedział nagle. – Jost nie powiedział, że musimy pracować w domu. A ja mam dość matki, która patrzy na mnie jak na męczennika. I ojca. Który wciąż pyta o coś, o czym chcę zapomnieć.
                - Chyba raczej o kimś – poprawiłem go odrobinę złośliwie i westchnąłem. – Dokąd niby chcesz jechać?
                - Tam, gdzie będziesz miał najwięcej inspiracji. Ja nadal nie wiem, o czym ma być ta płyta, bo nie byłem wystarczająco godny tych informacji – wypomniał mi trochę nadąsany.
                - Jest o mnie, Tom. I o tym, co ze mną zrobiłeś – odparłem i usiadłem na łóżku. Spojrzałem na zegarek. Było w pół do czwartej. Potarłem twarz. – Czemu ja jeszcze nie śpię? – Westchnąłem i wstałem. Podszedłem do okna i wyjrzałem przez nie. Przymknąłem oczy na chwilę. Odwróciłem się i oparty o parapet popatrzyłem na niego. – Japonia.. – szepnąłem, a wszystko w mojej głowie zaczęło układać się w jedną całość.
                Każda myśl, wszystko co w mojej głowie powoli prowadziło mnie to kraju mangi, innowacji, techniki i dziwactwa. To było to miejsce.
                - Wiesz.. liczyłem bardziej na jakieś Karaiby, czy Miami.. – Tom podrapał się po głowie lekko kręcąc nosem.
                - Ja ci nie każę ze mną jechać – odparowałem pewny siebie. – Możesz jechać do Miami, na plażę i ruchać tam każdą, która ci się spodoba. JA jadę do JAPONII – zaznaczyłem i zmrużyłem oczy.
                Tom potarł twarz i położył się na plecach, jakby się poddał.
                - Długo zamierzasz mi to jeszcze wypominać? – mruknął ciszej. – Wiem, że dla ciebie to nie jest przyjemne, ale zapewniam, że dla mnie to też nie jest szczyt rozkoszy słuchać ciągle o największym błędzie w życiu. I to jeszcze od osoby, którą przez ten błąd straciłem. – Westchnął smutno i odwrócił się tyłem do mnie.
                Skrzywiłem się lekko. Aż tak go to bolało?
                Westchnąłem i usiadłem w swoim ulubionym fotelu. Wziąłem swój zeszyt z piosenkami i zacząłem coś tam kreślić. Zerkałem co chwilę na brata. Czy kiedykolwiek mogłoby jeszcze być tak jak kiedyś?

* * *
               
                Rzuciłem torbę na ziemie, a potem rzuciłem się na łóżko. Odsłoniłem pilotem rolety. A moim oczom ukazał się wspaniały nocny widok na miasto. Światła błyszczały, mnóstwo neonów i przezabawnych znaczków, których za groma bym nie rozszyfrował.
                Tom wtarabanił się w końcu z walizkami przy pomocy boya hotelowego i również oczarowany panoramą, po wydaniu napiwku, podszedł do okna. Nasz apartament miał dwie sypialnie, dwie łazienki, gabinet, salon i jadalnię. Był tak wielki, że mogliśmy się cały dzień nie widzieć. Ale coś podpowiadało mi, że on i tak wślizgnie się do mojego łóżka. Złapie, ściśnie i nie puści. A jak tak zaśnie, to do rana się nie obudzi.
                Czułem się, jakby światła Kioto zwrócone były tylko na mnie.

                Nie, nie chciałem jechać do Tokio. Byliśmy tam już przy okazji trasy koncertowej. Było tam tłoczno, miasto było za popularne, a prawdziwych zabytków po prostu tam nie było, gdyż pierwszą stolicą Japonii było właśnie Kioto i całe dziedzictwo kulturowe znajdowało się tutaj.
                Oboje byliśmy zmęczeni podróżą i zmianą czasu. Wylatywaliśmy w nocy, a gdy dolecieliśmy, tu znów była noc. By zminimalizować skutki tej zmiany zaproponowałem profilaktyczne położenie się do łóżek i próbę przespania jak najwięcej. Tom się zgodził. Każdy poszedł wykąpać się do swojej łazienki, po chwili leżałem już pod hotelową kołdrą i ze zgaszoną lampką. Napisałem jeszcze smsa do Julii, że dojechaliśmy i kładę się spać. Nie odpisała.
Tom nie przyszedł do mnie tej nocy, to mnie bardzo zdziwiło. Być może postanowił dać mi trochę przestrzeni, której nie dostałem zmuszony do wznowienia trasy właśnie wtedy, gdy nie chciałem przebywać z bratem w jednym pokoju.
Nie spałem długo. Obudziłem się po dwóch godzinach całkiem wyspany, mimo, że był środek nocy. Odbijało się przespanie praktycznie całego lotu. Zerknąłem na telefon, ale Julia nadal nie odpisywała, mimo, że u niej już dawno było południe i powinna być w szkole. Westchnąłem jedynie zrezygnowany.
Wiedząc, że próby uśnięcia i tak skończą się fiaskiem, wstałem z łóżka i ubrałem na siebie dość przylegające spodnie dresowe i jakiś podkoszulek oraz rozpinaną bluzę z kapturem, telefon wcisnąłem do kieszeni. Zajrzałem do sypialni Toma, lekko uchylając drzwi. Spał jak zabity. Być może on nie spał w samolocie tyle co ja.
Postanowiłem wyjść na miasto. Późna pora ani trochę mi nie przeszkadzała. Wręcz cieszyłem się, że nie musze się przeciskać w tłumie. Powietrze było rześkie i było dość chłodno. Ciężko było jednak zauważyć, że jest noc. Miasto było tak oświetlone, że wręcz było jasno. Łuny świateł odznaczały się wysoko na niebie. Szklane wieżowce pięły się w górę, jakby nie miały końca, a szkło jeszcze bardzie potęgowało światło. Wszechobecny metal, szkło, elektryczność. Potęga futurystycznych marzeń dziadków.
Zarzuciłem na głowę kaptur i założyłem ciemne okulary, czując się dzięki temu jeszcze bardziej anonimowo. Zatrzymując się na chwilę, wyjąłem z kieszeni fajki i zapalniczkę, a chwilę później wdychałem trujący dym, który agresywnie wypełniał moje płuca.
Kawałek dalej przystanąłem przy ścianie jednego z licznych wieżowców i rozglądałem się, chłonąc wszystko, co mnie otacza z taką determinacją i dokładnością, jakbym miał to zaraz odwzorować na płótnie z zawiązanymi oczami.
Spacerując tak dalej, spostrzegłem się, że coraz bardziej oddalam się od nowoczesnym budynkom, które ustępują prostopadłym do siebie wąskim uliczkom, które widziały historię tego miasta, odkąd miasto to było zwykłą wioską. Z daleka widziałem zamek otoczony zielenią, jednak spacer w tamtą stronę niedużo po 3 nad ranem i tak nic by mi nie dał. Zamiast tego znalazłem mały bar, w którym jako jeden z niewielu gości mogłem sączyć sake i da upływ emocjom, bazgrząc na barowej serwetce zwiniętym przypadkiem z recepcji hotelowej długopisem.
Dokładnie byłem w połowie słowa, gdy ktoś zaczepił mnie wymawiając sylaby z taką szybkością, że nie byłem w stanie ich rozróżnić. Mężczyzna tez wcześniej siedział w koncie i był już zdecydowanie po 40. Z całej tej paplaniny zrozumiałem jedynie „Tokio Hotel”. Uśmiechnąłem się lekko, mimo, że kompletnie go nie rozumiałem. Ten od razu, w reakcji na mój uśmiech podsunął mi jakiś notesik i pokazał dłonią gest pisania. Podpisałem się od razu, wiedząc że jakiekolwiek pytania o imię i inne duperele ni miały sensu, a potem z trochę szerszym uśmiechem oddałem mu notesik. Usłyszałem tylko kilkakrotnie powtórzone „arigato”. Przynajmniej to zrozumiałem, po prostu mi podziękował.
Przy piątej kolejce słowa na serwetce kleiły się już całkiem nieźle. Czytałem je już któryś raz z rzędu. Przekrzywiając głowę wlałem w siebie kolejną porcję alkoholu i otarłem usta wierzchem dłoni. Po wyciągnięciu telefonu zobaczyłem kilka nieodebranych połączeń od Toma i trzy razy więcej smsów. Wszystkie w stylu „gdzie ty się chuju podziewasz, jak cię dorwę, to ci przypierdolę”. Zignorowałem go, na niego przyjdzie czas w hotelu. Julia nadal nie odpisała. Zadzwoniłem, ale miała wyłączony telefon. Westchnąłem i przetarłem twarz dłońmi.
Kogo ja chciałem okłamać? Chyba tylko siebie samego. Czy kiedykolwiek pokocham kogoś tak mocno jak kochałem Toma? To pytanie nie było tak istotne jak te, czy ktoś pokocha mnie tak bardzo jak Tom kochał mnie.
Prawda była bardziej zawiła i nawet ja sam nie potrafiłem siebie do końca zrozumieć. Na własne życzenie uwikłałem się w coś, z czego ciężko się wyplątać. I to drugi raz. Związek z Tomem był pierwszy. I do końca życia będę czuć skutki tej decyzji. Do końca życia będę patrzeć na brata, który znaczył dla mnie więcej niż ktokolwiek, którego kochałem pierwszą, najmocniejszą miłością bez opamiętania, z którym łączyła mnie dzika namiętność i bliźniacza więź, potęgująca doznania. Do końca życia będę patrzeć w oczy człowieka, który umożliwił mi wspięcie się na szczyt swoich uniesień i możliwości. Człowieka, który brutalnie sprowadził mnie na samo dno.
Wpakowałem się w związek z dziewczyną. Piękną, nie można było jej tego ująć. Jednocześnie w brew sobie jak i zgodnie z moja wolą. Tom miał rację, ale nie mógł się o tym dowiedzieć. Chciałem ją pieprzyć, pociągała mnie, bo moje zwykle kruche ciało zostało skrzywdzone i zostało wyposażone w podskórny tytanowy pancerz. Z zewnątrz się nie zmieniłem, ale w środku.. to już nie byłem ten sam ja. A ona.. może po prostu to wyczuła. A może pasowała jej rola dupy koncertowej, ciężko powiedzieć. Jednak, gdyby jej zależało, zadzwoniłaby z pytanie o lot. Nawet nie odpisała. To dobrze. W takim razie jej też nie zależało, przynajmniej nie mocno. Więc było nas dwoje.
Droga powrotna do hotelu ciągnęła się w nieskończoność. Słońce zaczęło wstawać, a jego promienie odbijające się uparcie od szklanych witryn sklepowych i wieżowców biurowych zmusiły mnie do ponownego założenia okularów. Miałem lekko w czubie, ale moje umiejętności topograficzne połączone z umiejętnością obsługiwania Google Maps doprowadziły mnie do celu. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego jak daleko zaszedłem. Spaliłem przed wejściem ostatnią fajkę i zgasiłem w popielniczce, a potem przemierzając recepcję udałem się w stronę windy.
Gdy męski głos w niezrozumiałym dla mnie języku poinformował mnie, że jestem już na odpowiednim piętrze, wyjąłem kartę magnetyczną i po szybkim przejściu korytarza, włożyłem je do drzwi, a potem je pchnąłem, wchodząc do środka.
Tom siedział na fotelu naprzeciwko drzwi, również ubrany w dresy i bluzę, dosłownie jakbyśmy się zgadali. Miał też na nogach buty. Patrzył na mnie przez chwilę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Mierzyliśmy się wzrokiem w bezruchu.
Pierwszy wykonałem krok, zdejmując bluzę i idąc w stronę sypialni, której drzwi były zaraz obok fotela okupowanego przez mojego bliźniaka. Gdy go mijałem, złapał mnie za dłoń i ścisnął, zatrzymując. Spojrzałem na niego pytająco, mimo, że dokładnie wiedziałem, co chciał powiedzieć.
- Nie rób mi tego więcej, Bill – powiedział słabym głosem. Miał jakby chrypkę i brzmiał jakby płakał. Wzrok nadal miał utkwiony w drzwiach wejściowych do pokoju. – Wyzywaj się w inny sposób, ale nie znikając w środku nocy w obcym mieście, bez żadnej wiadomości.
Wywróciłem oczami.
- Dobrze, następnym razem zostawię liścik..  mruknąłem na odczepne, próbując wyrwać dłoń, ale nic z tego.
- Bill – powtórzył stanowczo, tonem ostrzegawczym. Spojrzał wtedy na mnie. Oczy miał podkrążone i zaczerwienione. Rzeczywiście musiał płakać.
Westchnąłem jedynie, odwracając wzrok i wszedłem do swojej sypialni. Nie zatrzymywał mnie już. Kiedy to się stało, że on był ciepłą kluchą, a ja olewałem zasady bezpieczeństwa i miałem wszystko w dupie? To raczej tylko pytanie retoryczne. Nocnemu spacerowi towarzyszyło podniecenie i adrenalina i nie mogłem temu zaprzeczyć.
Z kieszeni bluzy wyjąłem wszystko, co miałem przy sobie, czyli długopis, serwetkę, telefon i portfel i położyłem na swoim stoliku nocnym, natomiast serwetkę od razu schowałem do ukrywanego w walizce zeszytu.
Walnąłem się na łóżko i dopiero wtedy zdjąłem buty, rzucając nimi w stronę drzwi. Tym drugim glanem Tom dostałby po głowie, gdyby się nie uchylił w odpowiednim momencie, gdyż znów postanowił przerwać moją samotnię i mnie odwiedzić.
Wyciągnąłem się, wkładając ręce pod głowę.
- Mogę? – zapytał tak karnym głosem, że aż przewróciło mi się w brzuchu od nadmiaru usłużności.
Głos w mojej głowie odpowiadał mu już zgryźliwie, ze przed zruchaniem tamtej laski tez mógł zapytać, ale z moich ust nic się nie wydobyło. Pokiwałem jedynie twierdząco głową, a on trochę pewniej wszedł dalej i usiadł z drugiej strony mojego łóżka. Po chwili zastanowienia zmienił jednak pozycję i położył się na boku, wtulając głowę w poduszkę. Jego wzrok utkwił w mojej twarzy. Patrzyłem zawzięcie w sufit.
- Bill.. proszę.. porozma.. – urwał, gdyż mu przerwałem niezbyt grzecznie, swoją drogą.
- Nie jestem już taki sam, Tom. – Spojrzałem na niego uważnie. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Próbował wyczytać coś z mojej twarzy, ale jestem pewien, że nie widział na niej żadnej wskazówki. – Nie potrafię być.. uległy. Sprawiłeś, że się tego boję. Nie będę tego ukrywać, sądzę, że zasługujesz na tę szczerość z mojej strony.
Patrzył jeszcze chwilę w bezruchu, a potem przysunął się znacznie bliżej i wsparł głowę na zgiętej ręce. Położył mi delikatnie palec na usta, zdecydowanie prosząc o tym bym milczał.
- Wiem, Billy – wyszeptał, zaglądając w moje oczy. Słowo daję, że widziałem jak jego łzy mają ochotę po prostu otulić się łzami. – Zniszczyłem twoją wrażliwą stronę, zawiodłem twoje zaufanie. Zbudowałem w tobie coś i brutalnie to odebrałem. Tamtego dnia wyrwałem tobie kawałek serca, kawałek duszy.. Sam też je straciłem. – Westchnął. Pojedyncza łza wylądowała na mojej koszulce. – Dobrze wiem, że jesteś inny. Jesteś jak robot. Potrafisz być bezwzględny. Nie porusza cię mój żal i smutek, bawisz się tą dziewczyna i, nie zaprzeczaj – dodał, gdy widział, jak zrywam się by wybić mu z głowy to, że może mieć rację. Choć miał po części. – Widzę, jaki jesteś bezduszny.. brak ci empatii. Byłeś taki i dla rodziców i chłopaków. Być może tylko ta Julia doznała dobroci z twojej strony, bo chciałeś ją zaliczyć.
- Ja nie wrócę – odparłem. – Stałem się..
- Humanoidem – znów mi przerwał. – Stałeś się tym, kim chciałeś się stać, by siebie chronić. Ale to nie jesteś prawdziwy ty. To tylko pancerz. Oboje o tym wiemy. Jesteś tam, w środku. Delikatny i wrażliwy. – Nachylił się nade mną bardziej i pogłaskał mój policzek, a jego usta dotknęły mnie.
Mieszanka jego wody kolońskiej i ilości alkoholu w moim organizmie sprawiły, że oddając z początku delikatny pocałunek, szybko zmieniłem go w bardziej namiętny, wsuwając w jego usta język, a dłonią, przyciągając go za kark jeszcze bliżej. Zachęcony, po prostu nakrył mnie sobą i całował szybko i zachłannie. Jego dłoń błądziła delikatnie po moim brzuchu, a palec od czasu do czasu kręcił kółeczka wokół sutka. Pamiętałem jego zapach, gdy był podniecony. Jego erekcja wbijała mi się lekko w biodro. Szybko mu stanął, ja nie byłem w resztą gorszy, pomimo ilości sake, jakie w siebie wlałem.
Obejmowałem go. Nie wiem nawet kiedy, a już był miedzy moimi nogami, a nasze prężące się przyrodzenia oddzielały od siebie jedynie dwie pary bokserek. Spodnie dawno leżały na ziemi, choć sam nie wiem, który z nas zainicjował zdejmowanie ich. Przyssał się do mojej szyi i pieścił ją językiem. Zawsze była moim słabym punktem, a pod jakimkolwiek dotykiem na niej wyginałem się w łuk i wierciłem, jęcząc do jego ucha. Tak dobrze mnie znał. Podniecał mnie cholernie. Podniecał mnie tak jak kiedyś, na tym polu nic się nie zmieniło.
Gdy pozbył się już mojej koszulki, całował moją klatkę, kierując się nieustannie w dół. Potarł moją męskość dłonią, a ja jęknąłem głośno. Brakowało mi tam JEGO dotyku. On wiedział jak to robić, aby dać mi największą rozkosz.
W momencie, gdy zaczął pozbywać się moich bokserek, spoglądałem na niego, lubieżnie oblizując usta.
- Powiedz mi, Tom.. – wymruczałem zmysłowo, a on zerknął na mnie, jednocześnie przeciągając językiem wzdłuż mojego penisa, na co znów jęknąłem przeciągle. Złapałem jego głowę i wsunąłem palce w jego włosy. – Co niby ma być teraz powodem a..ahh – Przerwałem na chwilę, gdy wziął mojego penisa do ust i zacząłem rytmicznie nadawać mu tempo swoją ręką. Nigdy tak nei robiłem, był zdziwiony, a ja po prostu musiałem to zrobić, tak bardzo chciałem, żeby mi obciągał jak jakaś pieprzona dziwka. -  żebym to ja tobie dawał dupy? Nie jestem ani trochę mniej silny od ciebie, a wręcz rzekłbym, że jestem silniejszy..
Podniósł na mnie zaskoczony wzrok. Zabrałem dłoń, pozwalając mu odpowiedzieć, ale chyba naprawdę nie spodziewał się takiego zagrania z mojej strony, bo dosłownie go zatkało.
Usiadłem i pogłaskałem go po policzku, mrużąc drapieżnie oczy.
- Chcę cię przerżnąć, „kochanie”.. – zaakcentowałem ostatnie słowo dozą ironii.
Zamrugał, kompletnie nie wiedząc, co ma teraz zrobić. Chciał być ze mną blisko, ale chyba nie spodziewał się, że zmieniłem się do tego stopnia, że nie dość, że uległość jest we mnie głęboko zakopana, to strona dominująca będzie mocniejsza od niego. W jego oczach widziałem tą uległość przed moją osobą, silną osobą. To kiedy przyjdzie na kolanach błagać, żebym go zerżnął, było tylko kwestią czasu.


Dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień. Zboczyłem ze swojego kursu. Podejdź i powiedz, czego chcesz. Twoje oczy zaślepione pożądaniem i przerażeniem, wpatrzone we mnie jak w obrazek. Mrugam kilkakrotnie i przytulam cię do siebie, jak ty kiedyś zwykłeś przytulać mnie. Jestem jeszcze bezdusznym humanoidem, czy już zmieniłem się w mściwego potwora? Nie chciałem znać odpowiedzi.