niedziela, 31 grudnia 2017

Miłość Boli 2.1


Miłość Boli 2.1

                Bill wyjechał. Na tydzień.
                Początkowo chciałem z nim jechać. Nawet się zgodził, gdy go o to zapytałem. Wydawał się być.. zadowolony? Być może liczył na to, że sprawy właśnie tak się potoczą. A jednak. Część mnie postanowiła inaczej. Margaret wróciła do mojego życia.
                Siedząc w pustym mieszkaniu, w pełni ubrany, obracałem w dłoni pudełeczko tic-taców. Z tego nie mogło być nic dobrego. Przetarłem twarz dłońmi. Powiedziałem Billowi, że chcę zostać, wykorzystać ten czas, żeby znaleźć jakąś pracę. Nie wiedziałem, czy to kupił, czy podejrzewał, że muszę rozprawić się z przeszłością, ale nic nie powiedział. Równie dobrze, gdzieś w środku w nim, mogło mu być najzwyczajniej przykro, że nie chce z nim jechać. W każdym razie nie dał po sobie niczego poznać. Był dla mnie totalną zagadką. Kiedyś go znałem.. teraz był inny. Być może uaktywniłem u niego kilka emocji, jakiś uczucia.. ale właśnie – nie wiedziałem. A kiedyś było inaczej. Wiedziałem, o czym myśli i, co czuje. Znałem na pamięć jego gesty, każdy z wyrazów twarzy i uniesień brwi. Teraz nie wyrażał nic. Nie potrafiłem już go czytać.
                Westchnąłem i w końcu dokończyłem wiązanie butów. Gdy wstałem, przejrzałem się w lustrze. Warkoczyki zastąpiły rozpuszczone włosy, które umyłem dwukrotnie i rozprostowałem, korzystając z prostownicy Billa, a następnie zwinąłem w kucyka. Musiałem koniecznie wybrać się do fryzjera. Miałem na sobie granatową koszulkę, opinającą moje ciało. Sporo ćwiczyłem. Margaret lubiła wysportowanych. Na nogach miałem ciemne jeansy, na nogach casualowe półbuty. Założyłem czarną, skórzaną kurtkę. Po za dużych kilka rozmiarów ubraniach nie było śladów. Zmieniłem się tak jak Bill. Dotknąłem policzka i wyczułem dość gęsty zarost. Z moich ust wyrwało się kolejne westchnienie. Wyglądałem jak przedstawiciel Al-Kaidy.
                Złapałem w rękę uszykowaną wcześniej torbę i nałożyłem okulary przeciwsłoneczne. Wyszedłem z mieszkania Billa i zamknąłem drzwi na klucz. Na dole czekała już na mnie taksówka. Wsiadłem do niej i poleciłem, żeby na razie poczekał. Wyjąłem komórkę i wybrałem odpowiedni numer.
                - Gdzie jesteś? – zapytałem, gdy połączyło mnie z drugą stroną.
                - Hotel Nova – odpowiedział przesłodzony, kobiecy głos. – Pokój 502.
                Rozłączyłem się, a kierowcy wskazałem miejsce docelowe.
                Zamykając oczy w czasie jazdy zastanawiałem się, czemu to robię. Jaka niewidoczna siła kazała spakować mi odmówić wyjazdy z bratem, spakować manatki i jechać spotkać się z koszmarem mojego życia. W uszach słyszałem wciąż głos Billa.. Czy możliwe było, aby ona mnie kochała? Czego tak naprawdę chce?
                Połknąłem dwie tabletki na ból głowy. Przez ostatni tydzień mój świat ponownie stał na głowie, a ta z kolei pękała od nadmiaru wrażeń. Bałem się tego spotkania. Nie tylko ze względu na to, czego ona mogła ode mnie chcieć. Odkąd poznałem Margaret, nie poznawałem siebie. Wyzwalała we mnie zarówno to, co najlepsze, jak i to, co najgorsze. I mimo tego, jaka była i jak potoczyło się moje życie, straciłem przez nią Billa, kontakt z rodziną, której nie mogłem spojrzeć w oczy.. w końcu zrozumieli, co robiłem Billowi. W końcu przejrzeli na oczy. Mimo tego wszystkiego.. przeżywałem z nią także masę dobrych chwil, o których wiedzieliśmy tylko ja i ona. Naprawdę była dla mnie wszystkim i naprawdę kiedyś ją kochałem. A może jakaś część, ta niechcąca tego przyznać, nadal ją kochała? Gdyby naprawdę mnie kochała, a jej zamiary były szczerze.. prawdopodobnie nigdy bym jej nie zostawił. I tu dałem się łapać – nikt o szczerych zamiarach nie rozdziela braci dla swojej sadystycznej przyjemności.
                Hotel wyrósł przede mną zdecydowanie za szybko. Zanim się zorientowałem już zapłaciłem zbliżeniowo taksówkarzowi i stałem przed wejściem do hotelu. Patrzyłem w górę, widząc nazwę hotelu, migającą, jakby świetlówki były bliskie przepaleniu się. Zacisnąłem dłoń mocniej na rączkach torby sportowej i wszedłem do środka, kierując się od razu do windy.
                Droga na 5 piętro była zdecydowanie za krótka. Serce waliło mi mocno. Po raz ostatni sprawdziłem telefon przed wejściem do pokoju i od razu go wyłączyłem. Rozejrzałem się dookoła, chcąc sprawdzić, czy ktoś mnie widzi. Zabieg był bezsensowny – dookoła wszędzie były kamery.
Uniosłem dłoń i zapukałem w drzwi. Uchyliły się. W nich stała Margaret. Jej piękne włosy w kolorze miodu były pofalowane i ułożone w perfekcyjną fryzurę. Makijaż wykonany był wprawną ręką. Wpatrywała się we mnie zielonymi oczami, podkreślonymi brązowymi cieniami. Miała na sobie niebieską sukienkę na ramiączka z dużym dekoltem. Widziałem wystający spod niej czarny stanik z charakterystyczną koronką. Znałem tą sukienkę i znałem tą bieliznę. Pamiętałem.

Biorąc kieliszek pochyliła się nad stolikiem, dzięki czemu mogłem lepiej obserwować jej dekolt, a biust miała fenomenalny. Zamieszała płynem i upiła łyk białego wina. Uśmiechnęła się cudownie, gdy odstawiała kieliszek na stolik. Miała na ustach czerwoną szminkę. Przy niej, jej żeby wydawały się być śnieżnobiałe. Miała na sobie niebieską sukienkę na ramiączka, spod której widać było czarny koronkowy stanik. Była krótka. Gdy siedziała, widziałem prawie jej całe uda. Stopy uwolniła z czarnych szpilek, które przewrócone leżały pod stolikiem. Rozmawiała z mężczyzną, który siedział tyłem do mnie. Na pierwszy rzut oka widać było, że był dużo starszy od niej. Ze swojego stolika miałem na nią doskonały widok. Już dawno zamiast słuchać dyskusji Gustava i Billa na temat zadanych referatów, wpatrywałem się w to, jak ta dziewczyna pociągająco nawija spaghetti carbonara na widelec, a potem wsuwa go do ust. Gorączkowo przełykałem ślinę i popijałem colę. Czekanie na zamówienie ani trochę mi się nie dłużyło.
W pewnym momencie znów wzięła do dłoni kieliszek. Jej skóra była promienista, lekko opalona. Nabrał płynu w usta i spojrzała na mnie. Prosto w moje oczy. Sparaliżowany strachem, że zostałem przyłapany na bezczelnym gapieniu się, zastygłem w bezruchu. Przełknęła wino, patrząc głęboko w moje oczy. Poczułem gorąco, które mnie oblewa. I męskość, która i tak obudzona już do życia, robi się całkiem twarda. Przytrzymała spojrzenie, a potem odwróciła wzrok, kontynuując rozmowę z towarzyszem. Miałem nieomylne wrażenie, że dokładnie wiedziała, co mi zrobiła. A ja prawdopodobnie sam się o to prosiłem, bezwstydnie ja lustrując.
Gdy dostałem swoją pizzę, zaprzestałem chwilowo obserwacji, spuszczając wzrok na swój talerz. Gdy brałem do ust pierwszy kawałek posmarowany sosem pomidorowym, poczułem powiew słodkich, kobiecych perfum. Unosząc wzrok, kątem oka zobaczyłem podrygujące miodowe włosy, które znikają w drzwiach. Gdy znów spojrzałem na pizzę, leżała na niej serwetka z numerem telefonu.
Byłem zbyt zdekoncentrowany, by cokolwiek zauważyć. Schowałem serwetkę. Była kobieta z moich snów. Była cudowna, już to wiedziałem, czułem. Serwetka wylądowała w kieszeni moich spodni. Tego dnia mój świat zmienił się bezpowrotnie.

- Tom? – zapytała, unosząc brew i przypatrując mi się dokładnie.
Wyrwała mnie tym z głębokiego, dalekiego wspomnienia. Znów widziałem ją taką jak tam, w restauracji. Słodką i bezbronną. Przymknąłem na chwilę oczy, chcąc oprzytomnieć i wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi. Z wyglądu.. to ona była aniołem.
Zdjąłem z siebie kurtkę, chcąc odrobinę ochłonąć. 8 lat minęło od naszego pierwszego spotkania. Byłem 16-letnim gówniarzem. Ona była dwa lata starsza. Zawsze kręciła mnie jej dojrzałość. I fizyczna i psychiczna. Z resztą starsze kobiety zawsze były modne.
Usiadłem w końcu w fotelu przy stoliku. Pokoik był mały, ale mieściło się w nim łóżko małżeńskie, szafki nocnie, plazma i wcześniej wspomniane fotel i stolik. Kolory był delikatne, kremowe. Wystrój standardowy dla każdego hotelu oferującego średnie warunki zakwaterowania.
Ona przysiadła na łóżku i założyła nogę na nogę. Uwielbiałem, gdy tak robiła. Szczególnie w krótkich sukienkach, wtedy widziałem jeszcze więcej. A miałem obsesję na punkcie kobiecego ciała. Długie nogi nie były wyjątkiem. Kochałem na nie patrzeć i ich dotykać.
Przyglądała mi się uważnie.
- Ładnie ci w tej nowej fryzurze – odezwała się po chwili z lekkim uśmiechem.
- Darujmy sobie gierki. Mów, czego chcesz – odparłem natychmiast i wlepiłem wzrok w drzwi wejściowe, aby nie przyłapała mnie ani razu na patrzeniu na jej ciało.
- Potrzebuję twojej pomocy. I mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia – powiedziała. Spojrzała na mnie dziwnie. Nigdy nie widziałem u niej takiego spojrzenia, a naprawdę wiele u niej widziałem. Bała się? Czego? Kogo? – Możemy sobie.. wzajemnie pomóc.
Jej propozycje nigdy nie kończyły się dobrze. Nie miałem pojęcia, co mogła wymyślić tym razem. Patrzyłem w jej oczy. Była inna. Spokojniejsza. Jakby zniknęła jej cała zawiść do świata. Nie byłem tylko pewien, czy to gra, czy w jej życiu przez kilka ostatnich miesięcy, pod moją nieobecność, stało się coś, co ją zmieniło.
Pewien byłem tego, że jak słodka i pokorna by nie była, tej kobicie nie można było pod żadnym pozorem ufać.

****************************

Witajcie kochani!

Pragnę z całego serducha złożyć wam życzenia i życzyć, aby w nowym roku spotkało was dużo więcej szczęścia, miłości i zdrowa niż spotkało w tym. 
Dołączyłam również pierwszą notkę Sezonu II bardzo długo zawieszonego, a wiem, że przynajmniej kiedyś wyczekiwanego opowiadania. Wiem, że jest krótka, ale chciałam dać wam przedsmak tego, jak będzie wyglądać Sezon II i czego będziemy się w nim dowiadywać, a mianowicie drugiej strony medalu. Jednocześnie chciałam również zorientować się, ile z Was czeka na to opko i jest nim zainteresowanych. 
Bardzo proszę o komentarze, to będzie taki mój prezent noworoczny :)

~ Pozdrawiam, Sinni <3


1 komentarz :

  1. hmmm oj coś czuje że Tom znowu na broi :)
    podoba mi się :)
    galaxa2

    OdpowiedzUsuń