poniedziałek, 3 czerwca 2013

Miłość Boli 1.4

No i… spóźniony prezent z okazji Dnia Dziecka… Bardzo was przepraszam, gapa ze mnie. Odcinek dedykowany… Największej Marudzie świata. Już ty wiesz, że to o Tobie ;* Dziękuję za komentarze pod wszystkimi postami, bo to cholernie miłe, naprawdę… A teraz zapraszam do lektury. Betowała Czaki.

Miłość Boli 1.4

Aaaa - teraźniejszość
Bbb – parę dni wcześniej
Cccc – wspomnienie

Wyszedłem spod lodowatego prysznica.
Przejechałem palcami po lustrze w łazience. Obrysowałem kształt własnej twarzy. Twarzy idealnej, wyćwiczonej, bez skazy. Twarzy mistrza aktorstwa, kombinatorstwa, złośliwości. Twarzy zmęczonej życiem, które i tak nie trwało długo do tej pory.
Twarz człowieka dwudziestoczteroletniego powinna tryskać szczęściem, optymizmem, a nie sarkazmem i cynizmem.
Moje usta… całowały go… z miłością… Moje oczy… wpatrywały się w niego… z miłością… Mój nos… wdychał jego zapach… i robił to… z miłości…
Zobaczyłem go z odbiciu lustrzanym. Stał, opierając się o futrynę i obserwował mnie. Jego wzrok był smutny, jakby wiedział, o czym myślę. A może wiedział? Przecież nie tak trudno z moich oczu wyczytać, że myślę o błędzie… Który mógł nim być lub nie…
I to właśnie nad tym myślałem. Poprzez odbicie lustrzane patrzyłem prosto w jego oczy. Były identyczne, jak moje… Płynna czekolada, od której byłem uzależniony… I w obliczu tego faktu moje rozmyślenia stały się nieważne. Jakie miało znaczenie, czy popełniłem błąd, czy nie, skoro i tak byłem od niego uzależniony… Nie umiałem się uwolnić… I co gorsze… chyba nie chciałem…
- Bill…?- szepnął i sprowadził mnie tym samym na ziemię.
Odwróciłem się i spojrzałem w jego oczy teraz bez żadnych pośredników.
- Wracaj do łóżka… jest bardzo wcześnie…- Na potwierdzenie swoich słów ziewnął.
Pokręciłem przecząco głową.
- Pracuję, Tom…- odpowiedziałem i wyminąłem go w drzwiach, kierując się do garderoby.
Otworzyłem ogromną szafę i nie patrzyłem nawet na to, co ubieram. Wszystko zawsze jakoś do siebie pasowało. Nigdy nie zwracałem większej uwagi na kolory… Zawsze wyglądałem idealnie… Zawsze w to wierzyłem… Dopóki się nie sparzyłem…

Przemierzałem nowe rurki, oglądając się z każdej strony w lustrze. Były cudowne, bardzo mi się podobały i leżały na mnie idealnie. Uśmiechałem się delikatnie do swojego odbicia i trzymając za wieszaki, przymierzałem w powietrzu koszulki. Wtedy kolory były ważne.
Nagle do mojego pokoju wpadła Margaret. Śmierdziała i była zalana w trupa. Była ubrana w… Albo raczej była rozebrana do bielizny w cekiny, która błyszczała brokatem. Wyzywająco czerwona. Czy to był dzień, w którym znienawidziłem ten kolor? Całkiem możliwe…
Szybko wybrałem wtedy koszulkę. Ubrałem czarną, żeby nie wybrać czerwonej.
Zamknąłem oczy i nie odwróciłem się w jej kierunku.
- Co, pedale…?- Zaśmiała się i zatoczyła na mój fotel.- Stroisz się jak baba… Widzisz? Ja nie mam problemu z ubraniem się.- Wskazała na siebie.
- Raczej z rozebraniem się – poprawiłem ją.- Jesteś prawie naga i pijana.
Prychnęła.
- To chyba oczywiste, Billy…- Uśmiechnęła się złośliwie.- Pewnie już się o tym, pedale, dowiedziałeś, albo dopiero dowiesz, ale bez ubrań łatwiej rozkłada się nogi…- Zachichotała, a mnie wywróciło się w żołądku.
Spojrzałem na nią wściekle.
- Jak w ogóle masz czelność przychodzić do Toma prosto od niego?!- warknąłem.
- Zamknij się, kurwo! Tom ma dużo kasy i dach nad głową… To Jason ma większego…- Zachichotała, a ja odwróciłem głowę, słuchając tego. Mówiła o moim bracie… Wstała i podeszła do mnie chwiejnym krokiem.- Każda dziwka jest suką, Bill… Nie każda suka jest dziwką… Ty jesteś posłuszną suczką, pedałku.- Uśmiechnęła się szeroko.- Ale sądząc po twoim ubiorze, do dziwki też już ci niedaleko.- Zaskrzeczała.- Jasonowi byś się spodobał… Byłabym trochę zazdrosna… ale ostatecznie, chętnie bym popatrzyła, jak jego ogromny penis zanurza się w twoich ciepłych zwieraczach…- wysyczała mi do ucha.
Zrobiłem się cały czerwony, a ona wyparadowała z mojego pokoju kręcąc tyłkiem w skąpych stringach.
Rozpłakałem się wtedy… Ona właśnie powiedziała, że chce zobaczyć, jak jej alfons będzie mnie gwałcić… Psychopatka… I miała Toma po swojej stronie…
Ściągnąłem z siebie szybko ubranie i założył jakieś ogromne dresy…

Położyłem się do łóżka i powiedziałem, że ma sobie przynieść drugą kołdrę z hallu. Nie śmiał protestować.
Przytulił się do moich pleców, a ja zgasiłem lampkę.
- Opowiedz mi, co robisz, Billy… Jak żyjesz…- wyszeptał.
Dlaczego miałem mu opowiadać? Mogłem być cały czas złośliwy i mówić, że gdyby nie odszedł, to by wiedział. Czy rzeczywiście chciałem to odbudować? Zapewne… tak…
- Jestem modelem – odparłem krótko.
- Zawsze interesowałeś się modą…- stwierdził.- To dla kogo pracujesz? Znany jakiś przynajmniej?
Zmrużyłem oczy. Jakiś znany… Już ja mu pokarzę!
- Zanim dzisiaj wtargnąłeś do mojego życia, zastanawiałem się, czy wolę otwierać, czy zamykać pokaz dla Dior’a… Ale teraz tak myślę… Napiszę do agenta, że jednak otworzę…- Myślałem na głos.
Zamilkł. To oczywiste. Tego oczekiwałem.
Złapałem za telefon u wystukałem maila.
- Odsuń się ode mnie, Tom – powiedziałem.
Czy przeszkadzała mi jego obecność? Chyba… tak. Nie czułem już obrzydzenia, ale za to urazę. Gardziłem nim. Zmieniłem się przez niego. I nigdy mnie nie odzyska w takiej formie, w jakiej mnie zostawił. Miłość boli… trzeba płacić za swoje błędy.
Odsunął się, ale nie wytrzymał z trzymaniem gęby na kłódkę.
- Dlaczego…?- zapytał szeptam.
- Bo mnie wkurwiasz – odpowiedziałem. Może nie dokładnie to, co miałem na myśli, ale to i tak jedno i to samo…
- Bill, przepraszam cię, no… Nie mam możliwości cofnięcia czasu… gdybym miał, na pewno postąpiłbym inaczej…
- A ja nie. Nigdy nie cofnąłbym czasu. Dzięki temu wiem, jakim jesteś skurwysynem, Tom – powiedziałem spokojnym, lodowatym głosem.
Zamilkł. Znowu. I co innego miał zrobić? Był moim bliźniakiem i doskonale wiedział, że moje serce w połowie go kocha, a w połowie nienawidzi. Tylko, że ta pierwsza połowa siedzi bardzo głęboko we mnie i jej głosik jest za cichy, bym mógł go usłuchać.
Odwrócił się na drugi bok i wtulił w poduszkę.
- Dobranoc, Bill… - wyszeptał nie kryjąc bólu w głosie.
I gówno mnie to obchodzi!

Noc minęła spokojnie. Nie dręczył mnie żaden koszmar. I podświadomie czułem, że to dlatego, iż on jest obok mnie. Że jeden z moich koszmarów przeszedł do rzeczywistości i już nie musi nękać mnie w nocy. Sen na jawie…
Obudził mnie zapach tostów i jajek. Zwlekłem się z łóżka i naciągnąłem na siebie szlafrok z jedwabiu, po czym podążyłem w stronę kuchni.
- Świeża kawa, książę…- podał mi kubek z gorącą, czarną cieczą.
- Dziękuję – odrzekłem i usiadłem przy jednym ze stołków barowych przy ladzie.
- Podziękowałeś mi… - zauważył.
- Zrobiłeś mi kawę, choć nie musiałeś, więc uznałem, że należy podziękować – odparłem, patrząc na niego uważnie.- Jeśli masz zamiar być taki podejrzliwy, następnym razem pięć razy się zastanowię…
- Nie ma za co.- Poklepał mnie po ramieniu i postawił talerz z jajecznicą.- Wciąż jesteś wegetarianinem?
Zmarszczył brwi.
- Oczywiście, że tak! A ty?- zapytałem obawiając się odpowiedzi. Że niby miałem całować człowieka, który jadł… mięso?
- Ja też… ile to już będzie? Z jakieś piętnaście lat, nie?
- Um… chyba tak…- Wzruszyłem ramionami i wgryzłem się w tosta.
Usiadł obok mnie i oparł się o blat, przyglądając mi się.
- Czuję się, jakbym musiał uczyć się ciebie od nowa…- Westchnął.
Prychnąłem i pokręciłem z niedowierzaniem głową.
- Jakbyś nie zauważył, co całkiem możliwe, nie widziałeś mnie sześć lat…- Popiłem kawą.
Zamilkł. Chyba się zamyślił. Nieważne…
Spojrzałem na zegarek. Idealnie.
Bez słowa wyszedłem do garderoby i ubrałem jakieś ciuchy. Obcisłe, jak zawsze. Lubiłem takie rzeczy. I były one czarne… lubiłem czarny. Czarny i srebrny… Nosiłem tylko srebrną biżuterię… albo z białego złota…
Nie malowałem się, ani nie układałem włosów. Zaraz i tak wszystko zrobiliby po swojemu, w końcu czekały mnie dzisiaj dwie sesje…
Niespodziewanie pojawił się w moim królestwie.
- Bill… czy… czy ja… bo…?- Zawahał się.
- Wysłów się wreszcie, Tom!- rozkazałem mu.- Nie mam całego dnia.
- Mogę… przynieść tu rzeczy z hotelu?- zapytał w końcu.
- Wydaje mi się, że pozwoliłem ci tu zostać. Czyżby pamięć mi szwankowała?- Utrzymywałem zimny ton.
Zamilkł. Chyba miałem jakiś talent w przymykaniu go.
Zgarnąłem torbę i ruszyłem do drzwi wyjściowych, zabierając po drodze komórkę.
Dwie sesje, kawa wylana na asystenta fotografa i kłótnia z agentem, z której oczywiście ja wyszedłem zwycięsko.
Byłem w domu po dwudziestej. Wykończony, jak zawsze…
Wszedłem do środka, posługując się kluczem. Dosłownie rzuciłem torbą o ścianą i wkurwiony nalałem sobie soku pomarańczowego. Wypiłem do końca i rzuciłem szklanką o ścianę.
- KURWA MAĆ!!!- wrzasnąłem i oparłem się rękoma o blat.
- Bill, co się stało…?- Do kuchni wtargnął Tom, o którym… całkowicie zapomniałem.
Spojrzał nerwowo na szkło na kafelkach i poobijaną ścianę.
- I ja się zastanawiałem, od czego jest poobdzierana z farby…- Westchnął.- Co się stało?- Podszedł do mnie.
- Nic się nie stało. Co się miało stać?- zapytałem z uniesioną wysoko brwią.
- Rozumiem, że codziennie rzucasz szklankami i jest to normalne?- Uśmiechnął się lekko.
- Skoro cały dzień jestem bezuczuciową suką, musze się gdzieś wyżyć – odpowiedziałem szczerze.
- A jesteś?- Zdziwił się.
- Dużo się zmieniło, Tom. Jestem najlepszym modelem w agencji i nie mogą pozwolić mi odejść. I najbardziej wkurwia ich to, że ja o tym wiem… I, że umiem to wykorzystać…- Uśmiechnąłem się wrednie.
- To co dzisiaj odwaliłeś?- Zainteresował się.
- Do kampanii Armaniego mieli zatrudnić pięciu modeli. W tym mnie. Powiedziałem im, że albo dadzą mi do zrobienia całą kampanię, albo mogą się ze mną pożegnać.
- A oni na to?- Uśmiechnął się szeroko.
- Że nie dam rady sam, bo oni to potrzebują na następny miesiąc, a to będzie około pięćdziesięciu sesji… No i do tego wszystkie te, które są już dawno zaplanowane… i jeszcze cztery pokazy… Na to ja trzepnąłem filiżanką gorącej kawy w asystenta fotografa i powiedziałem, że natychmiast wracam do domu i wysyłam im wymówienie.
- Na to oni…?- Ciągnął dalej.
- Na to oni, że mam się pakować. Jadę w przyszłym tygodniu do Indii na te sesje… Tak więc… Jak masz zamiar kogoś przyprowadzić, to wara od moje łóżka.- Zmroziłem go spojrzeniem i wyciągnąłem z zamrażarki pizzę, po czym wsadziłem ją do mikrofali.
Milczał przez chwilę, po czym spuścił wzrok i podszedł do mnie.
- Bill… nigdy… nikogo… obiecuję… Kocham tylko ciebie…- wyszeptał i przytulił mnie.
Prychnąłem.
- A jej ile razy to powiedziałeś?! Ile razy ona tobie?!- podniosłem głos.
Spuścił wzrok.
- Za dużo o te wszystkie razy…- wyjąkał.- Czyli mi nie wierzysz?
- Oczywiście, że nie!- Wstałem po jedzenie.
Zamilkł. Kurwa, znowu?!
- Od kiedy nie masz języka w gębie, Tom? Już nie umiesz mi odpowiedzieć tak, że mi w pięty pójdzie?- Zaśmiałem się.- A tak się tym kiedyś szczyciłeś…- zadrwiłem.
- Nie drwij z moich uczuć, Bill…- wyszeptał.
- Pff… Tak jak ty nie drwiłeś z moich?- zaśmiałem się gorzko i wyszedłem z kolacją do salonu.

Wierzyłem, ale nie pójdzie mu ze mną łatwo.


2 komentarze :

  1. OOOOOOOOOO Dziękuje za dedykacje :D Ej . . . ja w cale nie jestem takim marudą na całym świecie . . . żartuje dobra jestem i do tego MEGA Narcyzem kocham to słowo, bo wkurwia ludzi, a ja to lubię :D Ale wracając do opowiadania to . . . Zajebiście, a ten moment, kiedy ta margaret przyszła do Billa, był najlepszy ooooo mi się tak podoba ta kobieta kiedy się pojawi? JA CHCE WIEDZIEĆ o i jeszcze czy Bill przespał się kiedyś z mężczyzną, ale to mnie interesuje w tym opowiadaniu plose odpowiedz, a teraz . . . co ja chciałem . . . a no tak! Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tego, czy się przespał... Było powiedziane, że miał tylko własną rękę, więc... nie. Co do Margaret... sama jeszcze nie wiem, czy w ogóle sie pojawi.

      ~ Sinnlos

      Usuń