sobota, 22 czerwca 2013

36. ’Tschuldigung du stehst im Weg. Und wir müssen hier vorbei...

Witam po tym, jak mnie nie było. Okazało się, że Internet BYŁ i czytałam Wasze blogi bez problemu oraz z chęcią wielką komentowałam. Powracam z rozdziałem. MB prawdopodobnie z środę, jak ustaliłam. Illusion, cieszę się, że wróciłeś. Marudek, dziękuję, że czytasz. Znów zostaliśmy chyba sami… Mazohyst, tęsknie… Gdzie ty się podziewasz, dziewczyno? Anonimy… wróćcie… Przejadłam się Wam…? Przepraszam… i wiem, że część czeka na sex… Będzie, obiecuję! Wróćcie, kochani! Betowała Czaki.

~Sinnlos

36. ’Tschuldigung du stehst im Weg. Und wir müssen hier vorbei...

Również drugiego dnia nie poszedłem do ojca. Nie mogłem się kompletnie skupić. Cały czas w myślach miałem kłamstwa Toma. Bo skoro przyrzekał Sebastianowi wieczność, to musiał go kochać. A nie można po prostu przestać kochać z dnia na dzień. Nawet, jeśli on go zdradził.
Gus i Georg byli wściekli, że nie chciałem im nic powiedzieć o tym… czego się dowiedziałem. A nie chciałem, bo… jak miałbym wytłumaczyć swoją wściekłość?! Jestem zły, bo mój brat, który kocha mnie tak, jak nie powinien, oszukał mnie, bo nie powiedział, że kocha kogoś innego? Taa… Na pewno…
Rozpoczynał się trzeci dzień i teraz nie było już żadnego „ale”.
Wyszedłem z hotelu równo o dziewiątej i skierowałem swoje kroki do metra, którym dojechałem na odpowiednie miejsce.
Wziąłem głęboki wdech, szybki wydech i wszedłem do kliniki.
Jakaś pani siedząca za kontuarem zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów i zmrużyła podejrzliwie oczy.
- A pan tu do kogo? - zapytała na wejściu.
Opanowałem swoje złe emocje, które już wciskały mi na usta wszystkie przekleństwa. Chyba mówi się „dzień dobry”, nie?
- Szukam mojego ojca - odpowiedziałem. - Jörg Kaulitz.
- Jakiś dowód potwierdzający pokrewieństwo? - Uniosła brew.
Wyłożyłem na ladę akt urodzenia i paszport.
Przejrzała dokumenty niespiesznie i pod nosem mruknęła numerek sali. Była wyraźnie niezadowolona ze swojego błędnego osądu.
Skierowałem się do właściwego pomieszczenia, powtarzając wdechy oraz wydechy, prawie jak na ćwiczeniach porodowych. Nacisnąłem klamkę i wszedłem do pokoju.
W środku było tylko jedno łóżko, a na nim siedział tylko jeden, ciemnowłosy mężczyzna.
- Pan Kaulitz? - zapytałem, czując, jak zaraz serce wyrwie mi się z piersi.
Mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczony i zdziwiony.
- Tak – potwierdził, a ja myślałem, że zaraz zejdę na zawał. - A ty to kto? - spytał podejrzliwie i również objechał mnie wzrokiem od góry do dołu.
- Nazywam się Bill Kaulitz i wydaje mi się, że jestem pańskim synem -  powiedziałem na jednym wydechu, starając się nie zaciąć.
Zdębiał. Jak Toma kocham, zdębiał. Sparaliżowało go i nie wiedział, co powiedzieć, ani czy w ogóle się odezwać.
- Bill…? – wstał, cicho szepcząc i podszedł do mnie. - Bill, to naprawdę ty…?
Wziął w dłoń moją twarz i spojrzał mi w oczy.
- Synu… - wyszeptał i przytulił mnie mocno do siebie.
A ja się temu poddałem.
- Jednak… - zacząłem, gdy mnie puścił. - Na samym początku chcę zaznaczyć, że nie przyjechałem do ciebie. - Wyraźnie pobladł, gdy to powiedziałem, ale nie miałem zamiaru być miły dla kogoś, kto mnie zostawił.
- W takim razie… - zaczął, ale nie pozwoliłem mu skończyć.
- Szukam Toma – odpowiedziałem od razu.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Myślałem, że jest u Simone… - wyjąkał cicho.
- Pewnie gdybyś zadzwonił do niego, to byś się dowiedział… proszę pana… - spojrzałem na niego wyzywająco i surowo zarazem.
- Bill, ja… Przepraszam… - Wyszeptał ze spuszczoną głową.
- Daruj sobie… - Zmrużyłem oczy. - Nie trać czasu na przekonanie mnie do siebie, ani siebie do mnie. Tak samo jak Tom jestem gejem i raczej nie jestem mile widziany w twoim towarzystwie, więc tylko daj mi adres swojego domu i znikam.
Patrzył na mnie onieśmielony.
- Ja… - zaczął i samotna łza wyleciała z kącika jego oka.
- Daj mi ten adres! - nalegałem.
Podszedł do stolika, wziął kartkę i nagryzmolił jakieś słowa i numerki, po czym wręczył mi kartkę.
- Bill, przepraszam… - Patrzył mi w oczy.
- To Toma powinieneś przeprosić. - Zmierzyłem go wściekłym wzrokiem i zniknąłem z sali, a potem z kliniki.
Na chodniku przyjrzałem się adresowi, całkowicie z siebie zadowolony. Nie puszczę mu przecież tego płazem. Ani tego, że bił Toma, ani tego, że nas rozdzielił. Tak, jak nie wybaczę tego matce.
Wyciągnąłem telefon i wysłałem adres Georgowi.
Spodziewaliśmy się, że może nie chcieć ze mną gadać, więc pozwoliłem, by to chłopaki pierwsi spróbowali z nim zagadać.
A tym czasem ja… byłem umówiony z Sebastianem w jakiejś restauracji niedaleko. W końcu trzeba poznać wroga, zanim się go pokona.
Dotarłem na miejsce w ciągu dziesięciu minut i od razu zobaczyłem znajomą czuprynę brązowych włosów.
Pomachał mi, a ja odmachałem z uśmiechem na ustach.
Przysiadłem się do podwójnego stolika na dworze i po raz trzeci tego dnia poczułem, jak ktoś mnie dokładnie lustruje wzrokiem.
- Co jest, kurwa, że mi się każdy dzisiaj przygląda?! - warknąłem.
Zachichotał.
- Nie wiem, kto tak jeszcze ci się dzisiaj przyglądał, ale ja tam bym cię chętnie przeleciał. - Wzruszył ramionami, a uśmiech mu się poszerzył.
Zarumieniłem się.
- Podobno kochasz mojego brata – przypomniałem mu.
- Ale nie jesteśmy oficjalnie razem – zaoponował. - Jestem pewien, że kogoś miał, jak wyjechał do ciebie.
Nie zaprzeczyłem, co mógł potraktować jedynie jako przyznanie mu racji.
- Opowiedz mi o sobie – poprosił.
No i… w sumie opowiedziałem wszystko, co przychodziło mi na myśl o swoim życiu. Skoro Tom mu ufał, ja też mu ufałem. Poza tym nie powierzałem mu jakiś tajemnicy rządowych, tylko opowiadałem o swoim życiu. Co jakiś czas przerywał mi jakimś pytaniem, albo nawiązywał do swojej własnej historii.
Mniej więcej po godzinie mówienia bez przerwy, znał moje życie na wylot.
Był nawet zabawny. Taki… do pogadania też. Zdecydowanie śmielszy i przystojniejszy od Luc’a i w sumie to bardziej perwersyjny również… Podczas naszej rozmowy chyba cztery razy przewinęło mu się przez język, że chciałby ze mną się przespać.
Wyszliśmy z kawiarni i poszliśmy na spacer. Teraz to on mówił o sobie. To znaczy dopowiadał szczegóły, o których nie wspomniał poprzedniego dnia. Zaszliśmy aż pod Bramę Brandenburską. Usiedliśmy na ławeczce, a Sebastian kupił lody. Jednak, gdy wrócił z nimi na naszą ławeczkę… Na jego twarz wstąpił podejrzanie diabelski uśmieszek…
Wziął mnie za rękę i wciągnął w jakąś uliczkę, którą prawie nikt nie przechodził.
- Co ty wyprawiasz? - zapytałem.
Oblizał usta i wręczył mi mojego loda.
- Mam pewną propozycję… - zamruczał.
No daję głowę, że Z-A-M-R-U-C-Z-A-Ł!!!
Przełknąłem nerwowo ślinę.
- Patrz na mnie cały czas, a jeśli spuścisz wzrok, albo choćby tkniesz swojego loda, to będę mógł cię pocałować. - Oczy mu świeciły.
Prychnąłem. I co w tym niby takiego trudnego…?
- Dobra, skoro ci tak zależy… - powiedziałem obojętnie i wzruszyłem ramionami.
Skinął głową i…
Zaczął przedstawienie.
Trącił swojego włoskiego loda waniliowego językiem i przejechał od dołu do góry zlizując niewielką ilość. Potem wziął go od góry między wargi i… wtedy właśnie się domyśliłem, że robi loda… lodowi… I wtedy coś drgnęło w moim podbrzuszu. Kurwa… A mówiłem, że to zbok i perwers? Nie? To teraz mówię.
Wziął go głębiej i zataczał kółeczka wokół „nasady”. No nie da rady inaczej tego nazwać… Chyba go jebnę jak skończy… Już nigdy w życiu nie spojrzę normalnie na lody…
Widział, że jedynie patrzę się na niego dość przymglonym wzrokiem, więc… Tak, stojąc na środku uliczki zaczął cicho pojękiwać, a ja czułem, że robi mi się ciasno w spodniach… Poczułem niespodziewanie wanilię i dalej patrzyłem w jego oczy… i na loda… Czułem jak zaczynam poruszać powoli głową, a on jęczał głośniej… i głośniej… i szybciej…
Przestał nagle i usłyszałem swój jęk zawodu. W ogóle nie rozumiałem, dlaczego przestał, dopóki nie zauważyłem, że trzymam swojego loda w ustach i moje powieki są przymknięte.
Kurwa mać! Ale dałem się podejść!
Za to Sebastian… wyglądał na bardzo zadowolonego…
- No, Bill… - mruknął i przysunął się do mnie. - Chyba przegrałeś… - Dotknął mojego policzka.
- Nie tutaj, Seb… - Odwróciłem głowę.
- Właśnie, że tutaj… - oponował.
Pociągnął mnie za ramię i pchnął na ścianę budynku. Lekko, znaczy… nie mocno, w każdym razie.
W jego oczach widziałem… Pożądanie…
Zbliżył swoją twarz do mojej. Pogłaskał mnie po policzku. Musnął moje usta swoimi, które smakowały wanilią. Polizał moją dolną wargę i uchylił językiem moje usta, wchodząc nim do środka. Penetrował moje usta, a ja sam nie wiem, kiedy oddałem pocałunek i przyciągnąłem go do siebie mocniej za kark. Nasze języki tańczyły ze sobą i na przemian walczyły o dominację.
Opamiętałem się dopiero, gdy poczułem, jak jego dłoń zaciska się na moim kroczu.
Odsunąłem go od siebie. Miałem przyspieszony oddech i poczułem, jak stwardniałem.
- Co ty odpierdalasz?! - warknąłem i odepchnąłem go.
Uśmiechnął się przebiegle.
- Podobało ci się, co? - zaśmiał się.
- Oczywiście, że mi się NIE podobało! - krzyknąłem. - Pocałunek ma znaczenie tylko wtedy, gdy coś czujesz do tej osoby, a nie znasz jeden dzień – wytłumaczyłem.
- Bill… - Zaśmiał się. - W jakim ty świecie żyjesz…- chichotał.
Pchnąłem go na ścianę.
- To, że mamy inne pojęcie o miłości, to nie znaczy, że możesz się z tego nabijać! - krzyknąłem.
- Spokojnie… - Wygładził swoje ubranie i otrzepał z białego tynku, odchodzącego od ściany. - Kocham Toma, pomimo wszystkiego, co o mnie myślisz.
- Taaa… Kocham Toma, dlatego całuję się z jego bratem i posuwam jego koleżankę! - Uderzyłem go w ramię dość mocno. - Nie pozwolę ci krzywdzi mojego bliźniaka. 

Odszedłem od niego, nie zważając na to, że krzyczał za mną jakieś bezwartościowe „przepraszam”.

Stoisz na mojej drodze, Sebastian. A ja muszę nią przejść.

3 komentarze :

  1. Czy ja mówiłem, że Sebastian jest dziwny? Nie? No to mówię. xD Ja pierdziele.. Ja tam nie rozumiem, jak można mieć takie podejście do życia, jak on. Jeszcze złapie jakąś chorobę weneryczną i co będzie? Padnie, biedny! xDDD A tak serio; mam nadzieję, że Seba jednak sobie odpuści i da spokój bliźniakom, a G&G uda się znaleźć Toma. Niech się w końcu bracia spotkają. Czekam na to. Weny.

    Pozdrawiam,
    Illusion,

    OdpowiedzUsuń
  2. OOOOOOO jak ja lubię tego Sebastiana :) Tak, tak sex musi być teraz zawsze i na zawsze, a co do mnie no proszę was u mnie dopiero jest 4 odcinek nie mogę ich już wpakować do łóżka, bo bill jeszcze nie wybrał ubranka na ślub, a tom jeszcze nie kupił 20 letniej whisky oraz nie wolno zapomnieć, że sex po ślubie i już! Czyli za parę odcinków, a teraz tak . . . ach seba jest taki fajny :P Jest sweet sweet u lala :) A tak w ogóle to . . . czekam na więcej :) No ja nic więcej nie mam do dodania po za tym, że . . . ej gdzie jest Luck?

    Marudek :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana, ja czytam! Nie komentuję, ale zawsze, ZAWSZE czytam, pamiętaj! <3
    Sebastian mnie cholernie denerwuje, masakra... Bałam się, że nagle Tom ich zobaczy i będzie jeszcze gorzej...
    Bill, zróbże coś :/

    OdpowiedzUsuń