sobota, 1 czerwca 2013

33. Der Blick zurück ist Schwarz.

Dobra… Jestem szalona i w ogóle, wiem… Z okazji dnia dziecka [ choć dzieci, oczywiście nie powinny tego czytać ;) ] wrzucam oba opowiadania. Ale, jak pod oboma nie zobaczę komentarzy, to przez tydzień nie macie tu po co zaglądać! Hihi… Nie, na serio mówię. Mam kamienny wyraz twarzy i w ogóle. Ten odcinek z dedykacją dla Illusion, żeby się nie złościł, ze taki krótkie odcinki. Betowała Czaki.

~Sinnlos



33. Der Blick zurück ist Schwarz.

Następnego dnia wstałem o piątej rano. Ogarnąłem się w ciągu pół godziny. Na śniadanie zjadłem jednego tosta. Wziąłem wcześniej przygotowaną walizkę i wyszedłem przed dom, gdzie właśnie podjeżdżał samochód Geo. Miałem ze sobą wszystkie dokumenty, jakie mogły być potrzebne, w tym akt urodzenia. Gordon odblokował mi kartę, żebyśmy mogli mieszkać w jakimś hotelu. Pożegnałem się z mamą i ojczymem poprzedniego dnia wieczorem. Teraz byłem gotowy na podróż.
Wsiadłem do samochodu z tyłu i od razu ruszyliśmy w drogę.
Gus jeszcze trochę spał i ja również uciąłem komara. Takiego na pół godzinki.
Mimo wczesnej pory zdecydowaliśmy się skontaktować się z Jostem. Oczywiście, byliśmy przygotowani na to, że nas zabije za zbudzenie. Geo zadzwonił wykorzystując zestaw głośnomówiący.
- Hmm… - mruknął nasz zaspany menager.
Teraz to się zacznie…
- David, mamy sprawę - zacząłem, wiedząc, że to ja mam gadać.
- Kurwa, Bill! - Ożywił się nagle. - Wiesz, która godzina?! - Westchnął. - No dobra… I tak miałem wam powiedzieć, żebyście przyszli dzisiaj do studia…
- Nie przyjdziemy - odpowiedziałem pewnym siebie głosem.
- Jak to NIE przyjdziecie?! - Nie ukrywał irytacji i zdziwienia.
No i opowiedziałem mu o wszystkim. Od początku do końca. O całym lipcu, który był jak wyjęty z najkoszmarniejszego horroru.
- I dopiero teraz mi mówicie, że Tom wyjechał? Po trzech tygodniach?! - Wkurzył się.
- Dobra, David, uspokój się. - Włączył się Georg. - Doskonale wiesz, że to nie było dla Billa łatwe. Mocno schudł i do nikogo się nie odzywał. Odpuść już. - Jost jakby usłuchał i nic nie powiedział. - Masz może adres ojca Toma?
Myślał przez chwilę i szeleścił jakimiś papierami.
- Niestety nie… - powiedział w końcu. - Postaram się wpaść na jakiś trop… - westchnął. - Uważajcie na siebie i powodzenia. Jakby co, dzwońcie. - Rozłączył się.
Nastała chwila ciszy, którą przerwałem.
- Nawet nieźle to przyjął.
- Wydaj mi się, że się o nas martwi… - Gus się zamyślił.
- W każdym razie, musimy ustalić, gdzie zaczniemy poszukiwania - wtrącił Geo.
Trochę myśleliśmy, ale ostatecznie zgodziliśmy się, że najpierw znajdziemy jakiś hotel. W sumie, to zdecydowaliśmy się na ten, w którym zawsze spałem, gdy miałem kilkudniowe sesje.
Zajechaliśmy pod budynek i chłopacy zajęli się bagażami, a ja poszedłem załatwić pokoje. Dwie dwójki. Jedna dla chłopaków, druga dla mnie, bo nie było jedynek.
Rozpakowaliśmy swoje rzeczy, jakby przeczuwając, że zostaniemy tu na dłużej.
Georg chciał odpocząć chwilę po jeździe, w czego rezultacie zasnął, ale ja nie mogłem czekać. Złapałem za torebkę, okulary przeciwsłoneczne i o dziewiątej rano wyszedłem z hotelu.
Znałem Berlin dość dobrze, więc nie miałem żadnego problemu w odnalezieniu się. Komunikacja miejska posłużyła mi za transport i w ten sposób dostałem się do centrum miasta, gdzie…
… spotkało mnie coś dziwnego, miłego i zaskakującego.
Poczułem pukanie w ramię, co sprawiło, że się odwróciłem i zdjąłem jednocześnie okulary.
- Jjjeejjj… - wyjąkała jakaś blondynka, która na pewno nie miała więcej, niż piętnaście lat. - Ty jesteś Bill Kaulitz? - zapytała.
- Tak. - Uniosłem brwi w skonsternowaniu.
Skąd ona mnie znała? Taaa… Moje pierwsze myśli były dość naiwne. Przecież to oczywiste, że mogła mnie znać.
- Dasz mi autograf? - zadała kolejne pytanie z ogromną nadzieją. Zarówno w głosie, jak i w błękitnych oczach.
- Jasne. - Uśmiechnąłem się przyjaźnie.
Poczułem się taki… doceniony. To było to, na co pracowaliśmy od początku gimnazjum. Na sławę.
Podała mi długopis i wyciągnęła jakiś pomarańczowy notes.
Złożyłem tam (jeszcze) niewyćwiczony podpis, a ona się uśmiechnęła.
- I jeszcze… mógłbyś jeszcze tu? - Wyciągnęła z torebki naszą płytę Schrei.
Ponownie się podpisałem, a ona wyglądała na wdzięczną, szczęśliwą i onieśmieloną.
Rany… Mój pierwszy autograf…
- Dzięki… - wyszeptała. - Macie świetne piosenki i… i kocham twój głos… i… i w ogóle to wspaniała fryzura… - Uśmiechnęła się szeroko i odeszła.
WOW… Tylko to przychodziło mi do głowy. Cieszyłem się w środku jak małe dziecko. Chciałem natychmiast powiedzieć o tym Geo i Gustavowi i…
Taaa… Właśnie. Tomowi. A więc dobry nastrój wyleciał ze mnie równie szybko, co się pojawił dokładnie wtedy, gdy przypomniałem sobie, co robię w Berlinie.
Stałem na środku jakiegoś placu i  myślałem, gdzie iść.
Kurwa, no, zajebię kiedy tego Luc’a, no!!!
Znów poczułem złość. Na siebie, nie niego, na cały świat. Że się na mnie cholernie uwziął.
- Scheisse… - mruknąłem pod nosem i rozłożyłem, zakupioną w kiosku, mapę Berlina.
Gdzie powinienem zacząć?
Ojciec Toma (no bo przecież nie powiem, że mój, czy nasz… no, nie?) miał być na jakiejś rehabilitacji po tym swoim wypadku. Może, gdybym trafił do właściwego ośrodka, on by tam jeszcze był, albo przynajmniej mieliby jego dane osobowe, czy coś…
Udałem się więc do najbliższej kafejki internetowej, gdzie wyszukałem i wypisałem wszystkie ośrodki rehabilitacyjne. Nie miałem pojęcia, co dokładnie było Jorgowi (chyba mogę go nazywać po imieniu, nie?) i do jakiej specjalistycznej kliniki się udał.
Miałem jakieś osiem adresów, porozrzucanych po całym mieście. Do wszystkich musiałem dotrzeć.
Zadzwonił telefon. Gustav. Odebrałem.
- Bill, gdzie ty jesteś? Nie ma cię w pokoju? - Zaczął jak zawsze od pytań i troskliwego głosu.
- Spokojnie, Gus - powiedziałem cicho, nie chcąc przeszkadzać innym internautom. - Jestem w… - zastanowiłem się. - No w każdym razie nie ma mnie w hotelu. Jestem gdzieś w mieście. Próbuję złapać trop.
- I jak ci idzie?- Raczej powątpiewał w jakiekolwiek postępy.
- Zebrałem adresy jakichś klinik rehabilitacyjnych. Sprawdzę je wszystkie. Być może Jorg jeszcze nie wyszedł. Co prawda minęły cztery miesiące, ale może jest jeszcze jakaś szansa… - westchnąłem. - Jesteśmy w Berlinie. Nie można się tu po prostu rozpłynąć. Każdy zostawia ślady.
- Prześlij nam połowę z tych adresów i weźmiemy je na siebie.
- Dobra, zaraz wam wyślę. Cześć.
Wyłączyłem się i wysłałem im cztery adresy, które znajdowały się najdalej od centrum.
Na celownik wziąłem klinikę, która znajdowała się jedynie parę przecznic dalej.
W środku pachniało tym specyficznym, szpitalnym zapachem. Był okropny.
Podszedłem do recepcji, a młoda blondynka dziwnie zmierzyła mnie wzrokiem.
- Dzień dobry - zacząłem. - Mam na imię Bill Kaulitz. Mój ojciec znajduje się lub przebywał w jednej z klinik rehabilitacyjnych. Miał wypadek pod koniec marca i chciałem go znaleźć. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że jest moim ojcem.
- Jak się nazywa?
- Jorg Kaulitz.
Wpisała coś do komputera.
Przekrzywiła lekko głowę.
- Nie było go u nas - powiedziała. - Ale jestem w stanie powiedzieć, gdzie jest - dodała.
Oczy mi zabłysły.
- Potrzebuję tylko potwierdzenia, że jest pan osobą, za którą się podaje.
Pokiwałem lekko głową.
Wyjąłem z torebki swój akt urodzenia i położyłem na ladzie.
Przeleciała szybko wzrokiem po nazwiskach i uśmiechnęła się przyjaźnie.
Zapisała coś na karteczce i mi ją podsunęła.
- Proszę bardzo. Tam jest pana ojciec.
- Bardzo pani dziękuję. - Oczy mi iskrzyły.
- Nie ma za co. - Uśmiechnęła się ponownie.
Schowałem wszystko do torby i wyjąłem telefon. Wybrałem numer Geo.
- No co tam? - Odebrał.
- Znalazłem go! - wykrzyknąłem. - Zaraz wyślę wam adres i spotkamy się na miejscu.
- Nie no, ty chyba żartujesz… - Zaśmiał się.
- Nie, kurwa, nigdy nie będę żartować na ten temat. - Mój ton zmienił się diametralnie.
- Spokojnie, Gwiazdeczko… Podjedziemy po ciebie, Bill. Gdzie jesteś?
Podałem mu adres i wyszedłem na parking, gdzie czekałem po latarnią.
Tupałem nerwowo nogą, nieświadomie w rytm Der letzte Tag. Oddychałem szybko, nie mogąc się uspokoić.
W życiu się tak nie denerwowałem. Za chwilę miałem spotkać ojca Toma (no, poniekąd też mojego).
Kurwa mać!


Spoglądam za siebie. Jest tam czarno. Teraz może być już tylko lepiej.

3 komentarze :

  1. Z ojcem Toma? Kurwa Bill ty leć do Toma po sex . . . A no tak pokłócili się . . . nie fajnie :( Naprawić i dodać odcinek miłości :) Pozdrawiam hihi

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm... Ciekawe, co wyniesie z tego spotkania z ojcem... Obawiam się najgorszego, uch. Ale ja jak zwykle przed oczami mam czarne scenariusze, modlę się teraz, by się one nie spełniły.
    Uch, chciałabym, żeby było z powrotem dobrze, cho niestety obawiam się, że to niemożliwe, skoro mówiłaś, że Tom się zmieni... Tej zmiany boję się chyba najbardziej. Och...
    Weny i daj nam szybciutko kolejne rozdziały, bo ja bez tego opowiadania nie przeżyję! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahah, dziękuję, za dedykację. :D Ale i tak nie przestanę narzekać, że jest za krótko. No bo jest! xDD Fajnie, że Bill znalazł adres kliniki do ojca, może w ten sposób uda mu się także odnaleźć Toma, o ile ten wrócił do swego domu... Swoją drogą, Bill dziwnie się trochę zachowuje. o.O I ten... I nie wiem co jeszcze napisać. xD Dawaj szybko następną notkę! Weny.

    Pozdrawiam,
    Illusion.

    OdpowiedzUsuń