sobota, 6 stycznia 2018

66. I feed myself lies. With words left unspoken.

66. I feed myself lies. With words left unspoken.

                Zielony kolor, który mnie otaczał z każdej strony, zaczął mnie powoli przytłaczać. Powietrze miało charakterystyczny zapach drewna bambusowego, a odczucia wynikające z tak niesamowitego otoczenia były niezaprzeczalnie niesamowite, jednak..
                Zieleń powinna koić, ale to nie działało, przynajmniej na mnie. Tom wydawał się zrelaksowany dzięki takiemu otoczeniu. A ja – denerwowałem się z każdą chwilą coraz bardziej. Dzisiejszy poranek utkwił mi w pamięci. Po tym, jak się opamiętałem, zostawiłem go na swoim łóżku i zamknąłem się skutecznie w łazience na kilka godzin. Prawdopodobnie strumieniami wody chciałem zmyć z siebie poczucie winy. To, co się wydarzyło było złe. Postąpiłem z nim jak z dziwką, a on.. ulegał jakby naprawdę nią był. Gubiłem się w tej sytuacji.
                Nagle poczułem jego ramię otulające mnie w talii. Wyrwał mnie tym z zamyślenia. Spojrzałem w bok, na jego twarz. Przyglądał mi się chwilę, a drugą dłonią założył mi kosmyk włosów za ucho. W jego oczach widziałem takie same zagubienie, jakie czułem w sobie.
                Spacer po lesie bambusowym wpędzał mnie w melancholię.
                Tom posadził mnie na drewnianej barierce oddzielającej ścieżkę od lasu. Zaczął padać delikatny deszcz. Naciągnął na moją głowę kaptur, a potem uczynił to ze swoim. Objął mnie mocniej. Ludzie w kilka minut poznikali pod parasolami. Patrzyłem prosto w jego oczy. Były przepełnione miłością i oddaniem.
                - Tom, ja.. przepraszam za rano.. – Zacząłem, aż poczułem jego palec delikatnie głaszczący moje wargi.
                Przesunął po nich kciukiem delikatnie je rozchylając, a następnie pogładził mój policzek, unosząc wyżej mój podbródek. Stanął pomiędzy moimi nogami i patrzył w moje oczy jeszcze przez chwilę, a potem złożył na moich ustach delikatny i czuły pocałunek. Deszcz nagle zaczął padać mocniej, a krople uderzały o bambusy, tworząc przyjemne akustycznie odczucia. Jak milion bębnów w jednym miejscu. W tym jednym momencie był dla mnie jedyny. Poczułem to.. czego dawno już nie czułem. Gdy oderwał się od moich ust, by zobaczyć moją reakcję, chwilę później wpił się w moje wargi jeszcze bardziej, gładząc dłońmi moje boki. Obejmował mnie mocno, silnymi ramionami, a ja na chwilę znów poczułem się jak mały chłopiec. Młodszy o cały ten czas, gdy działo się tyle złego. To było dobre.. takie dobre.
                Chwilę później już biegliśmy za ręce przez deszcz, uderzając stopami głośno w kałuże, których rozchlapująca się woda moczyła nam spodnie. Tych kilka beztroskich chwil, może nawet niecałe 3 minuty trwały dla mnie wieczność. Wieczność przywracająca same najwspanialsze wspomnienia. Naszą niewinność, gdy się poznaliśmy. Naszą ciekawość świata, gdy wyruszaliśmy w pierwszą trasę.
                Po chwili już siedzieliśmy w taksówce zmierzającej do naszego hotelu, którą w którymś momencie mojego zamyślenia musiał zatrzymać Tom. Siedziałem na siedzeniu pogrążony myślami nadal w wesołym biegu dzieci przez kałuże.. Błogość rozlewała się po moim sercu i ciele. Poczułem jak Tom wyciera mi włosy swoją bluzą, a po chwili lekko mnie nią otula i wtula w swoje cieple ciało. Coś wewnątrz mnie pękło i nie mogłem się oszukiwać, twierdząc inaczej.
                Milczałem. Tak było najbezpieczniej. Moje uczucia do Toma wróciły. Niestety – w żadnym razie nie rozwiązywało to naszych problemów. Ta dziewczyna była w ciąży.
                Ta myśl natychmiast przyćmiła wszystkie inne, a ja zwiesiłem głowę w smutku. Ta myśl miała prześladować mnie już podczas całej drogi do hotelu. Musiałem z nim porozmawiać. To już nadszedł ten czas.

                 *
               
                W pokoju postanowiliśmy zdjąć z siebie przemoczone rzeczy. Ja ubrałem coś suchego i ciepłego, a Tom paradował jedynie w spodniach dresowych i zamawiał nam obiad do pokoju z restauracji hotelowej. Usiadłem na swoim łóżku wciąż przygnębiony swoimi przemyśleniami, dodatkowo, czułem, że mój brat również intensywnie nad czymś myśli. Czułem to tak mocno, jak czułem własne myśli. Głęboko w sobie zmagał się z czymś ważnym.
                Przyszedł do mnie kilka chwil po zakończeniu składania zamówienia. Jego poważna mina i widoczny w oczach stres sprawiły, że i ja zacząłem się denerwować tym, co leżało mu na sercu. Czy to możliwe, żeby w tym momencie, gdy jakaś część mnie uświadomiła sobie, że kocha go tak mocno, że być może jest w stanie wybaczyć, on chciał się poddać?
                - Bill – zaczął nagle, siadając na łóżku obok mnie. Drgnąłem na to z jaką precyzją wymówił moje imię. Oboje czuliśmy, że nadszedł czas na poważną rozmowę. Poczułem jak delikatnie bierze moją dłoń w swoje, moje tętno przyspieszyło. Czy to właśnie ten moment, kiedy przyzna mi rację, że nasz związek nie ma przyszłości? Nabrałem w płuca powietrza, czekając na kontynuację. – To, co wczoraj powiedziałeś. – Odchrząknął. – Wiesz, kiedy cię poznałem, byłeś bardzo nieśmiały i delikatny. Co prawda udawałeś bardzo pewnego siebie, i to przekonująco. Mówili do ciebie „Gwiazdeczko” i tak dalej.. – Zrobił krótką przerwę i spojrzał na mnie nagle. – Nigdy w to nie wierzyłem. W tą grę. – Poczułem jak nerwowo głaszcze kciukiem wierzch mojej dłoni. – Postanowiłem sobie wtedy, któregoś dnia, że sprawię, że ta pewność siebie będzie prawdziwa. Chciałem, żebyś taki był. – Westchnął znów przerywając na chwilę. Tak bardzo się denerwowałem, nie wiedząc, do czego prowadzi ten wywód. – W pewnej chwili zdałem sobie sprawę, że dorośniemy. Jeśli to, o co się tak staram rzeczywiście się urzeczywistni, to nie miałem złudzeń, że staniesz się silniejszy ode mnie. I okłamywałbym siebie, udając, że nadal to ja jestem starszym, silniejszym bratem i mam wyłączność na dominowanie. Spodziewałem się, że pewnego dnia to z ciebie wyjdzie. I wyszło. – Dotknął lekko mojego policzka i go pogłaskał. – Stałeś się silniejszy ode mnie, ból, który ci zadałem.. on to z tobą zrobił. Nigdy tego nie planowałem, ale.. zawsze wiedziałem, Bill.
                - C-Co wiedziałeś? – wyszeptałem tak cicho jak to tylko możliwe. Nadal paraliżował mnie strach przed jego konkluzją.
                - Że jesteś ode mnie silniejszy. Ja w twojej sytuacji.. dawno skończyłbym na prochach. – Pokręcił głową z politowaniem dla siebie. – Bill, jeśli uważasz, że to rozwiązuje w jakiś sposób ten.. konflikt między nami, to jestem skłonny oddać ci się. Dominujesz mnie. Ten ból nas odmienił. Teraz ja jestem słaby. – Skończył i przyglądał się w mojej twarzy, na której od samego początku jego monologu strach i zdziwienie nawzajem się dominowały.
                Czekał aż coś powiem, wiedziałem o tym, ale zatkało mnie. W jednej chwili doszło do mnie, jak bardzo się zmieniłem i jak bardzo Tom się zmienił. Obudziło to we mnie nieopanowane poczucie winy. Przeze mnie się zmienił. Tak bardzo chciał mnie odzyskać, że przestał być sobą.. bo będąc sobą potrafił mnie tylko tracić.
                Odwróciłem od niego twarz. Sam nie byłem pewien, czy moje wczorajsza „propozycja” wyszła ode mnie na serio, czy tylko w wyniku nieustannego kłębienia się we mnie negatywnych emocji. Odsunąłem od siebie jego dłoń. Potrzebowałem powietrza. Natychmiast wstałem i wyszedłem na balkon, zabierając ze sobą papierosy. Od razu odpaliłem pierwszego i mocno się zaciągnąłem. Oparłam się łokciami o  barierkę i schowałem twarz w dłoniach. Co ja miałem teraz zrobić? To.. nadal żadnego problemu nie rozwiązywało. Miał zostać ojcem. To, kto by górował w naszym związku nic nie wnosiło. A z drugiej strony, on chciał się tak poświęcić, chyba naprawdę bardziej już nie mógł.. jak mogłem mu powiedzieć, że to nic nie znaczy? Przecież dobrze wiedziałem, że nadal go kocham.
                Wróciłem do środka po 3 papierosach, gdy usłyszałem, że w końcu dostarczyli nam zamówiony obiad. Obserwował mnie, chciał mnie odczytać i z pewnością mógłby, gdybym wciąż był taki jak kiedyś.. gdybym choć trochę wiedział co robić.
                Usiedliśmy przy stole. Tom ustawiał półmiski, nie zwracałam na to uwagi. Emocje buzuwały we mnie. Byłem osobą decydującą nie tylko o swoim życiu i przyszłości, ale też o przyszłości Toma.
                - Tom – zacząłem w takim samym tonie jak mój bliźniak kilka chwil temu. – Nie potrafię tak – powiedziałem i w końcu podniosłem na niego wzrok. Patrzył na mnie intensywnie. Widziałem jak nadziej gaśnie, w jego oczach. Nie wytrzymałem i podszedłem do niego, od razu usiadłem na jego kolana. – Posłuchaj mnie, Tom. – Westchnąłem i skierowałem jego oczy na swoje. Czułem narastające między nami napięcie, tak jak kiedyś, za każdym razem, gdy byliśmy tak blisko. – Być może.. być może potrafiłbym wybaczyć to, co zrobiłeś. Że mnie zdradziłeś – uszczegółowiłem dla ścisłości, dając sobie czas na dobór słów. – Ale jeśli, jeśli to dziecko jest twoje, co w  prostym przełożeniu oznacza dla mnie, że masz dziecko z inną, że zostałeś z ojcem, że nawet jeśli go nie chcesz, co miesiąc będę widzieć przelewy z naszego konta o tytule „Alimenty”, to.. nie dam rady. Mówię ci to teraz, od razu. – Westchnąłem, widząc smutek w jego oczach. Pogłaskałem go delikatnie po dredach, a potem po policzku. – Zawsze będzie coś, o co będziemy się kłócić, nawet, jeśli nie będę mówić tego wprost.
                Pokiwał głową na znak, że rozumie, mimo, że był załamany.
                - Co proponujesz, Bill? – zapytał najspokojniej jak potrafił.
                Uśmiechnąłem się do niego nieznacznie.
                - Proponuję zjeść obiad zanim wystygnie – powiedziałem wstając, aby usiąść na swoim krześle, ale przytrzymał mnie na swoich kolanach.
                - Bill.. – Spojrzał na mnie błagalnie, a ton, jakim wypowiedział moje imię łudząco przypominał ostrzeżenie.
                Westchnąłem ponownie, wiedząc, że się nie wywinę.
                - Cieszmy się Kioto. Popracujmy tu nad piosenkami, przecież właśnie po to ciągnęliśmy tu twoje dwie gitary. Bądźmy przyjaciółmi, tylko. Braćmi. Kiedyś za mało nimi byliśmy. Niech czas leci.. a za 8 miesięcy się okaże. Zrobisz testy.. będziemy wiedzieć, na czym stoimy. Być może do tego czasu zdążymy już zacząć materiały na nowy krążek. – Poklepałem go po policzku z lekkim uśmiechem. – Życie toczy się dalej. Trzeba zająć się muzyką, to nam wychodzi najlepiej.
                - To.. to brzmi jak rozstanie – wyjąkał z bólem w oczach.
                Przytuliłem go mocno do siebie i nic nie odpowiedziałem. Musiał sobie z tym sam poradzić. Prawda była taka, że zawalił sprawę i musiał ponieść jej konsekwencje, a ja nie byłem w stanie pomóc mu bardziej niż już to uczyniłem. Karmię się kłamstwem, że to wystarczy, że więcej zrobić nie mogę. I choć widok mojego brata, który przeżywa załamanie, łamie mi serce. Czuję jego emocje. Czuję jego pustkę. Czuję utracone marzenia i utlone w zalążku nadzieje. Otwieram usta kilka razy, aby coś powiedzieć. Ale milczałem. Te słowa nigdy nie zostaną wypowiedziane.


*****

Kochani,
tak jak obiecałam, wstawiam rozdział. Wiem, ze nie powala długością, ale czasem coś musi być akurat tak krótkie, aby podkreślić wagę tego, co jest przekazywane.
Dajcie mi znać, co myślicie w komentarzach  :)

~ Sinni 

2 komentarze :

  1. Hej podoba mi się opowiadanie :)
    hmm no dobra zaskoczyło mnie takie rozwiązanie sprawy
    Myślałam że potoczy się trochę inaczej!
    co do jednego Bill ma racje problem nie zniknie ...
    nie wiem co jeszcze mogę napisać kurde ....
    czekam na kolejny odcinek :) (liczę że będzie szybko )
    galaxa2

    OdpowiedzUsuń
  2. Daj znać kiedy następny bo jestem ciekawa co będzie dalej i czy to wogole jego dziecko. Może okaże się że normalni że poroni i Bill będzie mógł być szczęśliwy z Tomem na nowo? Przecież tyle przeszli, Bill się. Tak starał a teraz by odpuścił? Nie wiem jak on wogole mógł pomyśleć o tej Julii w ten sposób i iść z nią do łóżka. Oby się nie okazało że ona zaciązy bo na początku nie mieli gumki :(

    OdpowiedzUsuń