czwartek, 20 października 2016

62. Lass die Hunde los


Witam niewitanych :D  zapraszam do czytania kolejnego rozdziału i proszę o komentarz, to dzięki nim piszę.

~ Sinn

62.  Lass die Hunde los



                Spaliny, lekki pisk hamulców, dźwięk otwieranych drzwi. Zapach drogiej wody kolońskiej.

                - Witaj, David – mój głos kierowany do mężczyzny wychodzącego z naszego tourbusa.

                - Witaj, Bill – ten sam jak kiedyś nonszalancki głos, mówiący „kim to ja nie jestem”. – Kim jest ta młoda dama? – pyta od razu, zżera go ciekawość.

                Spoglądam na Julię z lekkim uśmiechem uchylając swoje ciemne okulary i łapię ją za rękę.

                - To Julia. Zabieram ją ze sobą w trasę. Jest moją inspiracją – odpowiadam śmiało. – Ma na razie wakacje – dodaję i razem z dziewczyną pakuję się do autobusu.

                Rodziców Julii nie było trudno przekonać. Jak się okazało i jej ojciec był muzykiem i tak właśnie poznali się z jej matką. Więc znali takie życie. I nie widzieli powodu, dla którego ich córka miała go nie skosztować. A ona chciała jechać. Mimo, że ta franca od Toma została. Nawet nie chciała o tym słyszeć. Wyklęła Toma za to, że jedzie. Wtedy jedynie wygarnąłem jej to, co o niej myślę, a Julia dość nieśmiało mnie poparła, czym cała nasza trójka sobie nagrabiła. Wiec ani Julia nie miała wyrzutów sumienia, że jedzie, ani też Tom.. szczególnie, że taka z niej była zołza. A ja.. ja całkowicie cieszyłem się z tej sytuacji. Julia była ze mną. I wydawała się rozumieć więcej niż ja rozumiałem. A Tom mógł się w dupę pocałować. I mimo, że był moim bratem. Był również ex. I chciałem, żeby cierpiał po tym jak mnie skrzywdził. Chciałem tego bardzo mocno, budziło to we mnie nikczemne żądze, których ujściem okazała się muzyka.

                Położyłem dłoń na jej nagim udzie, miała te seksowne shorty na sobie, a ona złapała lekko moje palce i ścisnęła swoimi. Gdy Tom wsiadał do środka nie zapomniał zaszczycić nas spojrzeniem. Położył swoją gitarę po drugiej stronie i słowem się nie odezwał. Chłopaki czuli to napięcie, którego całkiem nie rozumieli. W Paryżu jeszcze byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, a teraz on się przede mną chowa jak mysz pod miotłą, a ja – naczelny gej w zespole – mam ekstra laskę u boku i nawet nie spoglądam na brata od momentu, gdy dowiedziałem się o „incydencie”.

                W końcu tez ruszyliśmy. Musieliśmy zrobić kilka prób. Nie graliśmy już ponad miesiąc. Nie razem. Zmierzaliśmy w stronę Zurychu. To na tamtym koncercie przerwaliśmy trasę. Zurych, Londyn, Moskwa, Madryt i Zagrzeb. Pięć brakujących koncertów do końca trasy Zimmer 483. Do końca trasy, której nie miałem ochoty kończyć.  Moje myśli kłębiły się już wokół czegoś całkiem nowego, obcego i fascynującego.

                - Pokaż mi ten nowy tekst – rzuciła w trakcie jazdy Julia odrywając się od swojej gazetki. A wtedy.. piekło zstąpiło do autokaru.

                Poczułem na sobie wzrok każdego. Cztery pary oczu wpatrywały się we mnie bezwzględnie oczekując wyjaśnień. Jedna była zaintrygowana, druga podekscytowana, trzecia niedowierzająca, a czwarta… zbolała i pokrzywdzona.

                Wyjąłem zeszyt bacznie ich obserwując.

                - Nie. I ani się ważcie go dotykać – wysyczałem do nich mrużąc oczy, a zeszyt podałem dziewczynie i musnąłem jej policzek wczytując się w tekst razem z nią.

                - Bill, nalegam abyś natychmiast pokazał nam to, co masz! – powiedział Jost podchodząc do mnie i Julii bardzo szybko. – Tom mamrotał coś o jakiejś inspiracji i humanoidzie czymkolwiek on jest, ale chyba sam wiesz, że wszystkim nam przyda się twoja inspiracja. I jeśli ta myśl jest dobra, podążymy za nią tak jak wcześniej – dodał unosząc się w swojej przemowie jak zawsze. Może miało to coś wspólnego z genami wilka alfa w jego krwioobiegu.

                Westchnąłem cicho i spojrzałem przez okno.

                - Humanoid. To istota bez emocji. Gnająca przed siebie. Zautomatyzowana. Bez ograniczeń. Humanoid to ja – odparłem. – Opowiem wam. O idei.  Gdy przyjdzie na to czas. A od tekstów wara – warknąłem na ostatku i zmrużyłem oczy lekko.

                David odchrząknął po chwili ciszy i pogładził lekko moje ramię.

                - Chodź, pogadamy. – Wstał i bez czekania na moją odpowiedź poszedł na tył autobusu.

                Zerknąłem na Julię i wywróciłem lekko oczami. Zabrałem jej zeszyt delikatnie.

                - Wezmę.. bo ci siłą wyszarpią jak cię z nim tutaj zostawię  - powiedziałem i wstałem. Pogładziłem jej włosy a potem pożegnałem się na te kilka chwil czułym pocałunkiem. Ona przymknęła oczy. A ja..  całkiem automatycznie wwierciłem oczy w Toma. Patrzył. Dokładnie ka jakby wiedział, że nie ma prawa ich zamykać. Że to właśnie jego kara.

                Przeszedłem na koniec do pomieszczenia, gdzie niegdyś spaliśmy razem z Tomem. Teraz to miała być sypialnia moja i Julii. Siedział na łóżku i patrzył na mnie intensywnie. Zamknąłem drzwi i oparłem się o nie. Poklepał miejsce obok siebie i poczęstował mnie skrętem. Zdziwiło mnie to początkowo, ale odpaliłem i zaciągnąłem się. Patrzył tak na mnie w ciszy kilka chwil i sam rozkoszował się trawką.

                - Bill.. – zaczął w końcu, a ja się spiąłem, bo doskonale wiedziałem, do czego to zmierza. – Po co te szopki? Ta Julia. I te wasze złowieszcze spojrzenia. To jest zespół, my wszyscy. Powinniście albo powiedzieć nam, o co chodzi, albo wyjaśnić to między sobie i wrócić do normy. Omijacie się kilometrowym łukiem.

                - To, co jest teraz jest normą, Jost – odpowiadam odwracając twarz z zaciętą miną.

                - Bill, wykładam na was kasę, inwestuję. Jesteśmy jednym zespołem. Dopóki wasze kłótnie były wasze i nie przenosiły się na resztę, to była wasza sprawa. Ale, gdy ma to wpływ na resztę zespołu i na cały zespół razem wzięty, to moim obowiązkiem jest reagować, Bill – odparł. W jego oczach tkwiło szczere zmartwienie.

                Westchnąłem ciężko, bo w głębi siebie czułem, że ma rację. Sytuacja między nami była niemożliwa do naprawienia a wpływała negatywnie na chłopaków. Ryba psuje się od głowy. Ja jestem głową tego zespołu… Biłem się przez moment z myślami. Zaciągnąłem się parę razy w milczeniu.

                - Zacznij od tej dziewczyny. To jakaś zemsta? Ale za co? Czujesz coś do niej naprawdę? – zaczął pytać, bo nie wytrzymał już z ciekawości a może i z nerwów.

                - Julii do tego nie mieszaj. Nie miała z tym nic wspólnego – odpowiadam powoi ważąc słowa. – Chcę, żeby została. Bez niej nie napisze już nic do tej płyty. A wierz mi, warto, żebym kontynuował – ostrzegłem go i uchyliłem okno. Wyrzuciłem niedopałek ale nie zamknąłem. Szum wiatru zagłuszał naszą rozmowę jeszcze bardziej. Westchnąłem i zamknąłem oczy. – Dawid.. to, o co pytasz.. to coś, o czym nie wie nikt. I jeśli chcesz o tym rozmawiać, to będzie nam potrzebna klauzula poufności – mówię i wyciągam papierosa. A po zastanowieniu to od razu drugiego i odpalam oba na raz. Nadal stoję przy oknie tyłem do niego.

                David jest wyraźnie zaskoczony moją odpowiedzią. Milczy. Być może pierwsze o czym pomyślał, to że kogoś zabiliśmy. I może nie był tak daleko. Zabiliśmy coś. Zabiliśmy naszą miłość.

                - Sądzisz, ze pójdę rozpowiadać o tym? Na pewno nie jest to również w moim interesie. Zarabiam dzięki wam – odpowiedział po chwili zastanowienia.

                - Coś w tym jest.. – mruknąłem i usiadłem na fotelu naprzeciwko niego. Przypatrywałem się jego oczom. Byłem pewien, ze widzi jakie moje są puste, gdy o tym myślę. – Ja i Tom. Byliśmy parą, David. Prawie od początku, gdy przeprowadził się do nas i, gdy go poznałem. Prawie od tamtego czasu – powiedziałem spokojnie. Jost milczał, więc kontynuowałem.  – Zdradził nie jak leżałem w szpitalu w Paryżu. I zrobił jej dziecko. To się stało, David – odparłem i wydmuchałem dym. – I jeśli zamierzasz pytać o to, jak mogliśmy być braćmi w związku, to odpowiem, że jak widać mogliśmy…

                - Nie pytam o to – przerwał mi, choć miałem zamiar jeszcze coś dodać. – Nie ma to dla mnie znaczenia. Teraz to tłumaczy wszystko. – Westchnął i potarł lekko twarz. – To stad ten.. humanoid, tak? Skrzywdził cię.. a ty nic nie czujesz – mówił coraz ciszej. Nie pytał. Wiedział, że tak jest i się nie mylił.

                Ponownie zapadła dość nieprzyjemna cisza. Ciągnąłem raz z jednego raz z drugiego papierosa. Miałem trochę nerwa. Jednak musiałem wrócić myślami do tego, co nieprzyjemne.

                - Dlatego nie chcę śpiewać starych utworów. Bo przypominają tamte czasy. Każda z tamtych piosenek odzwierciedla pełen szczęścia moment przeżyty wspólnie z Tomem. A teraz.. jest inaczej. Teraz wszystko będzie inne – wyszeptałem.

                Jost wstał i poklepał lekko moje ramię.

                - Nikomu nie powiem – powiedział. Nigdy wcześniej nie sądziłem, ze można z nim tak rozmawiać. Wcześniej dużo się przekomarzaliśmy. Często robiliśmy sobie na złość. – 5 koncertów, Bill. Dasz radę. A potem będziesz miał czas dla siebie. Tyle, ile będziesz potrzebować. Bylebyś do końca roku dostarczył mi wszystkie teksty na nową płytę.

                - Sądzę, że to aż nadto czasu..

                - Mógłbym z nim porozmawiać ale obawiam się, że tak niczego by to nie zmieniło. Ale wyjaśnijcie sobie parę rzeczy. Albo uzgodnijcie, cokolwiek. Bo czuć niezgodę między wami i to będzie odpychać – powiedział, po czym wyszedł z pokoju.

Zostałem tam sam z myślami i nieznośnymi wspomnieniami na temat tego, co kiedyś na tym łóżku się działo między nami.

- Pierdolić to, kurwa mać.. – warknąłem sam do siebie i wyrzuciłem dwa niedopałaki za okno. Położyłem się na łóżko i myślałem.

Drzwi pokoju się otworzyły i do środka weszła Julia. Uniosłem lekko jeden kącik ust w uśmiechu i wyciągnąłem do niej dłoń. Złapała ją bez wahania i usiadła przy mnie na łóżku. – Czas wypuścić psy.. – szepnąłem gładząc jej nieskazitelny policzek. Jej skóra była taka miękka..

- Co takiego? – zapytała niepewna, czy dobrze zrozumiała.

- Czas wypuścić psy, skarbie.. czas oddać się wolności. Oddać się wenie i emocjom jednej chwili. – Przyciągnąłem ją bliżej tak, że opierała się dłońmi o mój tors. Jej włosy delikatnie łaskotały mnie po twarzy, gdy całowała moje usta.

Będziesz płakać, Tom.. nie naprawisz mnie. Nawet przez swoje słone łzy. Czas wypuścić psy. I żyć bez ograniczeń.

1 komentarz :