niedziela, 20 lipca 2014

Tarzan, siedem dni na miłość - Dzień Pierwszy

Dzień pierwszy


KURWA!
Uciekałem przez całą dżunglę od tej pieprzonej jaskini, skacząc z liany na lianę w popłochu. Cholerne lamparty... Myślą, że jak człowiek ma spódniczkę z lamparciej skóry, to od razu jest się sexy lamparcicą... Grr..
Liany się skończyły, a skurwiele nie przestały za mną lecieć. Pobiegłem w stronę drzew i wpadłem między nie. Przeskoczyłem nad krzakami, robiąc pokaźne salto i zatrzymałem się w przysiadzie słuchając, gdzie te koty się czają.
A tak w ogóle... Jestem Tom, pseudonim Tarzan. Być może ze względu na to, że mam lamparcią spódniczkę i mięśnie, czy dlatego, że znalazły mnie małpy i wychowały na człowieka małpę... hmm...
'AGRRRR!' - Dobiegło mnie z krzaków po drugiej stronie.
Podskoczyłem normalnie. To se znalazłem czas na rozkminy życiowe, kurwa mać...!
Znów zacząłem lecieć na łeb na szyję w stronę najbliższych drzew.
Wtedy poczułem jak coś na mnie skacze na plecy i przytwierdza do ziemi. Poczułem mokry język na policzku jak wolno jest przeciągany od podbródka do skroni
- Wolny się robisz, braciszku... - wyszeptał mi do ucha mój przyjaciel, który został wychowany przez te cholerne koty, które odkąd obczaiły, że moja spódniczka jest opięta na tyłku, który kojarzy im się z ruchaniem samiczek... głupie koty.
Odwróciłem się szybko i położyłem go na plecy siadając na jego biodrach. Miał śliczne lamparcie uszka, długaśny sexy ogon i w ogóle był taki zajebisty i... oh, gdyby tylko nie był moim zwierzaczkowym bratem...
Pocałowałem go w czółko i się podniosłem, a potem pomogłem wstać Billowi, bo tak się nazywał ten sexy lamparcik ze słodkimi uszkami, które czasem chodziły jak peryskopy i z tym extra podniecającym ogonem, za który kochałem go ciągnąć i wkurzać moje młodsze maleństwo.
- Słyszałem, że Papa Lampart znalazł ci męża... - napomknąłem swobodnie, gdy już zbliżaliśmy się do mojego domu.
- E tam... Chyba jakiś z innego plemienia. Mamy połączyć rody czy coś – odpowiedział udając, że mu to zwisa, ale ja wiedziałem, że to maska. - On mieszka po drugiej stronie wyspy, raczej nie ma wyjścia, musi się ze mną ożenić. Jak mój tata każe, tak musi być. Za tydzień mam z nim ślub i w zasadzie chciałem, żebyś mnie tam zaprowadził...
Zmrużyłem lekko oczy, wziąłem kokosa, walnąłem w niego kawałkiem jakiegoś metalu, który wyrzucił ocean. Wsadziłem do środka rurkę z bambusu i podałem księżniczce.
A tak... mówiłem, że Billy jest lamparcią księżniczką? Nie?! No to teraz mówię! Wracając do meritum...
Posadziłem Billa na blat w kuchni w domku na drzewie i patrzyłem jak ochoczo pije mleczko kokosowe.
- Ale to strasznie daleko. Nie wiem czy dasz radę tyle iść... - dodał wyzywająco. Ohh... normalnie złapałbym go za tą czarna czuprynę i zaciągnął do łóżka!
- Pfff... ja się o ciebie martwiłem raczej. - Wywróciłem oczami. - To co? Jutro wyruszamy? Muszę sprawdzić tego gostka zanim wlezie ci do łóżka... chuj niemyty... - mruknąłem ostatnie słowa pod nosem.
Bill wybuchł śmiechem i pokręcił głową z politowaniem. Przytulił się do mnie i mogłem spokojnie, z chęcią objąć jego chude ciałko. Mrrr... on był taki sexy kotek...
Wtuliłem go w siebie i zacząłem przeczesywać jego włosy delikatnymi ruchami po całej długości, a były one aż do pasa. Zahaczyłem o uszko i... oh! Dane mi był słyszeć jak mruczy. Nigdy nie zrozumiesz, jak podniecające to jest dopóki sam nie podrapiesz lamparta za uszkiem. Mówię ci, jak będziesz mieć okazję – drap – orgazm gwarantowany. Tylko w zoo uważaj, bo będą się na ciebie dziwnie patrzeć. Wiesz, kraty i takie inne. Dopłynęła tu kiedyś walizka, to były jakieś gazetki i tak się dowiedziałem, co to zoo. A potem przypłynęła jeszcze jedna i tam był jeż, więc... nie mieszkam sam. Mam zwierzątko. Znaczy, ostatnio, tu, w dżungli, mam dużo zwierzątek. W końcu jestem władcą tych kilkuset hektarów. Ta... O czym to ja...? A!
- No dobra, to jutro będę po ciebie, kiciuś. Gdy słońce będzie nad horyzontem i oświeci świat pogrążony w mroku. - Pocałowałem mojego kotka w czółko i złapałem za ogonek. On był moim marzeniem...
- To co? Wyganiasz mnie? Już mam sobie iść? - Uniósł brew oblizując usta. Miał trochę mleczka w kącikach, które no jak na złość kojarzyły się mi, okropnemu zboczeńcowi, tylko z jednym.
- Chętnie potulę cię do snu o ile Papa Lampart nie będzie zły, że nie wróciłeś na noc do domu – powiedziałem, zastanawiając się, czy już powinienem się cieszyć, że zostaje, czy jednak pójdzie. - W sumie, już jest ciemno i twój tata na pewno by chciał, żebyś został w bezpiecznym miejscu... - dodałem niby od niechcenia rozglądając się po kuchni.
Zaśmiał się i złapał w dłonie moją twarz. Czułem lekko jego pazurki na policzkach. Spojrzał mi w oczy z promiennym uśmiechem.
- Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie! - Wtulił się we mnie mocno, a ja automatycznie zachwycony przytuliłem go do siebie jeszcze mocniej. Tak na wszelki, jakby miał zamiar zwiać.
Wziąłem go na ręce i niosłem do swojej sypialni. Kicia po mleczku, to śpiąca kicia, więc wręcz zasypiał mi na rękach. Z uwielbieniem patrzyłem na jego przymknięte powieki i zmarszczony lekko nosek, a te usteczka i delikatną skórę o pięknej karnacji i nieskazitelnej cerze mógłbym oglądać przez tysiąclecia bez mrugnięcia i nigdy nie przestać podziwiać tej urody.
Położyłem go do łóżka i okryłem kołdrą. Był ubrany w szatę z lamparciej skóry. Wyglądała trochę jak sukienka, ale w sumie sam chodziłem w spódniczce, więc z niego nabijać się nie miałem zamiaru.
Przecierając twarz podążyłem do łazienki. Sam ją zrobiłem! Trochę bambusa, rynienki robiące za coś w rodzaju akweduktu i fosa na dole dawały mi swobodę i wachlarz funkcji łazienki. Prysznic, kibelek, umywaleczka. Normalnie, co tylko chcesz!
Westchnąłem ciężko. Kurwa, no i zobaczę tego gościa, co ma mieć mojego Billusia i co wtedy? No przecież szybciej faceta zabiję niż mu pozwolę dotknąć mojego Bibi! Zapowiadały się cieżkie dni wędrówki na druga stronę wyspy. Mieliśmy być sami przez kilka dni. Z jednej strony na drugą było prawdopodobnie 7 dni drogi uwzględniając 9 godzinne przerwy, które przecież były niezbędne, by się przespać, zjeść, odpocząć... znaczy... wyspać się! Nie 'przespać'! Wyspać! Uh...
Wróciłem do łóżka, położyłem się obok Billusia pod kołderką i przyciągnąłem jego ciałko do siebie. Był gorący, dużo cieplejszy niż ja, w końcu miał inną temperaturę ciała, był lamparcikiem. Z rączkami, nóżkami i z wyglądem człowieka, ale w każdym razie lamparcik. I jak by tu tego słodziaka po drodze (sam na sam!) nie przelecieć...?


6 komentarzy :

  1. Dziwie się, że ukryłaś to w tajemnicy przedemną?! Ale ciekawe opoko się zaczyna, wyspa itp. Coś mi się przypomina :) lampard mrrrr motyw przewodni ciekawe ja czekam na rozwinięcie akcji :)
    Marudek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, masz rację, nie czytam za dużo, ale dziękuję, bo... och, musisz wiedzieć, że poprawiłaś mi humor! Naprawdę mi tego było trzeba... Ha, szczerze? Ja WIEDZIAŁĄM, że chcesz zrobić coś takiego lub podobnego, hyhy! :D To była tylko kwestia czasu. I wiesz co? Tak sobie myślę, że gdybyś zamknęła to w tych siedmiu rozdziałach, to byłoby to... epickie! Albo 8, no! Niech będzie jeden rozdział na dzień... Naprawdę! E - P - I - C - K - I - E!

    Pozdrawiam, Czaki

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam, a, że mam zasadę, że komentuje to, co przeczytam (zazwyczaj), to jestem, chociaż nie wiem, jak mam się do tego odnieść. Pomysł jest dość specyficzny, no i... Chociaż problemem nie jest mi wyobrażenie sobie Billa jako lamparta, a Toma jako Tarzana, to jakoś dziwnie mi się to czyta. O.o No cóż - zobaczę, jak reszta części będzie wyglądała.
    Weny.

    Pozdrawiam,
    Joll.

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Jestem w Austrii, wracam wykonczona z gor i nie chce mi sie wlaczac lapka, ale obiecuje, ze jutro wstawie :) Ciesze sie, ze sie spodobalo, to duzo dla mnie znaczy.

      Usuń