1. Wir kehren zum Ursprung
zurück.
Siedziałem
w samochodzie i zza przymrużonych oczu obserwowałem czarną rzeczywistość na
około. Moja matka prowadziła. Nie miałem najmniejszej ochoty, żeby mówiła
cokolwiek.
Mama
spoglądała na mnie co chwilę nerwowo widocznie odczuwając skutki niewygodnej
ciszy.
-
Bill, kochanie…- zaczęła swój wywód, ale powstrzymałem jej wypowiedź ręką.
- Nie
potrzebuję długiej historii.- odparłem.- Po prostu wróć do początku i wymień
fakty.- zażądałem
Westchnęła,
ale byłem pewien, że zrobi to tak, jak ja chciałem – po prostu przyzna się. Do
czego? To się okaże, ale jej mina już zdradzała, że jest winna.
Zaczęła.
Wiedziała, że wolę konkrety niż lanie wody.
- W
roku 1989 zaszłam w ciążę mnogą.- rzuciła hasło.- Jorg rzucił mnie po paru
miesiącach, jednak gdy dowiedział się, że dzieci są ją jego zażądał praw
rodzicielskich. Nie zgodziłam się, aczkolwiek doszliśmy do porozumienia. On
zabrał Toma a ja ciebie. Od tamtego czasu nigdy się nie kontaktowaliśmy.
-
Dlaczego wziął właśnie jego?- dociekałem.
- Bo
był starszy o 10 minut, większy i silniejszy.- wyjaśniła.- Ty byłeś słabszy i
potrzebowałeś mojej opieki. Zawsze byłeś moją Kruszyną.- pogładziła mnie lekko
po policzku.
Zacisnąłem
obruszony swoje czarne od makijażu oczy i odgarnąłem sięgające do ramion, czarne
włosy do tyłu.
-
Miałaś tak do mnie nie mówić.- napomniałem ją przez zaciśnięte zęby.
Nic
nie odpowiedziała.
-
Więc, dlaczego dyrektorka mnie wezwała i skąd miała jego akt urodzenia?-
zapytałem.
-
Zapisałam Toma do twojej szkoły. Nie sądziłam, że dyrektorka będzie na tyle
wścibska, żeby o tym z tobą rozmawiać zanim ja to zrobię.- westchnęła, zapewne
wyklinając siwowłosą w myślach.
-
Aa…ale jak to do mojej szkoły?- wyjąkałem, dalej nie mogąc zrozumieć, co się
dzieje wokół mnie.
-
Jorg miał wypadek i nie jest w stanie zapewnić opieki Tomowi. Skontaktował się
ze mną z prośbą, żebym się z nim zajęła przez czas jego rekonwalescencji.
Wbiłem
czarne paznokcie w skórzany fotel.
- Co
na to Gordon? Wiedział o nim?- zadałem kolejne pytanie.
- Tak.
Ucieszył się, że pozna twojego brata.- odparła szczerze.
Zatrzymaliśmy
się przed domem.
Spojrzałem
na piękną willę tak, jakby była winna temu wszystkiemu.
- Jak
ty to sobie wyobrażasz?- zapytałem lekko zestresowany, patrząc jej prosto w
oczy.
-
Zapewniam, że dla niego to tak samo trudne, jak dla ciebie. Po prostu bądź dla
niego miły…
Przerwałem
jej chrząknięciem i znaczącym spojrzeniem, podkreślonym uniesioną brwią.
-
Powiedzmy, że spróbuję nie wchodzić mu w drogę, jeżeli on zrobi to samo.-
zaproponowałem.- Ta szkoła jest moja i nich się do tego lepiej przyzwyczai,
mamo.- oznajmiłem, a ona tylko pokiwała głową ze zrozumieniem.
-
Przyjedzie dziś wieczorem.- dodała jeszcze i opuściła pojazd.
Ja
również udałem się do domu przez wielką, mosiężną, pięknie zdobioną bramę.
W
domu udałem się do swojego ogromnego pokoju w lewym – mieszkalnym – skrzydle.
Rzuciłem czarną torbę Gucci na niskie łóżko z metalową obudową i uwaliłem się
na fotel z komórką w ręce.
Uśmiechnąłem
się, rozglądając się po pomieszczeniu urządzonym przeze mnie w stylu
minimalistycznym. Tylko czerń, biel i srebro. I wielki czerwony fotel, jako
widoczny akcent.
„Weźcie
sprzęt i wpadajcie wieczorem. Nie ma szans, żebyście uwierzyli mi na słowo, co
właśnie mi się przydarzyło”- napisałem sms do Georga i Gustava jednocześnie.
Byli jeszcze w szkole i wcześniejszy powrót do domu wydawał się jedyną
pozytywną stroną zaistniałej sytuacji, której byłem uczestnikiem.
Poczekałem
na wiadomość zwrotną, która była pozytywna, po czym sięgnąłem po zeszyt i
ołówek.
Das Fenster öffnet sich nicht
mehr
Hier drin ist es voll von dir
und leer
Und vor mir geht die letzte
Kerze aus
Ich warte schon ne Ewigkeit
Endlich ist es jetzt soweit
Da draußen ziehn die schwarzen
Wolken auf.
Słowa
szybko popłynęły.
Co
raz częściej ogarniał mnie niepokój. Zwykłe uczucie, powodujące, że dłużej się
zastanawiałem, w którą stronę skręcić wracając do domu ze szkoły.
Ale
niepokój, jak każde inne uczucie sprzyjało pisaniu – jedynemu odprężającemu
zajęciu, jakie było dla mnie przeznaczone.
Zszedłem
na dół na obiad. Usiadłem na swoim miejscu naprzeciw Gordona i zacząłem
nakładać sobie na talerz mieszankę sałat. Z niemym obrzydzeniem odwracałem
wzrok od ojczyma, pochłaniającego stek. Po chwili do jadalni weszła moja mama z
miską parującego, wegetariańskiego spaghetti dla mnie i dla siebie. Nie była
wegetarianką, ale za wołowiną również nie przepadała.
Przy
stole panowała nienaturalna cisza. Zawsze dużo rozmawialiśmy. Traktowałem
Gorgona jak ojca, mimo iż nim nie był. Pobrał się z moją mamą i adoptował mnie,
gdy miałem sześć lat. Byłem jednak zbyt dumny, żeby mówić do niego „tato”. Ale
on chyba i tak wiedział, ile dla mnie znaczy.
- Jak
w szkole?- zapytała głowa rodziny.
-
Jakbyś nie wiedział.- odparowałem.
Zachichotał
i spojrzał znacząco na swoja żonę.
- Jeżeli
ten Tom jest choćby w jednej setnej tak rozpieszczony, jak jego bliźniak, to ja
się wyprowadzam.- zaśmiał się jedyny mężczyzna oprócz mnie.
Zrobiłem
minę obrażonej księżniczki, którą w zasadzie naprawdę się czułem i wyżyłem się
na niewinnym liściu sałaty, dźgając go któryś raz z rzędu.
-
Gustav i Georg przychodzą do mnie.- oznajmiłem.
Mama
zrobiła trochę zawiedzioną minę, a Gorgon ponownie się zaśmiał.
-
Bill, nie uważasz, że trzech na jednego to trochę niesprawiedliwe?- zapytał
nadal się uśmiechając.
Parsknąłem
cicho śmiechem. Jak on mnie dobrze znał…
-
Bill, prosiłam cię, żebyś był…- zaczęła mama, ale po chwili zmieniła sens
zdania.- Mówiłeś, że nie będziesz wchodzić mu w drogę.- powiedziała niemal z
wyrzutem.
-
Powiedziałem tylko, że przychodzą G&G a ty od razu, że chcę komuś
uprzykrzyć życie.- odpowiedziałem z udawanym wzburzeniem i puściłem oczko do
Gorgona.
Ten o
mało nie zakrztusił się sokiem.
- A
nie mam racji?- spojrzała na mnie z powątpiewaniem.
-
Oczywiście, że masz.- wyszczerzyłem się.
Gordon
musiał wyjść, żeby nie opluć się piciem, cały podrygując od śmiechu. Dawno nie
był w tak dobrym humorze. Moja sytuacja na pewno wydawała mu się zabawna.
Ciekawe, co on by zrobił dowiadując się po szesnastu latach, że ma bliźniaka?!
Mama
patrzyła na mnie uważnie. Moment, w którym skończyły się żarty.
-
Kochanie, to naprawdę poważna sprawa. Chcę, żeby było mu tu dobrze.- cały czas
na mnie patrzyła, przez co i mnie udzielił się śmiertelnie poważny nastrój.- On
tu będzie za dwie godziny. Będzie miał pokój obok twojego. Georg i Gustav będą
musieli spać u ciebie, jeśli zostaną dłużej.- poinformowała mnie.- I naprawdę
wolałabym, żebyś go zaakceptował i był miły na ile to tylko możliwe. Nie
przejmuj się szkołą.- dodała.- Zawsze będziesz najjaśniejszą Gwiazdeczką.-
uśmiechnęła się, a ja mimowolnie wypiąłem pierś do przodu pusząc się.
Postanowiłem
zmienić temat.
-
Dzwoniłaś do tego fotografa?
- A
wiedziałam, że o czymś miałam ci powiedzieć…- westchnęła, krytykując w myślach
swoje roztargnienie.- Tak, dzwoniłam. Powiedział, że zdjęcia, które mu
wysłaliśmy są na tyle dobre, że nie trzeba robić próbnych.- uśmiechnęła się.-
Masz ten kontrakt z Calvinem Kleinem.- powiedziała jakby od niechcenia.
- Ale
entuzjazm…- skomentowałem, wstając od stołu.
-
Skoro od początku mówiłam, że ci się uda, to nie oczekuj ode mnie zaskoczenia.-
zaśmiała się.
Poszedłem
do siebie, ponownie siadając w fotelu, pisząc refren i kolejną zwrotkę.
Ich muss durch den Monsun
Hinter die Welt, ans Ende der
Zeit
Bis kein Regen mehr fällt
Gegen den Sturm, am Abgrund
entlang
Und wenn ich nicht mehr kann,
denk ich daran
Irgendwann laufen wir zusamm'
Durch den Monsun, dann wird
alles Gut.
Ein halber Mond versinkt vor
mir
War der eben noch bei dir?
Und hält er wirklich was er mir
verspricht?
Ich weiß, dass ich dich finden
kann
Hör deinen Namen im Orkan
Ich glaub, noch mehr dran
glauben kann ich nich.
Gdy
już uznałem, że piosenkę skończę w studiu, postanowiłem poprawić makijaż i
przebrać się w oczekiwaniu na nowego mieszkańca mojego domu.
Jak
powinienem zareagować?
Wyciągnąć
rękę? Odezwać się? Zagrać niezadowoloną księżniczkę? Nie, wtedy pokłóciłbym się
z mamą, a tego nie chciałbym ponad wszystko. Nie odzywać się? Dać popalić?
Odpuścić sobie?
A co
powiedzą Gustav i Georg?
-
Scheisse!- zakląłem, gdy zboczyłem czarną kredką z wyznaczonego toru na powiece
gdzieś w bok.
Poprawiłem
wszystko jeszcze raz i podszedłem do szafy.
Wyciągnąłem
szare, obcisły rurki i jakiś czarny top z nadrukami. Na nogi wsadziłem czarne
worker boots i niechlujnie zawiązałem, a raczej nie zawiązałem, sznurówki.
Poszedłem
do pokoju studyjnego i sprawdziłem sprzęt.
Mikrofon
sprawdzony, talerze dokręcone, wzmacniacz ustawiony.
Studio
nagraniowe- prezent od mamy i Gordona na piętnaste urodziny.
Graliśmy
z chłopakami od trzech lat, jednak wciąż cos nam nie grało. Gdy zaczęliśmy
nagrywać i odsłuchiwać nasze kawałki, przekonaliśmy się, że brakuje nam jednak
gitarzysty prowadzącego, bez którego, czemu zaprzeczaliśmy na początku, sobie
jednak nie radziliśmy.
Włożyłem
czarne, skórzane rękawiczki bez palców, w których zawsze śpiewałem, poprawiłem
trochę roztrzepane włosy na bardzo roztrzepane i wróciłem po zeszyt, którego
zapomniałem wcześniej i przeniosłem do studia.
Usiadłem
za wielką szybą na podłodze i podkuliłem kolana pod brodę. Oparłem na nich
zeszyt i dokończyłem piosenkę.
Ich muss durch den Monsun
Hinter die Welt, ans Ende der
Zeit
Bis kein Regen mehr fällt
Gegen den Sturm, am Abgrund entlang
Und wenn ich nicht mehr kann,
denk ich daran
Irgendwann laufen wir zusamm'
Weil uns einfach nichts mehr
halten kann
Durch den Monsun
Hey, hey!
Ich kämpf mich
Durch die Mächte hinter dieser
Tür
Werde sie besiegen
Und dann führn sie mich zu dir
Dann wird alles gut
Dann wird alles gut
Wird alles gut
Alles gut
Ich muss durch den Monsun
Hinter die Welt, ans Ende der
Zeit
Bis kein Regen mehr fällt
Gegen den Sturm, am Abgrund
entlang
Und wenn ich nicht mehr kann
denk ich daran
Irgendwann laufen wir zusamm'
Weil uns einfach nichts mehr
halten kann
Durch den Monsun
Durch den Monsun
Dann wird alles gut
Durch den Monsun
Dann wird alles Gut.
Gdy
kończyłem pisać ostatnie słowa usłyszałem głosy na dole.
Westchnąłem.
Oto
nadszedł czas, by spojrzeć na innego człowieka i stwierdzić, że patrzy się w
lustro…
Albo
i nie…
Dobra powiedzmy tak . . . przeczytałem całość i witam w blogowym świecie :) Powiem tak eeeeemmmmmmm . . . fajnie się zaczyna zawsze mi się podobał pomysł z Billem : gwiazdką, rozpieszczonym chłopcem itp. Fajnie się zaczyna będę śledził notatki i komentował życzę weny i szybko coś pisz :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJejciu! Każdy rozdzialik jest cudny i wymaga komentarza. Dużo weny !
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada ;-)
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz i sam pomysł na to opowiadanie jest ciekawy.
Lece czytać dalsze rozdziały, a do nadrobienia mam ich sporo ;*
Uwielbiam takiego rozpuszczonego Bila - nazywanie go 'Gwiazdeczką' pasuje mi idealnie w takiej scenerii. Jednak i tak czekam na konfrontacje z Tomem :D
OdpowiedzUsuń