niedziela, 31 marca 2013

1. Wir kehren zum Ursprung zurück.


1. Wir kehren zum Ursprung zurück.

Siedziałem w samochodzie i zza przymrużonych oczu obserwowałem czarną rzeczywistość na około. Moja matka prowadziła. Nie miałem najmniejszej ochoty, żeby mówiła cokolwiek.
Mama spoglądała na mnie co chwilę nerwowo widocznie odczuwając skutki niewygodnej ciszy.
- Bill, kochanie…- zaczęła swój wywód, ale powstrzymałem jej wypowiedź ręką.
- Nie potrzebuję długiej historii.- odparłem.- Po prostu wróć do początku i wymień fakty.- zażądałem
Westchnęła, ale byłem pewien, że zrobi to tak, jak ja chciałem – po prostu przyzna się. Do czego? To się okaże, ale jej mina już zdradzała, że jest winna.
Zaczęła. Wiedziała, że wolę konkrety niż lanie wody.
- W roku 1989 zaszłam w ciążę mnogą.- rzuciła hasło.- Jorg rzucił mnie po paru miesiącach, jednak gdy dowiedział się, że dzieci są ją jego zażądał praw rodzicielskich. Nie zgodziłam się, aczkolwiek doszliśmy do porozumienia. On zabrał Toma a ja ciebie. Od tamtego czasu nigdy się nie kontaktowaliśmy.
- Dlaczego wziął właśnie jego?- dociekałem.
- Bo był starszy o 10 minut, większy i silniejszy.- wyjaśniła.- Ty byłeś słabszy i potrzebowałeś mojej opieki. Zawsze byłeś moją Kruszyną.- pogładziła mnie lekko po policzku.
Zacisnąłem obruszony swoje czarne od makijażu oczy i odgarnąłem sięgające do ramion, czarne włosy do tyłu.
- Miałaś tak do mnie nie mówić.- napomniałem ją przez zaciśnięte zęby.
Nic nie odpowiedziała.
- Więc, dlaczego dyrektorka mnie wezwała i skąd miała jego akt urodzenia?- zapytałem.
- Zapisałam Toma do twojej szkoły. Nie sądziłam, że dyrektorka będzie na tyle wścibska, żeby o tym z tobą rozmawiać zanim ja to zrobię.- westchnęła, zapewne wyklinając siwowłosą w myślach.
- Aa…ale jak to do mojej szkoły?- wyjąkałem, dalej nie mogąc zrozumieć, co się dzieje wokół mnie.
- Jorg miał wypadek i nie jest w stanie zapewnić opieki Tomowi. Skontaktował się ze mną z prośbą, żebym się z nim zajęła przez czas jego rekonwalescencji.
Wbiłem czarne paznokcie w skórzany fotel.
- Co na to Gordon? Wiedział o nim?- zadałem kolejne pytanie.
- Tak. Ucieszył się, że pozna twojego brata.- odparła szczerze.
Zatrzymaliśmy się przed domem.
Spojrzałem na piękną willę tak, jakby była winna temu wszystkiemu.
- Jak ty to sobie wyobrażasz?- zapytałem lekko zestresowany, patrząc jej prosto w oczy.
- Zapewniam, że dla niego to tak samo trudne, jak dla ciebie. Po prostu bądź dla niego miły…
Przerwałem jej chrząknięciem i znaczącym spojrzeniem, podkreślonym uniesioną brwią.
- Powiedzmy, że spróbuję nie wchodzić mu w drogę, jeżeli on zrobi to samo.- zaproponowałem.- Ta szkoła jest moja i nich się do tego lepiej przyzwyczai, mamo.- oznajmiłem, a ona tylko pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Przyjedzie dziś wieczorem.- dodała jeszcze i opuściła pojazd.
Ja również udałem się do domu przez wielką, mosiężną, pięknie zdobioną bramę.
W domu udałem się do swojego ogromnego pokoju w lewym – mieszkalnym – skrzydle. Rzuciłem czarną torbę Gucci na niskie łóżko z metalową obudową i uwaliłem się na fotel z komórką w ręce.
Uśmiechnąłem się, rozglądając się po pomieszczeniu urządzonym przeze mnie w stylu minimalistycznym. Tylko czerń, biel i srebro. I wielki czerwony fotel, jako widoczny akcent.
„Weźcie sprzęt i wpadajcie wieczorem. Nie ma szans, żebyście uwierzyli mi na słowo, co właśnie mi się przydarzyło”- napisałem sms do Georga i Gustava jednocześnie. Byli jeszcze w szkole i wcześniejszy powrót do domu wydawał się jedyną pozytywną stroną zaistniałej sytuacji, której byłem uczestnikiem.
Poczekałem na wiadomość zwrotną, która była pozytywna, po czym sięgnąłem po zeszyt i ołówek.


Das Fenster öffnet sich nicht mehr
Hier drin ist es voll von dir und leer
Und vor mir geht die letzte Kerze aus
Ich warte schon ne Ewigkeit
Endlich ist es jetzt soweit
Da draußen ziehn die schwarzen Wolken auf.


Słowa szybko popłynęły.
Co raz częściej ogarniał mnie niepokój. Zwykłe uczucie, powodujące, że dłużej się zastanawiałem, w którą stronę skręcić wracając do domu ze szkoły.
Ale niepokój, jak każde inne uczucie sprzyjało pisaniu – jedynemu odprężającemu zajęciu, jakie było dla mnie przeznaczone.
Zszedłem na dół na obiad. Usiadłem na swoim miejscu naprzeciw Gordona i zacząłem nakładać sobie na talerz mieszankę sałat. Z niemym obrzydzeniem odwracałem wzrok od ojczyma, pochłaniającego stek. Po chwili do jadalni weszła moja mama z miską parującego, wegetariańskiego spaghetti dla mnie i dla siebie. Nie była wegetarianką, ale za wołowiną również nie przepadała.
Przy stole panowała nienaturalna cisza. Zawsze dużo rozmawialiśmy. Traktowałem Gorgona jak ojca, mimo iż nim nie był. Pobrał się z moją mamą i adoptował mnie, gdy miałem sześć lat. Byłem jednak zbyt dumny, żeby mówić do niego „tato”. Ale on chyba i tak wiedział, ile dla mnie znaczy.
- Jak w szkole?- zapytała głowa rodziny.
- Jakbyś nie wiedział.- odparowałem.
Zachichotał i spojrzał znacząco na swoja żonę.
- Jeżeli ten Tom jest choćby w jednej setnej tak rozpieszczony, jak jego bliźniak, to ja się wyprowadzam.- zaśmiał się jedyny mężczyzna oprócz mnie.
Zrobiłem minę obrażonej księżniczki, którą w zasadzie naprawdę się czułem i wyżyłem się na niewinnym liściu sałaty, dźgając go któryś raz z rzędu.
- Gustav i Georg przychodzą do mnie.- oznajmiłem.
Mama zrobiła trochę zawiedzioną minę, a Gorgon ponownie się zaśmiał.
- Bill, nie uważasz, że trzech na jednego to trochę niesprawiedliwe?- zapytał nadal się uśmiechając.
Parsknąłem cicho śmiechem. Jak on mnie dobrze znał…
- Bill, prosiłam cię, żebyś był…- zaczęła mama, ale po chwili zmieniła sens zdania.- Mówiłeś, że nie będziesz wchodzić mu w drogę.- powiedziała niemal z wyrzutem.
- Powiedziałem tylko, że przychodzą G&G a ty od razu, że chcę komuś uprzykrzyć życie.- odpowiedziałem z udawanym wzburzeniem i puściłem oczko do Gorgona.
Ten o mało nie zakrztusił się sokiem.
- A nie mam racji?- spojrzała na mnie z powątpiewaniem.
- Oczywiście, że masz.- wyszczerzyłem się.
Gordon musiał wyjść, żeby nie opluć się piciem, cały podrygując od śmiechu. Dawno nie był w tak dobrym humorze. Moja sytuacja na pewno wydawała mu się zabawna. Ciekawe, co on by zrobił dowiadując się po szesnastu latach, że ma bliźniaka?!
Mama patrzyła na mnie uważnie. Moment, w którym skończyły się  żarty.
- Kochanie, to naprawdę poważna sprawa. Chcę, żeby było mu tu dobrze.- cały czas na mnie patrzyła, przez co i mnie udzielił się śmiertelnie poważny nastrój.- On tu będzie za dwie godziny. Będzie miał pokój obok twojego. Georg i Gustav będą musieli spać u ciebie, jeśli zostaną dłużej.- poinformowała mnie.- I naprawdę wolałabym, żebyś go zaakceptował i był miły na ile to tylko możliwe. Nie przejmuj się szkołą.- dodała.- Zawsze będziesz najjaśniejszą Gwiazdeczką.- uśmiechnęła się, a ja mimowolnie wypiąłem pierś do przodu pusząc się.
Postanowiłem zmienić temat.
- Dzwoniłaś do tego fotografa?
- A wiedziałam, że o czymś miałam ci powiedzieć…- westchnęła, krytykując w myślach swoje roztargnienie.- Tak, dzwoniłam. Powiedział, że zdjęcia, które mu wysłaliśmy są na tyle dobre, że nie trzeba robić próbnych.- uśmiechnęła się.- Masz ten kontrakt z Calvinem Kleinem.- powiedziała jakby od niechcenia.
- Ale entuzjazm…- skomentowałem, wstając od stołu.
- Skoro od początku mówiłam, że ci się uda, to nie oczekuj ode mnie zaskoczenia.- zaśmiała się.
Poszedłem do siebie, ponownie siadając w fotelu, pisząc refren i kolejną zwrotkę.


Ich muss durch den Monsun
Hinter die Welt, ans Ende der Zeit
Bis kein Regen mehr fällt
Gegen den Sturm, am Abgrund entlang
Und wenn ich nicht mehr kann, denk ich daran
Irgendwann laufen wir zusamm'
Durch den Monsun, dann wird alles Gut.

Ein halber Mond versinkt vor mir
War der eben noch bei dir?
Und hält er wirklich was er mir verspricht?
Ich weiß, dass ich dich finden kann
Hör deinen Namen im Orkan
Ich glaub, noch mehr dran glauben kann ich nich.


Gdy już uznałem, że piosenkę skończę w studiu, postanowiłem poprawić makijaż i przebrać się w oczekiwaniu na nowego mieszkańca mojego domu.
Jak powinienem zareagować?
Wyciągnąć rękę? Odezwać się? Zagrać niezadowoloną księżniczkę? Nie, wtedy pokłóciłbym się z mamą, a tego nie chciałbym ponad wszystko. Nie odzywać się? Dać popalić? Odpuścić sobie?
A co powiedzą Gustav i Georg?
- Scheisse!- zakląłem, gdy zboczyłem czarną kredką z wyznaczonego toru na powiece gdzieś w bok.
Poprawiłem wszystko jeszcze raz i podszedłem do szafy.
Wyciągnąłem szare, obcisły rurki i jakiś czarny top z nadrukami. Na nogi wsadziłem czarne worker boots i niechlujnie zawiązałem, a raczej nie zawiązałem, sznurówki.
Poszedłem do pokoju studyjnego i sprawdziłem sprzęt.
Mikrofon sprawdzony, talerze dokręcone, wzmacniacz ustawiony.
Studio nagraniowe- prezent od mamy i Gordona na piętnaste urodziny.
Graliśmy z chłopakami od trzech lat, jednak wciąż cos nam nie grało. Gdy zaczęliśmy nagrywać i odsłuchiwać nasze kawałki, przekonaliśmy się, że brakuje nam jednak gitarzysty prowadzącego, bez którego, czemu zaprzeczaliśmy na początku, sobie jednak nie radziliśmy.
Włożyłem czarne, skórzane rękawiczki bez palców, w których zawsze śpiewałem, poprawiłem trochę roztrzepane włosy na bardzo roztrzepane i wróciłem po zeszyt, którego zapomniałem wcześniej i przeniosłem do studia.
Usiadłem za wielką szybą na podłodze i podkuliłem kolana pod brodę. Oparłem na nich zeszyt i dokończyłem piosenkę.


Ich muss durch den Monsun
Hinter die Welt, ans Ende der Zeit
Bis kein Regen mehr fällt
Gegen den Sturm, am Abgrund entlang
Und wenn ich nicht mehr kann, denk ich daran
Irgendwann laufen wir zusamm'
Weil uns einfach nichts mehr halten kann
Durch den Monsun

Hey, hey!

Ich kämpf mich
Durch die Mächte hinter dieser Tür
Werde sie besiegen
Und dann führn sie mich zu dir

Dann wird alles gut
Dann wird alles gut
Wird alles gut
Alles gut

Ich muss durch den Monsun
Hinter die Welt, ans Ende der Zeit
Bis kein Regen mehr fällt
Gegen den Sturm, am Abgrund entlang
Und wenn ich nicht mehr kann denk ich daran
Irgendwann laufen wir zusamm'
Weil uns einfach nichts mehr halten kann
Durch den Monsun
Durch den Monsun

Dann wird alles gut
Durch den Monsun
Dann wird alles Gut.


Gdy kończyłem pisać ostatnie słowa usłyszałem głosy na dole.
Westchnąłem.
Oto nadszedł czas, by spojrzeć na innego człowieka i stwierdzić, że patrzy się w lustro…
Albo i nie…

4 komentarze :

  1. Dobra powiedzmy tak . . . przeczytałem całość i witam w blogowym świecie :) Powiem tak eeeeemmmmmmm . . . fajnie się zaczyna zawsze mi się podobał pomysł z Billem : gwiazdką, rozpieszczonym chłopcem itp. Fajnie się zaczyna będę śledził notatki i komentował życzę weny i szybko coś pisz :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejciu! Każdy rozdzialik jest cudny i wymaga komentarza. Dużo weny !

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawie się zapowiada ;-)
    Fajnie piszesz i sam pomysł na to opowiadanie jest ciekawy.
    Lece czytać dalsze rozdziały, a do nadrobienia mam ich sporo ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam takiego rozpuszczonego Bila - nazywanie go 'Gwiazdeczką' pasuje mi idealnie w takiej scenerii. Jednak i tak czekam na konfrontacje z Tomem :D

    OdpowiedzUsuń