czwartek, 11 lipca 2013

Miłość Boli 1.8

Jak widzicie, jednak jest opóźnienie, za co bardzo przepraszam… Odcinek w sobotę się nie ukaże, będzie on najprawdopodobniej jutro. Wszystko mi się pieprzy… laptop, Internet, tablet, zdrowie… Mam tego, kurwa, dość… Bardzo dość… Ale na odcinek zapraszam… Nosz kurwa…!

~Sinnlos

Miłość Boli 1.8

Aaaa – teraźniejszość
Bbb – parę dni wcześniej
Cccc – wspomnienie


Wszedłem z Roxann do jej domu. Śmialiśmy się całą drogę. Już po czterech miesiącach stała się moją najlepszą przyjaciółką. Sam nie wiedziałem, kiedy zacząłem jej ufać. Pierwszy raz zostałem zaproszony do kogoś. To znaczy, zapraszała mnie już wiele razy, ale dopiero teraz się zgodziłem. Był piątek i miałem 17 urodziny. Miałem spać u niej i spędzić cały weekend. Tom jak zwykle mnie zwymyślał i powiedział, że idzie spać do Margaret. Zrozumiałem dość dokładnie, że niedoczekanie moje, żeby spędził ze mną nasze bliźniacze urodziny. Pierwsze urodziny osobno. Początek wielu takich urodzin w przyszłych latach.
Usiadłem na fotelu w jej pokoju i się najzwyczajniej w świecie rozglądałem. Niezbyt ważne jest jak było u niej w pokoju. To raczej nie było istotne w tamtym momencie, ani w żadnym następnym, ale się rozglądałem.
Po chwili weszła z butelką wina i kieliszkami, pytając, czy mam mocną głowę. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że i owszem, mam. Po tylu butelkach, jakie wypijałem w bólu i tęsknocie za Tomem, wiedziałem, że na większe ilości się uodporniłem.
Usiadła na podłodze, a ja zszedłem do niej na dół. Siedzieliśmy na puszystym dywanie w panterkę i stuknęliśmy się kieliszkami.
- Zdrówko, panie Kaulitz – zaśmiała się.
- Zdrówko, pani Schmerz. – Uśmiechnąłem się również.
Gadaliśmy przez kolejną godzinę, potem weszliśmy do Internetu na strony z ubraniami. Dostałem kasę od rodziców i miałem sobie pozamawiać różne rzeczy.
Śmieliśmy się z jakiejś różowej kurtki, którą Roxann chciała, żebym kupił, a ja ją wtedy walnąłem gazetą po głowie, na co dostałem w twarz poduchą. Zaczęła się bitwa na poduszki.
Bawiliśmy się w najlepsze.
Usłyszeliśmy, jak drzwi otwierają się i zamykają.
- To pewnie moja siostra… - powiedziała. - Przywita się i pójdzie. Jest bardzo fajna. Polubiłbyś ją.
Kiwałem głową na wszystko, co mówiła. Byłem pewien, że ma rację. Bo przecież to była Roxann… Ktoś tak czarujący jak ona musiał mieć świetną siostrę.
Drzwi jej sypialni się otworzyły i weszła dziewczyna z chłopakiem.
Siedziałem tyłem, więc nic nie widziałem.
- Roxy… Kolacja w lodówce. Będziemy z Tomem u mnie. O… Masz gościa…? - Zapytała.
Odwróciłem się i zamilkłem. Zamrugałem parokrotnie, nie mogąc uwierzyć.
- Młody Kaulitz? - Wydawała się być równie zaskoczona, co ja.
- Bill? - Nawet Tomowi zabrakło języka w gębie i z tego wszystkiego nazwał mnie po imieniu.
Roxy również wydawała się być zagubiona.
- Owszem, Roxann… To jest właśnie mój brat i jego dziewczyna… - wyszeptałem ze łzami w oczach.
Wystarczająco jej opowiadałem o nich. Wiedziała wszystko o tym, co dzieje się między nami… wszystko. A teraz okazało się, że mój największy sprzymierzeniec, to przyjaciel mojego wroga. A jak wiadomo… Przyjaciel mojego wroga jest moim wrogiem…
Zabrałem rzeczy i wybiegłem stamtąd ze łzami w oczach i na policzkach.
To były najgorsze urodziny w moim życiu.


Położyłem głowę na jego ramieniu i najzwyklej w świecie się w niego wtuliłem. Z początku bolało. Nawet bardzo, ale po paru sekundach… Przestałem czuć ból. Nie było go. Zniknął. I był już tylko Tom.
Było ciepło. Było bezpieczeństwo. Była miłość.
Bo wierzyłem w jego miłość. Wierzyłem w to, że się zmienił. I również w to, że czeka nas inne życie.
Lepsze i wspólne.
Tak czułem.
Spojrzałem mu w oczy.
Błyszczały nieznajomym dla mnie blaskiem. Były ciemnoczekoladowe, ale jakby były koralikami. Połyskiwały w świetle. I wpatrywały się w moje oczy. Na pozór takie same… Oprócz koloru łączyły je jeszcze dwie rzeczy. To, co wyrażały…
Nasze oczy były zmęczone życiem. Widać było w nich mądrość i doświadczenie niepasujące do naszego wieku. Każdy z nas doświadczony w inny sposób, na innej płaszczyźnie. Oboje boleśnie. Ból nas niszczył, ale jednocześnie sprawiał, że nasze życie nie było nudne… Ja polubiłem ból. Stał się nieodłączną częścią mojego życia i wręcz nieswojo czułem się bez niego. Byłem masochistą. Czy Tom nim był…? Tak naprawdę nie znałem swojego brata. Już nie. Nie wiedziałem, kim się stał. Ani czy to, kim był dla mnie przy Margaret, było jego alter ego, czy może działo się za jej namową… Musiałem pogodzić się z tym, że mogę nigdy nie otrzymać odpowiedzi na to pytanie.
W naszych oczach była miłość. Głęboka i prawdziwa. Określiłbym ją jako zagubioną. I przede wszystkim zakazaną. Bo taka była. Nie powinna istnieć… Miłość między braćmi… Między bliźniakami… Miłość między… mężczyznami… Uczucie, które nie powinno mieć miejsca, a które sam zainicjowałem. Niewinny ja, mający zaledwie kilkanaście lat… Nie znałem pojęcia miłości, a ona przyszła sama. Nie wiedziałem skąd. Ale jeszcze bardziej zaniepokojony byłem myśląc nad tym, jak Tom się we mnie zakochał. Bo nie wątpiłem w to, że mnie kocha. Znałem go wystarczająco dobrze, by znać jego uczucia. Tylko, kiedy one się względem mnie zmieniły…?
- Czemu nie chcesz dać mi szansy…? - Tom wyrwał mnie z rozmyślania.
Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Nie widzisz, że właśnie ją masz…? - wyszeptałem. - Przy nikim nigdy się nie zamyśliłem… Zawsze bałem się, że ktoś mnie skrzywdzi, wykorzystując chwilę słabości…
- To znaczy, że…?
Przełknąłem ciężko ślinę.
- Że czuję się przy tobie niebezpiecznie bezpiecznie… - Pogładziłem jego ramię.
Zamrugał parę razy.
- Obawiam się, że nie rozumiem, Bill… - powiedział cicho.
Uśmiechnąłem się smutno i spuściłem wzrok.
Złapał mnie za policzek i gładząc go kciukiem, zmusił do spojrzenia sobie w oczy.
- Wytłumacz mi, Billy… - poprosił, nazywając mnie zdrobniale.
Serce mi drgnęło. I obawiałem się, że nie będę w stanie trzymać go od siebie daleko.
- Czuję się przy tobie bezpiecznie… Jesteś moim bratem i… znasz mnie jak nikt. W twoich ramionach mogę się schować. Ty mnie znasz, jak nikt inny… I niebezpiecznie, bo… Bo jesteś największym skurwielem, jakiego znam i znając mnie na wylot, wiesz, w co uderzyć, by mnie zniszczyć. Wykorzystywałeś tę umiejętność już nie raz… Boję się zatracić po raz kolejny, bo obawiam się, że znów to wykorzystasz i uderzysz w czuły punkt…
Tom otarł bolesną łzę z policzka.
- Billy ja… Tak bardzo cię przepraszam… - wyszeptał szczerzej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Zabolało mnie serce. Wcześniej tylko drgało. Teraz zabolało. Ścisnęło i nie chciało puścić.
- Tom nie płacz…! - powiedziałem wściekły przez zaciśnięte zęby, spuszczając wzrok.
Nie pozwolił mi na to. Znów sprawił, że spojrzałem mu w oczy. W oczy, w których ból lśnił srebrzystymi łzami. Szczerymi. Prawdziwymi. Pierwszy raz nie miałem co do tego wątpliwości. Żałował. I nie mogłem temu zaprzeczyć.
- Nie płacz, mówię! - Zaciskałem zęby.
Czułem gulę w gardle, uniemożliwiającą mi mówienie.
Wargi mi zadrżały.
Nie umiałem już tego zatrzymać.
Gorące łzy parzyły moje policzki, spływając w dół, ulegając grawitacji. Zleciały z cichym „kap” na jego skórzaną kurtkę.
Otarł mokre ślady z mojej twarzy i zlizał słony płyn z kciuka.
- Kocham cię, braciszku… - wyszeptał.
Przybliżył ostrożnie swoją twarz do mojej i delikatnie musnął moje wargi. Na początku tylko się ze sobą stykały. Po chwili Tom poruszył nimi nieznacznie, całując mnie. Miałem wtedy zamknięte oczy, a przed nimi nas, gdy byliśmy mali i byliśmy razem… Cieszyliśmy się sobą… Najlepsi przyjaciele… Bracia… Bliźniacy…
Całował delikatnie i niezwykle czule. Jak muśnięcia skrzydeł motyla.
Czułem się jak we śnie…
Siedzieliśmy na wielkim głazie w lesie deszczowym. Dookoła było niezwykle zielono. Słychać było odgłosy przyrody, budzącej się do życia. Pąki kwiatów dookoła nas powoli się rozwijały. Niektóre z nich były uszkodzone. Nadgryzione lub podcięte. Jak my. Nasze uczucie się rozwijało, choć byliśmy doświadczeni przez życie. Z wysokich, kilkudziesięciometrowych drzew, siąpały krople deszczu. Spadały na nas i na kwiaty, tworząc błyszczącą powłokę na delikatnych płatkach. Moczyły nasze twarze i włosy… Deszcz pachniał ładnie… Wilgocią i życiem… Pachniał drugą szansą… Nasze wargi były złączone. Tom trzymał moje policzki w dłoniach, przyciągając mnie do siebie jednocześnie i nie pozwalając się odsunąć.
Padało co raz mocniej. Poczułem, jak Tom polizał moją dolną wargę. Prosił o pozwolenie… Rozchyliłem delikatnie usta, otulając jego wargi gorącym oddechem. Wpił się w moje usta, przechylając delikatnie głowę w jedną stronę. Wysunął niepewnie języczek i jeszcze raz polizał moje wargi. Wszedł nim do środka i trącił lekko mój język. Westchnąłem cichutko. To było takie przyjemne… Wszedł głębiej i zaczął drażnić wnętrze mojego policzka, zataczając na jego powierzchni kółka. Poruszyłem niepewnie języczkiem, na co zareagował bardzo szybko i zaczął bawić się moim kolczykiem w języku. Głaskał delikatnie moją głowę, przeczesując włoski.
Jęknął cicho, gdy zacząłem odpowiadać na ten niezwykle czuły i długi pocałunek. Jednak nie pozwolił mi wtargnąć do jego ust.
Dominował. A ja się poddawałem. Jak stary Bill. Nie… Nie było „starego” Billa. To był Bill głęboko we mnie schowany, który postanowił pokazać siebie tylko osobom, które kocha. A kochał tylko jedną osobę… Kochał Toma. Ja kochałem Toma.
Ucałował moje wargi i odsunął się, patrząc mi w oczy i głaskając mój policzek kciukiem.
Przygryzł wargę i przytulił mnie mocno do siebie.
- Kocham cię… - wyszeptał, patrząc mi w oczy.
Pokiwałem główką.
- Wiem… - odszepnąłem, uśmiechając się lekko.
Tamtego dnia wziąłem wolne… Nie miałem siły na sesje zdjęciowe.
Poszliśmy do mojego mieszkania….
Tom obejmował mnie ciasno w pasie i szeptał mi do uszka, że jestem miłością i kochaniem.
Tylko czy tak będzie już zawsze?


5 komentarzy :

  1. To może sex? Dla mnie proszę!!!!!!!plis !!!!!!!!! Jam chcieć ostre bzykanko między bliźniakami i już! Tyle mam do powiedzenia życze powrotu do zdrowia

    OdpowiedzUsuń
  2. Może nie ostre bzykanko, ale co nieco by się przydało :D
    Podoba mi się to, że Bill już nie jest wredny dla Toma.
    Zdrowiej :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że Bill choć trochę dopuścił do siebie Toma. Chociaż... nie wiem, czy na jego miejscu byłbym wstanie mu wybaczyć te wszystkie krzywdy. Jednak widać, że Bill się trochę przed tym broni, ale też już nie ma siły ukrywać przed bratem, że nadal jest miłością jego życia... Ciekawe, co będzie dalej.
    Życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia i dużo weny. ;)

    Pozdrawiam,
    Illusion.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na 27 rozdział: http://ty-i-ja-to-my.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń