piątek, 2 sierpnia 2013

41.2.

41.2.

Było późne popołudnie i zaczynał się robić trochę ciemno.
Posadzono mnie na krześle, gdzie stolika już nie było, bo zostały po nim jedynie odłamki szkła i kazano czekać i patrzeć.
Zeszło się więcej ludzi, ale byli oni poukrywani w czarnych pelerynach i kapturach, więc nie zobaczyłem już żadnej innej twarzy. Czułem jedynie na sobie te wszystkie spojrzenia. Zdziwione i zaciekawione…
W końcu podeszła do mnie Kat i przyniosła ze sobą… czarne peleryny.
- Ubierz ją…- powiedziała i założyła swoją.- Przyjeżdża Fabian, a on nie wie, kim jesteś. Nie powinien o nic pytać, bo cię nie rozpozna… Ale jeśli coś się stanie… i odkryje twoją twarz… Mów, że jesteś bratem Toma. Prawdę mów.
- Kim jest Fabian…?- wyszeptałem jakby wstydząc się swojego pytania, bo dla niej to było takie oczywiste.
- Dowódca naszego oddziału…- Założyła mi kaptur na głowę.- Siedź cicho i an nie drgnij, niezależnie od tego, co będzie się działo…
- A co będzie się działo…?- Spojrzałem na nią.
- Zobaczysz…- wyszeptała tajemniczo i usiadła na krześle obok.
Złapała mnie za rękę. Zapewne miała powód, by to zrobić. Jak się później okazało, nawet dobry.
Po paru minutach, które spędziliśmy w kompletnej ciszy, usłyszałem kroki. Dwóch mężczyzn. Jak się okazało, Toma i… raczej zgadłem, że Fabiana…
Był to mężczyzna około trzydziestki. Niewysoki i raczej wyglądający niegroźnie. Bystre spojrzenie szarych oczu i przebiegły uśmiech zdradzały jednak, że ma niejedno na sumieniu i jego obecność nie wróży nic dobrego… Był szatynem o  ostrych rysach twarzy i długiej szyi.
Oboje, zarówno Tom, jak i Fabian, nie mieli peleryn.
Fabian zatarł dłonie i podszedł do mężczyzny w fontannie. Franco, jak już wcześnie usłyszałem.
Zaśmiał się i uderzył go z liścia.
Zadrżałem lekko i poczułem, jak dłoń Kat zaciska się na mojej, uspokajająco. Nie mogłem się ruszyć… W trosce o własne bezpieczeństwo… Nie mogłem…
To, co wydarzyło się w przeciągu kolejnej godziny, sprawiło, że głęboko myślałem nad tym, czy chcę być z Tomem, który bil tego faceta bez żadnych uczuć. Wyłącznie na polecenie Fabiana. Jak automat. A automatyczność jest zła, bo jest pozbawiona serca… Osoba pozbawiona serca nie potrafi kochać…
Pytali się o coś tego biednego mężczyzny… Dosłyszałem, że mają jego dwie córki i żonę… I że trafią one do burdelu… Nie słuchałem reszty. Wyłączyłem się. Widziałem, oglądałem uważnie cios za ciosem, wymierzony w faceta, który zakrwawiony leżał na podłodze, na którą go wywleczono. Nie poruszał się i gdyby nie jęki bólu, myślałbym, że nie żyje.
I znów bałem się Toma. Własnego brata… przy którym jeszcze tak niedawno czułem się bezpiecznie… w jego ramionach się chowałem. Chciał, żebym go znienawidził… i musiałem przyznać, że zaczynałem wątpić w to, czy go kocham. Naprawdę. Podczas wszystkich ciosów… każdego dźwięku pięści uderzającej o twarz… zastanawiałem się, czy go kocham… I bałem się swojej odpowiedzi…
Po tym, jak Fabian odjechał, a tłum zakapturzonych się rozszedł i Tom zniknął mi z oczu, choć chyba ciągle miałem nadzieje, że podejdzie, przytuli i powie, ze to żart… po tym wszystkim Kat prowadziła mnie do wyjścia.
Trzymała mnie za dłoń i obejmowała w pasie, bo trochę kręciło mi się w głowie. Byliśmy już w recepcji, a na dworze czekała moja taksówka. Ubierałem pasek i łańcuszek…
- Bill…- odezwała się tak nagle, że aż podskoczyłem do góry.- Spokojnie… Bill… posłuchaj, bardzo ci dziękuję za to, co dziś zrobiłeś… Może stawanie w obronie dziwki przed prawowitym jej nazywaniem i bicie gościa o przezwisku „Dusiciel” nie było najmądrzejszym pomysłem, ale… mimo wszystko dziękuję – szeptała i mnie przytuliła.- Jesteś wspaniały, Bill…
Uśmiechnąłem się lekko.
- Miło, że tak uważasz… Miałem dużo przyjaciółek i często chodziliśmy razem na zakupy… One zawsze broniły mnie przed moimi oprawcami… Dlatego mam szacunek do kobiet. Wszystkich, nie zależnie od tego, co robią… Po za tym, w tym momencie nie przejawiasz chęci uprawiania seksu… Przynajmniej nie wyglądasz…
- Bo nie mam, Bill…- wyszeptała smutno.- Mam, gdy jestem naćpana… Albo upita… Bill, ja… nie jestem złą osobą…
- Wiem…- Przytuliłem ja do siebie.
Była taka krucha. Zupełnie nie rozumiałem, jak znalazła się w tym miejscu, w którym była…
Staliśmy tak przez chwilę wtuleni.
- Bill…- zaczęła znów.- Jutrzejsze spotkanie… czwartkowe… Jestem ci coś winna i lubię cię, więc… Odbędzie się również tutaj… I nie powinnam tego mówić, Bill… Gdyby Tom wiedział, że ci powiedziałam, jestem zimnym trupem… Nie przychodź jutro, Bill… nie dasz rady…
- A co się jutro wydarzy…?- zapytałem.
- Gwałt, Bill… Będą gwałcić jedną z dziewczynek Franco… One mają po siedem lat…- szeptała mi do ucha.
Zadrżałem mocno przerażony.
- Bill… Myślę, że nie masz o co walczyć… Niepotrzebnie oglądałbyś te okropności…
- Kat… czy Tom kiedykolwiek zabił…?- zapytałem, patrząc na nią uważnie.
- Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, Bill… to ściśle tajne…
- Rozumiem…- Pokiwałem głową.
Podeszliśmy do drzwi.
- Jeśli jutro nie przyjdę… to będzie oznaczać, że się poddałem i już nie chcę z nim być…
- Jeśli przyjdziesz, naoglądasz się okropieństw, a on i tak już nie będzie z tobą, Bill…
Spuściłem wzrok.
- Kat… nie mów mu… Nie przyjdę jutro… Ale możesz mu powiedzieć, że… Ja go bardzo kocham i… skoro tak bardzo chciał, osiągnął swoje… Przestanę za nim chodzić, Kat… Dziękuję…- wyszeptałem i opuściłem hotel.
Wsiadłem do taksówki i pojechałem do pokoju.
Zwinąłem się w kłębek na łóżku i płakałem. Czułem jak go straciłem… Czułem, że koniec puka do mych drzwi…

Tom

Whisky w szklance wydawała się ciemniejsza niż zwykle. Zadrżała, gdy drzwi mojego pokoju  się otworzyły i zamknęły. Katarina weszła do środka i patrzyła na mnie z bólem.
- Wiesz, ze tak nie myślę, Kat… nie bądź zła – zacząłem, masując skronie.
- Wiem, ale jesteś zbyt dobrym aktorem…- Usiadł mi na kolana i się przytuliła.
Chwila ciszy, podczas której wypiłem bursztynowy alkohol, irytowała mnie. Chciałem jak najszybciej zadać jej to pytanie.
- Myślisz, że jeśli napiszę mu sms, że jutro spotkanie jest w tym samym miejscu i że specjalne widowisko czeka na niego, to przyjdzie, czy zwieje?
- Nie wiem, Tom…- wyszeptała.- Mocno przeżył to dzisiaj… Obserwowałam go. Ściskał moją dłoń, ale patrzył na ciebie… To, jak bardzo chciał, żebyś go przytulił sprawiało, że sama chciałam to zrobić… Tom… nic nigdy tak na mnie nie oddziaływało… Ja czułam jego ból…
- Ale przyjdzie… przecież mnie kocha…- Uśmiechnąłem się.
Wstała z moich kolan i podeszła do drzwi.
- Tom, on… przeżył to mocniej niż planowałeś, żeby przeżył… Jeśli przyjdzie jutro… zniszczysz go, nie jego miłość do ciebie, Tom… I szczerze wątpię, że przyjdzie…
- Naprawdę sądzisz, że nie przyjdzie?- Wyprostowałem się.
Przecież byłem pewien, ze przyjdzie! Kocha mnie i musi! Chcę, żeby mnie znienawidził, a to miało być dobitne pokazanie, ze ma mnie nie kochać!
- Tom… gdybym tylko mogła- zaczęła szeptem - sama bym nie przyszła…- dokończyła boleśnie i wyszła z pokoju.

Zostałem sam z burza myśli. Z przekonaniem, że może mieć rację. I wielką chęcią, by się myliła…

3 komentarze :

  1. No, no, no widzę, że chodzimy na temat sado maso no, no, no tommy badboy i zajebiście pociągający, a billy delikatny i taki słodki czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, kolejny gwałt dzieci... Przecież to koszmar. Dobrze, że Kat ostrzegła Billa.
    A Tom niech nie będzie taki pewny, że Bill przyjdzie. Niby go kocha, a niszczy go. Ech, jeszcze za nim zatęskni...

    OdpowiedzUsuń
  3. Loool sama boje się tego czwartkowego spotkania.
    Ej czy tylko ja zauważyłam że że notki są coraz krótsze?
    No nic. Czekam na kolejny rozdział.
    Buziaczki i weny życzę

    OdpowiedzUsuń