środa, 28 sierpnia 2013

Miłosc Boli 1.11


Miłość Boli 1.11

Siedziałem w kuchni, tępo wpatrując się w przeciwległą ścianę. Głupie, że myślałem wtedy o wzorach na płytkach, którymi ów ściana była wyłożono, ale chciałem zrobić wszystko by tylko nie myśleć o dwójce ludzi, znajdującej się w mojej sypialni, w której jeszcze nie tak dawno kochałem się  z Tomem. A myśl, że to Margaret jest tam z moim bratem irytowała mnie jeszcze bardziej. Napawało mnie to wstrętem i mimowolnie wzdrygałem się rozmyślając o nich, siedzących na łóżku, na którym straciłem dziewictwo ostatniej nocy.
Rozmawiali, to wiedziałem. O czym? Raczej się kłócili, ale nie wiedziałem, jaki jest powód… Usłyszałem jak padło imię Roxy”. Więc rozmawiali też o jej siostrze… Krzyczeli i słyszałem, jak Margaret płakała.
Roxann… Było mi żal mojej byłej najlepszej i jedynej przyjaciółki… W końcu była młoda, ale na razie jeszcze nie wiedziałem, co i jak się stało, więc się nie odzywałem. I nie przeszkadzałem. Wkurwiała mnie jej obecność, owszem, ale dopóki skupiałem wzrok na ścianie, a jedynie uszy na rozmowie, dałem radę wytrzymać. Jej wysoki głos opadł i słychać było w nim ból i żal.
A no owszem, nie chciałem z nią rozmawiać, choć ona bardzo chciała. Ale ja nie potrafiłem. Nie miałem zamiaru widzieć jej na oczy. Jedyne, co chciałem, to by czuła ból. I czuła. Może nie jest to cudowne, że akurat cierpi, bo Roxann nie żyje, ale… Boże, kim ja jestem, że cieszę się z czyjegoś bólu…? Tak, zdecydowanie mnie zniszczyli… Mnie bolało. Teraz niech zaboli ją. I jego. Niech cierpią oboje.
Wstałem, głośno odsuwając krzesło i odwróciłem wzrok od ściany. Przez swoje myśli zgubiłem wątek ich rozmowy. Ale skupiałem się już na czymś innym. Nie będę słaby, oj nie… Pokażę, że jestem silny. Założę ulubioną maskę i dam tej kurwie w kość! Zniszczę… Zetrę na proch…
Z takim nastawieniem udałem się do sypialni. Wszedłem bezpardonowo, nie zastanawiając się, co robią, że jest taka cisza. Być może przez moją głowę przemknęło parę bolesnych dla mego serca scenariuszy, ale nie poświęciłem żadnemu dłuższej chwili. Przeszedłem przez środek sypialni, krótkim spojrzeniem obdarzając jedynie Toma. W tym czasie nie zdążył nawet podnieść na mnie wzroku, a ja już zniknąłem w garderobie. Czy ta kurwa mówiła kiedyś, że wyglądam jak kurwa…? To ja już jej (kurwa) pokażę prawdziwą kurwę!
Z uśmiechem na ustach przeglądałem zawartość szafy. Zabawimy się… Wybrałem obcisłe, srebrne, połyskujące legginsy i czarną koszulkę. Wyjąłem swoje stare szpilki na platformie w krwisto czerwonym kolorze i przeszedłem się w nich kawałek, by sprawdzić, czy nadal umiem się w nich poruszać. Umiałem… I to jak! Uśmiech tylko poszerzał się na mojej twarzy. Przejrzałem się w  lustrze i nagle za czymś zatęskniłem. Obiecałem sobie nigdy tego nie zrobić, nie wrócić do tego… Ale skoro Margaret przyciągnęła pod moje drzwi bagaż ze wspomnieniami z przeszłości, ja również mogę dodać coś od siebie.
Wyjąłem małą skrzynkę i wyszperałem zdjęcie z samego dołu. Zapakowałem to zdjęcie i nagledo głowy zaświtała mi jeszcze inna myśl. Po co udawać kogoś, kim nie jestem… aż tak do końca… Może powinienem…



* * *



Opuściłem salon piękności, czując, jakby wróciła część mnie. Mojej prawdziwej osobowości. Kroczyłem ulicą i teraz to dopiero się za mną oglądali! Prawie zapomniałem, jak to jest…  Ahh… te bycie w centrum uwagi… Jak to działa budująco na psychikę…Normalnie czuję się jak w niebie. Jestem na językach wszystkich dookoła i jestem wspaniały. Jak kiedyś.
Wszedłem do mieszkania. Słyszałem, jak rozmawiają w kuchni. Wkroczyłem do niej ubrany w czarne rurki, obcisłą, biała koszulkę i czarną, skórzana kurteczkę. Na nogach miałem nowe, czarne koturny, a na szyi mnóstwo srebrnych wisiorków. Dłońmi podtrzymywałem się za boki, a zadbane, czarne, długie paznokcie odznaczały się na koszulce. Spojrzałem na nich z pogardą spod przymrużonych oczu z czarną obwódką, będącą wynikiem dokładnego makijażu. Moje czarne włosy były wygolone po dwóch stronach, a na górze miałem irokeza. Wróciłem stary ja z twarzą ogoloną na gładko. Wróciłem piękny ja, mój ja. Ja… ja.
Uniosłem idealną brew do góry. Tomowi opadła szczęka. Margaret zadrżała, jakby wrócił najgorszy koszmar. Tak, tak, mała kurwo… Twój koszmar dopiero się zaczyna…
Objechali mnie wzrokiem i nie umiałem powstrzymać uśmiechu, gdy Tom z trudnością przełknął ślinę i pożerał mnie wygłodniałym wzrokiem, zaciskając mocniej dłonie na kancie blatu tak, że aż kłykcie mu pobielały. Margaret zamarła. Już widziałem, jak film zwany przeszłością przewija się jej pod mokrymi od łez powiekami. Tak, tak, dziwko. Bill Kaulitzpowrócił.
Podszedłem do niej i już wiedziałem. Będę odpłacać się jej pięknym za nadobne.
Podniosła na mnie niepewny wzrok. BOŻE… Ona i niepewność?! Niech mnie kule biją… Patrzyła na mnie jakby z… przeprosinami i prośbą jednocześnie… Tak długo wyczekiwany przeze mnie widok… Ale to nie załatwi sprawy. Zapłaci mi za to, co zrobiła.
- Ja tu siedzę – powiedziałem zimno, objeżdżając ją wzrokiem.
Zamrugała, jakby nie rozumiejąc, o czym mówię. Tom wciągnął nagle powietrze, budząc się z transu zachwytu moją osobą. I stało się coś, czego całkowicie się nie spodziewałem. Po prostu wstała i przeszła na inne krzesło, dalej od Toma. Po prostu mi uległa…
Tom się spiął i zaproponował, żebyśmy poszli do salonu, skoro Margaret już wypiła herbatę. I poszliśmy. Oczywiście nie pozwoliłem, by ta szmata szła za mną. Jeszcze by mi coś zrobiła… To ja wyszedłem ostatni z kuchni.
Blondynka usiadła na sofie i widziałem, jak Tom zajmuje jeden z foteli. Podążyłem więc do drugiego, ale, gdy mijałem brata, ten złapał mnie za rękę i pociągnął na swoje kolana, patrząc nieufnie na dziewczynę. Wtuliłem się w jego tors.
- Moja… kicia…- wymruczał mi do ucha, a mnie humor od razu się poprawił.
Margaret usłyszała, na pewno. I zażenowana odwróciła wzrok. Boże… kolejny raz mnie zaskakuje… To ta dziewczyna w ogóle wie, co to wstyd?!
Uśmiechałem się szeroko, a Tom najzwyczajniej w świecie był zadowolony z tego, że sprawił, iż się uśmiechnąłem. I rzeczywiście, uśmiechnąłem się. Tak, jak ja tylko potrafiłem. Słodko i bezbronnie. Bo taka była prawda, jego słowa mnie obezwładniły. Byłem taki… jego. I byłem kicią! Jego kicią!!! Odezwało się wewnątrz mnie małe dziecko, zadowolone i udobruchane z zastosowanego wobec niego zdrobnienia. Małe dziecko wewnątrz mnie skakało wysoko ze szczęścia. Miałem natychmiastową chęć miauknąć i polizać go po policzku, udowadniając, że jestem prawdziwym kotkiem. Boże… jak ten człowiek na mnie działał… To aż niepokojące…
Przytulił mnie mocno do siebie.
- No dalej…- powiedział do Margaret.- Opowiedz Billowi, co się stało. Choć jestem przekonany, że nie ma najmniejszej ochoty słuchać twojego głosu.- Mierzył ja uważnie wzrokiem. Byłem ciekaw, czy jak wtedy siedzieli w sypialni i, gdy ja wyszedłem również panował między nimi taki dystans i chłód.
Spuściła wzrok i oddychała spokojnie, kciukami robiąc tak zwany młynek ze zdenerwowania, które w sobie ukrywała.
- On… on zgwałcił Roxy za to, że wyjechałam za Tomem i…- Rozpłakał się na nowo w histerii.- I ona odebrała sobie życie!
- Twój alfons, tak?- Uniosłem brew.
Byłem starym mną tylko na zewnątrz. Wciąż miałem jednak maskę, która z czasem stała się moją jedyna twarzą. Mistrz braku empatii i współczucia…
Uśmiechnąłem się, gdy pokiwała głową, ocierając łzy. Coś w środku mnie zakuło, ale było zbyt słabe, by dać o sobie znać na zewnątrz. Mały żal. Za Roxy, która tak stawała po stronie siostry i zmarła przez jej błędy.
Tom mierzył mnie uważnie wzrokiem. Byłem we własnym domu i mogłem zrobić co chcę. I zrobiłem.
- Wyjdź stąd – powiedziałem cicho, ale pewnym siebie głosem.
Podniosła zaskoczony wzrok, a łzy przestały być nagle tak widoczne.
- Dobrze słyszałaś, masz stąd wyjść i to natychmiast! – podniosłem trochę głos.
Z obawą i nadzieja spojrzała na Toma jak n ostatnia deskę ratunku.
- Mój brat powiedział, że masz wyjść.- Niespodziewanie Tom stanął po mojej stronie. Czyżby ona naprawdę była już tylko przeszłością?
Podniosła się z kanapy i ruszyła ku wyjściu.
- Ale Tom… Ja cię kocham…- wyszeptała cicho, patrząc mu prosto w oczy. No starsza od nas, a taka głupia.
- A ja ciebie nigdy nie kochałem…- odpowiedział i przytulił mnie mocniej.- Zabrałaś tylko szczęście mojemu szczęściu…- pocałował mnie w czubek głowy.
- Sam mu je odebrałeś…- zauważyła, patrząc mi w oczy.
Odwróciłem wzrok, bo wiedziałem, co robi. Oj, znałem te jej sztuczki, a sam uznawałem się  za mistrza w znajomości jej charakteru i zachowań.
Jednak nie odezwałem się. Chciałem wiedzieć, co powie Tom.
W jego oczach rozbłysły gorzki ból i żal.
- Odebrałem. Przez ciebie…- szeptał.- A teraz posunę się do wszystkiego, by je mu wrócić…- Przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej.
Pff…- Wzruszyła ramionami.- Nie oszukuj siebie… I ty wiesz, i on wie, i ja wiem, że nigdy tego nie naprawisz. I nawet, jeśli ci powie, że wybacza, nigdy tego nie zrobi. Wypomni ci to za kilka lat…- Ruszyła do drzwi, a smutek dziwnie zniknął. Zastąpiła je złość, że Tom za nią nie pójdzie nawet w takiej chwili.
- Pozdrów Roxy!- krzyknąłem za nią.
Odwróciła się i zamarła. Oczy jej pociemniały.
Uśmiechnąłem się szeroko. I oboje już wiedzieliśmy, że kłamała. Roxy żyje, a Margaret wkracza do akcji, aby odzyskać Toma. Jednak na jej drodze stoję jeszcze ja…




KONIEC SEZONU PIERWSZEGO

5 komentarzy :

  1. Wymyślić śmierć siostry, żeby wepchnąć się do czyjegoś życia i odzyskać faceta? Trzeba być jękniętym. Bill, pokaż jej, kto tu rządzi! A Ty, Tom, pokaż, że to Bill jest całym Twoim światem i że ona jest nikim i nikim już nie będzie. O!
    Super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, no, no. Akcja się zaostrza. To trochę niebezpieczne. Trochę bardzo niebezpieczne, Sinn. Bo o ile Ty świetnie poradziłaś sobie z kreacją zimnego, pozbawionego uczuć i nakładającego na siebie maskę obojętności Billa, nie wiem, czy akcja będzie aż tak świetna i... bezpieczna. Dlaczego? Bo to, co się teraz dzieje między Billem, Tomem, a Margaret to stąpanie po tak cienkim lodzie, że aż głowa mała.
    Mam wrażenie, że Bill na siłę będzie udowadniał byłej dziewczynie Toma, co to nie on (bo widzę, że świetnie poczuł się w swoim starym wcieleniu), Tom na siłę będzie udowadniał Billowi, że go kocha (bo widzę, że strasznie mu na tym zależy), a Margaret... Margaret tak, jak napisałaś, wkroczy do akcji i będzie się starała udowodnić, że potrafi Billa "pokonać". Między tym dwojgiem może zapłonąć taki ogień nienawiści, że... To może prowadzić do jakiejś tragedii. Bo taka nienawiść do niczego innego nie prowadzi. Jeśli będą podsycać ogień i walczyć ze sobą na takie sztuczki, bardzo szybko zajmą się nim lub sparzą innych. To grząski grunt. I o tyle, o ile bardzo podoba mi się kreacja takiego silnego Billa, o tyle wiem, że on nie da rady ciągle nosić tej maski. Prędzej, czy później Margaret go skrzywdzi. Margaret, albo ponownie Tom. Tylko nie wiem, czy Bill zniesie to po raz drugi. Obawiam się, że aż tak silny to on nie jest.
    Życzę weny kochana i czekam na kolejną część!

    Pozdrawiam z głębi serducha,
    Nikola.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że ktoś się posłuchał mła :) Margaret chce zdobyć Billa i jest ciekawie :) Może nawet się Roxsi się pojawi? A może jeszcze seksik? Pozdrawiam
    Marudek :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej kiedy Sezon II będzie ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko mi określić kiedy. Pracuje teraz nad kolejnym rozdziałem do SH-SWD. Chciałabym jak najszybciej skończyć jedno z opowiadań i sama nie wiem któremu z nich jest bliżej do końca. W każdym razie, jeśli jest zainteresowanie, postaram się jak najszybciej przemysleć wizję Sezonu II i wstawic pierwszy rozdzial.

      Usuń