No i lecimy z pierwszym
rozdziałem. Domyślacie się, co się stanie? Prolog nie był za bardzo
skomplikowany. Zapraszam do czytania i komentowania!
Promień
słońca sprawił, że otworzyłem niechętnie oczy. Jednak od razu napotkałem
czekoladowe tęczówki parę centymetrów dalej, więc uśmiech sam wypłynął na moje
usta.
Pogładził
delikatnie kciukiem moje usta i pocałował lekko.
-
Dzień dobry, Królewno.- powitał mnie.
Prychnąłem.
-
Mówiłem ci przecież, że…- zacząłem obruszony, ale przerwał mi kolejnym
pocałunkiem.
-
Wiem, że mam cię tak nie nazywać, Piękny.- uśmiechnął się najcudowniej jak to
było możliwe.- Ale dla mnie jesteś Księżniczką.
Mruknąłem
coś niezrozumiałego o tym, że sobie tego nie życzę, choć tak naprawdę mi się to
podobało. I chociaż nigdy mu o tym nie powiedziałem, skubany o tym wiedział.
-
Dzisiaj pierwszy dzień lipca.- westchnął informując mnie o dacie.
Leżeliśmy
głowa przy głowie, patrząc sobie w oczy. Obejmował mnie w pasie, ja swoje
dłonie opierałem na jego klatce piersiowej. Nasze nogi były ze sobą splątane.
Odgarnął
mi włosy z czoła.
Uwielbiałem
te chwile. Patrzyliśmy na siebie jedynie, nie wypowiadaliśmy żadnych słów i po
prostu byliśmy ze sobą. Kochałem jego gesty czułości, miłości, uwielbienia i
sam czułem ogromną przyjemność czyniąc wobec niego podobne.
-
Tom…- zacząłem niechętnie przerywając ciszę.
-
Tak?
Zawahałem
się. Nie byłem do końca pewien, czy naprawdę chcę powiedzieć to na głos. Jednak
spojrzałem ponownie w jego oczy i nie mogłem powstrzymać się od myśli, że
chciałbym móc w nie patrzeć w ten sposób o każdej porze dnia.
-
Musimy im powiedzieć. Nie dam rady już dłużej.- wyznałem cicho.
Pogładził
mnie po policzku.
- Jak
chcesz to zrobić?- zapytał.- Palniemy im prosto z mostu, że jesteśmy razem i
się pocałujemy?- zaśmiał się.
-
Nie, wariacie!- również się zaśmiałem i uderzyłem lekko w ramię.- Przygotujmy
ich na to, Tom.- podałem swoją propozycję.
-
Jak?
-
Sprawmy, by niektóre zachowania stały się dla nich normalne.- odpowiedziałem.
-
Chcesz po prostu spaczyć ich moralność.- ponownie zachichotał.
Westchnąłem
teatralnie.
-
Nazywaj to jak chcesz, ale ja jestem ciekaw ich reakcji.- cmoknąłem jego
policzek i wstałem z łóżka.- Wstawaj, Tommi!- zawołałem jeszcze do niego, znikając
w drzwiach łazienki.- Mamy dzisiaj wywiad dla MTV.- przypomniałem mu.
Zniknąłem
w łazience, gdzie rozpocząłem przygotowania swoich włosów i twarzy. Makijaż
musiał być idealny. Fryzura starannie ułożona. W tym celu zawojowałem pudrem,
czarną kredką, czarnymi cieniami i maskarą, nie zapominając o brzoskwiniowym
błyszczyku. Rozczesałem długie do łopatek, czarne włosy i dokładnie
wyprostowałem, nie pomijając żadnej niesfornej fali.
Tak
wyszykowany wyszedłem z powrotem do pokoju, gdzie podszedłem do szafy i
zderzyłem się z codziennym dylematem.
Tom
leżał jeszcze w moim (chociaż powinienem powiedzieć „naszym”, bo ostatnio w
ogóle nie sypiał u siebie) łóżku i przyglądał mi się z zaciekawieniem.
Zerknąłem
na niego, a on oblizał usta i uśmiechnął się niewinnie.
-
Nie, Tom.- powiedziałem stanowczo.- Umalowałem się już i uczesałem.- zrobił
zasmuconą minkę, której zazwyczaj ulegałem, ale nie dzisiaj.- Tom, nie mamy
czasu. Jeśli chcemy zdążyć, musimy wyjść o…- spojrzałem na zegarek i mało co
nie zemdlałem.- …teraz…- wyszeptałem sparaliżowany. Patrzyła na mnie
rozbawiony.- TOM!!!
Sam
nie wiem skąd wzięło się u mnie tyle siły, ale podleciałem do niego i
ściągnąłem z łóżka na zimną podłogę. Syknął cicho z bólu.
Ale
nie miałem czasu się tym przejmować. Wyciągałem już z szafy skórzane rurki i
jednocześnie wciągałem na siebie obcisłą, czarną koszulkę z białymi napisami.
Skakałem po pokoju z jednym butem, próbując go w locie zawiązać, a Tom padł na
fotel zwijając się ze śmiechu.
-
Możesz powiedzieć, co tak bardzo śmieszy cię w tym, że Jost zabije nas po raz
kolejny?!- przyszpiliłem go wzrokiem, wiążąc drugiego buta.
Wstał
z miejsca, podszedł do mnie i przytulił, dalej dygocząc ze śmiechu.
-
Przepraszam, braciszku, ale było warto…- zachichotał.
Olśnienie
spłynęło na mnie jak manna spadająca z nieba.
- Nie
zrobiłeś tego…- wywarczałem przez zaciśnięte zęby, odsuwając go od siebie.
Wziąłem komórkę z biurka i sprawdziłem ponownie godzinę.
TEN
IDIOTA PRZESTAWIŁ ZEGAR O GODZINĘ DO PRZODU !!!!
-
GRR…- warknąłem i zmierzyłem go niebezpiecznie wzrokiem.- Pożałujesz tego…-
zmrużyłem oczy.
Przytulił
mnie ponownie i pogładził delikatnie po świeżo- zrobionej fryzurze.
-
Wynagrodzę ci to…- obiecał dość przekonująco.
- Nie
rób tak więcej, Tom. To nie było śmieszne.- powiedziałem, ale napotkałem jego
niedowierzający wyraz twarzy i przypomniałem sobie siebie, skaczącego po pokoju
z jedną nogą i skórzaną kurtką założoną tylko na jedną rękę.- No, dobra… trochę
było…- sam się zaśmiałem ze swojej reakcji.- Ale nie rób już tak.- spojrzałem w
jego oczy.
-
Obiecuję.- rzekł, trzymając moją dłoń na sercu.
- A
teraz idź się ubierać, bo naprawdę się spóźnimy.- pogładziłem go po torsie.
Musnął
moje usta i zniknął z mojego (naszego) pokoju.
W
spokoju dokończyłem pracę nad swoim wizerunkiem, dokładając trochę (no, może
trochę więcej niż trochę) srebrnej biżuterii.
Na
dole nie spotkałem Toma, jednak Gordon i mama jedli już śniadanie. Zmierzyli
mnie wzrokiem i uśmiechnęli przyjaźnie.
-
Zrobiłam już dla was kanapki.- mama wskazała na talerz zapełniony tostami z
marmoladą – truskawkową i brzoskwiniową – czyli nasz standardowy zestaw
śniadaniowy.
Usiadłem
do stołu i pomimo burknięcia w brzuchu postanowiłem, jak zawsze, zaczekać na
brata.
Po
chwili doszedł mnie odgłos tłuczącego się szkła i donośne „scheisse!!!”
wypowiedziane przez Toma.
Sam
nie pamiętam momentu, w który pokonałem schody i już byłem w jego łazience.
Zmierzyłem go zaniepokojonym wzrokiem i zauważyłem rozbitą buteleczkę od perfum
oraz sącząca się krew z dłoni Toma, siedzącego na ramie wanny.
Uklęknąłem
obok niego, nie zważając na kawałki szkła i sięgnąłem po wilgotny ręcznik.
Ująłem
jego dłoń i delikatnie zacząłem ocierać z czerwonej mazi. Patrzył na mnie z
wyraźnie wymalowanym na jego twarzy bólem. Pogłaskałem go po policzku i
usłyszałem ciche „oh” gdzieś za sobą.
Odwróciłem
się momentalnie i zobaczyłem za sobą mamę i Gordona, którzy zasłaniali oczy i
się odwracali. Zapewnie miałem dość niezidentyfikowany wyraz twarzy, bo
kompletnie nie wiedziałem, o co im chodzi, dopóki Tom nie spuścił wzroku w dół
swojego ciała.
Policzki
mnie zapiekły, gdy zorientowałem się, że klęczę przed kompletnie nagim bratem,
który dopiero co wziął prysznic, a swoją twarz mam na wysokości jego krocza.
Odsunąłem
się, czując się tak głupio jak jeszcze nigdy. Przykryłem jego strategiczne
miejsca drugim ręcznikiem i stwierdziłem, że skoro nawet nie zauważyłem, że Tom
jest bez bielizny to albo byłem za bardzo przejęty jego podłużną raną, albo
częściej już widzę go nagiego niż w ubraniu.
Ocknąłem
się z ciszy.
-
Mamo… przynieś apteczkę…- wyszeptałem.
Kiwnęła
niewyraźnie głową i razem z mężem zniknęli z pokoju.
Przyjrzałem
się dokładniej ranie i nie zauważyłem żadnego odłamku szkła.
Po
chwili wróciła mama z pudełkiem w ręce.
-
Poradzisz sobie?- zapytała cicho nadal zawstydzona zobaczeniem Toma nago i
pewnie brakiem zawstydzenia na mojej twarzy.
Kiwnąłem
głową, a ona opuściła pokój i usłyszałem jej kroki na schodach.
Podniosłem
oczy na Toma.
-
Zapiecze.- ostrzegłem go, wyciągając wodę utlenioną.
Cichy syk, gdy polałem jego dłoń specyfikiem
utwierdził mnie w tym, że rana została oczyszczona.
Przyłożyłem
gazę i owinąłem ją bandażem okręcając wokół nadgarstka i kciuka tak, aby się
nie zsunął.
Gdy
odsunąłem się od niego poczułem, jak drżę i jak gorąca łza spływa po moim
policzku.
Objął
mnie pospiesznie, a ja wtuliłem się w niego, choć na zdrowy rozum powinno być
odwrotnie.
-
Bill, co się stało?- zapytał niespokojnie.
-
Przestraszyłem się…- wyszeptałem i spojrzałem w jego piękne, czekoladowe oczy.-
Jak to się stało?
-
Miałem mokre ręce i flakonik mi się wyślizgnął z rąk. Chciałem pozbierać
odłamki i przejechałem dłonią po ostrej stronie jednego z nich.- przedstawił
całe zajście.
Pogładziłem
delikatnie bandaż, a potem go cmoknąłem w to miejsce.
-
Pomóc ci w czymś?- zapytałem, bowiem była to prawa ręka, którą wszystko
wykonywał.
Pokręcił
zaprzeczająco głową, a ja wyszedłem do jego pokoju, zamykając drzwi od łazienki
i usiadłem na łóżku.
Wyszedł
po paru minutach ubrany w białe bokserki i podszedł do szafy, z której
wyciągnął jasne, obszerne jeansy i biały gigantyczny podkoszulek. Na nogi
wciągnął białe adidasy. Złapał za czapkę z daszkiem i podszedł do mnie.
Wyciągnął zdrową rękę i pomógł mi wstać.
Spojrzałem
na niego niepewnie.
-
Boli cię, prawda?- pogładziłem go po ramieniu.
- Nie
tak bardzo…- skłamał. Wiedział, że nienawidziłem jak cierpiał i, że wtedy
cierpiałem razem z nim.
- Dam
ci jakieś tabletki przeciwbólowe. Chodź…- pociągnąłem go na dół, w stronę
kuchni.
Zacząłem
przeszukiwać szafki w czasie, gdy on zasiadł przy stole obok kontynuujących
posiłek dorosłych.
Gdy
znalazłem pigułki wróciłem do jadalni i położyłem tabletki na jego talerzu,
głaszcząc jego ramię. Mama patrzyła z wielką dumą na mnie i troską na Toma.
-
Tom, połknij.- powiedziałem czule i podałem szklankę wody, jednak…
…
tak… skojarzenia Toma z moją wypowiedzią były jednoznaczne i zaniósł się tak
głośnym i gwałtownym śmiechem, że Gordon o mało co nie wylał na siebie kawy.
Gdy również do mnie doszło drugie (zboczone) znaczenie moich słów, dołączyłem
do brata, śmiejąc się w najlepsze, chowając swoją twarz w jego plecach i tupiąc
nogą, wyładowując pozytywne emocje.
W
końcu doczłapałem się na swoje siedzenie i nie mogąc powstrzymać dreszczy
rozbawienia zaczęliśmy jeść kanapki.
Mama
i mój ojczym nie byli już tak zdziwieni naszym zachowaniem, co na początku.
Teraz jedynie spoglądali na siebie, wyszczerzeni i kręcąc z niedowierzaniem
głowami wypowiadali tylko jedno słowo: „bliźniacy”. To dla nich tłumaczyło
wszystko. Dla nas też.
Zdołaliśmy
się wreszcie wydostać z domu i wsiąść so naszego busa, który stał pod domem od
dobrych 15 minut i czekał na nas z siedzącymi w środku G&G oraz Jostem i
patrzącymi na nas wściekle. Jednak tym razem nasze spóźnienie wytłumaczyła ręka
Toma. David się rozchmurzył, a my ruszyliśmy na nasz pierwszy tak profesjonalny
wywiad do studia telewizyjnego MTV.
Pierwsza
osoba, która zrozumie, co poczułem, gdy usłyszałem tłukące się szkło jako
ostatnia odczuje ulgę. Bo naszą miłość ciężko będzie zaakceptować.
Interesujące . . . Interesujące muszę powiedzieć, że zaczyna się ciekawie mam nadzieje, że akcja szybko się rozkręci :) Pozdrawiam zrób coś z tymi obrazkami co każą mi wpisywać pod komentarzem, bo jak nie to zniszczę swój komputer, a w tedy nie będę mógł czytać i komentować twoich notatek :) Pozdrawiam i zrób coś z tym, bo to denerwuje pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTęskniłam za marudzeniem, naprawdę! :) Już wszystko pozmieniałam, naprawdę nie wiedziałam, że mam tą funkcję włączoną, przepraszam za problemy. Dzięki Tobie ten blog staje się lepszy, D-Z-I-Ę-K-U-J-Ę-!-!-!
Usuń- SINNLOS! - z rozpędu wtula się machając ogonem. - Wen! Sinnlos wróciła!
OdpowiedzUsuń- Daj mi spać!- Rudy wróżek zawarczał spod kołdry.
- Tak się ciesze że jest nowy rozdział i że wróciłaś! Rozdział boski, to jak Bill się ubierał na szybko też.. w sumie sama tak często robię.. ale co tam, scena w łazience bije wszystko na głowę! - trajkotała jak najęta - Jak było w Berlinie, mam nadzieje, że troszkę za mną tęskniłaś. Cieszę się że już jesteś.. mghf mfmmfhfb - Wen zasłonił jej usta poduszką.
- Sorry Sinnlos,przywiązała się i tęskniła. Spać głupolu! - rzucił ją na łóżko i poszedł do siebie zakopując się w kołdrze.
Tęskniłam jak szalona, Blue! A w Berlinie się zakochałam! Cudowne miasto. Wrzucam szósty bieg w nauce niemieckiego i mam nadzieję nauczyć się go perfekt w dwa lata aby wyjechać na studia. Co do sceny z ubieraniem... Muszę przyznać, że sama się z tego chichrałam, gdy to sprawdzałam. Cieszę się, że jesteś po tygodniu rozłąki.
Usuń~Sinnlos
Bardzo podoba mi się to opowiadanie, serio, jest świetne! Widać, że masz na nie dobry pomysł. Jest kilka błędów i niepoprawnie zapisujesz dialogi (na co zwróciłam ci już uwagę na KILu), ale jest serio dobre! Podoba mi się. Cieszę się, że tutaj trafiłam i że jest coraz więcej osób piszących twincesty! ^^ Weny, weny i jeszcze raz weny, kochana!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Mazohyst.
Nawet nie wiesz, jaki banan na usta mi się wcisnął, gdy zobaczyłam, że tu weszłaś! Jeśli chodzi o dialogi... no, nie jestem mistrzem gramatyki i nie dość, że robię te cholerne literówki, nad którymi w dalszym ciągu nie mogę zapanować, to naprawdę nie miałam pojęci, że sposób zapisywania dialogów ma znaczenie. Postaram się teraz pisać już poprawnie, ale moje "teraz" to 36. rozdział. Do tego czasu niestety wszystko jest już napisane z błędami. Postaram się co nieco ponaprawiać. I jak zawsze D-Z-I-Ę-K-U-J-Ę (o czym Marudek wie najlepiej) za uwagi, dzięki którym mogę pisać lepiej.
Usuń~Sinnlos