czwartek, 23 maja 2013

30. Ich fühl mich claustrophobisch eng.

A oto i prawie-zakończenie I części II Tomu. Mam nadzieję, że mnie nie rozszarpiecie na strzępy… Ale już od dawna ostrzegałam, jaki charakter będzie miał II Tom. Czytajcie i komentujcie, zapraszam!!! Betowała Czaki.

~Sinnlos

30. Ich fühl mich claustrophobisch eng.

Dzień IV

Kolejny dzień zapowiadał się po prostu źle. Już od rana ciemne chmury krążyły nad naszymi głowami. Więc siedzieliśmy w domku, ażeby nas deszcz nie złapał. Dodatkowo ja chodziłem poddenerwowany, jak bomba zegarowa. Nie mam nawet słów, które oddałyby to, co czułem w sobie. Przerażała mnie myśl, że nadejdzie burza, a ja będę tu, a nie obok Toma.
Graliśmy najpierw w pokera, potem w monopoly… Wieczorem było już postanowione, że obejrzymy jakieś filmy.
Wszyscy siedzieli już w salonie i uruchamiali dvd, ale ja jeszcze chciałem na moim odtwarzaczu przesłuchać do końca nasze nagrane piosenki. Okropnie chciałem już wracać!
Moja playlista się skończyła, a ja już trochę w lepszym humorze, zszedłem na dół.
Mel i Asma zajmowały kanapę, gdzie było jeszcze miejsce dla mnie, a Luc rozwalił się na ogromnym fotelu swojego ojca.
O nie!!! Tak to się bawić nie będziemy!
- Spadaj - mruknąłem do Luc’a.
Ten uśmiechnął się szeroko i nawet się nie ruszył.
- Nie to nie… - odrzekłem obojętnym tonem i wpakowałem się mu na kolana.
Zrobił zdziwioną minę, ale zaraz uśmiechnął się zadziornie.
Film się zaczął, a dziewczyny nie za bardzo zwróciły uwagę na to, że siedzę u Rudego na kolanach.
Miała to być jakaś komedia, ale już chyba po raz setny pokazywali scenę łóżkową… Dziewczyny się rumieniły, ale było ciemno, przez co nie było tego tak bardzo widać.
W pewnym momencie Luc nachylił się nad moim uchem.
- Jak się choćby raz poruszysz, to dojdę w spodniach, więc siedź spokojnie… - Wyszeptał perwersyjnym tonem.
Uśmiechnąłem się lekko, ale wrednie.
Złapałem się za podłokietniki fotela i kręcąc tyłkiem mościłem się na jego kolanach.
Westchnął nagle przeciągle i zacisnął ręce na moich udach.
Dziewczyny nie zwróciły na to najmniejszej uwagi.
- Dzięki, Bill… - szeptał dalej. - Przynajmniej teraz mogę powiedzieć, że sam mnie doprowadziłeś do orgazmu…
Zaśmiałem się cicho, wiedząc, że nie ma w tym tak naprawdę żadnej mojej zasługi. Za chwilę i tak by doszedł.
- Wolałem to, niż szpilkę wbijającą mi się w udo… - Odpowiedziałem równie cicho i złośliwie.
- Dobrze wiesz, ze nie mam małego! - Oburzył się.
- A skąd mam to wiedzieć…? - Wzruszyłem ramionami.
- Wstawaj, musze do łazienki… - powiedział głośno neutralnym tonem, jakby przed chwilą wcale nie spuścił się w spodnie.
- Zatrzymać film? - zapytała Mel.
- Nie - odparł. - Widziałem go już milion razy…
Ja się podniosłem i usadowiłem wygodniej, a Luc wyszedł do łazienki… i już nie wrócił do końca filmu.
 Gdy po jeszcze jednym filmie, tym razem horrorze psychologicznym, szliśmy spać na górę, trzymając się za ręce z Asmą, bo ona okropnie się bała po takich filmach, zobaczyliśmy, ze Luc w piżamce już chrapie w łóżeczku.
Asma pierwsza poszła się kąpać, potem przepuściłem Mel i ja ruszyłem na końcu.
Biorąc prysznic i gładząc swoje ciało, cały czas myślałem o tym, że za dwa dni tę czynność będzie wykonywać Tom. Mój Tommi…


Dzień V

Obudziłem się z myślą, że już następnego dnia wracamy.
Zboczenie Luc’a powoli nie tylko mnie nudziło, ale także irytowało. Bo ile można słuchać o jednym i tym samym? „Jak się poruszysz, to dojdę.”, „Nie wypinaj się tak.”, „Chcesz, żebym cię zgwałcił?”, „Kusisz…”. Zawsze, gdy byliśmy sami. Czyli dość często, bo Mel zdawała się odciągać Asmę ode mnie tak często, jak to było możliwe.
Wszyscy jeszcze spali. Nawet Luc, który przecież położył się najwcześniej. A oto ja, który zasnąłem ostatni, obudziłem się pierwszy!
Westchnąłem i powlokłem się do łazienki z całym zestawem ubrań.
Nałożyłem jasne jeansy, który odstawały od moich nóg tylko trochę. Narzuciłem bordowy, obcisły podkoszulek z nazwą jakiegoś metalowego zespołu. Na nogi założyłem tenisówki. Włosy jak zawsze nastroszyłem. Jaszcze makijaż i byłem gotowy.
Opuściłem wykafelkowane pomieszczenie i z ulgą stwierdziłem, że dalej śpią.
Myślałem przez chwilę, czy nie zgarnąć swojego telefonu z szafki nocnej Luc’a, albo komórki Asmy, ale się opanowałem i ostatecznie opuściłem po cicho dom z zeszytem oraz długopisem w ręce i udałem się na pomost. Była jakaś siódmo rano i było bardzo cicho, a tafla wody była bardzo spokojna.
Już wiedziałem, że jest za spokojnie. Było parno i duszno, choć było wcześnie rano. Wczoraj obawiałem się burzy, ale teraz wiedziałem, że nadejdzie dopiero dziś. I to sprawiło, że serce zabiło mi szybciej ze zdenerwowania i obawy.
No, ale nic… Przeżyję tak jak za każdym razem, gdy jeszcze nie było Toma. Choć, szczerze powiem, trudno było mi sobie przypomnieć tamte czasy, bo czułem, jakbym był z Tomem od zawsze i od zawsze go znał.
Przysiadłem na skraju drewnianego pomostu, spuściłem nogi w dół i zacząłem czytać od początku mój zeszyt. Te wszystkie piosenki… Leb’ die Sekunde, którą napisałem w wieku dziewięciu lat… Pamiętałem każdą z nich… I te napisane dla Toma, gdy go nie było… To jedynie utwierdziło mnie, że podjąłem dobrą decyzję. Wybrałem bliźniaka i nikt nigdy tego nie zmieni, bo kocham go podwójną miłością. Czystą, braterską i tą niemoralną, lecz ekscytującą.
- Bill! - Usłyszałem głos Asmy.
I to tyle ze świętego spokoju i chwili ciszy…
Odwróciłem głowę w jej stronę. Podbiegła do mnie i usadowiła obok. Schowałem zeszyt pod swoje plecy i patrzyłem na nią wyczekująco.
- Trzeba obmyślić plan działania - oznajmiła.
- To znaczy? - Uniosłem brew.
Co ona chrzani?!
- No, wiesz… Zamierzasz po prostu jutro wrócić do Hamburga i już nigdy się do niech nie odezwać?
- Właśnie tak. - Wzruszyłem ramionami. - Jeszcze się trochę pobawię, a potem… Niech znają swoje miejsce w szeregu… Tom zawsze będzie dla mnie najważniejszy.
Westchnęła.
- Uważaj na siebie, Bill - powiedziała cicho. - Mam złe przeczucia. Nie przesadź z tym kuszeniem Luc’a. Wiesz, że jest dość porywczy… - Odgarnęła mi włosy z czoła w geście troski o mój osobę.
Zamyśliłem się na chwilę. Cichy i delikatny szum wody był kojący.
- Dzwonił wczoraj Georg? - zapytałem w końcu.
- Tak, dzwoni codziennie. I dam sobie rękę uciąć, że wczoraj słyszałam ciche: „Geo, zapytaj co z Billy’m”.
Zachichotałem.
- Cieszę się, że się martwi i troszczy - powiedziałem. - Cieszy mnie to, bo wiem, że na jego miejscu robiłbym to samo.
Milczeliśmy przez chwilę.
- Dzisiaj idziemy na ryby - oznajmiła.
- Tak, wiem… - Wypuściłem powietrze.
- Myślałam, że… - zaczęła, ale jej przerwałem.
- Tak, tak… Myślisz, że jak rozmawialiście o planach na dziś to słuchałem muzyki, ale tak naprawdę miałem tylko słuchawki w uszach. Chciałem mieć chwilę spokoju.
Zaśmiała się.
- Widzę, że tę chwilę spokoju również ci przerwałam… Pójdę już. - Podniosła się.
A ja nie protestowałem, bo naprawdę chciałem pobyć sam na sam ze sobą samym… Coś się zakręciłem…
Leżałem tak i nie myślałem dosłownie o niczym innym, jak o Tomie. Miałem go przed oczami jak żywego. Uśmiechnąłem się mimowolnie na myśl o zabawie jego kolczykiem…
Nie wiem, ile tam tak przebywałem. To znaczy, dowiedziałem się, że dwie godziny, gdy wróciłem do domku.
Poszliśmy na te cholerne ryby. Chociaż tak właściwie, to tylko Luc łowił. Dziewczyny się opalały na łódce, a ja… nic nie robiłem. Siedziałem i leżałem na przemian, zakrywając sobie twarz przed promieniami słońca. Nie miałem najmniejszego zamiaru się opalić.
Tak więc tkwiliśmy na środku tego jeziora z dobre trzy godziny, a Luc i tak złapał tylko dwie ryby.
No, ale nieważne… W końcu nadszedł wieczór. I ognisko.
Była już jakaś dwudziesta, gdy Rudy poszedł podpalić gałęzie. Mieli piec kiełbaski, ale ja zjadłem wcześniej tosty z serem, bo przecież mięsa nie zjem, nie?
Dziewczyny wzięły sobie krzesła, a ja z Luc’iem przynieśliśmy sobie dość stabilną ławę.
- Nie wiem, po co to robimy, skoro zaraz będzie burza… - Westchnąłem ze znudzeniem, siadając obok chłopaka, trzymającego w ręce już kijek z nadzianą nań kiełbasą. Jak to można jeść…?
Odpowiedzieli mi tylko, że nie każda burza niesie ze sobą deszcz.
Przekonali mnie (choć sam nie wiem w sumie jakim cudem), żebym zaśpiewał a capella parę piosenek z naszej płyty.
Znacznie się ochłodziło. A ja coraz to bardziej stawałem się poddenerwowany.
Około dziewiątej dziewczyny wróciły do domku. To po coś na komary, to do łazienki i w ogóle po coś cieplejszego.
Luc przysunął się do mnie i objął ręką, kładąc sobie moją głowę na ramieniu.
- Bill… - zagaił.
- Hmm…?
- Dlaczego mnie nie chcesz? - zapytał smutnym głosem z pewnym wyrzutem.
Spojrzałem na niego uważnie.
- Przecież jesteś gejem, nie? - Zerknął na mnie.
- Jestem - potwierdziłem po raz pierwszy w życiu.
- Co ci się we mnie nie podoba? - Jeszcze bardziej posmutniał.
Oderwałem się od niego i wpakowałem okrakiem na kolana. Naprawdę zrobiło mi się go szkoda.
Przytrzymałem jego twarz, aby patrzył mi w oczy.
- Jesteś naprawdę fajnym chłopakiem, Luc - powiedziałem szczerze. - Ale nie można zmusić kogoś do pokochania. Albo do znienawidzenia… - dodałem sugerującym głosem.
Westchnął.
- To było strasznie głupie próbować rozdzielić cię z Tomem… - przyznał. - Na pewno lepiej byś się bawił, gdyby tu był… - Spuścił wzrok.
Pierwszy raz w życiu widziałem go w takim smutnym, melancholijnym i nostalgicznym wydaniu. To zdecydowanie nie był ten tętniący życiem Luc, którego znałem.
- Pocałuj mnie - poprosił. - A po powrocie już nigdy się nie spotkamy, obiecuję - wyszeptał.
Zatkało mnie. Co miałem zrobić?
Ale było mi tak strasznie szkoda, że się we mnie nieszczęśliwie zakochał, że…
…ująłem jego twarz w dłonie i spojrzałem w oczy.
- Już nigdy się nie spotkamy - powtórzyłem tonem, jakim wypowiadałem zazwyczaj żądania. - I  nikt się nie dowie?
- Przyrzekam. - Uśmiechnął się słabo i smutno.
Przysunąłem swoją twarz do jego. Nie potrafiłem mu odmówić. Musiałem chociaż tak wynagrodzić mu cierpienie.
Musnąłem jego wargi swoimi. Po chwili owinął swoje ręce wokół mojego pasa, przyciągając mnie bliżej, pogłębiając jednocześnie pocałunek. Rozchylił mi językiem usta i zaczął go wsuwać do środka.
Oświeciły mnie nagle jakieś światła.
Jakiś samochód, czy coś…
- Bill…?! - Usłyszałem podłamany głos, który rozpoznałbym wszędzie.
Oderwałem się od Luc’a schodząc z jego kolan.
- Tom…? - wyszeptałem przerażony.
Zagrzmiało, a ja zadrżałem.
Luc spojrzał za siebie i teraz też mógł już zobaczyć załamaną i cierpiącą twarz Toma oraz wielkie zaskoczenie malujące się na twarzy Georga.
Cholerny błysk i kolejny grzmot.
Upadłem na ziemię na kolana i z moich oczy poleciały łzy.
- Bill… - Luc dotknął mojego ramienia, ale je odepchnąłem.
- Zostaw mnie… - wyszeptałem sparaliżowany. On się nie ruszył. - Spierdalaj! - Warknąłem, a ten od razu podążył w kierunku domku.
Zapłakałem i podniosłem wzrok na bliźniaka, wyglądającego jak upiór.
Georg wściekły i z ciętą miną pobiegł do domku, skąd wyprowadził zdziwioną Asmę i zaciągnął do lasu. Słyszałem, że krzyczał, ale nie miałem pojęcia, co…
Tom stał dalej. Miałem wrażenie, że nie oddycha.
Boże, co ja zrobiłem…? Było mi żal Luc’a? Teraz było mi jedynie żal tego, że było mi go żal.
Podniosłem się. Musiałem być silny.
Przeszedł mnie kolejny dreszcz, gdy trzasnęło, ale szedłem w kierunku Toma.
- Tom… - Wyszeptałem. - To nie tak… - Spojrzałem mu w oczy.
- A, KURWA, JAK?!!! - wydarł się, a do moich oczu napłynęło jeszcze więcej słonych łez.
- Nie tak… - wychlipałem. - … jak… myślisz… - Spuściłem wzrok. - Zabierz mnie stąd - poprosiłem, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
Chciałem się do niego przytulić, ale mnie odepchnął, co zabolało bardziej, niż wtedy, gdy mnie ignorował.
- Nie chcę cię znać - warknął. - Byłeś jedynym powodem, dla którego przyjechałem do Hamburga. Zdradziłeś mnie. Ja… - Po jego policzkach popłynęły łzy. Najboleśniejsze łzy, jakie przyszło mi kiedykolwiek oglądać. - Wracam do Berlina.

Było mi tak duszno… Czułem się jak w zamkniętym pomieszczeniu… Klaustrofobicznie…

5 komentarzy :

  1. Ahh nareszcie ciekawe co będzie w następnej części już nie mogę się doczekać :D

    OdpowiedzUsuń
  2. O KURWA MAĆ...

    Hmm, na początku wybacz mi, że nie komentowałam kilku ostatnich notek... Może najpierw skomentuję tu tamto nowe opowiadanie?
    Więc... Podoba mi się bardzo początek. I mam tak samo z bólem, jak Bill. Również z tych dwóch powodów, co on, lubię odczuwać ból, a najlepiej ten zadany przez samą siebie. Jestem ciekawa ciągu dalszego, podoba mi się bardzo.

    A co do tego rozdziału...
    Boże, Bill, ty idioootooo, jak mogłeś w ogóle go pocałować, co to ma znaczyć, ze było ci go żal?! Spieprzyłeś wszystko... Kurwa, no... Kurwa kurwa kurwa... Biedny Tom... Biedny...

    Uch, wybacz za ten nieskładny komentarz, ale piszę pod wpłwem emocji i zalana łzami, więc przepraszam za ten brak sensu w nim...
    Jejku...

    WENY I DAWAJ SZYBCIUTKO KOLEJNY ROZDZIAŁ! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi... Spokojnie, Mazohyst... Tom też nie jest święty... Więcej nie powiem...

      Usuń
  3. Bill to jakiś głupi, serio.. Rozumiem, że mogło mu się zrobić żal, no powiedzmy, jego "przyjaciela", ale bez przesady.. Nie musiał go całować. Nie wiem, czemu to zrobił, skoro wiedział, że kocha Toma i tylko jego. Bądź, co bądź, to mały krok do zdrady. Mały, ale jednak jest i się liczy. I tak pewnie miałby wyrzuty sumienia po tym pocałunku.. Chociaż.. To jak Dredziarz przyłapał go na gorącym uczynku, jednak było gorsze. A teraz Tom postanowił wyjechać, cholera.. No cóż... Teraz pozostaje czekać na kolejną część, więc życzę ci Sinnlos dużo weny. I wstawiaj coś szybko. :D Już się doczekać nie mogę na nowy odcinek.

    Pozdrawiam,
    Illusion.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaaa Nie no to nie może się tak skończyć prawda? Oni będą razem...
    Mam taką nadzieje a teraz ode czytać dalej:*

    OdpowiedzUsuń