czwartek, 9 maja 2013

25. Wie lange ich noch kämpfen kann?


Ależ mnie napadło! 8 stron A4!!! Zapraszam do czytania i komentowania! Rozdział niesprawdzony.

25. Wie lange ich noch kämpfen kann?

Pobudka, jaką mi zaserwowano była najmniej przyjemną, z jaką kiedykolwiek miałem do czynienia.
Ktoś się na mnie rzucił i zaczął śmiać na głos. I nie ktoś, a ona. To był zdecydowanie dziewczęcy głos.
Otworzyłem powoli oczy i zobaczyłem twarz brunetki.
Melania.
Mruknąłem głośno, wyrażając swoje niezadowolenie.
- Złaź!- warknąłem, ale ona tylko bardziej się roześmiała.
Podniosłem się do siadu i przetarłem twarz. W drzwiach stała Asma.
- Hej, Bill - odezwała się, nie mogąc również powstrzymać śmiechu.
Luc’a nie było w pokoju.
Spojrzałem na zegarek. Prawie równo południe. Nie ma to jak spać dwanaście godzin. Tak się odbijają noce spędzone z chłopakami w studiu, podczas których pracowaliśmy nad piosenkami.
- Ubieraj się. Mamy genialny pomysł i nie możesz nam odmówić!- Mel poklepała mnie po ramieniu i razem z przyjaciółką opuściły pomieszczenie.
Co oni znowu, do cholery, wymyślili?!
Ociągając się trochę poczłapałem do łazienki, gdzie ubrałem czyste rzeczy, zabrane z domu i zaopiekowałem się zarówno włosami, jak i twarzą.
Spakowałem torbę i napisałem do Toma, że Gordon może już po mnie przyjechać. Tak, wiem… Powinienem był napisać do ojczyma, ale jako, że Tommi był pierwszy na liście…
Zszedłem do kuchni, gdzie trójka moich przyjaciół popijała pepsi.
Luc postawił mi przed nosem talerz z kanapkami. Oczywiście, z dżemem brzoskwiniowym, żeby nie było niedomówień.
Złapałem za jedną z kanapek i zacząłem w ciszy konsumować.
- To powiedzie mi, co znowu za plan uknuliście?- mruknąłem, przypatrując się uważnie każdemu z nich.
Zachichotali. Wszyscy razem. Dwie szatynki i rudy.
- Mamy propozycje nie od odrzucenia, Bill - oznajmiła Asma.
- To się zaraz okaże…- odpowiedziałem chłodem na ich nadmiar ekscytacji.
- Proponujemy wyjazd nad jezioro - powiedział Luc.- Tylko nasza czwórka, na tydzień.
No tym to mnie zaskoczyli. Chcieli odbudować relacje, wiedziałem to. Ale czy ja mogłem sobie pozwolić na choćby tydzień wakacji? Z daleka od muzyki, piosenek, zespołu… TOMA?!
Zmierzyłem ich wzrokiem.
- Ale chyba moglibyśmy wziąć Toma…-zacząłem, ale Rudy mi przerwał. Był jakby… wściekły?
- A nie możemy spędzić czasu razem tylko MY? Tak jak kiedyś, gdy nie było twojego brata. Na pewno wspominasz te czasy…- Spojrzał na mnie i odznaczył w pamięci mój spuszczony wzrok i brak jakiegokolwiek potwierdzenia.- Acha… Czyli jednak zapomniałeś o nas…- żachnął się i chciał wyjść z pokoju, ale zatrzymałem go, łapiąc za nadgarstek.
To znaczy, dla ścisłości, miałem zamiar złapać go za nadgarstek, jednak w rękę wpadła mi jego dłoń.
- Wcale, że nie zapomniałem!- zaprzeczyłem jego słowom.- Pojadę - zgodziłem się.
- I oddasz nam telefon - powiedziała Melania.
- Co?!- warknąłem.
- Straciliśmy cię i chcemy odzyskać, Bill. Nic ci się nie stanie, jak odetniesz się od świata na tydzień - wytłumaczyła.
Zastanowiłem się. Nie chciałem wyjść na bezdusznego wystawiacza przyjaciół. W końcu przeżyliśmy razem te parę lat. Podziwiali mnie i zawsze byli na moje zawołanie. Chyba… Chyba mogłem się na to zgodzić.
- No dobra - mruknąłem trochę obrażony, że śmią mi jeszcze stawiać warunki.- Ale tylko tydzień.- Pogroziłem im palcem.- Tam gdzie zawsze?- zapytałem i odpowiedziały mi skinięcia głów.- OK. To kiedy wyjazd?
- Jutro!- zaświergotała Melania i mnie przytuliła.
- Dobra… Niech wam będzie… Z kim jedziemy?- Zadałem ostatnie pytanie, bo już zauważyłem samochód Gordona na pojeździe.
- Z moim ojcem - odpowiedziała Asma.
- Będę gotowy na jedenastą - oznajmiłem napuszony i wstałem od stołu.- I zostawcie mi dużo miejsca w bagażniku, w przeciwnym razie będziecie jechać z walizkami na kolanach - dodałem i zgarnąłem torbę.- Cześć.- Opuściłem dom, nie czekając aż ktoś mi odpowie.
Skierowałem się w stronę samochodu.
Wsiadłem i opowiedziałem o swoich planach Gordonowi, który również stwierdził, że to doskonały pomysł wyjechać na kilka dni i się odizolować od rzeczywistości.
Pozostawało tylko obwieścić to bratu.
W domu była jakaś dziwna cisza. Mama jak zawsze w pracy. Gordon z powrotem zaszył się  w projektach willi z basenami. Udałem się, więc od razu do pokoju Toma, gdzie ze zdziwieniem stwierdziłem, że go nie ma. Potem poszedłem do studia, myśląc, że może coś sobie przygrywa, jednak i tam było pusto. Czyżby wyszedł z domu?
Zrezygnowany skierowałem się do swojego pokoju.
Otworzyłem drzwi i na widok, jaki zastałem, torba wypadła mi z ręki, a szczęka opadła, pozostawiając moje usta rozdziawione. Zamrugałem parokrotnie, aby upewnić się, że to co widzę to jawa, a nie sen.
Kopnąłem pospiesznie torbę do środka, zamknąłem drzwi i przekręciłem w nich klucz, a potem oparłem się o nie całą powierzchnią pleców. Teraz mogłem dokładniej przyjrzeć się temu, co wydawało się bardziej nierealne niż śnieg 23 czerwca.
Na moim łóżku leżała lekko opalona osoba z blond dredami, które mogły należeć tylko do jednej osoby. Tom był nagi, o czym świadczyły ubrania porozwalane dookoła, a czego bym się sam nie domyślił, bo całe jego, idealne dla mnie, ciało było przykryte lśniącą chmurką bitej śmietany. W życiu nie widziałem na jego twarzy takiego ogromnego uśmiechu i tylu iskierek radości w oczach. Tak… dokładnie zdawałem sobie sprawę z tego, że jedną ich połowę wywołały jego wizje na temat, co miało zamiar się wydarzyć, a drugą moja, na pewno bezbłędna, mina, gdy otworzyłem drzwi do pokoju.
Gdy już otrząsnąłem się z tego szoku…
Parsknąłem śmiechem i uśmiechnąłem na widok jego erekcji, całej w bitej śmietanie, oczywiście.
Zaśmiałem się ponownie, bardzo głośno. Spojrzał na mnie z zawstydzeniem, pewnie myślał, że z nie go się nabijam.
- Spokojnie, Tom…- Złapałem się za brzuch, bo nie mogłem złapać tchu.- Właśnie zobaczyłem minę Gordona, który wszedł tu zamiast mnie. Hahaha….
Zmarszczył czoło i po chwili również zachichotał.
- Lubisz bitą śmietanę.- Było to raczej stwierdzenie niż pytanie.
- Oczywiście…- potwierdziłem.
- No to podano do stołu…- Uśmiechnął się niegrzecznie, pociągająco i łobuzersko jednocześnie.
Oddech mi przyspieszył.
W jednej sekundzie pozbyłem się butów, jeszcze szybciej koszulki. Spodnie zajęły mi odrobinę więcej twarzy ze względu na swoją obcisłość. Skarpetki, bokserki i…
… i stanąłem nad Tomem, oblizując wargi na ten niesamowity widok.
Wdrapałem się na łóżko, klękając przy nim. Pochyliłem się nad jego twarzą i pochłaniając pierwszą porcję bitej śmietany, wpiłem się w jego wargi, od razu rozsuwając jego usta swoim zwinnym języczkiem i razem z nim konsumując biały puch.
Spojrzałem zadowolony w jego oczy.
- Co ci strzeliło do głowy, wariacie?- Zaśmiałem się.
- Trzeba było cię jakoś powitać, nie…?- Uśmiechnął się niewinnie.
Prychnąłem i pochyliłem się nad jego szyją, gdzie pochłonąłem kolejne kalorie, wysysając śmietankę z jego z jego skóry.
Z początku miał jedynie przyspieszony oddech i pomrukiwał, jednak, gdy wytyczyłem sobie dalszą ścieżkę, czyszcząc jego barki i docierając do sutków, jęknął przeciągle. Zafascynowany jego podniecającym odgłosem ugryzłem go tam jeszcze raz, zaraz zastępując zęby językiem i wargami. Wymęczyłem najpierw prawy, potem lewy sutek.
Zszedłem w dół, zajmując się należycie jego brzuchem, na którym było zdecydowanie najwięcej śmietany. Co chwilę powracałem z tą magiczną bitą śmietaną na wargach do jego ust, aby również mógł ją smakować, a przy okazji mogłem skraść kilka głębokich pocałunków.
Gdy doszedłem do podbrzusza, jego penis stał całkowicie na baczność, zresztą podobnie jak i mój.
Jednak ominąłem to miejsce, chcąc pomęczyć go jeszcze bardziej i uklęknąłem między jego nogami i zająłem kolanami, gdzie kończyły się ślady bitej śmietany.
Zbliżałem ponownie ku podbrzuszu, jednak jeszcze wolniej niż przedtem po brzuchu.
- Bill…- jęknął głośno, gdy polizałem wnętrze jego ud.- Błagam…
Uśmiechnąłem się i spojrzałem, na jego zaciśnięte z podniecenia i przyjemności oczy.
Powędrowałem do góry i pocałowałem policzek, a potem jeszcze raz usta. Oddał pocałunek z zaangażowaniem, ale ciągle miał zamknięte oczy.
- Otwórz oczy, kochanie…- wymruczałem mu do ucha.- Chcę widzieć w nich rozkosz, gdy dojdziesz…
Od razu podniósł powieki i spojrzał na mnie rozszerzonymi źrenicami i płynną namiętnością w czekoladowych tęczówkach.
Powróciłem „na dół” i złapałem jego biodra, wbijając w nie paznokcie, aż syknął, jednak nie odnalazłem w tym dźwięku ani grama bólu czy protestu.
Patrząc cały czas w jego oczy, objąłem ustami końcówkę jego penisa i zacząłem ssać. Był słodki i taki… taaa…. śmietankowy… hihi…
Wziąłem go głębiej i lizałem. Rękoma pracowałem w górę i dół u nasady, a potem pieściłem jądra, biorąc go tak głęboko, że dotykał tylnej ściany mojego gardła, powodując lekki odruch wymiotny, przez co byłem zmuszony trochę się wycofać.
Ani razu nie spuściłem wzroku z jego oczu, a i on patrzył tylko w moje tęczówki. Jego oddech był urywany, serce biło jak szalone. Wiedziałem to, bo jego penis pulsował mocno w moich ustach i drgał, dając znak, że mój brat zaraz dojdzie. Słonawy płyn sączył się już na mój język. Ręce Toma powędrowały na moją głowę, wplatając się w moje włosy i przyciskając mnie jeszcze bardziej do siebie. Jego biodra pracowały, unosząc się w rytm sunięcia moich ust po penisie.
- Ahh… Billy… Ja…
Nie dokończył mówić, bo doszedł w moich ustach, nieposłusznie zamykając oczy.
Pogłaskałem jogo policzek, a jego oczy się otworzyły. Przełknąłem jego spermę. Ta czynność byłaby bezsensowną, gdyby nie patrzył.
Przytulił mnie do siebie, całując głęboko, penetrując moje usta swoim językiem i głaszcząc po karku i głowie.
Dochodził do siebie po jednym z najmocniejszych orgazmów, jakie dzięki mnie osiągnął.
- Teraz ty, Billy…- wyszeptał.
Bez problemu położył mnie pod sobą i usiadł okrakiem na moich biodrach.
Pochylił się, żeby mnie pocałować, ale zakryłem jego usta dłonią. Odsunął się zdziwiony.
- Muszę ci coś powiedzieć, Tom…- zacząłem, dalej pamiętając o tym, by przekazać mu wiadomość o moich, konkretniej już Melanii, Asmy i Luc’a, planach.
- Co się stało?- Jego głos zdradzał zmartwienie.- Luc coś ci zrobił?!- wzburzył się i zaczął jakby… dygotać ze złości…
- Nie!- Złapałem go za ramiona, próbując natychmiast uspokoić.- Spokojnie. Nic mi nie zrobił.- Swoją drogą podobało mi się, jak się o mnie martwi.- Po prostu wyjeżdżam na tydzień, Tom, i nie będziemy mieli kontaktu - obwieściłem.
- Z kim? Gdzie? Kiedy? Dlaczego? Jak to bez kontaktu?- Posypały się pytania. Obserwował mnie uważnie.
- Asma, Melania i Luc chcą odbudować naszą więź i zaproponowali tygodniowy wyjazd nad jezioro, do domku rodziców Mel i Luc’a. Jedziemy tylko w czwórkę. Chcą, żeby było jak za dawnych czasów.
- Czyli beze mnie…- burknął i zszedł ze mnie.
- Nie… Tom… to nie tak…- zaprzeczyłem, choć doskonale wiedziałem, że ma rację. Złapałem jego twarz w dłonie.- Nikt mnie tobie nie odbierze, Tommi. Jestem tylko twój…- wyszeptałem mu do ucha, całując zaraz jego pełne wargi.- Wyjeżdżamy jutro. Szybciej wrócimy. Będę się tam bez ciebie cholernie nudził, ale oni się uparli. Dam im te ostatnie chwile nadziei, że nasz przyjaźń przetrwa próbę czasu - szeptałem.- Jeśli zaczniemy trasę koncertową, to będzie definitywny koniec naszej przyjaźni. Niech się tydzień pocieszą - przekonywałem go.- Zabiorą mi telefon, żebym odciął się od rzeczywistości, więc nie pisz sprośnych smsów.
Prychnął. I przyjrzał mi się uważnie.
- I dziewczyna Georga tam będzie?- zapytał.
- Tak, Asma jedzie z nami.
- I tylko tydzień?- upewnił się.
- Tak.- Kiwnąłem głową.
- Ale chcę mieć dokładny adres tego miejsca - zażądał.
- Oczywiście. Napiszę ci później na kartce - obiecałem.
- No… dobra… z niechęcią… ale… niech już będzie - zgodził się w końcu całkowicie niezadowolony.
Pogładził mojego penisa.
- Tak się tobą dzisiaj zajmę, że przez kolejny tydzień, nie będziesz miał siły myśleć o seksie - obiecał ze sprośną miną.- O ile twoje mięśnie nie rozpłyną się wcześniej z rozkoszy…- dodał, szepcząc do mojego uszka.- Ten zakochany w tobie idiota niech sobie nie myśli, że będziesz jego. Jesteś tylko mój.
Zachichotałem.
Szybko znalazł się między moimi nogami, pochylając nad moim przyrodzeniem w stanie bolesnej erekcji.
Polizał końcówkę miękkim i wilgotnym językiem, na co jęknąłem przeciągle.
- Ohhh… Tom… Ahhhh…- Wczepiłem ręce w jego blond dredy i ścisnąłem.
Wsadził go sobie do budzi mrucząc cicho i zaczynając ssać i obciągać na przemian.
- Błagam… Tom…- jęczałem.- Szybciej…ahh… szybciej….
Tom się uśmiechał z moim penisem w ustach i wyglądało to kurewsko podniecająco i niegrzecznie.
Zajął się moimi jądrami, głaszcząc je i co jakiś czas całując.
Nie potrzebowałem wiele, żeby dojść, tak więc niecałe dwie minuty później spuściłem się w usta Toma. Strużka mojej spermy wypłynęła mi z kącika ust, gdy przełykał. Pociągnąłem go za kark i przyciągnąłem do siebie, zlizując biały płyn i od razu pogłębiając pocałunek. Nasze nasienia mieszały się teraz na naszych językach w dzikim tańcu.
Opadł obok mnie i przytulił do siebie mocno.
- Cały się kleisz…- zamruczałem mu do ucha, a potem zniżyłem na wysokość klatki piersiowej, aby ponownie ucałować słodkie ciało.
- Mogę sobie iść…-droczył się.
- Primo jeden, doskonale wiesz, że mnie nie zostawisz, primo dwa, zapewne już zaplanowałeś sposób pozbywania się tego cukru z ciała…
Zaśmiał się.
- Wspólna kąpiel?- zapytał z nadzieją.
- Uhm…- potwierdziłem, że właśnie o to mi chodziło.
Podniósł się i wziął mnie na ręce. Mówił, że lubił mnie nosić, bo byłem taki leciutki i kruchutki. A mnie się to podobało, więc nie protestowałem.
Cały czas trzymając mnie na rękach odkręcił wodę w wannie (taaa… wreszcie się na coś przydała…) i wsadził mnie do środka zaraz dołączając do mnie i siadając za mną w rozkroku. Wpasowałem się tyłkiem między jego nogi i oparłem plecami o jego klatkę piersiową. Objął mnie rękami i przytulił do siebie.
Uwielbiałem te momenty. Cisza, ciepło i bliskość naszych ciał. Nie potrzeba było nic innego. Żadnych zbędnych słów. Ale czasami uwielbialiśmy także rozmawiać. Nie o niczym. Na konkretne tematy. Najczęściej rozmawialiśmy o swojej przeszłości.
- Bill…- mruknął mi do ucha, a ja otworzyłem oczy, które zamknąłem na czas marzenia.
- Uhm…- potwierdziłem, że go słucham.
Chwila przerwy. Pewnie zastanawiał się, czy dobrze zrobi, jeśli zapyta.
- Podoba ci się Luc?- Zadał w końcu pytanie.
Odwróciłem się natychmiastowo i usiadłem okrakiem na jego kolanach, ujmując jego twarz w dłonie. Zajrzałem głęboko w jego oczy.
- Tom, ile razy mam ci mówić, że nie podobają mi się chłopcy?- zapytałem tak naprawdę nie oczekując odpowiedzi.- Ani dziewczyny. Przecież wiesz. I George też na pewno ci opowiadał, pod jakim kątem na nie patrzę.- Skinął lekko głową.- Nie umiem tego racjonalnie wyjaśnić, Tom, ale podobasz mi się tylko ty, jako jedyny człowiek na ziemi, tylko ty…- Pocałowałem go czule.- Co mam zrobić, żeby ci to udowodnić?
- Nic, Billy…- wyszeptał wzruszony.- Wierzę ci, braciszku…- Pogłaskał mnie po głowie.
Naburmuszyłem się i zawstydziłem.
- Nie nazywaj mnie tak, gdy znajdujemy się w takiej sytuacji…- burknąłem.- Już i tak czuje się jak ostatni zbok, nie musisz mi o tym przypominać…- Spuściłem wzrok.
Ujął mój podbródek i sprawił, że spojrzałem mu w oczy.
- Mimo wszystko, wydaje mi się, że lepiej mieć świadomość naszego pokrewieństwa, gdy to robimy, niżeli spotkać się, jak już o tym mówiliśmy w Berlinie za kilka lat, zakochać się i odkryć korzenie po paru latach.- Uśmiechnął się.- Kochanie…- dodał.
Przytulił mnie do siebie i już nie puścił.
Leżeliśmy tak dopóki nie ostygła woda. Potem przenieśliśmy się pod gorący prysznic, gdzie umyliśmy się nawzajem i przy okazji po raz drugi sobie ulżyliśmy.
Wyszliśmy z łazienki po około dwóch godzinach, a w pokoju od razu dopadło nas szarpanie za klamkę.
Spojrzałem przerażony na Toma, który migiem zaczął zbierać ubrania i się ubierać. Ja zdążyłem jedynie dorwać bokserki.
- Bill! Otwieraj, kurwa!- Usłyszeliśmy wściekłe wrzaski George’a. Zastanawiałem się, ile już tam stali.
Naciągnąłem koszulkę. Z rezygnacją spojrzałem na spodnie, z którymi nie miałem szans w tak krótkim momencie.
Podszedłem do drzwi i upewniając się, że Tom siedzi już gotowy w fotelu z miną obojętności, a nie odczuwanej jeszcze przyjemności, przekręciłem kluczyk, a G&G od razu wpadli do środka.
Basista spojrzał na mnie wściekle, potem przeniósł wzrok na Toma.
- Po co się, kurwa, zamykacie, przecież nikogo nie ma w domu!- krzyknął.
Wziąłem spodnie z krzesła i kontynuowałem czynność ubierania się.
- Co wy tu wyprawiacie?- dalej pytał długowłosy szatyn.- Może się pieprzycie, co?!- Zaśmiał się, dalej będąc wściekłym.
Spojrzałem na niego jednocześnie z przestrachem w oczach, co jednak musiał odebrać za złość.
- Pojebało cię, kurwa?!!- wrzasnął Tom.- Już oprócz tego, że to obrzydliwe to nielegalne!- Był naprawdę przekonujący, a mnie coś ukłuło w sercu.- Toż to tylko popaprani napaleńcy mogą iść na taki układ! Do reszty oszalałeś!
George został wbity w ziemię.
Tom zauważył moją niewyraźną minę, która mogła zwiastować płacz.
Mój brat rozłożył ręce.
- Chodź do mnie, Billy…- wyszeptał, ale ja się nie ruszyłem.- Widzisz, idioto?!- znów krzyczał na i tak czującego się głupio basistę.- Jak możesz mówić tak okropne rzeczy i żartować z naszej więzi?
Wstał, wziął mnie za rękę i powrócił na fotel, usadawiając mnie sobie na kolanach i przytulając do siebie mocno. Zakryty moimi włosami wyszeptał mi do uszka: „przepraszam”. Było szczere, nie tak jak tamte kłamstwa, które wyszły z jego cudnych ust tylko po to by nas nie wydać.
- Wypierdalać!- warknął i ukrył mnie w swoich ramionach.- Zaraz przyjdziemy do studia…- dodał.
Gustav spoglądał na George’a surowym wzrokiem i raczej też się na niego obraził, bo odwrócił się na pięcie i na nic nie patrząc, zniknął z pokoju.
- Sorry…- wydusił z siebie długowłosy i również uciekł, zatrzaskując za sobą drzwi.
Zostaliśmy sami.
- Wiem, że kłamałeś, „popaprany napaleńcu”, ale zabolało…- Pociągnąłem nosem i trochę się zaśmiałem.- Przepraszam…- wyszeptałem i spojrzałem w jego oczy.
Pocałował mnie czule parę razy, a potem scałował moje łzy.
- Nie zostawisz mnie, prawda, braciszku… kochanie….- zapytał.
- Tak jak ty mnie nie zostawisz - obiecałem.
Opuściliśmy pokój i udaliśmy się do studia, gdzie wspólnie zadecydowaliśmy, że dla dobra zespołu zapomnimy o całym incydencie. Zrobiliśmy krótką próbę i powiedziałem, że wyjeżdżam na tydzień. Mieli ćwiczyć codziennie z Tomem i wymyślać jakie nowe riffy.
Około dwudziestej spakowałem się w dwie walizki (nigdy nic nie wiadomo… ja muszę się czasem przebierać w trzy różne komplety dziennie) i udałem się do Toma, zamkniętego w pokoju.
Otworzyłem drzwi jego sypialni i wróciłem do siebie. To był znak, że możemy już ponownie być razem.
Dużo rozmawialiśmy, potem po raz ostatni tamtego dnia oddaliśmy się przyjemności seksu oralnego, a następnie zasnąłem, wtulony w Toma jak mały kotek.
Jak długo mógłbym walczyć o Toma i tą miłość? Przez całą wieczność. Dopóki bym ich nie dostał.

1 komentarz :

  1. Mówiłam już, że uwielbiam Ciebie i to opowiadanie? Nie? To teraz mówię! KOCHAM TO! <333333
    DAWAJ SZYBKO KOLEJNY ROZDZIAŁ BO NIE WYTRZYMAM <3
    uzależniłam się od tego opowiadania... :3
    Weny!

    OdpowiedzUsuń